- Opowiadanie: gonzo - iMan

iMan

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

iMan

To wydarzyło się w niedalekiej przyszłości.

Salon z ekskluzywną bielizną damską marki Tori Ferge zawsze przyciągał uwagę. Mieszcząca się przy Piątej Alei ekspozycja uwodziła, rozpalała zmysły i fantazje. Tori Ferge nie była tylko skąpą, misternie zaprojektowaną bielizną. Tori Ferge była urzeczywistnieniem najbardziej intymnych marzeń każdej kobiety. I miała swoją cenę. Dlatego, kiedy pojawiła się przecena kolekcji ‘Miss Seductress', wiele kobiet straciło głowę, pieniądze i poczucie czasu. Jedną z nich była M.

M. wyszła z salonu później, niż planowała.

– Znowu jestem spóźniona – stwierdziła. Minęła kilku młodych mężczyzn. Kiedy przechodziła obok, przerwali rozmowę. Po chwili wymienili poglądy:

– Niezłe ciało – mruknął pierwszy, wodząc wzrokiem po figurze M. wyraźnie zarysowanej pod zwiewną sukienką.

– No i te zmysłowe usta – powiedział drugi.

– Panowie, piersi, perfumy i kości policzkowe -dorzucił trzeci.

Czwarty nic nie mówił. Gapił się na tyłek.

M. zwracała uwagę.

Przeszła cała Piątą Aleję i skręciła w Czwartą. Tutaj mieściło się najwięcej światowej sławy salonów z kosmetykami. M. nie zwracała na nie teraz uwagi. Chciała jak najszybciej wydostać się z Trzeciego Kręgu Galerii Miejskiej. W tym celu musiała dojść do centralnego punktu, którym był kryształowy wodospad.

Weszła w Drugą Aleję, by po chwili skręcić w Marcepanowy Zaułek. Stamtąd była już prosta droga do wodospadu. Jedyną przeszkodą stanowiły tłumy ludzi. Podobnie jak M., błądzili w labiryncie Galerii, by w końcu trafić pod wodospad. Tam mieściła się informacja.

M. dotarła do centrum Trzeciego Kręgu. I, jak zawsze, widok zaparł jej dech w piersi.

Galeria Miejska to prawie milion metrów kwadratowych powierzchni handlowo-rozrywkowej. Podzielona jest na siedem kręgów, liczących łącznie kilkaset metrów wysokości. Pod powierzchnią Galerii mieści się również siedem poziomów parkingów. Cała konstrukcja przypomina z lotu monumantalny stożek z diamentowego szkła i stali, otoczony lasem jeszcze wyższych, lśniących wieżowców. To bijące serce metropolii napędzają liczne aorty komunikacyjne wpuszczone w Galerię. Na poziomie Pierwszego Kręgu Podziemnego mieszczą się cztery stacje metra, wychodzące na wszystkie strony świata. Pierwszy i Drugi Krąg obleka skomplikowana sieć kolei elektrycznej, a ponad głównymi alejami najniższego kręgu codziennie przewija się tysiące samochodów. Pędzą przez misterną konstrukcję nadziemnych korytarzy autostrady, zbudawanej z niezniszczalnego szkła diamentowego. Codziennie przepływają tędy niezliczone ilości klientów i pieniędzy.

Mieszczą się tutaj również lotnisko oraz najważniejsze hotele od Qubus'a po Marriott. Galeria to miasto w mieście, żyjąca swoim własnym, nieustannym życiem. Nie jest jednak największa. Galerii Miejskiej wiele brakuje do takich kolosów, jak nowojorski Massive Store, londyński Great Ben, czy oddalony o kilkaset kilometrów Franz Josef.

Jądrem Galerii, wokół którego obracało się życie tej wielopłaszczyznowej struktury był kryształowy wodospad. Swoje źródła miał w iglicy, znajdującej się na szczycie konstrukcji i spływał wprost do okrągłego jeziora, mieszczącego się na środku Pierwszego Kręgu. Był tak zaprojektowany, by spływał idealnie prostopadle przez środek Galerii.

W kryształowym wodospadzie nie płynęła woda, ale ciekła informacja. Dotyczyła wszystkiego, co było związane z Galerią, jej klientami i tranzakcjami. Informacja miała sporo wspólnego z wodą. Kiedy spływała, mieniła się tysiącem drobnych kryształów. Kiedy rozbijała się z impetem o taflę jeziora, tworzyła wzburzoną pianę. Tonom szybko spływającej informacji towarzyszył szum, powiew rześkiego powietrza i zachwyt oglądających.

M. nie miała zbyt wiele czasu na podziwianie kryształowego wodospadu. Musiała jak najszybciej dowiedzieć się, któredy trafi do Kawiarni Dantego. Tam czekała na nią przyjaciółka.

Wyciągnęła lewy nadgarstek w stronę wodospadu, tak, jakby pokazywała, która jest godzina. Na gustownym, skórzanym pasku miała zapięty iMan. Po chwili cofnęła rękę. Przed jej oczami pojawiła się interaktywna mapa Galerii Miejskiej. Znalazła w indeksie Kawiarnię Dantego. Nacisnęła. Mapa zniknęła, a w jej miejscu pojawił się pracownik obsługi

w granatowym garniturze.

