- Opowiadanie: oruen - Szary len

Szary len

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Szary len

Szary len szare pole

Zalane żółtością ruchu

Cienie w rękach przelewane do zbiorników

Aż kropla wypełni czarę

Zbiory obfitej ciemności

Ręcznie zebranej pokiereszowanymi rękoma

Przelewanej w zbiorniki

Hektolitrami płynącej

 

Zaspy cienia wgniatane przez ciężkie buty

Topniejące, gdy choć kropla spadnie

Z liścia przypadkowej

rośliny

 

Pole zielone po zbiorach czeka na

uderzenie

nowej fali. Szarozielone łodygi

Powstrzymują ekspansję szarości

 

W tle gruszkokształtne kominy

zielenią

Aż cała wieś rozjarza się energią

Wyspa światła w morzu nocy

 

 

Snoit usiadł przy biurku i ukrył twarz w dłoniach. Zbiory kompletnie go wykończyły, nie miał nawet siły niczego zjeść. Drgnął, gdy usłyszał jak grzmot przetacza się po okolicznych polach i wyjrzał na zewnątrz. Z chmur raz po raz wypływały pioruny, rozświetlając na chwilę niebo i wściekle znacząc ziemię. Siekący deszcz spływał po szklanych ścianach, a świetliste odbicia pojawiające się w kroplach raz po raz rozpraszały Snoita, który próbował zobaczyć granicę. Poza polami szarego lnu burzyły się cienie, napierające na świeżo zdobyte fragmenty ziemi. Naukowcy mieli własną nazwę na ciemność otulającą okolicę – nazywali ją strefą chtoniczną, zwrotem zgrabnie podsumowującym kompletny brak jakiejkolwiek wiedzy o zjawiskach, które tam występują.

Krótkie wpatrywanie się w kotłowaninę przy roślinach wywołało w Snoicie uczucie niepokoju. Odwrócił się od ściany i machnął ręką, jakby było naprzykrzającą się muchą, którą należy odgonić, i wrócił myślami do początku pamięci, próbując wydrzeć mózgowi kolejne strzępy wiedzy o swojej przeszłości.

Dwa lata temu znalazł się na pokrytej rosą łące, nagle wyrwany ze snu, którym wydawało się być jego wcześniejsze życie. I jak świeżo zapomniany sen wciąż drażniło go poczucie, że umyka mu coś bardzo ważnego, coś, co mógłby tutaj z pożytkiem wykorzystać.

Samo przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Zziębnięty podniósł się z pola, zauważając, że okolica jest zasłana innymi śpiącymi. Po krótkiej przechadzce zauważył wśród nich znajomą twarz należącą do małej dziewczynki, jednak zanim odważył się ją obudzić, minęła dobra godzina.

– Czego chcesz? – zapytała słabym głosem zaspanego dziecka, gdy zebrał się na odwagę i delikatnie ją szturchnął.

– Wszyscy tutaj śpią. Gdzie jesteśmy? – zapytał.

Dziewczynka rozejrzała się uważnie.

– Nie wiem – odpowiedziała niemal radośnie. – Chodź Snoit, obudźmy resztę. Nie mogą tak spać na ziemi, zaziębią się jeszcze. Jestem Ome – przedstawiła się. – Jestem Ome i będę twoją siostrą. A teraz chodź, obudzimy resztę.

Snoit pokiwał głową, niemo wyrażając zgodę na realizację planu. Chwilę później gnał za siostrą, która biegła między rzędami śpiących ludzi, a jej perlisty śmiech zdawał się zawisać w powietrzu, budząc ze snu do życia. Zdezorientowani obudzeni otwierali szeroko oczy, pozwalając, by kłujące światło wschodzącego słońca wpadało w ich źrenice. Snoit obserwował jak wstają po kolei, kobiety i mężczyźni, i rozglądają się wokół, nic nie rozumiejąc. Tymczasem Ome dopadała do każdego z nich i szeptała w ucho kilka słów. Ludzie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, uspokoili się i usiedli na szarej, niskiej trawie, która porastała cały teren.

– No, dalej, powiedz im coś – powiedziała nerwowo Ome, szturchając go w bok.

