- Opowiadanie: cezary_cezary - Siłownia dla zmutowanych żon prezydentów, czyli rzecz o istocie istoty istnienia, wątpliwych moralnie praktykach oraz licznych niedopowiedzeniach

Siłownia dla zmutowanych żon prezydentów, czyli rzecz o istocie istoty istnienia, wątpliwych moralnie praktykach oraz licznych niedopowiedzeniach

Tekst kon­kur­so­wy.

 

Moje hasło to: Si­łow­nia dla zmu­to­wa­nych żon pre­zy­den­tów

 

Ostrze­gam lo­jal­nie: nar­ra­cja ska­cze jak sza­lo­na. Poza tym, nie wiem czy to jest wy­star­cza­ją­co bi­zar­ro, ale dziw­niej już chyba nie po­tra­fię pisać :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Siłownia dla zmutowanych żon prezydentów, czyli rzecz o istocie istoty istnienia, wątpliwych moralnie praktykach oraz licznych niedopowiedzeniach

 

Cze­ka­łam na to cały dzień, a potem wie­czór. Po­dob­no dzia­ła­ją wy­łącz­nie nocą, cho­ciaż nikt nie umie wy­ja­śnić dla­cze­go.

Z nie­po­ko­jem, ale i eks­cy­ta­cją wpa­try­wa­łam się w ogrom­ne, mo­sięż­ne wrota. Wy­ry­to na nich in­skryp­cje w ja­kimś dziw­nym ję­zy­ku, nie mam pew­no­ści jakim. Pró­bo­wa­łam go od­czy­tać przy po­mo­cy sztucz­nej in­te­li­gen­cji w te­le­fo­nie, jed­nak bez­sku­tecz­nie. Zre­zy­gno­wa­na, prze­je­cha­łam dło­nią po wgłę­bie­niach, w któ­rych ukry­to li­te­ry, mo­men­tal­nie po­czu­łam dreszcz. To byłam ja, czy może to wrota pul­so­wa­ły pod do­ty­kiem ludz­kiej skóry? Mie­rzy­łam się z siłą, z którą nie jest roz­sąd­nie po­gry­wać, wie­dzia­łam o tym, ale…

Było coś w tym miej­scu, w tej sy­tu­acji… Nie umiem tego na­zwać. Chęć do­świad­cze­nia przy­go­dy? Ba­nal­ne. Eks­cy­ta­cja na myśl o zbli­ża­ją­cej się po­dró­ży? Pudło. Lęk przed nie­zna­nym? Może to, kto wie?

Prze­sta­łam my­śleć, po­zwo­li­łam, żeby pier­wot­ny in­stynkt po­kie­ro­wał moimi ru­cha­mi. Prze­kro­czy­łam wrota i za­mar­łam. Oto przede mną pię­trzy­ły się stosy wy­eks­plo­ato­wa­ne­go sprzę­tu do ćwi­czeń. Nad­gry­zio­ne upły­wem czasu bież­nie, po­kru­szo­ne ta­le­rze do sztan­gi, rower bez sio­deł­ka, czy or­bi­trek po­zba­wio­ny jed­nej rącz­ki.

Sta­łam tak przez chwi­lę, kon­tem­plu­jąc oto­cze­nie, gdy usły­sza­łam za ple­ca­mi po­ru­sze­nie. Od­wró­ci­łam się jak na ko­men­dę i za­mar­łam. W moim kie­run­ku po­dą­ża­ło kilka, nie, kil­ka­na­ście szka­rad­nych, zde­for­mo­wa­nych istot. Niemy krzyk za­stygł mi w gar­dle, a nogi od­mó­wi­ły po­słu­szeń­stwa. Chcia­łam ucie­kać, ale nie było dokąd.

Masz­ka­ry oto­czy­ły mnie, za­sty­głam w ocze­ki­wa­niu na atak, który jed­nak nie nad­cho­dził. Za­mknę­łam oczy i unio­słam ręce.

– Bar­dzo do­brze, że je­steś, mamy wiele do omó­wie­nia. – Usły­sza­łam zna­jo­my głos.

Gdy zro­zu­mia­łam, do kogo na­le­ży, aż pod­sko­czy­łam.

– Jac­kie?!

 

<>< (tak, Śledź wró­cił – przyp. au­to­ra)

 

– Gdzie ona się po­dzia­ła? – za­py­ta­ła żona pre­zy­den­ta Waż­ne­go Kraju.

– To jej pierw­szy raz, okaż pro­szę odro­bi­nę wy­ro­zu­mia­ło­ści – od­po­wie­dzia­ła oschle pierw­sza dama Nieco Mniej Waż­ne­go Kraju.

– Pa­mię­tam mój pierw­szy raz – roz­ma­rzy­ła się mał­żon­ka wład­cy Kraju Zu­peł­nie Nie­waż­ne­go Ale z Aspi­ra­cja­mi.

– Oho, coś się dzie­je, wi­dzi­cie te bły­ska­wi­ce przy wro­tach? No­wi­cjusz­ka zaraz tu bę­dzie! To takie eks­cy­tu­ją­ce, nie uwa­ża­cie?

– Kto to po­wie­dział? Wszyst­kie macie takie po­dob­ne głosy – za­py­ta­ła Jac­kie Ken­ne­dy.

– Milcz, po­czwa­ro! – ucię­ła inna żona, naj­praw­do­po­dob­niej ta z Waż­ne­go Kraju. – Ach, to ty Ja­cqu­eli­ne? Wy­bacz, nie po­zna­łam!

Gwar wy­peł­nił po­miesz­cze­nie sta­rej si­łow­ni. Pul­su­ją­ca ża­rów­ka na zmia­nę oświe­tla­ła wy­na­tu­rzo­ne, pa­skud­ne twa­rze zmu­to­wa­nych ko­biet, by za chwi­lę spo­wić je mro­kiem, który kłę­bił się w naj­dal­szych głę­bi­nach oce­anu. Żony pre­zy­den­tów, ni­czym stado har­pii, z niemą eks­cy­ta­cją ob­ser­wo­wa­ły wrota oto­czo­ne nie­wiel­ki­mi wy­ła­do­wa­nia­mi elek­trycz­ny­mi.

