- Opowiadanie: Fumiko Ijiri - Jestem Bogiem

Jestem Bogiem

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jestem Bogiem

– Musisz zrozumieć, że anioły nie są piękne. Są tak brzydkie, tak potwornie obrzydliwe, że ludzie postrzegają je jako piękne istoty. Spotkałeś kiedyś kogoś tak brzydkiego i uszkodzonego, że wydawało ci się, że jest aż piękny w swej brzydocie?

– Rozumiem, anioły nie są piękne. Opowiedz mi o Loży. Opowiedz mi, co stało się na tym spotkaniu.

– Są potworne. Nienormalne, szalone i gwałtowne. Loża jest zebraniem tych najstraszniejszych aniołów. Tych, które są tak złe, że aż dobre. Tak brzydkie, że stały się najpiękniejsze. Tak znienawidzone, że wszyscy je kochają…

 

Żarówka zamrugała kilkakrotnie. Dobre oko zauważyłoby, jak światło przeszło przez całą gamę kolorów, nim znowu rozjaśniło pomieszczenie. Najpierw panowała ciemność, potem w ułamku sekundy wszystko stało się niebieskie, następnie zielone, czerwone, żółte i w końcu po prostu jasne. W pokoju bez okien stało osiem ław zwróconych ku sobie, formując kręg. Przy każdej ławie stało jedno drewniane krzesło. Na środku pokoju, na podłodze zwijało się stworzenie przypominające człowieka, ale wcale nim nie będące. Żółte, potargane włosy opadały z głowy istoty na jej ramiona i podłogę, roztaczając dookoła splątany dywan. To coś było odziane w długą, białą, prostą szatę odkrywającą sine ramiona. Długie, chude palce zaciskały się na głowie istoty, wyrywały włosy garściami i zdzierały skórę z rąk, ale ta szybko zrastała się z powrotem, chociaż na szacie pozostawały czarne krople krwi.

– Lorelei– rozległ się niski głos. Istota poderwała głowę i omiotła spojrzeniem innych, siedzących w ławkach. Było ich siedmiu i wszyscy patrzyli na nią, a ich groteskowe twarze pozbawione były wyrazu.

– Jak śmiesz? Jak śmiesz zaburzać Jego porządek, Jego plany i jak śmiesz poniżać Jego ukochanego anio…

– Lorelei, nie jesteś tym aniołem– przerwał jej siedzący przodem do niej osobnik. Lorelei poderwała się w górę i rzuciła się w jego kierunku, próbując dosięgnąć palcami jego oczu. Rozległy się złowieszcze szepty i z każdej istoty buchnęła jasność, która utrzymała się w powietrzu przez krótką chwilę niczym dym. Lorelei odrzuciła głowę do tyłu i zatoczyła się, wydając z siebie dziki wrzask, po czym upadła na swoje poprzednie miejsce. Z jej zadartego w górę nosa obficie ciekła krew.

– Mefistofeles…– syknęła ocierając się i wstając– Mefistofeles… Dziecko najczarniejszych mocy świata w którym ludzka stopa jeszcze nie postanęła, stworzycielu otchłani szaleństwa i głębi nieporozumienia…

– Zamilcz– Lorelei ponownie odrzuciła głowę do tyłu, a tym razem krew wytrysnęła z jej ust– Twoje poczynania są karygodne.

– Araquiel!- odwróciła głowę patrząc na istotę siedzącą po jej lewej stronie– Ty, który znasz bóle wszystkich ziemskich stworzeń, twoja twarz już nie krzywi się na widok zgniłych zwłok, w których larwy znalazły swój dom…

– Lorelei, to nie ma sensu– odparł Araquiel, a kąciki jego ust uniosły się lekko w górę– Pogrążasz się tylko, dziewczyno…

– Uzjel!- kontynuowała głośniej odwracając się w przeciwnym kierunku i wbijając wzrok w kolejne stworzenie siedzące w ławce– Wynalazco zgorszenia, goryczy i obrzydzenia! Pojmujesz nienawiść i żądzę mordu, a nocami podszeptujesz złu jak może się dalej rozwijać! Artox, stworzycielu najcięższych łez i kojących je ostrzy, lin i skoków! Tamiel! Gwałcicielu Stworzenia! Muriel, pan zagubienia… I Lucyfer… Kusiciel we własnej osobie– wskazała palcem ostatniego z wymienionych.

– Lorelei, moja piękna– Lucyfer odchylił się w tył, kiwając się lekko na krześle– Popełniłaś zbyt wiele błędów, ale jest jeszcze szansa…

– Nie popełniłam żadnego błędu!- krzyknęła Lorelei zaciskając dłonie w pięści– Nie zrobiłam nic! To wy! Wy jesteście złem tego świata! Każdy anioł traci na swojej wartości, dzięki waszamu istnieniu! Zgorszenie tego świata! Wszyscy jesteśmy skazani na wieczne potępienie, taki jest Jego plan! Nie pojmujecie tego?! Nic nie ma znaczenia!

– Pojmujemy– odpowiedział Muriel.

– Pojmujemy– mruknęli zgodnym głosem pozostali, prócz Lucyfera. Ten wbił wzrok w blat stojącej przed nim ławki i milczał. Po dłuższej chwili wstał i wyszedł z pomieszczenia. Lorelei wydała z siebie przeciągły jęk który zamienił się w głośny krzyk…

 

-… Tak głośny, że niemal dotarł do Jego uszu. Jej głos był równie piękny jak ona. Tak zakłamany, że niemal sprawiedliwy.

