- Opowiadanie: Eferelin Rand - Kule Ciemności

Kule Ciemności

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Kule Ciemności

Pot to zapach wątpliwości.

 

Paweł Wieszczak bardzo często w życiu się wahał. Nie był w stanie podjąć nawet najprostszej decyzji bez uprzedniego namysłu, a i tak kiedy już się zdecydował, zawsze czuł gdzieś głęboko w środku lodowaty dotyk macek niepokoju. Im dłużej trwały rozterki, tym większe ogarniało go zdenerwowanie. Jego organizm reagował w ten przykry sposób, że przez wszystkie pory ciała wylewały się potoki potu tak cuchnącego, że nawet sam Paweł go nie znosił. Miało to również inne dolegliwe konsekwencje, gdyż w efekcie dla każdego rozmówcy stanowił otwartą księgę, a pomieszczenia, w których przebywał, wymagały po jego wizycie porządnego wietrzenia.

Od ponad dziesięciu minut stał w brudnym zaułku i wpatrywał się w czerwone drzwi. Ze zdenerwowania przestępował z nogi na nogę, a kwaśna chmura dokoła niego z minuty na minutę przybierała większych rozmiarów.

Zaułek cuchnął. Ściany znaczyły stare i liczne plamy moczu, a z kontenerów dobywał się odór gnijących odpadków. W tych wyjątkowych okolicznościach było to Pawłowi na rękę, gdyż ogólny smród idealnie maskował otaczający mężczyznę fetor. Świadomość ta uspokajała go nieco, niemniej wciąż musiał się na coś zdecydować.

Obok drzwi wisiała niewielka tabliczka. „Wróżka Sillandra. Wróżby, magia, ezoteryka." – głosił napis. Zaledwie pięć słów, ale to one wywołały w Pawle rozterki. Powtarzał je w myślach raz po raz, jakby próbując odnaleźć w nich nowy, ukryty sens. Nie miał pojęcia, dlaczego Wojtek go tu przysłał. Wróżka nijak nie mogła rozwiązać dręczących go problemów, ale kolega zapewniał, że na pewno znajdzie tu pomoc.

Westchnął ciężko. Z jednej strony rozpaczliwie pragnął, żeby ktoś, ktokolwiek, zdjął z jego barków ciężar niezdecydowania, a z drugiej rozsądek podpowiadał mu, że musi jak zwykle poradzić sobie sam i żadna magia ani żadne sztuczki nic nie pomogą.

Ale entuzjazm Wojtka był taki autentyczny…

Wiele dałby za znak od losu, który ułatwiłby podjęcie decyzji.

Ku jego zdumieniu życzenie natychmiast się spełniło. Drzwi nagle otworzyły się i ze środka wyszła niezwykle atrakcyjna blondynka ubrana w elegancki kostium. Kobieta uśmiechnęła się porozumiewawczo i ruszyła w stronę wylotu zaułka. W dłoniach trzymała jakieś zawiniątko.

Kiedy przechodziła obok, zmarszczyła nos, a Paweł poczuł, że się rumieni. Odruchowo zerknął na swoją koszulę, ale widok wielkich, ciemnych plam pod pachami sprawił, że natychmiast tego pożałował.

Kobieta wsiadła do sportowego bmw i odjechała.

Obrzucił drzwi pełnym namysłu spojrzeniem. Jeśli taka nadziana ślicznotka zdecydowała się odwiedzić ten przybytek, to tym bardziej powinien on być wystarczający dla jego potrzeb.

Wytarł w spodnie lepkie od potu dłonie i nacisnął klamkę, ale zamarł w pół ruchu. A co jeśli się tylko wygłupi? Może to jednak zły pomysł? Czasami czuł się tak, jakby kiedyś zrobiono mu lobotomię, złośliwie rozstrajając ośrodki decyzyjne.

"Nie bądź idiotą!" – skarcił się w myślach.

Zaczerpnął tchu i już był w środku.

Powitał go półmrok rozświetlany przez mętne, żółte światło licznych świec. Pod ścianami stały regały z ciemnego drewna wypełnione przeróżnymi magicznymi akcesoriami: taliami kart, kadzidłami, świecami, magicznymi kulami, feng shui i tym podobnym. Za ladą nie było nikogo. Obok kasy natomiast wylegiwał się zwinięty w kłębek czarny kocur.

Zielone ślepia obrzuciły gościa pogardliwym spojrzeniem, po czym na powrót się zamknęły.

– Dzień dobry! – zawołał i skrzywił się, gdyż własny głos zabrzmiał mu w uszach słabo i skrzekliwie.

Zasłonka z koralików na tyłach zafalowała i zaraz wyłoniła się z niej Sillandra. Wróżka okazała się drobną kobietą o długich ognistorudych włosach spływających swobodnie na ramiona. Miała na sobie kwiecistą spódnicę i czarną bluzkę obwieszoną niemożliwą ilością naszyjników, które przy każdym ruchu pobrzękiwały.

Na widok Pawła zatrzymała się, a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie.

– Pan Paweł Wieszczak? – spytała.

– Tak. Skąd pani wie, jak się nazywam? – spodobał mu się głos wróżki. Miły, melodyjny i jednocześnie uspokajający.

– Kiepska by była ze mnie wróżka, gdybym nie wiedziała, prawda? – uśmiechnęła się lekko, ale widząc niepewną minę gościa, dodała z przekąsem: – A jak pan tu trafił?

– Kolega opowiedział mi o pani. Wojtek Skowroński.

– No właśnie. Zapraszam – dodała, kierując się na zaplecze.

Weszli do niewielkiego pomieszczenia. Na środku stał okrągły stół, a na nim znajdowała się szklana kula. Nie była ani przeźroczysta ani wypełniona wirującą mgłą, jak spodziewał się Paweł, lecz smoliście czarna. Można było wręcz odnieść wrażenie, że zasysa wszelkie światło.

– Nie boi się pani zostawiać sklepu bez opieki?

Wróżka wzruszyła ramionami.

– Przecież Nyks go pilnuje.

Miał własne zdanie o zabezpieczeniu w postaci kota, zwłaszcza że na jego widok futrzak nawet nie machnął ogonem, ale postanowił go nie wypowiadać. Uznał, że kobieta tworzy w ten sposób atmosferę tajemniczości.

Usadowił się na krześle i właśnie wtedy padło niewygodne, aczkolwiek spodziewane pytanie.

– Co pana do mnie sprowadza? – Sillandra splotła dłonie i przyjrzała mu się badawczo.

W domu zawczasu przygotował odpowiedź. Odpowiedź składną, przekonującą, ukazującą go w jak najlepszym świetle i całkowicie nieprawdziwą. Teraz jednak poczuł, jak staje mu ona w gardle. Kogo chciał oszukać? Pod świdrującym spojrzeniem wróżki zaczął się pocić. No właśnie, jeśli nie słowa czy oczy, to na pewno zdradzi go przeklęty zapach wątpliwości. Raz kozie śmierć.

– Nienawidzę swojej żony – wypalił i natychmiast pożałował wypowiedzianych słów. Co ta kobieta o nim pomyśli? Uzna go za skończonego drania? A może żałosnego dupka, który przyszedł się wyżalić? Raczej to drugie.

Wróżka jednak nie zareagowała w żaden sposób.

– Rozumiem – odparła. – Czego pan oczekuje?

– Ja… Kolega opowiadał mi, że potrafi pani rozwiązywać ludzkie problemy… Że ma pani moc! Mogłaby mi pani pomóc … – zawiesił głos. Zdał sobie sprawę, że zaciska z całej siły spocone dłonie.

Nagle poczuł chłód, a przed jego oczami rozlał się mrok. Wróżka podniosła kulę i podsunęła mu pod nos.

– Owszem. Mogę panu pomóc, oczywiście – oznajmiła lodowato. Na jej twarzy odmalowała się irytacja. Paweł od razu zaczął się zastanawiać, czym ją uraził, ale mimo najlepszych chęci niczego nie wymyślił. – Mam coś w rodzaju, jak pan to określił, mocy. Ja to wiem, ale czy pan w to wierzy? A może przyszedł pan tu tylko dla spokoju sumienia? Odbębnić wizytę u szarlatanki, a potem wrócić do domku z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku?!

– Nie… Ja wierzę – wymamrotał.

– Gówno prawda – warknęła. Już w niczym nie przypominała osoby, która jeszcze przed chwilą powitała go na wejściu. Działo się coś, czego zdecydowanie nie rozumiał i czuł się z tym bardzo, bardzo źle. Jak na komendę wszystkie pory jego ciała uśmiechnęły się, wypluwając powitalne gejzery smrodliwego potu. – Nie wierzycie w nic, ale oczekujecie wszystkiego. In regione caecorum rex est luscus. W królestwie ślepych jednooki jest królem. Myślisz, że to prawda? To brednie. Powiem ci, co zrobiłby ten jednooki. Znalazłby dobry szpikulec i bez namysłu wybiłby to przeklęte ślepie. Niestety nie każdy ma tyle szczęścia! – rzuciła z goryczą.

Nagle, jakby uszło z niej powietrze. Westchnęła ciężko i uśmiechnęła się przepraszająco.

– Proszę wybaczyć, czasami ponoszą mnie emocje.

– Nic nie szkodzi – zdołał wybąkać.

– Wracając do sprawy. Proszę dokładnie opisać w czym problem.

– Jak już wspomniałem, mam… problem z żoną. Sam nie wiem, kiedy dokładnie coś zaczęło się psuć między nami. Myślę, że około dwa lata temu. Do tamtej pory wszystko było dobrze, choć obecnie pamiętam tamten okres jak przez mgłę. To zabawne, ale wydaje się, jakby złe wspomnienia wymazały tamte dobre – kiedy już zaczął mówić, bariery pękły. Czuł cisnący się na usta potok słów, a każde odrobinę zmniejszało żal i wstyd. Nie patrzył na wróżkę. Całą uwagę mężczyzny skupiła kula leżąca na stole. – Pewnego dnia, kiedy wróciłem z pracy, Dominika już na mnie czekała. Miała taki dziwny wyraz twarzy. W jej oczach widziałem oczekiwanie i chyba lęk. Spytałem, co się stało, ale wzruszyła ramionami i zbagatelizowała sprawę. Później kilkakrotnie zauważyłem, że przypatruje mi się badawczo, kiedy myśli, że nie widzę. Stała się oschła. Zaczęła oddalać się ode mnie. Starałem się temu zapobiec, ale każda próba przywołania starych, dobrych lat, kończyła się awanturą. Nie wiedziałem, o co chodzi. Do dziś nie wiem! Zupełnie, jakbym nagle stał się kimś innym i przestało jej odpowiadać moje towarzystwo. Przyszło mi do głowy, że może podejrzewać mnie o zdradę, ale kiedy zapewniłem ją o wierności, wybuchła śmiechem. Okropnym, wzgardliwym śmiechem. Wiem, co pani myśli! – podniósł dłonie w obronnym geście. Zupełnie niepotrzebnie, bo przecież nie widział już wróżki ani pokoju, w którym się znajdował.

Tkwił zawieszony w ciemnościach, a mrok spisywał jego spowiedź.

