- Opowiadanie: Kugg - Cena zemsty

Cena zemsty

To opowiadanie wstawiłem na początku 2011 roku, a po pewnym czasie trafiło ono do archiwum jako “tekst ze starej strony”. Od tamtego czasu nieco je zmodyfikowałem (uwzględniając m.in. informacje zawarte w komentarzach). Dziś postanowiłem wykorzystać możliwość, tudzież jakby konieczność jego edycji i na powrót przywrócić je światu. Życzę miłej lektury tym, co go jeszcze nie czytali oraz tym co już przeczytali :)

 

Chciałbym ponadto z tego miejsca raz jeszcze podkreślić, iż jest to moje pierwsze opowiadanie, które udostępniłem publicznie. Dziękuję za “brązowe piórko” oraz wszelkie okazane mi uznanie. Pozdrawiam.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Cena zemsty

Wszystko wokół mnie wiruje. Świat się zmienia. Naturalnie wygina się i rozciąga, to znów kurczy. Faluje. Człowiek już dawno by od tego oszalał. Żaden śmiertelnik nie mógłby żyć w tak abstrakcyjnym miejscu.

Płynę w tym kalejdoskopie, gdzie wszystko jest wszystkim, zmienne i trwałe jednocześnie. Takie ma być, bo tego oczekuję. Tylko jedwabny dach, nim nie będący, pozostaje wciąż tym samym sklepieniem. Opiewa i góruje nad moim ciasnym, przestronnym światem. Mgła… mgła zrodzona z dymu i pary, przyprawiona złotym pyłem, spowija i wypełnia ograniczony bezkres. To jest mój dom, moja sfera. Mam na imię Dyhelmatermenhir’endeshengeron i jestem dżinem.

 

***

 

Gdzież jestem tym razem?

Znów w tym dziwnym świecie. Wszystko jest tu takie logiczne. Nie lubię logiki. Co to za miejsce? Chcę wiedzieć dokładnie.

Mój umysł rozgląda się wnikliwie, trwa to chwilę. Dostrzegam wokół siebie mnóstwo jakichś ludzkich rupieci, jakby ktoś składował je tu od dawna. Sięgam po wiedzę, której jeszcze nie posiadam. Odpowiedź rodzi się natychmiast, dzięki mej mocy. Teraz już wiem, gdzie dokładnie jestem. W antykwariacie. Unoszę się pod sufitem, spowity w opary.

Kto mnie wezwał? To w zasadzie nieważne. Czy był tego świadom? Pewnie nie.

Jest. Stoi. Mały człowieczek z wykrzywioną w przerażeniu mordą oraz typowym zdziwieniem w oczach. Dziwne, że jeszcze nie ucieka. To pewnie przez mój wciąż błogi wygląd. Nagłe wyrwanie mnie z uwielbionego marazmu. Poprawię się!

Aha! Drgnął. Ale do rzeczy! Dlaczego zawsze muszę plamić sobie język tym prymitywnym, ludzkim narzeczem?

– Wzywałeś mnie człowieku?

Mój głos zawsze przyprawia ich o dreszcze, przyśpiesza bicie serc. Dbam o to by taki był. To wspaniała rozrywka. Mowa potrafi siać strach, którego dogłębnie nigdy nie odczułem, choć wiem jakie to uczucie.

– J… ja? – wyjąkał.

Zdziwiony. Jak zwykle nie wie, co znalazł. Nie wie, jak potężny przedmiot trzyma w swych niegodnych rękach! Znów trzeba tłumaczyć. Nie lubię tłumaczyć.

– Jestem dżinem. – Unoszę głos, dźwięczny i srogi. – Me imię brzmi Dyhelmatermenhir’endeshengeron. Jesteś teraz moim panem.

To śmieszne, że tak potężne istoty jak ja muszą służyć tym pachołom. Śmiertelne wory mięsa, kości i czego tam jeszcze, władają mną i wydają mi rozkazy! Dlaczego? Tego nie wiem. Nie potrafię się dowiedzieć. Tylko tego.

– Ale… jak to moim panem? – wybełkotał cicho mężczyzna, a każde słowo stawało mu w gardle.

