- Opowiadanie: Suzuki M. - Prawie ostatni wieczór

Prawie ostatni wieczór

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Prawie ostatni wieczór

To miało być pożegnanie. Justyna mocno postanowiła, że Marcin będzie ostatnią osobą, która zobaczy ją żywą. Tego wieczora miała popełnić samobójstwo.

 

Po jej telefonie Marcin zaopatrzył się w dużą ilość lodów waniliowych i opakowanie mocnych leków uspokajających. Był pewien, że nadszedł dzień, w którym Justyna wyrzuci z siebie wszystkie smutki i żale, których przez ostatni miesiąc nazbierało się więcej, niż on miał nieprzyjemność doświadczyć w całym swoim życiu: Justyna, niczym Hiob, straciła wszystko. Nikt nie wierzył w zapewnienia, że trzyma się dobrze. Nie płakała, przetrzymała wszystko z kamienną twarzą. I to właśnie było niepokojące. Musiała w końcu pęknąć.

 

W jego mieszkaniu panował bałagan, ale uporał się z nim dosyć szybko. Odpuścił tylko zbieranie wszechobecnych srebrzystobiałych piór, pewien, że dziewczyna i tak ich nie zauważy.

– Mógłbyś chociaż po sobie sprzątać – mruknął pod nosem, wyciągając puch z kubków.

 

Kuchenna szafka otworzyła się i trafiła go prosto w nos. Zamknął oczy, odetchnął głęboko i postanowił już nic nie mówić.

 

Dzwonek usłyszał zaraz po szóstej.Przytulił ją na powitanie. Bez entuzjazmu odwzajemniła uścisk. Wchodząc od razu zauważyła poniewierające się po całym pokoju pierze.

 

– Pościel?

– Słucham? – zapytał zaskoczony, zamykając drzwi.

– No, wiesz, te pióra…

 

Pióra? W jego umyśle włączyła się malutka czerwona lampka. Z przerażeniem stwierdził, że coś jest nie tak i z niepokojem spoglądał w stronę drzwi sypialni.

– A tak, pióra. Poduszka mi pękła… – wymyślił na poczekaniu.

– Tak myślałam.

 

Strzepnęła pierze z kanapy i usiadła. Marcin udał się do kuchni zrobić herbatę, w myślach błagając Boga, żeby ten wieczór niczym więcej go nie zaskoczył. Prośby nie zostały wysłuchane.

 

– Nie mówiłeś, że masz gościa. Może przeszkadzam? – powiedziała niepewnie.

W drzwiach do sypialni stał mężczyzna i z wzajemnością wpatrywał się w Justynę.

 

Marcin wypuścił z rąk obie herbaty. Poczuł, że jego nogi miękną i oparł się o ścianę. Chwilę łapał powietrze, przenosząc wzrok z mężczyzny na zaskoczoną Justynę i z powrotem. Kiedy lekko ochłonął, niepewnym krokiem podszedł do kanapy i usiadł obok dziewczyny.

– Wszystko w porządku? – zapytała przerażona.

 

Marcin schował twarz w dłoniach i próbował się uspokoić.

– Możesz mi go opisać?

– Co? – Justynę rozbawiła prośba.

– Proszę…

– No dobrze. Jest bardzo wysoki, ubrany na czarno, ma długie, jasne włosy i jasną skórę, chyba jasnobrązowe oczy, ostre rysy. Czegoś jeszcze nie zauważyłeś?

– O Boże…– powiedział Marcin i osunął się z kanapy.

 

Justyna złapała go w ostatniej chwili. Kiedy tylko otworzył oczy, pobiegła do kuchni po wodę. Obcy mężczyzna tylko wodził za nią wzrokiem. Po szklance zimnej wody Marcin otrzeźwiał i trochę zobojętniał. Doszedł do wniosku, że skoro już do tego doszło, to nie ma czego ukrywać. Spojrzał na przerażoną dziewczynę.

 

– Wiesz, z nim jest jeden problem. Oprócz mnie, no i teraz ciebie, nikt go nie widzi.

Justyna roześmiała się pierwszy raz od miesiąca.

– Ta, jasne… Ale serio, to twój nowy facet? – dodała już szeptem.

