- Opowiadanie: ZombieCamel - Babylon 6 - Wskrzeszenie, odcinek pierwszy [Fantastyczny Kicz 2011]

Babylon 6 - Wskrzeszenie, odcinek pierwszy [Fantastyczny Kicz 2011]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Babylon 6 - Wskrzeszenie, odcinek pierwszy [Fantastyczny Kicz 2011]

Jak zapowiadałem, w tym temacie: http://www.fantastyka.pl/10,3597.html – dokonuję wskrzeszenia tego zacnego serialu, wprost na konkurs FK. Jak zwykle, proszę o komentarze, a w tym przypadku – zachęcam do kontynuowania tego projektu – jestem pewien, że cały sezon serialu, napisany wspólnymi rękami – będzie powodem do dumy i radochy.

 

Tradycyjnie nie wyrobiłem się w limicie – trzy tysiące znaków znów jest nadmiar :p Ale tym razem (jeśli oczywiście to zawadza), można w prosty sposób wyrzucić któryś z opisów – które dla pojedyńczego opowiadania nie grają dużej roli.

Również tradycyjnie dodaję do ściągnięcia plik .doc Tym razem różni się chyba tylko fioletowym kolorem czcionki. Ale, jeśli wolicie czytać z pliku – zamieszczam link – http://www.sendspace.pl/file/0d01e49ab83d57e2ae3318e

 

 

 

Przez gigantyczne wrota portu pasażerskiego wleciał międzygwiezdny statek, z portu macierzystego na Somtari. Zadokował w piątym punkcie odbioru pasażerów i wyłączył silniki.

 

Jak zwykle, na ścieżkę (będącą ruchomym chodnikiem) prowadzącą do hali przyjęć wypełzły dziesiątki istot. W tym tłumie (głównie rolniczych dorobkiewiczów z biednej planety) wyróżniały się dwie osoby. Pierwsza była kapłanem. Ksiądz Vitantonio Liuzzi, w szarym habicie i o siwych, krótkich włosach, spokojnie sunął korytarzem, obserwując z zaciekawieniem kryształowe mury Stacji.

 

W tym samym czasie, kilka metrów przed księdzem, Leena Mraqel zastanawiała się, jak niepostrzeżenie ominąć bramkę celną i stojących tam strażników. Nie miała aktywnego paszportu ani nawet karty identyfikacyjnej. Początkowo planowała kradzież, lecz zdała sobie sprawę, że to nie może się udać – przed nią jechało dwóch czerwonych Narnów, za nią trzech Somtarian – żaden nie był do niej ani trochę podobny. Leena powoli panikowała. Tyle trudu włożyła, by na ostatnim etapie podróży zostać złapaną i deportowaną? Szlag!

 

Nadszedł czas, by skontrolować i ją.

 

– Poproszę pani intergalaktyczny paszport.

 

– Już, chwilkę… – Mraqel rozpoczęła żmudny proces grzebania w swoich kieszeniach skórnych – Proszę chwilę poczekać, wie pan kobiety… Jak coś schowamy…

 

– Proszę odejść na bok i szukać w spokoju. My w tym czasie obsłużymy innych pasażerów.

 

– Jasne.

 

Leena wiedziała, że musi improwizować, jednak po raz pierwszy w żýciu nie miała żadnych pomysłów. I doskonale wiedziała, że nie została jeszcze zeskanowana wyłącznie z uprzejmości celników. Albo z przepisu o nie naruszaniu intymności. Teoretycznie miała prawo odmówić skanowaniu, ale cóż to miałoby dać?

 

– Pani pozwoli, z pomocą techniki paszport znajdzie się błyskawicznie.

 

– Ok, przejedź mnie.. – powiedziała, ze zrezygnowanym tonem.

 

Strażnik przesunął, przed Leeną, lekko zaokrąglony, kwadratowy ekran.

 

– Hmm, wygląda na to, że nie ma pani przy sobie…

 

– Ona jest moja!

 

– ?

 

– ?!