– Ale… Co mam im powiedzieć? – zapytał desperacko Snoit.

– Cokolwiek, byle nie spanikowali i nie potratowali się wzajemnie. Daj im coś do roboty!

– Khem… – kaszlnął znacząco Snoit, by zwrócić na siebie uwagę. Kilkadziesiąt par oczu błyskawicznie zwróciło się w jego stronę. – Witam wszystkich. Nazywam się Snoit i tak samo jak państwo nie wiem, jak się tutaj pojawiliśmy, choć mam nadzieję, że wszystko się szybko wyjaśni. Póki co musimy obudzić resztę śpiących, ponieważ istnieje obecnie wysokie ryzyko zaziębienia się. Proszę państwa o pomoc, mam nadzieję że wszystko się wyjaśni i wspólnie dojdziemy do tego, skąd się tutaj wzięliśmy. Póki co jednak proszę brać przykład z mojej siostry, która budzi pozostałych. Dziękuję za współpracę.

Tłum milcząco przyjął jego słowa. Rozległy się szepty i przez chwilę Snoit bał się, że jego słowa nie zostały potraktowane poważnie. Po chwili zauważył jednak, że niektórzy pobiegli za Ome, a reszta osób ruszyła za ich przykładem. Odetchnął i stał przez chwilę w miejscu, uspokajając oddech i rozszalałe serce. Potem poszedł budzić.

 

Tłum zebrany na łące otaczał Snoita i Ome ze wszystkich stron.

– Słuchajcie uważnie! – krzyknął Snoit. Gwar przycichł, by po chwili oddać pole swojej siostrze – ciszy. – Moja siostra, Ome, twierdzi, że w okolicy znalazła coś bardzo ciekawego. Coś, co pozwoli nam przetrwać tutaj, póki nie znajdziemy wyjaśnienia sytuacji, w której się wszyscy znaleźliśmy. Chciałbym, żebyśmy poszli to zobaczyć. Proszę za mną!

– Ome, co ty widziałaś, czego my nie widzieliśmy? – zapytał, gdy wszyscy ruszyli.

– Widziałam szklane domy – uśmiechnęła się rozmarzona Ome. – Widziałam ciemny budynek, takie bulwiaste kominy, wszystko puste. To chyba dla nas.

– Nie widziałaś tam nikogo? Absolutnie nikogo?

– Nie. Chyba tu na nas czekali. Takie mam wrażenie.

Tłum ruszył za Snoitem i Ome, która prowadziła na wzniesienie. Gdy tylko dotarli na szczyt, ich oczom ukazała się mała dolinka, wciśnięta jakby na siłę między szare pagórki, w której stały domy ze szkła. Karne dwurzędy szklanych mieszkań rozchodziły się, niczym promienie, od okrągłego placu usytuowanego w samym centrum, na środku którego pysznił się dziwny budynek. Bulwiaste kominy wgryzające się w glebę niemal przewyższały okalające dolinę pagórki.

– Huta – wyrwało się kilku osobom z tłumu.

– Co? – zapytał Snoit, obracając się gwałtownie. – Ktoś wie, do czego to służy?

Z tłumu wyłoniło się kilka osób. Dwie z nich podeszły do Snoita.

– Jestem Ebo – przedstawił się mężczyzna. – A to jest Ecneid – wskazał na kobietę o rozmarzonym spojrzeniu.

– I… – zaczął Snoit, ale postanowił od razu przejść do sedna. – Do czego służy huta?

– To w zasadzie nie wygląda do końca jak huta. Trochę wygląda jak zakład energetyczny, trochę jak huta szkła. Domyślam się, że pełni obie funkcje – wyjaśnił, a widząc nierozumiejące spojrzenie, dodał – to może my z Ecneid się tym zajmiemy, jest tu też kilku ludzi, którym wydaje się, że wiedzą o co chodzi, obejrzymy ten budynek i zobaczymy, co się da zrobić, w porządku?

– No… Jasne, zajmijcie się tym – powiedział Snoit aprobującym tonem. Po chwili przypomniał sobie o ludziach zgromadzonych na pagórku.