– Ty jesteś moim panem dopóki nie spełnię wypowiedzianych przez ciebie trzech życzeń. Masz…

Upuścił lampę! Cóż za cierpienie, co za ból czuję! Tylko wtedy go odczuwam, gdy wracam do lampy tak nagle. Wciskany, niczym korek przez szyjkę butelki przepełnionej winem. Wciskany tak mocno i szybko, że ciecz znajdująca się wewnątrz nie ma gdzie się podziać i naczynie w końcu pęka, wybucha. Jestem wówczas, jak ten korek, wino i butelka zarazem. Czuję ból! Czuję go tylko wtedy. Nienawidzę tego!

 

***

 

Stoły z owocami i puchowe poduszki… będą tu. Stworzę je zaraz obok mojego haremu nimf, który rozciąga się i kurczy ustępując miejsca parującym kadziom. Jak ja uwielbiam obecność kłębiących się oparów. Dym złożony z walczącej antymaterii i skroplonej rtęci. I wszystko wiruje razem z nim. Dzięki temu jest wszędzie, będąc tylko tam, przy kadziach. Falujący las przenikniony i okryty parą wodną, po którym hasają teraz spragnione mnie nimfy, zmienię na…

I znowu wyciągnięty z domu. Przepuszczony przez wąską rurę, prowadzącą do ścieku, którym jest ten, jakże intensywnie logiczny świat. Nie lubię logiki!

To znowu on. Ten nic nie znaczący, słaby człowieczek. Mój pan.

– Dżinie! – wykrzyczał.

Odezwał się. Jakże pewnie, czyżby nabrał odwagi? Zaraz go nauczę szacunku, przypomnę trwogę!

– Jak śmiałeś upuścić lampę!?

Mój głos, pusty i srogi rozbrzmiewa w całym pomieszczeniu. Nawet meble trzęsą się i dygoczą ze strachu.

Dobrze. Stracił swą pewność. Widzę ciarki przechodzące mu po plecach i pot, który trysnął z gruczołów skórnych, spływając obficie po ciele. Zaczął drżeć. Uwielbiam to! Wspaniale jest pokazać swą wyższość i potęgę. To jedno daje poczucie, że śmiertelni nie są moimi panami, mimo iż rozkazują. Boją się, robaki. I tak ma być!

Zanoszę się przerażająco głuchym, wszędobylskim śmiechem.

– Dlaczego to zrobiłeś? nędzny śmiertelniku! – pytam.

– Mówiłeś, że jestem twoim panem – wymamrotał niepewnie człowiek.

– Tak… tak jesteś, panie. Rozkazuj.

Nie mogłem rzec inaczej.

– I mam trzy życzenia? Jak w baśniach?

– Tak, streszczaj się… chcę wracać do siebie.

– Nie jesteś zbyt miły. – Mężczyzna stopniowo odzyskiwał pewność siebie.

– Nie jestem.

– Czemu? – zapytał.

Musiałem odpowiedzieć.

– Nienawidzę ludzi; jesteście nędzni i słabi. Nie posiadacie żadnej mocy, a macie możliwość wykorzystywania mojej. Nie podoba mi się to i nie lubię tego świata. Wolę być wzywany przez inne drzwi, ale najczęściej wywołuje mnie ta materialna lampa.

– Drzwi? Mówisz o innych światach?

– Tak… jest ich wiele i nie wszędzie jestem niewolnikiem.

– Dlaczego zatem służysz ludziom?

– Służę tym, którzy weszli w posiadanie lampy, aż do wypełnienia zobowiązania w postaci spełnienia trzech życzeń.

– Ale dlaczego, skoro tego nie chcesz?

– Nie wiem. Muszę! – odpowiadam coraz bardziej podirytowany.

– Mogę życzyć sobie wszystkiego? – spytał podekscytowany pachoł.

– Wszystkiego w obrębie mej wspaniałej mocy, ale nie obawiaj się. Wasze rozumy i ten świat nie są w stanie utworzyć bariery dla mych możliwości. Nie możesz tylko życzyć sobie większej ilości życzeń.

– Hmm. Nie pomyślałem nawet o tym. – Zamyślił się człowiek.

– Nie dziwne! – warknąłem pogardliwie.

Moja niechęć sięgała szczytu i męczyły mnie te pytania. Nie lubię tłumaczenia.

– Czemu jesteś biało-czarny i unosisz się cały spowity dymem? Nigdzie w książkach i filmach nie ukazywali takiego wyglądu dżinów.

Co to za pytanie? Irytowała mnie ta… pluskwa. Żartował sobie ze mnie. Ten słaby śmiertelnik, niegodny nawet by na mnie patrzeć, czepiał się mojego wyglądu. Chciał mnie sprawdzić? Zagadać, czy zaprzyjaźnić się?! Nic z tego! Nie mam czasu na z poufałości. Nie lubię tego!

