Święta to czas przemiany. Oby zawsze – tej na lepsze...
Dziękuję za Wasz czas, pozdrawiam. :)
Święta to czas przemiany. Oby zawsze – tej na lepsze...
Dziękuję za Wasz czas, pozdrawiam. :)
– Smarkacze, nie wierzcie tym głupcom! – wydzierał się Skwaszony, machając opróżnioną do połowy butelką wódki. – Przecież wszyscy wiedzą, że nie ma i nigdy nie było Świętego Mikołaja!
Rzucał przekleństwami i chwiejnym krokiem przechadzał się wśród rozbieganych klientów galerii handlowej, dopijając trunek. Roztrącał ze złością stojących tu i ówdzie brodatych przebierańców, a ci uciekali przed nim w popłochu.
Jakaś kobieta przystanęła, by wpatrzeć się z przerażeniem w poobijaną fizjonomię pijanego:
– Inżynierze? Nie poznałam z początku… W biurze mówili, że zrezygnował pan z pracy. Święty Jacenty! Co się panu stało?
– Skwasiłem się! A co, nie wolno?! – ryknął do niej, jeszcze bardziej wykrzywiając usta. Grymas na odrażającej twarzy wystraszyłby każdego!
Kobieta odbiegła w popłochu, powtarzając:
– Taki uzdolniony architekt. I jak wygląda?… Kto by pomyślał, że tak szybko stoczy się na samo dno?
– Mikołaju, jesteś pewien, że to właśnie on powinien być twoim zastępcą? – zapytał z dużym powątpiewaniem Elf Ignacy. Wraz ze Świętym spoglądał w dół z wielkich sań przez dach galerii. – Toż to skończony nicpoń, łachudra i pijak, który na dodatek w ciebie nie wierzy!
A Skwaszony, jakby na potwierdzenie tych słów, zaczął ze złością tupać i rozganiać roześmiane dzieci, wesoło biegające dookoła. Strwożeni rodzice czym prędzej zabierali maluchy, zatykając im uszy, by nie słyszały bluzgów pijanego mężczyzny. Ktoś pytał, gdzie jest ochrona, lecz zagłuszał go hałas.
Uśmiechnięty brodacz, usadawiając się wygodniej w saniach na dachu, pokiwał jedynie głową i pstryknął palcami, a na złorzeczącego w dole pijaka posypały się zaczarowane iskry.
Dzieci przystanęły, zaskoczone nagłą przemianą bezdomnego. Wyglądał wspaniale: lśniąca aureola, bujna, biała broda, czerwony strój, takież buty i czapka oraz – co najważniejsze – pokaźny, starannie zakręcony worek, wypełniony prezentami!
Skwaszony znieruchomiał na moment, ogłupiały, rozglądając się i próbując dociec, co takiego nagle go spotkało. Butelka z resztkami alkoholu, odrażający wygląd oraz podarte ubranie zniknęły. Otaczała go gromadka zaciekawionych milusińskich. Spojrzał na nich. Mieli śliczne, ufne oczy i roześmiane buzie. Niektórzy patrzyli nieśmiało, zaś mniejsze maluchy spoglądały z pewnym lękiem. Tym bojaźliwszym rodzice szeptali na uszka same miłe rzeczy o owym brodatym starcu, zatem buzie szybko wypogadzały się, a krąg wokół Skwaszonego szybko przybierał coraz pokaźniejsze rozmiary.
Pijaczyna zerknął w najbliższą szybę wystawową i nie bez zdumienia zobaczył siebie z szerokim uśmiechem, ubranego w strój Mikołaja.
– Co, do licha?! – wyszeptał, bezskutecznie próbując zedrzeć niechciane przebranie. – A cóż to za maskarada? Przecież on nie istnieje! Czemu nim jestem?
Nagle obok pojawiła się dziewczynka na wózku inwalidzkim, mówiąc płaczliwym głosikiem:
– Mikołaju, napisałam do ciebie długi list. Czy otrzymałeś go i spełniłeś moją prośbę?
Skwaszony spojrzał zmieszany. Zanim odpowiedział, worek otwarł się niespodziewanie i wyleciała z niego spora lalka w roziskrzonym pajetkami stroju królewny. Wzbiła się ponad głowami zebranych, po czym szybko trafiła wprost do rąk kilkulatki.
– Łał! – krzyknęli wszyscy wokół.
– Jest jeszcze piękniejsza, niż sobie wymarzyłam! – Dziewczynka przytuliła ją czule. – Dziękuję, Mikołaju.
Skwaszony próbował oponować i wyjaśnić nieporozumienie, lecz zamiast tego roześmiał się tylko tubalnie i przysiadł na najbliższym krześle, czym wywołał aplauz zgromadzonych. Błyskawicznie na kolanie usiadł mały brzdąc z czarną grzywką. Worek znowu w magiczny sposób otworzył się i do rączek zachwyconego dziecka przyfrunęła zielona ciężarówka.
Kolana zdumionego Skwaszonego zapełniały się kolejnymi dziećmi, a worek ciągle wyrzucał z siebie nowe prezenty. Fruwały dookoła tablety i laptopy, klocki, puzzle, autka, rolki i konsole, kolejki elektryczne, telefony, misie, barwne albumy, eleganckie ubranka, zestawy bajecznie kolorowych kosmetyków oraz dziecięcej biżuterii, gry, zegarki, rowery i hulajnogi. Worek z prezentami nadal był wypełniony, a wokół panował wesoły gwar.