– Hej, hej, wszyscy! Widać ktoś o nas wcześniej pomyślał. Niech każdy wybierze sobie dom, wszystkie, z tego co widzę, są równe, więc nie ma się co kłócić o miejsca. Idziemy!

Rzeka ludzi, jakby czekając na to słowo, ruszyła w dół zbocza. Rozdzieliła się na kilka odpływów i nieliczne strumienie, aż w końcu całkowicie wsiąkła w dolinę i jej szklane domy.

Tymczasem Snoit postanowił nie tracić czasu, głównie za sprawą ciekawskiej Ome, która koniecznie chciała zobaczyć, co to za budynek tkwi w centrum miasta.

– No chodź, chodź, zobaczymy jak sobie radzą inni, jak wygląda ten ciemny budynek, no proszę, braciszku, chodź ze mną! – biadoliła mu nad uchem, ciągnąc go za rękę w stronę budynku.

– No już, dobrze, idziemy tam przecież – powiedział dobrodusznie Snoit.

Ich dom znajdował się niemalże w samym centrum, więc nie był to długi spacer. Z bliska budynek wywoływał uczucie nieprzyjemnego mrowienia gdzieś w zakamarkach świadomości. Snoit wszedł do środka, by zastać Ebo, Ecneid i resztę ochotników fabryki śpiących na podłodze. Razem z Ome dopadł do nich i panicznie zaczął ich szarpać.

– Co… Co się…? – wyjąkał Ebo, gdy kolejne silne szturchnięcie wyrwało go z objęć Morfeusza.

Reszta załogi, która właśnie podnosiła się z posadzki, wyglądała na równie zdezorientowaną.

– Przyszliśmy tutaj z Ome i zastaliśmy was śpiących. Możecie mi wytłumaczyć, co się wam stało?

– Nie wiem – odpowiedział, niemal płaczliwie, Ebo. – Po prostu weszliśmy tutaj do środka, a potem… Potem jakby spadła na mnie zasłona, a po chwili szarpałeś mnie za ramię, wrzeszcząc jak opętany. Chwila… Ecneid, czy też rozpoznajesz dość nietypowe zawieszenie tutejszych komór ekstrakcyjnych?

– Rzeczywiście, nie zwróciłam na to uwagi – odpowiedziała Ecneid. – Wygląda na to, że oprócz huty i zakładu energetycznego mamy tutaj też dobrą przetwarzalnię.

– Chwila! – krzyknął Snoit, który był zbyt zaskoczony, by przerwać tę wymianę zdań. – Pamiętacie coś sprzed obudzenia się na łące?

Zakłopotany Ebo podrapał się po głowie.

– Um, nie bardzo, ja osobiście nic nie pamiętam. Ale skądś wiem, że to przekładnia dyferencjalna, a to źle ustawiona wyróżnica, powinna być pod innym kątem… – mruknął, podchodząc do urządzenia i poprawiając jego położenie. – Zupełnie jakby to miejsce przypomniało nam coś, co powinienem wiedzieć, żebym mógł się w nim odnaleźć.

– Czemu ja sobie nic nie przypomniałem? – zapytał Snoit.

– Nie mam pojęcia – powiedział Ebo, wzruszając ramionami. – Może coś ci przypomni jakąś wiedzę, kto wie?

– Jestem głodna – wtrąciła się Ome.

Snoit złapał się za głowę.

– Właśnie, co my w ogóle będziemy tutaj jeść? Wiecie coś na ten temat? – zwrócił się do ludzi, którzy zaczynali już uruchamiać maszyny.

– Hm, gdzieś tutaj powinien być magazyn – zastanowiła się Ecneid. – Choć pojęcia nie mam, co moglibyśmy w nim trzymać – spojrzała pytająco na Ebo, który znów wzruszył ramionami.

– Sprawdźmy – zadecydował Snoit.

Ecneid zabrała z wieszaka na ścianie klucz i ruszyła korytarzem, dając sygnał do pójścia za nią. Zatrzymała się na chwilę przy drzwiach z napisem „MAGAZYN" i, po krótkim wahaniu, włożyła klucz do zamka. Zamek zasyczał i drzwi stanęły otworem.

