- Opowiadanie: Bohdan - Fryzjer

Fryzjer

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Fryzjer

I

 

 

W sercu lasu, w miejscu, gdzie nawet dzikie zwierzęta bały się przebywać, stał otoczony grupą starych dębów, drewniany, przykryty strzechą dom. Schowany pośród gęstego zbiorowiska drzew i porośnięty mchem był niemal niewidoczny. Prowadziła do niego tylko jedna, słabo udeptana ścieżka. Można było pomyśleć, że budynek jest niezamieszkany. Zaprzeczała jednak temu jasna smuga dymu, wydobywająca się z komina. Przed domkiem, leżąc na starej, zaniedbanej ławce, przeciągał się leniwie czarny kot, jednocześnie zerkając ukradkiem na postać kruka, siedzącego na gałęzi dębu. Obejście wyglądało na zaniedbane. Było porośnięte wysoką trawą, w kilku miejscach wyrosły gęste krzaki oraz kłącza płożące się po ziemi i pnącza wspinające się po ścianach budynku.

 

Ze środka chałupy dobiegł dźwięk upuszczonego na podłogę naczynia.

– Czart by cię zeżarł – zaklęła cicho pod nosem staruszka, po czym schyliła się i podniosła z drewnianej posadzki sporych rozmiarów blachę do pieczenia.

– Teraz dorzucę trochę przypraw i będzie pychotka – mówiła do siebie. W pomieszczeniu nikt poza nią nie przebywał.

Kuchnia, w której rezydowała kobieta, kleiła się od brudu. Ściany były pokryte pleśnią i niezliczoną ilością pajęczyn, na suficie znajdowała się wielka, wilgotna plama – efekt przeciekającego dachu. Bez przerwy latały roje bzyczących much, pobudzając apetyt mnóstwa pająków, czekających cierpliwie na zdobycz w postaci uwięzionego w sieci insekta.

Pod niewielkim oknem, z zabryzganą czerwoną cieczą szybą, leżały kości. Ułożone w stożkowaty, niewysoki stos. Na środku pomieszczenia stał ogromny, drewniany stół, na którym znajdowało się kilka naczyń i sztućców oraz bardzo dużo mięsa. Z blatu na podłogę ściekała krew, tworząc sporą, ciemnoczerwoną kałużę.

Staruszka ułożyła mięso na metalowej blasze i podeszła do murowanego, brudno-szarego pieca. Za pomocą stalowego haka otworzyła żelazne drzwiczki. Wewnątrz piekarnika tańczyły pomarańczowe języki płomieni, do chałupy buchnęło gorące powietrze.

– Teraz upieczemy. To będzie królewskie danie – zamocowała blachę w piecu, nad ogniem i zachichotała, jednocześnie zacierając ręce z zadowolenia. Po chwili z piekarnika zaczął dobiegać dźwięk skwierczącego mięsa. Słodki zapach pieczeni ekspansywnie rozprzestrzeniał się po kuchni, łechcąc kubki smakowe gospodyni.

– Ktoś zrobił nam prezent, aż ślinka cieknie – dodała, zamykając żelazne drzwi pieca i podreptała w kierunku wiklinowego kosza, stojącego na podłodze, nieopodal wejścia do kuchni. Wyjęła z pojemnika kilka sztuk pogniecionych, zakrwawionych ubrań i zaczęła je uważnie przeszukiwać. Po jakimś czasie, stara, pomarszczona dłoń natknęła się na kawałek papieru, poplamionego szkarłatnym płynem. Kobieta przemieściła się bliżej okna, aby z pomocą skąpo przenikających do domku promieni słonecznych, przeczytać znalezione dokumenty. Trzęsące się ręce utrudniały czynność, mimo to staruszka nie dała za wygraną i czytała dalej. Wraz z postępem lektury zmieniał się wyraz jej twarzy. Zaniepokojona uniosła głowę i spojrzała w kierunku pieca.

– O, żeby cię…

Rozległ się głośny huk, dodatkowo spotęgowany leśnym echem. Pierwsza faza eksplozji ukazała wysoki, sięgający ponad drzewa słup ognia, który stopniowo przerodził się w pożar puszczy. Następnie pojawiła się czarna, przesłaniająca słońce chmura dymu, powodując zaciemnienie kniei.

Chatka przestała istnieć. Powoli dopalały się pozostałości, porozrzucane siłą wybuchu po okalającym obejście, lesie.