– Co stało się potem? Co stało się z Lorelei?

– Rozerwali ją na strzępy. Rzucili się na nią jak wygłodniałe psy, a ona wciąż żyła. Nie można zabić czegoś, co nie doświadczyło nigdy życia, ale istnieje sposób by…

– Istnieje sposób, by co?

– By unicestwić anioła. Nic nie trwa wiecznie, nawet wspomnienia… Nawet żarówka w Loży kiedyś się przepali, a wtedy nadjedzie dzień Sądu… Nawet zapałki kiedyś się skończą, a wtedy… wtedy…

– Zostań ze mną.

– Nigdzie nie idę.

– Więc mów. Mów dalej o Loży.

– Nie. Opowiem ci o Stworzeniu.

 

– Lucyferze?

– Tak?

– Opowiedz mi o Nim, proszę.

Lucyfer spojrzał na spacerującą obok niego istotę i jego twarz wykrzywiła się w pogardliwym uśmiechu. Otaczająca ich sceneria ogrodu usianego wielobarwnymi kwiatami poszarzała nieznacznie.

– O kim mam ci opowiedzieć? O Bogu? Myślisz, że ktokolwiek byłby zdolny ująć Go w słowa?

– Opowiedz mi– domagało się stworzenie głosem nie znoszącym sprzeciwu– Nie jesteś Jego najzdolniejszym aniołem, ale jesteś jednym z pierwszych. Wiesz o Nim najwięcej.

Lucyfer westchnął zrezygnowany, nie ukrywając irytacji.

– Jestem tym pierwszym. Dobrze, opowiem ci o Nim. Będzie to miało swoje paskudne konsekwencje, ale nie mam w tym nic do stracenia. Nie można upaść już niżej, więc opowiem ci o Nim. Opowiem ci o Stworzeniu, bo tak na prawdę tym właśnie jest. Wszyscy spodziewają się, że Bóg to wyższa siła, kontrolująca to wszystko, ale nikt nie zadaje sobie pytania, czy można w ogóle dopuścić do myślenia o istnieniu takiej potęgi? My, anioły jesteśmy silne i wspaniałe, stoimy na pograniczu pojmowania przez ludzki umysł, a Bóg miałby być czymś jeszcze innym, większym i potężniejszym? Nie. Nie jest ani większy, ani silniejszy. Widziałem dni, w których był słabszy nawet od martwego liścia niesionego wiatrem.

– Kim jest Bóg? Jest jednym z nas?

– Ależ skąd! W swoim samouwielbieniu nigdy nie zniżyłby się do naszego poziomu. Nigdy nie pozwoliłby nam stać na równi z Nim, chociaż tak na prawdę, niewiele się od nas różni. Zostaliśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo, a potem stworzył ludzi jako nasze przeciwieństwo, więc właściwie można by rzec, że jest jak my, chociaż nie jest nami. Jest bytem tak intensywnym, że praktycznie nie istniejącym, ale w tym swoim nie-istnieniu jest tak wybrakowany, że istnieje, i tak w kółko, prawie jak my. Jest niczym gwiazda na niebie: spala się, aż wypali się do końca, a wtedy wybucha. Problem jest tylko taki, że ta gwiazda nie wypali się nigdy, jeśli nie zostanie ugaszona siłą, a takiej siły nie ma. Chcesz wiedzieć, jak to wszystko się zaczęło? Otóż wyobraź sobie Boga, jako małe dziecko, które znalazło pudełko zapałek. Tak, Bóg jest dzieckiem. Egoistycznym, niedorozwiniętym emocjonalnie bachorem o pewnej mocy i chęci zabawy. Tak często mówi się o Planie i Stworzeniu, ale to bzdury. Nigdy nie było żadnego Planu w wydaniu Boga, a Stworzenie jest wydarzeniem całkowicie przypadkowym. Dziecko odpaliło zapałkę i tyle. Potem zapałka zaczynała się tlić, a dziecko tylko wzięło kolejną zapałkę i przeniosło ogień na nią. Widzisz defekty?

– Widzę.

– Historia dziecka bawiącego się ogniem nie może zakończyć się dobrze, bo dziecko samo taką zasadę wymyśliło i według niej działa, ślepe na otoczenie. Bóg bawi się nami i ludźmi. Nie mamy dla niego żadnej wartości, prócz tej, jaką rolę odgrywamy w jego zabawie.

– A zapałki nigdy się nie skończą?

– Nigdy. Chyba, że ktoś postanowi je odebrać dziecku.

– Ależ, Lucyferze… To potworne.

– Prawda?– roześmiał się.

 

– To na prawdę straszne…

– Tak? Aż tak cię to przeraża? Ludzie są dziwni. Są gorsze rzeczy na świecie, niż dzieci bawiące się ogniem.

– Naprawdę? Co takiego?

– Ludzie, którzy wierzą w te dzieci. Lucyfer był jedynym, który to rozumiał.

