Czekałam na to cały dzień, a potem wieczór. Podobno działają wyłącznie nocą, chociaż nikt nie umie wyjaśnić dlaczego.
Z niepokojem, ale i ekscytacją wpatrywałam się w ogromne, mosiężne wrota. Wyryto na nich inskrypcje w jakimś dziwnym języku, nie mam pewności jakim. Próbowałam go odczytać przy pomocy sztucznej inteligencji w telefonie, jednak bezskutecznie. Zrezygnowana, przejechałam dłonią po wgłębieniach, w których ukryto litery, momentalnie poczułam dreszcz. To byłam ja, czy może to wrota pulsowały pod dotykiem ludzkiej skóry? Mierzyłam się z siłą, z którą nie jest rozsądnie pogrywać, wiedziałam o tym, ale…
Było coś w tym miejscu, w tej sytuacji… Nie umiem tego nazwać. Chęć doświadczenia przygody? Banalne. Ekscytacja na myśl o zbliżającej się podróży? Pudło. Lęk przed nieznanym? Może to, kto wie?
Przestałam myśleć, pozwoliłam, żeby pierwotny instynkt pokierował moimi ruchami. Przekroczyłam wrota i zamarłam. Oto przede mną piętrzyły się stosy wyeksploatowanego sprzętu do ćwiczeń. Nadgryzione upływem czasu bieżnie, pokruszone talerze do sztangi, rower bez siodełka, czy orbitrek pozbawiony jednej rączki.
Stałam tak przez chwilę, kontemplując otoczenie, gdy usłyszałam za plecami poruszenie. Odwróciłam się jak na komendę i zamarłam. W moim kierunku podążało kilka, nie, kilkanaście szkaradnych, zdeformowanych istot. Niemy krzyk zastygł mi w gardle, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Chciałam uciekać, ale nie było dokąd.
Maszkary otoczyły mnie, zastygłam w oczekiwaniu na atak, który jednak nie nadchodził. Zamknęłam oczy i uniosłam ręce.
– Bardzo dobrze, że jesteś, mamy wiele do omówienia. – Usłyszałam znajomy głos.
Gdy zrozumiałam, do kogo należy, aż podskoczyłam.
– Jackie?!
<>< (tak, Śledź wrócił – przyp. autora)
– Gdzie ona się podziała? – zapytała żona prezydenta Ważnego Kraju.
– To jej pierwszy raz, okaż proszę odrobinę wyrozumiałości – odpowiedziała oschle pierwsza dama Nieco Mniej Ważnego Kraju.
– Pamiętam mój pierwszy raz – rozmarzyła się małżonka władcy Kraju Zupełnie Nieważnego Ale z Aspiracjami.
– Oho, coś się dzieje, widzicie te błyskawice przy wrotach? Nowicjuszka zaraz tu będzie! To takie ekscytujące, nie uważacie?
– Kto to powiedział? Wszystkie macie takie podobne głosy – zapytała Jackie Kennedy.
– Milcz, poczwaro! – ucięła inna żona, najprawdopodobniej ta z Ważnego Kraju. – Ach, to ty Jacqueline? Wybacz, nie poznałam!
Gwar wypełnił pomieszczenie starej siłowni. Pulsująca żarówka na zmianę oświetlała wynaturzone, paskudne twarze zmutowanych kobiet, by za chwilę spowić je mrokiem, który kłębił się w najdalszych głębinach oceanu. Żony prezydentów, niczym stado harpii, z niemą ekscytacją obserwowały wrota otoczone niewielkimi wyładowaniami elektrycznymi.
– O, wrócił Narrator! – ucieszyła się małżonka władcy Kraju Zupełnie Nieważnego Ale z Aspiracjami. – To bardzo dobrze, nie mam już siły wysłuchiwać tych waszych monologów.
<><
Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?…
Wytłumaczyć muszę, że kłamstwem byłoby określić mnie mianem człowieka wielce religijnego, jednakże to, co oczy me ujrzały, o pomstę do Nieba wołało! Oto bowiem zmówiły się wstrętne kreatury, by pod osłoną nocy knowania swoje uprawiać. Plugawe, bezbożne i wstydu wszelkiego pozbawione, w krąg się zebrały i wznosząc dłonie w najbardziej obrzydliwym geście pogardy dla wszystkiego, co święte, złorzeczyły wniebogłosy.