 

– Proszę ją przepuścić! Jestem ksiądz Vitantonio Liuzzi, a to jest moja…hmm…zbłąkana owca, Valeria. – Leena wyglądała na zszokowaną tym doniesieniem

 

– Trzeba pilnować swoich owieczek, ojcze! Bez paszportu I-G nigdzie nie wejdzie. – powiedział celnik

 

– Wejdzie, ponieważ jest objęta specjalnym programem resocjalizacji, zatwierdzonym u Prezydenta Sojuszu, oraz u kapitana Stacji. Proszę się z nim połączyć i powiedzieć, że przybył Vitantonio z przesyłką.

 

– Ok… – celnik stał przez chwilę nieruchomo, łącząc się telepatycznie z komandorem. – Rzeczywiście, otrzymałem potwierdzenie. W takim wypadku, zapraszam na pokład.

 

 

Celnik przepuścił parę przybyszów i zabrał się do kontrolowania kolejnych.

 

– Jak ci na imię? – spytał Vitantonio, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu strażników

 

– Nie jestem pewna, czy powiedzenie mojego imienia będzie bezpieczne… ale ostatecznie wyratowałeś mnie z dużych tarapatów. Jestem Leena. Leena Mraqel.

 

– Miło mi. Od razu odpowiem, czemu to zrobiłem. Jestem kapłanem. Jestem kapłanem i od razu czuję potrzebujących. A ty, wśród somtarjańskich chłopów, bez dokumentów wyglądałaś wyjątkowo mizernie. A zarazem intrygująco. Nie mogłem ci nie pomóc.

 

– Dziękuję, nie wiem jak się odwdzięczyć.

 

– Aaa, daj spokój. Wystarczy, że postawisz staruszkowi kieliszek wina, w tutejszym barze. Powiedz jeszcze tylko, czym się zajmujesz? Ale nie kłam!

 

– Jestem.. skrytobójczynią.

 

Dziwaczna para wjechała na halę główną kosmicznego dworca. W zgiełku dało się jeszcze słyszeć "cóż, żadna praca nie hańbi", wypowiedziane przez księdza. Wszystkich podróżnych przywitał gigantyczny napis:

 

Witamy na Babylon6!

 

***

 

W czasach nowego porządku…

 

…międzyrasowego pokoju…

 

…układu pozostawionego…

 

…przez Prezydenta…

 

…Johna Sheridana…

 

…wszechświat stoi na drodze rozwoju…

 

…oraz samodoskonalenia.

 

 

Swoje podwoje otwierają nowe galaktyki…

 

…a nowe jeszcze nigdy tak bardzo nie znaczyło: niebezpieczne.

 

Nowe kultury i nowe istoty…

 

…każda z nich ma coś do powiedzenia.

 

Spotkaj się z nieznanym i bądź nieznanym…

 

…zmierz się z sobą i ruszaj do walki…

 

…do eksploracji…

 

…do prób zrozumienia…

 

…do nieznanej galaktyki!

 

Nowa era zaczyna się tutaj!

 

Jest rok 2321

 

Miejsce: BABYLON 6

 

– Kapitanie?

 

– Hmm?

 

– Możemy już zaczynać, sir?

 

-Tak, zaczynajmy.

 

Pierwsza oficer Catherine Durango spojrzała zdenerwowanym wzrokiem na kapitana Deana Shelby'iego. Postawiła do służby wszystkie swoje struny głosowe i prawie wrzasnęła:

 

– ROZPOCZĄĆ PROCES TESTOWANIA POŁUDNIOWYCH PANELI ENERGETYCZNYCH!

 

– Tak sobie myślę, że zdążymy ogłuchnąć, zanim przetestujemy wszystkie systemy Babylonu. – mruknął kapitan, do jednego z technicznych

 

– Słyszałam, sir.

 

– Cathy… czy mogę ci mówić Cathy?

 

– Nie, sir. Wszelkie stosunki, między personelem, powinny być ograniczone do funkcjonalnego minimum. Dla usprawnienia działania stacji. Sir.

 

– A więc, Pierwsza Oficer Stacji Babylon 6, czy mogłaby pani nieco spuścić z tonu? Jeszcze nie mieliśmy oficjalnego otwarcia, a już panuje napięta, wojskowa atmosfera.

 

– Postaram się, sir.

 

– I błagam, bez sir!

