- Opowiadanie: Wolimir Witkowski - Rozmowy kontrolowane

Rozmowy kontrolowane

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rozmowy kontrolowane

Spacerując lasem, Piotruś, a może raczej już Piotrek, marzył o tym, by spotkać coś niezwykłego. Słyszał od ojca, że są kraje, gdzie jest zawsze lato, albo zawsze zima i kochał to, że żyje w rejonie, gdzie są cztery pory roku. Dzięki temu, mimo, iż odwiedzał ciągle ten sam las, miał wrażenie, że bywa w różnych miejscach.

 

Od kilku lat, nie było niemal dnia, żeby ze swoim czworonożnym kompanem, nie zapuścił się, choćby na pół godziny, w dzikie skupisko drzew i krzewów. To była jego dwunasta wiosna. Jak zwykle schodził z wydeptanych dróg i ścieżek, celowo wchodząc w najgęstsze zarośla. Chciał w ten sposób choć odrobinkę posmakować życia wędrowca… Posmakować przygody. Odgarniając krzewy i gałęzie, cały czas miał nadzieję, że za następnym krzakiem spotka leśną wróżkę, skrzata, albo że porozmawia ze starym drzewem. Często poklepywał je po korze, jak jego ojciec klepał go po ramieniu. Głaskał je. Uśmiechał się do nich. Przytulał. Pies biegał zadowolony, a chłopak chodził zamyślony i ogromnie pragnął, by napotkał coś magicznego. Był samotny. Jego dom znajdował się około pięciu kilometrów od najbliższej osady, a jedyny przyjaciel jakiego miał, to średniej wielkości, rudy kundel Dżeki. Psiak był tylko rok młodszy od Piotrka.

 

Pragnienia chłopca zmieniały się diametralnie, gdy przyszło mu czasem wracać z miasteczka o zmroku. Droga prowadziła przez ten sam las, który tak bardzo kochał odwiedzać za dnia i choć gdy było jasno, marzył o czymś magicznym, to w nocy modlił się, by nic takiego nie spotkał. Obiecywał sobie, że już nigdy nie będzie szukał magii. W jego głowie, z każdym takim powrotem, rodziły się setki wyobrażeń o tym, co za nim podąża i co go zaraz dopadnie. Niejednokrotnie biegł. Wmawiał sobie czasem, że to dla rozrywki, żeby po prostu szybciej znaleźć się w domu. Nie chciał być tchórzem. Była to jednak desperacka ucieczka przed własną wyobraźnią. Czasami płakał.

 

Oczywiście gdy tylko się rozjaśniało, zapominał o dawanych sobie obietnicach i pędził z Dżekim do lasu w poszukiwaniu tajemnic. Wiosna była już w późnym stadium i zdążyła porządnie obdarować swoje dzieci bujnymi, zielonymi szatami. Co niektórych ozdabiała to żółtymi, to czerwonymi, to innego koloru dekoracjami. Była wyjątkowo dobroduszna tego roku. Nie zapomniała ani o porządnym napojeniu, ani nie żałowała ciepłych promieni słonecznych. Wszystko naokoło żyło i słychać było jak oddycha. W szumie lasu, można było wyczuć jego zadowolenie. Już samo to było magią. Chłopiec jednak szukał czegoś więcej. Mijając soczyście zielone krzewy oraz majestatycznie wysokie drzewa, doszedł na polanę nad jeziorkiem, którą odwiedzał co jakiś czas. Dżeki wbiegł do jeziorka i brodził radośnie. Jak zwykle próbował wypić całą wodę, kłapiąc pyskiem jak szalony. Piotrek przykucnął przy brzegu, po czym położył się na plecach i wbił wzrok w błękitne niebo, po którym sunęły białe chmury. Wyobrażał sobie, że unosi się w powietrzu, że sunie w nieznane. Zatracił się i bujał w obłokach, jakby nie istniało nic prócz bezkresnego błękitu i białego puchu, przybierającego nieskończoną ilość kształtów. Latał.