– Tych piór też nikt przed tobą nie widział. Ale i tak jesteś mało spostrzegawcza. Nie zauważyłaś, że one są jakieś dziwne?

 

Uśmiech nie schodził z ust dziewczyny. Marcin zgarnął kupkę piór z podłogi i podstawił jej pod nos. Wzięła kilka do ręki, ale nic nie poczuła: nie miały żadnego ciężaru, były delikatne jak mgła i błyszczały jak srebro. Przestało jej być do śmiechu. Spoglądała na Marcina lekko zdezorientowanym wzrokiem.

 

– Pojawił się tu jakiś tydzień temu. Nie usłyszałem z jego ust ani jednego słowa. Chodzi sobie po mieszkaniu i robi mi głupie kawały. No i nikt go nie widzi, a sporo ludzi tutaj bywa. Już myślałem, że zwariowałem.

 

Nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. Spojrzała w oczy obcemu, który po chwili podszedł do okna i usiadł na parapecie, krzyżując ręce ii cały czas wpatrując się w dziewczynę. Z bliższej odległości widziała dobrze, że jego oczy nie były jasnobrązowe. One płonęły żywym ogniem. Zaczęła się denerwować.

 

– Nie próbowałeś się go pozbyć? – ściszyła głos do szeptu.

– Pomyślałem o tym, ale to trochę trudne. Jego skóra parzy, steruje przedmiotami mocą woli, a żeby było śmieszniej, świeci w ciemności.

 

Justyna znowu zaczęła się śmiać, na co zrezygnowany Marcin podszedł do pstryczka i zgasił światło. W pokoju zapanowała ciemność, tylko obszar, w którym stał mężczyzna, był rozświetlony srebrzystym światłem. Dziewczynie zrobiło się niedobrze. Położyła się i zasłoniła oczy dłońmi. Marcin przyniósł z kuchni zakupione wcześniej tabletki uspokajające, którymi poczęstował i ją i siebie. Po chwili, bardziej spokojny, rozważał, czy podzielić się swoimi przemyśleniami.

– Wiesz, ja myślę, że to anioł.

Justyna otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

– Tak, dlatego ma w oczach ogień – zadrwiła.– Wyhodowałeś sobie demona, chłopie.

– Uważaj co przy nim mówisz. Jest mściwy i nie ma poczucia humoru.

– Jeśli jest aniołem, to dlaczego nie ma skrzydeł?

– A skąd te wszystkie pióra? Przyjrzyj się mu uważnie.

Dopiero teraz zauważyła, że przestrzeń za plecami mężczyzny jakby faluje i świeci jaśniej. Im intensywniej się wpatrywała, tym bardziej była pewna, że coś tam jest. Nagle przypomniała sobie, jakie plany miała na wieczór i odruchowo skojarzyła je z kolorem ubioru mężczyzny.

– Marcin, a może to jest śmierć?

Obydwaj mężczyźni uśmiechnęli się w tym samym czasie.

– No co ty, i siedziałby tu tydzień czasu?

– On się uśmiecha…

– Po co śmierć miałaby urządzić sobie u mnie wakacje?!

– Może czekał na mnie? – Justyna spojrzała na Marcina pierwszy raz od dłuższej chwili, w jej oczach pojawiły się łzy.

– No co ty, niby dlaczego…

 

W tym momencie zorientował się, po co tak naprawdę przyszła. Zdenerwowany uderzył ją w twarz i zerwał się z kanapy. Podszedł do barku, nalał sobie szklankę wódki i wypił ją prawie jednym łykiem. Chwilę dochodził do siebie, po czym wrócił na kanapę. Justyna trzymała się za policzek i wbijała wzrok w podłogę.

 

– Ja pierdolę, nie dość, że po domu szwenda mi się ten świecący, to jeszcze mam na karku samobójczynię. Przyszłaś się pożegnać, prawda?! – zaczął krzyczeć.

Po twarzy dziewczyny spływały wielkie łzy, których nie próbowała powstrzymywać. Marcin sięgnął po kolejną tabletkę na uspokojenie. Podał ją dziewczynie, po czym udał się do sypialni, skąd przyniósł obszerny t-shirt.

– Masz trzy sekundy, żeby się przebrać, potem wyważę drzwi do łazienki.