 

– Postaram się…

 

– Proces testowania wypadł pomyślnie! – powiedział techniczny, siedzący przy jednym z dużych, wklęsłych i półprzeźroczystych ekranów dotykowych

 

– Wspaniale, jeszcze jakieś kilkaset systemów i… – potężna eksplozja przerwała kapitanowi w pół słowa

 

– Wygląda na to, że testy przeciążyły panele – techniczny przekierował na główny ekran obraz zniszczonych podzespołów

 

– Szlag! Myślałem, że ten złom konstruowało Konsorcjum Niemieckie?! – kapitan skierował wściekłość w powietrze

 

– Nie myli się pan. Ale dla obcięcia kosztów wynajmowali Narnów przy montowaniu, którzy nie są mistrzami budownictwa. – powiedział głos zza pleców Shelby'iego

 

– Jethro!

 

– To ja, we własnej osobie.

 

– Panowie i panie, oto nasz nowy szef ochrony: Jethro Bertone!- przedstawił nowoprzybyłego kapitan – Kiedy przyleciałeś?

 

– Parę godzin temu, ale musiałem trochę odpocząć. Leciałem rejsowym statkiem z Ziemi, z przesiadką na Sinistrze. Cholera, mogliby postarać się o loty bezpośrednie, skoro finansują Stację.

 

– Trzeba być wyrozumiałym, jeszcze nie działamy pełną parą. Dopiero w przyszłym miesiącu przybędzie Prezydent i przetnie wstęgę. Do tego czasu musimy przetestować każdy element… i zaczynam się poważnie obawiać, że się nie wyrobimy.

 

– No właśnie, praca. Moim pierwszym zadaniem jest przekazanie ci informacji, że na Babylon przybył Vitantonio Liuzzi, czeka w jednym z apartamentów strefy zielonej. Wszelkie info masz na swoim PDA.

 

– Dziękuję i już śpieszę. Ty w tym czasie zapoznaj się z naszą załogą. Zacznij od naszej pani oficer, Catherine Durango.

 

– Witam, to dla mnie zaszczyt…

 

Zaciemnienie, wyciemnienie, przyciemnienie, uciemnienie i wyciszenie i zmiana sceny.

 

 

Kapitan wyszedł ze szklanej windy, wprost na korytarz, projektowany według wytycznych Minbari. Ściany powstały, jako połączenie kryształów o zielonym zabarwieniu, z grafenowymi szkieletami – będącymi podstawą całej Stacji. Zielony (najwyżej położony) poziom jest piętrem wyróżniającym się, na tle pozostałych pięciu – dostęp do obszaru, powierzchni stu tysięcy metrów kwadratowych, mają dostęp osoby wyłącznie specjalnie uprawnione – ambasadorzy najważniejszych cywilizacji, oraz goście specjalni Babylonu. Były to zarówno znane osobistości świata polityki, jak i duchowi przywódcy, czy zasłużone dla przemysłu rozrywkowego gwiazdy. Lub po prostu bardzo bogaci ludzie, z potrzebą przenocowania w szczególnym miejscu.

 

Na zielonym można znaleźć ekskluzywną restaurację, jak również klub, będący (w zależności od sztucznie wydzielonej pory dnia) miejscem spotkań kulturalnych, lub znaczących wydarzeń muzycznych. Natomiast najbardziej spektakularną przestrzenią tego sektora jest ogromna (jak na warunki kosmiczne) oranżeria, produkująca, pod światłem podczerwonym, owoce, warzywa i ziarna kawy z każdego zakątka galaktyki.

 

Shelby stanął przed drzwiami jednego z pokoi i na, wbudowanym w ścianę, ekranie wybrał opcję "zapytanie pozwolenia o wejście". Po chwili skrzydło drzwi rozsunęło się przed nim, by mógł wkroczyć do środka.

 

 

– Witaj, Tonio! – powiedział kapitan

 

– Dean, miło cię widzieć. Cieszy mnie, że znalazłeś czas dla zwykłego kapłana:

 

– Może i zwykłego kapłana, ale przede wszystkim przyjaciela! To, że jestem głównodowodzącym Babylonu, nie znaczy jeszcze, że zapominam o moim starym życiu i tym jak mnie z niego wyciągnąłeś. Do tej pory nie miałem się szansy odwdzięczyć.

 

– Ech, dałbyś spokój z tym swoim honorem. Dobrze wiesz, że nie musisz. Może usiądziemy?