– Jedzenie! – ucieszyła się Ome, wpadając do środka i rozrywając najbliższą paczkę. Na podłogę posypały się małe, szare kuleczki, a Ome, zanim Snoit zdążył ją powstrzymać, nabrała pełną garść i zaczęła jeść.

– Dobre – stwierdziła po chwili, podając paczkę Snoitowi. – Powinieneś spróbować, naprawdę smaczne.

– Oszalałaś? – krzyknął zdenerwowany. – Przecież nawet nie wiemy, co to jest!

– Już wiemy – odpowiedziała kompletnie niezrażona Ome. – To jest jedzenie. Ecneid, chcesz trochę? Jestem pewna, że jesteś głodna.

– Teraz, kiedy o tym wspominasz… Rzeczywiście coś bym zjadła – odparła Ecneid i poczęstowała się garścią kulek. – Snoit, nie stój tak jak nabzdyczony cień, tylko spróbuj trochę. Jestem prawie pewna, że Ome ma rację.

Snoit, wzdychając i wbijając wzrok w podłogę, wyciągnął rękę. Po chwili krytycznie przyjrzał się drobnym, szarym kulkom, powąchał je i na próbę przeżuł jedną. Smak ostatecznie go przekonał. Z widocznym zadowoleniem wpakował resztę do ust i zaczął powoli przeżuwać, wyraźnie delektując się smakiem.

– Wezmę sobie jeszcze jedną paczkę dla siebie, dobrze? – zapytał.

– Weź, weź – zachęciła go Ecneid, uśmiechając się promiennie.

Zamek zasyczał i do magazynu wszedł Ebo.

– O, tutaj jesteście. Widzę, że zasmakowały wam nasze zapasy paliwa – zażartował.

Snoit natychmiast wypluł resztę przeżuwanego posiłku.

– Hej, spokojnie, jest jadalne – dodał Ebo, szczerząc zęby. – Znalazłem taką instrukcję przy jednej z maszyn, okazuje się że nasze źródło energii jest jednocześnie naszym pożywieniem. Dziwne, co?

– A znalazłeś może instrukcję z czego je wytwarzamy? – zapytała Ecneid.

– Nie mam pojęcia, chociaż instrukcja wyraźnie opisuje to jako nasiona. Znaczy, mamy gdzieś jakieś rośliny, albo musimy je zasiać dopiero…

– I co, zdążą urosnąć zanim wszyscy pomrzemy z głodu?

– Nie wiem, tutaj jest napisane, że zbiory są co trzy dni.

– No, cóż, sprawdźmy to – zarządził Snoit.

 

Kolejka po przydział jedzenia zdążyła już znacznie stopnieć, gdy Snoit wstał i poszedł rzucić okiem na eksperymentalne pole. Ku jego zdziwieniu, już następnego dnia po zasianiu wysokie rośliny kołysały się na wietrze. Drugiego dnia, gdy tylko zajrzał o poranku, rośliny zrzucały ostatnie, szare płatki z kwiatów, a dziś zauważył jak zaczynają się uginać pod ciężarem nasion.

– Wygląda na to że najlepiej im się rośnie w nocy – skomentował, gdy Ome, zaciekawiona, podeszła na skraj pola i po zerwaniu zgniotła w rączce torebkę, z której wysypały się nasiona.

– Są tak samo smaczne jak te, które jemy z paczek – powiedziała uśmiechnięta Ome. – Czy mogę sobie zerwać jeszcze kilka, tak na zapas? Chcę się najeść na spacerze.

– Pewnie, częstuj się – odpowiedział ochoczo Snoit.

Byli pierwszymi osobami, które opuszczały dolinę od kiedy została zamieszkana. Lekko dysząc, wspięli się na pagórek. Jednak zamiast spodziewanego widoku nieskończenie dalekiego morza trawy i kilku kępek krzewów zauważyli pas czerni, który zdawał się otaczać szare morze traw ze wszystkich stron.

– Snoit, musimy pokazać to innym. Chodź, pójdziemy po Nediego i Tity, to ci, co koło nas mieszkają.

