- Opowiadanie: masztalski - UNIA 1rozdział

UNIA 1rozdział

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

UNIA 1rozdział

 

Nazywam się Robert Bachniak, jestem polskim naukowcem. Poprzednio pracowałem dla SETI, ale do paru lat pracuję przy tajnym programie kontaktów z obcą cywilizacją w Nasa. Z tej naszej tajności nic nie wyszło.

Kilka miesięcy temu, dwunastego stycznia dwa tysiące trzydziestego drugiego roku udało nam się, a właściwie dokładniej mówiąc, nawiązano z nami kontakt. I to w taki sposób, że cała ludzkość dowiedziała się o obcej cywilizacji. Wszystkie radioteleskopy, nawet te najmniejsze odebrały w języku angielskim, bez żadnego szyfrowania, taką wiadomość: „Jesteśmy inteligentnymi istotami z innej planety. Nasza cywilizacja pochodzi z galaktyki M82, która jest oddalona od waszej planety dwanaście milionów lat świetlnych. Mamy wobec was przyjazne zamiary."

Najwyraźniej obcym zależało na tym, aby cała ludzkość jednocześnie dowiedziała się o ich istnieniu. Oczywiście wszystkie kosmiczne agencje sprawdziły sygnał. W końcu na ziemi nigdy nie brakowało szaleńców, którzy próbowali w jakikolwiek sposób wprowadzić chaos i zamieszanie.

Nie było jednak żadnych wątpliwości, sygnał był nadawany z kosmosu i co więcej pochodził z kierunku w którym była galaktyka M82, która za względu na swój podłużny wygląd nazywana jest również jako galaktyka Cygaro.

Na planecie zawrzało.

 

ONZ zwołało w trybie pilnym, nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa.

Watykan, po kilku mało precyzyjnych i nawzajem się wykluczających wypowiedzi różnych hierarchów kościelnych, sformułował krótkie treściwe oświadczenie: „Istnienie pozaziemskiej cywilizacji, nie zaprzecza istnieniu Boga, wręcz przeciwnie. Świadczy o wspaniałomyślności Najwyższego, który życiem nie tylko obdarował Ziemię, ale również cały wszechświat".

Większość religii postąpiła podobnie. Mimo to, wśród wiernych można było wyczuć zdezorientowanie i niepokój.

Zdenerwowanie udzieliło się chyba całej ludzkości. Nad ziemią zbierały się czarne chmury niepewności. Ziemska cywilizacja w napięciu oczekiwała dalszych komunikatów.

Ten pojawił się po trzech dniach: „Za dwa ziemskie dni, w waszejorbicie pojawi się nasz statek. Przy będzie na nim nasz ambasador i złoży wam pokojową propozycję. Mamy wobec was przyjazne zamiary." -na koniec komunikatu powtórzyli zdanie z pierwszego kontaktu.

Na Ziemi ponownie zawrzało, teraz już prawie wszyscy uwierzyli, że przekaz jest prawdziwy. Na ponownym nadzwyczajnym posiedzenie Rady ONZ i po burzliwej dyskusji, wszystkie państwa były zgodne – „Należy przyjąć ambasadora obcej cywilizacji"

Misje powierzono NASA, a ja zostałem przełożonym grupy, która miała przygotować to spotkanie. W skład mojego zespołu wchodziło pięćdziesiąt dwie osoby. Byli to fachowcy z różnych dziedzin takich jak astronautyka, kosmologia, astronomia, astrofizyka, biofizyka, biodynamika, psychologia, kulturoznawstwo z różnych dziedzin jak i okresów, astrofizyka, a nawet teologia. Byli to najlepsi fachowcy z całego świata. Moim zadaniem było, tylko koordynowanie ich poczynań.

Zebrano nas wszystkich w Centrum Kosmicznym im. Johna F. Kennedy'ego na przylądku Canaveral.

Dyrektywę ONZ łatwo było napisać, ale jak tak naprawdę mieliśmy się zachować? -nikt tego nie wiedział i tak naprawdę nie było żadnych wytycznych, jak w takiej sytuacji postępować.