 

II

 

Król siedział zamyślony na drewnianym, pokrytym złotymi zdobieniami tronie. Jego gęste, czarne włosy, częściowo ukryte pod koroną, opadały na ramiona. Drapał długi, krogulczo zakrzywiony nos i patrzył przed siebie zezowatym wzrokiem. Przebywał w komnacie samotnie, oczekując na spodziewanego gościa. Pomieszczenie było największym w zamku, tutaj od wieków witano i podejmowano władców innych krajów oraz ważnych posłańców. Również w tym miejscu monarcha sądził i skazywał przestępców w myśl zasady: „Ja jestem sędzią, ławą przysięgłych i egzekutorem". Co prawda na dworze zatrudniono kata, ale to król wybierał rodzaj tortur lub sposób wykonania wyroku śmierci, w zależności od ciężaru gatunkowego wykroczenia. Władca piastował swój urząd od pięciu lat. Zasiadł na tronie po wypadku ojca, który podczas polowania został stratowany przez tura i umarł w mękach dwa dni później. Zdarzenie wszystkich zaskoczyło, ponieważ tylko ranne tury uważano za groźne, a w chwili ataku zwierzę nie było poszkodowane w żaden sposób.

 

„Znowu mu się udało – pomyślał Bolesław Krótkowzroczny. – Jest niezawodny, zresztą płacę hojnie za jego usługi. Niepokoi mnie fakt, że tak dużo wie. Kiedyś trzeba będzie coś z tym zrobić i pozbyć się Fryzjera, ale na razie jest potrzebny."

Od strony wielkich, sosnowych drzwi dobiegło donośne pukanie. Król wyrwany z zamyślenia krzyknął:

– Wejść!

W komnacie pojawił się zbrojny, jeden z wielu wartowników przebywających w zamku. Ukłonił się przed władcą i powiedział:

– Miłościwy Panie, właśnie przybył Fryzjer Brzytewka. Czy zechcesz go przyjąć?

– Tak, niech wejdzie.

Żołdak ponownie pochylił się, po czym odwrócił i wyszedł.

Chwilę później do sali wszedł wysoki, atletycznie zbudowany mężczyzna. Jego ubiór sprawiał, że wyglądał jak przeciętny mieszczanin. Miał pospolitą twarz, taką, którą można zapomnieć po kilku minutach. Głowę porastały jasne, kręcone włosy.

– Bądź pozdrowiony, Wasza Miłość – rzekł i ukłonił się.

– Witaj – odpowiedziała postać siedząca na tronie. – Podejdź bliżej, śmiało.

– Panie, wybacz mi zuchwałość, ale stoję o dwa kroki od ciebie.

– Hmm, no tak. Mam problemy ze wzrokiem – wyjaśnił zakłopotany Bolesław, a twarz pokryły mu rumieńce wstydu. Postanowił zmienić niezręczny temat i powiedział:

– Cieszę się, że misja wyeliminowania wiedźmy została zakończona sukcesem. Ciekawi mnie, jak tego dokonałeś? Przed tobą kilku śmiałków próbowało ją zlikwidować. Bez pozytywnego skutku, niestety.

– Cóż, nie było to łatwe. Wiedziałem, jak zresztą wszyscy, że czarownica jest smakoszem ludzkiego mięsa, przede wszystkim gustuje w konsumpcji dzieci. Udało mi się pozyskać, pod pozorem opieki, parę bliźniąt z biednej, chłopskiej rodziny. Mieszkali ze mną przez kilka dni, potem zaproponowałem wspólną wyprawę na jagody. W lesie uśmierciłem dziatki, a w ich ciała wpompowałem pokaźną ilość płynnej siarki, po czym podrzuciłem trupy w pobliże chałupy, zamieszkałej przez wiedźmę. Po spotkaniu siarki z ogniem nastąpił…

– Wybuch! – zakrzyknął król. – Genialny plan. Nie musiałeś nawet używać swojej, słynnej brzytwy, przynajmniej nie w stosunku do staruchy… Nie żal ci tych biednych dzieci?

– Nie – odpowiedział płatny morderca. – Poświęciłem dwoje dla uratowania kilkudziesięciu, a może i kilkuset. Trudno powiedzieć, jak długo żyją czarownice? Możliwe, że w ogóle nie umierają śmiercią naturalną. Poza tym, o ile Małgosia była grzeczną dziewczynką, o tyle Janek przejawiał skłonności do kleptomanii. Sporo przedmiotów zniknęło z mojego domu, podczas jego pobytu. Nawet niektórych dokumentów nie mogę się doszukać. Na przykład, przepadło bez śladu zlecenie zabójstwa wiedźmy. Panie, to tylko kwestia czasu, kiedy skazałbyś go na tortury lub śmierć.