– Dlaczego akurat oni? – zdziwił się Snoit.

– Dlatego, że zawsze są w domu i nie przesiadują non stop w budynku – wyjaśniła Ome. – No chodź, wydaje mi się, że to ważne.

– W sumie, nic nam to nie zaszkodzi – zdecydował Snoit.

Zbiegli ze zbocza, śmiejąc się radośnie. Razem pobiegli do drzwi domu numer 839 i grzecznie zapukali.

– Chcemy coś wam pokazać z Ome – wypalił Snoit, gdy tylko Nedi otworzył drzwi. – Chodźcie z nami.

We czwórkę wdrapali się na pagórek, by znów obejrzeć ciemny horyzont.

– Co to jest? – zapytał zaskoczony Nedi. – Nie było tu tego, jak się budziliśmy.

– Chcemy to sprawdzić – powiedziała Ome. – Chodźcie z nami! – zawołała radośnie, podbiegając do Tity i ciągnąc ją za rękę.

Czarna mgła otulająca powierzchnię okazała się być o wiele bliżej, niż się spodziewali. Z daleka wyglądała na dość spokojną, jednak z bliska można było zobaczyć, jak burzy się i wciska cieniutkimi strużkami w trawę, rozpuszcza ją i nieustannie postępuje do przodu. Zmartwiali, patrzyli jak wspina się na krzak, oplata go i roztwarza go na maleńkie kawałeczki, by po chwili zdobyć kolejną piędź ziemi.

– A masz! Zjedz to, ty wstrętna, czarna pokrako! – zapiszczała Ome, rzucając nasiona w stronę kolejnej strużki oplatającej następny krzew.

Tam, gdzie padły nasiona, mgła się rozproszyła. Po chwili nasiona zaczęły pęcznieć, zasysając otaczającą je ciemność. Rozległ się głośny trzask i w miejscu siewu błyskawicznie wystrzeliły zielonoszare pędy roślin. Mgła zaszemrała złowrogo.

– Ha! – krzyknęła uradowana Ome. – Nic nam nie zrobisz, póki mamy nasiona!

Zanim Snoit zdążył ją złapać, wkroczyła między rośliny.

– Szary len – szepnęli równocześnie Nedi i Tity, jakby nagle coś obudziło ich z letargu.

– Ome, wyłaź stamtąd! – zawołał Snoit.

– Ani mi się śni! – odkrzyknęła, rzucając kolejną porcję nasion prosto w nadchodzącą falę mgły.

Rozległ się głośny skrzek i przez mgłę przebiegły fale, które zaczęły nadawać jej kierunek. Mgła wypiętrzyła się, a Snoit, widząc co się święci, krzyknął jeszcze raz:

– Ome, uciekaj stamtąd zanim mgła cię zaleje!

– Nie! – odkrzyknęła, rzucając kolejną porcję nasion prosto w nadchodzącą falę, która załamała się i nakryła ją razem z jej poletkiem.

– Ome! – wrzasnął Snoit i rzucił się w jej stronę.

Upadł, coś lub ktoś trzymało go za nogę. Odwrócił się i zobaczył, że to Nedi. Ryknął i spróbował się wyswobodzić, ale przeszkodziła mu Tity, siadając na jego plecach. Ome wrzeszczała. Mgła cofnęła się, odsłaniając poletko – ale Ome nigdzie nie było.

– Co wyście zrobili? – wrzasnął Snoit, gdy zobaczył, jak czarna fala się cofa. Rzucił się na Nediego.

– Zabiliście ją! – krzyczał, okładając go wściekle pięściami. Przez chwilę mignęła mu przed oczami pięść i stracił przytomność.

Obudził się chwilę później, czując, jak ktoś go ciągnie po ziemi. Otworzył oczy.

– Zabiliście mi siostrę – wysyczał. – Zdążyłbym ją uratować!

– Gówno byś zdążył – warknął Nedi. Z rozbitego nosa kapała krew. – To jest cień, rozumiesz? Nie masz najmniejszej szansy przetrwać w nim ani chwili! Sam się dziwiłem, że Ome była w ogóle w stanie krzyczeć po przykryciu.

