- Opowiadanie: ZuzannaLenska - JEDEN (uwaga, wulgaryzmy)

JEDEN (uwaga, wulgaryzmy)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

JEDEN (uwaga, wulgaryzmy)

To drugie życie tego opka, bo już poszło kiedyś w Qfancie, ale mała reinkarnacja dobrze mu zrobi :) Mam nadzieję…

 

– A gdybyś był jak bóg. – Nie zapytał, po prostu powiedział, między jednym kieliszkiem wódki a drugim. – I nudził się. I pragnął wciąż nowych doznań i nowych doświadczeń.

 

– Czy Bóg nie jest wszechwiedzący? – Zagryzłem ogórkiem. Kwaśny sok przeciekł po palcach wzdłuż linii życia, po kancie dłoni, na nadgarstek i pod mankiet koszuli. Strząsnąłem ręką nad podłogą.

 

– Siedziałem przez całą wieczność sam. Byt absolutny utkany z możliwości… – Gmerał widelcem w oleju, przesuwając krążek szklistej cebulki wzdłuż krawędzi talerzyka. Chyba coś cytował, bo przecież sam z siebie nie był taki elokwentny, nawet po bimbrze z colą. – Skończony i absolutny.

 

– Absolut – powtórzyłem tępo. – To na drugą nóżkę, chlup! Żeby się nie rozeschło…

 

– Chlup! Do dna. – Przepił, zagryzł śledziem. – Ale ile można siedzieć i gapić się na kwarki?

 

– Nie lubię skwarek. – Wzdrygło mie aż. – Ale smalczyk z jabłkiem dobra rzecz.

 

– I chlebek! Panno Jolu! – Pstryknął palcami. – Panno Jolu! Pani pozwoli… kochana, srebrna. Chlebek z domowym smalczykiem… złota moja. – Otworzył skórzany portfel i wyjął Gold Visa. Panna Jola podniosła brwi.

 

– Terminal się zepsuł. Awaria. – Zgarnęła na tacę brudne naczynia, kieliszki i dwie puste półlitrówki. – Gotówką płacimy. Ma gotówkę?

 

– Ma, słońce moje. – Odłożył portfel na stół, między wazonik z plastikowymi różami a popielniczkę. – Jaka ty piękna jesteś…

 

– To co? Chleb, smalec domowy dwa razy. Coś jeszcze? – Podsumowała, chowając banknot do kieszonki.

 

– To wszystko, kochana. Na razie. – Zastrzegł, rozkładając ramiona. – Ale siedzimy tu, nie idziemy! Nie idziemy, prawda, Zdzisiu?

 

– Nie idziemy! – Czknąłem. – O, przepraszam… – Wstałem chwiejnie i pocałowałem dłoń panny Joli. – A kawusię dostaniemy?

 

– Dwie? – Panna Jola wytarła wierzch dłoni o spódnicę. Rozkosznie napiętą na pośladkach.

 

– Dwie, kochana. – Uśmiechnął się szeroko. – No idź, słońce moje. Stratna nie będziesz, obiecuję. – Mrugnął. Panna Jola poszła sobie, kołysząc biodrami. A może to mi kołysało się we łbie?

 

– A może to świat się kołysze? – Stuknął mój kieliszek. – Pij, nie żałuj sobie.

 

– Raz się żyje i na coś trzeba umrzeć. – Błysnąłem dowcipem, bo nie chciałem być gorszy. Spojrzał na mnie prawie trzeźwo.

 

– Ta pustka mnie dobijała. Stworzyłem więc świat. – Wypił. Zagryzł. – I siedziałem tam.

 

– Sam… – Zgadłem.

 

– Całą wieczność. – Uzupełnił markotnie.

 

– Kurwa, to strasznie długo! – Gwizdnąłem.

 

– Pierdolisz. – Zignorowałem ironię. W końcu stawiał. – Wszechwiedza i wszechmoc są przereklamowane. Chciałem zaznać czegoś nowego. Chciałem… – Zastanowił się. – Skosztować niedoskonałości.

 

– A to możliwe?

 

– Kurwa, Zdzisiek? Co dla mnie jest niemożliwe? – Roześmiał się. Oczy mu błyszczały, jak w gorączce.

 

Wzruszyłem ramionami. Panna Jola przyniosła bochenek krojonego chleba w koszyczku, garnczek smalcu i talerzyk krojonych w słupki ogórków.

 

– A kawusia? – Przypomniałem.