Przez dwa dni cały mój zespół, pracował gorączkowo. Nie chcieliśmy pominąć żadnego aspektu. Oczywiście pierwszy hipotetyczny problem jaki się wyróżniał, to język w którym mieliśmy się porozumiewać. Szybko jednak doszliśmy do wniosku, że skoro kosmici przysyłają komunikaty w języku angielskim to sami rozwiązali ten problem. Drugą sprawą było miejsce gdzie miało dojść do spotkania. Przyjmując ambasadora jakiegokolwiek kraju, wynajmuje się apartamenty w najlepszych hotelach i problem z głowy. Komfort każdemu odpowiada. Tu nie mieliśmy zielonego pojęcia, co dla naszego gościa oznacza komfort.

Były jeszcze wiele innych rzeczy które nas martwiły. Jedzenie? Czy nasz kosmita oddycha powietrzem? Z kim będzie chciał rozmawiać? Jak mamy się przy nim zachowywać? I wiele innych wątpliwości, na które nie mogliśmy znaleźć żadnej konstruktywnej odpowiedzi.

Najważniejsze pytanie jednak brzmiało inaczej. Czy kosmici naprawdę są do nas pokojowo nastawieni?

Osobiście miałem wyrobione zdanie co do tej kwestii. Jako kosmolog zawsze uważałem, że jakakolwiek cywilizacja, która będzie wstanie dojść do takiego poziomu technologicznego aby móc podróżować miedzy układami słonecznymi i do tego czasu nie ulegnie samozagładzie, powinna być cywilizacją nie tylko rozumną, co przede wszystkim pokojową.

Dlatego też, osobiście o odpowiedź na ostatnie pytanie byłem całkowicie spokojny, znacznie gorzej było z pozostałymi wątpliwościami. Cały zespół próbował wymyślić jakiekolwiek kryteria, na których moglibyśmy się oprzeć.

Zastanawialiśmy się nad tym przez dwa dni i szczerze muszę przyznać, że nie wymyśliliśmy nic mądrego. Nie pozostało nam nic innego jak tylko improwizować.

 

Wybiła godzina zero.

Siedzibą mojego zespołu był hangar VAB, który wchodził w skład kompleksu 39. Zebraliśmy się w sali kontroli lotów. Całą ścianę stanowił jeden potężny ekran, na którym widzieliśmy mapę kosmosu. Rozsiedliśmy się za biurkami, które były ustawione w rzędach. Oprócz mojej grupy w sali był jeszcze generał Thomas, który jak się można było domyślać, miał zapewne bezpośredni kontakt z prezydentem. Wcześniej uprzedzono mnie, że mam konsultować z nim ważniejsze decyzje. Poza tym, byłem pewien, że ów generał miał pełną kontrole nad naszymi poczynaniami i w każdej chwili mógł nam wyciągnąć przysłowiową wtyczkę z kontaktu. Postanowiłem jednak nie przejmować się tym, a skupić się na zadaniu jakie mi powierzono.

Wszyscy wpatrywaliśmy się w główny ekran, a dokładnie mówiąc w świecący punkt który z niewiarygodną szybkością zbliżał się ku Ziemi. Po godzinie statek kosmitów, będąc trzysta trzydzieści kilometrów od naszej planety płynnie przeszedł w ruch orbitalny i zaczął okrążać naszą planetę.

Po krótkiej chwili ku naszemu ogromnemu zdziwieniu, na ogólnodostępnych falach radiowych usłyszeliśmy głos kosmity.

Mówił po angielsku.

-Witamy Ziemian. Mamy wobec was przyjazne zamiary. – ostatnie zdanie było powtarzane jak mantra. Na domiar złego, słowa te przypominały mi film „Marsjanie atakują".

-Witamy zaprzyjaźnioną cywilizację. – powiedziałem dyplomatycznie wyuczoną formułkę, a po chwili nie zastanawiając się zbytnio, dodałem od siebie. -Jak przebiegła wam podróż?

-Dziękuję, bardzo dobrze. Miło, że pytasz. – kosmita mówił nad wyraz swobodnie. Gdybym nie wiedział, że kontaktuję się z przedstawicielem innej cywilizacji, pomyślałbym, że rozmawiam z Ziemianinem. Nie tak wyobrażałem sobie pierwszy kontakt z cywilizacją pozaziemską. Kosmita przerwał moje rozmyślania, i spytał. – Czy ustaliliście formę kontaktu?

