- Opowiadanie: Renald - Piekielnie dobry inspektor (KOSMIKOMIKA 2011)

Piekielnie dobry inspektor (KOSMIKOMIKA 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Piekielnie dobry inspektor (KOSMIKOMIKA 2011)

– Wczoraj miał pan być, panie Gajda – zauważył prokurator, otwierając przed inspektorem drzwi swojego biura.

– No wiesz pan, robota – wyjaśnił policjant rozkładając ręce.

 

– Proszę usiąść. – Urzędnik, drobny człowiek z wiecznie zadartą głową, wskazał krzesło, ale Gajda minął je i zasiadł wygodnie w fotelu za biurkiem.

 

Prokurator nie wyglądał na zdziwionego, ze stoickim spokojem zajął miejsce przeznaczone dla gościa.

 

– No to mów pan, panie Piłat o co chodzi, bo czasu nie mam – polecił inspektor.

 

– Wolałbym, żeby się pan do mnie zwracał po nazwisku nosiciela, Ostrowski mianowicie – wyniosłym tonem wyraził życzenie prokurator.

 

– Wiem jak się nazywa prawdziwy prokurator, bo to mój dobry kolega. Powoli zaczyna mi go brakować.

 

– On niestety nie odwzajemnia pańskich uczuć, załamał się właśnie przez pana. Opętanie jak najbardziej mu odpowiada – zakomunikował urzędnik.

 

Gajda spojrzał na Piłata nienawistnym wzrokiem, zmanierowane gesty prokuratora doprowadzały go do szału. Opanował się jednak, poprzestając na złośliwym przedrzeźnianiu ruchów urzędnika.

 

– Skoro pan już tu jest, to chciałbym omówić jedną sprawę, która właśnie mi się przypomniała – przemówił prokurator, cierpliwie przeczekawszy dziecinne zachowanie policjanta. – Po cholerę pan się na mnie skarżysz, wszędzie gdzie się da? Czy ja naprawdę się nad panem znęcam? Co ja takiego panu zrobiłem, że się pan mścisz na każdym kroku? – Piłat z trudem skrywał gniew.

 

– Za Chrystusa bydlaku! – zawołał inspektor potrząsając palcem.

 

– Ciekawa ta pańska sympatia do Jezusa, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwag, że actis testantibus, jest pan antychrystem.

 

– Bzdura! – wybuchnął gniewem Gajda.

 

Na szczęście zdołał się opanować i po serii głębokich oddechów wrócił do rozmowy.

 

– Ja się panu dziwie. Pan jesteś człowiek uczony, światowy nawet. I pan mi tu z takimi zabobonami wyskakujesz? Ja przecież człowiek z krwi i kości jestem. No jestem, czy nie jestem?

 

– Jak najbardziej, ale zważy pan, że wspomniany przez pana Jezus, też przyszedł na świat jako człowiek.

 

– No niech będzie, ale co ze mnie za antychryst, skoro ja z natury dobry jestem – zrobił niewinną minę Gajda.

 

– Wymuszanie zeznań, tortury, przekupstwo, pobicia, pijaństwo, skrytobójstwa, kłamstwa… – wyliczał na palcach Piłat.

 

– Wszystko w słusznej sprawie, – przerwał mu inspektor – bądź w afekcie, nie liczy się. Cel uświęca środki.

 

– No właśnie panie Gajda, w tym rzecz, że wcale nie. Jak się panu wydaje, gdzie po śmierci trafił Machiavelli?

 

– Z takim nazwiskiem, to tylko w piekle może się znajdować jegomość – zakpił rozbawiony inspektor.

 

– Istotnie, tyle że ze zgoła innego powodu. Jako najgorętszy zwolennik, wspomnianej przez pana idei, zamieszkuję ten sam poziom piekielny co Hitler i Stalin. No dobra, ale ja z panem o takich sprawach dyskutować nie będę, bo z panem to zawsze: A verbis ad verbera.

 

– Przestań pan do mnie przeklinać po grecku, bo ja lubię jak się po ludzku rozmawia!