– Potrafię przybrać różne formy. Mogę na przykład być czerwony i stać na nogach, jak twoje.

– To bądź – zaśmiał się!

Ośmielił się zaśmiać w rozmowie z wielkim Dyhelmatermenhir'endeshengeronem. Pokażę mu żarty, bo chyba ten człowieczek nie zdaje sobie sprawy z tego, co właśnie zrobił.

– Jestem! Jakie jest twoje drugie życzenie?

– Co? – zmieszał się. – To nie było…

– Ależ było. Pierwsze życzenie. Jak brzmi drugie?

– Zaraz… ja.

– Nie marnuj mojego czasu robaku! Jestem zły i nie chcę z tobą prowadzić konwersacji, ani też się zaprzyjaźniać!

Płonę żywym ogniem. Tak w tym świecie okazuję złość, okazuję ją teraz. Mizerne ściany budynku pękają, a szkło tłucze się i trzaska widząc mą nieokiełzaną furię. Jakież to wspaniałe!

– Wiesz już wystarczająco dużo, więc wypowiadaj swoje życzenia. Ty… mój panie.

– Dość! – krzyknął człowiek.

Aghrrr! Ból, znowu on. Przeciskam się przez otwór, do którego się nie mieszczę. Przejście jest niemożliwe. Przechodzę. Przeciskam się. Czuję ból! Nie cierpię tego!

 

***

 

Odesłał mnie. Jestem u siebie. I dobrze. Ale? Co to ma być? Moje nogi zatapiają się w niezmiennie zmiennym podłożu przykrytym parą. Tonę w gęstej mazi będącej pustką. I ten kolor. Czerwień nie pasuje do wystroju. Dalej jestem dżinem. Mam moc! Chcę się zmienić. Nie mogę.

Osiadam w końcu, lewitując wśród wiru, tam gdzie chcę, obok nimf. Pocieszają mnie. Pytają, co się stało. Chcę się zmienić. Nie mogę. To przez to życzenie! Muszę mieć nogi, bo on sobie tego życzył. Znów czuję gniew. Chyba tylko gniew i spokój umiem odczuwać. Mam moc, lecz to nic nie zmienia. Nie chcę mieć ludzkich nóg. To odrażające.

Zielona nimfa, pobłyskująca błękitem fal nieistniejącego morza głaska mnie przyjemnie. Uspokajam się. Inne nimfy przychodzą jej z pomocą. Łaskoczą i zatapiają się w mej pół eterycznej postaci. To miłe.

Chcę znów kłębiące się opary zamiast nóg. Swobodę przybierania kształtu. Sam mu to zaproponowałem, więc nie zmieniłem się tylko tam. Zmieniłem się w całym postrzeganym przeze mnie świecie. Jestem wściekły. Teraz dopiero wszystko wiruje. Czuję wibrację mego świata. Już wiem, co należy zrobić.

 

***

 

Nareszcie! Wezwał mnie ponownie. Widzę go. Stoi przede mną po tym, jak wypadłem z lampy i uderzyłem stopami o podłogę. Ta grawitacja. Jak oni mogą tu żyć? To takie logiczne. Nie lubię tego.

– Dżinie! Wszystko przemyślałem i postanowiłem…

– Słuchajże człowieku… – próbuję przejąć inicjatywę w rozmowie.

– Nie przerywaj! – nakazał.

Musiałem posłuchać. Milczę, choć wewnątrz kipię niesłychanie.

– Powiedziałeś, że musisz słuchać właściciela lampy. I on jest twoim panem, aż nie wypowie trzech życzeń. To teraz uważaj. Nie życzyłem sobie byś niszczył mój dom, więc napraw szkody. Sługa musi słuchać pana i nie unosi się gniewem na niego. Ja też cię nie lubię. Spełnisz moje życzenia i więcej się nie zobaczymy. Mów teraz.

Skąd on to wie? Wszyscy zawsze byli tacy przerażeni i nieskorzy do przeciwstawiania się mi. Ma rację. Naprawiam szkody. Już.

– Postanowiłem panie, że miałeś rację – mówię to z pożytkiem dla siebie. – To pierwsze życzenie nie winno być życzeniem i pozwolę ci je cofnąć. Będziesz znów miał trzy.

