- Opowiadanie: Bohdan - Uszczelka (HAREM 2011)

Uszczelka (HAREM 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Uszczelka (HAREM 2011)

"Kobiety wkładają w TO serce, mężczyźni wkładają TO w TAMTO"

Stanisław Ignacy Witkiewicz "Pożegnanie jesieni"

 

 

To było wrześniowe, późne popołudnie. Okolice akademików znajdujących się przy ulicy Gagarina w Toruniu, zasypały tony złotych liści, opadające z drzew okalających teren. Do kolorystyki otoczenia dopasowały się rude wiewiórki, biegające w zawrotnym tempie po studenckim parku i nie reagujące zupełnie na przechodzące obok tłumy ludzi. W domach studenckich oraz ich okolicach, setki osób uwijały się w pocie czoła. Przed windami ustawiły się długie kolejki społeczności akademickiej i ich bliskich. Każdy dzierżył w rękach jakiś przedmiot. Poczynając od lżejszych, jak plastikowa torba z bielizną, a kończąc na cięższych rzeczach, typu monitor czy komputer. Rok studencki powoli się zbliżał. Jeszcze tylko kilka dni i uczelnie znowu będą pełne ludzi.

 

– Poradzisz sobie z monitorem? – zapytała ciemnowłosa dziewczyna.

– Tak. Wniosłem już tyle rzeczy do środka, to i z ostatnią dam radę. Choć lekkie nie jest – odpowiedział wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, niosąc przed sobą duże pudło. Oboje weszli do akademika i udali się w kierunku windy. Po jakimś czasie znaleźli się na ósmym piętrze, po czym zniknęli we wnętrzu jednego z pokojów. W pomieszczeniu panował spory bałagan. Na łóżku leżały książki, blok rysunkowy oraz plecak, a biurko było zawalone stertą ubrań, obok której stał komputer.

– Monitor możesz postawić tutaj – podpowiedziała Dorota, wskazując palcem jedno z niewielu niezagraconych miejsc, znajdujące się pod oknem, obok grzejnika.

– Już się robi. – Robert położył delikatnie pudło na podłodze. Rozejrzał się po pokoju, jednocześnie drapiąc krótko ostrzyżone, jasne włosy. Twarz mężczyzny wyrażała zakłopotanie.

– Jesteś pewna, że poradzisz sobie z rozpakowywaniem tego wszystkiego?

– Tak, kochanie. Robi się późno, a nie chcę, abyś tłukł się po nocach samochodem. Dziękuję bardzo kotku za pomoc – stała, wpatrzona w niego dużymi, zielonymi oczami. Oddalona o dwa kroki, wyglądała uroczo w krótkich spodenkach i żółtej, bawełnianej koszulce, pod którą widoczne były dwa sterczące sutki.

– Kiedy przyjeżdża Dominika? – zapytał o współlokatorkę, dzielącą od dwóch lat pokój z Dorotą.

– Powinna tutaj być około dziewiętnastej.

– To mamy godzinę. Wiesz co, maleńka? Mam ochotę na ciebie – zwrócił się uśmiechnięty w kierunku partnerki. Podszedł do niej, po czym przyciągnął gwałtownie ku sobie szczupłe, zgrabne ciało. Spojrzał w kocie oczy i pocałował dziewczynę w usta. Ona z kolei odwzajemniła pieszczoty – rozchylając szeroko wargi, aby języki mogły się połączyć w miłosnym tańcu. Jego lewa dłoń powędrowała pod koszulkę w poszukiwaniu biustu kobiety. Po odnalezieniu krągłości, Robert począł masować jedną z piersi. Najpierw delikatnie i wolno, potem coraz szybciej i mocniej. Drugą rękę włożył w spodenki Doroty; jęk rozkoszy wydany przez partnerkę, świadczył o odnalezieniu celu eksploracji. Dziewczyna zamknęła oczy, i powoli – guzik po guziku – zaczęła otwierać rozporek Roberta. Kiedy dotknęła penisa, mężczyzna westchnął i patrząc na jej twarz, powiedział:

– Weź go.

Rozległo się pukanie do drzwi. Para zastygła w krępującym bezruchu, kierując wzrok w stronę źródła dźwięku. Wciąż przytuleni do siebie wstrzymali oddech, oczekując na rozwój wydarzeń.

 

 

 

***********

 

 

Tego samego dnia, wczesnym rankiem, w garażu znajdującym się na jednym z grudziądzkich osiedli, ktoś przygotowywał się do wyjazdu. Miasto było jeszcze pogrążone we śnie. Oprócz kilku kotów wracających powoli z nocnych wypraw, ulice świeciły pustkami.

– Uaaa – ziewnął przeciągle. – Dlaczego tak wcześnie wstaliśmy?