Mężczyzna obserwował wszystko obojętnym wzrokiem.

 

Justyna posłusznie wzięła bluzkę i poszła się przebrać, a Marcin nastawił wodę i nasypał kawy do trzech szklanek, po czym podszedł do siedzącego na parapecie mężczyzny, który, mimo tej pozycji, górował nad nim wzrostem. Od kiedy przekonał się, jakie możliwości ma jego niechciany współlokator, pierwszy raz sprobował powiedzieć mu coś prosto w twarz. Czuł bijący od niego żar.

– Jeśli naprawdę po nią przyszedłeś, to strasznie głupio zrobiłeś, że czekałeś tutaj. Będę jej pilnował, rozumiesz? A jutro zadzwonię po zmianę. Cały czas ktoś jej będzie pilnował. Aż jej przejdzie, rozumiesz?

 

Mężczyzna tylko uśmiechnął się drwiąco i skierował swój wzrok z powrotem na Justynę, która przebrana wyszła z łazienki. Marcin wziął kawę i zaprowadził dziewczynę do sypialni.

– Prześpij się, a rano sobie porozmawiamy.

 

Justyna po drugiej tabletce była senna. Zawinęła się w pościel. Marcin usiadł z kawą i gazetą na fotelu pod ścianą, po chwili drugi fotel zajął mężczyzna w czerni. Justyna zamknęła oczy.

 

Obudziła się pierwsza. Wzrok od razu skierowała w stronę fotela zajmowanego przez jegomościa ze skrzydłami. Był pusty. Odetchnęła, zdążyła zrozumieć, że nie chce umierać.

 

Na drugim fotelu Marcin spał z książką na kolanach. Na stoliku obok stały trzy puste kubki. Zawinięta w koc cicho usiadła przy śpiącym, delikatnie pogładziła go po włosach. Nie budził się, więc zaczęła klepać go po twarzy. Powoli otworzył oczy.

 

– Nie ma go – powiedziała z uśmiechem.

– Co? – Marcin jeszcze nie bardzo kontaktował.

– Poszedł sobie, ten świecący.

– Nie żartuj – w pełni przytomny zerwał się z fotela, zrzucając przy okazji Justynę. – Tydzień czasu tu siedział i tak bez niczego sobie poszedł?!

– Ja tam się cieszę… Zrobię kawy.

 

Kiedy tylko wyszła z sypialni, zauważyła anioła siedzącego na kanapie, tyłem do niej. Chciała wrócić, ale drzwi zamknęły się z hukiem. Zaczęła w nie walić pięścią.

– Marcin, otwórz mi!

 

Usłyszała dochodzące z drugiej strony odgłosy szarpania z klamkę, ale drzwi ani drgnęły. Po chwili odgłosy ustały.

 

– Co się stało?– zapytał Marcin.

– On tu jest – odpowiedziała mu prawie szeptem, mając cichą nadzieję, że anioł jednak jej nie zauważył.

 

Odwróciła głowę. Z oparcia kanapy wystawały teraz tylko ciężkie, skórzane buty. W głowie dziewczyny krzyczało tysiąc głosów. Nogi same, bez zgody właścicielki, zaprowadziły ją w stronę kanapy. Anioł leżał z rękoma pod głową. Podeszła do niego na odległość wyciągniętej ręki, miała jeszcze znikomą nadzieję, że to tylko przewidzenia. Podniosła dłoń i wskazującym palcem dotknęła podeszwy jego buta. Była twarda, ciepła i jak najbardziej realna. W tym momencie wszystkie głosy w jej głowie ucichły, jakby mózg się wyłączył. Z braku innych pomysłów postanowiła stać w miejscu do końca świata.

 

Anioł patrzył na nią chwilę, po czym odetchnął głęboko i skierował się w stronę kuchni. Z sypialni dobiegał przerażony głos Marcina, błagającego o relację wydarzeń. Justyna dalej stała w miejscu. W kuchni mężczyzna niewiadomego pochodzenia wziął z suszarki pierwszy lepszy kubek, nasypał do niego dwie łyżeczki kawy i nalał wody z kranu. Zanim doniósł kawę do pokoju, woda w kubku wrzała.