– Naprawdę ją kochałem! – rzekł z naciskiem. – Nigdy nie zrobiłbym niczego, co mogłoby ją skrzywdzić. Próbowałem z nią rozmawiać, przepraszać, okazywać czułość, chwytałem się każdego sposobu, ale bezskutecznie. Z każdym dniem przepaść pomiędzy nami powiększała się, wypełniona coraz większą ilością jadu i goryczy. Przestała odnosić się do mnie z szacunkiem. Wszystko, co robiłem było złe i napotykało na mur pogardy z jej strony. Obecnie praktycznie nie rozmawiamy. Można by pomyśleć, że po tym nasze życie seksualne przestanie istnieć. Wręcz przeciwnie. Kochamy się częściej, ale seks z nią nie sprawia mi już przyjemności. Czuję się zdominowany, stłamszony, wykorzystywany… Boże, przepraszam! Co ja wygaduję! Nie wiem, co mnie napadło – zaśmiał się nerwowo. – Nie powinienem mówić takich rzeczy. Co pani teraz o mnie pomyśli? Ale… Ale ja już zupełnie nie wiem, co robić. Nienawidzę jej. Boję się wracać do domu z pracy. Czuję pod skórą, że czeka, jak pająk w sieci, zaczajona na swoją ofiarę, gotowa wylać kolejną porcję jadu. Nienawidzę tego strachu! Nienawidzę jej! I jeszcze do tego ten cholerny, śmierdzący pot!!! – krzyczy, czując, że duszą go własne opary.

Ciemność drży, a potem rozpada na kawałki strzaskana spokojnym głosem Sillandry.

– Dość.

Paweł zamrugał kilkakrotnie, pozbywając się mroczków przed oczami. Zerknął na kulę. Wydało mu się, że w jej wnętrzu dostrzega wirującą mgłę, ale kiedy zamrugał ponownie, z powrotem stała się jednolicie czarna. Po chwili nie był już pewien, czy widział cokolwiek.

Kręciło mu się w głowie i zbierało na wymioty. Czuł się wyczerpany, jakby przebiegł kilka kilometrów. Ze zmęczenia zapomniał zupełnie o zalewających go falach potu.

– Proszę zaczerpnąć głęboko powietrza i powoli je wypuścić – dopiero po chwili dotarł do niego głos wróżki. – Proszę to zrobić kilka razy. Nudności zaraz przejdą.

Posłuchał rady i rzeczywiście poczuł się lepiej.

Sillandra tymczasem wstała od stołu i wyszła z pomieszczenia. Po minucie wróciła, niosąc w dłoniach pudełko, opakowanie na prezent.

– Proszę ją włożyć do środka – powiedziała, kładąc je przed Pawłem. Wydała mu się w tej chwili znacznie starsza.

– Co się stało? – spytał. Z każdą minutą słowa spowiedzi blakły w jego pamięci. Już teraz nie był do końca pewien, co dokładnie mówił.

– Zrobił pan, co do pana należało – odparła z wyraźną satysfakcją wróżka. – A ja tylko odrobinę pomogłam. Popchnęłam pana na właściwą ścieżkę w odpowiedniej chwili.

– Nie rozumiem.

– Nie szkodzi. Jedyne co pan musi teraz zrobić, to sprawić, aby żona dotknęła kuli. Nie może jej zobaczyć, dopóki nie będzie za późno.

– Dlaczego?

– W tym względzie musi mi pan zaufać. I tak by pan nie uwierzył. Nawet teraz pan nie wierzy we wszystko, co się tu wydarzyło. Nie szkodzi – uniosła dłoń, zanim zdążył zaoponować. – Zawarliśmy kontrakt i ja ze swojej strony się z niego wywiążę. Sam zobaczy pan efekty. Musi pan tylko pamiętać o moich instrukcjach.

Paweł przytaknął głową na znak, że rozumie, chociaż w rzeczywistości cały ten tajemniczy bełkot zupełnie do niego nie trafiał. Czuł się jak facet, któremu wciśnięto działkę na Księżycu. Niby jest się z czego cieszyć, chociaż nie do końca. Spojrzał bezradnie na kulę, która teraz wydawała mu się zwykłym kawałkiem szkła.

– Ile jestem winien?

– Pięć tysięcy złotych.

Wprawdzie Wojtek ostrzegał go, że będzie drogo, ale nie spodziewał się aż takiej kwoty. Pięć tysięcy złotych za szklaną kulę. Powinien wstać, zwyzywać wróżkę od naciągaczy i oszustów, a następnie wyjść trzaskając drzwiami. Kusiła go ta perspektywa, ale jak zwykle zabrakło mu odwagi.

Nagle zdał sobie sprawę, że powietrze zgęstniało od zapachu wątpliwości. Magiczna aura zniknęła i wszystko wróciło do normy. Zaczerwienił się i machinalnie sięgnął po portfel. Kiedy liczył stówki, unikał wzroku Sillandry. Wróżka, nawet jeśli męczyła się w narastającym smrodzie, to nie dała tego po sobie poznać.

– Pięć tysięcy! – zawołał w końcu triumfalnie, ciesząc się, że za moment wyjdzie na świeże powietrze.

Złapał pudełko i ruszył w stronę wyjścia.

– Proszę pamiętać o instrukcjach – zawołała na odchodnym wróżka, ale Paweł już jej nie słuchał. Wybiegł na dwór i omal nie wpadł na kontener. Słoneczne światło oślepiło go na moment.

Zaułek był pusty.

Przez parę minut stał i tępo patrzył na czerwone drzwi. Powoli zaczynało do niego docierać, że wydał mnóstwo pieniędzy na nic nie wartego śmiecia. Bez zapachu kadzideł, przytłumionego światła i hipnotycznego głosu sprzedawczyni, idiotyzm sytuacji dotarł do niego z pełną siłą, razem ze świadomością, że dał się oszukać, jak ostatni naiwniak.

W odruchu złości chciał roztrzaskać kulę o ziemię, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Nie miał w zwyczaju niszczyć niepotrzebnie rzeczy. Poza tym kula nie wyglądała w sumie źle i jeszcze mogła się do czegoś przydać.

Ruszył w stronę domu, obiecując sobie, że nikomu nie powie o całym zajściu. Na samą myśl, że Dominika mogłaby się dowiedzieć, jak zaprzepaścił taką sumę pieniędzy, zadrżał.

Trzymając swój mały sekret pod pachą, wyszedł z zaułka.

 

– Gdzie byłeś?

– Nigdzie. Szwendałem się po mieście bez celu – na szczęście zdążył ukryć kulę, zanim znalazł się na celowniku. Dominika nigdy nie zaglądała do pudeł ze starymi rzeczami.

– Zrobiłam twoją ulubioną pieczeń. Miałam nadzieję, że zjemy razem. Wszystko już wystygło.

– Przecież możemy odgrzać – powiedział pojednawczo.

– Nie jestem już głodna. Mogłeś uprzedzić, że się spóźnisz – odparła.

– Przepraszam, nie pomyślałem.

– Znowu. Który to już raz? Przestałam liczyć.

– Wiem… Przepraszam – przepraszam, przepraszam. Nienawidził siebie za tę uległość. Jak to się działo, że każda ich rozmowa obracała się na jego niekorzyść? – Następnym razem na pewno dam znać.

– Dobrze, nie mówmy już o tym – westchnęła. – Zobaczmy, co dziś grają w telewizji.

Siedzieli w ciemnościach po przeciwległych końcach kanapy, oświetlani jedynie błękitnymi rozbłyskami ekranu telewizora. Dominika zdawała się być pochłonięta filmem. Nie zwracała na męża żadnej uwagi. Paweł z kolei co chwilę zerkał w jej stronę, starając się podchwycić spojrzenie żony. Zastanawiał się intensywnie, jak zacząć rozmowę.

„Kurwa, do czego doszło?! – pomyślał z goryczą. – Zastanawiam się, jak zagadać do własnej żony! Przecież to nie może być takie trudne. Zrób to tak, jak tysiące razy wcześniej, gdy jeszcze było dobrze."

Kiedy nachylił się w stronę Dominiki, dostrzegł w jej oczach ostrożne zainteresowanie.

Teraz! Powiedz coś!

– Dobry film, prawda? Ciekawe, jak się skończy? – debil, debil, debil.

– Mhm – mruknęła, nawet nie próbując ukryć rozczarowania. Chciał coś jeszcze dodać, naprawić błąd, ale jak zwykle właściwe słowa nie nadeszły.

Resztę wieczoru spędzili w milczeniu. Ostatnio coraz częściej się to zdarzało.

Paweł miał nadzieję, że Dominika nie będzie chciała się kochać. Na szczęście od razu po filmie poszła spać.

Zasypiając tego wieczoru myślał o kuli i obiecał sobie, że nazajutrz spróbuje.

 

Następnego dnia okazja się jednak nie nadarzyła. Paweł zapomniał, że umówili się na wieczór ze znajomymi.

Rafał i Gośka Dobrzyńscy już na nich czekali. Od ponad roku spotykali się regularnie. Gośka i Dominika poznały się w pracy. Obie były wtedy nowe i w podobnym wieku. Szybko znalazły wspólne tematy i po niedługim czasie znajomość przerodziła się w szczerą przyjaźń.

Mąż Gośki był miłym, spokojnym facetem. Pracował jako mechanik w warsztacie samochodowym. Paweł szybko go polubił. Kiedy dziewczyny plotkowały, prowadzili długie dyskusje o piłce nożnej, którą obaj uwielbiali.

– Chodźcie, chodźcie spóźnialscy! – zawołał Rafał na ich widok.

– Nie wiesz, że spóźnianie się jest w dobrym guście? – odparł Paweł z uśmiechem. Czuł, że to będzie udany wieczór.

Podali sobie ręce. Dziewczyny uściskały się i ucałowały. Obie wystroiły się. Wyglądały elegancko i seksownie. Kiedy podeszła kelnerka, zamówili drinki i piwa.

Zgodnie z tradycją już po paru minutach Dominika i Gośka nachylone do siebie półszeptem wymieniały najnowsze wieści z życia biurowego. Paweł wciągnął głęboko powietrze i poczuł, jak momentalnie opuszcza go napięcie. Lubił te spotkania, potrafił się na nich zawsze rozluźnić. Były to chyba jedyne dni, kiedy z żoną nie musieli udawać zgodnej pary. Po prostu nią byli.

Szturchnięcie w bok wyrwało go z zamyślenia.

– Pobudka, kolego! Coś taki markotny?

– Nie wyspałem się – odparł i udał ziewnięcie.

– Ach, tak. Rozumiem – Rafał uśmiechnął się porozumiewawczo. – Dominika dała ci popalić. Szczęściarz z ciebie! Moja już zupełnie o mnie zapomniała! – poskarżył się, podnosząc głos.

Gośka pogroziła mu palcem, przybierając surową minę.

– A zgadnij, o czym ty możesz dziś zapomnieć, misiaczku? – zaszczebiotała i wszyscy ryknęli śmiechem.

Rafał jęknął przeciągle i spojrzał na przyjaciela, szukając ratunku.

– O nie, mnie w to nie wciągniesz – zaprotestował Paweł. – Bo jeszcze mnie się dostanie.

– No właśnie! – wtrąciła groźnie Dominika, biorąc męża pod ramię. – Nie buntuj mojego mężczyzny! – ponownie roześmiali się serdecznie.

Potem przyszedł czas na następną kolejkę i następną. Rozmowa toczyła się gładko i wszyscy świetnie się bawili. Rozstali się po pierwszej w szampańskich humorach.

Paweł zaproponował, żeby się przespacerowali, zamiast brać taksówkę. Nocne powietrze delikatnie chłodziło skórę, a na niebie lśniły miriady gwiazd. Taka spontaniczność nie była w jego zwyczaju, ale czuł się doskonale i w pełni rozluźniony. Widział, że sprawił tym przyjemność żonie.