 

Oboje usiedli na sofie, umieszczonej na środku mocno oświetlonego pokoju, wielkości stu metrów kwadratowych, ze ścianami podobnymi do tych z korytarza.

 

– Nie jestem przyzwyczajony do takich luksusów. – stwierdził Vitantonio – Ale za to u Somtarian były większe przestrzenie.

 

– Musisz się przyzwyczaić! Nie pozwoliłbym ci mieszkać na niższych poziomach. A na przestrzenie nie mogę niestety nic poradzić, sam mam niewiele większe mieszkanie. Cóż, takie uroki stacji kosmicznych…

 

– Ja nie narzekam. Ale mam pewne obawy, czy nie utrudni mi to kontaktu z wiernymi. Nie będę przecież nawracał ambasadorów.

 

– Nie martw się o to, windy i pociąg magnetyczny dostarczają każdego błyskawicznie, w dowolne miejsce. Zresztą, czy widziałeś swoje miejsce pracy?

 

– Niedawno przyjechałem, jeszcze nie miałem czasu się rozglądać. Na moje specjalne życzenie, wybudowano ci kaplicę w centrum sektora niebieskiego! Tuż obok Zocalo, więc będziesz mógł natychmiast spowiadać pijaków, którzy nabroili w barze.

 

– Naprawdę, nie wiem jak ci dziękować.

 

– W ten sposób spłacam swój dług i daną, przez ciebie, szansę rozpoczęcia nowego życia…

 

 

Jethro Bertoni był zdumiony nagłą przemianą pierwszej oficer Durango. Na mostku kapitańskim była niczym generał, zdolny posłać swoje dzieci do boju na śmierć. Albo podpity Centauri, walczący o swoje tradycje. Teraz, w kawiarni, była normalną kobietą. Co prawda, dalej nie pozwalała mówić sobie po imieniu, ale sam fakt, że dała się zaprosić na kawę był imponujący.

 

– Ciągle nie mogę zrozumieć, po co powstała ta stacja. – powiedział szef ochrony – Ja wiem, łączenie kultur i takie tam ogólniki, ale w takim razie dlaczego zniszczono starą?

 

– Z prostego powodu, B5 był po prostu przestarzały. Nie funkcjonował szczególnie długo, lecz gdy ludzie zostali przyjaciółmi Minbari, dalsze korzystanie z ton stali wydawało się śmiesznie anachroniczne. No i ruch zdecydowanie zmalał. Zupełnie, jakby nastroje wojenne przysparzały potrzebę handlowania.

 

– A nie powinno tak być?

 

– Myślę, że to czasy pokoju słúżą rozwojowi handlu.

 

– Hmm, teorie są różne. I zależne od rasy. Wracając jeszcze do Minbari… podobno macie problemy z ich technologią?

 

-Kościanogłowi mają zupełnie inną filozofię konstruowania. W czasie, gdy my rozwijaliśmy nanotechnologię, oni się modlili. I mimo to, są lepiej rozwinięci od rasy ludzkiej. Nigdy tego nie rozumieliśmy. Może właśnie po to powstał B6, byśmy zrozumieli?

 

– A co, z tymi problemami?

 

– Głównie chodzi o języki programowania i zarządzania. Ludzkie są zwięzłe i jednoznaczne. Jeśli chcesz uruchomić jakiś podzespół, czy po prostu włączyć światło w pokoju, po prostu wpisujesz, lub wymawiasz jakąś komendę. A czytając instrukcję Minbarskich systemów, ma się wrażenie, że to jest druga część Biblii. Wszystko się opiera na emocjach, a same materiały, z których budowano B6 momentami podpadają pod definicję żywych organizmów.

 

– Pewnie pojawią się żarty, na temat mówiących lodówek, czy ożywających pryszniców.

 

– To nie jest śmieszne. Wczoraj na pulpicie mojej konsoli dowodzenia dostałam informację: "przegrzewa mi się układ C5.3476Y///Babylon6". Technicy stwierdzili, że stacja samoistnie wysłała tę wiadomość, mimo że system powiadamiania o awariach nie obejmuje ani przegrzewających się części ani układu C5.3476Y.

