- Opowiadanie: sirlukas - Braterska więź

Braterska więź

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Braterska więź

Okolice lasów Ardeny, jesień 1944r, II Wojna Światowa.

 

 

Ogromny, ogłuszający wybuch wyrzucił ziemie w powietrze, tworząc dość głęboki lej. Grudki czarnego piachu obsypały mu twarz – wywołały one zaledwie jedną reakcje – przymrużenie oczu.

Była to twarz człowieka pogrążonego w jakimś transie, przyzwyczajonego do tego typu sytuacji i najwyraźniej pogodzonego ze świadomością, która na swej tacy ofiarowywała gorzkie danie –niechybną śmierć. Wkrótce, kiedy po wybuchu pocisku moździerzowego do jego uszu zaczęły docierać odgłosy karabinów maszynowych, zdał sobie sprawę, że słuch powoli zaczyna mu powracać. Jednak znajdując się w tym dziwnym stanie, był obojętny na to, co miało nastąpić. Zupełnie jakby jego umysł zablokował przepływ myśli, usiłując w ten sposób uniemożliwić narodziny strachu czy paniki. W przeciągu sekundy oczy żołnierza nagle powiększyły się i obłęd, jak i obojętność, znajdujące się w jego spojrzeniu powoli ustępowały – jedna myśl najwidoczniej przebiła się przez gruby mur otępienia – moi kumple…

Szeregowy „Nuke” Taylor, wyrwany z osłupienia, poprawił na głowie luźny hełm i przytrzymując go ręką rozejrzał się po okopie. Seria niemieckiego karabinu maszynowego przesiała wierzch okopu tuż przed nim, wzburzając piach z charakterystycznym świstem. Uchylając się instynktownie przykucnął jeszcze niżej, po czym zobaczył jednego ze swoich kolegów, który z wycelowanym Tomphsonem kucał parę metrów dalej i strzelał na wprost krótkimi seriami. Był to Mike, członek zgranej, pięcioosobowej paczki, do której należał „Nuke”

– Mike! Mike! Gdzie reszta chłopaków? – Wykrzyczał Taylor w akompaniamencie zaostrzającej się bitwy.

Najwyraźniej Mike nie usłyszał pytania, bo nie zareagował w żaden sposób i dalej strzelał, uchylając się co jakiś czas przed przeszywającymi powietrze pociskami, zdającymi się gęsto ciąć przestrzeń nad jego głową.

Cholera jasna– pomyślał „Nuke” i z pochyloną sylwetką ruszył w kierunku kolegi. Kiedy podszedł bliżej i znalazł się w odległości na wyciągnięcie ręki, Mike wyczuł jego obecność i podniósł na niego wzrok lecz nie odezwał się ani słowem – zamarł.

– Mike! Do cholery! Gdzie Micheal, John i William? – Zapytał Nuke z wyraźnie narastającym zdenerwowaniem.

Jako pierwsze odpowiedzi udzieliły mu oczy Mike‘a, zastygły nieruchomo, wpatrując się w niego, a następnie rozwarły szeroko i mówiły to, co w chwile później wypowiedziały usta – Niewierze, jak to możliwe? – po chwili dodał głośniej i bardziej zdecydowanie – Właściwie to coś Ty za jeden?

Niedaleko od nich spadł pocisk artyleryjski, którego eksplozja targnęła nawet ich wnętrznościami. Na szczęście znajdowali się poniżej linii wybuchu – we względnie bezpiecznych okopach. Mike dodatkowo skulił się czekając, aż deszcz piachu i odłamków opadnie na ziemie, natomiast szeregowy „Nuke” Taylor stał nieco pochylony w takiej samej pozycji, w jakiej Mike ujrzał go po raz pierwszy. Jego karabin zdawał się wisieć w dłoni, stając się symbolem wewnętrznego załamania. Wyglądał przy tym, jakby w jego głowie również nastąpiła jakaś eksplozja, która w przeciwieństwie do tej z przed chwili, zburzyła coś istotnego… Co jest grane? – Myślał „Nuke” – Albo Mike dostał w głowę i postradał zmysły, albo ja. Nie poznaje swojego dobrego kumpla ze swojej paczki? odbiło mu?

Mike przyglądał mu się bacznie przez chwile, mierząc oczami każdą rysę na jego twarzy, każdy element jego wyposażenia. „Nuke” złapał go na tym i wyczuł w tym badającym spojrzeniu fakt upewniania się w czymś, czego nie rozumiał.

Nagle, wpatrując się w siebie nawzajem usłyszeli odgłos przeszywającego powietrze pocisku moździerzowego, który wyrwał ich ze stanu, w jakim się znaleźli. Obaj świadomi zagrożenia padli intuicyjnie na dno okopu. Poczuli strach, który momentalnie wypełnił im umysły i wdzierał się dreszczem do całego ciała, niczym woda z uszkodzonej burty okrętu, zwiastująca jego nieuchronne zatonięcie – Czuli jak tonie w trwodze i niepewności ich nadzieja.