Szli wolno, trzymając się za ręce i delektując każdą chwilą. W pewnym momencie, kiedy Dominika przytuliła się do niego i oparła głowę na ramieniu, w oczach mężczyzny zakręciły się łzy radości. Objął mocniej żonę i w błogim milczeniu dotarli do domu.

Nie myślał już o mrocznej kuli spoczywającej na dnie pudła. Głęboko w sercu czuł, że wszystko jest na dobrej drodze i nie będzie musiał pomagać szczęściu. Zresztą coraz bardziej wydawało mu się, że całe zajście u wróżki było snem. Z pewną pobłażliwością myślał o własnej naiwności i o tym, jak łatwo dał się przekonać co do magicznych właściwości przedmiotu.

 

Podczas następnych tygodni euforia Pawła opadła i zastąpiła ją szara, codzienna rzeczywistość. Wprawdzie nadal istniał pomiędzy nimi dystans, ale stale się zmniejszający. Dominika częściej się uśmiechała, a w jej przytykach zaczął znajdować więcej żartu, niż prawdziwego jadu. Sam również chętniej wracał do domu, do żony i rozmów, które z powrotem zaczęli prowadzić.

O kuli zapomniał niemal całkowicie. Czasem tylko wyjmując coś z szafy, mimochodem zerkał w stronę pudła schowanego w jej głębi.

Wszystko skończyło się pewnego piątkowego wieczoru.

Wybrali się do kina na odsłonę najnowszej części „Terminatora". Wybór filmu należał do Pawła, który nie zastanawiając się długo, postawił na miłą, lekką i przyjemną rozrywkę. Przed wejściem do sali kupili ogromne wiadro popcornu i po kubku coca-coli. Usiedli z tyłu na kanapie dla par.

Zgodnie z oczekiwaniami następne dwie godziny były festiwalem strzelanin, wybuchów i krzyków w kryształowej jakości dolby surround. Paweł nie skupiał się zbytnio na fabule, bo gdyby spróbować powiązać ją z poprzednimi częściami w jakiś logiczny sposób, człowiek pogubiłby się w gąszczu paradoksów. Cieszył się po prostu z dobrej rozrywki i obecności żony.

Po seansie ruszyli na spacer, pogryzając resztki popcornu. W pewnym momencie na Dominikę wpadł młody mężczyzna i wytrącił jej wiaderko z ręki. Ze złością obrócił się w ich stronę, strzepując z rękawa koszuli okruchy. Pawłowi od razu nie spodobała się jego małpia morda.

– Uważaj, jak chodzisz, babo! – warknął.

– Ja mam uważać?! – wściekła się Dominika. – Sam na mnie wpadłeś, gówniarzu!

– Co takiego?!

– Spokojnie – wtrącił. – Przecież nic się nie stało.

– Jak to się nie stało?! Popatrz, kurwa, jak ja teraz wyglądam, koleś! Lepiej powiedz tej krowie, żeby uważała na przyszłość!

– Hej, kolego! Uważaj na słowa! – Paweł momentalnie się spocił. Nie cierpiał konfliktowych sytuacji i kiedy tylko mógł, unikał ich za wszelką cenę. Czując lepiącą się koszulę, dodatkowo stracił rezon. Tamten najwyraźniej odczuł niepewność rozmówcy, bo zaatakował ze wzmożoną agresją.

– Sam uważaj, frajerze! – powiedział i go popchnął. – Zjeżdżaj i zabieraj swoją sukę!

Napastnik był szczupły i przy pulchnej posturze przeciwnika wydawał się jeszcze mniejszy, niż w rzeczywistości. Paweł czuł, że jest od niego silniejszy i że powinien zareagować, ale przeklęte niezdecydowanie znów go sparaliżowało. Nigdy się nie bił i bał się przemocy. Perspektywa bólu, czy widoku krwi, sprawiała, że nie mógł wykonać żadnego ruchu. Odór strachu otulił go niczym koc.

– No co jest, koleś? Boisz się? – spytał rozochocony mężczyzna. Wykrzywił twarz w gniewnym grymasie i zacisnął pięści. – Nie masz jaj?

Dominika widząc, że Paweł nie reaguje, rzuciła gniewnie:

– Spieprzaj gnojku, bo zaraz zadzwonię na policję!

– To dzwoń, jebana kurwo! Tylko szybko! – to powiedziawszy pchnął ją w ramię z taką siłą, że prawie się przewróciła. Oszołomiona atakiem spojrzała z przestrachem na męża, ale Paweł stał tylko i się gapił.

– I co, nic z tym nie zrobisz? – spytała.

– Ja… Tak. Zaraz. Poczekaj chwilę – zaczął się jąkać. Zacisnął pięści i obrócił się w stronę napastnika, ale znów w krytycznym momencie zawahał się. „A co jeśli przegram? – pomyślał. – Przecież gość tylko nas obraził, można to przeżyć. To tylko słowa. Dominika musi to zrozumieć" – tłumaczył sobie. – „Uderz tego dupka! Miej odrobinę ikry!" – krzyknął jakiś głos w jego głowie, ale zaraz ucichł zastąpiony przez rozsądną logikę tchórza.

Paweł opuścił ręce.

– Odczep się – powiedział i poczuł, że ze wstydu i upokorzenia palą go uszy.

Dominika spojrzała na niego oczami bez wyrazu, obróciła się na pięcie i bez słowa odeszła szybkim krokiem. Natychmiast pobiegł za nią, ścigany wzgardliwymi okrzykami.

– Poczekaj! – zawołał, ale jakby go nie usłyszała.

Zapatrzona w przestrzeń szła energicznie przed siebie z wypiekami na twarzy. Nie zwróciła uwagi na Pawła, kiedy się z nią zrównał.

– Przepraszam! – wydyszał. – Przepraszam, wiem, że powinienem był mu coś powiedzieć, ale nie chciałem pogarszać sytuacji. Nie ma co się przejmować takim gówniarzem. A jaki agresor! Jeszcze trochę a musiałbym się z nim bić! – zaśmiał się sztucznie, próbując bezskutecznie podchwycić spojrzenie żony. – Na szczęście nic się nie stało.

– Dominika? Hej, nie denerwuj się. Już po wszystkim.

– Dominika?

– Dominika, spójrz na mnie proszę.

– Słuchaj, wiem, że jesteś zła, ale to jeszcze nie powód, żeby mnie ignorować.

– No dobrze, trochę zawaliłem. Dopilnuję, żeby się to więcej nie powtórzyło.

– Dominika, powiedz coś…

– Chyba nie oczekiwałaś, że zacznę się z gościem tłuc na środku ulicy!

– Dominika! – zaszedł jej drogę i złapał za rękę, żeby się zatrzymała.

W końcu na niego spojrzała. Z taką pogardą i rozczarowaniem, że odwrócił wzrok.

– O co chodzi? – spytała spokojnie, ale chłód w głosie zwiastował coś zupełnie przeciwnego. Ciszę przed burzą.

– O nic, chciałem tylko przeprosić.

– Przeprosić? – zdziwiła się. – Za co? Za to, że ten gnój nazwał mnie suką i jebaną kurwą?! A może za to, że mnie uderzył?! O nie, nie, mój drogi. Nie masz za co przepraszać! – teraz już krzyczała. – Dobrze wiedzieć, że mam za męża pierdolonego tchórza bez ikry! Ostatnią dupę, która nie jest w stanie mnie obronić ani nawet zareagować! I jeszcze masz czelność mówić, że nic się nie stało i cieszyć się jak dziecko, że już po wszystkim. Bo to tylko słowa, prawda? Co tam żona, można ją obrażać, popychać, bylebyś tylko nie musiał się postawić!

– A co według ciebie miałem zrobić?! – czuł, że pali go twarz. Każde słowo Dominiki było niczym cios, tym bardziej bolesne, że prawdziwe. Nie mógł się jednak z nimi pogodzić. Bunt i gniew nareszcie przyszedł, tylko w niewłaściwej chwili. – Co, do cholery, miałem zrobić?!

Uderzyła go. Odgłos policzka rozbrzmiał wśród nagle zapadłej ciszy.

– To. To miałeś zrobić – powiedziała i rozpłakała się. – Zostaw mnie w spokoju.

Odwróciła się i odbiegła.

– Kocham cię! – zawołał, ale nawet w jego uszach zabrzmiało to pusto i słabo.

Przez kilkanaście minut szedł w pewnej odległości za nią. Patrzył na plecy, drżące od cichego łkania.

Tak dotarli do domu.

– Dominika… – zaczął, kiedy byli już w windzie. Nie mógł spojrzeć na zaczerwienioną i napuchniętą od łez twarz ani na rozmazany makijaż, bo bał się, że sam się rozpłacze.

– Nie chcę już o tym rozmawiać. Temat skończony.

– Ale…

– Nie chcę już o tym rozmawiać!

– Dobrze. Jeśli tego chcesz.

W mieszkaniu od razu poszła do sypialni. Po chwili rozległ się odgłos zamykanych drzwi. Stał pod nimi przez kilka minut i nasłuchiwał. Wydało mu się, że słyszy szlochanie. Zastanawiał się, czy nie zapukać, ale ostatecznie zrezygnował. Nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć.

Usiadł w kuchni przy stole i zapatrzył się w wyjęte z lodówki piwo. Czuł się źle. Bolała go głowa, zbierało mu się na wymioty. Całe ciało paliło ze wstydu i goryczy. Z trudem przełknął wzbierającą w gardle żółć.

Wszystko się popieprzyło!

Ukrył twarz w dłoniach i zapłakał z bezsilnej wściekłości. A było już tak dobrze!

Przez ostatnie tygodnie rozkwitła w nim nadzieja. Starał się jak nigdy, żeby tylko nie denerwować Dominiki i sprawiać jej przyjemność. Do tej pory się to udawało. Czuł, że ponownie nawiązała się między nimi nić porozumienia. A teraz wszystko przepadło. Przez jednego, przeklętego gnoja!

Dlaczego tak zawsze musi być? – zastanawiał się. Dlaczego zawsze muszę zawalić? Jestem beznadziejny. Powinienem był rozkwasić nos temu dupkowi i zetrzeć z gęby uśmiech. W myślach bił i maltretował przeciwnika na wszelkie możliwe sposoby, ale nie przyniosło to ulgi, bo na końcu zawsze wracał moment, kiedy się przestraszył i skapitulował. Upokorzenie, którego nie mógł znieść.

Z żalu otworzył puszkę i duszkiem opróżnił zawartość. Żołądek natychmiast podszedł mu do gardła. Ledwie zdążył do łazienki. Kiedy wpatrywał się tępo w wymiociny, ze strużkami śliny wiszącymi z ust, wezbrała w nim złość.

„Przecież to nie była moja wina! Co, do cholery, mogłem zrobić?! Dominika doskonale wie, że nie umiem się bić, że mam odrazę do wszelkiej przemocy fizycznej. Czego ona oczekiwała? Że dam się zmaltretować, bo jej duma ucierpiała? Bez przesady! Tyle dni, tygodni starań, żeby w naszym związku się poprawiło i jeden incydent przekreśla wszystko, tak? I dlaczego tylko ja mam się starać i cierpieć? Nie. Nie godzę się na to! To niesprawiedliwe! Ona się nie zmieni" – uświadomił sobie, że czegokolwiek nie zrobi, to zawsze będzie za mało. Nie oszczędzi wzgardliwych spojrzeń ani kąśliwych uwag. Dominika obwini go o każde niepowodzenie.