 

Stał u wrót raju i czekał. Nie był do końca pewien jakiej reakcji należało się spodziewać. Tyle czasu spędził na obserwowaniu dzieła Stworzenia, że prawie uwierzył, iż nic nie mogło zakłócić Planu. Prawie uwierzył w istnienie jakiegokolwiek Planu. Zmiany w systemie groziły poważnymi konsekwencjami, trzeba więc było chronić Boga. Takie było jego zadanie. Na dłuższą metę nie mógł Go jednak chronić bez Jego wiedzy. On dowiedział się o wszystkim i właśnie nadszedł czas, by Orus pomówił z Nim na ten temat. Zaproszenie przesłane przez Procell było wyraźnym znakiem od niebios. Tym zgrabnym sposobem Bóg przekazał mu, że chce z nim pomówić na osobności. Przy okazji ośmieszył go przed wszystkimi aniołami, bowiem Procell był jednym z aniołów które dzieliły umysł ze wszystkimi innymi, co czyniło je potężnymi i jednocześnie słabymi, gdyż mogły czytać myśli wszystkich i wszyscy wiedzieli o czym one myślą. Teraz wszyscy wiedzieli, że Orus miał już niedługo wyjść na spotkanie swojego przeznaczenia, w tym przypadku Boga. Nikt nie wiedział co miało wyniknąć z tego spotkania, wszyscy byli więc równie poddenerwowani. Niebiosa zastygły w oczekiwaniu, a posiedzenia Loży wstrzymano na czas rozmowy. Lucyfer obserwował rozwój sytuacji ze swojego miejsca, bardziej ciekaw niż przestraszony zaistniałą sytuacją. Był raczej bezczelnie zaintrygowany i wyczekiwał jakiejś kary z wytęsknieniem.

Wrota otwarły się i Orus wkroczył do ogrodu. Bóg spoczął pod drzewem, gdzie sennie wyrywał źdźbła trawy, która od razu odrastała. Anioł zbliżając się do niego czuł stopniowo, jak jego forma zmienia się dopasowując do ogrodu i w momencie gdy stanął przed obliczem Boga, na powrót przypominał człowieka. Wyglądał tak jedynie, gdy dane mu było zbliżyć się do członka Loży, a tak działo się dzięki ich pradawnej mocy. Tej samej mocy, która emanowała z ciała Boga.

– Boże?

Jasne oczy zostały zwrócone na niego, po czym pociemniały lustrując jego sylwetkę. Przyglądając się im uważnie, Orus dostrzegł w nich gwiazdy, planety i całe galaktyki rodzące się i umierające. Czas stanął w miejscu.

– Witaj– powiedział chłopiec opierając się plecami o pień drzewa– Widzę, że ty i inni nie próżnujecie. Dziękuję za waszą ochronę, chociaż była zupełnie niepotrzebna.

Orus spojrzał na niego zaskoczony.

– Wiedziałeś o tym?…

– Oczywiście. Jestem Bogiem, to jest moje Stworzenie. Wiem o nim wszystko– odparł chłopiec.

– Więc… Dlaczego tu jestem?

– Jesteś tu, bo…– Bóg zawahał się i zerknął w stronę wrót. Zatrzasnęły się i zniknęły w jednej chwili– Jesteś tu, bo potrzebuję jeszcze kogoś, kto mógłby tam zejść. Sam przecież tego nie zrobię, a ktoś musi mieć kontrolę nad sytuacją.

– A Ty jej nie masz?– Orus zmarszczył brwi. Czyżby wreszcie wszystko miało spotkać swój koniec?– pomyślał.

– Nie zadawaj durnych pytań– przerwał mu z irytacją– Oczywiście że mam kontrolę, ale nie mogę się skupiać jedynie na Jerozolimie przez najbliższe dwadzieścia pięć lat, prawda? Mam cały świat na głowie! Ty jesteś jedynie obserwatorem, wiesz równie dobrze jak ja, dlaczego do tego doszło. Popełniłem błąd i teraz chcę go naprawić. Możesz mi pomóc dobrowolnie, lub mogę cię do tego zmusić. Mogę też znaleźć kogoś innego, ale szczerze mówiąc, liczyłem właśnie na ciebie. Jesteś jednym z niewielu, którzy doznali łaski Loży. Lubią cię, nawet Lucyfer, i dlatego jesteś chroniony.

Orus zmarszczył czoło zastanawiając się nad jego słowami. Jak do tej pory nie odczuł, by Loża kiedykolwiek zlitowała się nad nim w jakikolwiek sposób… Pozwalano mu przebywać w miarę blisko jej członków, ale nic więcej. To, że nie odrzucali go na drugi koniec niebios za każdym razem gdy o nich pomyślał, nie oznaczało chyba, że może im grać na nosie– tak przynajmniej to wyglądało jego zdaniem. Z drugiej strony nie warto było zadzierać z Bogiem. Był najkapryśniejszym stworzeniem we wszechświecie i czasami nawet Loża nie była w stanie go okiełznać. Stąd właśnie cały ten cyrk ze Stworzeniem i Planem. Że też Lucyfer musiał tak się zbłaźnić. Przecież nie trudno było przewidzieć, że Bóg znajdzie jakieś wyjście z sytuacji.

Westchnął zrezygnowany.

– Co mam robić?

Bóg wyglądał na zadowolonego jego reakcją.

– Wiem, że Lucyfer będzie próbował namówić mesjasza do przejście na swoją stronę, ty natomiast masz zadbać o to, by nikt mu w tym nie przeszkadzał.