Dla Mike’a, w obliczu utraty życia i obawy o uczucie bólu, który owa śmierć może wywołać, doczesne problemy straciły jakikolwiek sens – liczyła się jedynie każda kolejno następująca po sobie sekunda, grawerująca na jego tablicy przeznaczenia litery, tworzące odpowiedź na jego wewnętrzne, jedyne i najważniejsze w danej chwili pytanie – „przeżyję”? Dla Nuke’a pytanie było inne. Wydawało się szalone i pozbawione naturalnych cech człowieka, którego charakteryzuje jego własna chęć przetrwania. On, jakby już wcześniej pogodził się ze swoją śmiercią. Chciał żyć, ale żyć ich życiem. Z nimi. Dla nich. Nie było w nim tej pierwotnej troski o swoje przeżycie. Gdzieś to zatracił, w jakimś etapie swojego istnienia, którego nie mógł sobie przypomnieć. Liczyli się koledzy. Tylko oni. Jego pytanie brzmiało „czy oni przeżyją?”. Kończąc tą myśl, której sam do końca nie był w stanie pojąć, podczołgał się do Mike i okrył go swym ciałem.

Na szczęście wybuch dał znać, iż pocisk, który go wywołał nie trafił w okop lecz w ziemie parę metrów dalej. Spadł jednak bliżej niż poprzednio i wstrząs był tak silny, iż grunt zatrząsł się wokół nich, a w uszach nie słyszeli nic, prócz piskliwego tonu chwilowego ogłuszenia. Grad odłamków, piachu i korzeni obsypały ich obficie niczym rzęsisty deszcz, a fale uderzeniową zdawało się czuć jeszcze na skórze… a nawet pod nią.

Walka cały czas przybierała na sile, jednak z początku zajadle strzelające karabiny maszynowe naprzeciwko ich pozycji, próbujące poczęstować ich swoimi ołowianymi kulami, wyczuwalnie ustępowały przewadze wystrzałów dochodzących ze zajmowanych przez nich okopów.

Chyba się uda– pomyślał Mike i poczuł, że Nuke również to stwierdził przetaczając się ku piaszczystej ścianie umocnienia.

– Dzięki – rzekł Mike, patrząc gdzieś przed siebie

– Cieszę się, że masz okazje mi podziękować "mały Micky" – odparł Nuke i uśmiechnął się do niego podnosząc kącik ust.

– Skąd znasz u diabła moją ksywkę z dzieciństwa? A zresztą…. zaraz się obudzę i ten koszmar się skończy.

– Przestań robić ze mnie durnia Mike! Wykrzyczał Nuke i obracając się do niego tyłem zerwał się energicznie na nogi, wystawiając głowę z okopu.

Jego oczom ukazały się pozycje nieprzyjaciela, które zdawały się przemawiać do nich wylatującym dymem z luf niemieckich CKM-ów, ukrytych w zalesionych wzniesieniach terenu. Kiedy je dostrzegł, odgłos wystrzałów zrobił się wtenczas, jakby wyraźniejszy, bardziej namacalny i prowokujący. Nuke, pobudzony gniewem, wycelował swoją broń i zaczął strzelać.

Nagle, Mike wstając i chwytając swój karabin usłyszał serie charakterystycznych świstów nad swoja głową, po czym krótkie, metalowe głuche pukniecie. Ułamek sekundy później Nuke padł niczym ścięte drzewo, odchylając głowę do tyłu w bezwładnym odrzucie , ukazując przód hełmu, a w nim dziurę po kuli. Jego ciało zwaliło się bez cienia sprzeciwu, na udeptane dno okopu i zastygło w bezruchu. Wyglądał przez chwile jak woskowy manekin amerykańskiego żołnierza, który tylko przewrócił się z wystawy, jednak jego zachodzące łzami oczy rozmyły to wyobrażenie. Mike podbiegł do niego koncentrując swój wzrok na owalnym otworze w hełmie i pomyślał – o cholera!… dranie!. Ze mną nie pójdzie wam tak łatwo!- Wstał, przeładował Thompsona i zaczął strzelać seriami tak długimi, że dopiero koniec amunicji w magazynku zmusił go do puszczenia cyngla. Kiedy nerwowo przeładowywał broń, ku jego zdziwieniu usłyszał głos, dochodzący zza jego pleców:

– Mike, ale miałem szczęście.

Jak to możliwe? odparł w duchu Mike i zdał sobie sprawę, że chyba już dawno postradał zmysły.