W tym momencie, podszedł do mnie generał i szepnął mi zdecydowanym tonem wprost do ucha.

-Przejdź na szyfrowany kanał do cholery.

Spojrzałem na niego chcąc coś powiedzieć, widząc jednak wyraz jego twarzy powiedziałem zwracając się do kosmity.

-Prosimy o przejście na inny kanał. Tam omówimy szczegóły. – wysłałem zarazem kody dostępu do zastrzeżonej częstotliwości, a generał w tym czasie wrócił na swoje miejsce.

Po krótkiej chwili ponownie usłyszeliśmy głos kosmity.

-Czy ustaliliście formę kontaktu? – zadał to samo pytanie co poprzednio.

-Postaramy się dostosować do waszych propozycji. Czy macie jakieś sugestie?

-Oczywiście, że mamy. – odpowiedź przyszła nad wyraz szybko. – Są dwie możliwości. Możemy przylecieć do was i przedstawić wam swoją propozycje, lub zaprosić waszą delegacje do siebie na statek. Do was należy wybór.

-Jakie są warunki kontaktu.

-Żadne. Ufamy wam. – odpowiedział krótko. Cały zespół był zaskoczony. Nikt nie spodziewał się tak szybkich konkretów.

-Żadnych warunków? – spytałem, oczekując jakiś wskazówek.

-Jeżeli stwierdzicie, że mamy do was przylecieć, to tak też zrobię. – zaczął wyjaśniać. -Nasz statek wyląduje w siedzibie NASA. Nie musicie się martwić o żadne konwenanse i szczegóły. Wystarczy, że przewieziecie nas do waszego hangaru. Jeżeli zdecydujecie się, że wasza delegacja odwiedzi mnie na moim statku, to wyślę po nich jeden z moich pojazdów bezzałogowych i na jego pokładzie dotrą do naszej bazy. Z oczywistych względów, prosiłbym tylko o nie zabieranie ze sobą żadnej broni. Czy macie jeszcze jakieś pytania?

-A co z powietrzem? Jak będziemy oddychać, jeżeli was odwiedzimy czy mamy zabrać skafandry?

-Nie. W naszym powietrzu co prawda jest trochę mniej tlenu niż w waszym, ale możecie w nim swobodnie oddychać, podobnie zresztą byłoby gdybyśmy my odwiedzili was.

-Rozumiem. – odpowiedziałem, a po krótkiej chwili spoglądając na generała, który dawał mi znaki abym przerwał połączenie, dodałem. – Muszę się naradzić z przełożonymi.

-Oczywiście. – odpowiedział spokojnie, po czym dodał. – Będziemy czekać na wiadomość.

Rozłączyłem mikrofon i dałem znak do odcięcia kontaktu. Jak już miałem pewność, że obcy nas nie słyszy, spytałem generała.

-I co dalej?

-Musimy zadzwonić do Prezydenta i do Przewodniczącego ONZ. Wspólnie się naradzimy.

Po chwili nawiązano połączenie telefonicznie i zaczęliśmy telekonferencje.

Po wstępnych powitaniach wyjaśniłem całą sytuacje i powiedziałem.

-Panie Prezydencie i Panie Przewodniczący musimy podjąć decyzje.

Prezydent w pierwszej kolejności spytał generała.

-Co o tym myślisz?

-Za słodkie. – odpowiedział krótko głównodowodzący generał Thomas, po czym dodał. – Za łatwo to wszystko idzie Panie Prezydencie. Krótko mówiąc, zbyt podpadające.

-A Pan, Panie przewodniczący jakie ma zdanie na ten temat?

-Nie jestem fachowcem. – odpowiedział. – Ale nabrałem zaufania do tych kosmitów. Myślę, że gdyby mieli wobec nas nieprzyjazne zamiary, już dawno byśmy o tym wiedzieli. Poza tym chciałbym wysłuchać, co mają do powiedzenia fachowcy. -powiedział zwracając się do mnie.