– Rzeczywiście, chyba masz rację – przyznał władca. – Nie pojmuję, po co ukradł pisma? Potrafił czytać?

– Bynajmniej. Przypuszczam, że zabrał dokumenty, bo nic lepszego nie znalazł. Trudno wytłumaczyć działania kleptomana.

– Rozumiem – podsumował monarcha i na chwilę zamilkł, jakby chciał dokonać retrospekcji zdarzeń opowiedzianych przez Fryzjera. Po chwili ponownie się odezwał:

– Mam dla ciebie dwa kolejne zlecenia. Pierwszym obiektem jest zbój zwany Kwasopijem. Spójrz! – Uniósł i pokazał kilkanaście pism, wymachując nimi. – To są skargi od kupców i obwoźnych handlarzy! Łotr ma siedzibę na terenie Boru Niedźwiedziego, próbuję go schwytać od wielu miesięcy. W końcu, po rozmowie z przedstawicielstwem kupieckim ustaliliśmy, że poszkodowani będą w stanie wyłożyć pewną kwotę za pozbycie się Kwasopija.

– Słyszałem o nim. A druga propozycja?

– W okolicach Martwego Bagna pojawił się Nierządnik.

– Nic o tym nie wiem. Co to za diabeł?

– Przypadkowo, prawie zgadłeś. Według nadwornego teologa, to najgroźniejszy z demonów bagiennych, w dodatku o skłonnościach homoseksualnych. Napada na mężczyzn i gwałci ich.

– Dlatego się skarżą? – zapytał Brzytewka z rozbawieniem w głosie.

– Powód jest nieco inny – odpowiedział poważnie król. – Po zaspokojeniu seksualnych potrzeb, Nierządnik urywa łby ofiarom i posila się ich mięsem.

Zapadła chwila ciszy. Fryzjer stał, patrząc na podłogę, zaś monarcha siedział ze wzrokiem skierowanym zarówno na północ, jak i na południe.

– Czy miesiąc ci wystarczy na wypełnienie zadania? – Przerwał ciszę głos Krótkowzrocznego.

– Tak. Za twoim pozwoleniem, Wasza Wysokość, najpierw chciałbym zająć się demonem, a potem Kwasopijem.

– Kolejność nie ma dla mnie znaczenia, natomiast czas jest ważny. Za dwa miesiące rozpocznie się w grodzie coroczny Wielki Targ, trudno będzie o przyjazd handlarzy, jeśli rozejdą się plotki o zbóju i Nierządniku grasujących po okolicy.

– To wszystko – dodał po krótkiej pauzie – co miałem do zakomunikowania. Po wykonaniu zadania otrzymasz kwotę pieniężną, jaką ustaliliśmy wcześniej. Możesz odejść.

– Zawsze do usług Waszej Miłości – odpowiedział zabójca, ukłonił się i ruszył w kierunku wyjścia. Gdy zniknął za drzwiami, król westchnął ciężko. "Nadchodzi czas twojej śmierci Brzytewko – pomyślał. – Świadomość, że znasz prawdę o wypadku mojego ojca nie daje mi spokoju. Twoja wiedza staje się dla mnie ciężarem."

Monarcha wziął do ręki pismo, które wcześniej przeczytał i patrząc na nie, zamyślił się.

„Szpiedzy donoszą o działaniach Imperatora. Mimo pogromu jego armii w bitwie pod Pasieką, wciąż snuje plany przyłączenia mojego królestwa do Cesarstwa. Tak, to poważny problem."

 

III

 

Brzytewka przemieszczał się po kamiennej drodze głównej części miasta. Mijał znajomych, którym odpowiadał na powitanie, kiwając przy tym głową. Ulica była centrum handlowym i usługowym. Znajdowała się tutaj kuźnia kowalska, poza tym swoją pomoc oferowali: szewc, medyk czy krawiec. Oprócz tego spragnieni i głodni mogli skorzystać z gospody, a potem zabawić się w domu uciech. Wszyscy starali się żyć w zgodzie i harmonii, jedynie medyk z kowalem od dłuższego czasu toczyli spór. Szkopuł polegał na usługach stomatologicznych, którymi obaj się zajmowali. Z ich konfliktu zadowoleni byli mieszkańcy grodu, ponieważ panowie w ramach konkurencji obniżali ceny. Kowal poszedł już tak daleko, że w opłacie za podkucie konia oferował wyrwanie zęba za darmo.