 

 

– Nie dali rady – mówił Mike ze spuszczoną głową. Jego spocone, jasne włosy, brudna twarz i hełm trzymany w jednej ręce, dopełniały wizerunku jego skrajnego wyczerpania i załamania. Siedział na dnie okopu i wpatrywał się w ziemie, jak gdyby na jej powierzchni grudki piachu, smagane podmuchami słabego wiatru, tworzyły mozaikowe obrazy wspomnień swych kolegów – To byli moi kumple. Moja rodzina w tym zasranym syfie. Nie myślałem, że to będzie tak boleć.

– Przykro mi Mike – odparł stojący nad nim sierżant Bradley – wiem, że byliście zgraną paczką, wszyscy w kompanii o tym wiedzą, ale na wojnie się ginie Mike – po krótkiej chwili dodał – Tak jak Ty byli świetnymi żołnierzami -Wiem sierżancie… ale byli także dobrymi ludźmi, których kule powinny trafiać jako ostatnich – odparł, nie podnosząc wzroku.

– Gdyby Niemcy nas nie zaskoczyli, może byłoby inaczej, jednak z drugiej strony, prawa wojny ustala sama wojna i uczestnicząc w niej, musimy się pogodzić, że jednym z jej paragrafów jest śmierć. Nie mamy na nią wpływu. Możemy tylko żyć ze świadomością jak wielką ofiarę nasi chłopcy składają w imię wolności ludzi, których nawet nie znają. Doceniajmy ją w naszych sercach i głośmy na językach. Pomyśl w ten sposób Mike: Jeśli byli dobrymi ludźmi to bohaterska śmierć za wolność ludzi jest czymś wspanialszym niż śmierć w zaciszu domowych ścian. Myślę, że dobry człowiek stojąc na progu decyzji wybrałby właściwą drogę, a raczej jej kres – Po tych słowach Mike spojrzał na sierżanta z gestem twarzy wyrażającą przyznanie racji. Bredley w odpowiedzi położył rękę na jego ramieniu, po czym oddalił się wzdłuż okopu, zatrzymując się przy grupce szeregowych, którzy gestykulując, dzielili się przeżyciami niedawno toczonej bitwy.

Całej sytuacji przysłuchiwał się Nuke i nie odzywając się, wewnętrznym głosem wtórował sierżantowi. Siedział naprzeciw Mike’a i wpatrywał się w niego nie interesując się poza nim niczym innym, za wyjątkiem, że co jakiś czas bezwiednie wkładał palec w otwór swojego hełmu – nie przypuszczał, że pocisk zrobił dziurę aż na wylot, jednak mimo tak niesamowitej rzeczy jaka go spotkała, w danej chwili intrygowało go coś zupełnie innego, a raczej ktoś – Mike. Co parę sekund zaciskał zęby, uwydatniając mięsnie żuchwy, jakby walczył wewnętrznie z jakimś wielkim cierpieniem, któremu nie pozwalał wydostać się na zewnątrz, i istotnie, mimo że natarcie Niemców na ich pozycje zostało oparte, Nuke toczył wewnątrz kolejne starcie – walczył by nie płakać. Obwiniał się za śmierć kolegów. Przecież mógł im pomóc ,mógł przy nich być, może nawet ostrzegłby ich w porę i uratował. Wszystko przez tą sytuacje w której Mike, dziwnym zbiegiem okoliczności, go nie poznał i nadal nie poznaje, co wytrąca go z równowagi i powoduje zagubienie się w tym wszystkim. Teraz patrząc na niego zdał sobie sprawę, iż nie tylko widzi jak Mike cierpi, ale realnie czuję jego ból; gdzieś tam wewnątrz, głęboko rozchodzi się jak fala uderzeniowa jakiejś potężnej bomby. Miał nienaturalne wrażenie, jakby czytał w jego sercu, znał jego emocje, a nawet wiedział czego pragnie. Zupełnie, jak gdyby w jego piersi biły dwa serca… ku swojemu zaskoczeniu pomyślał, że do niedawna biło ich przecież pięć… Jego rozmyślania przerwał glos Mike’go:

-Widziałem jak dostałeś, powinieneś nie żyć – mówiąc to spojrzał na niego, wciąż pogrążonym w smutku wzrokiem.

– Miałem po prostu szczęście…– odparł bez przekonania w głosie.

– Co Ty gadasz!? –przerwał mu Mike w nagłym wybuchu emocji – To co niby stało się z pociskiem? Odbił się pozostawiając dziurę na wylot? Poczym spowodował, że straciłeś przytomność? Czym byłaby ona spowodowana? Samym dźwiękiem uderzenia w hełm? Faktycznie, rzekł w myślach Nuke. On ma rację. Dotknął ręką nienaruszonego miejsca na czole, gdzie teoretycznie trafiłby pocisk, a może faktycznie trafił? Nie to nie możliwe…

– W ogóle to coś Ty za jeden? – kontynuował pobudzonym tonem Mike – Przypominasz mi kogoś, ale to zwykły zbieg okoliczności, a Ty uparcie twierdzisz, że mnie znasz. Ba! Znasz nawet moją ksywkę, którą znają jedynie…– Mike zatrzymał się gwałtownie. Jego głos zelżał i jakby opadł z sił – znali – dokończył.