– Nie chciałem, żeby ktoś nas widział. Mam wścibskich sąsiadów, a jeden z nich pracuje w policji – wyjaśnił. – Dobrze, teraz włóż wszystko do bagażnika i możemy jechać w miejsce, które wybraliśmy przedwczoraj.

 

 

***********

 

 

Ponownie rozległ się dźwięk pukania do drzwi.

– Kto…? – wyszeptała Dorota, po chwili zadając pytanie nieco głośniej. – Kto tam?

– To ja, Dominika – odpowiedział wysoki, piskliwy głos.

– Kur… – burknął poirytowany sytuacją Robert. Zapiął rozporek i spojrzał z wyrzutem na partnerkę, która wzruszyła ramionami, robiąc minę w stylu „co ja mogę?". Po krótkiej chwili otworzyła drzwi. Głośno dysząc i uginając się pod ciężarem plecaka, do środka weszła rudowłosa, niewysoka dziewczyna. Postawiła bagaż na podłodze i rzuciła się na Dorotę, witając ją wylewnie.

– Cześć Dorotko! Jak dobrze cię znowu widzieć. Mam tyle do opowiadania – oznajmiła, obejmując współlokatorkę.

– Ze mną też strzelisz niedźwiedzia? – zapytał Robert.

– Jasne. Siema, karateko – odpowiedziała, po czym uwiesiła się na szyi mężczyzny.

– Oby mieszkało się wam – rzekł – co najmniej tak samo dobrze, jak dotychczas.

– Dzięki, chłopaku. Zaręczam ci, że tak będzie – odparła Dominika. – Muszę walić na dół, tata czeka przy samochodzie z resztą przybytku.

– Jeśli chcesz, to pomożemy ci z bambetlami – zaproponowała Dorota. Skierowała wzrok w kierunku Roberta. – Prawda, kotku?

– Pewnie, że tak. Nie ma sprawy – odrzekł.

Kiedy znaleźli się w windzie, Dorota zwróciła się do koleżanki:

– Szybko przyjechałaś. Kiedy rozmawiałyśmy przez telefon, mówiłaś, że będziesz około dziewiętnastej.

– Tak, ale nie było żadnych korków, poza tym zrezygnowaliśmy z postoju. Stąd mój wcześniejszy przyjazd – wyjaśniła. – Chyba wam w niczym nie przeszkodziłam?

– Nie, skądże – odpowiedziała Dorota.

– Nie, w niczym nam nie przeszkodziłaś – dodał Robert, ciężko wzdychając.

Spojrzeli oboje na siebie i wybuchnęli głośnym śmiechem, odbijającym się echem od ścian windy. Skonsternowana Dominika przyglądała się parze przez moment, po czym rzekła:

– Coś podejrzewałam, bo Robert miał minę, jakby chciał mnie zabić.

Po chwili drzwi dźwigu otworzyły się i wszyscy troje ruszyli do wyjścia z budynku, po czym skierowali swoje kroki w kierunku niebieskiego nissana.

 

 

**********

 

 

Po jakimś czasie dobiegło końca przenoszenie rzeczy, będących własnością Dominiki. Robert pożegnał ją, lamentującą z powodu bałaganu w pokoju i udał się na dół w towarzystwie Doroty. Po opuszczeniu budynku, szli, trzymając się za ręce, w kierunku parkingu znajdującego się nieopodal akademika.

– Uważaj na siebie w tej Holandii. Nie chcę, żeby coś ci się stało – powiedziała przejętym głosem dziewczyna.

– Będę uważał, przyrzekam. Mimo to, karate to taki sport, że o kontuzję nie jest trudno, tym bardziej na mistrzostwach Europy. Słabych tam nie będzie.

– Wylatujesz za tydzień, w piątek? – zapytała, choć znała termin odlotu.

– Tak. Teraz czeka mnie tygodniowy obóz w Cetniewie. Wiesz, do takiego turnieju trzeba się dobrze przygotować pod okiem trenera i reszty zespołu szkoleniowego. Oczywiście, że wiedziała. Rozmawiali na temat karate bardzo często, w końcu jej facet był jednym z lepszych zawodników w Europie, a może i na świecie. Treningi rozpoczął w wieku dwunastu lat, obecnie był na ostatnim roku studiów gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego.

Dorocie pozostały dwa lata nauki na Wydziale Sztuk Pięknych przy Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. „Super z nas para – artystka i obijmorda". – Tym, żartobliwym zwrotem, Robert opisywał ich związek. Pochodzili z tego samego, mazurskiego miasta, a poznali się w liceum. I pokochali. Za trzy miesiące minie piąta rocznica, od kiedy są razem.

– Ależ mnie Dominika wkurwiła – nawiązał do sytuacji sprzed kilkudziesięciu minut.

– Daj spokój, miśku, przecież to nie jej wina. Skąd mogła wiedzieć, że nas najdzie ochota? – wyjaśniła, po czym pocałowała go w policzek.