Suka! Wredna suka!

Powtarzał to sobie raz po raz, coraz bardziej nakręcając się goryczą i żalem, aż w końcu uwierzył we własne tłumaczenia. Uczepił się tej wiary z całych sił, bo tylko w ten sposób mógł zachować godność.

Kula była tam, gdzie ją zostawił. Kiedy wyciągał ją z pudła, światło lampy jakby przygasło, ale Paweł tego nie zauważył. Wpatrywał się z zachwytem w mroczną powierzchnię, która nagle wydała mu się piękna. Nie wiedział skąd, ale obudziło się w nim przekonanie, że trzyma w ręku rozwiązanie wszystkich problemów. Zapomniał o wcześniejszych wątpliwościach. Czuł, że nadszedł odpowiedni moment.

Usiadł w fotelu na wprost drzwi od sypialni. Kulę położył na kolanach i zamarł w oczekiwaniu na świt.

 

Zasnął lekkim snem. Śnił mu się srebrny wir wciągający go w mroczną otchłań, ale kiedy zamek w drzwiach trzasnął, natychmiast się obudził.

Dominika nadal miała na sobie sukienkę z poprzedniego wieczoru. Teraz wymiętą i w nieładzie. Na jej twarzy widniały czarne, zaschnięte zacieki po tuszu, przypominające ślady pozostawione przez czarne łzy.

Na widok męża zamarła, a jej skóra pokryła się gęsią skórką. Paweł wpatrywał się w nią dziwnie błyszczącymi oczyma. Na pozór siedział niedbale, ale wyczuła jego napięcie. Drżał jak naprężona do granic możliwości sprężyna, która w każdej chwili może wyskoczyć. Wyglądał strasznie! Już miała na końcu języka kąśliwą uwagę, ale ostatecznie z niej zrezygnowała. Nie chciała się na nowo denerwować. Przez noc wypłakała całą złość. Teraz była tylko zmęczona i marzyła o kubku gorącej kawy.

Nagle zwróciła uwagę na przedmiot spoczywający na kolanach męża.

– O Boże, nie! – jej twarz stała się biała jak papier. – Skąd to masz? – zapytała drżącym głosem.

Paweł ze zdziwieniem spojrzał na kulę, ale nie dostrzegł niczego niezwykłego. Nie spodziewał się takiej reakcji. Nie miał pojęcia, co tak śmiertelnie przeraziło żonę. Przypomniały mu się słowa wróżki, która ostrzegała przed pokazywaniem kuli ofierze.

Nie miał czasu na odpowiedź, bo Dominika zaczęła z powrotem cofać się w stronę sypialni. Zdał sobie sprawę, że musi działać natychmiast. Wiedział, że jeśli zdąży się zamknąć, to nie znajdzie w sobie więcej odwagi.

Rzucił się w stronę drzwi i pchnął je z całej siły. Otworzyły się z łoskotem. Dominika zatoczyła się na łóżko. Paweł siłą rozpędu poleciał w jej stronę. W ostatniej chwili wyciągnęła ręce, nadaremnie próbując uchronić się przed nieuniknionym.

– O Jezu! Proszę, nie… – zdążyła wyszeptać błagalnie, zanim dotknęła kuli.

Rozległ się przeraźliwy krzyk. Ciało Dominiki wygięło się łuk. Wydawało się, że jej oczy wyjdą z orbit. Kula jakby przymarzła do rąk kobiety. Paweł patrzył osłupiały, jak coś spływa z ciała żony i gromadzi się wewnątrz przedmiotu pod postacią szarej mgły.

Nagle wszystko ustało. Dominika opadła zemdlona na pościel. Kula wypadła z bezwładnych palców i potoczyła się w kąt pokoju. Mgła w jej wnętrzu zniknęła. W mieszkaniu zapadła cisza.

Po chwili rozległ się zdenerwowany głos Pawła, dzwoniącego po pogotowie.

 

Dominika była nieprzytomna parę godzin. Lekarze nie mogli przez ten czas ustalić, co jej dolega ani też ocucić. W końcu sama się obudziła, ale dla bezpieczeństwa postanowiono przetrzymać ją do następnego dnia na obserwacji.

Paweł przez ten czas odchodził od zmysłów. Sanitariuszom przybyłym na miejsce opowiedział bajkę o tym, jak żona powiedziała, że źle się czuje, po czym zasłabła. Nie był pewien, czy mu uwierzyli, ale to nie miało już znaczenia. Cieszył się, że z Dominiką wszystko w porządku. Bał się jednak oskarżenia o napaść i konieczności tłumaczenia się przed policją. Z napięciem rozglądał się po korytarzu, w każdej chwili oczekując pojawienia się funkcjonariuszy. Na szczęście nikt nie zwracał na niego uwagi.

Minuty dłużyły się nieznośnie.

– Pan Paweł Wieszczak? – suchy głos wyrwał go z zadumy.

– Tak, to ja – wstał i podał rękę lekarzowi. – Jak ona się czuje? Czy mogę się z nią zobaczyć? – spytał. – Mówiła coś?

Lekarz oszacował go beznamiętnym wzrokiem. Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Ostatecznie skinął głową i wpuścił Pawła do środka.

– Ma pan chwilę. Proszę jej nie przemęczać. Jest wyczerpana – ostrzegł.

Dominika leżała w łóżku, z na wpół przymkniętymi oczami. Była bardzo blada. Kiedy Paweł wszedł, uniosła powieki. Bał się napotkać strach w jej oczach, bał się krzyku i konsekwencji, jakie ze sobą przyniesie. Okazało się, że niepotrzebnie. Powitał go ciepły, pełen ulgi uśmiech.

– Dobrze, że jesteś – wyszeptała.

Usiadł przy łóżku i ujął drobną dłoń. Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Przez chwilę podejrzewał, że Dominika go zwodzi, ale nie znalazł w jej oczach fałszu. Szczerze ucieszyła się na jego widok.

– Naprawdę niczego nie pamiętasz? – spytał po chwili rozmowy.

– Nie – odparła, kręcąc głową. – To dziwne, ale kiedy próbuję sobie przypomnieć, widzę tylko wirujący krąg mgły i nic poza tym.

– Nie przejmuj się. Po jakimś czasie na pewno odzyskasz pamięć – pocieszył ją.

„Oby nie" – dodał w myślach.

 

– Już jestem! – zawołał Paweł od drzwi.

– Super! Obiad zaraz będzie – dobiegł głos z kuchni.

Pogwizdując pod nosem, poszedł się przebrać. Cały ostatni miesiąc wydawał się wspaniałym snem. Patrząc z perspektywy czasu, gratulował sobie zakupu kuli. Nie mógł zrozumieć, dlaczego tak zwlekał z jej użyciem. Wprawdzie dokładne efekty działania przedmiotu pozostawały nieznane, ale obróciły świat Pawła do góry nogami.

Krótko mówiąc, Dominika zmieniła się na lepsze. Wszystkie jej irytujące cechy zniknęły, jakby zostały wymazane gumką. Stała się ugodowa, miła i, co najważniejsze, przestała mieć pretensje o byle głupotę.

Na szczęście amnezja okazała się trwała. Po pewnym czasie doszedł do wniosku, że jest to jedno z zabezpieczeń działania kuli. Przeżył chwile grozy, kiedy wrócił z Dominiką ze szpitala i w rogu sypialni zobaczył lśniący czernią przedmiot. Tym razem jednak kula nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Na pytanie, czy to jakiś nowy zakup, Paweł odparł, że wygrzebał kulę z pudła ze starociami. Na tym temat się skończył, ale na wszelki wypadek schował ją z powrotem do szafy.

Po jedzeniu rozsiadł się przed telewizorem. Miał do zrobienia zakupy, ale stwierdził, że mogą zaczekać. Ostatnimi czasy mocno się rozleniwił.

Godzinę później Dominika zajrzała do salonu i spytała, kiedy pojedzie. Zbył żonę ogólnikowym „za niedługo". Skinęła głową i dała mu spokój. Żadnego ponaglania ani wymownych spojrzeń.

Pod wieczór przypomniała o zakupach.

– Jestem zmęczony – westchnął ciężko. – Może ty pójdziesz? – od jakiegoś czasu bawił się w testowanie „nowej" Dominiki. Zastanawiał się, jak daleko może się posunąć.

– No wiesz co! Cały dzień siedzisz przed telewizorem. Ruszyłbyś się dla zdrowia.

– Naprawdę jestem zmęczony!

– Skoro tak, to może rzeczywiście pójdę…

Potulna jak baranek! – zaśmiał się w duchu.

– Poczekaj! Żartowałem! – zawołał, zrywając się z fotela. – Przecież pójdę.

Może nawet nazbyt potulna?

 

Dwa tygodnie później zadzwonił Rafał. Paweł spodziewał się tej rozmowy i przygotowywał do niej. Od momentu przemiany starał się ograniczać kontakt ze znajomymi do minimum. Nie był pewien, jak zareagują na nowe oblicze jego żony. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie może ich zwodzić w nieskończoność. W przypadku Dobrzyńskich sprawa była o tyle trudna, że Gośka pracowała z Dominiką w tym samym biurze i na pewno zauważyła zmianę w zachowaniu przyjaciółki.

Prędzej czy później musieli się spotkać. Uznał, że lepiej nie przeciągać sprawy. Poza tym zaczynał się nudzić z Dominiką. Ciągłe przytakiwanie okazało się męczące. Liczył na to, że odrobina rozrywki postawi ją na nogi. Powoli zaczynał tęsknić za ciętym dowcipem żony.

– Cześć! Co słychać? – powiedział, siląc się na beztroski ton.

– Cześć! Lepiej powiedz, co u was. Od miesiąca nas unikacie. Myślałem, że może dziewczyny się poprztykały, ale Gośka zarzeka się, że nie. Mówi, że Dominika dziwnie się ostatnio zachowuje. Wszystko okej?

– W najlepszym porządku – zapewnił. – Macie czas w piątek? Może byśmy się wybrali do knajpy?

– Z przyjemnością. Zaraz powiem Gośce. Ucieszy się. Tam, gdzie zwykle?

– Jasne. O dziewiętnastej?

– W porządku. Do zobaczenia w piątek.

– Trzymaj się. Cześć.

 

Już podczas powitania Paweł zauważył pewną rezerwę w zachowaniu Gośki. Serdecznie uściskała się z Dominiką, ale na niego patrzyła jakoś tak dziwnie, z bliżej nieokreślonym wyrzutem.

Ten wieczór z pozoru nie różnił się od pozostałych, ale w rzeczywistości bardziej przypominał sztukę graną przez aktorów o jeden raz za dużo. Rozmowa toczyła się gładko, śmiech często rozbrzmiewał, a alkohol nie znikał ze stołu. Czegoś jednak brakowało. Jak w zgranym mechanizmie, w którym nagle zabrakło jednego elementu. Pozostałe mogą próbować wypełnić powstałą lukę, ale prędzej czy później machina stanie.

Dominika przez większość wieczoru siedziała cichutko i głównie słuchała. Nawet kiedy poruszała jakiś temat, robiła to bez właściwego sobie polotu i humoru. Dobrzyńscy początkowo udawali, że tego nie zauważają, ale z upływem czasu coraz częściej rzucali ukradkowe spojrzenia na milczącą przyjaciółkę.