 

Postawił go na brzegu ławy, a sam usadowił się na parapecie, krzyżując ręce na piersi. Jedyny ruch, jaki była w stanie wykonać dziewczyna, to zwrócenie głowy w jego stronę. Anioł zaczął tracić cierpliwość. Po kilku minutach płomienie w jego oczach zaczęły przybierać na sile. Energicznym ruchem wskazał dziewczynie miejsce na kanapie. Nie łudziła się, że była to zachęta, to był wyraźny rozkaz.

 

Justyna usiadła i powoli zaczęła pić kawę. Z każdym łykiem wracał jej słuch, rozum i opanowanie. W końcu dosłyszała wołania Marcina i zapewniła go, że jeszcze żyje, ale nie ma najmniejszego pojęcia co się dzieje. W tym czasie anioł podszedł do regału z książkami, wyjął jedną, otworzył i położył przed Justyną, wskazując fragment.

 

Od razu rozpoznała "Słownik aniołów". Patrzyła na zmianę na anioła i na książkę. Przeczytała fragment.

 

– To ty? – spojrzała z niedowierzaniem na anioła.

Nie zaszczycił jej odpowiedzią, uniósł tylko wyżej podbródek Z sypialni znów dobiegł głos Marcina. Justyna podniosła książkę bliżej oczu i z uśmiechem zaczęła odkrzykiwać w stronę drzwi.

 

– Nie uwierzysz, on mi się przedstawił! Słuchaj: Lahasz, wysoki rangą anioł, który wraz z Zakunem namówił bla bla bla miriady duchów, aby skradły modlitwy Mojżesza, zanim dotrą one do Boga. Za sprzeciwienie się woli bożej otrzymali po sześćdziesiąt ognistych batów.

 

Myśli dziewczyny znowu się rozpędziły. Potrzebowała kilku minut, żeby je poukładać i ustalić plan obrony.

– Dlaczego mam ci uwierzyć?

Oczy anioła zapłonęły jaśniej, ale powstrzymał gniew. Obdarzył Justynę pełnym pogardy spojrzeniem i powoli zaczął rozpinać guziki koszuli, po czym zsunął ją i odwrócił się do niej plecami. Były gęsto pokryte czarnymi pręgami, zauważyła, że miejscami jeszcze się żarzą. Jej ręce zaczęły drżeć, ale po kilku głębokich oddechach doszła do błędnego wniosku, że anioł nie ma prawa jej skrzywdzić.

 

– Po co tu jesteś?

Żadnej odpowiedzi. Justyna wzięła do ręki kubek z ostatnim łykiem kawy i postanowiła, że jedyny sposób, w jaki może zmusić anioła do jakiejkolwiek reakcji, to prowokacja.

 

– Jesteś tu za karę? Jesteś z dołu czy z góry, bo w sumie to chyba nie całkiem jesteś dobry? Nie chcesz mi odpowiadać? To może rzeczywiście nie istniejesz i jesteś tylko zbiorowym przewidzeniem? Tak właściwie, to ja nie wierzę w boga…

 

Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Kubek pękł. Oczy anioła strzeliły iskrami, ruszył w stronę dziewczyny i stanął tuż przed nią. Wbita w kanapę Justyna mogła podziwiać go teraz w pełnej krasie. Stał naprzeciwko niej, niemal dotykając jej kolan. Na całym ciele czuła bijący od niego żar. Doskonale widziała srebrzystą poświatę, która do tej pory jeszcze nie była tak intensywna, nawet przy zgaszonym świetle. Najbardziej zdumiewającym widokiem były rozpięte na całą szerokość srebrzystobiałe skrzydła. W jego oczach płonął żywy ogień.

 

Patrzyła na niego z przerażeniem i w bezruchu. Nie zdawała sobie sprawy, że przestała oddychać. Po chwili zemdlała. Z sypialni dobiegały rozpaczliwe nawoływania Marcina.

 

Lahasz ochłonął dopiero po dłuższej chwili. Spojrzał na leżące na kanapie bezwładne ciało dziewczyny i palnął się dłonią kilka razy w głowę. Przykrył dziewczynę kocem, usiadł na parapecie i utonął w myślach. Po chwili podniósł ze stołu długopis, wyrwał z leżącego obok zeszytu kartkę i zaczął na niej kreślić dziwne szlaczki.