– Wiem o tym, ale marna to pociecha – skwitował lapidarnie. Dotarli w pobliże czerwonego passata. Robert objął dziewczynę i pocałował namiętnie. Zastygli w miłosnym uścisku; trwali tak przez chwilę, zapominając o całym, bożym świecie. Mężczyzna powoli, delikatnie oderwał usta od warg Doroty. Popatrzył na jej piękną, opaloną twarz.

– Jadę już! Jeśli nie wyruszę teraz, to cię zaraz zgwałcę na tej ławce – wskazał ruchem głowy drewnianą ławę, umiejscowioną pod drzewem, niedaleko parkingu. Wsiadł do auta i włączył silnik.

– Do zobaczenia za miesiąc – rzucił przez uchyloną szybę.

– Jedź ostrożnie. Pa pa, kocham cię – usłyszał odpowiedź.

Po chwili ruszył powoli, kierując samochód w stronę wyjazdu z postoju. Dorota stała samotnie na parkingu, patrząc na oddalający się pojazd. Kiedy zniknął za zakrętem, odwróciła się i wolno skierowała kroki w kierunku Domu Studenckiego. Był smutna.

 

 

********

 

 

W lesie, niedaleko trasy A-1 łączącej Bydgoszcz z Gdańskiem, jakiś mężczyzna powoli wdrapywał się na drzewo. Dyszał przy tym ciężko, a po jego twarzy spływały krople potu.

– Mogliśmy… wziąć drabinę – wyartykułował z trudem.

– Nie przesadzaj – odpowiedział głos z dołu. – Ja w twoim wieku wchodziłem na takie drzewko w minutę, a ty próbujesz bezskutecznie od dziesięciu minut. Na szczęście jesteś już blisko.

– Ubrudzę cały garnitur – narzekała postać na drzewie.

– Upierzemy po powrocie.

 

 

*********

 

 

Jechał już około godziny. Nie potrafił przestać myśleć o nieodbytym stosunku, przeklinając w myślach sprawczynię problemu – Dominikę. Ciągle pamiętał zapach Doroty, wspominał dotyk jej długich palców. Jego podniecenie nie osłabło, co zaowocowało erekcją. Wpadł na pomysł o zatrzymaniu samochodu i przydrożnej masturbacji, ale odpuścił, uświadamiając sobie, że nie tego tak naprawdę potrzebuje.

 

Auto poruszało się dość szybko, łamiąc każdy zakaz przekraczania prędkości. Od jakiegoś czasu prowadził pojazd drogą, znajdującą się na zalesionym terenie. „Lubię jeździć przez las" – dumał Robert, raz po raz spoglądając w kierunku zadrzewionej przestrzeni. W pewnym momencie minął postać skąpo ubranej kobiety, stojącej na poboczu, przy polnej drodze prowadzącej w głąb lasu. „Tirówka! – domyślił się. – Jak pamiętam, na tej trasie stoi ich całkiem sporo". W jego głowie powoli dojrzewał pomysł skorzystania z usług, oferowanych przez jedną z pań, zajmujących się nierządem. Chciał zaspokoić swoje żądze, poza tym był ciekaw, jak to jest? Nigdy wcześniej nie uprawiał seksu z prostytutką.

 

W bocznej szybie samochodu mignęła kolejna, wyzywająco ubrana kobieta. „Muszę zwolnić – wykoncypował – w przeciwnym razie, nie dam rady zatrzymać się przy żadnej z nich". Podniósł delikatnie stopę z pedału gazu, wypatrując następnej panienki lekkich obyczajów. Po jakimś czasie zauważył postać blondynki, lecz nie zatrzymał się.

– Chłopie, odwagi – dodał sobie otuchy. – Przecież wszyscy to robią i jakoś żyją.

Wkrótce ujrzał zgrabną brunetkę. Miała na sobie czarną koszulkę, wykonaną z przezroczystego materiału oraz krótką spódniczkę w tym samym kolorze, co mocno kontrastowało z czerwonymi, lśniącymi butami na wysokim obcasie. Z wyglądu przypominała Umę Turman z niezapomnianej roli w „Pulp Fiction". Robert zwolnił, po czym zatrzymał samochód kilka metrów dalej od miejsca, w którym zauważył kobietę. Widział w lusterku zbliżającą się postać. Ciemnowłosa dziewczyna otworzyła drzwi auta i usiadła w fotelu pasażera, obok kierowcy.

– Dzień dobry – przywitała się.

– Cześć.

Spojrzeli na siebie. Mężczyzna był oczarowany urodą prostytutki, a przede wszystkim głębokim, czarnym oczom, wpatrującym się teraz w niego z nieukrywaną, wręcz dziecięcą ciekawością.

– Pan, jak ma imię? – zapytała niegramatycznie i z obco brzmiącym akcentem.

– Robert. Skąd jesteś?