– O, wró­cił Nar­ra­tor! – ucie­szy­ła się mał­żon­ka wład­cy Kraju Zu­peł­nie Nie­waż­ne­go Ale z Aspi­ra­cja­mi. – To bar­dzo do­brze, nie mam już siły wy­słu­chi­wać tych wa­szych mo­no­lo­gów.

 

<><

 

Boże mój, Boże mój, cze­muś mnie opu­ścił?…

Wy­tłu­ma­czyć muszę, że kłam­stwem by­ło­by okre­ślić mnie mia­nem czło­wie­ka wiel­ce re­li­gij­ne­go, jed­nak­że to, co oczy me uj­rza­ły, o po­mstę do Nieba wo­ła­ło! Oto bo­wiem zmó­wi­ły się wstręt­ne kre­atu­ry, by pod osło­ną nocy kno­wa­nia swoje upra­wiać. Plu­ga­we, bez­boż­ne i wsty­du wszel­kie­go po­zba­wio­ne, w krąg się ze­bra­ły i wzno­sząc dło­nie w naj­bar­dziej obrzy­dli­wym ge­ście po­gar­dy dla wszyst­kie­go, co świę­te, zło­rze­czy­ły wnie­bo­gło­sy.

Na­dzie­ję wszel­ką po­rzu­ciw­szy, odej­dę teraz i oddam się mo­dli­twie do Boga je­dy­ne­go. Je­że­li zaś serce moje i dusza na­zbyt wiel­kiej krzyw­dy tutaj do­zna­ły, to za­koń­czę żywot mój natychmiast.

 

<><

 

– Ale jak? Dla­cze­go? – do­py­ty­wa­łam pa­trząc na zde­for­mo­wa­ną twarz le­gen­dar­nej ame­ry­kań­skiej pierw­szej damy.

– Nie przej­muj się wy­glą­dem, to aura tego miej­sca tak na nas dzia­ła. Jak wró­cisz do swo­je­go świa­ta, to wszyst­ko wróci do normy.

– Mój wy­gląd? O czym ty mó­wisz?

– Ko­cha­na – Jac­kie zwró­ci­ła się do jed­nej z ko­biet – podaj pro­szę lu­ster­ko.

Mu­tant­ka wy­cią­gnę­ła za­wi­niąt­ko, które skry­wa­ło nie­zbęd­ny ele­ment dam­skiej to­a­let­ki. Chwy­ci­łam go w dło­nie, spoj­rza­łam na wła­sne od­bi­cie, które stra­szy­ło zie­lo­ną, złusz­czo­ną skórą oraz licz­ny­mi rop­nia­mi. Z krzy­kiem upu­ści­łam lu­ster­ko.

– To nie jest praw­da, to nie może być praw­da – za­łka­łam.

– Nie słu­cha­łaś mnie uważ­nie, to tylko magia tego miej­sca. – Jac­kie mach­nę­ła ręką.

– Ostrze­ga­no mnie, że nic tu nie bę­dzie nor­mal­ne, ale nie są­dzi­łam, że aż tak – przy­zna­łam z wa­ha­niem. – I dla­cze­go wrota dzia­ła­ją tylko w nocy?

– Bo tak jest i tyle – po­wie­dzia­ła któ­raś z ko­biet.

– Strasz­nie to pre­tek­sto­we… – za­uwa­ży­łam z prze­ką­sem.

– No, skoro mamy już wszyst­ko usta­lo­ne, to mo­że­my przejść do in­te­re­sów – po­wie­dzia­ła ame­ry­kań­ska pierw­sza dama. – A, cóż ze mnie za gapa! Naj­pierw po­znaj nasze przy­ja­ciół­ki w kon­spi­ra­cji!

– Miło mi, to ja – przed­sta­wi­ła się żona pre­zy­den­ta Waż­ne­go Kraju.

Przez dłuż­szą chwi­lę trwa­ła pre­zen­ta­cja wszyst­kich pierw­szych dam obec­nych w po­miesz­cze­niu. Muszę przy­znać, że było to bar­dzo po­moc­ne, gdyż trudno by­ło­by je roz­po­znać po wy­glą­dzie. Każda, bez wy­jąt­ku, przy­po­mi­na­ła ra­czej miesz­kań­ca ko­lo­nii trę­do­wa­tych, niż żonę głowy pań­stwa. Jed­nak nie ule­ga­ło wąt­pli­wo­ści, że ma­ka­brycz­ne prze­obra­że­nia zwią­za­ne były wy­łącz­nie z si­łow­nią ukry­tą po dru­giej stro­nie wrót. Skąd to wiem? Otóż, po krót­kiej roz­mo­wie usta­li­łam, że panie spo­ty­ka­ją się tutaj re­gu­lar­nie, a jed­nak funk­cjo­nu­ją też w nor­mal­nym, czy ra­czej: praw­dzi­wym świe­cie.

– Skoro kon­we­nan­se mamy już za sobą, to może ła­ska­wie wy­ja­śni­cie mi, co ja tutaj wła­ści­wie robię?

– Ale ty je­steś nie­cier­pli­wa! – za­chi­cho­ta­ła Jac­kie. – Ale do­brze, skoro na­le­gasz, to przej­dzie­my do sedna. Ko­cha­na, bę­dziesz uprzej­ma?… – zwró­ci­ła się do mał­żon­ki wład­cy Kraju Zu­peł­nie Nie­waż­ne­go Ale z Aspi­ra­cja­mi.

– Ależ na­tu­ral­nie! – Pro­mie­ni­sty uśmiech wy­peł­nił jej twarz. – Spo­ty­ka­my się tutaj, by de­cy­do­wać o spra­wach waż­nych oraz bar­dzo waż­nych.

– Otóż to! – po­twier­dzi­ła Jac­kie i w eks­cy­ta­cji aż kla­snę­ła w dło­nie.