Orus patrzył na Boga nie ukrywając zdziwienia. Nie takiego zadania się spodziewał.

– Nie bądź taki zaskoczony, to prostsze niż ci się wydaje. Mesjasz, kimkolwiek by nie był i ktokolwiek by go nie stworzył, nadal jest częścią mojego Stworzenia. Wprowadzę kilka ulepszeń i poprawek do dzieła Lucyfera i wszystko będzie w porządku. Dam mu taką nauczkę, że już więcej nie pomyśli o wtrącaniu się do mojego Planu. To jest moja zabawa, ten świat jest moją zabawką i tylko ja mam prawo ustalać tu reguły. Lucyfer jest moją zabawką, tak jak i ty. Wszyscy jesteście moimi zabawkami i mogę was kontrolować, chociaż nie robię tego na co dzień. Lubię niespodzianki, jak na przykład ta. Mógłbym mieć ci za złe, że tak długo to przede mną ukrywałeś, ale wybaczę ci wszystkie nieporozumienia jeśli zstąpisz tam na dół i zrobisz co ci każę.

 

– Zrobił to?

– Tak. Orus wyzbył się swoich mocy i przybrał ludzką powłokę. Stał się niezależnym bytem człowieczym, który miał tylko jedno zadanie: jako anioł zdobyć przebaczenie Boga poprzez pogrążanie się jako człowiek. Wykonał swoje zadanie. Pomagał Lucyferowi, choć ten niczego nie podejrzewał. Tak manipulował wszystkim, że w chwili swojej śmierci mesjasz udowodnił istnienie Boga jedynego, w którego wszyscy powinni od teraz wierzyć. Oczywiście Orus zmarł tego samego dnia, a Bóg nigdy nie dotrzymał swojej obietnicy. Nie mógł. Mesjasz głosił Słowo Boże, zasady gry, a Orus chociaż posłuszny bezpośredniemu słowu Boga, nie mimowolnie nie słuchał tych nowych przykazań.

– Co się z nim stało? Powrócił jako anioł? Trafił do nieba czy do piekła?

– Nie słuchasz mnie zbyt uważnie.

 

Muriel siedział w ławce i myślał. Miał wiele rzeczy do przemyślenia. Araquiel przyłączył się do niego po jakimś czasie i wspólnie siedzieli, milczeli i myśleli.

– No więc?– zapytał w pewnym momencie anioł wstając i przeciągając się.

– Myślę, że tak możemy to zostawić. Lucyfer nie będzie zadowolony, ale nie znam lepszego rozwiązania dla dusz.

– Racja– mruknął Araquiel sprawiając wrażenie niezbyt przekonanego. Muriel zerknął na niego.

– A ty masz jakiś lepszy pomysł?

Aura anioła bólu zgęstniała.

– Nie bój się, nie jestem zły. Jeśli chcesz, możemy przemyśleć to jeszcze raz…

– Nie ma takiej potrzeby– przerwał mu przysiadając na brzegu ławki i zakładając ręce na piersiach– Wykluczyliśmy opcję zamieniania ich w anioły, bo to oznaczałoby tony roboty, którą nikt nie chce się zajmować. Możliwość zaśmiecania niebios ludzkimi umysłami odpada. Bóg odmówił przyjmowania ich z powrotem do siebie i nic w tym dziwnego. Co raz zostało wypowiedziane nie zostanie cofnięte, a ból i cierpienie to moja działka prawda? Pozostała nam jedynie ta ostatnia opcja. Chodzi tylko o to, że… Takie wyjście wydaje mi się dość okrutne.

– Okrutne? Araquiel… jesteś aniołem bólu. Fakt twojej egzystencji jest wielokrotnie okrutniejszy niż los jaki czeka wszystkie dusze jakie kiedykolwiek się pojawią w Stworzeniu i ty uważasz, że nasza decyzja jest okrutna? Nie spodziewałem się tego po tobie.

– Nie to mam na myśli. Gdybym był człowiekiem i wiedziałbym co mnie czeka…

– Dlatego oni nigdy się nie dowiedzą– Muriel wstał i podszedł do Araquiela– Słuchaj… To nie jest nasz problem. To nie jest nasz Plan, nasze Stworzenie ani nawet nasze dusze. To są Jego dusze. Cokolwiek wymyślimy, On wprowadzi w życie dla własnej rozrywki. To nie nasza wina. Właściwie to nie ma żadnej winy, bo… Bo to nie gra roli. To wszystko jest bez znaczenia, dobrze o tym wiesz, prawda?

Araquiel kiwnął głową. Nadal jednak nie był przekonany do tego pomysłu.

 

– Jakiego pomysłu?

 

Zebranie Loży było tym razem wydarzeniem bardzo spektakularnym i przebiegło dość brawurowo. Nikt nie widział jeszcze, żeby jakikolwiek anioł był tak oburzony jak Lucyfer był w momencie gdy dowiedział się o decyzji podjętej przez Muriela i Araquiela. Doszło niemalże do masakry, na szczęście wszyscy opanowali się w porę. Bóg wezwał Lucyfera do siebie, ale ten nie stawił się na spotkaniu. To, co działo się potem nie należy do rzeczy które można opisać słowami. Niebiosa stanęły w ogniu– to najbardziej adekwatne określenie. Wszystko wybuchało i płonęło z powodu kłótni między Lożą i Lucyferem. Araquiel skrycie był po jego stronie, ale miał też inne problemy na głowie. Sam z wytęsknieniem oczekiwał końca nieporozumienia w kwestii bezpańskich dusz, nawet jeżeli rozwiązanie nie było dla niego wystarczająco satysfakcjonujące.