 

Justynę obudził potworny ból głowy. Kiedy zobaczyła anioła, nie skojarzyła, kim jest. Dopiero, kiedy przed oczami stanął jej ostatni zapamiętany obraz, jej mózg podniósł alarm. Chciała uciekać, skoczyła do drzwi, ale nie mogła ich otworzyć. Kiedy szarpała zamek poczuła piekący ból w nadgarstkach. Srebrzyste dłonie bez problemu przyciągnęły ją do siebie. Próbowała się szarpać, ale to tylko zwiększało ból. Czuła, że jej ciało pożera żywy ogień. Skrzydła anioła otoczyły ją, po czym oślepiło ją światło. Jeszcze chwilę próbowała walczyć, ale znajdowała się w potrzasku. Siły powoli ją opuszczały. Czuła, że umiera.

 

Zrezygnowała. Rozluźniła mięśnie, nogi ugięły się pod nią, ale anioł nie pozwolił jej upaść. Przestała się bronić. Jej myśli stanęły. Powoli zaczęło do niej docierać, że już nie czuje żaru, a jedynie przyjemne ciepło. Otworzyła oczy. Światło już nie było tak intensywnie, mogła patrzeć bez bólu. Przed nosem miała guzik koszuli anioła, kiedy podniosła głowę i spojrzała mu w oczy, jego uścisk zelżał. Nie bała się już niczego, była pewna, że umarła.

 

Odwrócił ją plecami do siebie. Złożył skrzydła. Stali przed stołem, na którym leżała kartka z nieznanym Justynie pismem. Anioł jedną ręką zmusił dziewczynę do zamknięcia oczu, drugą nadal obejmował ją w talii, powstrzymując przed ucieczką lub upadkiem.

 

Po chwili poczuła jego dłoń na swojej. Nie otwierała oczu. Złapał jej palec wskazujący, nakierował na kartkę i powoli przesuwał.

 

Justyna usłyszała słowa, wypowiadane jej ustami.

– Tak, jestem tu za karę. Nie lubię ludzi, a ty mnie denerwujesz. To, co mam ci do powiedzenia, usłyszysz tylko raz, więc przemyśl to i pozwól mi w spokoju pełnić obowiązki.

Mam cię pilnować, bo masz jakąś misję. Nie wiem czemu. Czekałem na ciebie tutaj, bo góra doszła do wniosku, że jeśli ten koleś powiadomi cię o moim istnieniu, to twój umysł lepiej to przyjmie. Jeśli dobrze wypełnię misję, to dostanę z powrotem przepustkę do niebios, z których wypędzono mnie dawno temu.

Spędzimy razem jeszcze trochę czasu, więc, z łaski swojej, nie zadawaj mi więcej pytań. Twój umysł jest i tak zbyt prymitywny, żeby usłyszeć odpowiedź. Jedyny sposób, w jaki mogę się z tobą porozumieć, jest właśnie taki, ale jest ryzykowny, bo większość ludzi po takim zabiegu trafia prosto przed oblicze Pana. Doszedłem jednak do wniosku, że olewam to, czy przeżyjesz, czy nie. Jeśli mam cię chronić, to tylko i wyłącznie na moich warunkach.

Jeśli nie przyjmujesz tego do wiadomości, to możesz w tym momencie popełnić samobójstwo, ostrzegam jednak, że za to trafia się do piekła. Jeśli pasuje ci ta współpraca, to bardzo ułatwisz mi zadanie, udając, że mnie nie ma. Jak coś mi się nie spodoba, to na pewno cię o tym powiadomię.

Podsumowując: nie lubię ludzi, denerwuje mnie to, że mnie widzisz i nie będę się z tobą cackać.

 

Zwolnił uścisk. Upadając uderzyła kolanami w podłogę i głową w krzesło, poczuła nieprzyjemnie dreszcze na ciele i nagłe osłabienie. Dookoła zrobiło się zimno i ciemno. Od strony sypialni dobiegło ciche "klik". Marcin otworzył drzwi i jak oszalały zaczął biegać po całym mieszkaniu. Ochłonął dopiero, kiedy nie stwierdził w nim obecności nikogo, poza przycupniętą przy stole Justyną. Ukucnął i z nadzieją w głosie zapytał:

– Poszedł?