Po­zo­sta­łe ko­bie­ty za­czę­ły wi­wa­to­wać, a ja po­czu­łam się nie­swo­jo. Przed­sta­wio­ne wy­ja­śnie­nia miały jeden pod­sta­wo­wy pro­blem, a mia­no­wi­cie: nie wy­ja­śnia­ły zu­peł­nie ni­cze­go. Skoro jed­nak bra­ko­wa­ło mi pew­no­ści co do rze­czy­wi­stych in­ten­cji moich zmu­to­wa­nych to­wa­rzy­szek, póki co po­sta­no­wi­łam grać w ich grę.

– Wszyst­ko jasne, to o czym bę­dzie­my de­cy­do­wać w pierw­szej ko­lej­no­ści? – za­py­ta­łam. – Głód w Afry­ce? Na­ra­sta­ją­ce nie­po­ko­je na Bli­skim Wscho­dzie? A może… – Urwa­łam, wi­dząc, że pa­trzą na mnie jak na wa­riat­kę.

– Czy ty się, ko­cha­niut­ka, z cho­in­ki urwa­łaś? – Jac­kie wy­mie­rzy­ła mi cios otwar­tą dło­nią pro­sto w po­li­czek. – Nasze nocne spo­tka­nia to nie żarty. Skup się, pro­szę.

W od­po­wie­dzi je­dy­nie przy­tak­nę­łam. Pani Ken­ne­dy wy­raź­nie chcia­ła coś jesz­cze dodać, ale nie­spo­dzie­wa­nie za­mar­ła. Jej twarz wy­ra­ża­ła zdu­mie­nie, w gar­dle za­sty­gło nie­wy­po­wie­dzia­ne prze­kleń­stwo. Me­cha­nicz­nym ru­chem wska­za­ła coś za moimi ple­ca­mi, jed­nak zanim wy­ko­na­łam ruch, po­miesz­cze­nie roz­bły­snę­ło świa­tłem ha­lo­ge­nów. Źró­dłem ilu­mi­na­cji mu­sia­ły być wrota, tak myślę. Po chwi­li do­biegł mnie ogłu­sza­ją­cy ryk syren. Za­tka­łam uszy i ro­zej­rza­łam się po po­zo­sta­łych zmu­to­wa­nych ko­bie­tach, spra­wia­ły wra­że­nie rów­nie za­sko­czo­nych, jak ja. Pró­bo­wa­łam prze­krzy­czeć nie­zno­śny dźwięk, ale były to sta­ra­nia po­zba­wio­ne sensu.

Z wrót przy­le­cia­ło w na­szym kie­run­ku kilka śred­niej wiel­ko­ści kul, które wy­glą­dem przy­po­mi­na­ły gra­na­ty ręcz­ne. Gdy spa­dły na pod­ło­gę nie­opo­dal nas, z wnę­trza za­czął wy­do­by­wać się gęsty dym. Po­ciem­nia­ło mi w oczach i pa­dłam na ko­la­na. Nie mi­nę­ła chwi­la, a po­miesz­cze­nie spo­wi­ła zu­peł­na ciem­ność. Umil­kły także sy­re­ny. Moż­li­we, że był to sku­tek szoku, a może prze­ra­że­nia, jed­nak by­ły­śmy cicho, jakby w oba­wie, że naj­mniej­szy szept może roz­pę­tać pie­kło. Ten stan prze­cią­gał się nie­zno­śnie, a ja do­słow­nie czu­łam jak mrok od­dy­cha za moimi ple­ca­mi.

Ogar­nę­ła mnie sen­ność, więc przy­mknę­łam oczy. Nie­spo­dzie­wa­nie, zza za­mknię­tych po­wiek do­strze­głam wątłe snopy świa­tła, jakby po­cho­dzą­ce z la­ta­rek. Chcia­łam się ro­zej­rzeć, ale w trwa­ją­cej we­wnątrz mnie walce ducha z ma­te­rią prze­gry­wa­ły wła­śnie obie stro­ny kon­flik­tu. Nad­ludz­kim wy­sił­kiem otwo­rzy­łam jedno oko. Ostat­nie i je­dy­ne, co zo­ba­czy­łam, był tłum po­sta­ci w czar­nych su­tan­nach, prze­le­wa­ją­cy się przez wrota ni­czym rój sza­rań­czy.

 

<><

 

– Spraw­dzi­łeś broń? – Nie­spo­dzie­wa­ne py­ta­nie wy­rwa­ło mnie z za­my­śle­nia.

– Co?

– Broń, czy ją spraw­dzi­łeś? – po­wtó­rzył z na­ci­skiem męż­czy­zna w su­tan­nie.

Jesz­cze lekko oszo­ło­mio­ny, zmru­ży­łem oczy. Nie­wy­raź­ne kon­tu­ry naj­bliż­sze­go oto­cze­nia za­czy­na­ły po­wo­li łapać wła­ści­wą ostrość. Sie­dzia­łem na pace sa­mo­cho­du do­staw­cze­go w to­wa­rzy­stwie dwóch osób, ubra­nych na czar­no i trzy­ma­ją­cych ka­ra­bi­ny sztur­mo­we. W tym mo­men­cie po­czu­łem, że i ja mam coś w dło­niach. Jak się oka­za­ło, rów­nież broń.

– Co? Gdzie ja?… – wy­ję­cza­łem, kom­plet­nie za­sko­czo­ny.

– Ma­riusz, do­brze się czu­jesz? Ja wszyst­ko ro­zu­miem, stres i w ogóle, ale… Twoje za­cho­wa­nie tro­chę mnie nie­po­koi…

– Chyba go dalej trzy­ma po ostat­niej ro­bo­cie – mruk­nął drugi męż­czy­zna. – Mó­wi­łem, żeby uwa­żał z so­kiem z gu­mi­ja­gód, to oczy­wi­ście mu­siał być naj­mą­drzej­szy.

– Cho­le­ra, racja. To musi być to.

– O czym wy w ogóle ga­da­cie?! Ja­kiej ro­bo­cie? Jaki sok, z ja­kich gu­mi­ja­gód?! – wy­buch­ną­łem. – I dla­te­go tak okrop­nie boli mnie głowa?