Nuke znów to poczuł – Ból niczym grot włóczni zanurzył się w jego serce – dzięki temu upewnił się w czymś; nie wiedział jakim cudem, ale odczuwał w tej samej chwili to, co mógł czuć Mike, jakby sam nim był.

Nie potrafił mu w tej chwili nic odpowiedzieć. Nie mógł poradzić sobie z sytuacją, w której ktoś, kto był jego najlepszym kolegą, go nie rozpoznaje. Uczucie strachu zasadzone w jego psychice tą świadomością, zaczęło wzrastać jak chwast, który lada chwila upije z niego cały zdrowy rozsądek i stanie się przyczyną jego szaleństwa.

– Ale ja Cię znam – zaczął spokojnie – Pamiętasz jak John opowiadał swój pierwszy raz? Nikomu, poza naszą paczką, tego nie mówił ze względu na zabawną sytuację, jaka mu się przytrafiła, a my mieliśmy ubaw po pachy jak pokazywał swoją walkę z rozporkiem.

– Nie było Cię tam wtedy, kiedy to opowiadał! – krzyknął Mike, po czym zamyślił się i zaczął coś analizować, nerwowo przebierając oczami.

-Mogę Ci przytoczyć wszystkie sytuacje, jakich tylko nasza piątka była świadkiem…

– Jaka piątka? – rzekł Mike – czwórka, było nasz czworo.

-Jak to? – Odparł Nuke robiąc duże oczy. Chwast rosnący w nim, stawał się coraz większy i zdawał się już sięgać swoimi korzeniami granic rozumowania.

Mike przestał wnikliwie szperać w swoich myślach i wpatrując się w Nuke głębokim spojrzeniem powiedział:

-Pokaż prawe ramie.

-Co? – oparł Nuke

-Chce coś zobaczyć. Pokaż

Nuke, rozpiął bluzę i powoli zaczął ją ściągać. Mike z każdą chwilą robił się bardziej blady, a jego czoło przystroiło się o kilka lśniących kropel zimnego potu. Głośno przełknął ślinę i przygotował się na to co był pewny zobaczyć.

Tatuaż amerykańskiego żołnierza przedstawiał się naprawdę wspaniale– kontury były odpowiednio podkreślone, a cała sylwetka zdawała się być proporcjonalna i posiadała tak wiele szczegółów, iż z daleka wydawał on się być zwykłym, czarno białym zdjęciem… Zdjęciem Nuke’a – wykrzyczały nagle kłębiące się myśli Mike – Zwariowałem, zupełnie oszalałem… chyba, że… – skoncentrowany, wypowiedział z zauważalnym wyrzutem dalszą cześć swych przemyśleń – skąd u diabła masz ten tatuaż? kto Ci go zrobił? Wewnątrz, Mike miał tak wielką nadzieje, że to pytanie rozwieje jego narastające szaleństwo, iż nieświadomie zaakcentował je uniesieniem kącika ust.

– No jak? Ty mi go zrobiłeś – oparł Nuke, marszcząc brwi.

 

W reakcji na odpowiedź Nuke’a, Mike pobladł jeszcze bardziej. W jego głowie zapanował zamęt, zaś świadomość wykrzyczała trzy słowa– Zwariowałeś Mike, zwariowałeś! Jasnowłosy żołnierz nigdy nie zdawał sobie sprawy, że wewnątrz głowy, myśli mogą tak głośno krzyczeć, a jednak; Wrzask w jego umyśle był tak doniosły, że strach z niego powstały, nasączony troską o swoją psychikę, zdawał się uwięzić oddech w jego płucach, zaś krew zatrzymać w jego żyłach, powodując stan jaki wyobrażał sobie gdy ciało zamienia się w kamień. Strach był ogromny i rozprzestrzeniał się dreszczem na całe ciało. Przecież tylko członkowie jego paczki mieli taki tatuaż!- Myślał– On sam miał go na nodze, a dokładnie na udzie, bo tylko w takim miejscu mógł sam sobie go wytatuować. Tylko on potrafił zrobić taki tatuaż-nikt inny. Jezu… postradałem zmysły-myślał w przerażeniu Mike.

Nuke widział rozbiegane oczy towarzysza i bladość skóry, która w połączeniu z licznie występującymi kropelkami potu na jego twarzy, z każdą sekundą uświadamiały mu, że Mike naprawdę go nie pamięta. Poza tym, na dowód swych przypuszczeń, czuł strach i wewnętrzne tornado panujące w głowie swego przyjaciela, jakby sam był smagany jego porywistymi podmuchami. Sam nie rozumiał co się dzieje, ale musiał znaleźć jakiś stabilny grunt, zanim straci nad sobą kontrolę i postrada zmysły.

