- Opowiadanie: kasjang - Trzy smoki (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Trzy smoki (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Trzy smoki (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Kop, synu, kop! Gruźlik przysiadł na płaskim kamieniu i wziął się za przeżuwanie czerstwej kromki.

Już nie mogę… sapnął Gruźliczek. Na wąskich palcach chłopca pojawiły się pęcherze. Po chwili łopata wyśliznęła mu się z dłoni i plasnęła o błocko.

Masz kęsa. Gruźlik rzucił mu kawałek chleba. Nie zaszkodzi odpocząć.

Chłopak spojrzał na odrzucone warstwy gleby. Wielu szanujących się poszukiwaczy skarbów rozbiło namioty w Dolinie Smoka, gdzie wykopaliska przy użyciu nowoczesnych narzędzi i metod przebiegały o wiele sprawniej. Bez konieczności zdzierania paznokci. Niestety ojciec upatrzył sobie inne miejsce. Gruźliczek miał już dość tej wyprawy i uznał, że czas zażądać wyjaśnień.

Ojcze, nie będę kopał.

Zmiłuj się, dziecko. Jaki masz problem tym razem?

Dlaczego chowamy się tutaj, po drugiej stronie, zamiast przyłączyć się do wykopalisk książęcych?

Gruźlik zeschłą łodyżką wydobył z zębów resztki jedzenia. W jego oczach zabłysło coś na kształt zadowolenia.

Rzecz w tym, synku kochany, że ludzie mają krótką pamięć. Zapominają o przekazywanych z dziada pradziada faktach, uznając się za dziedziców jedynej, słusznej prawdy.

Gruźliczek po raz pierwszy w życiu cieszył się z gadulstwa ojca, dzięki któremu mógł odsapnąć. Dopiero teraz wróciło mu czucie w nogach.

Niewielu jest takich, co to pamiętają prawdziwą historię góry. Historię trzech smoków i tego, jak mądry król zdołał je pokonać kontynuował Gruźlik.

„Chyba jednak pamiętają” pomyślał Gruźliczek. „Skoro od tygodni próbują dokopać się do smoczego skarbu”. Nie odważył się jednak przerwać ojcowskiego wywodu troszkę z szacunku, ale bardziej z lenistwa.

– Działo się to dawno temu, kiedy po niebie latały potwory, a krajem rządził sprawiedliwy władca. Król, jakich dziś nie uraczysz: mądry i przebiegły. A chociaż kobiety mdlały na jego widok, po śmierci małżonki przez długie lata nie wziął żadnej do łoża. Musisz wiedzieć, synu, że dla kobiet nie ma nic bardziej pociągającego od cnotliwego mężczyzny. Głównie przez to, że każda skrycie marzy o tym, by właśnie dla niej tę cnotę porzucił. To jednak nie powinno zaprzątać twych myśli.

W dziesiątym roku panowania króla okolicę zaczęły nawiedzać latające bestie. Nawet dziecko potrafi je dziś wymienić i opisać tu akurat fakty i fikcja spotkały się na wspólnym gruncie. Trzy smoki: czarny, czerwony i złoty. I takie też nadano im imiona od barw łusek. Bo jak wiadomo prawdziwe imiona smoków trudne są do wymówienia. Można sobie poplątać język, ewentualnie opluć rozmówcę. Czarny przerastał rozmiarem Czerwonego i Złotego razem wziętych. Kiedy przelatywał nad polami, wyglądało to tak, jakby matka prowadziła młode.

Król z niepokojem obserwował ich wzloty i podloty. Nie zbliżały się do zamku. A szkoda, bo poruszały się na tyle ociężale, że nietrudno byłoby trafić je trebuszem lub balistą. Cwane bestie za cel obrały sobie wioski i podgrodzia, z dala od miotających ogniem wyrzutni.

I tak każdego dnia do króla docierały kolejne raporty o spalonych osadach i przetrzebionych stadach. W którymś momencie zerwał się z tronu, po czym zwołał swoich najdzielniejszych rycerzy.

Nie zdołamy ściągnąć bestii z nieba. Jedyne, co możemy zrobić, to pomóc mieszkańcom obwieścił. Zaplanował odwiedzić swoje wioski i nakłonić ludzi do schronienia się w murach zamku.

Gdy okolica opustoszeje, smoki stracą źródło pożywienia i będą zmuszone szukać żerowisk w innych królestwach rozumował król.

 

Rycerski oddział galopem wypadł z zamku i pognał ku pierwszej osadzie. Dawniej nazywana Kurki, dzisiaj rozpościera się po dwóch stronach rzeki i znasz ją, synu, jako miasto Kury. Król do ostatniej chwili łudził się, że widoczne z daleka dymy to zwyczajny pożar. Ale tak nie było. Niestety. Smoki wyprzedziły ich. Taki sam widok czekał na nich w Gągorach, Młockach, Koniarach i Łupkach. Popioły i zgliszcza witały coraz bardziej zmęczonego władcę. Pot spływał mu po twarzy, bo wiele budynków wciąż jeszcze płonęło od ognistego rzygnięcia Złotego. Objazd trwał dwa tygodnie. Król dotarł do granic swoich ziem, a wszystko, co spotykał, dymiło i cuchnęło, rozpadając się w pył na zawodzącym wietrze. I nie sprawdziły się prognozy Jego Wysokości. Mimo braku dalszych ofiar smoki nie opuściły królestwa.

Mądry król zrozumiał wtedy, że bestie nie żywiły się mięsem. Nie odnalazł żadnych śladów krwi, ani porzuconych kości. Zwłoki mieszkańców czerniły się spalenizną, pozostawione tam, gdzie dosięgnął ich ognisty oddech smoka. Kiedy zagasły ostatnie pożary, król długo wpatrywał się w ciemność. Następnego dnia wyruszył w drogę powrotną do zamku. Rycerze opowiadali później, że ani podczas podróży, ani na czas popasu nie odezwał się ani słowem. Jego wzrok stwardniał, a mięśnie szczęki falowały jak w drżączce. I kiedy ponownie zasiadł na tronie, padł najbardziej szokujący rozkaz w dziejach królestwa!

Załóżcie kult smoka! Od dziś będziemy je czcić! rzekł król. A miał wtedy tak pewną siebie minę, że damy dworu mdlały z oczarowania. Bo musisz wiedzieć, synu, że nic tak nie osłabia kobiet, jak wyłaniająca się z mężczyzny mroczna część osobowości.

 

I założyli kult smoka.

 

Nagle się okazało, że w każdym z nich tkwią niezliczone pomysły, fantazje, dziwne upodobania i fascynacje, które idealnie pasowały do kultu. Łazili po zamku jak w amoku. Podnieceni i nieprzytomni. Sam się tak czuję, kiedy ci to opowiadam. Bo musisz wiedzieć, że był to jeden z najlepiej dopracowanych kultów w historii naszego kontynentu.

W największej górze… tak, w tej właśnie górze, synu przed laty wznosiła się wyżej wykuto trzy wielkie odrzwia. Ozdobione proporcami korytarze prowadziły do trzech wielkich komnat wypełnionych złotem i drogocennymi przedmiotami. Akolitami kultu ustanowiono młodzieńców o szlachetnych obliczach. Odziani w togi przemierzali rozświetlone pochodniami skarbce milczący i opanowani. Tylko oni mogli dotykać skarbów i raz za razem dorzucali na stos nowe, zadziwiające precjoza. I oni właśnie dziewiczy akolici stali się pierwszymi świadkami przybycia smoków.

Wlazły do wnętrza góry uprzednio przygotowanymi dla nich wejściami: czarnym, czerwonym i złotym. Każdemu z nich poświęcono osobną górę skarbów. Czarnemu onyksy, diamenty i srebro. Czerwonemu rubiny, topazy i żelazo. Złotemu turmaliny, heliodory i złoto.

A na szczytach stosu ustawiono hebanowe krzesła, niczym wisienki na czubku tortu. Na każdym z trzech siedziała naga kobieta, prężąc się zmysłowo, a promienie odbijające się od skarbów opływały jej ciało.

Na czerwonym krześle: lady Małgorzata, drobna, ruda i ognista, o wielkich piersiach, które idealnie współgrały z obłymi kształtami złożonych na stosie hełmów. Drewniane krzesło ziębiło ją w zadek, więc opadła na kolana, a wtedy Czerwony mógł podziwiać walory jej drugiej strony.

Na złotym krześle: blond bogini, lady Anna, powabna i gładka jak nimfa, o małych, twardych piersiach i skórze lśniącej jak kość słoniowa. Długie nogi wsparła na poręczach krzesła, pozwalając by złote refleksy pełgały po sekretnych krzywiznach, prześwietlając na wskroś gibkie kończyny.

I na ostatek: lady Rozalia, na czarnym krześle. Mroczna i skulona jak kocica. Ciemne loki skryły jej nagość, która w ten sposób zrobiła się jeszcze bardziej zniewalająca. Mówiono w królestwie, że widok łydki lady Rozalii może doprowadzić niedoświadczonego mężczyznę do szaleństwa. Łydki, synu! Smok zakrzywionym szponem odgarnął jej włosy.

 

Tak swoją drogą, szpon stanowił kuriozum samo w sobie. Mimo iż sam kompletnie czarny, odbijał wszystkie światła komnaty, a jasne promienie wyglądały w nim niczym zielone gwiazdy.

 

Czarny odgarnął włosy lady Rozalii, chcąc przyjrzeć się jej walorom. A była piękna, w to nie wątp, synu. Była piękna i król najwięcej łez uronił nad jej ofiarą. Więcej niż nad pozostałymi. Bo musisz wiedzieć synu, a zdaje się, że dotąd o tym nie wspomniałem, o wielkiej odwadze tych trzech dam dworu. Z miłości do króla zgodziły się ozdobić skarbiec bestii. Bądź pewny, że nie czerpały przyjemności z obnażania się przed smokami. Widocznie w oczach ślicznotek napięcie, przygryzione wargi, bądź też pot gromadzący się między piersiami i na łonie łatwo wytłumaczyć wcześniejszymi wydarzeniami. Albowiem król, wzruszony oddaniem i bohaterstwem swoich najpiękniejszych dam dworu, zgodził się nagrodzić je nocą spędzoną z nim w łożu. Oczywiście, zanim udały się do smoków, ponieważ nie spodziewały się powrócić. Całe królestwo wypełniło się westchnieniami pozostałych dwórek. Każda z nich miała nadzieję, że gdy te trzy zostaną pożarte, król zgodzi się przyjąć kolejne cierpiętnice.

 

Ale stało się coś nieoczekiwanego. Czarny wzgardził lady Rozalią! Nie z racji jej urody, bo jak już wspomniałem, jej ciało doprowadzało do szaleństwa. Problem polegał na tym, że Czarny okazał się Czarną. W głowie lady Rozalii rozbrzmiał dźwięk smoczych myśli:

Piękna istoto, nie rozbudzasz mych zmysłów. Pragnę siły, nie słodyczy. Twardości, nie gładkich krzywizn. Pragnę agresji, nie sennego poddaństwa.

Lady Rozalia, za przyzwoleniem Czarnej, wydostała się z leża i stanęła przed obliczem króla. Siła, twardość i agresja dokładnie to zobaczyła w oczach władcy. Padła na kolana i zaczęła błagać o przebaczenie. Ale król cieszył się, że zdołała uniknąć smoczych pazurów. I chociaż wiedział, że niezaspokojone apetyty zmuszą Czarną do opuszczenia skarbca, postanowił jeszcze jedną noc poświęcić tylko i wyłącznie lady Rozalii.

Następnego dnia zebrali się akolici kultu smoka, by wybrać najpiękniejszego kandydata do zajęcia miejsca na czarnym krześle. W sumie było ich pięćdziesięciu, różnego wzrostu i urody. Lady Rozalia współuczestniczyła w wyborach, drżącą dłonią dotykając rzeźbionych mięśni akolitów. Najbardziej podobali jej się ci o wąskich nosach, z ostro zarysowanymi kośćmi policzkowymi i dziurką w podbródku. Z ładnie ukształtowanym umięśnieniem. Nie mogli też być zbyt gładcy.

Lady Rozalia planowała wysyłać smoczycy kolejno najpiękniejszych młodzieńców, dopóki ta nie będzie usatysfakcjonowana. Niestety król nakazał się spieszyć. Miał swoje plany, w które wtajemniczył również lady Małgorzatę i lady Annę. Biedne damy marzły w targanych przeciągami jaskiniach. Gdyby nie gorący oddech Czerwonego i Złotego, muskający ich nagie ciała, z pewnością zapadłyby już na jakąś chorobę.

Niestety! Czarna wzgardziła akolitami! Jej głodne myśli wlewały się w umysł lady Rozalii, która doskonale rozumiała pragnienia smoczycy.

Nie chcę pędów, nie chcę zielonych witek. Nie chcę łąk tchnących świeżością. Dajcie mi żelazne drzewo. Dajcie opadający kłos. Dajcie mądrość, siłę i moc. Pierwsze blaski jesieni.

Lady Rozalia rozpłakała się z żalu. Od samego początku wiedziała, że Czarna pożąda króla. Ani przez chwilę jej się nie dziwiła, ale nie umiała się zdobyć na przekazanie tej informacji ukochanemu władcy. Jednak wieści same się rozeszły i król, nie mogąc dłużej zwlekać, zgodził się zejść do leża Czarnej.

 

Mieszkańcy królestwa wiedzieli, że zasiadający na krzesłach nigdy już nie opuszczą smoczych kwater. Czekała ich śmierć, jeśli nie z zimna to z głodu. Dlatego lamenty i westchnienia żegnały udającego się do wnętrza góry króla. Mądry władca, gdy tylko minął ostatni rząd poddanych, zrzucił tunikę z piersi. I choć nie mógł się pochwalić tak sprężystym umięśnieniem jak niektórzy akolici kultu smoka, jego ramiona i barki wydawały się o wiele potężniejsze. Pewnie dlatego, że doskonale wiedział, jak ich używać. Czarna zamruczała z lubością. W jej wnętrzu rozpaliły się ognie, dym buchnął jej z nozdrzy.

 

I wtedy akolici uderzyli w bębny w rytmie, który zlewał się z biciem monstrualnego serca Czarnej.

Bum, bum.

To był znak. Siedzący na krzesłach rozpoczęli ćwiczony przez wiele dni taniec.

Bum, bum.

Nawet tak nieczułe bestie jak smoki musiały przyznać, że nie ma w ich leżach skarbów piękniejszych od ludzkich ciał.

Bum…

Włosy rudej wiły się po stosach monet, podczas gdy jej ciężkie piersi ocierały się o poręcze krzesła.

Bum…

Blondynka pozwalała sobie na rozbudzające zmysły wygibasy. Jej mięśnie spinały się gwałtownie, kiedy stawała na rękach. Twarde pośladki uderzały raz po raz o drewno krzesła.

Bum…

Król no cóż, nie planował tego występu, choć i on, na dany przez akolitów znak, gotów był skupić na sobie całą uwagę smoczycy. W tym samym czasie, kiedy swobodnym ruchem rozwiązywał sznury spodni, jego wierni poddani usuwali ozdobne podpory, podtrzymujące stropy u wejść do wnętrza góry. Robili to prawie bezgłośnie, z dużą wprawą. A zafascynowane tańcem smoki niczego nie zauważyły.

Bum, bum…

Czarna delektowała się aromatem królewskiego potu, zniecierpliwiona by ujrzeć swój skarb w pełnej okazałości. Bębny zamilkły.

 

I w jednej sekundzie we wszystkich trzech grotach zapadła ciemność. Z pewnością wiesz, synu, że już dawniej opracowano formuły umożliwiające obliczenie czasu płonięcia pochodni. Ten czas upłynął, a ponieważ pięćdziesięciu akolitów zapalało je jednocześnie, zgasły w tym samym momencie. Czarna zaryczała z wściekłości. Jej zmieniający barwy pazur śmignął w powietrzu, ale trafił w pustkę. Ciało króla, którego widok dopiero co pieścił jej oczy, rozmyło się w smolistej czerni, tym dokuczliwszej, że zapadła tak niespodziewanie.

Już wiem, co chcesz powiedzieć, synu. Ze smoki, jak każdy drapieżnik, doskonale widzą w ciemności. I masz rację. Dlatego nim gadzie źrenice przeniknęły pustkę, lady Małgorzata, lady Anna i mądry król ujęli w dłonie ukryte przez akolitów miecze. Były to pełnowymiarowe srebrne ostrza, przygotowane specjalnie na tę okazję. I choć nie nadawały się do przebicia smoczych pancerzy, siedzący na krzesłach bez problemu dosięgli nimi wybałuszonych oczu bestii. Zwłaszcza że tańczyli tuż przy smoczych paszczach. Trzeba było modlić się, żeby smok nie targnął łbem po pierwszym ciosie i wykazać się nie lada sprawnością, żeby trafić w drugie oko przed zatrzaskującą się powieką. Oszołomione bólem bestie wpadły w jeszcze większą dezorientację, kiedy dotarł do ich uszu łoskot walących się stropów. Albowiem musisz wiedzieć, synu, że świątynię kultu smoka od samego początku zaplanowano tak, by stała się pułapką na bóstwa. I w ten sposób mądry król uwolnił swoje królestwo od trzech latających bestii. Jeśli wierzyć legendom, były to ostatnie smoki na świecie.

 

Gruźliczek poprawił zsuwające się z młodzieńczych bioder spodnie.

I co? Król zginął razem ze smokami? Też mi zwycięstwo!

Nie bluźnij, synu. Jeszcze nikt nie zdołał pokonać trzech smoków jednocześnie, poświęcając przy tym zaledwie trzy istnienia. A ród królewski, zrodzony z lady Rozalii, panuje na naszych ziemiach po dziś dzień. I nic nam nie grozi, chyba że śmierć z nudów. Zabrałem cię na wyprawę, ponieważ byłeś jej bliski.

Wyprawę? Przy świniach mniej się narobię! oburzył się Gruźliczek.

Kop, synu. Za dużo gadasz!

Już, już… westchnął chłopak, ale uporczywe myśli, mimo wyjaśnień ojca, nadal nie dawały mu spokoju.

Dlaczego tu, ojcze? Dlaczego nie kopiemy tam, gdzie reszta poszukiwaczy?

Ponieważ tu, właśnie z tej strony góry, znajdowały się odrzwia do leża Czarnej. Wiemy, że była większa od Złotego i Czerwonego. Potrzebowała więc większego wejścia. Ten stok wydaje mi się do tego idealny.

Wydaje ci się… odburknął chłopak. Był pewien, że odsapnął, ale wnet się okazało, że rwące bóle tylko czekały, aż ujmie w dłonie łopatę.

A jeśli te smoki nie żywiły się mięsem, to czym?

Nie wiem… może złotem? Skarbami? W żołądkach miały ogień, więc nie widzę przeszkód, żeby…

Chciałbym widzieć ich gnój! Gruźliczek wybuchnął śmiechem, który urwał się, kiedy łopatą natrafił na jakiś twardy przedmiot.