– Jak pró­bu­jesz żyć, to staje się bo­le­sne… – rzu­cił sen­ten­cjo­nal­nie ten pierw­szy.

– Nie mamy na to czasu…

– Dobra, zro­bi­my to tak. – Wska­zał pal­cem dru­gie­go męż­czy­znę. – Ty się, Jurek, już wię­cej nie od­zy­waj. – Teraz spoj­rzał na mnie. – A ty, Ma­riusz, słu­chaj uważ­nie, bo mamy tylko chwi­lę.

– Okej, za­mie­niam się w słuch – od­po­wie­dzia­łem.

– Ja je­stem Piotr, ten drugi to Jurek, a ty masz na imię Ma­riusz. Je­ste­śmy eli­tar­ną dru­ży­ną ude­rze­nio­wą, dzia­ła­ją­cą na pod­sta­wie spe­cjal­ne­go de­kre­tu pa­pie­skie­go. Do­sta­li­śmy cynk o bez­boż­nych prak­ty­kach, które mają miej­sce w opusz­czo­nej si­łow­ni zlo­ka­li­zo­wa­nej gdzieś mię­dzy wy­mia­ra­mi.

– Cynk? – za­py­ta­łem.

– Tak, ktoś był mi­mo­wol­nym świad­kiem zaj­ścia, a potem w trak­cie mo­dli­twy o wszyst­kim opo­wie­dział Sze­fo­wi. Gość, w sen­sie ten co się mo­dlił, był śmier­tel­nie prze­ra­żo­ny i do tego mówił w nie­ty­po­wy spo­sób, coś na wzór prozy Lo­ve­cra­fta, ale lekko upo­śle­dzo­nej… O czym to ja?… – Te­atral­nie zła­pał za brodę. – A wła­śnie, więc do­sta­li­śmy cynk i teraz je­dzie­my na miej­sce. Mamy za za­da­nie po­chwy­cić uczest­ni­ków bluź­nier­czych ob­rzę­dów, a na­stęp­nie prze­trans­por­to­wać do ka­za­ma­tów pod Wa­ty­ka­nem. Tylko mamy mało czasu, bo nie­dłu­go za­mkną się wrota, por­tal, czy jak to tam na­zy­wa­ją. To już wszyst­ko, kom­pren­de?

– Pew­nie – po­twier­dzi­łem.

– Pew­nie?

– No, pew­nie. Hi­sto­ria brzmi sen­sow­nie i spina się w lo­gicz­ną ca­łość. Żeby oddać spra­wie­dli­wość, opo­wie­dzia­łeś ją w spo­sób lekko ło­pa­to­lo­gicz­ny, ale zwa­żyw­szy na oko­licz­no­ści uzna­ję to za w pełni uza­sad­nio­ne. Wiem już wszyst­ko i mo­że­my dzia­łać.

Sie­dzą­cy na­prze­ciw mnie Piotr wy­wró­cił ocza­mi, po czym scho­wał twarz w dło­niach. Za to Jurek wydał z sie­bie dziw­ny dźwięk, ni to par­sk­nię­cie, ni prze­łknię­cie fleg­my.

– Tak, to musi być sok z gu­mi­ja­gód.

– Czyli co? To wszyst­ko była ście­ma, a na­praw­dę je­dzie­my, uzbro­je­ni po zęby, w zu­peł­nie innym celu? – za­py­ta­łem.

– No wła­śnie nie, ale coś dziw­nie lekko przy­szło ci uwie­rzyć w tę całą hi­sto­rię. Bo chyba przy­znasz, że brzmi nie­praw­do­po­dob­nie?

– Dobra, pa­no­wie, dość pi­to­le­nia, je­ste­śmy na miej­scu – uciął temat Jurek.

Na miej­scu znaj­do­wa­ły się już dwie inne ekipy ude­rze­nio­we, więc Piotr ru­szył przo­dem w po­szu­ki­wa­niu ko­or­dy­na­to­ra akcji. Zna­lazł go dość szyb­ko, przez chwi­lę go­rącz­ko­wo coś ge­sty­ku­lo­wał i chyba krzy­czał, po czym wró­cił do nas. Po twa­rzy po­zna­łem, że jest wście­kły.

– Te za­plu­te pa­ró­wy, te… – urwał w po­ło­wie. – Te ga­mo­nie po­la­zły przo­dem, nie cze­ka­jąc na resz­tę. Po­cząt­ko­wo wszyst­ko szło zgod­nie z pla­nem, cele zo­sta­ły unie­ru­cho­mio­ne, ale póź­niej naj­wy­raź­niej ci idio­ci uru­cho­mi­li sys­te­my bez­pie­czeń­stwa si­łow­ni i wszyst­ko w środ­ku wy­bu­chło w cho­le­rę.

– Wy­bu­chło?

– Tak, jest czę­ścio­wa trans­mi­sja, która uchwy­ci­ła mo­ment eks­plo­zji. Nikt nie prze­żył, nie miał szans.

– To co teraz ro­bi­my? – za­py­ta­łem.

– Nic tu po nas, pa­no­wie. Po­pra­wia­my ko­lo­rat­ki, pa­ku­je­my tyłki do busa i wra­ca­my.

 

<><

 

Za­la­ła mnie fala ko­lo­rów. Prze­ni­ka­ły mnie, koiły, roz­bu­dza­ły wszel­kie zmy­sły. Nie mia­łam jed­nak ciała, już nie, sta­łam się bytem poza cza­sem i prze­strze­nią. Byłam wszyst­kim i ni­czym, pierw­szym i ostat­nim. Do­brem i mi­ło­ścią, ale także ze­psu­ciem i nie­na­wi­ścią. Eony upły­wa­ły w oka­mgnie­niu, a ja czu­łam spo­kój. By­ła­bym za­tra­ci­ła się w tym wszyst­kim zu­peł­nie, gdy po­czu­łam zna­jo­me wi­bra­cje.

