- Opowiadanie: Fasoletti - Brud

Brud

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Brud

Opowiadanie zainspirowane masą śmieci, zalegających na trawniku za moim blokiem.

 

„Seks tylko w parze z brutalnością, serwuje Rita, swoim gościom!” – słowa piosenki wypływające z głośnika wysłużonego Sony Ericcsona, wyrwały mnie z niespokojnego snu. Z niechęcią otworzyłem oczy i wyłączyłem alarm. Była ósma. Zawsze wstawałem o ósmej. Usiadłem na łóżku i głośno pierdnąłem. Zjedzona na kolację grochówka przypomniała o sobie. Leniwie opuściłem stopy na kurewsko zimną posadzkę i powlokłem się do kibla. Wyjąłem fiuta i oddałem mocz, przy akompaniamencie nieludzkich jęków, dochodzących z kratki wentylacyjnej. Piętro wyżej mieszkała para pedałów. Dymali się zawsze, kiedy akurat szczałem. Nie mam nic do gejów ogólnie, ale ci dwaj wkurwiali mnie nieziemsko. Obnosili się ze swoją orientacją jak ze srajtaśmą za stanu wojennego. Jeszcze jakiś czas temu ostentacyjnie lizali się na klatce kiedy wychodzili do pracy, ale odkąd kilku dresów obrzuciło ich psimi gównami, zrezygnowali z tak wylewnego okazywania sobie czułości. Obrzydzony wydawanymi przez nich odgłosami grzesznej rozkoszy, wyszedłem z klopa i zagwizdałem na psa. Podbiegł do mnie, radośnie merdając ogonkiem i usiadł, czekając aż zapnę mu na szyi obrożę. Mądre bydle wiedziało, że pora na spacer. Narzuciłem na ramiona kurtkę i w klapkach wyszedłem przed blok. Wiejący od wschodu, przenikliwy wiatr sprawiał, że szczękałem zębami jak w gorączce. Rozejrzałem się dookoła. Po drugiej stronie ulicy, przed niewielkim spożywczakiem, stała grupka meneli. Trzymali w brudnych dłoniach „Malinki” i popijając je, śmiali się głośno. Musieli niedawno odebrać zasiłek lub zapierdolić jakąś pokrywę od studzienki kanalizacyjnej i sprzedać na złomie, bo zwykle chlali wina nie droższe niż trzy pięćdziesiąt. A tu nagle nalewki za sześć złotych. Pierdolone burżuje. Zmierzyłem ich pogardliwym spojrzeniem i przysłuchałem się ich jakże interesującej i bogatej językowo rozmowie. Pies usiadł, również obcinając zaciekawionym wzrokiem ten cuchnący moczem i rzygami margines społeczny.

– I przylazłem do domu, a ta cipa mie gada, że nic ino pije! To jebłem jej w morde, aż zakurwiła o futrynę! – chwalił się brodaty, ubrany w podziurawioną, flanelową koszulę lumpek.

Drugi, w zaheftanej skórzanej kurtce, poklepał go po ramieniu, gratulując wyczynu z pewnością wymagającego niemałej siły i odwagi. Tak, wpierdolić żonie to naprawdę nie lada wyczyn.

– A ta kurwa za telefon i po milicje chce dzwonić! – kontynuował relację brodacz. – To złapałem ją za wszarz, wyrwałem telefon i wydupcyłem za okno. A łona na to, że do sądu mnie poda i do mamra póde! A ja to pierdole! W kiciu ciepło, żreć za darmo dadzą, to co ja się bede przejmował. Niech se cipa podaje! – Wybuchnął głośnym rechotem, a koledzy mu zawtórowali.