– Naprawdę mnie nie pamietasz….– powiedział ciszej niż zamierzał, jakby kierował to tylko do siebie.

Mike słysząc to od razu poczuł ulgę, tłumacząc sobie błyskawicznie, że to autor tych słów zwariował. Jednak owa nadzieja znikła tak szybko jak się pojawiła, kiedy zaczął analizować wszystko i składać tą całą układankę do kupy.

– Jak masz na nazwisko? – zapytał głosem zdradzającym gotowość na uwierzenie we wszystko co usłyszy, bardziej z wewnętrznego zmęczenia, aniżeli ze szczerego przekonania.

– Taylor – odparł siedzący naprzeciwko i wpatrujący się w niego kolega – ale wołają na mnie Nuke – dodał z przelotnym uśmiechem, który chwilowo przysłonił jego również umęczony umysł, rysujący się na jego twarzy. Mike słysząc odpowiedź tylko kiwał głową, zupełnie jakby nagle wszystko rozumiał.

– A jak masz na imię?– spytał spokojnie, jakby bez emocji, zdając się być pewnym co usłyszy w odpowiedzi.

Kiedy owe pytanie padło, Nuke poczuł naglą puste. Wylała się ona z dużego kotła przerażenia. Osiągnąwszy ogromne rozmiary wciągnęła go i poczuł, że spada w przepaść tracąc grunt pod nogami, grunt jaki za wszelką cenę chciał utrzymać by nie oszaleć. Mimo wszystko odpowiedział na pytanie, wpatrując się tępo w niebieskie oczy Mike.

– Nie wiem – opowiedział. Mike nie pozwolił mu długo na analize. Zadał kolejne pytanie

– Ile masz lat?

– Nie wiem – padła odpowiedź

– Masz rodzeństwo?

– Nie wiem

– Imiona rodziców?

– Nie wiem

– Imię mojej matki?– zapytał Mike, starając się by to pytanie zabrzmiało jak puenta; odpowiednio zaakcentował i zwolnił tonacje.

– Margaret – odpowiedział Nuke ku swemu narastającemu zdziwieniu. – Jestem wariatem – dodał ze zdeterminowaną rezygnacją.

– Nie – odparł Mike – Gorzej. Ty nie istniejesz.

– Co? – wycedził z nie dowierzaniem Nuke – Co Ty gadasz?

– Tamta kula powinna Cię zabić, poza tym znasz tylko mnie i moja paczkę. Czy to nie dziwne? Nie znasz nawet siebie. A ja wiem kim jesteś. Wymyśliliśmy Cię, Nuke, tak dla zabawy i zrobiliśmy tatuaże naszego nieistniejącego przyjaciela by pamiętać o tym, co nas łączyło. Żartowaliśmy przy piwie, że jeśli nie wiadomo kto coś zrobił to musiał to być Nuke -mnóstwo osób się na to nabierało, a śmiechy z takich sytuacji było co nie miara. Teraz stałeś się moją halucynacją. Ciebie tak naprawdę tutaj wcale nie ma, a ja gadam ze sobą. Taka jest prawda. To ja jestem wariatem, jednak wole być wariatem z halucynacjami, niż wcale nie istnieć – zaśmiał się Mike – o ironio! – śmiech Mike stał się donioślejszy.

– Opanujcie się żołnierzu! – nagła komenda padła gdzieś z góry. Mike zaskoczony podniósł wzrok, przerywając gromki śmiech i ujrzał nad sobą porucznika Gareta, którego nadejścia nawet nie zauważył.

– Przepraszam panie poruczniku, nie jestem pijany, ani nie zwariowałem. Jak zawsze gotów do walki – Powiedział Mike stanowczym tonem, wstając prężnie i salutując.

– Masz szczęście bo już myślałem… Wasz chory śmiech żołnierzu niósł się po całych okopach. Musicie się opanować! Jasne? Tu chodzi o morale Twoich kolegów! Świrów już mamy dosyć! – warknął porucznik.

– Tak jest panie poruczniku!- odparł melodyjnym językiem szeregowca.

– A ten tam przed tobą to co za jeden? Wygląda jakby już dawno odjechał myślami w jedną stronę! Hej żołnierzu!

– Panie poruczniku, pan mnie widzi? – zapytał z przesadzoną emocją Nuke, robiąc duże oczy i upewniając w ten sposób przypuszczenia Garetta co do jego stanu psychiki. Mike natomiast zastygł i czekał z maleńką kroplą nadziei, że to zaraz się wszystko wyjaśni– musi się wyjaśnić. Nie był w stanie nawet analizować tego co się dzieje.