– Witaj, Jac­kie, miło mi, że także tu je­steś – po­wie­dzia­łam.

– Za­wsze tu byłam – od­po­wie­dzia­ła po­god­nie dawna pani Ken­ne­dy.

– Mo­żesz mi coś wy­ja­śnić? Jedna kwe­stia nie daje mi spo­ko­ju.

– Tak?

– Wrota były po­kry­te dziw­ny­mi zna­ka­mi, wiesz co tam było na­pi­sa­ne?

– La­scia­te ogni spe­ran­za, voi ch'en­tra­te – wy­re­cy­to­wa­ła Jac­kie.

– I co to wła­ści­wie zna­czy?

– Nie wiem – przy­zna­ła nie­chęt­nie.

– To co teraz? Nie zre­ali­zo­wa­ły­śmy na­szych pla­nów – stwier­dzi­łam po chwi­li.

– Ależ wszyst­ko wy­szło zna­ko­mi­cie. Po wa­szej śmier­ci…

– Wa­szej? Prze­cież ty także tam byłaś, pod­czas wy­bu­chu.

W od­po­wie­dzi Jac­kie się za­śmia­ła.

– Ja? Prze­cież umar­łam, wiele lat wcze­śniej, nie pa­mię­tasz? – od­po­wie­dzia­ła po­nu­rym tonem. – Po wa­szej śmier­ci wy­buchł ogrom­ny skan­dal. Na po­le­ce­nie Wa­ty­ka­nu uwię­zio­no żony pre­zy­den­tów naj­waż­niej­szych kra­jów świa­ta, prze­pro­wa­dza­no na nich eks­pe­ry­men­ty ge­ne­tycz­ne, które skoń­czy­ły się po­twor­ny­mi mu­ta­cja­mi. A gdy pro­jekt wy­rwał się spod kon­tro­li, zli­kwi­do­wa­no wszyst­kie ba­da­ne obiek­ty. Gdy tylko na­gra­nie ze zda­rze­nia wy­cie­kło do prasy…

– Wiesz co, Jac­kie? Za dużo tego in­fo­dum­pu, jak na moje stan­dar­dy, więc zni­kam.

I fak­tycz­nie, znik­nę­łam.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Już tytuł wywołał u mnie uśmiech i podczas czytania to się nie zmieniło. Humor znakomity, pomysł na rozwiniecie hasła konkursowego genialny, brawka!

Ilustracja dopomogła jeszcze bardziej w ubawie podczas lektury, o przecudnym śledziu nie wspominając. :)

Śledź! :)

 

Z technicznych spraw mam kilka wątpliwości (do przemyślenia):

– To nie prawda, to nie może być prawda – załkałam. – czy tu celowo rozdzieliłeś?

– No, skoro mamy to już ustalone, to możemy przejść do interesów – powiedziała amerykańska pierwsza dama. – powtórzenie

Kochana, będziesz uprzejma?… – Zwróciła się do małżonki władcy Kraju Zupełnie Nieważnego Ale Z Aspiracjami. – małą literą?

Wyraz jej twarzy wskazywał na zdumienie, w gardle zastygło niewypowiedziane przekleństwo. Mechanicznym ruchem wskazała na coś za moimi plecami, jednak zanim wykonałam ruch, pomieszczenie rozbłysnęło światłem halogenów. – powtórzenie

 

Śledź! :)

 

Bizarro moim zdaniem jest tu dwustuprocentowe. :)

Zaskoczenie pojawia się właściwie co zdanie, fabuła jest całkowicie nieprzewidywalna, zatem kolejne brawa! Bardzo ciekawa jestem, kim była narratorka pierwszej i ostatniej części. :)

Napis nad bramą piekielną z “Boskiej Komedii” – kolejnym strzałem w dziesiątkę! :)

Powodzenia w konkursie, klik! :)

Pozdrawiam. :)

 

Śledź! :)

Pecunia non olet

Cześć, Bruce!

 

Dziękuję Ci za odwiedziny i komentarz. Naprawdę świetna sprawa, że wróciłaś na forum! ;]

 

Z łapanki skorzystałem w niemalże pełnym zakresie, jedynie pierwsze powtórzenie rzeczywiście było celowe :)

 

Śledź! :)

Jak Cię kiedyś najdzie ochota żeby poznać historię Śledzia, to zapraszam do mojego tekstu na konkurs antynaukowy :P

 

Bizarro moim zdaniem jest tu dwustuprocentowe. :)

Kamień z serca :P

 

Raz jeszcze dziękuję :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Bardzo mi miło; tak właśnie podejrzewałam, że powtórzenia mogą być celowe, lecz wolałam dopytać. :)

Dzięki, zajrzę na pewno. :)

Śledź! :)

Powodzenia, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

cezary_cezary lubę bizarro w twoim stylu. Jest… rozluźniające.

Hej,

świetny tekst, bardzo spodobało mi się przedstawienie postaci i różne narracje. Fabuła jest wręcz nie do przewidzenia, a fakt, że to wszystko było zaplanowane przez Jackie, pozytywnie mnie zaskoczył. 

Wtrącenie narratora również było ciekawym zabiegiem, bardzo pasującym do ogólnego stylu opowiadania.

Pozdrawiam :)

Cześć.

 

“Stałam tak przez chwilę, kontemplując otoczenie, gdy usłyszałam za plecami jakieś poruszenie”. – jestem fanem tych eliminacji, które gdzieś, pomiędzy wierszami wybrzmiewają tak, jakby autor się wahał. Bo jeśli się waha, może nie być pewien. A jeśli nie jest pewien, może nie być autentyczny. Dlatego często wycinak sporo tych słówek, typu: jakieś, kiedyś, jeśli. Tutaj “jakieś” też bym ciachnął, bo nic nie wnosi.

 

“– Nie słuchałaś mnie uważnie, to tylko magia tego miejsca. – Jackie machnęła dłonią”. – machnięcie dłonią brzmi lekko kuriozalnie, bo insynuuje, że reszta ręki jest nieruchoma. Może, po prostu, machnęła ręką.