– Z Bułgarii, a moje imię, Lora. – Kobieta skierował wzrok na przednią szybę, pokazując palcem wjazd do lasu. – Tam Robert pojedziemy i zrobimy co trzeba.

Uśmiechnęła się do niego, mrużąc figlarnie jedno oko.

– Dobrze – odpowiedział i uruchomił sinik. Przypomniał sobie o czymś istotnym. – Ile to będzie kosztować? No wiesz… numerek?

– Sto za seks, a pięćdziesiąt za loda – odrzekła beztroskim tonem. – Płatne z góry.

– A za jedno i drugie? Mam na myśli seks zakończony obciąganiem.

– Sto dwadzieścia.

 

 

*********

 

 

Wjechali po piaszczystej, pełnej nierówności drodze kilkadziesiąt metrów w głąb lasu. Kiedy się zatrzymali, kobieta podała Robertowi prezerwatywę, po czym ściągnęła majtki i zapytała:

– Chcesz w samochodzie, czy wolisz wyjść?

– Nie wiem – odpowiedział z rozbrajającą szczerością. – Prawdę mówiąc, po raz pierwszy korzystam z takich usług.

– Nie ma się czego bać – pocieszyła rozmówcę. – Nie zjem cię, ani nie ugryzę. Zaczniemy w samochodzie, a potem, jak zechcesz.

Robert zsunął spodnie, założył prezerwatywę i cofnął siedzenie, najdalej jak się dało. Kobieta przemieściła się w jego stronę, przechodząc nad drążkiem skrzyni biegów i usiadła okrakiem na udach mężczyzny. Robert był zaskoczony jej wagą. Uznał, że wydawała się ciężka z powodu zmęczenia, spowodowanego wnoszeniem rzeczy do akademika. Lora skierowała wzrok w dół, na penisa i odezwała się:

– Widzę, że masz sporą ochotę. To dobrze, bo ja też.

Dosiadła go i zaczęła ujeżdżać, niczym doświadczony jeździec. Najpierw wolniutko, delikatnie, potem szybciej i coraz prędzej. W pewnej chwili samochód zaczął bujać się na boki. Ze środka pojazdu dobiegały dźwięki głośnych jęków i przyspieszonych oddechów. Robert był oczarowany temperamentem prostytutki, która podskakiwała na nim rytmicznie. Z tym, że rytm był bardzo szybki. Po jakimś czasie, kiedy było mu coraz trudniej powstrzymać wytrysk, powiedział zmęczonym głosem:

– Chciałbym zmienić pozycję, jeśli nie masz nic przeciwko.

Momentalnie przestała go ujeżdżać, spojrzała mu prosto w oczy.

– Dobrze – odrzekła spokojnym głosem. – Chcesz wyjść z samochodu?

Był zaskoczony jej świeżością, brakiem choćby jednej kropelki potu na czole. „Ta ma dopiero kondycję – pomyślał. – Ja, profesjonalny sportowiec wyglądam jak po wyjściu z sauny, a ona, jakby nic się nie działo. No cóż, pewnie ma dobrych trenerów". Uśmiechnął się złośliwie.

– Tak. Wyjdźmy na zewnątrz – zgodził się.

 

 

***********

 

 

Około dwustu metrów od miejsca, w którym przebywał Robert w towarzystwie Lory, stało czarne BMW. W jego wnętrzu przebywały dwie osoby, wpatrzone w niewielki ekran.

– Widzisz – odezwał się jeden z nich – kupiłem cały zestaw za niewielką cenę na Allegro. Teraz, dzięki kamerze umieszczonej na drzewie, możemy wszystko obserwować. Nie chodzi tu oczywiście o podglądanie, lecz wyłącznie o zapewnienie jej bezpieczeństwa.

– Rozumiem – potwierdził drugi, oblizując lubieżnie usta. – Tak, bezpieczeństwo…

 

 

***********

 

 

Zaproponował, aby pochyliła się i oparła o maskę auta. Kiedy obrała właściwą pozycję, wszedł w nią i zaczął poruszać się szybko. Oboje głośno sapali, a dziewczyna, od czasu do czasu, wręcz krzyczała w ekstazie. Po dłuższej chwili mężczyzna przerwał stosunek, zdjął prezerwatywę i oznajmił stanowczym tonem:

– A teraz skończ w ustach.

Kobieta przyklękła, wzięła w dłoń żylastego, naprężonego penisa, po czym połknęła go łapczywie. Jej głowa poruszała się w przeciwnym kierunku do ruchów Roberta. „Ona jest fenomenalna – był pełen uznania dla umiejętności tirówki. – Taki seks jest wart wydanych pieniędzy". Mężczyzna zamknął oczy i oczekiwał na finał, który wkrótce nadszedł. Z jego gardła wydobył się cichy dźwięk zadowolenia, a ciało przebiegły przyjemne dreszcze. Spojrzał na Lorę. Na twarzy prostytutki pojawił się jakby impuls elektryczny. Po chwili zaobserwował na jej głowie więcej tego typu zjawisk, poza tym, z uszu dziewczyny wydostała się cienka smuga niebieskiego dymu. Robert odskoczył od niej, jak poparzony, zakładając w pośpiechu spodnie.