 

Piłat poczuł na sobie nienawistne spojrzenie, które Gajda oszczędzał specjalnie na takie okazje. Prokurat świadom tego, że rozmowa spoczęła w niebezpiecznym punkcie, postanowił ratować się zmianą tematu.

 

– Szef dzwonił.

 

– Ooo. – Pokiwał głową zaciekawiony policjant – Pytał o mnie?

 

– Jak zawsze, ciekawi go czy pan w końcu zmądrzał i zaczął przygotowywać się do stoczenia ostatecznej bitwy z siłami dobra.

 

– Się przyczepił no, pierdziel jeden – poskarżył się inspektor.

 

– No wie pan, stary jest, zmęczony, czeka na emeryturę, a tu końca świata nie widać.

 

– Bo by się pogodził, przeprosił za błędy młodości i byłby spokój. Ale nieee… Obrażony wielce, pierwszy ręki nie poda i tylko spokojnym ludziom życie zatruwa – mówił z głębokim przekonaniem Gajda.

 

– Zadanie ma dla nas – oświadczył urzędnik. – Rzekłbym natury politycznej.

 

– Takie to ja lubię najbardziej, zostało mi jeszcze z ubecji. Mów pan, byle jasno i zwięźle.

 

– Z Hadesem są problemy.

 

– Z Hadesem? – zdziwił się inspektor. – To on nie ma demencji?

 

– Ma, tyle że to już tylko marionetka. Stoi za nim ktoś młody, ambitny i bardzo przebiegły. Za jego sprawą zwiększyła się emigracja z piekła. Agenci z Tartaru indoktrynują potępionych, opowiadają jakie to u nich wspaniałe warunki; lepsze powietrze bez toksycznych wyziewów, mniej roboty i same przyjemności.

 

– Bardzo dobrze. Konkurencja dźwignią handlu – popisał się wiedzą ekonomiczną Gajda. – Może Książę Ponurak w końcu jakieś reformy zaprowadzi.

 

– Emigracja jest mu na rękę. Oko na te sprawy przymyka, wie pan jak przeludnienia nie lubi. Problem w tym, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Hadesowcy już nie tylko w piekle, ale i na ziemi działalność mają prowadzić, kult Hadesa na całego chcą wskrzesić. Wywiad, ostrzega, że niedługo na rynek wchodzą i na tą okazję jakąś grubszą niespodziankę przygotowali – produkował się Prokurator podczas, gdy znudzony Gajda, zaczął rysować coś na leżących przed nim aktach.

 

– Zobaczymy czy panu uda się czegoś dowiedzieć w tej sprawie – powiedział urzędnik, ratując przed zbezczeszczeniem dokumenty.

 

Gajda warknął zawiedziony, że nie dano mu dokończyć penisa, który zapowiadał się wyjątkowo dobrze.

 

– Powodzenia życzę. – Piłat nierozważnie podał dłoń inspektorowi.

 

Gajda grzecznie ją uścisnął, nawet zdobył się na uśmiech, który odwzajemnił urzędnik.

 

Uścisk przedłużał się, a mina prokuratora rzedła, bo dłoń policjanta zaciskała się niczym stalowe imadło. Piłat stęknął, jęknął, wygiął się i piskliwym głosem zawołał:

 

– Niech się pan zlituje!

 

Gajda zlitował się, ale dopiero gdy w dłoni nieszczęśnika cos gruchnęło.

 

Piłat szlochając przyłożył obolałą dłoń do brzucha.

 

– Za Jezusa bydlaku, za Jezusa! – zawołał policjant wychodząc z prokuratorskiego biura.

 

 

*

 

 

 

Inspektor postanowił z miejsca zająć się sprawą Hadesu. Jeśli pogłoski dotyczące nadchodzącej akcji Tartaru były prawdziwe, to musiał coś o tym wiedzieć Arkadiusz, zwykle najlepiej obeznany w podobnych sprawach. Informator był aniołem wygnanym i to nie przez Boga bynajmniej; było to jak najbardziej wygnanie dobrowolne, wynikało z modnego ostatnimi czasy zczłowieczczenia się istot wyższych. W zaświatach zapanowała moda na ludzkie wynalazki, szczególnie hazard, pijaństwo i rozpustę.