 

– Zara… parzy się. – Pokręciła głową karcąco.

 

– Kocham panią, panno Jolu – zaświergotał on z galanterią aż się trochę rozchmurzyła. Nieco. Wymieniła popielniczkę z pełnej na pustą i odpłynęła za bar. – Więc zrobiłem sobie ciało i wszedłem w nie – kontynuował. – Wcieliłem się, znaczy.

 

– A po chuj? – Bo zapomniałem.

 

– Dla jaj.

 

– Człowiek, kurwa, wiele zrobi, żeby się pośmiać. – Przyznałem.

 

– I żyłem tak sobie całą wieczność. Nie powiem, na początku było zajebiście fajnie. – Uśmiechnął się do swoich wspomnień. – Raj.

 

– Właściwie, to ile to jest?

 

– Co ile?

 

– Wieczność? – Chciałem wiedzieć, a on wyglądał i mówił jak ktoś, kto ma pojęcie. – Jak długo?

 

– Tyle, że srasz czasem. – Stłumił beknięcie. – Bez końca.

 

– Kurwa!

 

– No. – Przez chwilę jedliśmy w milczeniu. Panna Jola przyniosła kawkę. Pocukrzyłem, bo lubię słodką. Gorzkiej się nie napiję. Brzydzi mie.

 

– I co potem?

 

– Potem? – Zamrugał. Chyba się zamyślił. – Potem… A! Potem zrobiłem sobie towarzystwo. Było mnie dość na dwa ciała a chciałem poznać drugi punkt widzenia.

 

– Znaczy co?

 

– Kobieta. – Pomachał pannie Joli. Zaczerwieniła się i poszła wycierać szklanki. – Mój genialny wynalazek.

 

– Kobieta to dzieło szatana – mruknąłem, czerpiąc z własnych, niemiłych doświadczeń.

 

– Szatan to też ja. – Pokiwał głową z odcieniem ojcowskiej dumy. – Bo widzisz… różnorodność w całości, całość w różnorodności.

 

– Plus i minus? – Zgadywałem. – Yin i Yang? Dobro i zło?

 

– Awers i rewers. – Obrócił w palcach złotą monetę. Postawił na sztorc i zakręcił. Wirowała na blacie jak dziecinny bąk. – Wciągnęła mnie ta zabawa. Więc znów byliśmy całą wieczność. Ja, wąż, Adam i Ewa w ogrodzie.

 

– To miałeś już cztery punkty widzenia.

 

– Tak. Cztery. Co to dla mnie? – Roześmiał się. – Chciałem ich mieć cztery miliardy.

 

– I co?

 

– I mam.

 

– Co? – Nie zrozumiałem. Rozejrzał się. Zatoczył ramieniem.

 

– To. To wszystko. To ja. Ona… – Wskazał Jolę brodą, błyszczącą od tłuszczu. Skórką chleba wytarł olej, zagryzł cebulką. – Ty. Tamten facet. I tamta babka w ciąży. Jej dziecko. Twoje dziecko. Twój ojciec. Mieszka w Środzie Wielkopolskiej?

 

– Tak… – Skąd wiedział o moim starym?

 

– Chciałem poznać różne punkty widzenia. – Spojrzał na zegarek. – Przeżyć wszystko. Doznać wszystkiego. Spróbować…

 

– Ale… ale… co to znaczy? Że ja to ty? – Odsunąłem kieliszek. Trochę wódki przelało się przez krawędź na stół. – Że ja, kurwa, to pieprzony ty? Że, kurwa, ja to pieprzony pan wszechrzeczy i tylko sobie tu, kurwa, dla zabawy rozpierdalam życie, bo, kurwa, mi się nudziło w raju?

 

Nie przejął się tym wybuchem złości.

 

– A gdybyś miał szansę przeżyć nie jedno życie, lecz więcej? Gdybyś miał całą wieczność i nieograniczone możliwości? Gdybyś chciał się po prostu zabawić? – mówił coraz bardziej podekscytowany. – Być jednocześnie policjantem i złodziejem. Kim chciałeś być w dzieciństwie?

 

– Strażakiem… co to kur…

 

– Gdybyś znów mógł wybierać i zostałbyś strażakiem, tak po prostu. Żeby zobaczyć jak to jest? Nie chciałbyś? Nie chciałbyś wiedzieć, jak to jest być gwiazdą filmu, bożyszczem tłumu? Politykiem, wysyłającym armię na wojnę? Bohaterem wojennym? – Zapalał się, szukając w moich oczach, sam nie wiem, czego. Zrozumienia? – I gdybyś mógł zobaczyć to z drugiej strony… Być zakochanym fanem, rozczarowanym wyborcą, wściekłym szeregowcem.