– Co jest, kurwa? – zapytał, lecz odpowiedzi nie uzyskał.

Dziewczyna powstała i zaczęła chaotycznie kręcić się w kółko, powtarzając ciągle tą samą kwestię:

– Serious error… serious error…

Nagle potknęła się i uderzyła czołem w zderzak samochodu. Siła upadku spowodowała oderwanie głowy od reszty ciała. Czerep kobiety potoczył się kilka metrów i zatrzymał, oparty o pień drzewa.

Robert patrzył oniemiały na rozgrywającą się scenę. Zaskoczony nie potrafił wydobyć żadnego dźwięku, nie mógł poruszyć nawet jedną kończyną. Stał przerażony z rozdziawioną gębą.

Ze stanu oszołomienia wyrwał go dźwięk zbliżającego się samochodu. Pojazd zatrzymał się, a po chwili wyszło z niego dwóch mężczyzn. Stanęli przed obliczem Roberta. Mieli na sobie czarne garnitury, z tym, że strój jednego z nich był umorusany i pognieciony. Niższy i wyglądający na starszego, powiedział:

– Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór, panu. Wiem, że jest pan zaskoczony zaistniałą sytuacją. No, cóż… sprawa jest, że tak się wyrażę… delikatna. Tak. Myślę, że to odpowiednie słowo. Widzi pan, nazywam się Roman Barszczykowski i jestem wynalazcą. To mój młodszy kolega – wskazał dłonią wyższego, szpakowatego mężczyznę – a zarazem najbliższy współpracownik, Mariusz Łuszczykiewicz.

– Czy możesz mi człowieku powiedzieć, o co tu kurwa chodzi!? – zapytał agresywnie Robert.

– Proszę się nie denerwować, rozumiem pańską irytację – odparł Roman Barszczykowski.

– „Lora 1" – kontynuował – mam na myśli prostytutkę, z którą pan spółkował, jest… czy może raczej była – spojrzał w kierunku bezgłowej postaci – robotem, skonstruowanym przeze mnie.

– Ro-bo-tem!? – Zdumiony Robert wyartykułował słowo, dzieląc je na sylaby, nie wierząc w to, co usłyszał.

– Dokładnie, nie przesłyszał się pan – odrzekł spokojnym tonem wynalazca. – Jest moim dziełem, jedynym egzemplarzem. Przypuszczam, że podczas stosunku nastąpił jakiś defekt, lecz na razie nie znam źródła problemu, niestety. Oczywiście otrzyma pan zwrot poniesionych kosztów.

– Możesz być pewny, że otrzymam – odpowiedział tajemniczo poszkodowany i ruszył w kierunku dwóch przybyszów.

 

***********

 

Robert minął Tczew. „Jeszcze dwie godziny i będę w Cetniewie – rozmyślał. – Mam przynajmniej satysfakcję, że skułem ryje tym dwóm pajacom". Nacisnął mocniej pedał gazu.

 

 

***********

 

 

Dwóch mężczyzn siedziało na trawie. Starszy z nich oparł głowę o drzwi samochodu i popatrzył w stronę kompana, jednocześnie przykładając chusteczkę do rozbitego, krwawiącego nosa.

– Ale nam dokopał, co? – zapytał wynalazca.

– Zgadza się – odpowiedział przybitym głosem współpracownik. Miał opuchniętą twarz, a z wargi spływała po brodzie strużka krwi, którą permanentnie zlizywał lub wycierał wierzchem dłoni. Wstał i zrobił kilka niepewnych kroków. Po chwili poruszał się już znacznie lepiej.

– Roman, czy ty widziałeś, jak on wysoko skakał? O, tak wysoko! – Mariusz Łuszczykiewicz pokazał ręką gałąź, znajdującą się jakieś trzy metry nad ziemią. – Jak w takim japońskim filmie. Czekaj jaki to miało tytuł? Już wiem: „Utajniony tygrys, odkryty smok". Widziałeś?

– Nie. Nie widziałem! – odpowiedział rozdrażniony Barszczykowski. – Tak się składa, że ów młodzieniec rozpoczął swoje popisy ode mnie, więc jedyne co pamiętam, to podeszwa jego buta.

– Nie o to pytam. Chodzi mi o to, czy widziałeś ten film? Jest naprawdę dobry.

– Nie interesują mnie filmy o samurajach. Wolę kino Bergmana czy Zanussiego. Swoją drogą, jesteś dużym, młodym facetem. Mogłeś chyba stawić nieco większy opór napastnikowi?