Pokiwałem z politowaniem głową i ruszyłem przez usiany gównami trawnik. Pies kucnął i też dołożył coś od siebie. Potem pociągnął mnie za blok. Maszerowaliśmy dumnie przed balkonami, a ja co chwilę szarpałem moją niepokorna, futrzastą gadzinę, by nie wpieprzała odpadków, które ludzie wypierdalali tutaj, tak jakby koszy na śmieci w domu nie mieli. Nie rozumiałem, jak można tak robić. Obgryźli udko z kurczaka, a kości jeb za okno. Bo nie chce się szanownej dupy ruszyć i schylać pod zlew, żeby jak Pan Bóg przykazał do śmietnika resztki z obiadu wyrzucić. Chuje złamane. Ale najbardziej mnie kurwica brała, jak widziałem rosnące pod moim „tarasem” drzewka, na gałęziach których, niczym bombki, wisiały wypełnione spermą i ufajdane kałem kondony. Z cała pewnością należące do tych dwóch pedałów z pietra wyżej. W święta może by to jeszcze pasowało, bo imitowało choinkę, ale mieliśmy kurwa koniec stycznia i tego typu ozdoby były zdecydowanie nie na miejscu. Ale oni mieli to najwyraźniej w dupie. I to dosłownie. Plunąłem nienawistnie na ziemię, mierząc wzrokiem majaczące w oddali poprzewracane śmietniki, walające się przy chodnikach puszki, papierki, kiepy, przemoczone gazety oraz inne odpady, tak charakterystyczne dla naszego polskiego krajobrazu i zamyśliłem się. Co by to było, gdyby ta masa gnoju wszelakiego, nieczystości i kloaki nagle ożyła i wchłonęła wszechświat? Wolałem nie wiedzieć, ale ku memu zaskoczeniu, myśl, która przed chwilą zrodziła się w mej głowie, nabrała mocy stwórczej. Z przerażeniem spoglądałem na psie gówna, niczym dżdżownice pełznące w jedno miejsce i zlepiające się w olbrzymią, cuchnącą kupę odchodów. Dołączyły do niej niesione podmuchami nadnaturalnego wiatru strzępy gazet, przyciągane niczym magnesem puszki oraz biegnące na maleńkich nóżkach kości z kurczaka. Nawet prezerwatywy napięły się i wystrzeliły jak z procy, w kierunku rodzącego się właśnie, śmieciowego potwora. I ta niebotyczna, wciąż pochłaniająca nowe nieczystości góra ekskrementów, ruszyła na podbój Ziemi. Na jej widok mój pies jął skomleć opętańczo, a ja sam aż podskoczyłem ze strachu widząc, jak demon konsumuje nieświadomą niebezpieczeństwa sąsiadkę, piorącą właśnie swoje kilkuletnie dziecko po gołym tyłku. Zduszony krzyk spasionej kobiety zmroził mi krew w żyłach. Zakończywszy konsumpcję, potwór ruszył na rozbawionych pijaczków. Moja ciekawość była silniejsza niż strach. Ruszyłem za bestią. Ujrzałem, jak wciąga przesączone alkoholem dusze tych skurwysyńskich jełopów, przez co ich ciała sflaczały jak dętka, z której wypuszczono powietrze. Śmierdzący maszkaron rósł z każdą chwilą, zasysając wciąż nowe brudy. W jego kierunku biegło kilku księży, wymachujących krzyżami i wrzeszczących modlitwy, lecz gdy podeszli bliżej, stanęli jak sparaliżowani. Zaczęli wymiotować bilonem i tarzać się po ziemi jak szaleni, aż w końcu i oni zniknęli w szlamowatym cielsku. Po chwili wylecieli przez okno moi homoseksualni sąsiedzi, zbyt zajęci posuwaniem się w dupę, by dostrzec rozgrywające się właśnie, straszliwe sceny. Wybiły szamba i ulice zamieniły się w rwące rzeki. Biegający w panice ludzie tonęli w tych srakowatych, cuchnących odmętach, nie wiedząc czym zasłużyli na tak straszną śmierć. Stwór, połykający wszystko co stanęło mu na drodze, rozrastał się w zastraszającym tempie. Przypominał teraz żyjące wysypisko, niebotyczną, kłębiącą się masę odpadów, śmieci i poskręcanych ludzkich dusz, tak samo nieczystych jak substancja w której tonęły. I wtedy pojąłem, że to już koniec. Że nie będzie nalotu kosmitów w dwa tysiące dwunastym, żadnego przebiegunowania i innych tego typu bzdur, że nie pierdolnie nas meteoryt i nie wyginiemy jak dinozaury. Przed oczyma przeleciało mi całe życie i patrząc na nie z perspektywy obiektywnego obserwatora zrozumiałem, że zagłada mnie nie ominie. Jednak przyjąłem ten fakt z dziwnym spokojem. Uwolniłem psa z uwięzi i rozkładając ramiona, skoczyłem w przewalający się obok mnie, gówniany szlam.