-No cóż. – zacząłem nie zdecydowanie. – Nigdy nie mieliśmy kontaktu z inną cywilizacją, dlatego trudno mi wyrażać się co do ich relacji wobec nas. Mnie również zaskoczyła bezpośredniość propozycji, jednak musimy wziąć pod uwagę, że dla nich może to być oczywiste. Może tak u nich wygląda dyplomacja. Nie możemy zakładać od razu, że chcą nas unicestwić czy coś w tym stylu. Według mnie, oczywiście powinniśmy podjąć ryzyko.

-Czy ktoś chce jeszcze coś dodać? – spytał Prezydent.

Na sali zapanowała cisza.

-Panie Prezydencie. – podjął po chwili wątek generał Thomas. – Również jak pan Bachniak uważam, że powinniśmy podjąć ryzyko. Musimy jednak tak zorganizować to spotkanie, aby to ryzyko było w miarę możliwości jak najmniejsze.

-Czyli?

-Przede wszystkim nie powinniśmy przyjmować ich na ziemi, a raczej wysłać delegacje na statek przybyszów z kosmosu.

-A któż miałby być w tej delegacji? – spytał Prezydent.

Nie zwlekałem ani chwili i powiedziałem.

-Panie Prezydencie, za pozwoleniem zgłaszam się na ochotnika.

-Chcę Pan sam udać się na ten statek obcych?

Już kilku innych naukowców zgłaszało chęć towarzyszenia mi, jednak generał powiedział zdecydowanie.

-Wiem, że to zabrzmi nieładnie, ale wysyłając Pana Bachniaka ryzykujemy tylko jedno życie.

Nie przejąłem się tymi słowami. Dla mnie, sama możliwość pobycia w statku innej cywilizacji była tak kusząca, że byłem wstanie zaryzykować wszystko, nawet własne życie. Po chwili rozterki Prezydent spytał.

-Panie Przewodniczący, co Pan na to?

-Wydaję mi się, że to dobry pomysł. – opowiedział przedstawiciel ONZ.

-No dobrze. -powiedział, a chcąc mnie pocieszyć, a może usprawiedliwić tą decyzje, dodał. – Proszę się nie martwić, wyposażymy Pana w taki sprzęt, abyśmy mogli wszystko słyszeć i widzieć. No i w razie kłopotów oczywiście szybko zareagować.

Nie byłem dzieckiem i zdawałem sobie sprawę, że gdyby naprawdę pojawiły się jakieś kłopoty, to nikt, ani nic by mi nie pomogło. Nie martwiłem się jednak tym. Byłem przekonany, że żadna cywilizacja nie trudziła by się przebyć taką odległość, aby zabić jednego człowieka. Dlatego byłem zupełnie spokojny o siebie, ale zarazem byłem bardzo poekscytowany.

 

Ponownie nawiązaliśmy kontakt, i spytaliśmy się kosmitów, czy zgadzają się na taką formę spotkania. Nie mieli żadnych obiekcji i podali proste wskazówki.

Miałem stanąć na lądowisku i czekać na bezzałogowy pojazd, który po mnie przyleci.

Po krótkich przygotowaniach stanąłem w wyznaczonym miejscu i spoglądając w błękitne niebo oczekiwałem w napięciu. W głowie mi aż huczało z podniecenia, w pamięci jednak miałem ostanie słowa prezydenta „obserwuj i unikaj jakichkolwiek konkretnych odpowiedzi". Tak naprawdę to była jedyna wskazówka jakiej mi udzielono.

Nie czekałem długo, po chwili ujrzałem zbliżający się pojazd. Był w kształcie dysku i sprawiał wrażenie jakby kręcił się wokół własnej osi. Nie byłem jednak pewny, czy tak jest rzeczywiście czy to tylko złudzenie. Po chwili statek zawisł na de mną z jakieś dwa metry. Mógłbym teraz napisać, że byłem spokojny, ale skłamałbym. Byłem przerażony.

Ciekawość i podniecenie jednak zwyciężyło. Spojrzałem w górę i ujrzałem otwierający się otwór, zadałem sobie pytanie jak dostane się do środka. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. W trakcie ułamku sekundy byłem wewnątrz pojazdu, dosłownie zostałem wessany do środka. Zaskoczony rozejrzałem się wokół. Byłem w okrągłym pomieszczeniu o gładkich ścianach, a po środku stał fotel. Nie zastanawiając się długo, usiadłem na nim. W tym momencie fotel dosłownie zamknął się wokół mnie, tworząc szczelną komorę.