Człowieczek przytaknął zachwycony. Myśli, że jest taki cwany. Normalnie nie darowałbym mu ani zniewagi, ani nie przywrócił życzenia, cokolwiek by powiedział. Mam w tym jednakże własny interes. Powracam do mej wspaniałej postaci. Opary… wokół mnie. Unoszę się bez używania mocy. Jak ja kocham opary.

– Chcę mieć wielki, przestronny dom. Za który nie będę musiał płacić rachunków. Umeblowany według moich marzeń oraz z niewolniczo i fanatycznie lojalną mi służbą. Będzie ona spełniać moje zachcianki. I wielkie połacie ziemi i…

– Te „i” wykraczają już poza sferę jednego życzenia, panie. Opisz dom, jak opisałeś. To jednak jedno życzenie – rzekłem.

– Ale ogród i trochę ziemi wokół domu to chyba mogę mieć? – spytał oburzony.

– Naturalnie, jak na dom przystało.

– Dobrze więc. Tego sobie życzę!

Przygotował się. Jakby wiedział, że nie można mi pozostawić luki, bo nie mam obowiązku czynić nic w domyśle, co nie zostało wypowiedziane. Chciał sprytnie określić, czego w swym życzeniu oczekuje. Mnie nie przechytrzy. Zwykle bywam bardziej szczodry, ale temu nie popuszczę. Zrobione.

– Dokonało się! Jest dom. A tu akt własności.

– Co!? – wykrzyknął zdziwiony mężczyzna, wpatrując się z niedowierzaniem w świstek papieru.

– Coś nie tak? – pytam z nieukrywaną ironią.

Nie mogę także powstrzymać się od śmiechu. Tłumię go w sobie. Gdybym okazywał radość płaczem, jak nie raz ludzie w takich przypadkach, to teraz łzy zalałyby mi oczy.

– Akt własności willi na wyspie Bollans, na Antypodach!? Antypody to… czy te wyspy nie są czasem bezludne? i…

– Teraz już nie są, a przynajmniej ta wyspa – tłumaczę potrząsając się ze śmiechu. Choć raz lubię tłumaczyć.

– Pamiętaj, że jest tam twoja niewolnicza służba – dodaję z przekąsem.

– Chciałem dom tutaj, w moim kraju!

– Nie powiedziałeś tego… panie! – mówię z powagą, jakbym nie wiedział, o co mu chodzi.

– Czytałem ostatnie tygodnie o dżinach i wiem, że są wśród was takie parszywe dranie, ale nie życzyłem sobie domu na Antypodach!

– Chciałeś dom. Masz dom. Przestronny i tak dalej.

– Skoro jesteś takim zadufanym w sobie, złośliwym i gardzącym ludźmi dżinem to oto moje drugie życzenie.

On się mnie już nie bał. Rozkazywał mi i traktował jak sługę. Nie miał wobec mnie szacunku. Nie czuł respektu i nie doceniał zaszczytu, jaki go dostąpił. Gdyby był pokorniejszy wobec mej mocy…

– Chcę mieć mały, wielkości dłoni portfel, z którego będę mógł w nieskończoność wyjmować pieniądze. Nie ma ich być tam tak dużo. Po prostu zawsze kiedy wyjmę znajdujące się w nim… powiedzmy sto banknotów, w walucie jakiej zapragnę, mają się zaraz pojawić na ich miejsce nowe i tak w nieskończoność. Pieniądze mają być oczywiście oryginalne i prawdziwe… nie dbam o to, czy w innym miejscu na ziemi będą znikać. Mają być zawsze w tym portfelu, gdy będę ich potrzebować. Portfel ten będzie…

Długo wypowiadał swoje życzenie, precyzując najmniejszy nawet niuans. Wszystko przemyśliwał. Pytał, czy dobrze zrozumiałem, to znów wyjaśniał. Nie było luki. Nawet nie chciało mi się zastanawiać, jak go oszukać. Niech ma, czego chce! Zrobione. Oto portfel, a w nim prawdziwe pieniądze, które się nie kończą, bo zawsze pojawiają się nowe. Nie można go ukraść właścicielowi i nie może on go zgubić. Posiadaczowi będzie zawsze wiadomo, gdzie rzeczony artefakt się znajduje. Taki oto magiczny portfel, jaki sobie zażyczył, otrzymał. Wypowiedz trzecie życzenie i niech już zniknę na kolejne lata, pogrążając się w mym cudownym świecie. Takim, jakim go stworzę, jakiego oczekuję.