– A gdzie tam! – machnął ze zrezygnowaniem ręką. – To był przecież jakiś polski Bruce Lee. Nie mogłem go nawet trafić, a on w tym czasie załadował mi taką ilość ciosów, że mi w oczach pociemniało.

Roman wstał i ruszył w kierunku bezgłowego robota. Przykucnął nad maszyną, przyglądając się uważnie części imitującej kobiecą szyję.

– Hmm… – westchnął zaintrygowany. – Mógłbyś mi przynieść głowę? Poza tym wejdź do auta i włącz światła. Jest już ciemno, a ja chciałbym jeszcze coś sprawdzić.

Mariusz, po krótkiej chwili spełnił prośby wynalazcy. Barszczykowski przyłożył głowę do pozostałej części „Lory 1" i począł gmerać przy różnokolorowych przewodach, znajdujących się w urządzeniu.

– Wiem, co się stało – rzekł, po dokonaniu oględzin. – Uszczelka łącząca gardło z szyją nie wytrzymała. Nasienie naszego karateki przedostało się do okablowania, powodując spięcia, a później poważny defekt robota.

Wynalazca wyciągnął z dolnej części mechanicznej głowy czarną, okrągłą uszczelkę. Przyglądał się jej uważnie, marszcząc przy tym czoło i obgryzając nerwowo paznokieć wskazującego palca lewej ręki.

– Dziwne… – mruknął pod nosem, po czym powiedział do współpracownika, nie odrywając wzroku od przedmiotu badań. – Czy kupiłeś taką uszczelkę, o jaką cię prosiłem?

Twarz Mariusza wyraźnie pobladła, zapytany opuścił nisko wzrok i bąknął:

– No, prawie…

– Mógłbyś wyrazić się nieco jaśniej, bo niewiele z tego bełkotu rozumiem. – Roman nie ukrywał irytacji. Spojrzał groźnym wzrokiem na współpracownika.

– To nie jest uszczelka od hondy, jak chciałeś, tylko od fiata – wyrecytował jednym tchem Mariusz.

– Od fiata? Od fiata!? Czyś ty do reszty ochujał!? – Wynalazca po raz ostatni przeklinał około dziesięciu lat temu, kiedy skradziono mu rower z piwnicy.

– Czy ty wiesz, ile na szrocie kosztują części do hondy? – Oskarżony podjął rozpaczliwą próbę ratowania swojego, dobrego imienia. – Do fiata są znacznie tańsze, a przecież sam mówiłeś, że musimy ograniczyć wydatki.

– Tak, ale nie w ten sposób. A zresztą – machnął ze zrezygnowaniem ręką – teraz to już nie ma znaczenia. Włóż „Lorę 1" do bagażnika i ruszajmy stąd.

– Będziesz kontynuował projekt? – Pomocnik nie krył zadowolenia, że temat nieszczęsnej uszczelki został zakończony.

– Oczywiście – odparł z dumą wynalazca. – Prawdziwy geniusz nigdy nie ustaje w poszukiwaniach i pracy, mogącej przynieść wymierne korzyści. Ludzkości i naszej planecie, oczywiście.

Roman Barszczykowski uniósł do góry głowę „Lory 1" i krzyknął:

– Ona będzie żyła!

Błyskawica przeszyła niebo, zerwał się silny wiatr, a ciemne chmury zakryły niebo. Zanosiło się na burzę.

 

Koniec

Komentarze

Bohdan, bez obrazy, ale po cholerę tak rozwlekłeś ten tekst? Zostawiłbyś z tego jedną trzecią i by zdecydowanie wystarczyło. Do momentu zatrzymania się przy prostytutce tekst nie ma praktycznie żadnej funkcji, oprócz usypiającej. Gdybyś ograniczył cały wątek tego kolesia do poszukiwania prostytutki, a skupił się bardziej na tych "naukowcach"' wyszło by dużo lepiej, moim zdaniem. W takiej formie tego absolutnie nie kupuję.

No i jedna bardzo poważna sprawa: mówił Ci ktoś już, że piszesz mega sztuczne dialogi? :| 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Roman podniósł swoje obolałe ciało i ruszył w kierunku bezgłowego robota.
Bez obrazy, Bohdanie --- udało Ci się w najprostszy sposób osiągnąć maksymalnie komiczny efekt. Roman wyszedł z siebie, podniósł swoje ciało i ruszył w kierunku --- ale co, u diabła, zrobił z podniesionym swoim ciałem? Taszczył je, przerzucone przez ramię? Zrolował i wsadził pod pachę?
Błyskawica przeszyła niebo, oświetlając demoniczny wyraz twarzy wynalazcy.
Podobne rozdwojenie bytów. Twarz pozostała w ciemnościach, jedynie wyraz twarzy dał się oświetlić...
Ale tak ogólnie --- pomysł co prawda nie rewelacyjny, ale też nie taki zły. Nie zagrało mi zabranie przez Roberta pieniędzy. Mało miał własnych?