 

Justyna spojrzała na stojącego nad nią Lahasza, który z założonymi rękoma i pogardliwą miną czekał na jej decyzję. Miała do powiedzenia tylko jedno:

– No to mam anioła stróża… Zajebiście…

 

 

 

Koniec

Komentarze

Ja się od razu wytłumaczę: to jest bardzo stare opowiadanie, już od dawna mi się nie podoba  i jest na granicy unicestwienia. Sęk w tym, że jest to poczatek dłuższej historii (tej od "Soboty", "Predyspozycji" i "Jesteś mgłą") i, tak czy siak, muszę napisać ten tekst od początku. Byłabym wdzięczna, gdy komuś chciało sie napisać, co w tej historii jest warte zostawienia, a co zdecydowanie musi wylecieć. Z elementów obowiązkowych są tylko Justyna i Lahasz i to, że się muszą spotkać.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Myślę, że ma potencjał na przerobienie. Na pewno odrzuca deklaracja samobójstwa już w pierwszym akapicie, zawiało wręcz klimatem emo :/
Moim zdaniem dobrze byłoby przemienić bohaterkę z postaci biernej w aktywną. Zamiast samobójczyni z ułożonym planem zejścia ciekawiej prezentowałaby się "wojowniczka", której nagle zawalasz na głowę cały świat. Taką postać można doprowadzić dokładnie do tego samego punktu, ale akcją. Przypuśmy, że Justyna to twarda klasa, która zamiast jęczeć, hm, że np. współpracowniczka przedstawia jej projekt jako własny, bierze szefową na stronę i nawet nie zająkawszy się o przekręcie tamtej rozwija wizję zupełnie nowej kampanii. Rzecz w tym, że utrata z oczu tego bieżącego zadania wiąże się ze stratą szansy na dodatkowe pieniądze w najbliższym czasie. A pieniędzy Justyna bardzo potrzebuje, bo raz, że właścicielka mieszkania, które dziewczyna wynajmuje, drastycznie podniosła czynsz; dwa - ledwie wczoraj Justyna śpiesząc się (no jak się wszystko wali, to czasu przecie mało) wpadła w radar drogówce i dołączył się mandat do zapłacenia (jest zbyt porządna, by kombinować i nie płacić ); a przecież jeszcze spłaca raty za samochód jakby nie było.
Tego wszystkiego wcale nie trzeba przedstawiać jakoś szczegółowo, ot szybki zarys, pokazujący, że nagle dzieje się znacznie więcej niż zwykle, terminy gonią, czas nagli. A na koniec jeszcze ten cholerny Marcin, z którym ona sama nie bardzo wie, co zrobić. Zadzwonił do niej i powiedział, że ma tydzień na podjęcie decyzji, czy płynie w rejs z bratem. Brat Marcina jest marynarzem i może załatwić mu fuchę na okrętowej kuchni. No i rejs trwałby powiedzmy... siedem miesięcy. Więc co ona na to? Oczywiście Justyna nie wie, że propozycja brata jest dla Marcina tak kusząca, bo łudzi się on, że uda mu się uciec od nękającego go pewnego metafizycznego gościa...
I tak pojawia się powód by zjawić się w ten konkretny wieczór w mieszkaniu Marcina. Lahasz nie ujawnia się od razu, a Justyna jest nazbyt rozkojarzona by zwrócić uwagę na szczegóły takie jak bałagan, czy pierze. No....
*rumieni się subtelnie*
... ja bym tu wrzuciła przejście z gorącej kłótni w scenę dzikiego nieokiełznanego seksu... ale... to przecież nie jest koniecznie ;) *zaprzecza, że powiedziała to na głos*
Justysia budzi się w nocy, drepcze sobie do łazienki i... nagle otwierają się jej oczy. Dopiero wówczas widzi jak, w czasie gdy ona była pochłonięta walką o rzeczy materialnie, pogarszał się stan psychiczny Marcina. Półeczkę w łazience zapełniają różnej maści leki, hmm, niby różnej maści, ale z zakresu od bezseności i uspokajaczy po antydepresanty. Choć Justyna nigdy nie była typem samobójcy, przyglądając się z fascynacją rządkowi, który stoi przed nią, kompletnie nie myśląc o tym, co robi, po prostu sięga po buteleczkę... i tu należy wpisać sobie metafizykę, a sposobów jest naprawdę wiele ;)
Tzn, to jedynie skreślony na szybko przykładowy plan, bynajmniej nie próbuję Ci sugerować jakiegobądź toku twojej historii, a jedynie podpowiedzieć: niech ta dziewczyna... no... niech ona MA JAJA! Tak by się chciało o niej czytać.