Snoit nie odpowiedział. Po twarzy płynęły mu łzy pomieszane z krwią.

– Moja siostra… – wyjąkał tylko.

Tity podeszła i przytuliła go mocno. Rozszlochał się jej w ramię jak mały chłopiec. Dopiero siarczysty policzek, który mu wymierzyła, pozwolił mu się na chwilę otrząsnąć.

– Mamy mało czasu – warknął Nedi, widząc, że Snoit wrócił do rzeczywistości. – Musimy zebrać innych i jak najszybciej zasiać len, który wchłonie nadchodzący cień. W tempie, jakim się posuwa, najdalej za trzy dni pochłonie nasze domy. I nas razem z nimi. Więc zbieraj dupę i rusz się. Nie chcesz? – zapytał po chwili. – Dobra! Siedź sobie tutaj, niech cię cień pochłonie! – niemal wykrzyczał to zdanie. – Tity, idziemy, trzeba ostrzec mieszkańców!

– Ale… Co z nim?

– Jeśli chce przeżyć, wystarczy że pójdzie za nami. Ja go dalej ciągnąć nie zamierzam – powiedział i zbiegł w dół zbocza.

 

Snoit otarł łzy i zwrócił spojrzenie na miejsce, gdzie cień pochłonął jego siostrę. W tym miejscu wybudował dom, z dala od innych, z dala od doliny, z dala od wszystkich ludzi. Codziennie z satysfakcją odbierał cieniom kolejne kawałki ziemi, spychając je dalej i dalej.

– Ome – powiedział w końcu w przestrzeń, siadając w szklanym fotelu. – Nie wiem gdzie jesteś, ale czuję, że jeszcze cię znajdę. To jest prawie jak wiedza, wiesz? – zapytał z uśmiechem swoje odbicie w lustrze.

Odpowiedział mu grom.

Koniec

Komentarze

 Z chmur raz po raz wypływały pioruny

Nietrafiony opis. (Wy)pływanie sugeruje ruch dość powolny i łagodny, a o trzaskającym piorunie zdecydowanie nie da się powiedzieć, że porusza się łagodnie.

rozświetlając na chwilę niebo i wściekle znacząc ziemię.

Znacząc? Jak?

Krótkie wpatrywanie się w kotłowaninę przy roślinach wywołało w Snoicie uczucie niepokoju. Odwrócił się od ściany i machnął ręką, jakby było uprzykrzającą się muchą,

1) jakby CO było muchą? Wpatrywanie? (bo to jedyny rzeczownik, który gramatycznie - rodzaj nijaki - da się dopasować do tego podmiotu).
2) Uprzykrzoną albo naprzykrzającą się. Formy pośredniej nie ma.

wrócił myślami do początku swojej pamięci, próbując wydrzeć mózgowi kolejne strzępy wiedzy o swojej przeszłości.

Powtórzenie.

Po krótkiej przechadzce zauważył wśród nich znajomą twarz należącą do małej dziewczynki

OMG, w pierwszej chwili wyobraźnia podsunęła mi widok twarzy leżącej luzem! Czemu nie napisałeś po prostu, że dostrzegł znajomą dziewczynkę?

- Czego chcesz? - zapytała słabym głosem zaspanego dziecka, gdy zebrał się na odwagę i delikatnie ją szturchnął.
- Wszyscy tutaj śpią. Gdzie jesteśmy? - zapytał.

Czemu on zadaje takie pytanie małemu dziecku??? Uważa ją za wyrocznię czy jak?

- Nie wiem - odpowiedziała niemal radośnie. - Chodź Snoit, obudźmy resztę. Nie mogą tak spać na ziemi, zaziębią się jeszcze. Jestem Ome - przedstawiła się.

No to w końcu jest "znajomą dziewczynką"  czy musi mu się przedstawiać?

 Chwilę później gnał za siostrą, która biegła między rzędami śpiących ludzi, a jej perlisty śmiech zdawał się zawisać przy nich w powietrzu, budząc ich ze snu do życia. Zdezorientowani obudzeni otwierali szeroko oczy, pozwalając, by kłujące światło wschodzącego słońca wpadało w ich źrenice.