 

– Co ty… mówisz? – Wytrzeźwiałem, albo mi się zdawało. – Co ty…

 

– Poznałem bezbrzeżny ból, cierpienie, miłość we wszystkich aspektach i konfiguracjach, tęskniłem, odkrywałem prawa stworzonego przez siebie wszechświata i porażał mnie ogrom i wspaniałość natury, i eksperymentowałem, i wystawiałem siebie na próby, i wierzyłem w siebie bezgranicznie, i walczyłem ze sobą… – Kiwał głową jakby na potwierdzenie swoich słów. – Jesz to?

 

Wskazał widelcem plaster smażonej kaszanki na moim talerzu. Pokręciłem głową. Złapał go jakoś tak… drapieżnie, jakby nie jadł od dawna. Odwróciłem głowę z zażenowaniem.

 

– I? – Rozkruszyłem trochę chleba.

 

– I co? – Zagapił się na pannę Jolę. Podrzędny bar dworcowy w Grodzisku Mazowieckim. Spóźniony osobowy na Warszawę wypluł kilku ludzi, chowających się przed deszczem.

 

– Co dalej?

 

– Dalej? – Nie zrozumiał. – Dalej z czym?

 

– Jak to się skończy? – Wzruszyłem ramionami. – Do czego zmierzasz?

 

– Koniec świata, paruzja, sąd ostateczny i żyli długo i szczęśliwie? W niebie? – Odsunął talerzyk i wytarł się papierową serwetką.

 

– Coś w tym guście.

 

– Happy endy już przećwiczyłem. Straszna nuda. – Skrzywił się, wyciągnął nogi przed siebie. Zapalił. – Lubię, jak się akcja komplikuje. Przeciwności piętrzą a bohater wpada w tarapaty.

 

– To znaczy… że będzie tylko gorzej? – Poczułem chłód. Panna Jola otworzyła drzwi na peron i strzepywała jasną płachtę obrusa.

 

– Chyba zasługuję na naprawdę porządne widowisko? – Pochylił się w moją stronę. Milczałem. – W dwudziestym wieku rozwinąłem skrzydła. Rozpędziłem się. Teraz to już jazda bez trzymanki… – Zaśmiał się gardłowo.

 

Myślałem o swoim spieprzonym życiu, ojcu pijaku, który został kaleką w wieku trzydziestu trzech lat i matce, która zatyrała się na śmierć dla niego i dla mnie.

 

Wziąłem nóż i pchnąłem go, póki panna Jola stała do nas tyłem.

 

Ostrze weszło w oko po plastikową rękojeść.

 

 

 

Wstałem i nie zauważony przez nikogo wyszedłem. Kupiłem bilet w kasie numer dwa, zapłaciłem drobnymi. Pociąg do Skierniewic stał na drugim peronie. Musiałem dojść do niego przejściem podziemnym.

 

Dopiero w wagonie, na miejscu przy oknie otworzyłem notes. Zakładka B, jak bogowie. Coraz więcej wykreślonych nazwisk, adresów, numerów.

 

Coraz mniej roboty.

 

Przyjrzałem się liście. Jeszcze paru ich zostało. A powinien zostać tylko jeden.

 

Popatrzyłem na swoje odbicie, niewyraźne i szkliste, na tle przesuwającego się za oknem krajobrazu. Gdzieś koło Żyrardowa zacząłem chichotać.

 

Monoteizm. Czy to nie najlepszy z moich pomysłów?

 

 

 

Koniec

Komentarze

Kolejne opko o rozmowie z Bogiem?

A co? Jakiś problem z tematem? :)

Nie, tylko po przeczytaniu trzystu opków o tym samym mam przesyt

Każdy ma przesyt gdzie indziej, jedni na filozofię inni na elfy i krasnale :)
Poza tym moje opka były kolejno o:
Głupi i martwi - zderzenie człowieka z obcym (nie bogiem)
Powód - zderzenie człowieka z osobliwością technologiczną
no i Jeden - pijackie dywagacje zakończone trupem. Bóg jest troszkę przy okazji :)
Następnym razem obiecuję, wrzucę coś o elfach, krasnalach albo wampirach :D albo rycerzach, albo krolewnach w opałach, albo zbirach zabijających potwory i gwałcących dziewice :D

Napisz o tych dziewicach, jak najbardziej. Gwałt opisany przez kobietę może byc ciekawy. Choć Suzyki M.w opku nagrodzonym piórkiem miała opis gwałtu na widźmie.