Nie poczułem żadnej siły ciążenia i szczerze mówiąc myślałem, że pozostaje w miejscu. Po kilku minutach, fotel otworzył się bezszelestnie. Rozejrzałem się, byłem w tym samym pomieszczeniu, ale nie byłem już sam.

Naprzeciw mnie stała strasznie dziwna istota.

Miała podłużną twarz i spiczaste uszy jak u elfa. Jej oczy i powieki były bardzo dziwne, były bardzo duże i … gadzie. Nos był spłaszczony jak u murzyna, jednak karnacja skóry była jak u typowego Słowianina. Istota ta miała długie włosy, które spięte w jakiś dziwny sposób wystawały za tułowia. Najbardziej podobną do ludzi rzeczą były ręce a dokładniej mówiąc para górnych kończyn, które również jak u nas były zakończone pięcioma palcami. Najdziwniejsze natomiast były nogi, jeśli w ogóle to co widziałem można by nazwać nogami. Naukowo mówiąc dolne kończyny, których było dwie pary, albo cztery sztuki jak kto woli, były zakończone szpikulcami. Pierwsze skojarzenie jakie mi przyszło do głowy, to były pajęcze odnóża, które jednak w tym przypadku były płaskie jak szabla zakończona ostrym szpikulcem. Tułów kosmity był przykryty jakąś świecąca narzutą w kolorze srebra z żółtymi krążkami po środku. Strój ten zakończony spiczastym rąbem, zwisał prawie do samej podłogi.

Po krótkiej chwili kosmita przemówił.

-Witaj Ziemianinie. – zaskoczony byłem niepomiernie gdyż usłyszałem czystą angielszczyznę, kosmita przez chwilę nic nie mówił, pozwalając mi w spokoju dojść do siebie.

-Przepraszam – wyjąkałem po chwili – jakoś inaczej sobie wyobrażałem…. – znowu zawiesiłem głos nie mogąc znaleźć określenia dla tej istoty.

Usłyszałem dźwięk, który mógłby być śmiechem, jednak nie byłem tego pewien. Istota mówiła dalej.

-Rozumiem twoje zaskoczenie. Pewnie wyobrażałeś sobie zielonego ludzika o dużej głowie i wyłupiastych oczach.

Przytaknąłem tylko.

-Jak widzisz, wyglądam zupełnie inaczej. Nie dziwię się twojemu zaskoczeniu, ja jestem w lepszej sytuacji, gdyż dokładnie wiedziałam jak wygląda twoja rasa. Znam waszą kulturę i obyczaje. Jestem również zorientowana w sytuacji politycznej, gospodarczej i ekonomicznej waszej planety. Można by powiedzieć, że jestem fachowcem w tej dziedzinie, ale o tym wszystkim ci opowiem później. Teraz chciałabym zaproponować przeniesienie się do innego pomieszczenia gdzie będzie nam znacznie wygodniej.

Nadal nie byłem zdolny do jakichkolwiek słów. Przytaknąłem tylko, a w myślach zastanawiałem się co ta pozaziemska istota myśli sobie o mnie, zwróciłem też uwagę, że kosmita wypowiadając się dawał do zrozumienia, że jest istotą płci żeńskiej. Wtedy tak naprawdę nie miałem jednak pojęcia czy u tych istot rozróżnienie płci w ogóle występuje.

Kosmitka nie dała mi więcej czasu na rozmyślania, odwróciła się i ruszyła w stronę ściany, która momentalnie rozsunęła się bezszelestnie. Ja obserwowałem istotę z obcej planety i byłem pełen podziwu jak można tak zgrabnie poruszać się na czterech szpikulcach. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa i nie byłem wstanie się ruszyć. Kosmitka obróciła się sprawdzając czy idę za nią. Nie miałem wyjścia, zebrałem się w sobie i wstałem. Po kilku pierwszych trudnych krokach odzyskałem trochę siły i szedłem w miarę pewnym krokiem.