Nadzieję wszelką porzuciwszy, odejdę teraz i oddam się modlitwie do Boga jedynego. Jeżeli zaś serce moje i dusza nazbyt wielkiej krzywdy tutaj doznały, to zakończę żywot mój natychmiast.
<><
– Ale jak? Dlaczego? – dopytywałam patrząc na zdeformowaną twarz legendarnej amerykańskiej pierwszej damy.
– Nie przejmuj się wyglądem, to aura tego miejsca tak na nas działa. Jak wrócisz do swojego świata, to wszystko wróci do normy.
– Mój wygląd? O czym ty mówisz?
– Kochana – Jackie zwróciła się do jednej z kobiet – podaj proszę lusterko.
Mutantka wyciągnęła zawiniątko, które skrywało niezbędny element damskiej toaletki. Chwyciłam go w dłonie, spojrzałam na własne odbicie, które straszyło zieloną, złuszczoną skórą oraz licznymi ropniami. Z krzykiem upuściłam lusterko.
– To nie jest prawda, to nie może być prawda – załkałam.
– Nie słuchałaś mnie uważnie, to tylko magia tego miejsca. – Jackie machnęła ręką.
– Ostrzegano mnie, że nic tu nie będzie normalne, ale nie sądziłam, że aż tak – przyznałam z wahaniem. – I dlaczego wrota działają tylko w nocy?
– Bo tak jest i tyle – powiedziała któraś z kobiet.
– Strasznie to pretekstowe… – zauważyłam z przekąsem.
– No, skoro mamy już wszystko ustalone, to możemy przejść do interesów – powiedziała amerykańska pierwsza dama. – A, cóż ze mnie za gapa! Najpierw poznaj nasze przyjaciółki w konspiracji!
– Miło mi, to ja – przedstawiła się żona prezydenta Ważnego Kraju.
Przez dłuższą chwilę trwała prezentacja wszystkich pierwszych dam obecnych w pomieszczeniu. Muszę przyznać, że było to bardzo pomocne, gdyż trudno byłoby je rozpoznać po wyglądzie. Każda, bez wyjątku, przypominała raczej mieszkańca kolonii trędowatych, niż żonę głowy państwa. Jednak nie ulegało wątpliwości, że makabryczne przeobrażenia związane były wyłącznie z siłownią ukrytą po drugiej stronie wrót. Skąd to wiem? Otóż, po krótkiej rozmowie ustaliłam, że panie spotykają się tutaj regularnie, a jednak funkcjonują też w normalnym, czy raczej: prawdziwym świecie.
– Skoro konwenanse mamy już za sobą, to może łaskawie wyjaśnicie mi, co ja tutaj właściwie robię?
– Ale ty jesteś niecierpliwa! – zachichotała Jackie. – Ale dobrze, skoro nalegasz, to przejdziemy do sedna. Kochana, będziesz uprzejma?… – zwróciła się do małżonki władcy Kraju Zupełnie Nieważnego Ale z Aspiracjami.
– Ależ naturalnie! – Promienisty uśmiech wypełnił jej twarz. – Spotykamy się tutaj, by decydować o sprawach ważnych oraz bardzo ważnych.
– Otóż to! – potwierdziła Jackie i w ekscytacji aż klasnęła w dłonie.
Pozostałe kobiety zaczęły wiwatować, a ja poczułam się nieswojo. Przedstawione wyjaśnienia miały jeden podstawowy problem, a mianowicie: nie wyjaśniały zupełnie niczego. Skoro jednak brakowało mi pewności co do rzeczywistych intencji moich zmutowanych towarzyszek, póki co postanowiłam grać w ich grę.
– Wszystko jasne, to o czym będziemy decydować w pierwszej kolejności? – zapytałam. – Głód w Afryce? Narastające niepokoje na Bliskim Wschodzie? A może… – Urwałam, widząc, że patrzą na mnie jak na wariatkę.
– Czy ty się, kochaniutka, z choinki urwałaś? – Jackie wymierzyła mi cios otwartą dłonią prosto w policzek. – Nasze nocne spotkania to nie żarty. Skup się, proszę.