 

Wykorzystany fragment piosenki pochodzi z utworu „Niewyżyta Rita” grupy Dr. Albonista.

Koniec

Komentarze

Wiesz Fasoletti, zaczyna mi się podobać twój styl. Chyba wezmę się za poprzednie teksty. Ten jest całkiem niezły; najlepsze jest stwierdzenie "pierdolone burżuje".

Świetny tekst - dostadny, krwisty, soczysty... i niestety aż za dużo w nim prawdy. Nasza cywilizacja produkuje takie ilości badziewia, że śmieciowa apokalipsa wydaje się perspektywą aż nazbyt realistyczną. No i z moralnością też nie jest lepiej. So true.

Genialna, najeżona pikantnym słownictwem, ale do bólu prawdziwa historyjka. Krótka, ale wystarczające bym mógł powiedzieć, że super tekst. Podobało mi się. Pozdrawiam.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Super! Bardzo mi się podobało. Masz ciekawy styl, który przypadł mi do gustu i nie mówię tylko o tym opowiadaniu. Obyś nigdy nie znudził się pisaniem ;)

Pozdrawiam,

Rosa

Jakie mądre komentarze wywołują Twoje teksty:) sam nawet nie wiem, co powiedzieć... ale zestawienie czynności prokreacyjnych z fizjologicznymi dało efekt.
@Rosawow - On to własnie z nudów pisze! I nie widać że wszystko z autopsji?

Dobre. :)

A mi się nie podobało. To znaczy, oczywiście językowo jest poprawnie (bez błędów), natomiast dla mnie styl i treść była słaba. To znaczy epatowanie kurwami rozumiem, ale nie w ten sposób. A wizja rzek gówna i wiszących "ufajdanych kałem kondonów" nie przemawia do mnie.

Urocze, Fasoletti, urocze. Soczyście, krwiście dosadnie, jak to Ty ;)

Hm. Dobre.
Bo tak to się ciągle gdzieś ten Fasoletti przewijał, że przyszedłem zobaczyć, któż zacz.

GRINDCORE!

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Dobre!

Porządnie, zresztą jak zawsze w Twoim przypadku. Nie boisz się używać mocnych słów i nie rzucasz ich byle gdzie, tylko odpowiednio nadejesz nimi charakteru swoim tekstom. Podobało mi się.

Świetne. Rewelacyjnie napisane, soczyste i zabawne.
Podobało mi się.

Pozdrawiam.

Zjedzona na kolację grochówka przypomniała o sobie. - dała o sobie znać, chyba w tym przypadku lepiej by brzmiało
chwalił się brodaty, ubrany w podziurawioną, flanelową koszulę lumpek.- przecinek przed lumpkiem:)

Pokiwałem z politowaniem głową i ruszyłem przez usiany gównami trawnik. Pies kucnął i też dołożył coś od siebie. :DDDD
zbyt zajęci posuwaniem się w dupę - "w dupe" zbędne
że nie pierdolnie nas meteoryt i nie wyginiemy jak dinozaury :DDD
Fas uśmiałam się. Najdziwniejsze jest to, że okrutnie nie lubię wulgaryzmów. Z jednym wyjątkiem : tych ujętych w Twoich historiach - choć nie we wszystkich;)

Fajnie, że wam się podobało. :)

zbyt zajęci posuwaniem się w dupę - "w dupe" zbędne - Aga, sam nie wiem... Wydawało mi się, że wypada to zaznaczyć, ale reki sobie uciąć nie dam. Juz i tak czas edycji minał, więc musi zostać jak jest :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fas...:DDD, takie moje pierwsze skojarzenie, ale dokładnie to ja nie wiem...;)

Bardzo mi się podobało. Żywo, wartko, sprytnie.

Nowa Fantastyka