– Szanowna pani, proszę za mną.

*

 

– DTI?

– Dział Transferu Informacji – H. odpowiedział na pytanie M. – Od niedawna tam pracuję.

Siedzieli we trójkę przy stoliku w Kawiarnii Dantego. M. piła latte z porcelany Rosenthala. Naprzeciwko niej siedziała K., przyjaciółka z czasów Akademii i jej mąż, sympatyczny i trochę gadatliwy H.

– H-ciku – K. zawsze mówiła do męża zdrobnieniem – nie zamęczaj mojej najlepszej przyjaciółki szczegółami swojej pracy.

– Ależ nie – M.zaprzeczyła. – Szczerze mówiąc jestem bardzo ciekawa, jak wygląda wyciąganie z człowieka duszy.

– Nie tak staroświecko – H. pokręcił głową. – Zajmuję się wyciąganiem informacji. Dusza to zbyt nieprecyzyjne i tajemnicze określenie. Przecież nie żyjemy w średniowieczu, drogie dziewczyny. Każdy dzieciak wie, że…No ale dobrze – H. szybko wrócił do tematu, widząc, że K. chce mu wejść w słowo. – To wcale nie jest takie skomplikowane. Siedzę od ósmej do szesnastej w salonie T Mobile i obsługuję klientów. Załóżmy, że jesteś klientką – H. zwrócił się bezpośrednio do M. – Podchodzisz do mnie i mówisz: chciałabym najnowoższy model iMana. Ja mówię: oczywiście, proszę pani. Proszę mi tylko powiedzieć, jaki operator panią obsługuje?– Zrobił krótką pauzę. – I teraz, jeżeli klientka mówi, że T Mobile, to odsyłam ją do Działu Sprzedaży. Jeżeli jest u konkurencji, w Orange na przykład, to szanowna klientka podpisuje zgodę na przeniesienie pliku z jej informacją między operatorami.

– A jeżeli nie mam iMana? – M. spytała znad filiżanki.

– Wiesz M., teraz przeważnie każdy trzylatek ma swojego.

– Po co trzylatkowi iMan? – oburzyła się K.

– Moda i kontrola – wyjaśnił H. – Gadżety dla najmłodszych mają pełno gier. Wielką Trójcę natomiast aktywuje się dopiero po siódmym roku życia. W teorii oczywiście. Wielu rodziców ma gdzieś instrukcję i przepisy bezpieczeństwa. Przeważnie uruchamiają jedną albo dwie aplikacje z Trójcy. Dla kontroli właśnie. No bo po co wam DMN albo SBLL?

– H-ciku, możesz nie mówić waszym żargonem?

– Ech… – H. westchnął. – Dziewczyny, używacie tego od dziecka i nie wiecie czym jest DMN albo SBLL? O TRPS nie wspomnę.

– Kochanie, a zawracasz sobie głowę tym, skąd się bierze obiad albo czyste skarpetki, odkąd zamieszkaliśmy razem?

M. roześmiała się.

– No dobrze – H. pokręcił głową.

– To jest Wielka Trójca? – spytała M.

– Dokładnie. Generalnie DMN podpowiada wybory, no wiecie, w jakim zawodzie najbardziej się spełnicie, z kim powinnyście się spotykać, wiązać i na ile procent będzie to udane, i tak dalej,i tak dalej. Tego chyba nie trzeba wam wyjaśniać. – Zgodnie kiwnęły głowami. – To dobrze. SBLL, mówiąc w dużym uproszczeniu, przepowiada przyszłość na podstawie tego co robicie i myślicie teraz i w przeszłości. Parametrów jest więcej oczywiście, ale nie chcę was zanudzać. Chyba, że jesteście ciekawe.

– Może nie dzisiaj, kochanie.

– No dobrze. Na czym to ja…Aha. No i rodzice załączają takiemu malcowi aplikację SBLL, zanim puszczą go samego do piaskownicy i sprawdzają, czy nie zakrztusi się piachem albo nikt go nie porwie.

– No dobrze, a ta trzecia aplikacja? – spytała M.

– TRPS? – H. wzruszył ramionami. – Pamiętacie może jak kilka lat temu toczyła się dyskusja wokół wprowadzenia nowej, szokującej aplikacji?

– Sprawdź kiedy umrzesz?

– Tak kochanie. Właśnie wtedy koncerny przekonywały świat, że w gruncie rzeczy lepiej wiedzieć, kiedy się umrze, bo można dzięki temu załatwić wszystkie sprawy za wczasu i nacieszyć się życiem.

– Ja nie widzę w tym nic szokującego H-ciku. Dla mnie to ma sens. Zresztą

pamiętam, jak moja babka dowiedziałą się, że umrze w przeciągu dwóch lat. Zawczasu kazała zasadzić róże w ogródku, żeby mogła odejść na wolnym powietrzu. Miała umrzeć jakoś między siedemnastym a dwudziestym drugim maja. I co? Nikt nie płakał, każdy się przyzwyczaił do myśli, że babka odejdzie wtedy i wtedy. Nawet razem grilla zrobiliśmy w dniu jej śmierci. Była bardzo szczęśliwa.– K. zakończyła anegdotę. Po chiwli jednak dodała – Poza tym teraz każdy iMan ma tą opcję.

– Mój nie ma – odezwała się M.