W odpowiedzi jedynie przytaknęłam. Pani Kennedy wyraźnie chciała coś jeszcze dodać, ale niespodziewanie zamarła. Jej twarz wyrażała zdumienie, w gardle zastygło niewypowiedziane przekleństwo. Mechanicznym ruchem wskazała coś za moimi plecami, jednak zanim wykonałam ruch, pomieszczenie rozbłysnęło światłem halogenów. Źródłem iluminacji musiały być wrota, tak myślę. Po chwili dobiegł mnie ogłuszający ryk syren. Zatkałam uszy i rozejrzałam się po pozostałych zmutowanych kobietach, sprawiały wrażenie równie zaskoczonych, jak ja. Próbowałam przekrzyczeć nieznośny dźwięk, ale były to starania pozbawione sensu.
Z wrót przyleciało w naszym kierunku kilka średniej wielkości kul, które wyglądem przypominały granaty ręczne. Gdy spadły na podłogę nieopodal nas, z wnętrza zaczął wydobywać się gęsty dym. Pociemniało mi w oczach i padłam na kolana. Nie minęła chwila, a pomieszczenie spowiła zupełna ciemność. Umilkły także syreny. Możliwe, że był to skutek szoku, a może przerażenia, jednak byłyśmy cicho, jakby w obawie, że najmniejszy szept może rozpętać piekło. Ten stan przeciągał się nieznośnie, a ja dosłownie czułam jak mrok oddycha za moimi plecami.
Ogarnęła mnie senność, więc przymknęłam oczy. Niespodziewanie, zza zamkniętych powiek dostrzegłam wątłe snopy światła, jakby pochodzące z latarek. Chciałam się rozejrzeć, ale w trwającej wewnątrz mnie walce ducha z materią przegrywały właśnie obie strony konfliktu. Nadludzkim wysiłkiem otworzyłam jedno oko. Ostatnie i jedyne, co zobaczyłam, był tłum postaci w czarnych sutannach, przelewający się przez wrota niczym rój szarańczy.
<><
– Sprawdziłeś broń? – Niespodziewane pytanie wyrwało mnie z zamyślenia.
– Co?
– Broń, czy ją sprawdziłeś? – powtórzył z naciskiem mężczyzna w sutannie.
Jeszcze lekko oszołomiony, zmrużyłem oczy. Niewyraźne kontury najbliższego otoczenia zaczynały powoli łapać właściwą ostrość. Siedziałem na pace samochodu dostawczego w towarzystwie dwóch osób, ubranych na czarno i trzymających karabiny szturmowe. W tym momencie poczułem, że i ja mam coś w dłoniach. Jak się okazało, również broń.
– Co? Gdzie ja?… – wyjęczałem, kompletnie zaskoczony.
– Mariusz, dobrze się czujesz? Ja wszystko rozumiem, stres i w ogóle, ale… Twoje zachowanie trochę mnie niepokoi…
– Chyba go dalej trzyma po ostatniej robocie – mruknął drugi mężczyzna. – Mówiłem, żeby uważał z sokiem z gumijagód, to oczywiście musiał być najmądrzejszy.
– Cholera, racja. To musi być to.
– O czym wy w ogóle gadacie?! Jakiej robocie? Jaki sok, z jakich gumijagód?! – wybuchnąłem. – I dlatego tak okropnie boli mnie głowa?
– Jak próbujesz żyć, to staje się bolesne… – rzucił sentencjonalnie ten pierwszy.
– Nie mamy na to czasu…
– Dobra, zrobimy to tak. – Wskazał palcem drugiego mężczyznę. – Ty się, Jurek, już więcej nie odzywaj. – Teraz spojrzał na mnie. – A ty, Mariusz, słuchaj uważnie, bo mamy tylko chwilę.
– Okej, zamieniam się w słuch – odpowiedziałem.
– Ja jestem Piotr, ten drugi to Jurek, a ty masz na imię Mariusz. Jesteśmy elitarną drużyną uderzeniową, działającą na podstawie specjalnego dekretu papieskiego. Dostaliśmy cynk o bezbożnych praktykach, które mają miejsce w opuszczonej siłowni zlokalizowanej gdzieś między wymiarami.
– Cynk? – zapytałem.
– Tak, ktoś był mimowolnym świadkiem zajścia, a potem w trakcie modlitwy o wszystkim opowiedział Szefowi. Gość, w sensie ten co się modlił, był śmiertelnie przerażony i do tego mówił w nietypowy sposób, coś na wzór prozy Lovecrafta, ale lekko upośledzonej… O czym to ja?… – Teatralnie złapał za brodę. – A właśnie, więc dostaliśmy cynk i teraz jedziemy na miejsce. Mamy za zadanie pochwycić uczestników bluźnierczych obrzędów, a następnie przetransportować do kazamatów pod Watykanem. Tylko mamy mało czasu, bo niedługo zamkną się wrota, portal, czy jak to tam nazywają. To już wszystko, komprende?