Mam coś! wykrzyknął uradowany.

Gruźlik skoczył w to miejsce i zaczął odgarniać glebę czystymi dotąd dłońmi. Coś kryło się w ziemi, coś dużego i twardego. Jak tarcza, tylko zupełnie czarna. Odbijające się od lśniącej powierzchni słońce świeciło na zielono.

Czy to… Gruźliczek przycupnął przy ojcu, który gapił się na pazur Czarnej, próbując sobie wyobrazić położenie całego smoka.

Jak myślisz, synu, gdybyś żywił się złotem, na jak długo wystarczyłby ci stos wielkości naszej chałupy?

Gruźliczek popatrzył w niebo, udając że rachuje, ale ojciec najwyraźniej nie oczekiwał odpowiedzi.

Tak… to chyba jednak nienajlepsza strona na wykopy podsumował Gruźlik i wziął się za zakopywanie znaleziska.

Koniec

Komentarze

@Michał :P
Wrócę tutaj! (po obiedzie)

Wiesz, powiem Ci, że tekst fajnie się czytało, bez zgrzytania zębami i tym podobne :) Nie jest to zbyt szczęśliwe opowiadanie, ale napisane jest sprawnie. Małe natężenie kiczu w kiczu :) gdyby nie było wrzucone do konkursu, oceniłabym je zupełnie inaczej, ale oceniam pod kątem konkursu i dałabym 3.

To opowiadanie nie było pierwotnie na konkurs. Dopisek pojawił się później.
Nie wiem czy autor zrobił dobrze słuchając rady Michała.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

@beryl
Chrzanić oryginalność komentarzy; następnym razem napiszę po prostu: "słabe, trącące tandetą opowiadanie".

Dawniej nazywana Kurki, dzisiaj rozpościera się po dwóch stronach rzeki i znasz ją, synu, jako miasto Kury. - pouczające :)

Król do ostatniej chwili łudził się, że widoczne z daleka dymy to zwyczajny pożar. Ale tak nie było. Niestety. Smoki wyprzedziły ich. - Jasne, gdyby to był zwyczajny pożar, nic by się nie stało ;)

Taki sam widok czekał na nich w Gągorach, Młockach, Koniarach i Łupkach. - fajne nazwy ;]

Jego wzrok stwardniał, a mięśnie szczęki falowały jak w drżączce - aż sprawdziłem, i, o dziwo, coś takiego jak "drżączka" istnieje ;] Ale żeby mięśnie zaraz falowały...

A miał wtedy tak pewną siebie minę, że damy dworu mdlały z oczarowania. - i dostawały orgazmu ;)

Drewniane krzesło ziębiło ją w zadek, więc opadła na kolana, a wtedy Czerwony mógł podziwiać walory jej drugiej strony. - hahaha

Ale stało się coś nieoczekiwanego. Czarny wzgardził lady Rozalią! - nie! jak śmiał!

Biedne damy marzły w targanych przeciągami jaskiniach. Gdyby nie gorący oddech Czerwonego i Złotego, muskający ich nagie ciała, z pewnością zapadłyby już na jakąś chorobę. - a jakby dostały jeszcze kataru, to był by horror!

Opowiadanie zajebiście kiczowate, tak kiczowate, że aż zęby mnie bolą... Tak patetyczne.. Co dziwne, nie znalazłem ani jednego błędu interpunkcyjnego - a to się rzadko zdarza. Zakończenie było nieco mniej kiczowate, ale podobało mi się.

Beryl, wg. mnie zrobił dobrze. Inaczej, po przeczytaniu pierwszego akapitu, dałbym sobie spokój.

Cóż, póki co, mój kandydat na mistrza kiczu ;)

Widzę, że opowiadanie znalazło w ścisłym Top1 na liście Volthara.

A jakże! 

