- Opowiadanie: kajlena - Test Turinga

Test Turinga

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Test Turinga

Abstrakcyjny świat uczelni technicznej, miejsca gdzie matematycy są inżynierami, stanął na głowie (co nie znaczy, wbrew pozorom, że wszystko wreszcie znalazło się tam gdzie być powinno, tylko, że wdepnęliśmy jedną nogą w przestrzeń urojoną) pewnego pięknego letniego poranka. Jakiś wariat (dr hab.) biegł przez opustoszały dziedziniec wykrzykując coś nieartykułowanego (prawdopodobnie miało to być po angielsku); wbrew najlepszym tradycjom zawodu nie był nagi, co do pytania, czy właśnie wyszedł z wanny, pozwolę sobie zachować ostrożną neutralność. Dudnienie jego kroków prawie się przebijało przez huk wszechobecnych remontów, możliwe nawet, ze ktoś go zauważył, ale aberracja nie była na tyle duża, żeby zająć nawet moje myśli na dłużej niż pięć minut.

Trzy dni później krótkie pukanie poprzedziło wizytę któregoś z niezmordowanych aktywistów. Połączony szok zobaczenia administracji w wakacje i zostania przyłapanym na pisaniu niecenzuralnego maila przytłumił mój refleks; nie zdążyłam schować się pod biurkiem. Pozbawionej ochrony niezawodnej strategii, która ratowała mnie przed wyborami lub zebraniami w przeszłości, nie pozostało mi nic innego jak się uśmiechnąć. Wyczerpawszy zasób miernych wymówek typu, że pracuje, i po kilku próbach wrobienia w to kogoś innego, podążyłam smętnie za moim katem.

 

Próbie poddano siedemnaście osób (dla mnie też jest niewiarygodne, że zdołano znaleźć tyle ludzi w instytucie w lipcu) i dziewięć komputerów. Każdego zamknięto w osobnym pokoju, włączono komunikator i kazano rozmawiać tak długo, aż będzie się pewnym, czy po drugiej stronie jest człowiek, czy maszyna; perwersyjne skrzyżowanie randki w ciemno z tetrisem. Przeszło mi przez myśl parę pytań, na które na pewno nie odpowiedziałaby maszyna, ale przez które rumieniłabym się do końca życia, gdyby rozmówca okazał się żywy.

– Cześć.

– hej

Zaczęło się, a ja już nie mam nic do powiedzenia.

– Co tam u ciebie?

– w porzadku

Znowu krępujące milczenie; koniec tej kurtuazji, czas przejść do podchwytliwych pytań.

– Gdzie jest Kazimierza Wielkiego?

Był pierwszy… Cholera! Pojęcia nie mam!

– nie wiem

– Jakiej muzyki słuchasz?

– nie slucham muzyki

– Kto był ostatnim ministrem przyjętym do rządu?

– nie wiem

– Ile wynosi pi?

– 3.14158

Uff, przynajmniej coś prostszego…

– Ile piw możesz bezkarnie wypić?

– to zalezy od dnia

– Ile wynosi stała Plancka?

– 6.668 meV ps

mozemy juz skonczyc?

– Tak.

Wyszłam stamtąd lekko oszołomiona, czując się jak po maturze ustnej z polskiego. Powzięłam też głębokie postanowienie dopadnięcia delikwenta, który mi to zrobił i bycia bardzo nieprzyjemnym. Nie zdążyłam zadać ani jednego pytania, a byłam pewna co do interlokutora z dokładnością do płci.

 

Piętnaście minut później pojawił się człowiek znany mi ze swoich dzikich galopad sprzed paru dni. Wyglądał jak skazaniec, który właśnie dostał kolejnych dziesięć lat Syberii (za próbę wprowadzenia elementów humorystycznych do sztuki o Leninie wystawianej na nowy rok) i w pewnym sensie nim był. Badani wykazali siedemnaście ludzi i dziewięć komputerów, zgodnie ze stanem faktycznym. Pewną nadzieję wzbudził w nim na krótko fakt, że nie wszystkie diagnozy były poprawne. Dwa zestawione ze sobą komputery stwierdziły mało zaskakująco, że rozmawiają z ludźmi. Naprzeciw mnie wpatrywała się w siebie z niechęcią para organicznych maszyn (zawsze mi się wydawało, że ten po lewej jest cyborgiem). Ostatnie problemy pojawiły się w jednej z par ludzko-mechanicznych. Jedyny komputer, który stwierdził, że nie rozmawia z człowiekiem był w błędzie; rozmawiał ze mną.

 

Od tego czasu chadzam na przymusowe konsultacje psychiatryczne, a połowę wolnego czasu zajmuje mi grożenie pozostałym uczestnikom testu. Niełatwo jest uciszyć siedemnaście osób (sprawca całego zamieszania nie nie wychodzi z piwnicy przed zmrokiem). Drugą połowę spędzam na pogawędkach z komputerem. Nazwałam go Artur.

Koniec

Komentarze

Nic z tego nie zrozumiałem. Już na początku się pogubiłem, a tu jeszcze jakiś zając mi wyskakuje. Nie no, pomyślałem, ale patrzę, że to błąd, więc czytam dalej. Dalej niestety też nic nie rozumiałem. Może ja po prostu za głupi jestem? Poczekam na innych, może mi się rozjaśni.

Interesujące. Chętnie przeczytam kolejne opowiadania Twojego autorstwa. Najchętniej w wersji papierowej :) Życzę sukcesów.

Też nie rozumiem, ale jakoś mi się przyjemnie czytało pod koniec dnia.
Ale pozostawię bez oceny.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

O, zając czmychnął ;) (sory za off topic)

- Ile piw możesz bezkarnie wypić?

- to zalezy od dnia

To z jednej strony, a z drugiej... no cóż SI osiąga takie możliwości, że nam, białkowcom nawet się nie śni... ;)

Tak jak Wolimir, nie bardzo zrozumiałam o co chodzi.

Test Turinga jest tematem, który naprawdę można ciekawie wykorzystać. Tobie się niestety nie udało. Powyższy tekst jest raczej słaby, a końcówka zupełnie mnie nie przekonała.

Pozdrawiam.

Dołączam się do głosów osób, które nie wiedzą o co chodzi, i które uważają, że było dość słabo.

Kilka przebłysków humoru, zmarnowany pomysł, przedstawiony tak, że właściwie nie wiadomo, o co chodzi.

Nowa Fantastyka