– Pewnie – potwierdziłem.
– Pewnie?
– No, pewnie. Historia brzmi sensownie i spina się w logiczną całość. Żeby oddać sprawiedliwość, opowiedziałeś ją w sposób lekko łopatologiczny, ale zważywszy na okoliczności uznaję to za w pełni uzasadnione. Wiem już wszystko i możemy działać.
Siedzący naprzeciw mnie Piotr wywrócił oczami, po czym schował twarz w dłoniach. Za to Jurek wydał z siebie dziwny dźwięk, ni to parsknięcie, ni przełknięcie flegmy.
– Tak, to musi być sok z gumijagód.
– Czyli co? To wszystko była ściema, a naprawdę jedziemy, uzbrojeni po zęby, w zupełnie innym celu? – zapytałem.
– No właśnie nie, ale coś dziwnie lekko przyszło ci uwierzyć w tę całą historię. Bo chyba przyznasz, że brzmi nieprawdopodobnie?
– Dobra, panowie, dość pitolenia, jesteśmy na miejscu – uciął temat Jurek.
Na miejscu znajdowały się już dwie inne ekipy uderzeniowe, więc Piotr ruszył przodem w poszukiwaniu koordynatora akcji. Znalazł go dość szybko, przez chwilę gorączkowo coś gestykulował i chyba krzyczał, po czym wrócił do nas. Po twarzy poznałem, że jest wściekły.
– Te zaplute parówy, te… – urwał w połowie. – Te gamonie polazły przodem, nie czekając na resztę. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem, cele zostały unieruchomione, ale później najwyraźniej ci idioci uruchomili systemy bezpieczeństwa siłowni i wszystko w środku wybuchło w cholerę.
– Wybuchło?
– Tak, jest częściowa transmisja, która uchwyciła moment eksplozji. Nikt nie przeżył, nie miał szans.
– To co teraz robimy? – zapytałem.
– Nic tu po nas, panowie. Poprawiamy koloratki, pakujemy tyłki do busa i wracamy.
<><
Zalała mnie fala kolorów. Przenikały mnie, koiły, rozbudzały wszelkie zmysły. Nie miałam jednak ciała, już nie, stałam się bytem poza czasem i przestrzenią. Byłam wszystkim i niczym, pierwszym i ostatnim. Dobrem i miłością, ale także zepsuciem i nienawiścią. Eony upływały w okamgnieniu, a ja czułam spokój. Byłabym zatraciła się w tym wszystkim zupełnie, gdy poczułam znajome wibracje.
– Witaj, Jackie, miło mi, że także tu jesteś – powiedziałam.
– Zawsze tu byłam – odpowiedziała pogodnie dawna pani Kennedy.
– Możesz mi coś wyjaśnić? Jedna kwestia nie daje mi spokoju.
– Tak?
– Wrota były pokryte dziwnymi znakami, wiesz co tam było napisane?
– Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate – wyrecytowała Jackie.
– I co to właściwie znaczy?
– Nie wiem – przyznała niechętnie.
– To co teraz? Nie zrealizowałyśmy naszych planów – stwierdziłam po chwili.
– Ależ wszystko wyszło znakomicie. Po waszej śmierci…
– Waszej? Przecież ty także tam byłaś, podczas wybuchu.
W odpowiedzi Jackie się zaśmiała.
– Ja? Przecież umarłam, wiele lat wcześniej, nie pamiętasz? – odpowiedziała ponurym tonem. – Po waszej śmierci wybuchł ogromny skandal. Na polecenie Watykanu uwięziono żony prezydentów najważniejszych krajów świata, przeprowadzano na nich eksperymenty genetyczne, które skończyły się potwornymi mutacjami. A gdy projekt wyrwał się spod kontroli, zlikwidowano wszystkie badane obiekty. Gdy tylko nagranie ze zdarzenia wyciekło do prasy…
– Wiesz co, Jackie? Za dużo tego infodumpu, jak na moje standardy, więc znikam.
I faktycznie, zniknęłam.