– A moim trzecim życzeniem jest… ty egoistyczny i nienawidzący ludzi duchu, abyś sam stał się człowiekiem. Masz być człowiekiem i żyć jak my, w naszym świecie. Nie będziesz musiał mieć panów.

– Ale…?

Nie ma „ale". Życzenie muszę spełnić. Wyraził je jasno i stanowczo. Zrobione.

Patrzę na swoje nogi i ręce, na materialne ciało. Czuję dotyk mojej skóry. Stoję nagi, spoglądając na starą lampę oliwną, na mój dawny dom. Odczuwam strach – pierwszy raz od kiedy istnieję. Czuję się dziwnie. Patrzę na mojego dawnego pana, jak zanosi się śmiechem podrzucając swój zażyczony portfel. Rośnie we mnie gniew i wściekłość. Szaleję wewnątrz i czuję, jak krew napływa mi silnym strumieniem we wszystkie fragmenty ciała. Rozsadza mnie. Zaraz eksploduję. Jakbym przestał być korkiem i winem, a pozostał już tylko tą butelką. On nadal się śmieje.

Ruszam. Widzę zdziwienie na jego twarzy. Wściekłość. Krew. Dzikość. Żądza zemsty i mordu. Szaleję. Dopadam, biję i rozrywam. Krew. Wszystko wokół mnie wiruje, ale pozostaje takie samo. On już nie żyje.

Wychodzę na ulicę w zakrwawionym i niedopasowanym ubraniu, trzymając w dłoni portfel. Pada deszcz, którego krople bębnią głośno wokół. Wszystko jest takie logiczne. Nie lubię logiki. Mam na imię Dyhelmatermenhir'endeshengeron i jestem człowiekiem.

Koniec

Komentarze

Jest co prawda kilka brakujących przecinków, kilka niezręcznych sformułowań, ale te w gruncie rzeczy nikłe wady rekompensuje podstawowa zaleta- zainteresowało mnie, przeczytałem z przyjemnością i nie mam poczucia straconego czasu. Co prawda, sądzę, że niekiedy przeginasz w opisie tej przestrzeni eterycznej, przykładowo:
"Naturalnie nienaturalnie wygina się i rozciąga, to znów kurczy."- czyli jak? Rozumiem, o co chodzi, problem jednak w tym, że musiałem dochodzić do tego drogą dedukcji. Według mnie bardziej czytelne by to było w formie:
"naturalnie-nienaturalnie". Chociaż, szczerze mówiąc, w tym świecie chyba samo pojęcie naturalności nie ma racji bytu.
"Jak ja uwielbiam parę. Dym złożony z walczącej antymaterii i skroplonej rtęci." To para w końcu, dym czy jakieś cholera-wie-co? Trochę widać, że dżin gubił się w opisach:).
Aaa... ocena. I tu mam problem. Na 5 to jak dla mnie za mało, na 4 za dużo. Toteż się wstrzymuję.





Sorry za przerwę, nie mam pojęcia skąd one się biorą.

Miałem sporo wątpliwości, czy mój przekaz zostanie odebrany tak, jak ja go sobie wyobraziłem. W gruncie rzeczy chodziło o abstrakcyjność miejsca pobytu dżina i niezrozumiałość jego świata. Stąd ten zabieg "naturalnie nienaturalnie"; chiałem zaitrygować czytelnika, ale zdaję sobie sprawę, że trochę popłynąłem ;) - to co naturalne dla dżina i jego świata jest zarazem nienaturalne dla ludzi i zasad fizyki ich świata.
Co do pary i dymu to chodziło o gazowy stan skupienia różnych, dziwnych substancji stąd dym i para jednocześnie, występująca razem. Chaos.

Dziękuję za komentarz i spostrzeżenia. Cieszę się też, że opowiadanie ogólnie się podobało, w końcu to jego najważniejszy cel ;)

Ostatnio Dżin na topie:). No cóż, podobne do mojego spojrzenie na ducha lampy, tylko bardziej...krwawe.

Mastiff

O jejku, super tekst. Jak jebnał temu dżinowi ostatnie życzenie to aż mi szęka opadła. Tylko z imieniem trochę przegiałeś, za długie moim zdaniem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Naturalnie nienaturalnie wygina się i rozciąga, to znów kurczy. - za to brzmi zupełnie nienaturalnie.

Żaden śmiertelnik nie mógłby żyć w tak abstrakcyjnym dla niego miejscu. - "dla niego" zupełnie zbędne, z tekstu jasno wynika, że chodzi o śmiertelnika.