Suzuki M. - masz rację, muszę nad dialogami popracować. Nie jesteś pierwszą osobą, która zwraca na to uwagę.

AdamKB - dzięki, zaraz poprawiam.

Mastiff

Pewien czas temu powiedziałam, że o erotyce potrafi pisać tylko Aiwenhoł. Niestety po przeczytaniu Twojego tekstu zdania nie zmieniłam. Ale to nie jest opowiadanie o erotyce. To humorystyczny tekst z ruchankiem w tle. No i dobrze. (A zarazem szkoda...) Zgodzę się jednak z Suzuki, że początek spokojnie można by wyciąć.
Na koniec coś miłego: udało Ci się mnie rozśmieszyć, a to już coś:D Świetny motyw z robotem, a jeszcze lepszy z uszczelką:D Przypomniały mi się Alternatywy 4. 
Dam 4. 

No cóż, cytat z Witkiewicza chyba bardzo pasuje do mojego komentarza:)

Odebrałam tekst zupełnie inaczej niż Suzuki. Początek bardzo mi się podobał. Pierwsza scena z Robertem i Dorotą wypadła nieźle, a akademik opisałeś bardzo klimatycznie. Liczyłam na jakiś trójkącik z Dominiką ;) Moim zdaniem zacząłeś z wysokiego 'c'. Niestety potem było już tylko gorzej. Rozumiem, że bohater został pomyślany jako naładowany testosteronem twardziel (karate i te rzeczy), ale żaby tak po prostu iść w krzaki z tirówką bo dziewczyna mu nie dała?! WTF!? Cytat przed tekstem ma niby tłumaczyć zachowanie Roberta, ale i tak wypadło to jakoś sztucznie. Chyba że już totalnie nie rozumiem mężczyzn... Jeżeli chodzi o fabułę, to nie zaskakuje. Wiedziałam co jest grane, gdy tylko wspomniał, że jest ciężka. Robot do seksu to chyba jeden z najbardziej oklepanych motywów ever... Ogólnie - początek na mocne 4/5, ale reszta rozczarowuje.  

Dziękuję wam bardzo za przeczytanie tekstu. Ciekawostką jest, że Suzuki nie podobał się początek,a Ranferiel tylko wspomniany fragment się podobał:). Przyznam szczerze, że miałem problem problem z zachowaniem proporcji s-f - erotyka (czy, jak trafnie ujęła Serena -  ruchanka). Wyszło jak wyszło.

P.S. Ranferiel - z tym rozumieniem mężczyzn, to wiesz...:).

Mastiff

Ale wspomniany fragment nie ma nic wspólnego z fantastyką :) Może Ranferiel jest studentką? Mi np. się zazwyczaj podobają teksty o bibliotekarkach, nawet, jak są słabe :]

www.portal.herbatkauheleny.pl

O bibliotekarkach? Szkoda, że nie wiedziałem wcześniej. Żaden problem zamienić akademik na bibliotekę, a studentkę na pracownicę wypożyczalni lub czytelni:).

Mastiff

I seks między regałami? ;P

www.portal.herbatkauheleny.pl

Hmm, pobudziłaś moją wyobraźnię, idę wziąć prysznic:)

Mastiff

Suzuki, technicznie rzecz biorąc - jeszcze studiuję (piszę mgr):). Ale w praktyce, od czterech lat na uczelni bywam tylko przy okazji egzaminów (choć jestem na trybie dziennym). Znacznie bliższe są mi klimaty biurowe, co widać w moich tekstach. W akademiku nigdy nie mieszkałam, a fragment spodobał mi się dlatego, że zapowiadał coś ciekawego i normalnego zarazem. "Fajna para" - pomyślałam i dlatego motyw prostytutki tak bardzo popsuł dobre, pierwsze wrażenie.

Mnie się tekst podobał. Motyw robota była fajny, a sposób w jaki uległ awarii rozbawił mnie cholernie :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nawet zabawne i, moim zdaniem, nie jest wcale przydługie. Zgadzam się z tym, że motywacja bohatera do skorzystania z usług tirówki jest nieco naciągana. No i niezły "product placement" japońskiej motoryzacji ;) Spodziewałem się nieco innego zakończenia, które spinałoby koniec z początkiem, np.

- Czy zdradziłeś mnie kiedyś z inną kobietą - spytała Dorota.

- Nie, nigdy - odpowiedział szczerze.

:)

Fasoletti - dziękuję, tak po cichu przypuszczałem, że Tobie się tekst spodoba:).

dziko - dzięki wielkie, rzeczywiście zakończenie, ktore dopisałeś doskonale pasuje do sytuacji.

Pozdrawiam

Mastiff

"Serious error" mnie rozwaliło :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Hehe, kojarzy się z microsoft.