– Widocznie masz starszy model – stwierdził H. – Jak chcesz, to ci załatwię nowszą wersję.

– Byłoby cudownie – uśmiechnęła się do męża przyjaciółki. – Dzięki H.

– Nie ma sprawy.

– A ja to musiałam się prosić dwa miesiące– K. powiedziała z wyrzutem. – Widzisz jaki jesteś?

– Kochany?

– Pfffy!

M. znowu się roześmiała. Pomyślała, że doskonale się dobrali. Lub też iMan ich dobrał.

Lubiła przesiadywać w Kawiarnii Dantego. Mieściła się w Siódmym Kręgu, który powoli obracał się wokół własnej osi. Za szybą ze szkła diamentowego M. widziała potężne, połyskujące w słońcu budynki metropolii. Słońce powoli chyliło się w stronę zachodu,

a stolica lśniła złotem. Miasto o tej porze było wyjątkowo piękne.

– M. nie dokończyłem ci opowiadać o mojej pracy – H. wyrwał ją z zamyślenia.

– Faktycznie – namyśliła się przez chwilę. – Jak wyciągasz z ludzi du… informację?

– Załóżmy, że nie masz jeszcze iMana albo masz trzy lata i przychodzisz z rodzicami. Zabieram cię wtedy do całkowicie jasnego pomieszczenia. Nazywamy je salą operacyjną. Proszę cię, żebyś usiadła na fotelu.

– Pamiętam, taki jak u dentysty – M. przypomniała sobie, jak kilkanaście lat temu przeszła podobny zabieg.

– Dokładnie taki. Jak widzisz nic się nie zmieniło w tej kwestii.– H. przytaknął jej

i wrócił do opisu. – Potem wychodzę z pomieszczenia. Ważne jest, żeby nikogo poza klientem nie było w środku. I teraz jest najlepsze. Klient po prostu siedzi i czeka, aż coś się zacznie dziać. A tu nic. Czeka dalej. Po pięciu minutach proszony jest o wyjście. Dla niego tak wygląda zabieg poboru informacji. Na pewno to pamiętasz.

M. pamiętała.

– Tymczasem od pierwszej sekundy, kiedy klient zostaje sam, dzieje się naprawdę sporo.– H. zapłonęły iskierki w oczach – To pomieszczenie to olbrzymi i bardzo czuły skaner. Skanuje klienta na wielu płaszczyznach, w tym na poziomie informacji. I, kiedy wszystko ma już zeskanowane, pobiera fragment informacji i konwertuje go na format .soul.

– I tyle? – M. zdziwiła się, że to takie proste.

– Tyle? – oburzył się H.– Przecież to są miliardy operacji na sekundę!

– Dobrze, a co się potem dzieje?

– Przesyłam zformatowany fragment informacji do Działu Fuzji. Potem plik .soul jest konwertowany z odpowiednim iManem i po tygodniu odsyłamy go do domu klienta. – Wyglądało na to, że H. skończył swój wywód. Po chwili jednak podjął. – No i jest coś jeszcze. Sporo pracy papierkowej dla T Union.

M. znała tą nazwę z wiadomości. Z tego, co pamiętała T Mobile i Union Bank stworzyły wspólnie spółkę, która zajmuje się zbieraniem kopii informacji. Taki bank informacji. Czy, jak sama wolała go nazywać, bank dusz.

– H– ciku – K. wtrąciła się wreszcie. – Słuchaj, chciałybyśmy pogadać wreszcie z M.

o ‘naszych' babskich sprawach.

– No pewnie – H. jak na komendę dopił kawę. – Tylko dokończę – mówił już na stojąco. M. zauważyła jak K. przewróciła teatralnie oczami. – Na końcu przesyłamy format .soul każdego klienta do T Union.

– Kochanie – K. spojrzała na niego wymownie.

– Dobrze, to ja w takim razie idę się przejść. – H. zasunął krzesło i wyszedł

z Kawiarnii Dantego.

Zostały same.

– Nareszcie – K. odetchnęła z ulgą. – Straszny z niego gaduła.

– Nie szkodzi – zapewniła M. – Jest bardzo sympatyczny. Przynajmniej się nie nudzisz.

– Dajmy już temu spokój. – K.machnęła ręką i przysunęła się bliżej stolika. – Opowiadaj, co się stało.

M., podobnie jak wszyscy jej znajomi nie miała poważnych problemów. Całą przyszłość i wszystkie jej możliwe wariacje miała przewidziane. Miewała jednak wątpliwości. Jedna z nich dotyczyła L., narzeczonego. K. natomiast zawsze potrafiła rozwiać te wątpliwości jednym celnym zdaniem.

M., zamiast długo tłumaczyć o co chodzi po prostu pokazała przyjaciółce iMana. Miała włączony wykres związków.

– I tylko o to chodzi? – K. zdziwiła się. – Moja droga, czym tu się przejmować? Jedna zdrada to nie problem.

– Niby nie – M. powiedziala z lekkim wahaniem w głosie. – W końcu pasujemy do siebie między siedemdziesiąt dwa a trzy procent. To jest całkiem sporo. Jeden skok w bok na pięć lat jest uwzględniony w wykresie. Tylko, że spodziewałam się go po ślubie, a nie na miesiąc przed.