XD Mogę się pomysłem podzielić, bo widzę, że dobrze Ci idzie, także jak pojawi się zaraz druga wersja, to naprawdę nie bede się gniewać :D (koniecznie z seksem :D )

Moim zdaniem niestety całe opowiadanie podchodzi pod emo i to mnie boli, no ale miałam chyba dwadzieścia jeden lat, jak to pisałam, wiec cóż... W sumie chyba rzeczywiście przydałoby się napisać, dlaczego bohaterka jest w takim stanie, bo faktycznie wychodzi na straszną memłę tak bez żadnego wprowadzenia. 

Serdecznie dziękuję i z tą alternatywna wersją, to serio :D 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Fajne, mnie tam rozbawiło, zwłaszcza ostatnie stwierdzenie dziewczyny. Lekkie i przyjemne opowiadanie. Nie wiem czy takie miało być w założeniu, ale w moich oczach takie właśnie jest.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dobrze, ciekawie  napisane, generalnie podobało mi się. Natomiast nie podejmę się porady na temat: co pozostawić, a co jest zbędne w tekście, bo nie jestem kompetentną osobą, jak sądzę. Pozdrawiam

Mastiff

Dzieki Fasolett, lekkie i przyjemne to już komplement :)

Bohdan, ale tu nie chodzi o kompetencje, tylko raczej o osobiste uczucia. Czy coś jest zbyt kiczowate, czy coś jest na siłę, czy coś Ci się szczególnie podobało?

www.portal.herbatkauheleny.pl

Dobrze, więc osobiście podoba mi się postać Lahasza. Uwagę moją przykuł fragment o kradzieży modlitw, wydaje mi się, że można z tego stworzyć niezlą historię. Co do minusów, to chyba jeden jest. Po prostu temat, który jest oklepany, choć w Twoim opowiadaniu ciekawie przedstawiony. Chciałaś, masz:). Pozdrawiam

Mastiff

Z tym Lahaszem to naprawdę ze Słownika Aniołów :) To nie jest mój wymysł. Dzięki i pozdrawiam :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Jeśli o mnie chodzi, tekst jest dobry i broni się pod każdym względem. Bardzo plastycznie napisany, ale trochę mi się nie podoba początek. Można by tu coś chyba więcej napisać. Coś co by pokazało wstecz, jakiś obraz, scenke, jak bohater zamienia się w samobójce. Taka przemiana jest bardzo powolna i wyjaśnia czytelnikowi, dlaczego bohater chce popełnić samobójstwo.  Myślę, ze miałaś lub masz takie obrazy w głowie, ale bałaś się je napisać. Może się mylę, albo nie. Można to zrobić na wiele sposobów, np. najlepsze są ku temu retrospekcje. Były jeszcze jakieś scenki, ale umknęły mi one jakoś. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Kiedy pisałam to opowiadanie, to jeszcze nie miałam, ale po podpowiedziach Joanny wziełam się za drugą wersję i historia napisała się od nowa (znaczy jest w trakcie pisania się :] ). Faktycznie, daje to dużo nowych możliwości i pokazuje bohaterkę w innym świetle.

Dzięki i pozdrawiam :) 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Spodobała mi się koncepcja anioła – taka nietypowa. Niby ten dobry, ale wredny. Bywały już stróże z alergią na podopiecznych, ale jeszcze nie widziałam, żeby traktowali ich jak śmieci.

Babska logika rządzi!

Przeczytałam bez przykrości, choć wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

Fajny anioł. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

– Uważaj[+,] co przy nim mówisz.

W końcu dosłyszała wołania Marcina i zapewniła go, że jeszcze żyje, ale nie ma najmniejszego pojęcia[+,] co się dzieje.

 

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka