- Opowiadanie: kizia - Awantura o pieska (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Awantura o pieska (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Awantura o pieska (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Promienie świetlne tańczyły po suficie, gdy spotkały się ich spojrzenia.

 

– Panie Luma, czy mógłby pan wreszcie wymeldować Herbatę?

 

Srebrnooki mężczyzna pochylił się nad gustownym stołem. Zmrużył oczy w geście niezadowolenia.

 

– Pani nie wie – westchnął ciężko. – Ona już dawno została wymeldowana. Poza tym… Poza tym… ach, ach, brak mi słów!

 

Podczas gdy pan Lues – gdyż tak się w rzeczywistości nazywał – rozmyślał żałośnie nad kolejnym przejęzyczeniem, ona nie mogła oderwać od niego wzroku.

Cóż za niepospolite rysy twarzy! – Myślała. – Lekko zakrzywiony nosek, taki różowy i męski. Spływające na czoło włosy. Uszy – duże, okrągłe – świadczą o niebywałej inteligencji. I ta karnacja! Po prostu cudo! Jak malinowa herbata. Herbata… – Skrzywiła się na samą myśl o niej. – Na szczęście jednak, powiedział właśnie, że już ją wymeldował. Nie musi więc być zazdrosna. …Ach te mięśnie, rysujące się pod bawełnianym sweterkiem. Ciężko nie zemdleć z wrażenia, gdy się patrzy na taką muskulaturę. – Podniosła nieśmiało gazetę wachlując zaróżowioną twarz.

 

– Mały pieseczek, malusi milusi! Łiiiiiii! Łiiiii! Taki malusi, milusi! – Młoda dama wbiegła do pomieszczenia, a wraz z nią czarne włochate stworzenie.

 

Kobieta i mister powiedli za nimi wzrokiem. Włączył się wyjący alarm. Ktoś złapał się za głowę. Ktoś się potknął. Głos z głośnika oznajmił:

 

– Alarm, alarm! Do strefy sterylnej wkradło się zwierze!

– Co teraz zrobimy? – zapytał mężczyzna.

– Milusi? – Podziwiająca go towarzyszka Jupiter z zaciekawieniem próbowała odszukać kłębek. Po raz pierwszy w swoim życiu widziała takie stworzenie.

– Milusi, milusi, niech mi pani zawierzy. Musimy go ocalić! – Młoda dama nie kryła entuzjazmu.

– Czy to nie za wiele entuzjazmu jak na tak młodą damę? – zapytał Lues. – Zresztą… ja już jestem za stary… zbyt zgrzybiały… nie mam już tego ducha walki.

 

Młoda dama rzuciła się do drzwi. Małą niewinną piąstką zaczęła bić w mechanizm opuszczający dźwiękoszczelna klapę. Alarm rozległ się z podwójną siłą.

 

– W sektorze trzecim zostaje opuszczona klapa bezpieczeństwa – oznajmił spiker.

– Jesteśmy bezpieczni! – Pogodna dziewczyna pomachała chusteczką i wyszeptała to zdanie kolejne sześć razy. Łącznie siedem. Uśmiechnięta pochwyciła kłębek, który skulił się nieopodal jej nogi. Jupiter podbiegła do nich truchtem.

 

– Ojej! Jakie on ma piękne oczka! – wykrzyknęła w zachwycie.

– Prawda? Proszę, niech pani spojrzy na te kudłate łapki! – Dziewczyna wskazała palcem na lśniącą sierść. – Jestem Euzebia, a pani? – zapytała.

– Miło mi, Jupiter. A to mój przyjaciel, Lues. – Skinęła głową w kierunku mężczyzny.

– Mężczyzna? – Euzebia nie kryła zdziwienia.

 

– Proszę unieść klapę! – Zza pancernej przegrody dobiegł rozkazujący głos.

 

Euzebia wykrzywiła śliczne usteczka.

 

– Klapa jest dźwiękoszczelna, jak pan może wydawać zza niej polecenia? – prychnęła z niesmakiem. – Widział ktoś kiedyś coś takiego! – Tupnęła małą nóżką i zwracając się w kierunku pieska szepnęła: – Takie ma kudłate futerko, takie mięciutkie… a jaki jest inteligentny, od razu widać po tych cudnych oczkach!

 

Jupiter skierowała swój wzrok w stronę towarzysza. Czując nagły przypływ strachu rzuciła mu się w objęcia.

 

– Och Lues, Lues! A jeśli zginiemy?! – wykrzyknęła.

 

– Pani jest głupia! – ryknął głos zza klapy. – Przecież zasuwa nie opuściła się do końca. To dlatego mnie pani słyszy.

– Rzuca się w objęcia mężczyzny, ale żeby od razu głupia? – Euzebia nie kryła zdziwienia.

– Proszę odsunąć klapę – łagodnie wyszeptał mężczyzna. – Nie zrobimy pieskowi krzywdy. Poddamy go sterylizacji, to znaczy… ekhm… wyjałowieniu.

 

– Nie! Proszę ich nie słuchać! – wykrzyknął Lues. – Oni chcą skrzywdzić pieska! Ja znam dobrze takich jak wy! – W geście śmierci pomachał palcem w kierunku klapy.

 

– Ostrzegam pana. – Stanowczy głos nie kazał na siebie czekać. – Jest z nami Herbata. Przysięgam, jeśli pan nie otworzy, to natychmiast ją wypiję!

Po smętnej posadzce, tuż obok nieobsuniętej do końca klapy przemknął cień Herbaty. Był to cień niewyraźny, przestraszony.

 

– A więc to było kłamstwo! – wrzasnęła Jupiter rwąc w złości swoją sukienkę. – Nie wymeldowałeś jej! Jak mogłeś! Ty podły! Ty…! – Zatopiła się w niekontrolowanym szlochu.

 

Lues wzruszył lewym ramieniem. Tylko lewym, gdyż prawym nie mógł ruszać, odkąd jego ciotka Aldona użyła na nim swoich złych mocy podczas ostatnich wakacji na Marsie. Dlaczego to zrobiła? Nie pamiętał… Tak czy inaczej wzruszył ramieniem, bo cóż miał powiedzieć? Nic nie miał do powiedzenia.

 

– Niech pan nie poświęca Herbaty – rzekła ugodowo Euzebia. – Szkoda jej, może się przydać. – Odgarnęła ręką niesforny kosmyk. – Poza tym, jak się panu znudzi, to wymieni ją pan na penicylinę. – Uśmiechnęła się nieśmiało.

– Pewnie jest smaczna – wygwizdał piesek. – Nie poświęcać!

– Nie-po-świę-cać! Nie-po-świę-cać! – Zawtórował chór za klapą.

Mężczyzna podrapał się po głowie.

– Cóż… w takim razie… nie poświęcę – powiedział.

Euzebia z radością uniosła pieska do góry, a ten lewą tylną łapką uruchomił przycisk podnoszenia klapy.

 

– Ja tego nie zniosę – powiedziała cała już naga Jupiter.

W amoku, który nią zawładną zdarła z siebie wszelką odzież. Istotnie słowa, które wypowiedziała, a które były jej ostatnimi słowami, nie były kłamstwem. Porwała czarny marker ze stołu i napisawszy na swym czole liczbę 13 wyskoczyła przez otwarte okno. I choć była zwiewna jak mały motylek, wiatr nie zdołał jej unieść na swym skrzydle. Zmarła śmiercią samobójczą.

Sztab fachowców znalazłszy się w pomieszczeniu otoczył pieska.

 

– Ostrożnie, ostrożnie – gwizdało zwierze, umieszczane w maszynie sterylizacyjnej.

– A nie mówiłam, że nad wyraz inteligentny? – Skinęła Euzebia do mężczyzny w zielonym surducie.

 

– Moja miłość! Moja miłość nie żyję! – Lues zdając sobie sprawę ze swej straty ułożył ręce na piersi w pożegnalnym geście. Po jego policzku spłynęło siedem łez.

Tańczące po suficie promienie świetlne ulitowały się nad jego dolą. Ogarnęły blaskiem słone łzy. Rozweseliły się serca ludzkie (i jedno serce psie), gdyż każdy odczytał to jako dobrą wróżbę.

 

– Nie płacz – rzekła Euzebia. – Zielony to kolor nadziei. Teraz zostaniemy rodziną. Ty, ja, Herbata i pies!

Koniec

Komentarze

Uśmiechnąłem się po przeczytaniu ale nie wiem, czy było to związane z tym, że śmieszne, kiczowate czy może coś innego i śmiech innego rodzaju ;)

Błędnie zapisane dialogii. Polecam Mortycjanowy PORADNIK. Poza tym jest nieźle, ale - kurczę - ani się nie śmiałem, ani jakiegoś celowego kiczu w tym nie dostrzegłem. Nie szczególnie mnie to przekonało, szczerze mówiąc.
Pozdrawiam.

OK, do konkursu.

Dzięki Redil za poradnik :)

Podziękuj Mortycjanowi, że mu się chciało go napisać:)

Hm... No nie wiem. Generalnie odebrałem to opowiadanie jako słabe, ale nie kiczowate. Raczej nieudaną (zamierzenie, rzecz jasna) groteskę, czy coś w tym stylu. Może to też kwestia pojmowania kiczu, ale ja odczuwam poważną różnicę między opowiadaniem (czy filmem, książką itp.) kiczowatym, a słabym. A w tym tekście widzę bardziej stylizację na to ostatnie.
No i nie śmiałem się niestety, tylko czytałem w największym skupieniu, żeby załapać, o co chodzi. Nie załapałem. Wybacz.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Zakręcone ale chyba nie kiczowate. Mnie się opowiadanie podobało, a jedno słowo szczególnie: "wyjałowić" pieska. Po prostu piękne.

O, przykro mi, ale to na pewno nie jest kicz :D
Lekko głupkowate, zakręcone, wymagające uwagi, przejaskrawione i trochę mdłe. Ciekawa mieszanka, mnie posmakowała :)

A to chyba za sprawą pana Lues.
Zastanawiam się, kto jeszcze się zorientował: Lues, czyli kiła, choroba weneryczna leczona penicyliną.... "...jak się panu znudzi, to wymieni ją pan na penicylinę.- Uśmiechnęła się nieśmiało."  - zaśmiać się trzeba, tym bardziej, że odniesienie prawdopodobnie zostanie niezauważone.
Przy tym ten cały piesek, którego nie wiadomo czy kastrują, czy odkażają :P

ARGHH! Albo jestem głupi, albo.... w każdym razie, nie zrozumiałem tekstu - to dla mnie za wysoki stopień absurdu. Może i kicz, ale ja mam na to alergię!

Bardzo mi przypadł do gustu Twój komentarz ZombieCamel ;) Mało rzeczy cieszy bardziej niż wywołana alelrgia, mam nadzieję tylko, że nie była śmiertelna.

Cieszę się również, że ktoś zwrócił uwagę na pana Lues i penicylinę! Bez tego nie zostałabym zdemaskowana XD

Poza tym różnorodność komentarzy mi schlebia (cieszy się serce moje razem z sercem psim). Kiczu nie ma, szału też nie ;)

Więc i ja się cieszę twoim szczęściem :p Jeszcze żyję, choć byłem zszokowany, niczym wierszami awangardy.
Generalnie, jestem szalenie ciekawy, jak nam wszystkim pójdzie w konkursie - rywalizacja jest niesamowicie zacięta

Nowa Fantastyka