 

Inspektor, żył z Arkadiuszem w symbiozie, dbał by policja trzymała się z dala od należących do anioła burdeli, w zamian mógł liczyć na cenne informacje.

 

Było przed południem, więc Gajda nie miał wątpliwości, że zastanie anioła w jego luksusowym mieszkaniu, gdzie zazwyczaj odsypiał nocne życie.

 

– Wstawaj łajzo! – wołał policjant po raz kolejny, dzwoniąc do drzwi.

 

Inspektor nie przestawał hałasować, dopóki w drzwiach nie pojawił się Arkadiusz w pośpiesznie narzuconym na siebie jedwabnym szlafroku. Z anielskiej urody nic mu jeszcze nie ubyło. Wyglądał tak dobrze, że na widok jego ślicznej buźki Gajda chował ręce do kieszeni, za bardzo korciło go, by rozkwasić anielską twarz.

 

– Witam, witam, co cię do mnie sprowadza? – grzeczny jak zawsze anioł przywitał Gajdę, gdy ten już trochę mniej kulturalnie, właził do środka, nie czekając na zaproszenie. – Gość w dom Bóg w dom! Czuj się jak u siebie – powiedział Arkadiusz wskazując salon.

 

Mieszkanie informatora było kolejnym powodem by go nie lubić. Gajdy nie stać by było na coś takiego nawet, gdyby kazał sobie płacić potrójną wartość łapówek.

 

– Napijesz się czegoś? – zapytał anioł.

 

– Nie dziękuję, na służbie jestem – odparł Gajda.

 

– Chory jesteś Mieciu, czy jak?

 

– Żartowałem tylko, zawsze chciałem tak powiedzieć. Nalej mi, byle mocnego, bo choruję, po wszystkim co ma poniżej czterdziestu procent.

 

– Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? – zapytał informator, podając policjantowi kufel whisky.

 

– Słuchaj przyjacielu, nie mam dobrych wieści – zaczął inspektor, odwracając wzrok od anioła, który właśnie nalewał sobie alkohol do szklanki. – Przyszedłem osobiście, bo myślę, że będzie lepiej jak usłyszysz to ode mnie. Mam nakaz aresztowania.

 

Arkadiusz aż się zakrztusił. Serię kaszlnięć przerwał policjant silnym uderzeniem w plecy. Anioł runął na ziemię.

 

– Mieciu, przysięgam, mówiła że ma osiemnaście! – tłumaczył się wstając.

 

– Ale ty głupi jesteś, na żartach się nie znasz? Ja bym cię pozwolił aresztować, myślisz? A od czego ma się przyjaciół?

 

– Masz racje, głupi jestem, ale wiesz jakie czasy, nikomu ufać nie można. Brat tylko patrzy, jak tu bratu sztylet w plecy zasadzić. Mów Mieciu, co tam ci trzeba, wiesz, że ja dla ciebie wszystko. – Arkadiusz rozprostowywał obolałe od pierwszej pomocy plecy.

 

– Jakaś akcja ludzi z Tartaru się szykuję. Coś o nich wiesz?

 

– Jak miałbym nie wiedzieć, skoro to my żeśmy ich początki finansowali?

 

– O to ciekawe, mów dalej – polecił Gajda.

 

– Sprawiedliwych coraz mniej, wszyscy się do piekła garną. Trzeba było coś wymyślić, jakąś przeciwwagę dla sił piekielnych znaleźć. No to ktoś wymyślił, żeby im konkurencję ożywić. Popłynęły środki, szerokim strumieniem do Tartaru, a że niedomagającego Hadesa łatwo kontrolować, tym lepiej. Tyle, że z czasem Hadesem zaczął sterować ktoś inny. Nikt nie wie, kto to taki, wiem tylko, że zdążył już jednym i drugim zajść za skórę – opowiadał anioł popijając ze szklanki.

 

– Potrzebuję namiary na jakiegoś ich agenta, żeby śledztwo mogło ruszyć z miejsca.

 

– A proszę bardzo: Stanisław Zawadzki, Wojska Polskiego 74a. Szkoli ludzi, ponoć takich instruktorów jest więcej, ale nie wiem kto koordynuje ich pracę.