– Mam na to dwie recepty – K. uspokoiła przyjaciółkę. – Po pierwsze uaktualnij sobie model iMana. Będziesz bardziej precyzyjnie przewidywać wydarzenia. Z resztą, z tego co widzę w najbliższej przyszłości przewija się mało facetów, którzy pasowaliby powyżej pięćdziesięciu procent do ciebie. Chyba, że chcesz poczekać trzy lata. Ma pojawić się Hiszpan…

– Nie – M. przerwała jej. – Już się przyzwyczaiłam do myśli o małżeństwie. Wiem, że czeka nas udane i bezpieczne życie, wspólne podróżowanie po świecie i dwójka dzieci. Chłopczyk będzie za dwa lata.

– To w czym rzecz? Macie oboje nieźle dopasowane parametry.

– Sama nie wiem. Tak jakoś mnie to zaskoczylo, mimo, że rozmawialiśmy o niej zanim… No wiesz. Od jutra wszystko wraca do normy, ale…

– No i widzisz. Tutaj wchodzi moja druga rada – K. wtrąciła rzeczowo.

– Jaka?

– Porządny, całodniowy seks.

– Jesteś mało oryginalna – M. pokręciła głową i pokazała przyjaciółce jej jutrzejszą przyszłość. Obie się roześmiały.

– Masz rację, robię się wtórna. – K. dopiła kawę. – Widzisz, nie potrzebujesz moich wskazówek. iMan i tak wie, co ci doradzę.

– Nie przesadzaj – M. pokręciła głową. – Swoją drogą, zobacz co dzisiaj kupiłam.

 

*

 

M. jechała windą.

Weekend planowała spędzić w domku za miastem. Wysłała L. imaila, że nie wraca do mieszkania i żeby przyjechał do niej po pracy. Nie musiała tego robić. Wiedziała, że dzisiaj spędzi z nim wieczór. Tak pokazywał iMan.

Na wysokości Piątego Kręgu do windy wszedł nieznajomy. Od razu ją oczarował.

Wyróżniał się z kolorowego tłumu. Wysoki, cały ubrany na czarno. Czarne buty, czarne jeansy, czarna koszula z podwiniętymi rękawami, czarny płaszcz przewieszony przez ramię, czarne, zmierzwione włosy. Oczy miał zielone.

Spojrzał na M., uśmiechnął się (odpowiedziała uśmiechem) i oparł się o szklaną ścianę, czekając na swoje piętro.

M. dostrzegła, że na nadgarstku ma iMan na skórzanym pasku. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że to nie iMan.

– Zwykły zegarek na wskazówki? – zdziwiła się. Przecież każdy teraz ma iMana.

Na poziomie Pierwszego Kręgu nieznajomy wyszedł z windy. Drzwi się zamknęły

i M. zaczęła zjeżdżać na parking. Zostawiła samochód w najchłodniejszym punkcie Galerii. W Siódmym Kręgu Podziemnym.

 

*

 

Późnym wieczorem M. jechała drogą między wrzosowiskami. Było ciemno. Reflektory oświetlały asfaltową nawierzchnię szosy. Od dłuższego czasu nie minęła żadnego samochodu. Uznała, że to dobra pora by zadzwonić do siostry.

Siostra M. była pogrążona w depresji przez ostatnie kilka tygodni. Dokonała aborcji. Było to dla niej tym dotkliwsze, że nie mogła mieć dzieci ze swoją drugą połową.. Jej iMan sugerował adopcję, natomiast odradzał zapłodnienie in vitro. Miało to wiązać się z ogromnym cierpieniem i stratą. Tak też cztery lata temu adoptowała dwumiesięcznego L., który jest teraz okazem zdrowia. Natomiast niecały rok temu postanowiła mieć drugie dziecko.Chciała je sama urodzić. Nie przejmowała się zastrzeżeniami iMana. Poddała się sztucznemu zapłodnieniu.W szóstym miesiącu ciąży dowiedziała się, że urodzi niedorozwiniętego potworka. Takie dziecko byłoby olbrzymim ciężarem. iMan oszacował czas, pracę

i cierpienie, jakie byłoby związane z wychowaniem. Oszacował również czas trwania depresji, w przypadku ewentualnej aborcji. Bardziej opłacalna była druga opcja.

Z tego, co iMan podpowiadał M. dzisiaj o dziesiątej rano depresja ustąpiła całkowicie. Żeby porozmawiać z siostrą, musiała aktywować iNet. Wcześniej powinna uruchomić wszystkie blokady. iNet bowiem nie był morzem, ani nawet oceanem informacji. iNet był kosmosem danych. Można było znaleźć wszystko i wszystkich. Była też druga strona medalu. Wszystko i wszyscy mogli znaleźć ciebie. Stanowiło to niemałe niebezpieczeństwo bycia zalanym nieprzerwanym strumieniem reklam, wiadomości, kontaktów i wirusów. Te ostatnie były najgorsze. M. złapała wirusa, wchodząc kiedyś na niestrzeżony obszar. Wirus przybrał postać czerwonego diabełka z nadwyraz rozwiniętym, męskim członkiem. Diabełek był nieduży, wielkości małego palca. I ciągle wystrzeliwał z siebie wiadomości gospodarcze ze świata. M. wyciszyła go i przeszła do innego obszaru iNetu. Miała nadzieję, że jak rozłączy się, diabełek zniknie. Stało się wręcz odwrotnie – diabełek urósł do rozmiarów normalnego człowieka. I ciągle towarzyszył M. W pracy, w mieście, pod prysznicem, w łóżku podczas snu. Trzeciego dnia wyłączył blokadę dźwięku i mówił nieustannym bełkotem gospodarczym. M. myślała, że oszaleje. Na szczęście w porę znalazła antywirusa. Od tego czasu była ostrożniejsza.