 

– Takie są już nasze czasy. Teraz biotechnologia, a niedługo… może sami będziemy tworzyć nowe życie… Jak sobie z tym radzi Dean?

 

– Kapitan? Śmiem podejrzewać, że kiepsko. Niech pan mnie nie zrozumie źle, ale kapitan Shelby wydaję się być zupełnie niezainteresowany uruchamianiem i rozwojem stacji. Nie zależy mu. A do tego woli bawić się w wysłannika Boga.

 

– No proszę, takie słowa z ust pani oficer! – Jethro uśmiechnął się szelmowsko – Trzeba być wyrozumiałym, szefowanie stacją kosmiczną, po kilku latach spędzonych w oparach alkoholu… i przemyśle międzyrasowego porno… może być dla niego wyzwaniem, dla własnej psychiki. Ja oczywiście nie umniejszam jego wcześniejszych zasług. Tylko trzeba mu dać trochę czasu, po tak trudnym okresie.

 

Poza tym, kto wie. Może naprawdę przywróci ludziom wiarę w Boga?

 

– Po tym, jak zdobyliśmy kosmos, a Vorloni opuścili naszą galaktykę? Mogę się założyć, że nie.

 

– Z chęcią się założę, Co jest na tej stacji cennym towarem?

 

– Jeśli pan wygra, będzie mógł pan do mnie mówić po imieniu.

 

– W takim razie, zakład!

 

 

 

Kamera pokazuje stację z dużego oddalenia, powoli obracającą swe panele słoneczne, w kierunku lokalnej gwiazdy – czerwonego karła.

 

W telewizji polecą teraz reklamy, więc wykorzystam ten czas na na opisanie wyglądu Babilon 6.

 

Jego kształt przypomina głównie walec, z gigantyczną elipsą w podstawie. Lub stertę naleśników – będących piętrami. Każde takie piętro ma około 750 tysięcy metrów kwadratowych. Na samym szczycie idealnie płaską powierzchnię zakłóca poziom zielony, przykryty przez oranżerię – wielką bańkę z kryształu i grafenu.

 

 

Jeśli już sobie wyobraziliście stertę naleśników, teraz z jej spodu wytnijcie duży kawałek – wnęka jest portem dla ogromnych transportowców, których długość czasem dochodzi do dwustu metrów. Tam odbywa się rozładunek towarów, w próżni, oraz serwis statków kosmicznych. Teoretycznie można zamienić to miejsce w stocznię, o ile jest takie zapotrzebowanie.

 

Po drugiej stronie stacji kosmicznej jest port pasażerski, również dla gigantów – zdolnych pomieścić, całkiem komfortowo, setki tysięcy podróżujących naraz. Port ten sygnalizuje brama – szerokości stu metrów, wysokości osiemdziesięciu. Za nią jest, odgrodzony od przestrzeni kosmicznej, port, w którym mogą w spokoju osiąść statki. Z uwagi na brak powietrza, pasażerowie są doprowadzani do wnętrza stacji, za pomocą szczelnych rękawów.

 

Na jednym skraju stacji jest port pasażerski, na drugim – towarowy. Pomiędzy nimi, jak gdyby na boku, jest wnęka dla mniejszych jednostek (do około 50 metrów długości), a obok wnęka dla taksówek powietrznych.

 

 

Owe taksówki są wielkości naziemnych samochodów i mają dwa główne cele. Najważniejszym jest transport istot, ze statków niemieszczących się do portu (takowe są rzadkością, lecz istnieją – niektóre wielkością niewiele ustępują samej stacji).

 

Drugim celem są wycieczki na pobliską planetę, lub zwykłe wycieczki turystyczne, w pobliską przestrzeń.

 

Z przeciwnej strony, do opisanych wnęk, są wnęki sił obrony Babylonu – wszelkiej maści myśliwców, niszczycieli, czy większych jednostek.

 

 

Nad portami rozpoczyna się najniższy poziom (tudzież najniższy z naleśników) – brązowy. W nim znajdują się miejsca pracy fizycznej – obsługa statków, warsztaty konserwujące i produkujące części, czy obsługa reaktorów atomowych(dających energię stacji i dokującym statkom).