 

– Do czego szkoli?

 

– A to już umówmy się Mieciu, ty mi powiesz, bo ja więcej nic nie wiem.

 

– Dzięki za drinka – powiedział odkładając pusty kufel Gajda. – Zostałbym dłużej , ale wiesz jak zapracowany jestem. Do zobaczenia gadzie.

 

 

*

 

 

Gajda poprzez lustro weneckie zajrzał do pokoju przesłuchań.

 

– Cwaniaczek – ocenił siedzącego tam typa z trochę za dużą głową.

 

– Nic nie powiedział – zaraportowała blond ulubienica inspektora, komisarz Sowińska.

 

– Próbowaliście „Nędzników"? – zapytał Gajda, nie przestając wpatrywać się badawczo w jeńca.

 

– „Nędzników", „Komu bije dzwon", „Jądro ciemności" a nawet „ Hrabiego Monte Christo". Ten facet może nie wygląda, ale to największy twardziel od czasów Krwawego Heńka – mówiła policjantka.

 

– Hm – mruknął w zamyśleniu policjant. – Trzeba będzie sięgnąć do czegoś specjalnego. „Przeminęło z wiatrem", tego nie wytrzyma.

 

– Czy to aby nie przesada? Są pewne granice – zaniepokoiła się dziewczyna.

 

– Albo my ich Sowińska, albo oni nas.

 

– Ja wiem, że „Przeminęło z wiatrem" to pański autorski projekt, ale do tego trzeba cierpliwości i opanowania. Jak do tej pory to się zawsze kończyło intensywną terapią.

 

– Wezmę podwójną dawkę na uspokojenie – oświadczył Gajda.

 

– Już pańska zwykła dawka powaliłaby bizona, a pan chce podwójną zażywać?

 

– Nie pękaj dziewczyno, lecę po sprzęt – powiedział inspektor zacierając ręce.

 

Inspektor wszedł do pokoju przesłuchań, nucąc ulubioną melodię utworu Arki Noego. Zawadzki nawet na niego nie spojrzał, skrzyżował ręce na piersi, wlepiając wzrok w ścianę. Gajda zdjął z grzbietu wypchany po brzegi plecak i postawił go pod stołem. Wolne krzesło dla przesłuchującego, przestawił obok zatrzymanego agenta. Siadając spojrzał na Zawadzkiego.

 

– Mam nadzieję, że nie popsujesz zabawy i nie pękniesz za szybko. – powiedział wygrzebując z plecaka album ze zdjęciami.

 

Niewzruszony agent wpatrywał się bez słowa przed siebie.

 

– To ja, moje pierwsze zdjęcie. Urocze prawda? – zachwycał się Gajda wskazując palcem czarnobiały czworokąt. – A tu mnie kąpią, niby taka sikaweczka, a co z tego potem wyrosło…

 

 

 

– Twardy jesteś – przyznał Gajda wyciągając drugi album. – Ale czekaj, się wycieczki zaczną, a jak przetrwasz wszystko, to ci kolekcję znaczków pokażę.

 

Przy trzecim albumie Zawadzki już nie był taki twardy, zaczął się wiercić, odwracał wzrok. Przy piątym skrył się pod stół, ale Gajda nie odpuszczał. Nim skończył opisywać szósty album, przesłuchiwany błagał by inspektor przestał; ale pokazywanie zdjęć pochłonęło policjanta tak bardzo, że opamiętał się dopiero, gdy jeniec usiłował roztrzaskać sobie głowę o ścianę.

 

– Do czego szkoliłeś tych ludzi!? – zapytał Gajda stając nad kulącym się na ziemi Zawadzkim.

 

– Mają głosić słowa naszego pana Hadesa, gdy nastaną dni jego gniewu. Więcej nic nie wiem, przysięgam!

 

– Łżesz, bydlaku już ja z ciebie wycisnę wszystko! – zawołał inspektor chwytając album.

 

– Nie, błagam! Zdradzę człowieka, który mnie zwerbował!

 

– Słucham – przemówił policjant stojąc nad przesłuchiwanym z gotowym do akcji albumem.