W swoim abonamencie M.wykupiła pakiet natychmiastowych rozmów. Dzięki niemu mogła połączyć się z wybranymi osobami, w tym z siostrą, nawet jeżeli nie były podłączone do iNetu.

M. wolała najpierw sprawdzić, czy siostra jest dostępna. Nie chciała łączyć się z nią, gdy w pobliżu była jej druga połówka, O. M. zdecydowanie nie przepadała za O.

Przed jej oczami przelatywały przezroczyste twarze osób z sieci kontaktów. Przy niektórych były zielone gwiazdki, co oznaczało, że są dostępni, przy niedostępnych zaś czerwone. Siostra M. miała zieloną gwiazdkę. Wybrała ‘połącz'.

Momentalnie obraz przezroczystej twarzy zniknął. W samochodzie pojawił się duch siostry. Rozparł się na tylnym siedzeniu, za plecami M.

– Cześć słonko, co u ciebie?

– Cześć M., miło że dzwonisz – duch przemówił kobiecym głosem.

– Ciekawiło mnie, co u ciebie – M. od czasu do czasu patrzyła w lusterko.

– Nie martw się, dzisiaj o dziesiątej przeszła mi depresja ostatecznie – duch siostry uśmiechnął się. – Na razie odpuszczę sobie powiększanie rodziny.

– Od tego akurat nie uciekniesz.

– Nie rozumiem.

– Nie pamiętasz? Za miesiąc biorę ślub – M. oburzyła się.

– Przepraszam, faktycznie – siostra złapała się za głowę. – Z tego wszystkiego zapomniałam. Co tam w ogóle u twojego L.? Skończył już ten romans? – spytała beznamiętnie.

– Jutro wszystko wraca do normy. Jadę właśnie za miasto na weekend i ma dzisiaj przyjechać.

– Myślisz, że uda mu się dojechać? O tej porze w mieście są straszne korki.

– Sprawdzałam w iManie.– M. zapewnila siostrę. – Dzisiejszy wieczór spędzę

w towarzystwie. A z kim, jak nie z L.?

– Masz rację.

– Co u małego? – M. zmieniła temat i skręciła jednocześnie w las.

– W porządku, chcesz, żeby do nas dołączył?

– Pewnie.

Na siedzeniu obok M. zmaterializował się duch jej siostrzeńca. Blond włosy urwis

w okularach.

– Cześć ciocia. – przywitał się z rozbrajającym uśmiechem.

– Cześć mały.

– Pochwal się cioci, co dzisiaj odkryłeś – podpowiedział duch siostry.

– Będę kontlolelem skalbu w Unii Eulopejskiej – pochwalił się z dumą. Miał kłopot

z wymawianie litery ‘r'.

M. zaniemówiła.

– Mój mały poborca podatkowy – duch siostry z czułością pogłaskał po głowie ducha siostrzeńca.

– Ale on ma dopiero cztery lata! – M. oburzyła się. – Jak mogłaś dopuścić, żeby…

– M. – Siostra uspokoiła ją. – Mały sam zmienił zaporę, nim się zorientowałam. Wiesz, gdyby to było niebezpieczne dla niego, już bym wiedziała.

– No nie wiem – M. zawahała się. W gruncie rzeczy siostra miała sporo racji. iMan by ją ostrzegł.

– Ciocia, nie psejmuj się – siostrzeniec poklepał ją z troską po ramieniu. – A wiesz, że dzisiaj idziemy na smoki?

– Na smoki?

– Bierzemy małego do kina – wyjaśniła siostra. -Tylko nie chowaj mi się w żadnej jaskini, jak ostatnio, bo szkoda filmu.

– Mamo, ale tam były smoki i demony i ogień wszędzie, to się schowałem. Dzisiaj będę gzeczny. – Zapewnił mały duch.

M. doskonale rozumiała siostrzeńca. Filmy są bardzo prawdziwe. Nic dziwnego, że uciekł, widząc dookoła ziejące ogniem potwory. Tyle, że nie poszedł za fabułą i przesiedział cały film w czterowymiarowej jaskini.

M. rzuciła przelotnie okiem na wskaźnik pomiaru energii. Zostało sześćdziesiąt pięć procent. Przez weekend będzie musiała doładować baterię w samochodzie.

– M. właśnie przyszła O. – Duch siostry przemówił do niej zza pleców. – Wiem, że za nią nie przepadasz. Chyba będziemy kończyć.

– Nie ma sprawy. – M.szczerze nie cierpiała żony swojej siostry. Z wzajemnością. Nie chciała konfrontacji z O. – Bawcie się dobrze, w takim razie.

– Ty również. – Duch z tylnego siedzenia rozwiał się w pośpiechu.

– Pa ciocia.