 

– Pseplasam – odezwał się pytająco cienki głos tuż przy uchu Piotrka. Ten podniósł się gwałtownie.

– Hę? – zdziwił się nie widząc nikogo.

– Halo! Tutaj! – odezwał się znowu cichy głosik z trawy. – Cy mógłbyś sejść s mojego domku? – dodał. Chłopiec zbliżył twarz do ziemi i zobaczył małego żuczka wiosennego, machającego mu odnóżem.

– Ty mówisz?! – podniecił się młodzieniec.

– Siedzis na moim domku. Nie chce mi się kopać nowego tunelu. Cy mógłbyś się psesunąć?

– Jasne, jasne. Już – nerwowo wyrzucił z siebie i odsunął się, wyszukując uważnie małej dziury w ziemi. Przyklęknął sobie i obserwował.

– Ciękuję – powiedział żuczek i udał się w stronę tunelu.

– Nie ma za co. Hej! Nie odchodź. Porozmawiaj ze mną.

– Dlacego?

– Jak to dlacego? To znaczy dlaczego. Nigdy nie spotkałem gadającego owada. W ogóle gadającego zwierzęcia.

– Nigdy? A kto cię naucył mófić?

– Tata.

– Mnie mama. Cyli jednak rosmafiałeś jus se sfiesętami?

– Ale mój tata to człowiek.

– A moja mama mófi, se cłofiek to sfiese. A twój psyjaciel s tobą nie rosmafia?

– Dżeki? To piesek, nie umie mówić.

– Umie.

– Skąd wiesz?

– Bo ficę jak nas sucha. Cy moses poplosić go f moim imieniu, by slobił kupkę psy fejściu do mojego domku?

– Słucham?

– To twój psyjaciel. Poploś go. Plosę.

– Po co ci jego kupka przy wejściu do domu?

– Do jecenia. Nie będę jej musiał tullać s daleka.

– Bleh!

 

Piotrek spojrzał na psa. Ten podchodził do nich powolnym krokiem, jakiego chłopak jeszcze nigdy u niego nie widział. Usiadł przy chłopcu i patrząc mu w oczy, położył łapę na jego kolanie.

 

– Witaj Piotrze – rzekł bardzo dorosłym i zrównoważonym głosem. Chłopiec niewiele myśląc przytulił mocno psa. – To nie jest dobra pora byś poznał tajemnicę, ale cóż. Ten żuczek dopiero co się wykluł. Nie wiedział, że nie wolno mu rozmawiać z ludźmi.

– Dlaczego nie wolno?

– Fłaśnie. Dlacego? – wtrącił mały, czarny owad, który najwyraźniej się przejął tym, że popełnił jakiś błąd.

– Tylko nieliczni mogą dowiedzieć się o możliwości rozmawiania z każdą żywą istotą. Jeszcze mniej liczna grupa może faktycznie z nimi rozmawiać. Gdyby to się wydało, ludzie czuliby się zagrożeni. Nie chcę wam teraz opowiadać co mogłoby to oznaczać. Domyślicie się sami w swoim czasie.

– Czy gdyby nie żuczek, to nigdy byś się do mnie nie odezwał?

– Nie zrozum mnie źle Piotrusiu. Nie ja decyduję o tym, czy mogę z tobą porozmawiać, czy nie. Odpowiadając jednak na twoje pytanie, odezwałbym się do ciebie już niedługo. To było kwestią czasu. Zdecydowana większość wyraziła zgodę, byś został mówcą. Musisz jednak pamiętać by zachować to w tajemnicy. Nikomu nie możesz o tym mówić. Nawet ojcu. Uznaliby cię za wariata. Być może spaliliby cię na stosie, a ja nie mógłbym nic z tym zrobić. Pamiętaj, że nie odezwę się do ciebie przy innym człowieku.

– Dobrze – ucieszył się Piotrek. Lubił tajemnice.

– Slobis kupkę? – spytał dyskretnie żuczek, patrząc na psa i wskazując odnóżem okolice małego tunelu.