 

– Piotr Michałowski!

 

– Co? – zdziwił się Gajda. – Ojciec Piotr Michałowski?

 

– Tak to on, to on. – Jeniec rozkleił się już całkowicie, mazał się jak małe dziecko.

 

– Łżesz łajzo, to mój spowiednik jest! Jeszcze odszczekasz…

 

 

 

Widok zamyślonego przy biurku Gajdy, gryzł się z kipiącą życiem resztą komisariatu. Nic tam nie pozostawało w bezruchu, krzątali się policjanci, awanturowały się prostytutki, ktoś się kłócił, ktoś wygrażał. Słowem burdel.

 

– Chyba pan przesadził z Zawadzkim – zagadnęła Sowińska.

 

– W jakim jest stanie? – zainteresował się inspektor.

 

– Najbardziej sensowne, co dotychczas powiedział, to, to że jest kolorowym ptakiem.

 

– No to chyba będę musiał porozmawiać z ojcem Piotrem – powiedział struty policjant.

 

 

*

 

 

– O kogo ja widzę? Wchodź, co tak stoisz Mieczysławie? – przywitał milczącego Gajdę ojciec Piotr.

 

Mieszkanie księdza było skromne, podobne wrażenie sprawiał poczciwie wyglądający kapłan.

 

– Usiądź proszę – Piotr wskazał miejsce przy stole. – Chcesz kawę czy herbatę?

 

– Dziękuję, nie mam na nic ochoty – odparł policjat stojąc.

 

– Coś cię trapi przyjacielu, coś się stało? – zaniepokoił się ksiądz, widząc przygnębienie inspektora.

 

– A no stało, stało.

 

– Mów śmiało, wiesz że mnie możesz zwierzyć się ze wszystkiego.

 

– Chodzi o to… – Gajda przerwał, próbując bezskutecznie opanować ogarniającą go złość. – … że ksiądz jesteś heretyk, apostata, odszczepieniec i Judasz! Wiem o wszystkim! – wybuchnął nagle Gajda. Mimo, że wrażenie jakie wtedy sprawiał, nie jednego przekonałoby o piekielnym pochodzeniu inspektora, ksiądz zachował zimną krew.

 

– To nie tak Mietek – powiedział kapłan siadając. – Anioł mi się objawił – zaczął tłumaczyć natchnionym głosem. – Długo mówił jakie to złe czasy nadeszły, ty zresztą wiesz, widzisz jak mało osób w kościele. Niebiański powiedział, że czas to zmienić, kazał zgłosił się do takiego jednego i z nim układ zawrzeć. Ja mam tylko heretykom ludzi na kaznodzieji wyszkolić, a oni tam u siebie pod ziemią stworzą zarazę. Jak ludzie na własnej skórze gniew boży odczują, znowu uwierzą. Siły nieczyste skorzystają, fałszywe słowo głosząc, ale dla nas korzyść większa.

 

– Może to i nie głupie. – Zamyślony Gajda usiadł przy stole. – Ja już od dawna mówię, że taka zaraza to by się tu przydała, żeby ziarno od pledów oddzielić.

 

– A widzisz bracie, takie czasy nadeszły, że cel uświęca środki – przemówił ksiądz.

 

Gajda wzdrygnął się.

 

– Właśnie nie – powiedział olśniony. – Niech ksiądz to powie Picassowi.

 

– Co? – zdziwił się Piotr.

 

– No Picasso, największy głosiciel wspomnianej przez księdza idei, za to teraz w piekle gnije. Poza tym góra od średniowiecza podobnych rzeczy się nie praktykuje, ktoś księdza zmanipulował. Jeszcze się wszystko odkręci – powiedział Gajda podrywając się z miejsca. – Kiedy ta zaraza?

 

– Za tydzień ma wybuchnąć, ale przekażą mi ją już dziś o północy.

 

– Da radę ją ksiądz zneutralizować?

 

– Chyba tak.

 

– No to gdzie to przekazanie ma nastąpić? – zapytał Gajda z odzyskanym animuszem. – A, i jeszcze jedno, ksiądz mi tego anioła dokładnie opisze.