– Pa skarbie. – Duch siostrzeńca również się rozwiał.

M. przez chwilę zastanawiała się, czy nie wyłączyć iNetu.

Znalazła się w głębi ciemnego lasu.

Uznała, że sprawdzi pogodę i pocztę.

Wybrała opcję ‘wiadomości'. Obok zmaterializował się spiker o kwadratowej szczęce, ubrany w elegancki garnitur.

– Co dzisiaj, droga M.? Wiadomości z regionu, ze świata, kulturalne, czy może gospodarcze?

– Tylko pogoda. I tylko nad miejscem, gdzie spędzę weekend.– Po krótkim namyśle dodała. – Na dzisiejszą noc.

– Temperatura powietrza wyniesie piętnaście stopni Celcjusza. Przewidywane niewielkie opady deszczu. Wilgotność powietrza umiarkowana. Coś jeszcze?

– Mógłbyś sprawdzić, czy nie mam żadnych imaili w skrzynce?

– Oczywiście – spiker zaczął przeglądać papiery jakie miał w ręce. W końcu wyjął jakąś zapisaną kartkę. – Jest. Przeczytać?

M. pokiwała głową, starając się skoncentrować na jeździe. Powykręcane gałęzie drzew łączyły się ponad drogą, zamykając widok na niebo. Zrobiło się bardzo ciemno. Gdzieś w oddali zahukała sowa.

M. pierwszy raz jechała tą drogą. Była trochę przerażona. Upewniła się, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. iMan milczał na ten temat. Trochę jej ulżyło. Z drugiej strony wolałaby jechać z kimś żywym przez ten ciemny las. Dobrze, że był chociaż spiker.

– Treść wiadomości – meżczyzna w eleganckim garniturze odczytywał imail. – Króliczku, nie dam rady dzisiaj dojechać. Będę jutro rano. Twój L. – Spiker skończył.

M. zamurowało. Jak to ‘nie dojedzie?' To z kim…

– Droga pani, na mnie już pora. – Spiker ukłonił się.

– Nie, poczekaj. – M. wstrzymała go. – Posiedź ze mną jeszcze chwilę. Będzie raźniej.

– Ależ droga pani – spiker ułożył papiery w jeden, równy stosik. – Nie mogę tu przebywać, gdy pani iMan żąda połączenia. Dobrej nocy życzę – rozpłynął się w powietrzu.

M. szybko spojrzała na iMana.

– Nowe wydarzenie? – zdziwiła się i otworzyła aplikację. Wiadomość była krótka: niespodziewane spotkanie. Brak niebezpieczeństwa.

M. była zmieszana. Jakie niespodziewane spotkanie? Przecież wieczór mam spędzić

z L…. A może to nie o niego chodziło. Niebezpieczeństwa nie ma. No dobrze. Cokolwiek się stanie, będzie w porządku. Teraz tylko jechać przed siebie. I wydostać się z lasu.

 

*

 

Zobaczyła autostopowicza.

Podjechała kilkanaście metrów i zatrzymała samochód.

– Proszę wsiadać. – Otworzyła drzwi od strony pasażera.

– Dziękuję bardzo – usłyszała męski głos. Nieznajomy wsiadł z plecakiem i zamknął drzwi.

Serce M. zabiło szybciej. To czarne ubranie.

– Już się bałem, że niczego nie złapię -spojrzał z uśmiechem na kierowcę i urwał. – O, dziewczyna z windy. Co za zbieg okoliczności.

M. ruszyła. Cieszyła się, że było ciemno. Poczuła, jak się rumieni.

– Z windy? – Udała, że nie kojarzy.

– W Galerii Miejskiej – podpowiedział. – Dziewczyny jak ty tak łatwo się nie zapomina – wyjaśnił. Był dość bezpośredni. – No, ale moja paskudna gęba to co innego.

– Coś mi się przypomina. – Uśmiechnęła się. Zastanawiała się, czy również powinna przejść na ‘ty'. W końcu się nie znali. Po chwili spytała. – Dokąd cię podrzucić?

– Do ‘Domu na skale' – wyjaśnił. – Jeżeli to nie problem.

– Nie ma najmniejszego kłopotu. Mam po drodze – zapewniła.

Rumieńce powoli schodziły. Poczuła się bardziej swobodnie. – Jak się w ogóle dostałeś tak daleko od miasta? Przecież nie stopem.

– Nie, nie stopem – zaprzeczył. – Prosto z Galerii podjechałem koleją. Miałem wysiąść na stacji niedaleko ‘Domu na skale'. Niestety okazało się, że do rana trwają jakieś remonty na końcowym odcinku. Kazali mi wysiąść stację wcześniej. I tak się tu znalazłem – skończył. Miał przyjemny głos.

– Aha.

Zapanowała cisza.

M. patrzyła na drogę. Od czasu do czasu rzucała ukradkowe spojrzenia w stronę nieznajomego.

W windzie wydawał jej się przystojnym aktorem. Jego rola ograniczała się do rzucania czarującego uśmiechu. Jednakże między aktorem, a widzem zawsze jest pewna bariera. On występuje, ja oglądam. Nie ma interakcji. Teraz natomiast był bardziej dostępny. I swobodny. Rozparty wygodnie w fotelu z plecakiem na kolanach. Patrzył się na wrzosowiska przez boczną szybę.