– Żołnierzu! Pójdziesz ze mną, medyk! – zawołał Garret

Nuke miał pustkę w głowie, która zdawała się przejmować kontrole nad nim całym; nad nogami, rękami, a nawet mimiką twarzy, na której, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wyrysowała się szaleńcza obojętność. Nie będąc w stanie przeciwstawić się opanowującej go sile szału, energicznie wstał na nogi i pewnym krokiem podszedł do Mike, przyklęknął i przebijając się przez ogarniający go obłęd, rzekł z wyraźnym wysiłkiem:

– Żegnaj przyjacielu.

Mike nie był w stanie nic odpowiedzieć

– Żołnierzu, zostań na stanowisku! – Garret krzyczał coraz głośniej, jednak ani Nuke ani Mike go nie słyszeli; łączyło ich poczucie wszechogarniającej paranoi.

Nuke wyskoczył z okopu, przedtem odpychając zaskoczonego porucznika i zaczął biec w kierunku niemieckich pozycji. Nie czuł nawet jak napinają się mięśnie jego nóg; zdawało mu się, że porusza się nie dotykając ziemi– pustka, która przejęła władze nad całym jego ciałem dawała mu poczucie nieświadomości, która przekonywała go o niezwykłym, nieśmiertelnym stanie w jakim się znalazł.

Kiedy był w połowie drogi miedzy okopami, a pozycjami ogniowymi Niemców, w jednym czasie odgłos wystrzału uświadomił mu, że seria niemieckiego MG 42 zanurzyła się w jego ciele. Nie czuł bólu, jednak siła lecących pocisków ścieła go z nóg i kiedy upadł, usłyszał swoje myśli w głowie, w której wciąż triumfowała, z wolna ustępująca pustka: teraz na pewno umrę– myślał – i…. Nagle wszystko zrozumiał. W jednej sekundzie kurtyna obłedu i paranoi podniosła się i wszystko było jasne. Wizja śmierci i zakończenia życia stała się bodźcem odblokowującym podświadomość.

Wiedział co zrobić – Teraz muszę jedynie wszystko wyjaśnić Mike’owi – analizował Nuke– teraz uwierzy, teraz będzie mógł zginąć i do nich dołączyć. Wstał i ruszył w stronę swoich pozycji, wtem zobaczył Mike‘a, który również wyskoczył z okopów i zaczął biec w jego stronę, z szaleństwem w oczach. Teraz wiem kim jestem – kontynuował myśl Nuke – i to jest ten moment… kończąc rozmyślania, raptownie się zatrzymał. Kolejna seria nie była przeznaczona dla niego; wiedział o tym. Mike trafiony upadł na ziemie. Kiedy Nuke do niego podszedł, czas zwolnił; sekundy w otaczającym ich świecie zamieniły się w minuty, a te w godziny; Mike, leżąc, patrzał jak kolejna seria karabinu maszynowego przeszywa powietrze tuż nad nim; ujrzał wolno lecące pociski, tnące przestrzeń, a za nimi smugę zawirowanego powietrza – niezwykły widok pomyślał i spojrzał z ciekawością na zbliżającego się przyjaciela, jakby chciał zapytać: i co teraz Nuke? Ja nie jestem nieśmiertelny jak Ty, wiec kim Ty jesteś? Czym?

Nuke słyszał jego myśli i wiedział, że Mike trafiony śmiertelnie w brzuch umiera w bólach. Przyklęknął nad nim, chwycił go za rękę i powiedział:

– Mike, nie jestem człowiekiem, ale jestem prawdziwy. Jestem Nuke’em, jestem urzeczywistnieniem waszej braterskiej miłości, jak widzisz nieśmiertelnej, objawionej w symbolu jaki sami sobie wybraliście.

– nie rozumiem… nie wierze – kaszląc odpowiedział Mike, czując coraz większe, przyjemne ciepło dochodzące z dłoni jego niezwykłego przyjaciela, które go uspokajało i sprawiało ulgę w cierpieniu. Powodowało też stopniowo narastający wewnętrzny spokój, czego kompletnie nie rozumiał i nie znał w takim stopniu. Zupełnie jakby ten dziwny „człowiek”, poprzez dotyk, dotarł do miejsca, o istnieniu którego, jak dotąd, Mike nie miał pojęcia.

– Wiem, że to trudne uwierzyć w coś co kłóci się ze zdrowym rozsądkiem, ale Ty Mike masz to szczęście, że możesz zobaczyć by łatwiej było Ci uwierzyć. Wszystko to dzięki miłości. Wyobraź sobie jakaż ona musi być silna, na tyle silna i niewyobrażalnie potężna by nadać twór memu istnieniu. To wasza wieź mnie uformowała, wasza miłość Mike, i ona też nie może pozwolić na to byś zginął.