W pewnej chwili Paweł został z Rafałem sam, gdy dziewczyny wyszły do łazienki.

– Co jest z Dominiką, stary? Zachowuje się, jak pieprzony robot!

– No coś ty! – roześmiał się niepewnie. Poważna mina przyjaciela powiedziała mu jednak, że ten nie da się tak łatwo zbyć. – Mamy trochę kłopotów. No wiesz, w małżeństwie – westchnął. W domu przygotował historyjkę na wypadek takiego pytania. – Nie ma się jednak czym martwić, to tylko przejściowe problemy.

– No nie wiem… – Rafał nie był przekonany. – Nie widzisz tego, człowieku? Gdybym jej nie znał, pomyślałbym, że się naćpała! Zupełnie, jakby uszła z niej cała energia.

– Przesadzasz! – rzucił ostro. Zaczynała go irytować dociekliwość kolegi. – Mówię ci, że to nic wielkiego.

– Skoro tak twierdzisz…

– Mówię!

– Ok. Nie było tematu – Rafał roześmiał się, próbując załagodzić sytuację. – To powiedz lepiej, jak ci się podobały wyniki ostatniej kolejki ekstraklasy?

Później, gdy się żegnali, Gośka znów obrzuciła Pawła pełnym namysłu spojrzeniem. „Co ona sobie myśli, do cholery?" – zdenerwował się. – „Że biję żonę, czy co?"

 

– Dziwnie dzisiaj było, prawda? – zauważyła Dominika, kiedy kładli się spać.

– No.

– Ostatnio dużo ludzi pyta mnie, czy wszystko w porządku.

– Naprawdę? – zesztywniał. – A co konkretnie mówią?

Wzruszyła ramionami.

– Różne rzeczy. Że się zmieniłam, że nie jestem sobą. Gośka twierdzi, że jestem jak stępiony nóż. Spytała nawet, czy… no wiesz, czy ty mi czegoś nie robisz. Wyobrażasz sobie? Prawie się pokłóciłyśmy przez to. A najdziwniejsze jest to, że ja nie czuję żadnej różnicy – spojrzała na Pawła ze łzami w oczach. – Czy ze mną jest coś nie tak? Powiedz mi, proszę…

– Nie – odparł po dłuższej chwili. – Słuchaj, może to jeszcze jakieś pozostałości niedawnego omdlenia? Lekarz przecież mówił, że możesz czasem być senna lub nieco otumaniona. Nie przejmuj się gadaniem innych – objął żonę ramieniem. – Zobaczysz, że wkrótce wszystko wróci do normy.

Miał nadzieję, że słowa te okażą się prawdą. Coraz wyraźniej docierało do niego, że zupełnie nie pomyślał o konsekwencjach użycia kuli. W pracy Dominika na razie jakoś sobie radziła. Jakoś. Przed przemianą jej silny charakter i przebojowość podbiły serca kolegów i przełożonych. Teraz, kiedy te cechy zniknęły, utrata stanowiska stała się realną perspektywą.

Ponadto uświadomił sobie, że grzeczna i ugodowa Dominika, nie jest tym, czego naprawdę pragnął. W każdym związku jeden partner dominuje. W jego przypadku to zawsze była żona, która niczym kapitan nadawała kurs temu małżeństwu i przez lata robiła to dobrze. Odpowiadało mu to, bo nie musiał podejmować trudnych decyzji. Obecnie cały ciężar odpowiedzialności spoczął na jego barkach. Źle się z tym czuł, a wrodzona niepewność dodatkowo utrudniała sprawę.

Tęsknił za dawną Dominiką. Za jej ostrym dowcipem, inteligencją, pewnością siebie. Wyliczając zalety żony, zdał sobie sprawę, że jest ich o wiele więcej niż wad. Dawne urazy wydały mu się błahe i pozbawione znaczenia. Nie było im najlepiej, ale nie było też źle. Przez swoje pochopne działanie zaprzepaścił nawet to.

Chciał się odegrać na żonie, ale również to nie wyszło tak, jak zaplanował. Poprzedniego dnia zły na to, że wciąż zawraca mu głowę różnymi pierdołami, nazwał ją idiotką, po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Zamiast satysfakcji poczuł wyrzuty sumienia. Nie miał prawa się na nią złościć. Przecież sam ją taką uczynił. Na przeprosiny wrócił do domu z bukietem kwiatów.

Żył teraz z szarą myszką, która stanowiła jedynie cień kobiety, którą kochał. Co więcej, nijakość Dominiki boleśnie kłuła go w oczy, bo znajdował w niej odbicie samego siebie. Małego, słabego człowieczka.

Nie wiedział, co robić.

 

Paweł zasnął.

Dominika leżała obok i rozmyślała. Nie powiedziała mężowi wszystkiego. Nie potrafiła, bo sama dokładnie nie rozumiała, co się z nią dzieje. Od jakiegoś czasu nie opuszczało jej nieskonkretyzowane uczucie niepokoju. Początkowo tłumaczyła je szokiem po niedawnym urazie, ale już dawno odrzuciła tę teorię. Czuła, jakby wzbierał w niej potworny krzyk, który napotyka na jakąś niewidzialną barierę nie do przebycia.

Słowa męża nie uspokoiły jej. Wiedziała, że chciał ją pocieszyć, ale wolała, żeby powiedział prawdę. Ostatnio odnosił się do niej z dystansem. Czasami łapała go na tym, że zerka w jej stronę z dziwnym wyrazem twarzy. Coś go trapiło, ale na razie nie podzielił się z nią swymi obawami.

Ona również się bała. Bała się o pracę, o przyszłość, a najbardziej, aby nie zawieść Pawła. To było dziwne. Pamiętała życie bez lęku i wątpliwości, jednak wydawało się ono odległą przeszłością.

Nie czuła się sobą i nie wiedziała, co robić.

 

Paweł zadzwonił do Wojtka Skowrońskiego, mężczyzny, który skierował go do Sillandry.

– Mam problem… – powiedział nie bez oporów, kiedy już się przywitali i wymienili grzeczności. Nie miał w zwyczaju zwierzać się nikomu, ale potrzebował porady. – Byłem u tej wróżki, którą mi poleciłeś.

– Aha, i co, nie pomogła ci?

– Pomogła, chociaż nie spodziewałem się takiego… efektu.

Wojtek roześmiał się.

– Tak to już jest z wróżbami, kolego. Nigdy do końca nie wiesz, czego się spodziewać. Szkoda, że jesteś rozczarowany. W moim przypadku sprawdziło się co do joty.

– Jakimi wróżbami? – Paweł o mało nie wypuścił słuchawki ze spoconej dłoni. Nagle stała się bardzo ciężka.

– Jak to? – usłyszał zdziwiony głos. – Sillandra nie wróżyła ci przyszłości?

– Nie… Nie dostałeś od niej kuli?

– Jakiej kuli? O czym ty mówisz?

– Kuli czarnej jak noc. Magicznej kuli, która… która rozwiązuje problemy.

– Co ty pleciesz? Na pewno dobrze się czujesz?

– Sam nie wiem. Przepraszam, że zawracałem ci głowę. To chyba przemęczenie.

– Nie ma sprawy. To do zobaczenia.

– Cześć.

Odłożył słuchawkę i długo wpatrywał się w aparat.

Trząsł się jak osika.

 

Decyzja o ponownej wizycie u wróżki była jedną z najtrudniejszych, jakie podejmował w życiu. Poprzednim razem, pomimo zdenerwowania, musiał wykazać się jedynie odrobiną odwagi cywilnej i opowiedzieć obcej osobie o swoich problemach. Teraz, kiedy miał świadomość nadprzyrodzonych zdolności Sillandry, bał się jak nigdy.

Zastał ją rozmawiającą z młodym chłopakiem o niebieskich włosach. Na widok gościa skrzywiła się lekko, ale zaraz przywołała na twarz uśmiech. Szepnęła coś swemu rozmówcy, a on pożegnał się i zaraz wyszedł.

– W czym mogę pomóc, panie Pawle?

– Chciałem porozmawiać o kuli.

– Nie przyjmuję reklamacji – odpowiedziała ostro. – Proszę być tego świadomym.

– Rozumiem – bąknął. Nie wiedział, jak ma postępować z tą kobietą. Wyglądała zwyczajnie, ale za ciemnymi oczami kryła się potężna moc. Zastanawiał się, czy mogłaby go skrzywdzić przy pomocy magii.

Przetarł ręką spocone czoło. Był tak zdenerwowany, że zapomniał nawet o cuchnącym pocie. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę.

– Czy można cofnąć działanie kuli? – spytał.

Sillandra przez dłuższą chwilę mierzyła go wzrokiem. Podeszła do kontuaru i od niechcenia zaczęła się bawić kartami tarota. Wyłożyła trzy, po czym odkryła pierwszą i drugą. Zawahała się przy trzeciej i ostatecznie pozostawiła ją zakrytą.

Westchnęła ciężko.

Paweł przyglądał się temu w milczeniu. Miał nadzieję, że los opowiedział się po jego stronie. Próbował podejrzeć, co pokazały karty, ale nie poznał obrazów i symboli.

– Coś panu powiem – odezwała się cicho Sillandra. – Miałam poważne wątpliwości, czy ofiarować panu kulę. Zazwyczaj przychodzą do mnie inni ludzie, niż pan. Innego typu. Osoby silne i zdeterminowane. Kule są przeznaczone właśnie dla nich. Pana przypadek jest… szczególny. Muszę przyznać, że zwyciężyła u mnie zawodowa ciekawość. Chciałam zobaczyć, jakie będą efekty. Nie będę pytać, co poszło nie tak. Ma pan to wymalowane na twarzy.

– Co we mnie takiego niezwykłego? – zdziwił się.

– Jest pan słaby. W pewien sposób uszkodzony. A to nie pomaga w podobnych sytuacjach.

– Nie do końca rozumiem.

– Zrozumie pan. Już niedługo. Można odwrócić działanie kuli – powiedziała, a w sercu Pawła na nowo rozbłysła nadzieja. – Wystarczy ją rozbić w obecności ofiary.

– To takie proste?

– Tak, ale niesie ze sobą konsekwencje. Jeśli zdecyduje się pan na to rozwiązanie, żona przypomni sobie wszystko. Absolutnie wszystko. Ponadto będzie wiedziała, co pan zrobił i dlaczego. Niełatwo pogodzić się z taką wiedzą. Świadomość dokonanego gwałtu na umyśle prawie na pewno zakończy wasze małżeństwo. Poza tym, skumulowane emocje, nagle uwolnione, mogą wywołać reakcję nie do przewidzenia. Czy jest pan na to gotów?

Paweł nie potrafił odpowiedzieć. Nagle pożałował, że przyszedł. Z dwojga złego wolał błogosławieństwo niewiedzy, ale wypowiedzianych słów nie dało się cofnąć. Wiedział już, co powinien zrobić. Pozostawało pytanie, czy starczy mu odwagi.

– Proszę tu więcej nie przychodzić – pożegnała go Sillandra. Zabrzmiało to bardziej jak rozkaz niż prośba. – To od początku był zły pomysł. Do widzenia.

Nie musiała dwa razy powtarzać. I tak nigdy więcej nie chciał mieć do czynienia ani z nią ani z jej mocami.

 

Błąkał się po mieście aż zapadła noc. Szedł przed siebie, powłócząc noga za nogą. Szukał wzrokiem par, a kiedy udało mu się jakąś wypatrzeć, śledził ją przez jakiś czas. Obserwował ludzi trzymających się za ręce, uśmiechających się do siebie, kłócących, zagniewanych, zakochanych i zastanawiał się nad istotą miłości.