 

“Ten stan przeciągał się nieznośnie, a ja dosłownie czułam jak mrok oddycha za moimi plecami”. – ładnie ujęte. +10 do klimatu.

 

najbardziej podobał mi się sam początek. Sam plan/pomysł. Pokazuje to, jak wiele jeszcze obszarów jest twórczo niezagospodarowanych. No zamysł rewelacyjny. Trochę skojarzyło mi się z opkiem Kinga: “Mają tu kapelę jak wszyscy diabli”, gdzie bohater trafia do miasteczka, w którym żyją zmarli muzycy.

 

Kiedy już pojawił się zespół uderzeniowy, do tego o polskich imionach, trochę (dla mnie) siadło. Jak już bym miał tak zajebiaszczy pomysł, jak tu w pierwszej scenie, trzymałbym się go kopytami. No ale Twój plan, Twój cyrk.

Opko dzielę na dwa fragmenty.

Pierwszy: niemal genialne

Drugi: tylko ok

 

Hej przygodo.

 

Zgodzę się z Canulasem. Początek mnie zaintrygował, ale potem coś nie zagrało. Nie udało mi się zanurzyć w ten świat i odurzyć jego dziwnością. Znacznie bardziej podobało mi się twoje opowiadanie z Obłędni. PS. Widzę, że lubisz długie tytuły ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Nova

 

To brzmi prawie, jakby powstał nowy gatunek – Bizarro by Cezarro ;]

 

Dzięki za wizytę! ;]

 

Pnzrdiv.117

 

Miło, że wpadłeś, a tekst się spodobał :)

bardzo spodobało mi się przedstawienie postaci i różne narracje

Super, trochę miałem obawy, czy nie przesadziłem :P (stąd ostrzeżenie w przedmowie)

 

Canulasie

 

Dzięki za mini łapankę, Twoje sugestie naniosłem do tekstu ;]

 

Trochę skojarzyło mi się z opkiem Kinga: “Mają tu kapelę jak wszyscy diabli”, gdzie bohater trafia do miasteczka, w którym żyją zmarli muzycy.

nie czytałem, ale brzmi intrygująco, więc dodam do kupki wstydu ;]

 

Kiedy już pojawił się zespół uderzeniowy, do tego o polskich imionach, trochę (dla mnie) siadło. Jak już bym miał tak zajebiaszczy pomysł, jak tu w pierwszej scenie, trzymałbym się go kopytami.

w “normalnym” tekście pewnie bym tak zrobił, ale tutaj chciałem trochę poszaleć z konwencją i perspektywą wydarzeń ;] a polskie imiona były celowe, chciałem dodać troszkę walaszkowych wibracji :P

 

Opko dzielę na dwa fragmenty.

Pierwszy: niemal genialne

Drugi: tylko ok

Cóż, szkoda, że ta druga część siadła nieco mniej, ale rozpiera mnie duma wobec tak miłej opinii o części pierwszej :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej, Fanthomasie

 

Wrzuciłeś komentarz akurat, jak odpisywałem na poprzednie :P

 

Tekst jest bardzo eksperymentalny, bizarro jest dla mnie zupełną nowością, więc na plus traktuję to, że chociaż częściowo się spodobało :) 

 

Co do tytułów, owszem – lubię takie długie, bo dodają dodatkową warstwę lekturze – szukanie wskazanych motywów :) No i się trochę wyróżniają :P

 

Pozdrawiam!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nie przepadam za bizarro, ale bizarro by Cezarro czytało się dobrze, nawet z uśmiechem. :)

“Mają tu kapelę jak wszyscy diabli” – prawdopodobnie znajduje się w pierwszym tomie: Marzenia i koszmary

Przepraszam za wtrącenie się, ale chciałabym stanąć w obronie Szanownego Autora – nie wiem, czy dobrze zrozumiałam Jego intencje, ale dla mnie polskie imiona delikatnie wskazywały czytelnikowi na rozstrzygnięcie nurtującej mnie zagadki na temat narratorki. :)

Poza tym swojsko brzmiące określenia i imiona dają też znać, że – posłużę się cytatem z powyższego opowiadania – “zaplute parówy” wszystko spartoliły, zatem akcja nie udała się tak, jak to sobie zaplanowano. Nic nowego. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Koalo

 

I to jest najważniejsze. Tekst może być pięknie napisany, mieć super fabułę, czy niesamowite twisty, ale jak nie czyta się go dobrze, to autor zawiódł;)

 

Canulasie

 

Dzięki, namierzone ;)

 

Bruce

 

Ja w ogóle lubię korzystać z polskich imion w opowiadaniach ;) a czy ich użycie stanowiło wskazówkę, co do tożsamości narratorki?… kto wie, kto wie… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

a czy ich użycie stanowiło wskazówkę, co do tożsamości narratorki?… kto wie, kto wie… ;)

 

Możliwe, że to tylko moja nadinterpretacja, najważniejsze jednak, że ona w ogóle się pojawiła, zatem ten fragment moim skromnym zdaniem jest kolejnym atutem całego znakomitego opowiadania. :)

 

Polskie imiona także bardzo lubię. :) Są wieloznaczne i dają duże pole do popisu. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Możliwe, że to tylko moja nadinterpretacja

Dlaczego od razu "nadinterpretacja"? ;) Gatunek jest dziwny, tekst jest dziwny, to i wszelkie sugestie czy tropy zawarte w opowiadaniu są trochę dziwne i nie wprost. Dlatego na tym etapie, niczego nie potwierdzam, ale też niczemu nie zaprzeczam ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Gatunek jest dziwny, tekst jest dziwny, to i wszelkie sugestie czy tropy zawarte w opowiadaniu są trochę dziwne i nie wprost.