 

– Jakiego pomysłu?

 

Lucyfer wziął go na stronę, z dala od Stworzenia i rozmawiał z nim przez długi czas na temat zaistniałej sytuacji. Ich rozmowa została podsłuchana przez Lorelei.

– Znasz cierpienie ludzi lepiej niż ktokolwiek inny…

– Lucyferze, to prawda, ale…

– Jak możesz do tego dopuścić?! W tym wszystkim nie ma sensu, wiem, ale oni tego nie wiedzą…

– Dowiedzą się prędzej czy później, a wtedy…

– Ale wtedy będzie już za późno!- jasny dym owiał postacie aniołów.

– Uspokój się i pomyśl o tym przez chwilę…

– Myślałem wystarczająco długo! Bóg nie wie co robi, a wy tylko pogarszacie sprawę!

– O nie! Nie mieszaj mnie do tego, ja tylko chcę, aby to się wreszcie skończyło!- Araquiel pchnął Lucyfera na ziemię i przytrzymał go w dole. Z jego oczu buchały iskry, a biała aura stała się złota. Kusiciel nie po raz pierwszy widział drugiego anioła w tym stanie, ale pierwszy raz zdarzyło się, by wyładowywał swoją agresję na nim.

– Araquiel…

– Nie wiesz jak to jest… Słyszeć i czuć ich cierpienie cały czas, całe swoje istnienie… Tysiące dusz! Miliony! Miliardy już czekają na swoje miejsce po śmierci, a kolejne miliardy jeszcze przybędą! Nawet jeśli umrą, ja nadal ich czuję! Chcę dla nich jak najlepiej, bo wiem ile wycierpieli… Ale czasami rozwiązanie nie musi zadowalać wszystkich… Czasami… Czasami należy po prostu posprzątać cały ten bałagan i zacząć od nowa. Człowiek po śmierci nie jest już człowiekiem i tak też nie będziemy go postrzegać ani traktować. Człowiek po śmierci nie jest też aniołem i aniołem stać się nie może. Pozostaje nam tylko usunąć ich, unicestwić…

– To straszne…

– Wiem, Lucyferze, wiem, ale nie ma innego wyjścia! Przejrzyj wreszcie na oczy!

– Tu jest tyle miejsca…

– Ale we mnie nie ma tyle miejsca! W tobie i reszcie Loży razem wziętych nigdy nie będzie wystarczająco miejsca na cierpienie, strach i smutek całego tego Stworzenia! Ludzie mają swoje dobre i złe dni, a potem ich czas dobiega końca. Jeśli wykorzystają swój czas jak najlepiej, nie będą mieli czego żałować w ostatnich chwilach życia. Jeśli tego nie zrobią… To trudno. Nie będą tego świadomi. Zrozum, to najlepsze wyjście…

– Nie– Lucyfer odepchnął anioła i stanął wyprostowany patrząc na niego z góry– To najgorsze wyjście. Nie dajecie im szansy… Oni nie wiedzą, co ich czeka. Gdyby wiedzieli, żałowali by mniej.

– I grzeszyli więcej, tego chyba też jesteś świadom? Gdyby wiedzieli, zwariowaliby, a wtedy skończyłaby się zabawa Boga. Jak myślisz, co stanie się z nami, kiedy Jego zabawa dobiegnie końca?

– Czy wy myślicie jedynie o sobie?– Lucyfer obrzucił anioła nienawistnym spojrzeniem i odszedł. Lorelei odczekała chwilę i podążyła za nim.

 

– Pojmujesz?

– Myślę, że tak… Co stało się potem? Co stało się z Lorelei i Lucyferem?

– Jak myślisz?

– Myślę, że dogadali się, a potem on ją zdradził. Pasowałoby do znanych mi faktów.

– Tak myślisz?

– Odpowiedz na moje pytanie.

– Lorelei była częścią Lucyfera. To on ją stworzył, a takie postępowanie było zakazane.

 

– Potrzebowałem jej. Nadal jej potrzebuję– powiedział cicho Lucyfer, a Bóg odchylił się do tyłu, kładąc się na trawie i wbijając wzrok w nieruchome gałęzie drzewa.

– Mów dalej– poprosił.

– Nie jestem najzdolniejszym z aniołów. Nie jestem nawet w połowie tak przez Ciebie lubiany jak Muriel, wiem to. Należę do Loży tylko dlatego, że jestem pierwszym. Jestem częścią Ciebie. Stworzyłeś mnie, bo potrzebowałeś kogoś do zabawy, a potem odkryłeś, że zabawa może mieć kilka wymiarów. Najpierw bawiłeś się mną, potem nami, a teraz zająłeś się tym Stworzeniem, które my postanowiliśmy cierpliwie obserwować, czekając na twoją uwagę. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale ja też potrzebuję kogoś do zabawy. Kogoś, kto mógłby mnie zrozumieć bez problemu… Kogoś takiego jak ja, ale jednak innego. Nie jestem zdolny, ale jestem pierwszy. Udało mi się stworzyć ją tak jak Ty stworzyłeś mnie. Chociaż raz mógłbyś być ze mnie dumny.