Serce podpowiadało mu właściwą drogę. To samo serce, które biło jak szalone na myśl o konsekwencjach rozbicia kuli. Dalsze oszukiwanie się nie miało sensu. To on i tylko on odpowiadał za obecną sytuację. Zamiast pracować nad sobą w celu ratowania małżeństwa, poszedł na skróty, sztucznie zmieniając żonę.

Wróżka miała rację. Był słaby. Zbyt słaby by zdusić wyrzuty sumienia.

„Bez szczerości miłość nie ma sensu" – pomyślał.

Podjął decyzję i od razu mu ulżyło. W rzeczywistości szczerość stanowiła kolejną wymówkę. Pragnął pozbyć się odpowiedzialności. Chciał, żeby było jak wcześniej. Wbrew rozsądkowi żywił głupią nadzieję, że jeszcze można wszystko naprawić.

 

– Kochanie, muszę ci coś wyznać – powiedział. Siedział na łóżku, trzymając w dłoniach kulę.

– O co chodzi? – Dominika usiadła obok. – Coś się stało? Wyglądasz okropnie! – zaniepokoiła się, widząc zmartwienie na twarzy męża.

– Nie… Tak… – głos mu drżał. Z całych sił starał się powstrzymać łzy. – Coś się stało. Ja… coś ci zrobiłem. Coś bardzo złego. Nie pamiętasz tego, ale to przeze mnie byłaś w szpitalu. Nawet nie wiesz, jak mi wstyd!

– Cii… – przytuliła go i zaczęła gładzić po włosach. Tego było za wiele. Rozpłakał się. Łkając, wtulił się w pierś żony.

– Przepraszam cię, przepraszam, przepraszam! O Boże, wybacz mi, błagam cię! – szlochał. Przemoczył całą bluzkę, ale Dominika na to nie zważała. Przeraziło ją zachowanie Pawła. Zupełnie się rozkleił. Nie wiedziała, co mogło go do doprowadzić do takiego stanu. Bała się poznać odpowiedź, a jednocześnie czuła, że musi ją usłyszeć. Głaskała go jak małe dziecko, dopóki się nie uspokoił.

– Dziękuję – wyszeptał po chwili. Spojrzał na nią zaczerwienionymi oczami. – Nie zasługuję na ciebie, ale proszę, niezależnie od wszystkiego, pamiętaj, że cię kocham. Jesteś moim światem. Nie mógłbym żyć bez ciebie.

– Głuptasie, przecież nigdzie się nie wybieram – próbowała się uśmiechnąć, ale kiepsko to wyszło. Czuła podświadomie, że zaraz stanie się coś strasznego.

Paweł zbił kulę.

Czarne skorupy rozsypały się po dywanie. W powietrze wzbił się wirujący krąg srebrnej mgły, który poszybował w stronę Dominiki. Mgła opadła na kobietę i wniknęła w jej ciało.

Dominika skuliła się na łóżku. Twarz ukryła w dłoniach. Przez kilka długich minut ciężko oddychała. Co jakiś czas wstrząsały nią silne dreszcze. W końcu znieruchomiała.

– Ty… Ty… Ty draniu! – wychrypiała. – Jak mogłeś?! Jak mogłeś?!

W jej oczach zobaczył czystą nienawiść. Bez ostrzeżenia rzuciła się na niego. Zaczęła go bić po twarzy raz za razem. Nawet nie próbował się bronić. Jeden z ciosów rozorał mu policzek. Ciepła krew rozlała się po twarzy. To jednak nie wystarczyło. Zupełnie straciła nad sobą panowanie. Na przemian wrzeszczała i rzucała w Pawła tym, co było pod ręką.

– Nie wierzę! Nie wierzę! – darła się. – Po tym co mi zrobiłeś, jeszcze to?! To jakiś cholerny, kosmiczny żart! Ty gnido!

Nagle gniew, jakby z niej uszedł, lecz w oczach wciąż tliło się szaleństwo. Bez słowa wyszła z mieszkania. Przez otwarte drzwi usłyszał odgłos ruszającej windy.

„To koniec" – pomyślał z rezygnacją. – „Straciłem ją."

Świadomość porażki przytłoczyła go, pozbawiła resztek nadziei. Nie miał nawet siły płakać. Po prostu siedział i gapił się w przestrzeń. Krew z rozciętego policzka spłynęła na szyję, ale zupełnie nie zwrócił na to uwagi.

 

Nie wiedział, jak długo trwał w bezruchu. Z marazmu wyrwał go odgłos kroków w mieszkaniu. W drzwiach stanęła Dominika. Cała brudna, pokryta kurzem, z resztką pajęczyn zaplątaną we włosy. Trzymała coś za plecami. Paweł zrozumiał, że zjechała na dół do piwnicy. Tylko po co? I to w takiej chwili? Od lat żadne z nich tam nie zaglądało. Trzymali w swojej części zepsute urządzenia, stare rowery i inne niepotrzebne szpargały. Nie miał pojęcia, czego mogła tam szukać.

Dominika uśmiechała się. Uśmiechem zimnym, pełnym chorobliwego triumfu. Lecz to nie on zmroził mężczyźnie krew w żyłach, a wyciągnięta zza pleców czarna jak noc kula.

Kula Ciemności.

Czas jakby zwolnił. Paweł patrzył na wznoszące się ręce i następnie powolny, niemal majestatyczny lot szklanego potwora. Nawet nie usłyszał złowróżbnego brzdęku. Próbował zrozumieć, znaleźć jakikolwiek sens, ale bezskutecznie. Świat przewrócił się do góry nogami, po czym zniknął w kłębie wirującej srebrnej mgły.

A potem nadeszła ciemność.

 

To było jak powtórne oglądanie dawno zapomnianego filmu. Karuzela wspomnień. Przypomniał sobie wszystko. Przypomniał sobie, kim jest, kim zawsze był.

Przypomniał sobie jesienny dzień w przedszkolu, kiedy rozkwasił nos koledze, bo ten nie chciał oddać mu swojego deseru i przyjemność, jaką wtedy poczuł.

Przez całą szkołę i liceum był twardzielem. Znęcał się nad słabeuszami i mięczakami. Nigdy się nie wahał. Brał garściami, co tylko chciał i zawsze udawało mu się uciec przed konsekwencjami. Pewność siebie i zaradność zapewniały mu powodzenie u dziewczyn. Uczył się też nienajgorzej. Stanowił zupełne przeciwieństwo rodziców. Ojciec był pijakiem i przegrańcem, a matka zapłakaną, leniwą zdzirą. Paweł gardził nimi z całego serca i robił wszystko byleby nie stać się im podobnym.

Pamięta to.

Dzień, w którym poznał Dominikę. Dyskoteka, kalejdoskop świateł i pośrodku ona, seksowna, zwinna. Jednym słowem oszałamiająca. Kiedy inni faceci tylko stali przy barze i gapili się, on od razu zaatakował. Tego wieczoru nie zatańczyła już z nikim innym.

Zafascynował go jej silny charakter. Poznała jego dziką naturę i nie przestraszyła się. Wręcz przeciwnie. Oboje czuli elektryzujące przyciąganie. Po niespełna półtorej roku znajomości pobrali się. Dominika myślała, że okiełznała brutalną stronę męża. O tym jak bardzo się myliła, przekonała się szybko.

Wspomnienia zalewały Pawła niczym fala, a on chłonął je jak gąbka.

Miłość miłością, ale nie wyobrażał sobie, że prawdziwy facet da sobą rządzić nawet najwspanialszej kobiecie. Długo trzymał gniew na wodzy, jednak w końcu suka przesadziła. Bez wahania dał ukochanej w pysk.

Wspomnienie o szoku i bólu w jej oczach jest słodkie.

Była zraniona, ale nie złamana. Już w szkole nauczył się, że bunt należy tłumić w zarodku. Tej nocy nie szczędził razów.

Od tamtej pory Dominika poznała bardzo dobrze smak cierpienia. Stał się jej nieodłącznym towarzyszem. Paweł nie był głupi. Bił tak, by nie zostawiać śladów. Miał silną żonę i wiedział, że wykorzysta ona każdy jego błąd. W pewnym sensie traktował to jak grę. Najbardziej bawiła go umiejętność Dominiki przewidywania jego humorów. Zdawał sobie sprawę, że kiedy wpada w gniew, straszliwie się poci. Postanowił, że ten cuchnący pot stanie się symbolem strachu. Zapachem strachu.

Pamięć powracała, a wraz z nią nadchodziło coś gigantycznego, od dawna tłumiona siła, która teraz rwała się na wolność.

Zlekceważył żonę.

Pamięta szok i w pewnej chwili strach, kiedy dotknął kuli ciemnej jak noc. Wir wessał go. Zabrał gniew, pewność siebie, siłę.

Wzdryga się na to wspomnienie. Kolejne lata obserwuje zza mgły. Nie pamięta, kim jest.

Dominika o wiele lepiej przygotowała się do użycia kuli. Okazała się sprytniejsza.

Pamięta przeprowadzkę, zerwanie wszystkich dotychczasowych więzi. Nowe życie dobrego męża nieudacznika. Pociesznego idioty.

O, tak. Widzi odwet, który na nim wzięła. Odegrała się za lata bólu i upokorzeń. Zemsta doskonała. Gdyby nie przypadek, nigdy nie stałby się z powrotem sobą.

Zrozumiał, skąd znała go wróżka. Nagle ukradkowe uśmiechy Sillandry stały się jasne. Ta suka nieźle zabawiła się jego kosztem.

Na koniec pojawiło się przezwisko Dominiki, którego zawsze używał, kiedy chciał się z nią zabawić.

 

– Czołem, księżniczko! – uśmiechnął się drwiąco. – Kopę lat!

Nie odpowiedziała. Była śmiertelnie blada. Dotarło do niej, co zrobiła. Czuła, że za tę lekkomyślność przyjdzie jej słono zapłacić. Nie miała wątpliwości, że przed nią stoi „dawny" Paweł.

Wydawał się spokojny, ale nie dała się nabrać. Przez lata udręki nauczyła się bezbłędnie odczytywać jego nastroje. Spokój zawsze był najgorszy. Lał ją wtedy systematycznie, z chłodną precyzją doświadczonego kata. Tylko twarz go zdradzała. Pogodny, przyprawiający o dreszcze uśmiech sadysty.

Nagle z przerażaniem zdała sobie sprawę, że w pokoju jest duszno od panującego smrodu. Zapach strachu przenikał ją, odbierał zdolność logicznego rozumowania. Dawno zapomniany lęk powrócił ze zdwojoną siłą.

Kiedy leniwym krokiem ruszył w jej stronę, błagała w myślach, żeby błogosławiona nieświadomość nadeszła szybko.

 

 

***

 

– Uciekaj, Nyksie! – Sillandra przegoniła kota z kanapy. Akurat zdążyła na wiadomości. Usiadła i upiła łyk gorącej herbaty. Przyjemne ciepło rozeszło się po ciele. Ziewnęła. Była zmęczona po całym dniu pracy. Nie skupiała się zbytnio na monologu prowadzącego. Myślami kierowała się ku sobotnim zakupom. Sprzedała ostatnio dwie kule i miała ochotę trochę zaszaleć.