Nad brązowym są dwa poziomy obcych – pomarańczowy i żółty. Główną różnicą, między nimi, są rasy zamieszkujące. Pomarańcz jest utożsamiana z mało znanymi rasami, a żółć to przede wszystkim istoty liczące się w kosmicznej polityce (jak Centauri, Narnowie i Minbari).

 

Ponad poziomami obcych są dwa ludzkie poziomy – fioletowy i niebieski. Niektórzy twierdzą, że to dyskryminacja, by ofiarować jednej rasie aż tyle miejsca. Ale ostatecznie, Babylon 6 jest kolejną stacją, finansowaną wyłącznie przez ludzi, którzy mieli absolutne prawo, do rozporządzania architekturą, wedłúg własnych potrzeb.

 

Na poziomie niebieskim jest "dach" z czarnych, grafenowych kolektorów słonecznych, które jako kwadratowe płytki, mogą zmieniać kąt nastawienia, by możliwie najlepiej zbierać energię (i tym samym dopełniać reaktory atomowe). Wśród nich tworzy wyspę, już wspominana oranżeria, przykrywająca poziom zielony.

 

Jak można się domyślać, każdy kolor każdego poziomu jest uzewnętrzniony, co czyni B6 nieco pstrokatym.

 

Ostatnią, wartą nadmienienia rzeczą, jest szyba pomieszczenia dowodzenia. Znajduje się nad wrotami portu pasażerskiego i ma podobną wielkość. Jest prawdopodobnie największą jednolitą szybą w galaktyce. Nie ma to większego, praktycznego zastosowania, ale jest rekordowa i ładnie się prezentuje.

 

Wygląda na to, że reklamy już minęły – czas wracać do wnętrza.

 

 

Leena Mraqel niepewnie przemykała się korytarzami brązowego sektora. Jej niepokój był spowodowany kilkoma czynnikami. Jednym było nieprzyjazne otoczenie – ten poziom nie był projektowany, by być pięknym. Maksimum użyteczności wprowadzało nieprzyjemny, bezduszny klimat.

 

Kolejną rzeczą, która lekko przerażała Leenę, byli pracownicy. Dużą część stanowili ludzie, ale i tak co chwila wpadało się na dziwaczny wytwór natury, z losową liczną kończyn.

 

"Nie powinnam się bać… sama jestem obcą rasą" – pomyślała, lecz nie dodało jej to odwagi. Zdawała sobie sprawę z faktu, że jest w połowie człowiekiem, a w połowie Vernanem. Niewprawne oko mogłoby tego nie zauważyć, ponieważ od przeciętnego Ziemianina różniły ją tylko nieco większa postura, bardzo ostro zarysowane kształty twarzy i żółte tęczówki oczu. Oraz wyostrzone zmysły i doskonały refleks, o czym przekonywała się każda jej ofiara.

 

Po pewnym czasie doszła do robotniczego baru (choć w myślach mówiła "speluna"), rozejrzała się po stolikach. Ujrzała mroczną postać, powoli sączącą nieapetyczny, czarny trunek.

 

 

– Cały dzień tu tak siedzisz? – spytała

 

– Leena, jednak przybyłaś… siadaj. – skrytobójczyni spełniła życzenie, ubranego w szmaty przyjaciela

 

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak trudno się tu dostać..

 

– Masz szczęście, że udało ci się to zrobić przed oficjalnym otwarciem. Teraz jeszcze wpuszczają każdego, potrzebują pracowników.

 

– Jasne. – Leena nie miała ochoty dzielić się historią o kapłanie

 

– O pracy mówiąc… Zaczniesz…

 

– Chwila! Nie taka była umowa! Ja dla nikogo nie pracuję! Miałam wykonać dla ciebie ostatnie zlecenie, za dużą kasę i to miał być koniec!

 

– Nie, niee. Chyba czegoś nie zrozumiałaś, złotko…

– Wykonuję wolny zawód i nikt mi nie będzie rozkazywał, a w szczególności ty.

 

– Dalej nic nie rozumiesz, moja złota rybko. Rozejrzyj się, właśnie schwytałem cię do swojego akwarium.

 

Leena ujrzała wokół siebie kilku brzydkich obcych, z antylaserami w łapskach. To był zły znak. Postrzał z konwencjonalnej broni jest łatwy do zregenerowania (szczególnie u pół Vernanki). Lecz antylasery pochłaniają materię, czyniąc niemożliwym jej odbudowanie. Oraz czyniąc szybką śmierć.