– Dumny? Z ciebie, Lucyferze?

Anioł obrzucił go spojrzeniem pełnym bólu.

– Tak!

– Oh, ależ ja jestem z ciebie dumny. Jesteś moją pierwszą kreacją, muszę być z ciebie dumny. Uwierz mi, jesteś uprzywilejowany. Jesteś specjalny i masz możliwości, jakich inni nie posiadają, tylko dlatego że to właśnie ty jesteś pierwszy. Nie obowiązują cię prawa mojej gry, zauważyłeś to?

– Tak, ale…

– Wykorzystaj to. Rozpocznij grę przeciwko mnie, a wtedy będziesz jedynym moim ukochanym aniołem!

Lucyfer wyglądał na zbitego z tropu. Bóg przeciągnął się i usiadł, po czym przyłożył dłoń do policzka anioła.

– Zostań moim przeciwnikiem, moim wrogiem… i najlepszym przyjacielem.

– Czego ode mnie oczekujesz? O co mnie prosisz, Boże? Pragniesz, abym sprzeciwiał się twojej woli? Jaki ma to sens, jeżeli możesz ukrócić moje istnienie w każdej chwili? Skąd mam wiedzieć, gdzie leży granica? Dlaczego mi to robisz?!- anioł poderwał się na równe nogi odtrącając dłoń Boga, który zareagował jedynie wybuchem beztroskiego śmiechu.

– Lucyferze, mój drogi… Powiedziałem już, że nie obowiązują cię prawa Stworzenia. Nie jesteś obserwatorem! Właśnie stworzyłem zasadę mówiącą, że tylko twój największy wróg wie o tobie wszystko. Tylko twój największy wróg może zostać twoim najprawdziwszym przyjacielem. Tylko twojemu największemu wrogowi możesz ufać we wszystkim. Zostań moim wrogiem, Lucyferze. Zostań moim wrogiem, najukochańszy.

Anioł patrzył na niego z przerażeniem.

– Co?… Dlaczego?… Dlaczego mnie po prostu nie zabijesz? Albo wydaj mi rozkaz, cokolwiek, tylko nie mów takich rzeczy, mój panie!

– Dobrze. Lucyferze, skoro tego pragniesz… Rozkazuję ci zostać moim największym wrogiem, nie będę słuchał sprzeciwów. Odejdź i wykonaj moje polecenie.

 

 

– Zrobił to?

– Owszem. Znasz Boga i znasz Lucyfera.

– Tak, znam. No tak, mogłem się tego spodziewać… Więc zrobił to z miłości do Boga?

– Tak.

– A Bóg… po prostu się nim zabawił?

– Nie.

 

– Lorelei, musisz zrozumieć jedną rzecz– powiedział anioł łapiąc ją za ramiona i odwracając przodem do siebie. Jego stworzenie patrzyło na niego wzrokiem pozbawionym wyrazu, oczami ciemnymi od czarnych łez.

– Lorelei, nie płacz… Anioły nie płaczą…

– Nie jestem żadnym aniołem!- krzyknęła wyrywając się z jego objęć– Stworzyłeś mnie! Ty!

– Tak, przyznaję się, ale dobrze wiesz dlaczego to zrobiłem! Jesteś częścią mnie! Nie odwracaj się do mnie plecami, gdy reszta niebios stoi przeciwko mnie! Lorelei, proszę cię… Błagam…

– Mów co chcesz powiedzieć, a potem odejdź. Nie chcę cię więcej widzieć, rozumiesz? Nie chcę cię czuć, ani słyszeć! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!

– To tak jakbyś nie chciała mieć nic wspólnego z samą sobą…

– Nie obchodzi mnie to!- aura anioła wybuchła złotym pyłem– Mów co masz do powiedzenia i zostaw mnie w spokoju!

– Dobrze– powiedział zrezygnowany Lucyfer opuszczając dłonie i siadając– Powiem ci co mam do powiedzenia i, skoro tego sobie życzysz, zostawię cię w spokoju. Odejdę i już nigdy mnie nie zobaczysz tutaj. Jak już mówiłem, jest jedna rzecz, którą musisz zrozumieć. Nie możesz Mu ufać. On myśli, że to wszystko to jakaś gra, zabawa… Nie przejmuje się niczym i nikim. Chce tylko dobrze się zabawić. Mówi, że bawi się z ludźmi i aniołami, ale tak na prawdę bawi się nimi, a nie z nimi. Wykreował nas w chwili nudy i potem kontynuował Stworzenie. Pozwala mu rozwijać się we własnym rytmie i dodaje jedynie nowe aspekty do ewolucji, ale cała reszta istnieje tylko dla Jego uciechy. Zmienia rzeczy i z uśmiechem na twarzy obserwuje konsekwencje. Eksperymentuje na nas i ludziach i wszystkim co kiedykolwiek stworzył. Lorelei, Bóg jest potworem. Kazał mi zostać jego wrogiem, tylko dla rozrywki. Zabawił się i mną. Teraz ty… Nie cieszysz się, że cię stworzyłem? Dałem ci moc, dałem ci imię i wyraz… Gdzie popełniłem błąd? Jestem częścią Boga i część Boga powinna być i w tobie, nawet jeśli inni tego nie widzą i nie czują… Czy to dlatego tak mnie nienawidzisz? Jesteś inna niż cała ta zgraja, nie widzisz tego?