Czuła sympatię. Może rzeczywiście był aktorem? Miał w sobie ten czar i magnetyzm, właściwy dla ludzi sceny. Mimowolnie zaciekawiał innych. I miał w sobie jakąś tajemnicę.

Zaintrygował ją.

Na wzgórzu, niedaleko drogi zamajaczył strzelisty dom z drewna.

– Dojeżdżamy – M. przerwała niezręczną ciszę.

– Wspaniale – ożywił się nieznajomy. – Od dłuższego czasu chciałem spędzić noc

w tym hotelu. No i nadarzyła się okazja. A z okazji trzeba korzystać – dodał wesoło.

M. nie rozumiała co jest takiego ciekawego w tym miejscu. Skręciła w stronę podjazdu.

– Mój dziadek go założył. – Nieznajomy odpowiedział na niezadane pytanie. – Ma dla mnie wartość sentymentalną.

– Nie wiedziałam.

Nie kryje się z emocjami. Nie to co L.

Zatrzymała samochód naprzeciwko wejścia.

– Dzięki za podwiezienie – spojrzał na M. – Jakoś się muszę odwdzięczyć.

– Nie ma sprawy – uśmiechnęła się. – Jak kiedyś się spotkamy, to się upomnę.

– Słowo?

– Słowo – zapewniła. – Miło było poznać.

– Ciebie również – jeszcze raz na nią spojrzał. Miał bardzo magnetyczne spojrzenie.

Wysiadł z samochodu i życzył jej szerokiej drogi. Zamknął drzwi, zarzucił plecak na ramię i ruszył w stronę wejścia do ‘Domu na skale'.

Zaczęło kropić.

M. włączyła wycieraczki i zawróciła samochód.

Odruchowo rzuciła okiem w lusterko. Nieznajomy właśnie zapukał do drzwi. M. dostrzegła, że w domu nie świecą się żadne światła.

Spojrzała na iMana. Nowe wydarzenie. Pojawiło się pięć minut temu. Że też go nie zauważyła wcześniej. Wyświetliła je.'Wieczór z podróżnikiem'. Znowu się zarumieniła.

– Spokojnie – powiedziała na głos i poprawiła włosy w lusterku. Nieznajomy zaglądał właśnie w okna ‘Domu na skale'. Usłyszała, jak woła: ‘czy jest tam kto?'.

Deszcz zaczął zacinać coraz mocniej.

M. wiedziała, że go zabierze. Jakaś część jej osoby, niekoniecznie ta świadoma, od dłuższego czasu spodziewała się tego. Odkąd wyjechała z Galerii. Musiała sprowokować tą przyszłość, wtedy w windzie. On miał w sobie coś takiego…Był inny, ciekawy. Chciała lepiej go poznać. Pierwszy raz w życiu nie panowała nad swoją przyszłością. Nie wiedziała co ją naprawdę czeka. To było ekscytujące.

Jeszcze jeden rzut okiem na iMana. Żadnych podpowiedzi.

Głęboki wdech.

Wycofała i otworzyła drzwi.

– Wskakuj – zawołała. – Przenocujesz u mnie.

Nieznajomy był zdziwiony. Deszcz padał coraz mocniej.

– Zaraz się rozmyślę – ostrzegła.

– Dobra, już idę! – podbiegł, wskoczył do środka i zamknął drzwi. – Nazywam się Oskar. – uśmiechnął się.

– M. – podała mu rękę.

– Miło mi, M. – uścisnął dłoń.– Ładne imię. Jak z tej książki Bułhakowa.

– Dokładnie – uśmiechnęła się, a potem ruszyła w nieznane.

Koniec

Komentarze

Tekst całkiem przyzwoity, chociaż drażniły mnie te inicjały podczas czytania. Fajny pomysł z tym prognozowaniem i uzależnianim swych wyborów od prognoz. To tak jak w 'Człowieku...' Dicka z I Cingiem :)
Jedna fraza mnie zaintrygowała:
nie poszedł za fabułą i przesiedział cały film w czterowymiarowej jaskini.
Jak wyobrażasz sobie ową czterowymiarową jaskinie?
Reasumując, fajnie i sympatycznie. Pozdrawiam. 

Dzięki ;)
Czterowymiarowa jaskinia to trzy wymiary przestrzenne i czas. A jaskinia, jak jaskinia - ciemna i wilgotna ;) 

Czwarty raz podchodzę do Twojego opowiadania i nie wiem, chwalić mam czy szukać słabszych punktów.
Powód jest dosyć prosty. W niezbyt porywający sposób przedstawiłeś ciemnoszary, ale bardzo interesujący obraz przyszłości. Na dodatek, żebym miał trudniej, obraz niezbyt odległy od moich myśli. Jako całość, oczywiście, bo szczegóły są praktycznie nieistotne.
Chciałbym wiedzieć, czy tak daleko idące "wrośnięcie" technik, najkrócej ujmując, informatycznych w życie ludzi uważasz za zjawisko pozytywne, czy przeciwnie. Bo mnie taka wizja lekko straszy...
Ale faktem jest, przynajmniej dla mnie, że temat mógłby posłużyc za kanwę czegoś większego i bardziej zróżnicowanego. Czy wszyscy będą mieli dostęp do wyrafinowanych technologii?