Takie quasifilozoficzne wywody podane w całkiem atrakcyjnej formie. Nic tu specjalnie mądrego nie ma, raczej taki intelektualny infantylizm z gatunku, czy jak Bóg jest wszechmocny, to stworzy kamień, którego sam nie podniesie, tematyka stara, chociaż pomysł ciekawy. Nie powiem, przeczytałem z przyjemnością, od czasu do czasu nawet się uśmiechnąłem, a tekst mnie nie znudził. Dialogi wartkie i autentyczne, bez zadęcia, chociaż marnujące się, moim zdaniem, w tym koncepcie. Ogółem - spoko, ucieszyło mnie opowiadanie z rana przed pracą, a to najważniejsze.

A nie wystarczy, jak sięgniesz po cykl Gor Normana? :)
Tam tego miałbyś w bród i trochę...

O Flesz, trochę mnie obraża stwierdzenie o intelektualnym infantylizmie. Paradoks omnipotencji to nie jest coś, czym się zajmują dzieci tylko zagadnienie filozoficzne jak najbardziej - i nie jakby filozofii, jak raczysz zauważać, tylko tej zupełnie prawdziwej.

Dla mnie to dziecinada babrać się w pytaniach bez odpowiedzi i to jeszcze dotyczących Boga, równie dobrze można zadać pytanie "czy życie ma sens" i zamilczeć, a takie pytanie zadają sobie nawet dzieci. Oczywiście to zależy od podejścia, jeżeli wyjść z założeń logiki, pytania sprzeczne w sobie i bez znaku równa się są po prostu źle zadanymi pytaniami, źle zadawane pytania świadczą na ogół o niedojrzałości pytającego stąd zarzut infantylizmu, mój osobisty oczywiście. Natomiast w Twoim tekście, znacznie bardziej od przemyśleń, podoba mi się sama forma i sposób prowadzenia dialogu, który bardzo by mi pasował np. w teatrze. Tak. Jako spektakl bym to nawet kupił w całości, a co! ;)

Ale czytałeś coś o paradoksach kiedykolwiek? :) nie, że się czepiam, tylko dziecinadą jest NIE zastanawiać się nad rzeczami, które są troszkę trudniejsze - inaczej dotąd zwisalibyśmy z gałęzi, radośnie iskając się pod ogonami :)
No dobra, poszczypaliśmy się (nie miej urazy) - za komplementy dziękuję, jakoś poszło, jakoś poszło :D

Mam nadzieję, że nikt z Grodziska Maz. się tu nie obrazi (i nie okaże, że ma na imię Jola i pracuje w barze) he he he

Nie zeszliśmy z drzew zastanawiając się nad paradoksami, ale dzięki językowi, komunikacji i powiększonym płatom czołowym ;), a także potrzebie uwygodnienia sobie życia tworząc na ten przykład dzidę. Paradoksy są skutkiem ubczonym. Paradoksy nie dają postępy, bo od starożytności nic ciekawego na ten temat nie powiedziano oprócz mnożenia kolejnych bezproduktywnych teorii. Ze mną się nie dogadasz w tej kwestii, bo ja mam bardzo racjonalistyczne poglądy, moja obecność na stronie Nowej Fantastyki wyraźnie to unaocznia ;)

Nie zgadzam się :)
Ogień kiedyś nas przerażał, potem gacie na babskiej pupie (ten feminizm), elektryczność, procent składany, fizyka kwantowa - wylęgarnia nie tylko paradoskow, ale też zupełnie niezrozumiała nawet dla fizyków kwantowych :D
Życie nas zmusza do myślenia o czyms więcej niż dzida - jeleń - kotlet - kupa - sen :D
W końcu do tej pory nie rozwikłaliśmy rzeczy, o których pomyśleli starożytni, którzy wymyślili nie tylko paradoksy, ale też bogów :D
Ja podchodzę do tych zagadnień bardzo racjonalnie - szukam odpowiedzi uznając, że skoro można wymyślić pytanie, to również odpowiedź. Zresztą, kiedyś ludzie mieli znacznie mniej czasu (samo pranie gaci w ręku zajmowało znacznie więcej niż teraz zaprogramowanie pralki)  i nie mieli google, więc skoro oni mogli, to i my damy radę. Hi hi...