– Czyli… mnie….. uleczysz? – kaszel coraz skuteczniej utrudniał mu mówienie.

– Pragnę uleczyć ciebie Mike, ale tylko duszę nie twoje ciało.

– Nie…. nie rozumiem

– John, Michael i William, wszyscy oni zginęli w jednym czasie, ich troska o ciebie, w postaci ostatnich myśli połączonych ze sobą, długo odbijała się echem w świecie, w który nie wierzysz. Wiesz skąd ta ich wspólna troska o ciebie? – Nuke znał odpowiedź, ale pragnął by to Mike pomyślał i sam przed sobą udzielił odpowiedzi.

– Hehehe…heh – przerywany kaszlem śmiech, ukazał wypływającą krew z jego ust – chodzi… o Boga? Chłopaki…. cały czas…. starali się wmówić mi, że…. On istnieje. Czyli Ty… masz być tym… dowodem na to?

– A co stracisz jeśli uwierzysz? To nagłe pytanie zaskoczyło Mike.

Nie bardzo widział co ma odpowiedzieć, bo faktycznie co miał teraz do stracenia? Nic. Wystarczyło uwierzyć, szczerze dopuścić tą możliwość i rozwinąć ją w sercu, w formie przekonania popartego tymi dowodami, które ukazały mu się w tych ostatnich godzinach szaleństwa, a może prawdy? Może faktycznie jest szczęściarzem? Jednak zanim zdążył udzielić odpowiedzi, Nuke zadał mu kolejne pytanie, które zabrzmiało bardzo podobnie do poprzedniego, jednak różnica zawarta w jego kontekście była ogromna.

– A co zyskasz jeśli uwierzysz?

Usta Mike odpowiedziały zanim jego umęczony i osłabiony umysł zdołał przeanalizować to co usłyszał.

– Życie wieczne – wypowiadając te słowa wiedział, że to nie jego rozum udzielił odpowiedzi, ale coś co głęboko wewnątrz niego trwało dotychczas uśpione, a teraz, dzięki wzajemnej miłości objawionej w „Nuke” Taylorze i narodzonej na jej fundamentach wierze, obudziło się do życia.

– Twoja dusza jest bezpieczna, ale czeka Cię jeszcze trudna i długa droga, jednak najważniejsze, że będziesz z nimi, przyjacielu – mówiąc to „Nuke” poczuł jak jego ciało zaczęło rozpływać się niesione lekkim wiatrem; najpierw dłoń, potem ramię, następnie całe ciało zamieniało się w delikatną mgiełkę.

Spojrzawszy w gasnące oczy Mike, upewnił się, że jego misja się zakończyła. Teraz mógł znowu być z nimi i stać się wiecznym, mentalnym spoiwem ich bytów; ich braterską, nieśmiertelną miłością.

Koniec

Komentarze

wydaje mi się że dobre to jest. Przeczytam przy najblizszej okazji jak bede miał spokoj w domu by sie lepiej wczuć w sedno. ale wróże dobrze temu autorowi opowiadań.

odczytałem to opowiadanie w koncu tak jak obiecalem.  wszystkim polecam te ksiazke tego autora bo ma juz swoje zaslugi z tego co widze w dziale fantastyka.  odebralem pozytywnie to przeslanie o bratach. general nuke mial charakter:) klimat wojny oddany wraz z wynuchami moim zdaniem dobrze. powiem jedno zdanie za pewnym sportowym komentatorem gdy skakal malysz "lec sir lukasz lec"- dodam ze w wyobraxni. moze na film to pojdzie. witam.

"Ogromny, ogłuszający wybuch wyrzucił ziemie w powietrze, tworząc dość głęboki lej. Grudki czarnego piachu obsypały mu twarz"
- zgodnie z rawidłami języka polskiego z tych dwóch zdań wynika, że grudki piachu obsypały twarz leja... To tylko jeden z błędów, choć na tle innych umieszczonych na tej stronie tekstów ten prezentuje się nieźle.

Pytanie do autora: od czego pochodzi słowo "Nuke", kiedy mniej więcej zostało utworzone i jakie są szanse, że w 1944 roku ktoś nosiłby takie przezwisko?

Oceny nie wystawiam, nie lubię punktowania.