Mam na imię Dyhelmatermenhir'endeshengeron'allamtehirhan i jestem dżinem. - zgadzam się z przedmówcą, że imię jest za długie.

Acha! Drgnął.  - Aha, piszemy przez samo "h".

Mowa potrafi siać strach, którego dogłębnie nigdy nie odczułem, choć wiem jakie to uczucie. - hmm... skoro nie odczuł, to skąd wie? Lepiej gdyby domyślał się jakie to uczucie.

Śmiertelne wory mięsa, kości i czego tam jeszcze - czegoś?

Stoły z owocami i puchowe poduszki będą tu. - "będą tu" umieściłbym na początku zdania.

Stoję nagi spoglądając na swoją starą lampę, na mój dawny dom. - słowo "swoją" jest niepotrzebne, skoro później napisałeś "mój".

Trudno jest mi ocenić tekst, bo kilka opowiadań niżej zamieściłem coś o podobnej tematyce, choć napisany zupełnie inaczej. Więc nie będę oceniał, pozostawię to innym. Pozdrawiam

Mastiff

Największym plusem tego tekstu jest opowiedzenie znanego pomysłu z perspektywy dżina. Końcówka według mnie dość przewidywalna, ale ogólnie niezły tekst.

Jeśli chodzi o styl, to sporo możnaby poprawić. Część błędów wymienili już przedmówcy.

Pozdrawiam.

Bohdanie po przeczytaniu Twojego komentarza w istocie i bezdyskusyjnie zgadzam się z sugestiami: pierwszą, drugą, oczywiście czwartą (sprawdzałem w słowniku ;)) i ósmą. Jeśli chodzi o piątą to tak pośrednio, gdyż uważam, żę aby coś wiedzieć, nie trzeba doświadczać tego praktycznie, choć w zasadzie wyjątek stanowić mogą właśnie uczucia... głównie chodziło o to, że moc dżina pozwalała mu wiedzieć co to strach, ale on sam nigdy się nie bał.

Co do imienia; to miało być trudne i długie. W sugestii szóstej wyraz "czego" nie jest przypadkowy, ma bowiem dodatkowo podkreślać lekceważący stosunek do ludzi. Sama wypowiedź jest zatem niedbała.

I wreszcie przesunięcie zwrotu "będą tu"... zgodziłbym się, że tam brakuję przecinka albo wielokropka, jednakże zmiana szyku zdania zmieniłaby zupełnie przekaz. Dżin bowiem ma już stoły z owocami i zastanawia się, gdzie je umieścić, a nie zastanawia się, co umieścić w danym miejscu. Tak, więc: "Stoły z owocami i puchowe poduszki, będą tu" lub "Stoły z owocami i puchowe poduszki... postawię(będą) tu."

Dziękuję za wszystkie sugestie, pomogą mi ulepszyć i dopracować to opowiadanie... zacznę wprowadzać poprawki do oryginalnej wersji :P

Pomijając wymienione wcześniej braki należy jeszcze zwrócić uwagę na często błędnie zapisane dialogi. Na przykład:
"- Dżinie! - Wykrzyczał." - wykrzyczał z małej.
"- Nie jesteś zbyt miły - mężczyzna stopniowo odzyskiwał pewność siebie." - tu z kolei wypowiedź powinna kończyć się kropką, a "mężczyzna stopniowo..." powinno zaczynać się dużą literą.
Takich przypadków jest kilka, warto przejrzeć. 

Poza tym też miejscami przemieniasz czasy:
"- Czemu to zrobiłeś? nędzny śmiertelniku! - Pytam.
- Mówiłeś, że jestem twoim panem - wymamrotał niepewnie człowiek." - raz piszesz jakby wszystko działo się w tej chwili, a zaraz jakby działo się w przeszłości.

Ogólnie jednak opowiadanie faktycznie robi wrażenie. Zgadzam się z Eferelinem, oryginalne podejście do znanego tematu - wychodzi Ci to bardzo dobrze. Oby więcej takich pomysłów.
Pozdrawiam

Interesujące podejście do problemu dżinów. Spodobało mi się trzecie życzenie. :-)

Ciekawy tekst.

Babska logika rządzi!

Cóż za wyjątkowo zadufany w sobie dżin! No, po prostu dupek jakiś! ;)

Czytało się nieźle, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie różne usterki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z życzeniami trzeba uważać. Zwłaszcza gdy wiadomo, że się spełnią. :)

Nowa Fantastyka