 

– Heh, to dobre. Teraz mnie zatrzymasz. A co zrobisz, żeby mnie kontrolować później? – zapytała retorycznie, bo w zasadzie znala odpowiedź.

 

– Wykorzystam dobrodziejstwo mariażu telepatii z techniką. Już przygotowałem stosowny implant. Ech, nie masz co narzekać, nikt nie będzie dostawać tak szybko rozkazów, jak ty!

 

– Co za łaska! Problem w tym, że ja tych rozkazów nie będę wykonywać!

 

– Będzie mi cię naprawdę żal. Implant wybuchnie, a ty staniesz się martwą rybką…

 

– Wiesz co? Nie mogę z tobą robić interesów, jesteś brzydki!

 

W tym momencie Leena przeskoczyła przez stół, wbiła mrocznemu sztylet w czubek głowy, chwyciła go i cisnęła w najbliższego najemnika z pistoletem, w tej samej chwili skacząc pod stół, by uniknąć strzału antylasera. Jednak nic jej ta obrona nie dała, gdy zobaczyła kilka powiększających się dziur, w blacie. Rozpędziła się, ze stołem w ręku i skoczyła na obcego, używając mebel, jako tarczy. Uderzyła go, skręcając mu kark, znalazła się za nim i przytrzymała, dla osłony (chwytając jego broń).

 

"No i kto powiedział, że stare metody nie są najlepsze?"

 

Celnym strzałem wypaliła jednemu z napastników dziurę w głowie, drugiemu w brzuchu. Syczące i szybko znikające ubranie uświadomiło jej, że sama prawie oberwała i czas już się wycofywać. Odrzuciła trzymanego trupa i strzelając do tyłu, na ślepo, wybiegła z baru.

 

Biegła kilka minut, póki nie stwierdziła, że przeciwnicy i tak nie mają takiej kondycji, jak ona – więc nie ma potrzeby dalszego wysiłku.

 

 

"Po co biec dalej, skoro ich pracodawca już nie żyje? Pewnie w tej właśnie chwili go okradają. Szkoda mi trochę tego sztyletu, sporo mnie tu kosztował."

 

Trzeba nadmienić, iż nie był to wykwintny sztylet – tylko zwykły kawałek stali, poddany obróbce termicznej, lecz kosztował większość funduszy Leeny. Ze względu na wyjątkowo skuteczną ochronę, broń jest towarem deficytowym, na stacji. Oczywiście, nic nie jest niemożliwe – antylasery przybyły ze statusem towarów kolekcjonerskich i bez problemu przeszły przez kontrolę celną. Dlatego skrytobójczyni cieszyła się w duchu, ze zdobytego oręża. "Tylko co ja teraz zrobię, ze sobą?…"

 

 

– Ooo, pan mnie źle zrozumiał, wyraźnie powiedziałem: za darmo!

 

– Jak to "za darmo"?! Nic nie ma za darmo!

 

– Bóg jest!

 

– Nieprawda! Trzeba składać ofiary, albo opłacać atencję Boga!

 

– U tego Boga nie trzeba.

 

– To czyj to Bóg?

 

– Wszystkich!

 

– Centaurich też?

 

– Oczywiście!

 

– Nieprawda! Bogowie Centauri nie są tacy głupi, żeby być bogami za darmo!

 

– Ooooo! – Vitantonio Liuzzi miał dosyć użerania się z zainteresowanymi. Byli ciekawi, dopóki nie dowiadywali się o darmowości religii. Wyczuwali podstęp i oszustwo. Ksiądz, zdenerwowany, zamknął kaplicę, usiadł w fotelu na zapleczu i popatrzył na obrazek swojego imiennika (wielokrotnego mistrza świata Formuły 1, z dwudziestego pierwszego wieku)

 

– Och, co ty byś zrobił na moim miejscu, Królu Opanowania? Hmm, pewnie byś sobie poradził. Podobno mam twoją krew…

 

– Czyją krew? – Kapłan podskoczył, na słowa Leeny Mraqel

 

– Yy, a to ty…jak się tu dostałaś?

 

– Zdążyłam przytrzymać roletę, zanim ksiądz ją zamknął. Czyją krew?