Będę wdzięczny za wykazanie wszystkich słabszych punktów, jeżeli nie byłby to kłopot ;)
Czy takie wrośnięcie techniki wg mnie jest pozytywne lub negatywne? Jako narrator trochę negatywnie się do tego odniosłem - postacie używające iMana nie mają pełnych imion, są "spłycone" przez to trochę, bez charakteru i osobowości. Z drugiej strony uważam, że wrośnięcie techniki do naszego życia jest raczej szare, niż albo czarne albo białe. Po prostu się dzieje. Chciałem to też pokazać od praktycznej strony. Niepokojące może natomiast  być użycie techniki do powiększania bezpieczeństwa kosztem wolności, do czego służy iMan - przyszłość nie ma przed nami tajemnic.  Nie podejmujemy praktycznie żadnych wyborów. Wszystko mamy wyliczone.
 Czegoś większego z tego raczej już  nie będzie - lubię pisać utwory grozy -> polecam Pajęczynę (http://www.fantastyka.pl/4,2256.html), a to był jednorazowy eksperyment ;)
Czy wszyscy będą mieli dostęp do takich technologii? - a czy teraz każdy na świecie wie, co to  AppStore? :) 

Tak na gorąco i bez rozwlekłych wywodów: sama koncepcja przewidywania przyszłości danej osoby mi nie leży.
Jest oczywiste, to znaczy ja uważam za oczywiste, że można prognozować "osobiste wydarzenia" --- profil psychologiczny, niezmienne środowisko i tak dalej, czyli zamknięty zbiór prawdopodobieństw zdarzeń, interakcji, co tam jeszcze --- ale do tego potrzebne tak potworne moce obliczeniowe, że chyba co najmniej dłuuuugo nie, a pewnie i wcale. Dwa: osoby "nadzorowane i sterowane" przez iManów zapewne nigdy nie ważyłyby się na opuszczanie znanego sobie, stałego środowiska, a gdyby jednak taka ekstrawagancja przyszła im do głowy, iMan zapewne dysponowałby arsenałem argumentów zniechęcajacych --- łagodnych, żebyś nie myślał od razu o bezpośrednim przymusie --- ot, fałszywa i przerażająca zapowiedź przyszłości wystarczy, żeby tak wydelikaconych i z lekka odhumanizowanych ludzików trzymać w getcie... Trzy: wstęp bez Imana byłby do takiego getta zapewne zabroniony...
Natomiast na styku iManowego getta i świata zewnetrznego mogłyby dziać się rzeczy ciekawe i dziwne. Może jednak spróbuj?

hmmm... zgadzam się- potrzeba potwornych mocy obliczeniowych, ale, kto wie, może coś takiego będzie możliwe. Co do nadzorowania i sterowania przez iManów - bardziej chodziło mi, o to, że ludzie sami się ograniczają poprzez iMany, a nie na odwrót ;) to są po prostu gadżety, które ułatwiają ludziom wszystko, łącznie z podpowiadaniem najbardziej optymalnych wyborów. Jeżeli chodzi o getto - nie potrzeba getta - jeżeli ktoś nie ma iMana ma po prostu większe trudności w poruszaniu się w społeczeństwie, które takie urządzenia posiada, np. jeżeli chodzi o kwestię płacenia pieniędzmi - tutaj tego nie rozwinąłem, ale taki iMan mógłby być świetnym środkiem płatniczym, bez którego po prostu nie dałoby się niczego kupować.

na razie pomysł wisi, może w przyszłości (niedalekiej ;) wezmę się za rozwinięcie tego pomysłu :)

Dzięki wielkie za uwagi!

Powiem szczerze, że wizja maszynki nawet zaledwie "prognozującej" przyszłość nieco mnie odrzuca - wydaje się swoistym pójściem na łatwiznę i odzierałaby życie z całej tej radosnej nieprzewidywalności. W ostateczności do użytku dopuściłbym aplikację, która przewiduje tylko sytuacje zagrażające życiu, nic poza tym.

Sam pomysł na opowiadanie (choć może raczej świat) bardzo ciekawy, za zabieg ze skracaniem imion również masz u mnie plusa :) . Całość troszkę wydaje mi się podobna do "Plemienia Nostradamusa", opowiadanka z papierowej fantastyki... Ale może to zbieg okoliczności.

I na koniec - bardzo jestem ciekaw, jak taki iMan zareagowałby, gdybym jawnie działał w sprzeczności w stosunku do tego, co przewidział dla mnie na dany dzień. Czy uwzględniłby to w obliczeniach? I co by począł, gdybym konsekwentnie walczył z każdą kolejną prognozą :P ? 

Z Twoim ostatnim pytaniem wiązałaby się chyba dość prosta odpowiedź - to zależy ;)
Moim zdaniem to zależy głównie od  modelu posiadanego iMana. Te starsze nie nadążałyby z przewidywaniem  przyszłości i wyborów - te nowsze natomiast, niezależnie od tego, jakiego wyboru dokonasz, zawsze ubiegną w przewidywaniu przysżłości. Więc nie dałoby sięwalczyć z takimi prognozami, bo sama walka byłaby już przewidziana.  Ale zawsze można wyrzucić iMana ;)  

Nowa Fantastyka