Ot, i cała kwintesencja bizarro! yes I o to chodziło! :)

Pecunia non olet

Hej, przeczytałam z zainteresowaniem – Twoje opko jest o wiele bardziej bizarrowe niż moje! Czyli Twojsze jest bardziej niż mojsze! :) Ja z kolei bardzo lubię Twoje tytuły, bo wprowadzają w atmosferę tekstu zanim zacznie się czytać! Podobała mi się ciągła zmiana scen i bohaterów, mam wrażenie (niejasne), że to takie bizarrowe, bo trzeba odnaleźć wspólne elementy pociachanej fabuły i złożyć w całość – czyli dziwnie. :) 

To dobre opko, więc idę klikać! :) Tyle mojego uzasadnienia :D

Pozdrawiam! :)

 

Dzięki za odwiedziny, Jolko ;)

 

Starałem się żeby było dziwnie, to wyszło dziwnie xD Grunt, że znajdują się Czytelnicy, którzy w lekturze znajdą odrobinę przyjemności;)

 

Fabuła jest pociachana, ale każda scena ma znaczenie i łączy się w jedną całość;) Nawet ta wstawka a'la Lovecraft na dopalaczach jest ważna dla fabuły, którą sobie wymyśliłem;)

 

Dziękuję za klika ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć

Jest tytuł, z którego i tak się nie dowiemy o czym jest tekst ;) jest absurd, jest huuumor, jest polityka, czyli cezary w formie :)

Pozdrawiam i klikam

Hej, Sajmonie! 

 

Dzięki za wizytę, mile słowa i klika ;)

 

Jest tytuł, z którego i tak się nie dowiemy o czym jest tekst

To można inaczej? ,)

 

czyli cezary w formie :)

To jest taki konkurs, że mogłem być w formalinie, więc… ;)

 

Pozdrówka!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Jest dziwnie, jest nieprzewidywalnie, jest dobrze…

Interesujące, że przyrównujesz siłownię do piekła. Tam jest aż tak źle czy chodziło o nadzieję na schudnięcie? ;-)

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo! :)

 

Dzięki za wizytę, komentarz i klika :) 

 

czy chodziło o nadzieję na schudnięcie? ;-)

Chciałbym zaprzeczyć, naprawdę chciałbym… :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

OK, wykreślam siłownię z listy sposobów. Chociaż nie jestem żoną prezydenta, więc powinno być bezpiecznie. ;-)

Babska logika rządzi!

Podobno są tacy, co tam chudną. Ja kiedyś próbowałem i mi się nie udało. Natomiast to, co tam zobaczyłem… dosłownie i bez przenośni wołało o pomstę do Nieba :P

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Zaintrygowałeś… ;-)

Babska logika rządzi!

Jest cała seria filmików na youtube (też jako rolki na FB), w których kilku gości parodiuje “typowe” zachowania bywalców siłowni. Z mojej perspektywy to nie jest satyra, tylko dokument :D

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Wchodząc tu porzuciłem wszelką nadzieję, że będę się dobrze bawił, bo nie przepadam (eufemizm) za bizzaro. Ale Twój tytuł zniewolił jak zawsze i nie mogłem się powstrzymać.

Boszszsz jak ja nie lubię tego głupiego gatunku XD I ze złością muszę przyznać, że mi się podobało. Lekko, zabawnie, absurdalnie, bardzo fajnie. Nie wiem, czy klik jeszcze potrzebny (może jakieś są w zawieszeniu), ale pędzę do biblioteki.

Moja powieść: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Hej, Marcinie Maksymilianie! ;]

 

Dziękuję za wizytę, dobre słowo no i dobicie do biblioteki, bo akurat jednego klika brakowało :)

 

Ale Twój tytuł zniewolił jak zawsze i nie mogłem się powstrzymać.

Ha, wiedziałem, co robię :P

 

Boszszsz jak ja nie lubię tego głupiego gatunku XD I ze złością muszę przyznać, że mi się podobało.

Czyli sukces liczę podwójnie ^^ A gatunek ciekawy, szczególnie z perspektywy autora. Jak napisać coś skrajnie dziwnego, co jednak ma jakąś wewnętrzną logikę i (przy odrobinie szczęścia) przekaz czy myśl przewodnią? Odpowiadam: niełatwo, ale daje całkiem sporo frajdy :)

 

Raz jeszcze dziękuję! :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej Cezary, ja jak zwykle spóźniony, ale i tak było warto. Ubawiłem się po pachy, i teraz już wszystko jasne – Dante była kobietą.

 

– To nie praw­da, to nie może być praw­da – za­łka­łam.

 

Albo “nieprawda”, albo “To nie jest prawda”?

 

– Bo tak jest i tyle – po­wie­dzia­ła któ­raś z ko­biet.

Tutaj stanął mi przed oczami Robert de Niro w “Irlandczyku”. Czyżby on też… nie. Niemożliwe. Niemożliwe, prawda?

 

Dzięki za opowiadanie, podobało mi się niemiłosiernie. Pozdrowienia dla Śledzia.

I z tymi słowy krewki pan Josek przypalantował panią Łaję w gambetę.

Hej, SF! ;)

 

Bardzo mi miło, że opko się podobało;) 

 

Dzięki za zauważenie usterki, poprawiłem;)

 

Niemożliwe. Niemożliwe, prawda?

Nie ma rzeczy niemożliwych… 

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezarze, nie porwało mnie tym razem, ale przyznaję, że jest to historia wielce osobliwa, bo, jak mniemam, że właśnie taka miała być. ;)

 

Ah, to ty Jacqueline?Ach, to ty, Jacqueline?

Ah to symbol amperogodziny.

 

Jeżeli zaś serce moje i dusza nazbyt wielką krzywdę tutaj doznały, to zakończę żywot mój zrazu.Jeżeli zaś serce moje i dusza nazbyt wielkiej krzywdy tutaj doznały, to zakończę żywot mój zaraz/ natychmiast.

Za SjP PWN: zrazu daw. «początkowo»

 

spojrzałam na moje własne odbicie… → A może wystarczy: …spojrzałam na własne odbicie

 

było to bardzo pomocne, gdyż ciężko byłoby je rozpoznać po wyglądzie. → …było to bardzo pomocne, gdyż trudno byłoby je rozpoznać po wyglądzie.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

Dokładnie! – potwierdziła Jackie i w ekscytacji aż klasnęła w dłonie.Tak własnie!/ Otóż to!! – potwierdziła Jackie i w ekscytacji aż klasnęła w dłonie.