Mastiff

Przychylam się do stwierdzenia Suzuki M. Dla mnie początek za długi i rozwlekły, ale dalej jest super.

Lora na początku mówiła (- Pan, jak ma imię? - zapytała niegramatycznie...) trochę nie po polsku, dalej już bez problemu. Najpierw pomyślałem, że to błąd, później, że naukowcy taką ją stworzyli. Jak jest naprawdę?

Ogólnie tekst ciekawy, ode mnie solidna 4. Pozdrawiam.

Dziękuję brumsztyk. Tak, taką ją stworzyli. Nie chciałem przeginać z jej niegramatyczną mową, żeby kwestie przez nią wypowiadane, nie stały się niezrozumiałym bełkotem.
Pozdrawiam

Mastiff

tekst całkiem fajny, a wniosek tylko jeden.
Sex za pieniądze, jakkolwiek fajnie by sie zapowiadał i wyglądał, zwasze będzie sztuczny:)
Pozdrowionka 

Dzięki, masztalski. Swoją drogą, każdy z komentujących do innego wniosku doszedł, po przeczytaniu opowiadania. To dobrze:).
Również pozdrawiam

Mastiff

Motyw uszczelki mnie rozwalił ;) Sam tekst raz lepszy, raz gorszy - masz tendencję do używania "trudnych" wyrazów w miejscach, które średnio do tego pasują, np. jęk rozkoszy wydany przez partnerkę, świadczył o odnalezieniu celu eksploracji  (jeszcze powinien pomyśleć "mission accomplished" ;)), albo a z wargi spływała po brodzie strużka krwi, którą permanentnie zlizywał.  No ale w końcu to science-fiction :P No i jest strużka, a nie stróżka :D Ogólnie spoko, ale sprawia wrażenie nieprzemyślanego i pisanego na szybko.

OK, do konkursu.

Dzięki, Dreammy. Trochę pornol wyszedł, zdaję sobie z tego sprawę. Na szybko? Hmm... czy ja wiem. Raczej za krótko poleżał - gdybym pozwolił mu na dłuższy wypoczynek, jest szansa, że wyglądałby lepiej. Ta uwaga o trudnych wyrazach jest bardzo cenna, nie zdawałem sobie z tego sprawy. Chyba rzeczywiście lepiej się takich "urozmaiceń" wystrzegać. Mam problem z dialogami - czasami (Suzuki M.) słyszę, że brzmią nienaturalnie. Nie bardzo wiem, co z tym fantem począć?
Dziękuję za poświęcony czas na lekturę. W sumie nie objechałaś opowiadania jakoś szczególnie mocno, więc chyba tragedii nie ma:).

P.S. Pewnie, że strużka, mam szacunek dla Adama.

Mastiff

- Nie przesadzaj - odpowiedział głos z dołu. - Ja w twoim wieku wchodziłem na takie drzewko w minutę, a ty próbujesz bezskutecznie od dziesięciu minut. Na szczęście jesteś już blisko.
- Ubrudzę cały garnitur - narzekała postać na drzewie.
- Upierzemy po powrocie.


Dobre!!!
A poza tym to nie wiem po co taka dosłowność tej sceny... To z robotem dobre. Ogólnie dobre, ale nie powala.

Haha. Twój komentarz też jest dobry, podobał mi się :). Pozdrawiam

Mastiff

Liczyłem na ostry trójkąt a potem jeszcze odwiedziny w kilku innych pokojach, ale poszedłeś w innym kierunku, który nie powiem rozbawił mnie.

Dzięki wiedżmin. Daj spokój chłopie, jakbym jeszcze pojechał z trójkątem, to miałbym pewny angaż na www.gołebaby.pl, albo czymś podobnym:). Cieszy mnie, że tekst Cię rozbawił. Pozdrawiam

Mastiff

 Serious error... serious error...
Nagle potknęła się i uderzyła czołem w zderzak samochodu. Siła upadku spowodowała oderwanie głowy od reszty ciała. Czerep kobiety potoczył się kilka metrów i zatrzymał, oparty o pień drzewa.
:DDD Wyobrażam sobie jak facet ze spuszczonymi spodniami i wyraźnie zaznaczonym przyrodzeniem patrzy ze zdumieniem na czerep kobiety, nie wiedząc co zrobić...z rękami :DDDDD
Zgadzam się, ze początek przegadany. Mógłbyś tylko zasygnalizować, że gostek jest spragniony spółkowania, zupełnie pomijając niejaką Dominikę, która nic nie wnosi do "sprawy". ;)

właśnie:)
kij z Dominiką:D:D 

Selena...kijem raczej...kijem ;) ;D

Posłuchajcie piękne, nie chciałem od razu walić z grubej rury. Teraz wiem, jak was zadowolić:). Pozdrawiam

Mastiff

Nowa Fantastyka