Temat na długą i ciekawą dyskusję, ale chyba nie to miejsce ;) Tylko nie myśl, że wymiękam! Mógłbym cię zalać w tym momencie wzburzonym morzem kontrargumentów i prawie przed chwilą to zrobiłem. Ogólnie powiem tak, pytanie też musi być dobrze zadane, żeby można było na nie odpowiedzieć. Wracając do tesktu, panna Jola do mnie przemawia.

Feminizm, to jest dopiero wylęgarnia nie tylko paradoskow, ale też dziedzina zupełnie niezrozumiała nawet dla fizyków kwantowych ;)

Mnie się podobało. Wartki dialog i ciekawy temat. Filozofia już dawno określiła swój stosunek do Boga,tylko ciągle wali się w łeb ludzi teologią. Należy wałkować temat, aż do skutku.

Lekki dialog, w okolicznościach sprzyjających, by pogadać o wszystkim i o niczym, w tym, jak najbardziej o bogu z bogiem też. Podobało się.
Jahusz - tu bym się zastanowiła, czy rzeczywiście... bo ile filozofów, tyle koncepcji, a nie jeden określony stosunek.

I też, a propos wypowiedzi Jahusza, zastanawiam się, co to znaczy "wali się w łeb teologią". Moim zdaniem filozofia poruszająca temat Boga, a jak rozumiem mowa tu o Bogu chrześcijańskim, siłą rzeczy musi wchodzić w dyskurs z teologią i odwrotnie. Chyba, że chodzi doktrynę religijną, ale to wtedy zupełnie odrębna sprawa.

Wypowiedź Jahnusza zabrzmiał jakby filozofowie od dawna posiadali jedną, negatywną odpowiedź na pytanie o Boga. Chyba nie mogłoby to być dalsze od prawdy.

Bardzo dalekie, bo jest wręcz odwrotnie :)

flesz Ja wybieram filozofów,ktorzy negują istnienie Boga w sensie biblijnym. Jest ich całkiem sporo. Przekonali mnie. Tylko pytanie,skąd  ciągle u mnie pojawia się ten temat. Ktoś mi wyjaśnił, posiadasz skrzywienie chrześcijańkie. Bez Bogów łatwiej mi żyć w tym krzywym świecie. Teologia zbiera pod swoje skrzydłą wszystkich pro i bije tym wierzących po uszach do zaniku woli. Wybacz, ja tak to odbieram i to miałem na myśłi. Ująłem to lepiej ale mnie wylogowło za pierwszym razem tak się rozpisałem. Kłaniam się.

elevicka
Masz oczywiście racje. Skłoniłem w tym miejscu głowę w stronę mojej półki z książkami filozofó  - pisarzy religii nie przychylnych. Wyraziłem się jak zwykle pohopnie.To ciekawe,że fantaści często zadają pytania  w tej kwestii. To opowiadanie powyżej jest próbą zadania takiego pytania. Dlatego je polubiłem. Może strzał był chybiony,ale przeleciał blisko celu. Dzieci mają to do siebie,że nie są skrzywione światopoglądem dorosłych i zadają celne pytania.:)

Przepraszam,miało być fiilozofów i pochopnie. Sztańskie figle mojego wzroku.Kłaniam się uniżenie za te błędy.

Ależ Zuzo, nie pisze się ostrzeżenia o wulgaryzmach w tytule utworu... co to ma być, próba zwrócenia uwagi na swój tekst?
A opko to dobry kawał roboty, chociaż wniosków oryginalnych nie ma absolutnie żadnych (toż jak się zastanowić, to już Kochanowski zawarł tą treść w "Człowieku Boże igrzysko").