 

– Mojego wielkiego przodka. Ale ty pewnie nie zrozumiesz, jesteś kobietą. Kobiety nie pasjonują się motorsportem.

 

– Do tej pory nie miałam czasu się tym interesować.

 

-Lepiej powiedz, czemu mnie nachodzisz!

 

– Chciałam jeszcze raz podziękować, za protekcję. Gdyby nie ksiądz, leciałabym statkiem powrotnym na to zadupie wszechświata, Somtari. Teraz mogę wybrać dowolną planetę, na którą będę chciała polecieć.

 

– Już opuszczasz B6? – spytał kapłan, bez większego zainteresowania

 

– Miałam duże plany… ale można powiedzieć, że z hukiem się rozsypały

 

– Aa, słyszałem o tej jatce na brązowym. Czy wiesz, że dokonałaś pierwszych zabójstw, w historii stacji?

 

– Ja… naprawdę…

 

– Nie wiesz co powiedzieć? I pewnie teraz odlecisz, za ostatnie pieniądze, na jakąkolwiek planetę, do której nie dotarły jeszcze listy gończe, z twoją podobizną?

 

– Myślałam raczej o darmowym locie, statkiem towarowym…

 

– Bóg ma inne plany, do twojej osoby… a ja propozycję pracy.

 

– ??? – Leena straciła chwilowo głos

 

– Będziesz moją pomocą. Dostaniesz stałą pensję i będziesz chwalić Pana naszego…

 

– To jakieś kpiny…

 

– …a kiedy ja zechcę, wejdziesz w rolę doskonale ci znaną. Trzeba zabić kilku ludzi, mój baranku boży.

 

– Ale nie za darmo.

 

– Nie za darmo. Przeciwnie.

 

– W takim razie… podnoś roletę, otwieramy się na wiernych!

 

 

 

Kilka godzin później Bertoni i Durango wpatrywali się z podziwem, na tłumy szturmujące kaplicę.

 

– Kapitan chyba się nie pomylił, ten ksiądz sobie naprawdę radzi. – powiedziała pierwsza oficer

 

– Czyżbym wygrał zakład, Cathy?

 

– Przyznaję, wygrał pan.

 

– Mów mi Jethro!

 

– Wygrałeś, Jethro.

 

– Zgłodniałem, może zjemy kolację?

 

– Tego zakład nie obejmował!

 

 

 

Zaciemnienie, oddalenie, śliczny widoczek Babylonu 6 z oddali, napisy końcowe. Koniec!!!

 

Koniec

Komentarze

Dobry "odcinek". Chociaż, według mnie, nie jest to kiczowate.

OK, do konkursu.

Statek wszystko robił sam? Nie potrzebował pilota ani automatycznego pilota? Sam zadokował, sam wyłaczył silniki...? Aha, zapomniałem, że to kicz:)

@Szoszoon - To nie jest błąd. Przypomnij sobie, ile razy powiedziałeś w życiu słowa w stylu "pod bramę podjechał samochód", albo "samochód skręcił w pierwszą ulicę". Sam tego nie zrobił, ale wszyscy doskonale wiemy, że był tam kierowca i nie trzeba precyzować "pod bramę podjechał samochód kierowany przez kogoś", albo "samochód z kierowcą skręcił w pierwszą ulicę".

A nawet, jeśli już jesteśmy purystami językowymi i to nam nie pasuje - już teraz są testowane samochody, które same jeżdżą. Więc czemu za trzysta lat statki potrzebowałyby pilotów?

No właśnie, czemu...? Ja z tych czytelników niedomyślnych i upierdliwych:) 

Nie jestem pewien, czy twoje pytanie jest retorycznym, ale odpowiem w ten sposób - Komputeryzacja postępuje w takim tempie, że można podejmować pytanie, czy człowiek w ogóle będzie potrzebny za x lat? Jeśli tak, to jaka będzie jego rola?
Ale od razu te pytania muszę zamknąć w inny sposób - Babylon to fantastyka naukowa, która jest światem alternatywnym, w którym są inne prawa, niż w naszym wszechświecie. Choć są to prawa opierające się na naszym życiu, jednakże nie muszą być jednakowe.  

Nowa Fantastyka