 

Na końcu drogi, nad brązowymi drzwiami kamienicy wisiał szyld z napisem „Fryzjer". Brzytewka przystanął, przekręcił klucz w zamku i dostał się do środka. Zmienił ubranie, przygotował stanowisko pracy, po czym powiesił w oknie kartkę z napisem „Otwarte".

Chwilę później do lokalu wszedł mężczyzna. Miał łysą głowę, przysadzistą sylwetkę, a na szyi zawieszony złoty łańcuch. Nazywał się Teodor Klusek, był właścicielem gospody oraz burdelu. Uśmiechnął się promieniście i powiedział:

– Witaj, Brzytewko.

– Dzień dobry, Teodorze. Strzyżenie? – Fryzjer zapytał żartobliwie.

Obaj wybuchnęli gromkim śmiechem.

– Niestety, golenie – odparł Klusek i usiadł na krześle. – Zmieniłem konia, wiesz? Mam teraz czteroletnią, czarną klacz. Jest niesamowicie szybka. Sporo zapłaciłem, ale warto było.

Fryzjer słuchał opowieści klienta, na temat osiągów kupionego wierzchowca. Dowiedział się także, o dwóch nowych pracowniczkach domu uciech. Teodor zachęcał do skorzystania z ich usług. Znał upodobania seksualne rozmówcy, ponieważ Brzytewka był jednym z najczęściej odwiedzających burdel. Inaczej sprawa miała się z gospodą, gdyż fryzjer żył w całkowitej abstynencji. Kiedy zakończył golenie, usłyszał od Kluska wiele komplementów.

– Jesteś artystą – mówił, dotykając swojej twarzy. – Nikt nie potrafi posługiwać się brzytwą, jak ty. Nawet nie zauważyłem, że mnie golisz, a tu już, pstryk! I po wszystkim. Niewiarygodne.

Brzytewka uśmiechnął się. Pożegnał gościa i zapowiedział swoje późniejsze przybycie do domu uciech. Przedtem musiał z kimś porozmawiać.

 

Nadszedł wieczór. Spotkanie zaplanowano w dzielnicy biedoty, znajdującej się za murami głównego miasta. Rzadko zapuszczał się tam ktokolwiek ze znajomych Fryzjera, a chodziło o to, aby uniknąć ciekawskich spojrzeń i odpowiedzi na późniejsze, niezręczne pytania. Brzytewka szedł nieoświetloną ścieżką, gdy nagle jego uwagę zwrócił pewien dźwięk.

– Psst! Podejdź tutaj – zagadnął stojący pod jednym z drzew, nieznajomy.

Fryzjer zbliżył się. Przywołujący go człowiek, był niższy od niego o głowę. Miał na sobie długą, czarną opończę, a część twarzy skrywał kaptur, spod którego wystawała krucza broda.

– A kto z nami nie wypije… – wypowiedział część hasła.

-… ten będzie pił pomyje – dokończył Brzytewka. – Znalazłem pozostawioną w moim lokalu wiadomość od ciebie, więc przyszedłem. Jaka jest twoja oferta?

– Mój pan, Imperator proponuje Ci pracę. Orientujesz się w sytuacji politycznej i zdajesz sobie sprawę, że wojna jest nieunikniona. Król Krótkowzroczny przegra ją, a wszyscy jego współpracownicy zginą pod katowskim toporem, ty możesz ocaleć.

– Nie strasz. Powiedz lepiej, jakie korzyści materialne niesie ze sobą służba Cesarstwu?

– Dostaniesz stałą posadę płatnego mordercy z czterokrotnie większym wynagrodzeniem, niż obecnie. Jaka jest twoja odpowiedź?

– Daj mi chwilę – odpowiedział Fryzjer i zajął się analizą przedstawionej propozycji. W końcu przemówił – Zgoda, przyjmuję warunki.

– Mam dla ciebie pismo, powinienem je przekazać, kiedy wyrazisz zgodę na współpracę. Oto ono.

Brzytewka złamał cesarską pieczęć i przeczytał list. Uśmiechnął się szeroko.

– Dobra wiadomość? – zapytała postać w kapturze.

– O, tak. – odpowiedział. Niespodziewanie w jego ręku znalazła się brzytwa. Jednym, szybkim zamachem przeciął tętnicę szyjną szpiega, który charcząc, próbował bezskutecznie powstrzymać krwotok. Osunął się na ziemię, ciągle wydając nieartykułowane dźwięki. Przez chwilę targały nim agonalne drgawki, po czym zastygł w bezruchu, z przerażeniem wymalowanym na twarzy.