Przydaloby się popracować nad tymi zdaniami celem wykoszenia części pleniących się zaimków. Polecam lekturę "Galerii złamanych piór" Kresa.

Tymczasem Ome dopadała do każdego z nich i szeptała w ucho kilka słów, które najwyraźniej docierały do każdego z nich

Ekhm...

ERRATA: a nie, sorry, uczucie niepokoju też jest rodzaju nijakiego. Zwracam honor.

Szaleństwo, naprawdę muszę przestać wrzucać teksty koło drugiej nad ranem.

Dzięki za wyłapanie wszystkich zaimków. Zaraz czyszczę tekst :)

Ale:
- Uczucie niepokoju jest muchą (wynika to z poprzedniego zdania)
- Znajoma twarz nie oznacza koniecznie, że ktoś musi znać osobę, do której ta twarz należy. Znajoma jest sama twarz , nie dziewczynka.
- Zdezorientowanie różnie wpływa na człowieka. Budząc się po wypadku większość ludzi zawsze zadaje pytanie "gdzie jestem" niezależnie od wieku pytanej osoby.

Tak mi jeszcze przyszło do głowy, że przydałoby się jakie - choćby ogólnikowe - zaznaczenie, w jakim wieku jest bohater. Bo nie mając żadnych po temu danych, wyobraziłam sobie faceta około trzydziestki - w takim kontekscie pytanie dziecka "gdzie jesteśmy" jest szczególnie dziwne. A może Snoit ma np. dwanaście lat?

...no właśnie?

Achika, widzę, że nawet analizę teraz robisz :P

Dzięki, że poświęcasz na to czas ;) 

Pomysł mi się spodobał. Co prawda jest kilka braków, które wymieniła Achika, ale nie jest najgorzej. Troszkę irytuje imię głównego bohatera, ale to tylko takie moje osobiste odczucie. Tekst działa na wyobraźnię i czyta się przyjemnie.
Pozdrawiam.

Może głupie pytanie, ale to na początku, to sam napisałeś? ;)
Tekst bardzo dobry. Logika snu, poczucie, że wszystko może się zdarzyć, totalne oderwanie od rzeczywistości, trochę groteski i absurdu (ludzie budzą się i gadają o zawieszeniu komór ekstrakcyjnych) - udało Ci się się stworzyć ciekawy nastrój. Kwestia wieku bohatera - rzeczywiście na początku wydaje się dorosły: siedzi przy biurku z twarzą w dłoniach, a potem rozmyśla o strefie chtonicznej - mi to od razu zasugerowało dorosłego. Tymczasem potem opis (retrospekcja - cofamy się o dwa lata) sugeruje, że jest dzieckiem, albo nic nie sugeruje ;)

"które się tam występują" - wywalić "się"

Dzięki za wyłapanie babola. Poprawiam :)

Ano sam to napisałem, zdjęcie też moje ;) Fajno, że się podoba. Pozdrawiam!

Podoba się, podoba.

"Szary len" odczytuję jako oniryczną, metaforyczną opowieść o miłości. O miłości nie pytającej o wiek, płeć itd.

Achika zadała pytania, które mnie zaintrygowało, ucieszyło, zainspirowało. "Czemu on zadaje takie pytanie małemu dziecku??? Uważa ją za wyrocznię czy jak?". Dzięki.

Pozdrawiam.

Zaspy cienia wgniatane przez ciężkie buty     - piękne!
Nie napiszę nic wnoszącego, tekst mi się podobał. Bardzo podobał.
Pzdr

Dobry pomysł, dobry tekst. Przeczytałem z prawdziwą przyjemnością.

Pozdrawiam.

Bardzo ciekawa, niepokojąca wizja. Tekst czyta się lekko a historia naprawdę wciąga. Dobrze, że zostawiłeś czytelnikowi dużo niewiadomych. Proste wyjaśnienie sytuacji zepsułoby mroczną, tajemniczą atmosferę, którą tak sprawnie zbudowałeś. Gratuluję! Bardzo dobre opowiadanie.

Dzięki za przeczytanie :)

Pozdrówko! 

Nowa Fantastyka