Kicz nie kicz, i tak mi się podobało :) Bardzo pomysłowe i fajnie napisane. Uważam, że do koncepcji konkursu pasuje idealnie. Jak czytałam o tronach, przypomniały mi się te wszystkie obrazki z laskami w bikini z kolczugi, smokami i pakerami w typie Conana. Plus cwany król w roli smoczej striptizerki :) Bezcenne :D 

Kicz nie kicz, i tak mi się podobało :) Bardzo pomysłowe i fajnie napisane. Uważam, że do koncepcji konkursu pasuje idealnie. Jak czytałam o tronach, przypomniały mi się te wszystkie obrazki z laskami w bikini z kolczugi, smokami i pakerami w typie Conana. Plus cwany król w roli smoczej striptizerki :) Bezcenne :D 

Hmm, no ciekawe jak się ten konkurs rozwinie, bo ciężko będzie odróżnić celowo kiczowate opowiadania, od zalewu opowiadań słabych, których autorzy tak po prostu piszą.

Nie podobało mi się.

Pozdrawiam.

Z interpunkcją nie mam błędów, gorzej z pomysłami. Poświęcę trochę czasu na czytanie waszych opowiadań, a potem spróbuję jeszcze raz. Tym razem bez kiczu, mam nadzieję.

nie mam problemów, chciałam napisać w pierwszym zdaniu...

OK, do konkursu.

Mnie się podobało. Masz bardzo dobry warsztat pisarski. Jestem zdziwiona, że zakwalifikowano to do Kiczu. Podałaś historię w formie legendy/ baśni, bardzo podobały mi się opisy postaci. Ba, napiszę nawet że wciągnął mnie klimat i uśmiech pojawiał się co rusz na mojej twarzy :). Lubię takie fantastyczne opowieści.
Co do komentujących, to nie rozumiem tego zdania: "Co dziwne, nie znalazłem ani jednego błędu interpunkcyjnego - a to się rzadko zdarza."  - autor tegoż zdania opiearjąc się na własnym guście literackim (nie podoba się, ok) stwierdza, że skoro "kiczowato napisane" to jak to możliwe, że żadnych błędów nie ma. Nie może być! Hmm, nie podoba mi się taki tok myślenia. Widziałam tu słabe teksty. Ba, sama takie piszę tymczasem. Natomiast wg mnie ten tekst nie jest słaby ani kiczowaty.  Autorze nie zniechęcaj się.
pozdrawiam z :D

Aga, dzięki za wsparcie :)

Zastanawiałam się, czemu Gruźliczek jest Gruźliczkiem?

Myślę, że tekst ten można potraktować jako sympatyczną baśń dla dorosłych. Najbardziej podoba mi się językowa strona opowiadania. Miło, że czasem pojawiają się na stronie teksty, w których nie tylko nie ma błędów, ale jeszcze widać, że autor/autorka ma bogaty zasób słownictwa.
Temat mnie nie porwał, chyba lubię inne rzeczy...
Co do oceny:
- gdyby opowiadanie nie było w konkursie na kicz to proponowałabym 4
- czy jednak opow jest kiczowate? według mnie nie, bo, nie licząc kolorowych smoków i rozkochanych dam dworu, nie widzę tu nic, co dla mnie przystawałoby do definicji kiczu

Dzięki, Selena.
To moje pierwsze opublikowane tutaj opowiadanie i dlatego pierwszy komentarz do niego zadziałał na mnie mocniej niż powinien. Dziękuję za miłe słowa.

Bo musisz wiedzieć, synu, że nic tak nie osłabia kobiet, jak wyłaniająca się z mężczyzny mroczna część osobowości.
Hell yeah :D A mnie się podobało. Te zmysłowe opisy, zwłaszcza dam na stosie i pośladków uderzających o krzesła (a drzazgi to jej nie weszły? :P). Rozwalający tekst, taki bardzo hmmmm... freudowski :P

Dzięki. Krzesło było wysokiej jakości. :)

A, skoro tak.. ;)

Nowa Fantastyka