– Jedno zlecenia wykonane. – Morderca mruknął do siebie.

Fryzjer przeszukał ubranie trupa, lecz nic nie znalazł. Spojrzał ostatni raz na ciało leżące w kałuży krwi, splunął w jego kierunku i ruszył w drogę powrotną.

„Po trudach związanych z moim drugim, wyuczonym zawodem, nadszedł czas na rozrywkę" – uśmiechnął się na myśl o nowych pracownicach burdelu.

 

IV

 

W pobliżu Martwych Bagien, dzięki pełni księżyca, było widać jakiś ruch. Mężczyzna niósł coś dużego na plecach, rozglądał się przy tym na boki, w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na umieszczenie pakunku. Postaci towarzyszyła symfonia cykad, w której dźwięki wkradało się od czasu do czasu kumkanie, lub rechot żab, cierpiących najwyraźniej na bezsenność.

Fryzjer zrzucił wypełniony, parciany worek na trawę. Otarł pot z czoła, wyjął z kieszeni płaszcza brzytwę i przeciął pakunek. W miarę usuwania materiału, powoli ukazywał się trup młodego chłopca. Miał ciemnie, długie włosy i był zupełnie nagi. Młodzieniec został uduszony – na szyi widniał sino-granatowy ślad, pozostawiony przez mordercę. Brzytewka ułożył ciało twarzą do ziemi. Wyciągnął z kieszeni małe zawiniątko, otworzył je i wytrząsnął zawartość na dłoń. Po chwili trzymał kilka niewielkich kawałków metalu. Przeciągnął palcem po krawędzi jednego z nich i syknął z bólu. „Bardzo ostre, oto właśnie chodziło" – pomyślał, jednocześnie gmerając przy trupie. Później wstał i udał się w kierunku gęstych krzaków, znajdujących się na niewysokim wzniesieniu, gdzie rozłożył niebieską kapę. Zalegając na niej wygodnie, spojrzał przed siebie. Miał dobry widok na miejsce, w którym leżały zwłoki.

 

Jakiś czas potem, na polanie pojawiła się dziwna, kudłata postać. Demon człapał powoli i węszył, wydając przy tym dźwięki niczym pies tropiciel. Był wysoki, całe jego ciało pokrywała brązowa sierść, oczy świeciły szkarłatem, a półrozwarte szczęki prezentowały dwa rzędy nierównych, dużych zębów. Pomiędzy nogami dyndał długi, sięgający do kolan, penis. „Diabeł gotów wpędzić mnie w kompleksy" – dumał żartobliwie Fryzjer. Tymczasem Nierządnik podszedł do ciała, rozejrzał się dookoła, po czym zaczął dotykać i szturchać zwłoki. „Mam nadzieję, że nekrofilia nie jest mu obca. W przypadku problemów przygotowałem drugi wariant" – Brzytewka uważnie obserwował nocne wydarzenia. Demon wziął w dłoń ogromny członek. Przez chwilę masturbował się, sapiąc przy tym. Później przysiadł, przyciągnął bladego trupa i brutalnie wepchnął nabrzmiały penis w odbyt martwego młodzieńca.

Rozległ się przeraźliwie głośny, pełen bólu, zwierzęcy ryk. Hałas wydobywający się z gardła potwora był tak donośny, że opadło kilka liści z pobliskich drzew, a żaby zamilkły. Nocne zwierzęta znajdujące się nieopodal bagna, uciekały w popłochu, oddalając się od źródła ogłuszającego dźwięku. Ukryty w krzakach, obserwujący zajście człowiek zakrył uszy dłońmi. Jego twarz wyrażała zniecierpliwienie. „Ależ on wrzeszczy! Nie zniosę tego dłużej!" – Brzytewka był bliski obłędu, lecz wiedział, że musi wytrzymać. Zawsze działał według ułożonego wcześniej planu, jakiekolwiek odstępstwo od założeń mogło przynieść groźne konsekwencje. Demon w końcu podniósł się z trawy, wydając przy tym dźwięk przypominający szloch. Z czerwonych oczu popłynęły łzy. Stał tak przez chwilę, próbując rękoma powstrzymać krwotok z krocza, po czym kulejąc, oddalił się niezdarnie w kierunku moczarów. „Zdrzemnę się, a potem przystąpię do realizacji dalszej części planu" – Fryzjer odetchnął z ulgą i ułożył się do snu.