 

 

*

 

 

Przekazanie zarazy, poza niegroźnym poturbowaniem agenta Hadesu, odbyło się bez większych komplikacji. Gajda zapomniał szpiegowskiego szyfru i musiał siłą wydrzeć klatkę z zarazą. Stworzenie mające przynieść zagładę ogromnej ilości ludzi od razu urzekło inspektora, który co chwila zaglądał do klatki nie mogąc się napatrzeć.

 

Pierwszy raz szósty zmysł dał Gajdzie znać, gdy wchodził po schodach do mieszkania księdza. Nim wspiął się na drugie piętro, przeczucie było tak silne, że mimowolnie wyciągnął pistolet. Drzwi do mieszkania Piotra były lekko uchylone, inspektor nie wypuszczając z dłoni cennego ładunku, wślizgnął się do środka. Nagle pokój rozświetliło światło wystrzału. Raniony w pierś policjant runął na ziemię, nie dostrzegł napastnika, kątem oka zobaczył tylko leżącego w kałuży krwi księdza. Padły kolejne strzały, ale Gajda już nie poczuł raniących go kul, ktoś tylko upewniał się, że inspektor nie wstanie.

 

 

*

 

 

Gajda przebudził się w szpitalu, otoczony medyczną aparaturą. Nie pamiętał w jaki sposób trafił do szpitala, więc zdziwił się, widząc zabandażowany po szyję korpus. Minęło jeszcze parę godzin nim wróciła mu jasność umysłu. Wtedy zaczął przypominać sobie ostatnie wydarzenia. Przy okazji dokładnie wszystko sobie przemyślał.

 

Burzliwe reakcje myślowe doprowadziły do zdumiewającego zachowania inspektora. Energicznymi, aczkolwiek nieskoordynowanymi ruchami, uwolnił się od aparatury i odziany jedynie w fartuch, który niewiadomo dlaczego nie osłania pośladków, poszedł wypisać się ze szpitala; a że to nie takie proste wypisać się w środku nocy, poza tym nikt o zdrowych zmysłach nie wypuścił by pacjenta w takim stanie, Gajda opuścił szpital samowolnie. I co ciekawe, nie przeszkodziła mu w tym nawet goła dupa.

 

Ubrawszy się jak człowiek, prosto ze swojego mieszkania ruszył w odwiedziny do starego przyjaciela.

 

Arkadiusz spał słodko jak niemowlę. Przebudziło go jakieś dziwne sapanie. Oniemiał ze strachu, gdy po zapalaniu lampki, ujrzał nad łóżkiem wkurzonego Gajdę. Inspektor chwycił go błyskawicznie i cisnął o szafę. Impet uderzenia był tak potężny, że od masywnego mebla odleciały drzwiczki. Gajda doskoczył do oszołomionego anioła i sprawił, że ten przeleciał na drugą stronę sypialni i lądując roztrzaskał szklany stolik.

 

– Od razu wydało mi się podejrzane, gdy ksiądz powiedział, że ukazał mu się anioł – mówił policjant wolnym krokiem zbliżając się, do próbującego wstać Arkadiusza. Oczy inspektora płonęły piekielną nienawiścią, przed którą struchlał by najodważniejszy nawet demon. – Dziwnym trafem opis tego anioła bardzo przypominał ciebie. – Gajda pomógł wstać Arkadiuszowi.

 

– Mieciu to fatalne nieporozumienie, o co ty mnie podejrzewasz? – próbował ratować się obolały informator.

 

– Długo się zastanawiałem, po co miałbyś zadawać sobie tyle zachodu. W końcu doszedłem do wniosku, że jeśli komuś udałoby się stworzyć odtrutkę, nim zaraz wybuchnie, zdobyłby fortunę i wielką władzę. Genialna dedukcja, nieprawdaż? – kończąc mówić Gajda, potężnym ciosem w brzuch sprawił, że Arkadiusz padł na podłogę złożony jak scyzoryk.

 

– Najbardziej nie dawało mi spokoju pytanie, dlaczego naprowadziłeś mnie na właściwy trop. Aż w końcu mnie olśniło. Wiedziałeś, że ten pomysł mnie urzeknie, zaangażuję się i będzie można mi przypisać winę.