Ech ten Bóg, wszędzie się wpycha, nawet między wódkę a zakąskę, nawet do opka Gwidona w NF 3/2011 (też dobrego, moim zdaniem) rzutem na taśmę się wcisnął, a teraz Gwidon narzeka, że ma przesyt. Trochę nie rozumiem. Tym bardziej, że mi osobiście filozofia nigdy się nie nudzi, teologia (pod warunkiem, że nie dogmatyczna, także) a życie bez "dziecinnych" pytań wydaje się jakieś takie... płaskie i nieludzkie. No, ale ja nawet nie wiem, co znaczy słowo "racjonalizm".
I tyle może o Bogu, a teraz o tekście: jedną półkulą cieszyłem się ładnymi zdaniami, bo to bardzo zgrabnie napisane, naprawdę lubię Twoj styl :), a druga w tym czasie próbowała dociec, co właściwie czytam, opowiadanie czy traktat filozoficzny. Nie żebym miał coś naprzeciwko gatunkom zmąconym, wręcz przeciwnie, ale siedzi we mnie jednak jakiś inżynier Mamoń, który lubi wiedzieć, na czym stoi (matko, co ja napisałem :). No i w końcu się okazało, że to jednak jest opko, i to ciekawe. No i otwiera przy tym jakiś horyzont myślowy, szerokie pole do pytań, z których dla mnie najbardziej intrygujące brzmią: co to właściwie jest punkt widzenia Boga? czy absolut rzeczywiście mógłby się jakoś zrelatywizować, ograniczyć do poziomu istot skończonych i postrzegać świat i siebie ich oczami? I szereg innych w ten deseń. Przez ten tekst widać chyba więcej niż jest w nim samym, ale filozofia nie przygniata w nim historii (choć proporcja zbliża się do pewnej granicy), także jest to niewątpliwie opowiadanie i to naprawdę, na mój gust, dobre.

Opowiadanie niezłe, ciekawa wizja, żywy, zgrabny dialog. Dobre zakończenie. Warto było zajrzeć i przeczytac :)
pzdr.,
Bella.

Tylko dlaczego Bóg w takich opkach ma zawsze chrześcijańską koncepcję? Trochę to chore, zważywszy, ile jest wyznań na świecie... a autorzy zawsze sięgają do tego jednego, oklepanego...

ArcturVox ,Wiesz sam się nad tym zastanawiam, ale to takie chyba  masochistyczne i przez to pociągające. Kogo obchodzi Budda z butelką wódki na kolanach i paczką kondomów w kieszeni?  Nie mówiąc  o upapranym w błocie ,z goloną w zębach Mahomecie, to by dopiero było, ale to chyba w innym przedziale tego wagonu? :  )

Faktycznie, bóg chrześcijan (szczególnie ten Startestamentowy) to kawał gnoja, trzeba przyznać.
Ale z drugiej strony, do wizji pijaczka bardziej pasuje stoicki i harmoniczny Budda, aniżeli wszechmocny typek z przerośniętym ego i chęcią wtryniana się we wszystkie ziemskie sprawy.

1/ dziękuję za wszystkie uwagi i pochwaly i krytykę
2/ tak, ostrzeżenie w tytule to chłyt marketingowy, święta nie jestem i nie zamierzam :)
3/ hm... ciekawa uwaga o innych bogach, ale tu nie ma znaczenia czy to jest ten bóg czy inny a z chrześcijańskim to chyba kojarzycie go tylko po raju i adamie i ewie, a to przecież wspólny początek aż 3 wielkich religii, nie tylko chrześcijaństwa. A co do tego monoteisty to może on właśnie ten co to wyznaje, ze nie ma boga jak Allacha? W tekście tego nie ma jasno powiedziane - ani zaprzeczone :)

ZL

Jeżeli chodzi o Stary Testament to kojarzę tylko dwie religie, które na nim powstały: judaizm i chrześcijaństwo, czy coś pominąłem? :)

po pierwsze ja nie pisalam o starym testamencie, tylko wykorzystałam jeden z motywów (Adam i Ewa) a Ty dośpiewaleś sobie resztę - co Ci wolno, bo każdy czyta jak umie i jaką ma wiedzę. Dorzuć Koran, bo tam też wspomina się o stworzeniu świata :) To tak dla poszerzenia światopoglądu, ale nie narzucam interpretacji :D

No tak, ale Koran to Koran, Biblia to Biblia, a ja pytałem całkiem serio i bez złośliwości, bo zwyczajnie nie kojarzę tej trzeciej, prócz właśnie chrześcijaństa i judaizmu, religii. I tyle :)

@flesz Najśmieszniejsze jest to,że mułzumanizm zagarnął sobie stary i nowy testament i wymyślił sobie,że najwyższym prorokiem po Jezusie jest Muhamet,czy jakoś tak. Ale on ponoć był nawróconym złodziejem  karawan. :  ))
Acha... Dlatego mają swoje żarcie Zydzi -  koszerne, Muzy -  halal i kochają Jerozolimę z powyższych powodów. Ridley Scot zrobił genialny film na ten temat :)

Dość znany motyw, pewnie nie raz poruszany przy okazji podobnych barowych spotkań, ale przyznam, że końcówka mnie zaskoczyła.

Nowa Fantastyka