 

Obudziły go trele ptaków. Słońce powoli wynurzało się ponad Martwymi Bagnami, budząc do życia stworzenia przyzwyczajone do dziennego trybu życia. Brzytewka wstał, płosząc dwie sarny, przeciągnął się i ruszył krwawym śladem pozostawionym ostatniej nocy. Przedzierał się przez dziką część mokradeł, jednocześnie zachowując ostrożność, starał poruszać się jak najciszej. Zatrzymał się. Niedaleko od niego, w czarnej, częściowo zakrzepniętej kałuży krwi, zalegał owłosiony stwór. Mężczyzna oddalił się od diabła, podniósł wypatrzony w trawie kamień i rzucił nim. Czynność powtórzył kilkakrotnie. Brak reakcji ze strony Nierządnika ośmieliła Fryzjera do podejścia bliżej. Wyjął ukrytą w jednej z kieszeni płaszcza niewielką siekierkę i podszedł do poczwary. Demon leżał z wybałuszonymi nieruchomo oczami, z jamy gębowej wystawał czarny, wielkości krowiego – język. Jedną z rąk zaciskał zranionego członka. „Wykrwawił się na śmierć – wydedukował morderca, siadając na klatce piersiowej trupa. Powoli, sapiąc przy tym i klnąc jak szewc, za pomocą toporka począł odcinać owłosiony, rogaty łeb – „Tam, do kata! Z czego on ma zbudowane ciało? Z drewna, czy co?" – W końcu oddzielił pożądaną część od reszty zwłok.

 

V

 

… a więc szpieg okazał się Kwasopijem? Niewiarygodny zbieg okoliczności! – Król skomentował sprawozdanie Brzytewki.

– Tak. List od Imperatora, oprócz oczywiście proponowanego wynagrodzenia i zlecenia zadania, przedstawiał mojego rozmówcę jako poszukiwanego zbója. Miał być łącznikiem – wyjaśnił Fryzjer.

– Jednocześnie uprawiał dywersję – wtrącił Krótkowzroczny – osłabiając królestwo napadami na kupców. Cesarz zdaje sobie sprawę, że dopóki prowadzimy wymianę handlową z krainami zachodu, dopóty będziemy silni, przez co trudni do podbicia. Jeszcze jedno. Kim był młodzieniec, którego użyłeś jako przynęty na diabła bagiennego?

– Bezdomnym anarchistą. Koczował pod murami twierdzy, codziennie nawołując do buntu przeciw koronie. Mówił o stworzeniu rządów wybieranych przez lud. Marzyciel, o którego nikt nie będzie pytał, to pewne.

Monarcha oglądał trzymany prawą ręką łeb Nierządnika, w lewej dzierżył zdobiony kielich, wypełniony winem.

– Ohydztwo – skwitował aparycję nieszczęsnego demona i rzucił kudłatą głowę w jeden z kątów komnaty. Wypił łyk trunku, po czym odstawił naczynie. Skierował zezowaty wzrok prawdopodobnie w stronę rozmówcy.

– Jestem z ciebie dumny, Brzytewko. Dowiodłeś swojej lojalności i oddania sprawom królestwa. Dlatego też podwajam twoje wynagrodzenie.

– Stokrotne dzięki, Wasza Wysokość – odpowiedział płatny morderca. – Zawsze realizuję otrzymane zlecenie, bez względu na wszystko. To moja dewiza, również w zawodzie oficjalnym. A właśnie, jeśli o to chodzi… Proszę mi wybaczyć śmiałość, ale czy mogę podejść bliżej i spojrzeć na włosy, Waszej Miłości. Jest coś, co mnie niepokoi.

– Tak, oczywiście. – Bolesław wyglądał na przejętego.

Mężczyzna zbliżył się do króla, wziął do ręki kosmyk włosów i przyglądał się wnikliwie przez chwilę. Potem powrócił na wcześniej zajmowane miejsce i rzekł:

– Wasza Wysokość ma rozdwojone końcówki, trzeba skrócić fryzurę o kilka centymetrów. Czy w ostatnim czasie zaczęło wypadać więcej włosów, niż dawniej?

– Tak – odparł bez wahania władca. – Po kąpieli, balia bywa oblepiona sporą ich ilością.

– Będzie potrzebny balsam z pokrzywy – zdiagnozował fryzjer.

– Sądzę, że niebawem odwiedzę twój lokal – uśmiechnął się król. – Czy jest szansa na rabat?

– Niestety, zniżki obejmują tylko stałych klientów – odpowiedział Brzytewka.

Król roześmiał się głośno, twarz mu poczerwieniała z rozbawienia. Kiedy się uspokoił, powiedział:

– Dobry z ciebie przedsiębiorca, jednocześnie świetny płatny morderca. Możesz odejść, skontaktuję się z tobą w odpowiednim czasie.