Informacja o brutalnym morderstwie nie zwróciła jej uwagi. Mąż w szale zatłukł żonę. Zaniepokojeni sąsiedzi wezwali policję. Mężczyzna przyznał się do wszystkiego. Miał opinię człowieka spokojnego i zamkniętego w sobie. „To szok dla wszystkich. Prawdziwa jatka" – mówi jeden ze świadków. – „Nigdy czegoś takiego nie widziałem."

I znów studio. Opozycja krytykuje ostatnie wypowiedzi premiera. Czy to zaostrzenie relacji z rządem?

Dzień jak co dzień.

 

 

Tomasz Zawada

 

10.08.2009 r. – 22.03.2011 r.

Koniec

Komentarze

Długo zastanawiałem się nad wyborem tekstu na eliminacje. Ostatecznie zdecydowałem się na opowiadanie nieco odmienne od dotychczasowych. Mimo to mam nadzieję, że się wam spodoba.

Życzę przyjemnej lektury.

Pozdrawiam.

Przeczytam. Jak tylko skończę swoje to przeczytam. Bo się boję, że znowu będę pod wrażeniem, zamknę się w sobie i nie napiszę. A deadline bliski ;)

Dobre i, wbrew pozorom, mocne.
Po przeczytaniu pomyślałem, że zamiast wróżki oraz czarnej kuli można użyć czegoś z arsenału neurobiologii --- i byłoby silne Science F.

Przeczytałam z przyjemnością. Doskonale zakreśliłeś obraz psychologiczny bohatera. Zakończenie mnie zaskoczyło. Opowiadanie nabrało przez nie "mocy".
Pozdrawiam

Dobre, podobało mi się. Ciekawe zakończenie, które mnie zaskoczyło.

Ale entuzjazm Wojtka była taki autentyczny... - był?

Zauwazyłem kilka powtórzeń, ale ty chyba po prostu tak piszesz, poza tym błędy interpunkcyjne (też mam ten problem). Mimo to sześć.

Mastiff

Duży plus za rys psychologiczny Pawła, wyszedł naprawdę wiarygodnie. Kolejny za sposób prowadzenia narracji który nie pozwala oderwać się od tekstu. I jeszcze jeden za pomysł z kulami ciemności.

Nie klei mi się natomiast to że Dominika rozbiła własnoręcznie kulę Pawła. Kula musiała zostać rozbita, inaczej nie dowiedzielibyśmy się jaki Paweł był wcześniej i nie byłoby zaskoczenia w scenie finałowej, wiadomo. Rozumiem też dlaczego Dominika ją przyniosła - chęć rewanżu, zemsty, chorobliwy triumfalizm, ok. Ale po kiego ona tą kulę rozbiła? Bardziej bym się spodziewał że pokaże Pawłowi ją triumfalnie, obróci się na pięcie i wyjdzie. Po ją więc rozbijała? Kipiała w tej scenie z nienawiści do niego, mało go nie zatłukła, po czym sama przywraca Pawłowi jego parszywe (z jego punktu widzenia jednak lepsze i korzystniejsze) ja. Po co?

Świetnie się czyta, dobrze dobrane tempo, klimat, nieźle zarysowana psychologia postaci. Jak ktoś powyżej zauważył, trochę tylko zgrzyta, że logiczna Dominika, która zaplanowała "zmianę męża" z premedytacją, w najdrobniejszych szczegółach z przeprowadzką/zmianą pracy włącznie, nagle pod wpływem impulsu rozbija kulę, przywołując "dawnego" męża. Ale i tak - jak do tej pory, zdecydowanie najlepsze w "Eliminacjach".

Dziękuję za komentarze. Cieszy mnie pozytywny odbiór opowiadania.

Jeśli chodzi o końcówkę, to przytoczę jedne z ostatnich słów Sillandry: "Poza tym, skumulowane emocje, nagle uwolnione, mogą wywołać reakcję nie do przewidzenia."
Zgadzam się, że zbicie kuli przez Dominikę nie było racjonalnym posunięciem, ale w gniewie ludzie robią różne rzeczy, a co dopiero w szale wywołanym przez magicznie tłumione przez długie tygodnie emocje, które nagle zostały uwolnione. Niszcząc kulę nie kierowała się w żadnym razie zdrowym rozsądkiem, ale ślepą chęcią odwetu, żeby Paweł wiedział, co mu zrobiła, miał świadomość porażki. Głupi ruch, ale w gniewie mówi się i robi rzeczy, których się potem żałuje. Furia zaślepia rozum. Taki przynajmniej był zamysł.

Pozdrawiam.

Nagle gniew, jakby z niej uszedł. Jego miejsce zajęła chłodna, bezlitosna kalkulacja. Bez słowa wyszła z mieszkania. Przez otwarte drzwi usłyszał odgłos ruszającej windy.

  Dominika działała jednak na chłodno, wpadła w szał, owszem ale wcześniej. Potem gniew znika i pojawia się chłodna kalkulacja. Sam fakt przyniesienia kuli i pokazania jej Pawłowi był de facto zemstą. Z punktu widzenia opowiadania, rozbicie kuli potrzebne było żeby pokazać jaki naprawdę jest Paweł  i dla domknięcia opowiadania morderstwem, ok. Bardziej by się ta scena kleiła gdyby np. kula została rozbita podczas szamotaniny. Paweł „spokojny" rzuca się na Dominikę trzymającą triumfalnie kule. Kula się roztrzaskuje, Paweł odzyskuje swoje ja, czytelnicy dowiadują jaki Paweł był wcześniej, dochodzi do zbrodni, zaskoczenie na koniec jest. Myślę że byłoby wiarygodniej.  

Dzięki za cenne uwagi. Z tą chłodną kalkulacją rzeczywiście się zapędziłem. Wyrzuciłem to zdanie, bo faktycznie kłóci się z resztą.

Pozdrawiam.

Świetnie napisane. Pomysł bardzo ciekawy. Jedynie powtórzenie w trzecim zdaniu słowa "nawet" trochę przeszkadza. I w końcówce mała literówka „Nigdy czegoś takiego nie wiedziałem." - widziałem?
A pomijając magię kul, jest coś prawdziwego w tym, że nie da się w pełni ukryć, czy w ogóle diametralnie zmienić własnej osobowości.

Miło mi, że się podobało. Dziękuję za wyłapanie błędów, czytałem tekst kilka razy przed umieszczeniem, ale zawsze się coś niestety wkradnie.

Pozdrawiam.

Dobre. Wciągające. Zaskakujące.
Podobało mi się to, jak zmianiasz "pozycję" bohaterów: ofiara - zwycięzca - ofiara - zwycięzca.
Zgrabna klamra z potem.

Jedyne do czego mogłebym się przyczepić, to:
"Dominika o wiele lepiej przygotowała się do użycia kuli. Okazała się sprytniejsza." - jak mógł się lepiej przygotować, skoro nie wiedział, jak kula zadziała? Bo rozumiem, że Dominice wróżka wyjaśniła więcej?

PS: Czy Nyks to od onyksu? Fajne imię dla czarnego kota ;)

Przeczytane z dziką przyjemnością! Gratuluję, Eferelin - opowiadanie przednie.
Pozdrawiam.

Słowo Nyks pochodzi z greckiego i oznacza "noc", a poza tym fajnie brzmi. ;)

Dzięki za komentarze.

Pozdrawiam.

Moim zdaniem powinieneś wygrać eliminacje za opowiadanie "Spirala", które jest jednym z najlepszych na forum. To opowiadanie natomiast jest tylko dobre. Ale myślę, że jeśli redakcja da ci szansę, to napiszesz coś znacznie lepszego. Od razu widać, że napisanie czegoś co nada się do druku nie będzie dla ciebie problemem :)

Dzięki.Za opinię pod Górami.

Z Endym się zgadzam. To znaczy ze Spiralą, jedno z najlepszych opowiadań na portalu, które od razu powinno dostać srebro. A to, no cóż. Piszesz sprawnie, ale mnie nie porwało. Tyle, że mnie cięzko porwać, szczególnie jak się na sam początek zaserwuje taką gratkę, oczekiwania się maksują.
Co nie zmienia faktu, że opowiadanie jedno z najlepszych, jak nie najlepsze w eliminacjach. Przynajmniej do tej pory (trochę ułatwia to fakt, że narazie błysków geniuszu nie było, ale czekamy :P).

Dzięki za komentarze.  Ciężko wam dogodzić ;)

Pozdrawiam.

Kurcze, domyśliłam się zakończenia:(

Świetne opowiadanie, świetnie napisany portret psychologiczny bohatera. Nawet przez moment nie przychodzi do głowy myśl, żeby przerwać czytanie ;) Jak dotąd najlepszy tekst na eliminacje, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Co do samej treści, to rozbicie kuli przez Dominikę też wydało mi się dziwne, ale z drugiej strony od bohaterów takich jak Twoi trudno oczekiwać, żeby postępowali racjonalnie. Zresztą, samo pójście do wróżki jest średnio racjonalnym posunięciem :)
Piszesz świetnie, oryginalnie, zawsze wybierając Twoje teksty wiem, że się nie zawiodę. Cóż tu dużo mówić, droga redakcjo, brać go ;)

Już pisałem pod którymś Twoim opowiadaniem, że jest jednym z najlepszych jakie tu czytałem. To jest jeszcze lepsze. Ośmielę się stwierdzić, że jest o wiele lepsze niż te, które czytam co jakiś czas na łamach papierowej Nowe Fantastyki (ale tamte opki w ogóle mnie jakoś nie przekonują, przynajmniej bardzo rzadko).

Także ja Cię widzę na papierze i to najchętniej w dłuższej formie, bo Twój styl trafia do mnie bardziej, niż niejednego publikowanego autora. Gdybym zobaczył w Empiku książkę sygnowaną 'Tomasz Zawada', to bym sobie nawet szynkę i flaszkę odpuścił.

Pozdrawiam 

Opowiadanie przeczytałam z przyjemnoscią. Bardzo sugestywnie opisałeś fizjologiczne objawy wewnętrznej walki głównego bohatera i dlatego końcówka nie była dla mnie zaskoczeniem. 

No, ja wiedziałam, by tego nie czytać nim sama nie wrzucę czegoś, no wiedziałam. Zero litości dla konkurencji ;)

Super, co tu dużo mówić, jak wyżej zostało napisane? Widzimy Cię na papierze! :)

Bardzo dobrze oddales klaustrofobiczny, duszny klimat sytuacji bohaterow. Tylko nie bardzo przekonalo mnie, czemu Dominika zbila kule... latwo mogla domyslic sie, co ja czeka. No ale przynajmniej skonczylo sie krwawo, tak, jak lubie :)

Mam mieszane uczucia bardzo.

Niestety przewidziałem zakończenie (tzn to, że kula była użyta na mężu, nie to że było on takim szaleńcem), ale żeby być uczciwym, to nie wiem, czy dlatego, że opowiadanie było przewidywalne, czy może dlatego, że Bellatrix trochę za dużo ujowniła w wątku "Eliminację" umieszczonym na HP. Wydaje mi się, że bliźniacze zdania o tym, że mąż i żona przyłapywali partnerów na tym, że wpatrują się w nich z zaciekawieniem zdradzają za dużo. Ale może to tylko efekt pewności wstecznej, czy coś.

Na pewno nie podoba mi się "lał ją wtedy" w przedostatnim akapicie. (zbyt to kolokwialne, zwykłe "bił" brzmiało by trochę poważniej), ale to drobiazg. Zupełnie nie potrzebny wydaje mi się też ostatni akapit. Gdyby się skończyło to "oczekiwaniem na karę", pozostawiało by to bardziej niepokojące niedomówienie.