– Zrobię. A ty powiedz mamie, że zanim nauczy kogoś mówić, ma wyjaśnić z kim nie można rozmawiać.

– Dobla.

 

Dżeki rozstawił tylne nogi, wypiął grzbiet, podniósł ogon, wybałuszył oczy i…

 

– No co? Jedenaście lat na to patrzyłeś, a teraz cię to dziwi? – wystękał do chłopca.

Koniec

Komentarze

 Był samotny. Jego dom był oddalony około pięciu kilometrów od najbliższej osady, a jedynym przyjacielem jakiego miał, był średniej wielkości, rudy kundel Dżeki. Psiak był tylko rok młodszy od Piotrka. - slowo "był" później przewija się jeszcze w tekście. Rzuca się w oczy.
 Nie zrozum mnie źle Piotrusiu. Nie ja decyduję o tym, czy mogę z tobą porozmawiać, czy nie. - Na początku wspomniałeś, że jest już Piotrkiem, nie Piotrusiem :)
Co do całości to mam mieszane uczucia. Początek czyli wyprawy w zarośla sugerowały mi jakąś niebanalna przygodę. A tymczasem koniec mnie trochę rozczarował. Zwykła rozmowa "o niczym" z żukiem i psem.
Niemniej tekst czytało się dobrze. Pozdrawiam!

Dzięki za uwagi. Wyeliminowałem wstrętne "były". 

Nie zrozum mnie źle Piotrusiu  to akurat wypowiedź psa, więc ma prawo do niego mówić zdrobniale :) Przyznam się jednak, że w tekście, jako narrator, użyłem przypadkiem Piotrusia (x2), ale już się go pozbyłem :) 

Pozdrawiam 

PS Rozczarowanie to w jakimś stopniu zaskoczenie ;P

Bardzo lekkie, zabawne i ciekawe. Niestety trochę za szybko się kończy i pozostawia uczucie niedosytu. Końcówka  skojarzyła mi się z jedną sceną z filmowej "Alicji w Krainie Czarów". Tą, w której biały królik oburza się, że 'tam' (tj. w świecie Alicji) zwierzęta nie noszą ubrań ;) 

Akcja z turlaniem kupki mnie rozwaliła :D Fajne.

Zaskakujące niewiadomo co ;) Puenta mnie po prostu powaliła :) Tylko czemu Piotruś przytula Dżekiego, kiedy ten zaczyna mówić? Różnie można zareagować na gadającego psa, ale czemu go przytulać?

Bo on o tym marzył od kiedy zaczął marzyć :)

"Bo on o tym marzył od kiedy zaczął marzyć :)" - O tak!
Mój dziadek miał psa o imieniu Dżeki :)
Podoba się. I to baaardzo :) Twoje opowiadanie uważam za "zabawną i mądrą bajkę posthumanistyczną" :) Cieszę się nią. Dziękuję Ci za nią. Miłego dnia.
 

Jeszcze jedno: moim zdaniem "Rozmowy kontrolowane" nie mieszczą się w szkolnej skali ocen.

Dzięki za komentarze. Bardzo się cieszę, że się spodobało :)

Bardzo, bardzo przyjemny tekst. Ciepła historyjka opowiedziana w ładny sposób. Spodobało mi się, choć zakończenie faktycznie troszeczkę zawodzi - ale tylko troszkę.
Pozdrawiam.

Pierwsza zasada malowania mieskania - zgromadź wszystkie pająki w Auslager odkurzacz.
Druga zasada malowania mieszkania - NIE PIJ!!

- No co? Jedenaście lat na to patrzyłeś, a teraz cię to dziwi? - wystękał do chłopca

Genialne zakończenie. Dla mnie na 5.

Leciutkie opowiadanko. Nie jest jakieś powalające, ale przeczytać można z przyjemnością. Fajna końcówka.

Pozdrawiam.

No dobre, dobre. Przyjazne w odbiorze, że się tak wyrażę:)

Nowa Fantastyka