Mężczyzna ukłonił się nisko i wyszedł.

„I pomyśleć, że chciałem go pozbawić życia. Teraz takiego to ze świecą szukać! Człowiek z zasadami – pomyślał zadowolony Bolesław Krótkowzroczny i wypił łyk alkoholu z kielicha, krzywiąc twarz z niesmakiem. – Ależ cierpkie jest to wino. Mówią, że im starsze, tym lepsze. To postało przez chwilę, a smakuje znacznie gorzej."

 

**************

 

„Czy może coś w moim życiu zmienić inny monarcha na tronie? Zupełnie nic. Będę wciąż fryzjerem i Fryzjerem, bo dobrzy fachowcy są zawsze w cenie" – rozmyślał Brzytewka, przygotowując stanowisko pracy. Umył lustro, naostrzył brzytwę, a na koniec pozamiatał podłogę. Podszedł do okna, umieścił kartkę z napisem „Otwarte" i wyszedł przed kamienicę pooddychać świeżym powietrzem. Na zewnątrz było słychać bicie zamkowych dzwonów, jakaś kobieta płakała, klęcząc na ulicy. Tłum ludzi poruszał się chaotycznie, wszyscy dyskutowali, niektórzy krzyczeli. Wtem zza rogu ulicy wybiegł żołdak krzycząc:

– Król! Król nie żyje!

Wszyscy ruszyli w kierunku siedziby Bolesława Krótkowzrocznego. Prawie wszyscy…

„Nie spodziewam się dziś żadnych klientów, ale lokal będzie otwarty, jak zawsze" – uśmiechnął się, obserwując dwa słońca chowające się za dachami kamienic, zapowiadające nadejście nocy. „Przecież jakieś zasady trzeba mieć" – pomyślał fryzjer, Fryzjer Brzytewka.

 

 

Koniec

Komentarze

Nie czytałem wszystkich Twoich tekstów, Bohdanie, ale z tych które miałem okazje zobaczyć, ten jest najlepszy. Wcześniej czytałem dobre opowiadania, ale nastawione głównie na rozbawienie i mocny humor, o których jednak po jakimś czasie się zapomina. To natomiast jest poważniejsze i widać, że dobrze się do niego przyłożyłeś. Czytało się lekko, nic mi nie zgrzytało. Historia jest dobrze poprowadzona, dialogi też ciekawe. Może jedynie postać Fryzjera troszkę za mało rozwinięta - to tylko moje zdanie, ale wydaje mi się, że z takiego bohatera można wycisnąć jeszcze więcej. Mimo wszystko jest to naprawdę udany tekst.
Pozdrawiam

Dziękuję, Redil. Postać Fryzjera jest celowo nieco "schowana", tak naprawdę nie  jestem pewien, czy  rozwinięcie głównej postaci trochę nie zepsuje klimatu tekstu, natomiast jest to warte rozważenia. Bardzo mnie cieszy Twoja opinia, bo rzeczywiście stałem się "Fredro NF":) i obawiałem się negatywnego odbiotu tekstu. Pozdrawiam

Mastiff

A ja jestem totalnie pod dużym wrażeniem. Czytałem i komentowałem kilka Twoich opowiadań i bardzo mi się podobały, ale ten jest super. Bez dwóch zdań! Porządny, spójny i świetnie napisany. Dobry humor. Tak mi się go dobrze czytało, że nawet ani razu nie spojrzałem na zegarek. Należą Ci się wielkie brawa za postać Fryzjera i fabułę. Widać też po dialogach, że wszystko zostało od początku do końca pieczołowicie przygotowywane. I oby tak dalej Bohdanie, a piórko masz gwarantowane. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

He, he. W tym samym czasie wystawiliśmy komentrarze! :)

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Dziękuję bardzo, mkmorgoth... no, nie wiem co napisać:). Piórko? Byłoby miło. Pozdrawiam

Mastiff

Ha, rzeczywiście! Przypuszczam, że prawdopodobieństwo takiego zdarzenia musi być bardzo małe, ale nie podejmę się obliczeń:). Pozdrawiam

Mastiff

Pod każdym względem dobre. Pozostaje pogratulować!

Pod każdym względem pozostaje podziękować za komentarz:). Pozdrawiam

Mastiff

Niby to bajka... a jednak nie do końca. Przyjemnie się czyta.