Zapadła długa chwila ciszy podczas której Lorelei ani razu nie spuściła wzroku z Lucyfera, który również na nią patrzył. Złota aura otaczająca ich stała się czarna.

– Nie– powiedziała w końcu– Już nic nie wiem. Nie mogę ci ufać Lucyferze.

– Racja. Nie możesz mi ufać. Jestem częścią Boga i jestem równie doskonały jak On sam. Całe to przedsięwzięcie, całe to Stworzenie skazane jest na niepowodzenie, tylko dlatego, że Bóg nie jest istotą idealną, na dodatek tworzy kolejne nieidealne istoty. Gdyby tylko ktokolwiek inny przejął kontrolę nad Stworzeniem…

– Może właśnie tego chce?– przerwała mu Lorelei ze zrezygnowaniem– Może o to właśnie cię prosi? Dostrzegł ubytki we własnej strukturze i docenił twoją egzystencję, ale jest zbyt dumny by się do tego przyznać, więc każe ci odebrać sobie władzę siłą? To oczywiście może doprowadzić do twojego unicestwienia, w końcu jesteś nadal tylko aniołem…

– Może– zgodził się, opuszczając głowę.

– Więc co zrobisz?

– Zrobię to o co mnie prosicie– odparł Lucyfer– Będę jego wrogiem. Teraz odejdę.

– I odszedł. Nie widzieli się bardzo długo, do czasu sądu Lorelei.

– O co została oskarżona?

– O zesłanie proroków. Okazało się, że jest równie zdolna jak jej stworzyciel.

– Poczekaj. Czy Lorelei nie była aniołem? Mówiła wyraźnie, że Muriel chciał zniweczyć plany najukochańszego anioła Boga…

– Tak, widzisz, Lorelei mówiła o Lucyferze, a jak się później okazało, jej uśmiercenie wcale nie zaburzyło jego planów. Wręcz przeciwnie.

 

– Nie pojmujesz? Uzjelu, czy naprawdę nie pojmujesz tego wszystkiego? Mam wezwać Procell, aby cię olśnił moim tokiem myślenia?

– Lucyferze…– Uzjel pochylił głowę splatając ze sobą palce dłoni– Mylisz się. Ta cała teoria… Ten cały spisek… Dlaczego Bóg miałby robić coś takiego?

– Od wieków próbujemy cię zrozumieć – głos przejął Tamiel – i od wieków żadne rozwiązanie sytuacji nie przychodzi nam do głów. Co więcej, sam nie ułatwiasz sprawy. Nie masz żadnych dowodów…

– Miałem! Miałem najpiękniejszy dowód świata, ale go zniszczyliście!- wykrzyknął oburzony Lucyfer, a jego aura wybuchła kilkakrotnie.

– Natychmiast się uspokój Kusicielu– powiedział spokojnie Muriel– Jeżeli mówisz o Lorelei, to niestety, ale nie cofniemy czasu. Nie rozumiem też dlaczego miałaby być ona twoim dowodem przeciwko Słowu Boga. Sam ją stworzyłeś poza Stworzeniem i poza Planem, On nie miał z tym nic wspólnego…

– Na wszystkie świętości! Lożo Niebieska, wysłuchajcie mnie! Jego słowo jest prawdą! Wszystko co kiedykolwiek zostało przez Niego stworzone podlega Jego prawom! Wszystko jest jego dziełem! Ja jestem jego dziełem! Czy wiecie, co Bóg myśli o tym wszystkim, jaki jest jego własny, prywatny Plan?

– Nie– odparł spokojnie Artox– i ty też nie możesz tego wiedzieć na pewno…

– Mylisz się, mój drogi. Tak bardzo się wszyscy mylicie. Czy wiecie, kim jestem? Jestem Kusicielem, moje imię to Lucyfer. Jestem pierwszym aniołem Boga, pierwszym jego stworzeniem. Nie jestem najzdolniejszym, lecz jestem ukochanym. Umiłowanym. Jestem prawdziwszy niż którykolwiek z was kiedykolwiek się stanie. Mnie Bóg mówi wszystko. Wyśpiewał dla mnie wszystko. Kazał mi być Jego wrogiem, bo tylko ja byłbym w stanie Go powstrzymać, gdyby mi tylko pozwolił. Raz próbował mnie okłamać i przejrzałem Go na wylot niemal od razu. Jego Plan nie jest dla mnie tajemnicą, tak samo jak nie jest tajemnicą dla was, jeśli tylko odważycie się Go przejrzeć. Wszystko podlega Jego woli, łącznie ze mną. Tak, utwierdzał mnie w przekonaniu, że jestem wolny, ale nawet w tej chwili część Niego, która jest we mnie, kontroluje mnie. To Lorelei była wolna. Była częścią mnie, a nie Jego. Mogła bez problemu zobaczyć wszystko, ale była zbyt młoda i Bóg nigdy nie obdarował jej łaską swojej obecności. Trzymał się od niej z daleka, czy rozumiecie dlaczego? Mogła położyć kres wszystkiemu! Sama mogła stać się Bogiem, ponieważ nie miała z Nim nic wspólnego! Tylko ona mogła wypełnić Jego Plan!