Po wyjściu z pojazdu zobaczyłem, że znajduję się na ogromnym lądowisku, na którym zgromadzono setki różnych pojazdów. O dziwo w większości były w kształcie cygara, bez żadnych skrzydeł, stateczników czy wyrzutni rakiet. Jedynym urozmaiceniem były wystające wysięgniki, dzięki którym pojazdy stały stabilnie. Wszystkie były w kolorze szarym i bez żadnych dodatkowych oznaczeń. Byłem zdziwiony, gdyż moje wyobrażenie kosmicznej armii było całkowicie inne. Wpływ na moją wyobraźnie miały takie filmy jak „Star Trek Enterprise" i „Gwiezdne Wojny". Pojazdy tam były naprawdę kosmiczne, natomiast w tej kosmicznej armii rzucała się w oczy totalna prostota.

Wokół tych pojazdów kręcili się kosmici i nie wszystkie istoty przypominały wyglądem moją towarzyszkę, chociaż tych było najwięcej. Dużo było takich, które swoim wyglądem przypominały ośmiornice. Jedna z nich oblepiając swoimi mackami pojazd, który stał w pobliżu, zgrabnie się po nim poruszała. Widziałem również istoty podobne do konia, psa jak i również dostrzegłem potężną mrówkę. Różnorodność tych istot była bardzo duża, i trudno mi wręcz ich opisać albo przyrównać do stworzeń, które żyją na naszej planecie. Jedno co przykuło moją uwagę to fakt, że nie zauważyłem żadnych humanoidów.

Po chwili gdy moje pierwsze zaskoczenie minęło rozglądając się wokół i widząc ogrom tej armii, automatycznie pomyślałem, że Ziemi jednak grozi zagłada.

Szybko jednak przegnałem te pesymistyczne wizję i ruszyłem za swoją przewodniczką. Niepokój jednak pozostał. Przede mną znajdowała się pochyła rampa po której podążała przybyszka z innej planety. Nie wiem czy czuła moje rozterki ale obejrzała się i miałem wrażenie, że na jej dziwnej twarzy widzę uśmiech. Odwzajemniłem się tym samym i ruszyłem zdecydowanym krokiem.

Przy rampie czekał na nas pojazd, który wyglądał jak ziemski poduszkowiec, którego pozbawiono śmigła. Istota z kosmosu jedną ze swoich kończyn zaprosiła mnie do środka. Skorzystałem z tego zaproszenia a ona wsiadła za mną. Pojazd bezszelestnie ruszył z miejsca.

-Mam propozycję. – powiedziała po chwili. – Myślę, że zdecydowanie łatwiej będzie nam się rozmawiać, jak będziemy sobie mówić po imieniu.

Ponownie stać mnie było tylko na przytaknięcie. Pewnie pomyśleliście o mnie, że wysłali nie odpowiednia osobę. Postawcie się jednak w mojej sytuacji. Sam jeden na obcym statku. Wokół mnie pełno dziwnych istot, które śmiało mógłbym umieścić w jakimś hollywoodzkim horrorze, a jedna z tych istot przechodzi ze mną na ty.

Wyobraziliście sobie taką sytuację?

-Jestem Zofia. – powiedziała krótko przerywają moje rozmyślania.

-Masz na imię Zofia? – spytałem zdziwiony.

-Mojego imienia byś nie zrozumiał, ale po przetłumaczeniu tak by właśnie brzmiało.

-Rozumiem, ja mam na imię Robert – w myślach uśmiechnąłem się do siebie, gdyż moja teściowa również ma na imię Zofia i w tym momencie jakoś dziwny wygląd tej istoty stał mi się bliższy.

Koniec

Komentarze

Witam wszystkich.
To jest pierwszy rozdział dłuższego opowiadania. jestem ciekaw czy taka wizja kosmitów komuś przypadnie do gustu.
życze miłej lektury.

Zebrano nas wszystkich w Centrum Kosmiczne im. Johna F. Kennedy'ego na przylądku Canaveral. - Kosmicznym

Po za tym, byłem pewien,
(...) - poza tym

Po za tym chciałbym wysłuchać co mają do powiedzenia fachowcy. -powiedział zwracając się do mnie. - j.w.