Dokładnie! – Poradnia językowa PWN

 

– Głód w Afryce? Narastające niepokoje na Bliskim Wschodzie? A może… – urwałam, widząc, że patrzą na mnie jak na wariatkę. → Skoro urawała to przestała mówić, więc: – Głód w Afryce? Narastające niepokoje na Bliskim Wschodzie? A może… – Urwałam, widząc, że patrzą na mnie jak na wariatkę.

 

Ostatnimjedynym, co zobaczyłam… → Ostatniejedyne, co zobaczyłam

 

Wskazał palcem na drugiego mężczyznę. → Wskazał palcem drugiego mężczyznę.

Wskazujemy kogoś, nie na kogoś.

 

Zalała mnie fala kolorów. Przenikały mnie, koiły… → Czy oba zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ave, Regulatorzy! :)

 

Dziękuję serdecznie za wskazanie błędów, poza dwoma zaimkami na końcu (wyjątkowo mi pasują w tym miejscu) poprawiłem wszystko zgodnie z Twoimi sugestiami. Martwi mnie tylko, że za żadne skarby nie mogę przyswoić, że sprawa albo zadanie nie mogą być ciężkie, tylko trudne.

 

 nie porwało mnie tym razem, ale przyznaję, że historia jest wielce to osobliwa, bo, jak mniemam, że właśnie taka miała być. ;)

Tak, historia miała być osobliwa, ostatecznie – taki konkurs :) I może lepiej, że nie porwała, bo kto wie, czy i kiedy by wypuściła? (no i – gdzie?) ;]

 

Pozdrawiam :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezary, jak zwykle cieszę się, że mogłam się przydać. I nie martw się, wykaż jeszcze trochę cierpliwości, a na pewno zapamiętasz, co jest trudne, a co ciężkie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej!

 

Co tu się dzieje? XD Ach, za to lubię bizarro, jest takie dziwne, można pisać coś dziwnego, czytać takie odjechane pomysły i całkiem legalnie czuć totalne zdziwienie. :D

 

– O, wrócił Narrator! – ucieszyła się małżonka władcy Kraju Zupełnie Nieważnego Ale z Aspiracjami. – To bardzo dobrze, nie mam już siły wysłuchiwać tych waszych monologów.

Dobre. :D Ale fajnie, naturalnie łączysz narratora z “siłą wyższą”. XD

 

Szkoda, że scena na siłowni urwana, bo w sumie wkraczają tam ci z gazem i lecimy dalej.

 

– Tak, ktoś był mimowolnym świadkiem zajścia, a potem w trakcie modlitwy o wszystkim opowiedział Szefowi. Gość, w sensie ten co się modlił

Tu sporo tłumaczysz, tzn. nie tylko ten fragment, ale ogólnie o tym, kim oni są i co robią. ;p Niby dalej to wyśmiewasz, co jest dobrym pomysłem, ale mimo wszystko trochę mi to wadzi.

 

– Wrota były pokryte dziwnymi znakami, wiesz co tam było napisane?

– Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate – wyrecytowała Jackie.

– I co to właściwie znaczy?

– Nie wiem – przyznała niechętnie.

To mnie rozwaliło. XD

 

– Wiesz co, Jackie? Za dużo tego infodumpu, jak na moje standardy, więc znikam.

I faktycznie, zniknęłam.

No właśnie, właśnie, narratorze. :D

 

Lekkie, fajne, takie totalnie w Twoim stylu, choć infodumpu było ciut przydużo jak na dość krótki tekst, no i jego zawartość. ;) Ale czytałam z przyjemnością, tylko trochę mi zabrakło rozwinięcia, jakiejś myśli przewodniej. ;) Te żony prezydentów były najciekawsze, szkoda, że tak urwałeś.

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej, Ananke ;)

 

W kwestii fabularno-kompozycyjno-infodumpowej pozwolę sobie odpowiedzieć zbiorczo ;) Ja generalnie mam (nie)zdrową tendencję do pisania absurdów, więc na konkurs Fanthomasa postanowiłem napisać coś… bardziej xD Ostatecznie, gdzie jak nie tutaj, prawda? ;)

 

Przykładowo, wątek z żonami na siłowni spokojnie mógłby stanowić całość fabuły, miałem pomysł na pociągnięcie tego. Ale potem pomyślałem, że to byłoby zbyt spójne, logiczne i cóż… normalne ;)

 

Niby dalej to wyśmiewasz, co jest dobrym pomysłem, ale mimo wszystko trochę mi to wadzi.

Tak, ten fragment mogłem napisać lepiej. Z drugiej strony, jeżeli to ma jakieś znaczenie, mi się akurat koncepcyjnie bardzo podobał. Taki trochę mashup "And now for something completely different" i kapitana bomby ;P

 

Te żony prezydentów były najciekawsze, szkoda, że tak urwałeś.

Myślę, ze jeszcze wrócą. W moim ostatnim tekście jest lekka zajawka w temacie ;)

 

Dziękuję za lekturę! ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ja generalnie mam (nie)zdrową tendencję do pisania absurdów, więc na konkurs Fanthomasa postanowiłem napisać coś… bardziej xD Ostatecznie, gdzie jak nie tutaj, prawda? ;)

No to wiem, dlatego też w Twoim przypadku można się spodziewać absurdów nie tylko na konkurs. :D

 

Myślę, ze jeszcze wrócą. W moim ostatnim tekście jest lekka zajawka w temacie ;)

O, to ze statkiem? Muszę zerknąć. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

P.S. Poleć mi jakieś swoje opowiadanie, w którym jest jeszcze sporo absurdu. :)

O, to ze statkiem? Muszę zerknąć. :)

Si :)

 

P.S. Poleć mi jakieś swoje opowiadanie, w którym jest jeszcze sporo absurdu. :)

Hmm, to by bylo każde ;) a tak najwięcej to pewnie Passatem przez galaktykę i Sen faraona rabusia ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nowa Fantastyka