Ups miało być "prawidłami" oczywiście.

witam Panią Achike serdecznie i całuje w rączki juz na wstępie. Zauważyłem Pani atak na reguły prawideł w języku polskim i pragne zaznaczyć ze reguła jest regułą. ten człowiek co to pisał to starał sie jak może a reguły nie muszą mu być znane az do końca. przyjdzie na to czas gdy je pojmie. ważna jest wyobraźnia i serce aczkolwiek on je ma

Dziękuje za komentarz Achiko i wykazanie moich błędów. Faktycznie przyznaje Tobie racje. Dzięki takiej osobie ja Ty mogę w przyszłości starać się wyeliminować tego rodzaju potknięcia stylistyczne ,dlatego jestem wdzięczny. Jeśli chodzi o ten nieszczęsny przydomek "Nuke" to faktycznie słowo to raczej nie było znane w 1944r, ale o tym dowiedziałem się dopiero przed chwilką, zaglądając do encyklopedii. Profesjonalizm wymaga by zaglądać tam zanim ktoś zabierze się za tematykę nawiązującą do historii lecz byłem niemal pewny, że broń atomowa użyta przez amerykanów w 1945r wynajdywana była przez okres dłuższy niż rok, co wiązałoby się, że o bombie atomowej było wiadomo już wcześniej. Pozdrawiam i dziękuję za pozytywny komentarz mimo poważnych błędów.

Aha... Nuke z ang. to bomba atomowa:) wiem, wiem to głupi przydomek, ale to było tylko przezwisko symboliczne min. to miało dać do zrozumienia, że ów osobnik jest inny i ukryte znaczenie w jego ksywce miało dać efekt wybuchu bomby atomowej we wnętrzu Mike'a roznosząc jego ateistyczne poglądy. Ale wyszło...koślawo jakoś;)

Co do nolla...coż mam Ci odpisać? Twoje komentarze są jak Twoje opowiadanie-dziwne acz chętnie się je czyta;) Również pozdrawiam.

Nollu, czy możesz mi wskazać, w którym miejscu mojej wypowiedzi jest "atak na reguły prawideł"? Ja prawideł języka polskiego nie atakuję, wręcz przeciwnie, wspieram je z całych sił, ponieważ ułatwiają rozumienie wypowiedzi.

Pani Aniu. Nie spodziewałem sie tak brutalnego ataku z Pani strony. Nie tak agresywnie. nie tak agresywnie. Zachowajmy spokoj. w pani wypowidzi wkradł sie mały chochlik być moze niechcący ale takie są reguły. Fantastyczna wizja naszej wyobraxni powinna nas jednoczyc a nie dzielic. Prosze napisac opowiadanie- przeczytam je. dziekuje. Pozdrawiam i witam.

Opowiadanie bardzo dobre, choć chwilami troche się dłuży, nudzi czytelnika. Są drobne błędy, literówki ale to i tak jedno z najlepszyhc opowiadań które dotychczas ukazały się na tej stronie. Ogółem bardzo ciekawy pomysł i dobre wykonanie.
PS. Zapraszam do lektury mojego opowiadania pt "Bez Litości" :)
pozdrawaim

Dziękuję Waffer za komentarz. To moje pierwsze opowidanie do tego dodam, że z j.polskiego w podstawówce miałem naciąganą dwóje, wiec błędy proszę mi wybaczyć;) a teraz już lece się zrewanżować i postaram się wystawić jak najszczerczą ocenę Twojemu opowiadaniu...

coż za cudaczny pisarz z tego czlowieka. az wlos sie jezy na głwie chodź dawno temu czytałem

@sirlukas: To moje pierwsze opowidanie do tego dodam, że z j.polskiego w podstawówce miałem naciąganą dwóje, wiec błędy proszę mi wybaczyć;)

Przepraszam, jeśli kogoś obrażę, ale moim skromnym zdaniem takie tłumaczenie jest nie na miejscu. Jeśli miałeś z polskiego tak niską ocenę, nie wykorzystuj jej jako usprawiedliwienia. Raczej powinna być inspiracją do pracy nad sobą i podnoszeniem swoich umiejętności. Zanim opublikujesz jakiś tekst, wykaż choć odrobinę szacunku dla swoich czytelników i popraw błędy. Ja nie cierpię udostępniać swoich tekstów jeśli są w nich literówki. Jeśli się jakieś zdarzą, płonę ze wstydu. Nawet taki króciutki komentarz sprawdzam przed dodaniem, a co dopiero opowiadanie. Zamieściłem na tej stronie ostatnio jeden tekst. Zanim jednak się na to zdecydowałem, "przeleciałem" go ;) dwa razy, żeby mieć pewność.

Przykro mi, ale błędów wybaczyć nie mogę.

PS. Powyższy komentarz jest komentarzem do komentarza (sic!), a nie opowiadania.

Pomysł jest świetny. Na początku ciut mi się dłużyło, ale warto było. Co do błędów, to podobno Balzak robił koszmarne, poprawiały mu je jego wielkie kolejne miłości.

Parę słów wyjaśnienia - jest to poprawiona wersja mojej pracyi na konkurs. Tamta praca została przeze mnie wycofana z konkursu, gdyż uznałem, że nie jest skończona (redakcja nie zgodziła się, aby jej nie prezentować w galerii) . Teraz prezentuję poza konkursem ostateczną wersję.  

Nowa Fantastyka