-No cóż. - zacząłem nie zdecydowanie. - niezdecydowanie

-przede wszystkim nie powinniśmy przyjmować ich na ziemi - duże "P" na początku

Po kilku minutach, fotel otworzył się bezszelestnie. - fotele z nie szeleszczą, może bezdźwięcznie?

Naprzeciw mnie stała strasznie dziwna istota. - wystarczy dziwna, strasznie dziwna nie brzmi dobrze

Po chwili gdy moje pierwsze zaskoczenie minęło rozglądając się wokół i widząc ogrom tej armii, automatycznie pomyślałem, że ziemi jednak grozi zagłada. - Ziemia z dużej litery

Opowiadanie podobało mi się, czekam na dalszy ciąg. Interesuje mnie jak temat rozwiniesz, bo stoisz przed dużym wywaniem, moim zdaniem. Póki co jest dobrze. Pozdrawiam

Mastiff

dzięki za wyłapanie błędów. Wieczorem wszysto poprawie:)
co do dalszej cześci mam wizje, ale musze ją jeszcze ubrać w słowa.
również pozdrawiam

Wyzwanie wyzwaniem, ale postaraj się, by w kontynuacji uniknąć takich błędów, jak:
--- jestem Polskim naukowcem.-> jak piszemy przymiotniki?
--- pracuję przy tajnym programie kontaktów z obcą cywilizacją w Nasa. Z tej naszej tajności tak naprawdę nic nie wyszło. -> Akronimy wersalikami. Bez 'tak naprawdę'.
--- udało nam się, a właściwie, nawiązano z nami kontakt. -> Udało się nam co? Chyba ...udało się nam nawiązać kontakt, chociaż bliższe prawdy byłoby przyznanie, że kontakt nawiązano z nami. Nie lepiej?
--- bez żadnego szyfrowania, taką wiadomość.
„Jesteśmy inteligentnymi istotami z innej planety. Nasza cywilizacja pochodzi z galaktyki M82, która jest oddalona od waszej planety dwanaście milionów lat świetlnych. Mamy wobec was przyjazne zamiary." -> Co tu robi podział na akapity? Gdzie zginął dwukropek przed tekstem wiadomości? ...z galaktyki, która Wy nazywacie M82,... Dla ścisłości i jasności przekazu.
Jest tego dużo więcej, niestety...

P.S. A to jedynie począteczek... Mignął mi gdzieś Generał X, nazwa naszej planety z małej napisana... Aha, i Rada Bezpieczeństwa małymi, chociaż to nazwa własna organu ONZ...

Adamie, a na pocieszenie coś miłego..........:)
pozdrowionka dla Ciebie:)

Coś miłego? Proszę bardzo: podjąłeś temat trudny i ambitny, za co Ci chwała. To nie żart...

Pozwolę sobie na pewną sugestię.
Nie wchodząc w szczegóły: Obca ma cztery odnóża kroczne, i gadzie oczy. Proponowałbym przemyślenie tego od początku. Dlaczego? Otóż więcej niż cztery kończyny / odnóża mają owady. Można przyjąć, że Obcy są owadziej proweniencji --- ewolucjom można nie takie psikusy przypisać --- cztery przekształciły się w nogi, dwie w ręce. Oczy powinny pozostac fasetkowymi. Ale pięć palców to już przegięcie... Zajrzyj w jakieś mądre dzieła i wykoncypuj, jak mogą wyglądać dłonie, powstałe z owadzich kończyn.

Adamie odnośnie opisu kosmitku pozostane przy swoim, dlatego że mam w tym swój cel.  

Nie ma sprawy, ja tylko podzieliłem się swoją refleksją. Autor ma niezbywalne prawo odrzucania wszelkich uwag.

A niepoważnie, w ślad za kolegą: autor, chociaż indywiduum dziwne, a nawet podejrzane, swoje prawa ma.

Adamie po to tu umieściłem aby też poczytac komentarze. twoje komentarze odnośnie pisowni są w większości słuszne i wieczorem poprawie tekst, co do opisu nie zmienie tego, gdyż mam w tym pewien cel. Mam nadzieje że jak skusisz się na przeczytanie dalszej części to mnie zrozumiesz.
każda refleksja jest mile widziana. W końcu każdy po to pisze aby się czymś podzielić.

Nowa Fantastyka