Trafna uwaga elvicka, lubię pisać na zasadzie kontrastu. Dziękuję za opinię i pozdrawiam

Mastiff

Mi się podobało. Plastycznie napisane, przyjemnie się czyta. Jest kilka błędów, ale to nie wpływa na przyjemność czytania;) Humor również mi się podobał, a najbardziej Jaś - kleptoman;)

Dziękuję, Sunnivina. Pewnie się jakiś błąd przemycił, choć tekst sprawdziłem kilka razy. Dobrze, że nie wpływa znacząco na lekturę. Plastycznie napisane? To miłe:). Pozdrawiam

Mastiff

Co prawda ostatnio rzadko zaglądam na stronkę fantastyki, ale szczęśliwie trafiłem na naprawdę dobre opowiadanie :) Najbardziej, Bohdanie, podobają mi się Twoje pomysły na kreacje postaci. Fryzjera już wszyscy zdążyli pochwalić wcześniej, ja tylko napomknę, że fajnie wypadł Nierządnik. Aż przypomniała mi się scena z "Narrenturm", gdzie gościnny występ zaliczył wilkołak o podobnych upodobaniach...
Pozdrawiam 

Dzięki Montinek. Wstyd się przyznać, ale "Narrenturm" nie przeczytałem. Próbowałem, lecz jakoś nie podeszło:), a postać Nierządnika pasowała do tekstu. Nie spodziewałem się tak dobrego odbioru opowiadania, dlatego też będę kontynuował dzieje Fryzjera. Pozdrawiam serdecznie.

Mastiff

Ta piąteczka, to ode mnie. Bo wróciłem i jeszcze raz przeczytałem opowiadanie. Zasługujesz na piórko Bohdanie. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Dzięki wielkie za pięć:). Co do piórka, to wielka szkoda, że to nie Ty je przyznajesz.  Kto wie? Może kiedyś rzeczywiście się "zabrązowię". Pozdrawiam

Mastiff

Wszystkie Twoje opowiadania, które dotąd czytałam, mi się podobały, a to podoba mi się najbardziej :) piszesz coraz lepiej - styl świetny, pomysł doskonały i super poprowadzony, Fryzjer jak dla mnie opisany wystarczająco (on powinien być tajemniczy), no ale co ja tu będę więcej mówić, po prostu bardzo dobre opowiadanie :) acha - ja też jestem za tym, żebyś wreszcie obrósł w piórka ;) daję 5 :)
PS. Hm, kowal, który przyjeżdża do moich koni, nie oferuje takich gratisów... cóż, chyba i tak bym nie skorzystała, ale pomysł może mu podsunę :P :D

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

Dziękuję Aubrey. Posiadasz własne koniki? Super! Ja jestem typowym mieszczuchem, o koniach wiem niewiele, niestety. Co do piórka, to miło cos takiego usłyszeć, byłby to dobry motywator. Cóż począć? Władni NF chyba po prostu nie przepadają za moimi tekstami. Rzecz gustu, ot co:). A pisał i tak będę, bo lubię:). Pozdrawiam

Mastiff

No tak, z cztery razy podchodziłem do opka. Fabuła fajna, zabawne. Ale gdybyś skończył z manią wymieniania wszystkiego jak w narodowym spisie ludności (wywalił z tysiąc przymiotników) to czytało by się o niebo lepiej :)

Może masz rację co do przymiotników, choć pewnie niektórzy czytelnicy mają odmienną opinię. Cztery razy? To rzeczywiście" nie leży" Ci moje pisanie:).

Mastiff

Ha, a nie mówiłem Bohdanie, że dostaniesz brązowe piórko :) Gratulacje!

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

ja też mówiłam, ja też! :D brawo! ;)

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

Dziękuję Wam, nie ma co ukrywać, że Wasza pomoc i pozytywne komentarze na temat "Fryzjera" bardzo pomogły. Chciałbym również podziękować Redilowi i wszystkim, którzy poświęcili czas na lekturę. Serdecznie pozdrawiam. Osłodziło mi to nieco koszmarny dzień - ktoś w nocy wybił szybę w moim samochodzie, niestety...

Mastiff

Opowiadanie dość sympatyczne, choć w niektórych momentach łatwo przewidzieć, co będzie dalej.

Mam wrażenie, że wtedy język miałeś stosunkowo mało wyrobiony, bardziej przypominał szkolny tekst niż aktualne.

Babska logika rządzi!

Osobliwe opowiadanie – choć ocieka obficie krwią i trup ściele się gęsto, to jednocześnie jest w nim jakaś groteskowa przewrotność i tragikomiczność.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czyta się dobrze. Trochę uśmiecha. 

Nowa Fantastyka