 

Gajda chwycił pokaszlującego anioła za gardło i przycisnął go do ściany.

 

– A teraz mnie posłuchaj – policjant wyciągnął pistolet i przystawił go do anielskiej słabizny. – Możliwe że się mylę, ale ty i tak masz tylko jedną szansę ocalenia klejnotów. Odpowiedz mi na jedno proste pytanie. Jeśli nie znasz odpowiedzi, to twój pech, ja i tak wystrzelę. Rozumiesz?

 

Arkadiusz, nie czekał na pytanie inspektora, wskazał palcem na roztrzaskaną szafę. Gajda dopiero teraz w obnażonym wnętrzu dostrzegł znajomą klatkę.

 

– Dogadamy się, odpalę ci połowę. Sam nie znajdziesz nikogo, kto wytworzy serum – przemówił poturbowany Arkadiusz.

 

Policjant wyciągnął klatkę z szafy.

 

– Tęskniłaś za mną? – zapytał pieszczotliwie, zaglądając do wnętrza.

 

– No dobra co mi tam, odpalę ci siedemdziesiąt procent. No zastanów się Mieciu – mówił trzęsąc się ze strachu anioł.

 

– Pozdrów ode mnie Picassa – powiedział policjant wyciągając pistolet.

 

– Mieciu, jakiego…

 

Gajda z hukiem i bez zbędnych formalności odprawił nielegalnego imigranta.

 

 

*

 

 

 

– Jak się pan miewa? – Piłat przywitał Gajdę w biurze, zachowując znaczny dystans. Zagipsowana ręka nie pozwalała zapomnieć z kim, miał do czynienia.

 

– Wybornie, rany się goją – oznajmił inspektor, jak zwykle siadając na miejscu prokuratora.

 

– Czytałem pański raport. Cieszę się, że udało się panu skłonić tych przestępców, by przyznali się do zabicia księdza i Arkadiusza. Co jak co, ale zatuszować sprawę pan potrafi – mówił Piłat zabierając dokumenty z biurka, przypomniały mu się artystyczne skłonności inspektora.

 

– Nie takie numery się robiło! – puszył się Gajda.

 

– Choć z trudem mi to przychodzi, musze pana pochwalić, zapobiegł pan katastrofie. A skoro mowa o zarazie, w raporcie nie ma wzmianki o tym, co się z nią stało – zauważył urzędnik.

 

Gajda uśmiechnął się szeroko.

 

– O nie panie inspektorze, to zbyt niebezpieczne, nie może pan jej zatrzymać!

 

– Spokojnie, już ją oswoiłem, przynosi mi kapcie. Nie w głowie jej żadne wybuchanie – oznajmił dumnie Gajda wstając.

 

– Panie inspektorze, tak nie można! – zawołał, za wychodzącym policjantem Piłat.

 

– Chyba mnie nie ukrzyżujecie, co?! – zza drzwi doszedł głos rechoczącego inspektora.

Koniec

Komentarze

haha, to opowiadanie ma w sobie więcej mocy, niż większość patetycznych "dzieł" tutaj.

Inspektor Gajda jest zajebisty :>

Piąteczka za poprawę humoru - kropeczka na koniec. 

całkiem przyjemnie się czytało.
czasem drażnilo niedojrzałe poczucie humoru, ale większość żartów trzymała poziom.
nie mogę ocenić punktowo więc ode mnie tylko słowna czwóreczka.

Dobre :)

O, jest Gajda! :) Jutro przeczytam.

nie no, drugi raz tu wracam, tak mi się spodobało. 

Grafika własna? Niezwykle sugestywna. 

OK, do konkursu. 

 

Paweł, rysunek nie jest mój, ale rzeczywiście mówi wszystko o Gajdzie.

Przyjemny tekst i momentami całkiem zabawny.

Pozdrawiam.

Całkiem przyjemne opowiadanie.  Ale te fotografie - czy to nie kalka z Pratchetta?

Nie wiem, nie lubie Pratchetta.

Fajne :) Lubię takich antybohaterów. 5

Nowa Fantastyka