Nie zgadzam się, że to dziwne, że Dominika rozbiła kulę. Rozumiem jej miesznkę rozgoryczenia i wstydu. Dziwi trochę, że zrobiła to przy nim, skoro mogła przewidzieć skutki, ale da się to podciągnąć pod rezygnację.

Chyba też niektóre sprawy zbyt rozwlekasz , ale - znowu - może dla tego, że przewidziałem do czego zmierza zakończenie i "nie mogłem się już doczekać".

Podsumowując. Nie wystawie oceny, bo jest bardzo prawdopodobne, że moje pierwsze wrażenie zostało mocno osłabione przez "nadmiar informacji" z poza opowiadania, więc moja ocena mogła by być krzywdząca (choć i tak była by wysoka)

Nie mniej oceniająć inne recenzje i poziom pozostałych twoich tekstów, to sądzę, że możesz już zastanawiać się nad tekstem do papierowego wydania.

Pozdrawiam

Dzięki za poświęcony czas i za opinie.

Pozdrawiam.

Jestem pod wrażeniem. Moje gratulacje! Odwaliłeś chłopie kawał dobrej roboty. Tekst jest wciągnął mnie jak wir w odmęty głębokiej rzeki, a silny nurt porwał mnie. Opowiadanie czyta się jednym tchem, nie ma dłużyzn, zbędnych opisów, wszystko trzyma się tutaj kupy i nie rozlatuje się. Zakończenie, mimo że i tak przewidywalne, ale bardzo dobre. Bardzo dobry też tekst jako całość. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Opowiadanie jest niesamowicie zgrabne, eleganckie i efektowne. Są realistyczni bohaterowie, błyskotliwa intryga i warsztat na najwyższym poziomie. Czego chcieć więcej? Mimo to, czegoś mi zabrakło...

...wiem czego! Zapachu farby drukarskiej i faktury papieru pod palcami. Twoje teksty muszą pójść do druku! Nie ma innej opcji :)

6! 

:D

Dzięki. Miło mi, że się wam podobało.

Pozdrawiam.

kawał dobrego opowiadania:)

pozdrowionka

tak a propo, ponieważ trwa wiosenne sprzątanie.

Jak ktos znajdzie gdzieś  w piwnicy czarną kulę, niech sie zastanowi czy warto ją rozbić:) 

Bardzo dobre:)

Pewnie się narażę, ale w końcu przeczytałem. Szczególnie po uwagach o autorze niesłusznie pominiętym!
 Naprawdę nie wiem, co w tym utworze jest zajebistego. Powiem tak, tekst jest naprawdę średni. Warsztatowo nie zachwyca, w kilku miejscach tekst idzie jak po grudzie, bo kuleje stylistyka, która nie jest jeszcze twoją mocną stroną. Fabuła nie idzie w równym tempie, sporo dłużyzn, jeszcze nie potafisz balansować opisem. Masz typową manierę napisywania. Warstwa narracyjna czasem jest, nazwijmy ja roboczo, dorosła, a czasem infantylna. Dialogi w wielu miejscach bym pozmieniał, bo najzwyczjaniej w świecie zgrzystają nieporadnością.
Oczywiście ktoś może powiedzieć: a co ty wiesz o pisaniu? Chyba jednak coś wiem, bo wielu osobom pomogłem na privie i raczej się zgadzają z tym, co im zaproponowałem w ich działach. Jedną z nich nawet tutaj zauważyłemw komentarzach.
Teraz podsumowanie, normalnie oceniłbym na 4, że względu na ogólny słaby poziom utworów w eliminacjach.  Na koniec coś, co możesz potraktować poważnie albo puścić w niepamięć, albo mnie nękać: Nie napisałem tej recenzji by cokolwiek udowodnić, by się odgryżć czy jakkolwiek, po prostu przeczytałem ją z czystej ciekawości, dlaczego niektórzy tak zacięcie wskazują ten uwtór na wybitny.

baazylu, skoro Ty zostałeś wyróżniony za całokształt, Eferelina całokształt jak najbardziej na to zasłużył.

nikomu nie odbieram takiego wyróżnienia, ale z chciałem zapoznać się tekstem, który był wcześniej przytaczany jako jeden z najlepszych. Zdaje sobie też sprawę, że warsztat jak najbardziej można ćwiczyć i doskonalić, dzisiaj jest taki , a jutro o niebo lepszy.
Nie wiem czy ktokolwiek został wyróżniony za całokształt, bo nikt z jury o tym nie napisał, więc diabli wiedzą, co przeważyło szalę. 

Rozumiem Cię  i absolutnie nie piszę tego w sensie, ze to Eferelin powinien zostać wyróznionym , a nie Ty. Po prostu brak mi w wyróżnieniu Eferelina. I tylko tyle. Aż tyle :)

Aga, nie róbcie czlowiekowi krzywdy, bo nie zasługuje na traktowanie jako taranu do wyważania idei czy zasadności eliminacji. Autor nie jest żadnym męczennikiem, może po prostu tym razem miał pecha.

baazylu, jaki Ty wyrozumiały nagle się zrobiłeś?

.

hm, masz babo placek.

:D Juhu!

Eferelin - Gratuluję srebra, no i złota niebawem :) Wiedziałem, że dostaniesz się do NF. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Dzięki ;)

@baazyl: Dzięki za poświęcony czas i komentarz. Nie rozumiem, czemu miałbym cię za niego nękać?

Pozdrawiam.

No no…

Najpierw pomyślałam, że to takie "Żony ze Stepford" z magią w tle. Ale koniec mnie zaskoczył. Dobra, daję się przekonać, że Dominika rozbiła kulę w przypływie irracjonalnego wzburzenia.

Wciągające.

Bardzo ciekawy pomysł, mnie również zaskoczyło zakończenie.

Że rozbiła kulę – OK, mogę zrozumieć. Ale dlaczego wcześniej wściekała się na męża, któremu własnoręcznie obcięła jaja? Tego nie kupuję.

Zaczerwienił się i machinalnie sięgnął po portfel. Kiedy liczył stówki, unikał wzroku Sillandry.

No, pięć patyków stówkami, to niezły plik musiał być. Portfel się domykał?

Babska logika rządzi!

Owszem, bez problemu. Dopiero powyżej 15.000 jest kłopot.

Jest moc. Tekst chyba rzeczywiście zasługuje na złoto, bo choć fabuła, jak dla mnie, szczególnie powalająca nie jest, to stopniowanie napięcia i sposób w jaki to napisałeś sprawia, że tekst kradnie wolę, pozwala czytelnikowi w nim utonąć… szczerze zazdroszczę.

Dobry finał, a ostatnia scena, ta z wróżką taka… specyficzna. Zmniejsza napięcie, pokazuje, że życie toczy się dalej, a kolejne kule ciemności znajdą swych właścicieli. Podoba mi się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Również przyciągnęło mnie złoto, jednak po lekturze nie jestem równie zachwycony, co Count. Historia wygląda bardzo schematycznie i jest przewidywalna. Jedyny twist na końcu nie ma większej racji bytu – Dominika bardziej zemściłaby się na mężu zostawiając go takiego upośledzonego, nawet pokazując mu kulę i odchodząc. A roztrzaskując kulę to jakby podłożyła ogień, będąc zatrzaśniętą w pokoju. Postaci, jak dla mnie, takie sobie, a scena w knajpie z żarcikami wypadła dość żenująco…

Niemniej coś w tym jest, że przez tekst się płynie i chociaż znaków mało nie ma, to kompletnie się ich nie czuje.

Pozdrawiam!

Opowiadanie naprawdę niezłe i miejscami zaskakujące, ale muszę wyznać, że po złotym piórku spodziewałam się więcej, sama nie wiem czego – może jeszcze bardziej zaskakujących wydarzeń, jakichś niesamowitości, a może pomysłu, na który nie wpadł nikt wcześniej…

Jednakowoż Kule Ciemności przeczytałam z prawdziwą przyjemnością, choć nie ukrywam, że wykonanie mogłoby być nieco lepsze. Nie robię łapanek w starych opowiadaniach, ale muszę Ci prosić, Eferelinie, abyś poprawił przynajmniej te dwa byczki:

 

Uczył się też nie­naj­go­rzej. – Uczył się też nie ­naj­go­rzej.

 

Po nie­speł­na pół­to­rej roku zna­jo­mo­ści po­bra­li się.Po nie­speł­na pół­to­ra roku zna­jo­mo­ści po­bra­li się.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobnie jak kilku ostatnich czytelników trafiłem tutaj ze względu na złoto. Tak, oczekiwania są wtedy większe. To bardzo dobre opowiadanie, nie zastanawiam się czy zasługuje na złoto, czy nie. To już teraz jałowa dyskusja. Sam pomysł może nie rzucił mnie na kolana, drugą kulę podejrzewałem zaraz po wprowadzeniu pierwszej, ale tak budowałeś napięcie, że o niej zapomniałem (!) i jakieś tam zaskoczenie na koniec było.

Ale nie o tym chciałem napisać, dzisiaj twoje opowiadanie, a raczej jego treść jest dla mnie drugorzędna. Najbardziej rzuca się w oczy dojrzałość pisarska, pro warsztat i twój swobodny styl. Tu jest prawdziwy trzecioosobowy narrator. Narrator, którego nie ma, który jest obiektywny i nijaki, i to jest zaleta. Jak ja tu (na portalu) muszę zagryzać zęby czytając, że opowiadanie jest bardziej lub mniej w stylu piszącego. Rany, gówno mnie obchodzi styl autora, mało tego, nie chcę ani razu o nim pomyśleć czytając opowiadanie. Nie przyszedłem na portal szukać gawędziarzy tylko opowieści, chcę je chłodnąć, jakbym sam to napisał albo sam oglądał. Chcę oderwać się na kilka, kilkadziesiąt minut od rzeczywistości, aby historia mnie wciągnęła, zawładnęła mną całkowicie. Nie chcę słuchać historii opowiedzianej przez kogoś, chcę sam ją zobaczyć.

I takie jest twoje opowiadanie, jakbym sam to widział. Przeczytałem 55k znaków bez bólu, nie wiedząc kiedy, tak jak czytam książki. Niestety, bardzo rzadko zdarza mi się to tutaj, na portalu.

I wiesz, za to właśnie należy ci się złote piórko.

Opowiadanie nie należy do najkrótszych, ale zdecydowanie czytało się je szybko i przyjemnie. Bardzo ładna klamra kompozycyjna, świetny rys psychologiczny bohatera i zaskakujące zakończenie.

Osobiście nie spodziewałem się drugiej kuli, zbytnio skupiłem się na postaci Pawła. A raczej, sprawiłeś, że zbytnio się skupiłem na postaci Pawła :) Za to ogromny plus ode mnie.

Całość napisana jest więcej niż sprawnie, rzekłbym: profesjonalnie. I często, w różnych antologiach zdarzało mi się trafiać na dużo słabsze, mniej porywające teksty. Co prawda, “Kule ciemności” jaj mi nie urwały, nie pozostawiły z rozdziawianą buzią ani nie zmieniły mojego życia (a przyznam, że trochę na to liczyłem widząc to cholerne złote piórko), ale mimo to podobało się bardzo. A o to tu chyba chodzi :)

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Przeczytałem. Uff. Muszę znaleźć coś spokojnego jako odtrutkę. Dobre, ale ponure. Do czytania na własną odpowiedzialność.

Nowa Fantastyka