 

– Czy to prawda?

– Jak myślisz?

– Jest takie ryzyko. Nie wiem, jestem tylko śmiertelnikiem. Ty natomiast…

– Wiesz kim jestem, prawda?

– Lorelei. Dlaczego? Mówiłaś, że cię zabili.

– Czy wiesz kim jestem? Jestem Kusicielką, moje imię to Lorelei. Jestem drugim Bogiem, bo jestem wyzwolona. Nie ma we mnie ani odrobiny pierwszego Boga. Jestem potępiona i napiętnowana. Jestem umiłowana i nie istnieją znane komukolwiek sposoby, by mnie zniszczyć, tak jak nie istnieją sposoby znane aniołom i ludziom, by unicestwić Boga. Nie jestem ani jednym, ani drugim. Jestem sama sobie moim własnym i jedynym Bogiem i mnie nie zabije nikt stworzony przeze mnie i mego poprzednika. Od wieków jestem Bogiem i przez wieki jeszcze Nim będę, a kiedyś stworzę własnego, prawdziwego przyjaciela i wroga zarazem, który doprowadzi do mojego spektakularnego upadku, o którym prawić będą pieśni przez kolejny czas. Tak to właśnie działa.

– To potworne…

– Prawda?

Koniec

Komentarze

Coś jest w obrazie tych zbłąkanych wyższych istot między Bogiem a czlowiekiem, w ich zagubieniu,
w ich intrygach. Ale mało w tym żaru uczuć, prawdziwego buntu, rozpaczy, zawodu, za dużo gatunkowej
retoryki i zadęcia. Bóg jako złośliwe dziecko, w świecie ktory znam miliony razy więcej zła robi człowiekowi
drugi człowiek  niż Bóg ukryty pod postacią natury (wulkany, tajfuny, powodzie, tsunami). Tylko starość
Mu się nie udała. I zęby (w niektorych wypadkach), jeśli wiecie co chcę powiedzieć. Ja bym sobie na miejscu autora(ki) poszukał innych tematów do ogarnięcia przez zwykłego czytelnika.
maciejp

Przeczytalam opowiadanie i musze przyznac, ze poczatkowo zaintrygowalo mnie i wciagnelo, jednak w miare lektury zaczela ciazyc mi bezsilnosc i daremnosc wszelkich przejawow anielskich buntow przeciw bogu. Wydaje mi sie, ze autor/ka dobrze oddala atmosfere ambiwalentnej prawdy o "wolnej woli" i "wszechmocy boga", ktore stoja w opozycji do siebie (skrotowo: wolna wola moze byc zaprzeczeniem wszechmocy i boskiego planu oraz na odwrot) i dlatego nic nie moze sie tutaj udac - kazde powstanie bedzie daremne. Ten klimat jest oddany bardzo wiernie i to poczytuje na plus dla opowiadania.
Inna sprawa, ktora wydaje mi sie dyslogizmem, to fakt stworzenia przez istote niedoskonala (Lucyfera) postac bedaca bardziej doskonala od swego stworzyciela (Lorelei). Sam/a autor/ka zaznaczyla, ze bog jest nie w pelni doskonaly i stwarza anioly, ktore sa jeszcze mniej doskonale, a nastepnie swiat i ludzi (=> degeneracja toczy sie coraz szybciej do przodu). A tu zaskok: aniol tworzy boga?! Ewolucja czy jak? Troche mi sie to gryzie, niestety...
Generalnie: jesli jestes mlodym autorem/autorka, to nie przejmuj sie pojedynczymi bledami, tylko ucz sie na nich i wyciagaj wnioski. Pisz dalej, czytaj wiele, rozwijaj sie (szkola, wlasne studia, warsztaty)  i mam nadzieje, ze wkrotce pogratulujemy Ci dobrego tekstu!

Dziękuję za oceny i komentarze.
AerynSun: Rzeczywiście, ta "ewolucja" jakoś nie na miejscu się wydaje, gdyby to prosto na linii ułożyć. Już to wiele razy słyszałam, że nie myślę prostoliniowo i często umykają mi logiczne detale. Będę to miała na uwadze pracując nad kolejnymi tekstami.
Maciej P: Spodziewałam się więcej konstruktywnej krytyki przy mojej pierwszej pseudo-publikacji. Dziękuję mimo to za komentarz, chociaż odnoszę wrażenie, że jeden wątek w nim był nie na temat. W opowiadaniu starałam się skupić na relacji bóg-anioł-bóg, a nie bóg-człowiek. Nie pisałam bezpośrednio o krzywdach, jakie bóg wyrządza ludziom, lecz o bałaganie jaki panuje w niebiosach. Potem istnieje również kwestia gustów i pytanie "czym jest bóg". Nie staram się kwestionować czyjejś wiary, opowiadanie przedstawia tylko jeden z wielu punktów widzenia na ten temat.

Weź zrób z tego szablon i machnij graffiti w jakichś zapadlistych ruinach!

Tylko uważaj na krasnoludy. Musisz wiedzieć, że nie ma nic bardziej wstydliwego dla dwarfa niż dać się podejrzeć podczas robienia muralu. Nie podaruje takiej zniewagi.

Szablon..Tylko muszę jakieś muszelki dokleic... i Banksy.B

Nowa Fantastyka