Po kilkunastu godzinach gapiów było coraz mniej, galeria pustoszała, powoli zbliżała się godzina jej zamknięcia. Wreszcie przyszła pora na nieśmiałego blondynka, który wydał się mężczyźnie dziwnie znajomy. Od dłuższego czasu przyglądał się brzuchatemu dobroczyńcy w czerwonym stroju, stojąc z boku. Usiadł niepewnie na kolanach Skwaszonego i spojrzał mu głęboko w oczy. A potem przytulił mocno, płacząc rzewnie. Dla niego worek nie przygotował żadnego prezentu i spadł pusty na podłogę. Zaskoczyło to wszystkich. A chłopczyk powiedział, tuląc zawstydzonego brodacza:
– Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz, Mikołaju.
Do ucha zaś wyszeptał:
– Tatusiu, wróć z nami do domu. I do pracy. I nie pij już więcej, proszę. Wierzyłem, że cię znajdę. Tylko o to prosiłem Mikołaja. I jesteś. Jesteś nim. Jakże wspaniale! Otrzymałem najlepszy prezent. Mój wymarzony. Wracaj z nami.
– Synku? To naprawdę ty? – Mężczyzna spoglądał oszołomiony. – Nie poznałem cię, przepraszam. Przepraszam za wszystko… Ależ wyrosłeś!
Skwaszony skierował spojrzenie pod ścianę, gdzie w skromnym ubraniu stała zdumiona mama chłopca. Przez te kilka lat przybyło jej sporo zmarszczek i siwych włosów, a mimo to wydała mu się jeszcze piękniejsza niż w chwili, gdy się poznali. Przypomniał sobie ślub, wspólne szczęście po narodzinach dziecka, pierwsze kroki malucha… A potem siebie z walizkami i błagalne prośby ich obojga, żeby nie odchodził.
„Byłem głupcem!” – pomyślał.
I gorzko zapłakał.
Nagle, nie wiedzieć czemu, podniósł głowę. W górze, na dachu galerii, nadal siedział w saniach zadowolony Święty Mikołaj i mrugał do niego z aprobatą.
Strój mężczyzny zmienił się nieoczekiwanie w elegancki garnitur, a twarz przybrała serdeczny wyraz. Znów był wysokim, szczupłym, przystojnym trzydziestoparolatkiem.
– To mój odnaleziony tata! – zawołał chłopiec.
– Chodźmy, synku – powiedział Skwaszony i przytulił go z czułością, podając drugą dłoń żonie. Rozległy się brawa. – Dziękuję – wyszeptał do Świętego w górze.
Odtąd co roku w tej samej galerii pojawiał się uśmiechnięty Mikołaj, którego zaczarowany worek rozdawał dzieciom tyle wymarzonych prezentów, ile tylko zapragnęły. Niektórzy dorośli rozpoznawali w przebranym brodaczu kochającego męża i ojca, znanego oraz cenionego inżyniera, kierującego największym w mieście biurem architektonicznym. Inni twierdzili, że to tylko złudzenie, bo przecież ów niezwykły mężczyzna z pewnością miał magiczne zdolności, skoro wprawiał w ruch każdą zabawkę, wyfruwającą z olbrzymiego worka wprost do rączek zachwyconych maluchów. A z dachu galerii, gdzie stały ośnieżone sanie, słychać było ciche pomrukiwanie kogoś równie tajemniczego…
Anonimie, niespełna siedem tysięcy znaków to jeszcze nie opowiadanie. Badź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.
Na tym portalu opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Prawdziwie świąteczny-mikołajowy szort. Anonimie, nie ma się czego wstydzić, ujawnij się! Ja przeczytałem z przyjemnością. Kliknę do Biblioteki, ale nie umiem stworzyć merytorycznego uzasadnienia. Mimo wszystko spróbuję, może nie odrzucą tego klika, bo poparcie anonima nie jest poparciem znajomego. :)
Regulatorzy, serdecznie przepraszam, moja wina, tak długo i mozolnie skracałam ten tekst, aż w końcu umknęło mi, że jest już szortem… Przepraszam i dziękuję…
Koalo, dzięki, ale najważniejsze, że się podobało, wszak – nie samymi klikami żyje człowiek… :) Czułam po prostu potrzebę zamieszczenia czegoś takiego. :)
Pozdrawiam Was.
Pecunia non olet
O kurczę, święta przyszły wcześniej :D
Cześć, Bruce!
No, ale Walaszek na bok… Wzruszający, świąteczny i bardzo ładnie napisany szorcik Ci wyszedł. Niby historia, jakich wiele (magiczne przywrócenie wyrzutka na łono społeczeństwa), ale zaserwowana w wyjątkowo przyjemny sposób.
Pozdrawiam serdecznie i klikam :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Gyd myrning,
Roztrącał ze złością stojących tu i ówdzie, brodatych przebierańców
→ Roztrącał ze złością, stojących tu i ówdzie, brodatych przebierańców
Wraz ze Świętym spoglądał w dół z wielkich sań przez przeszklony dach galerii.
Aliteracja.
Płaczę.
Takie króciutkie i skromniutkie, a jednak wspaniałe.
Klikam.
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Dobrze, że jesteś Bruce! Super opowiadanie, niby krótkie, a jednak ciepłe i urocze!
Kto wie? >;
Brakowało mi bruce, naszego dobrego portalowego duszka!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Witam Was serdecznie i dziękuję za poświęcony czas oraz tak serdeczne komentarze. :)
Zamierzałam pozostać na krótko anonimem, ale wkradł się poważny błąd z klasyfikacją tekstu i trudno było się ukrywać…
Cezary_cezary, obrazek rewelacyjny. :)
Bardzo dziękuję. :)
HollyHell91
Powitanie z kultowego serialu uwielbiam (serial także). :)
Duszek przecudny. :)
Dzięki wielkie, zaraz poprawiam. :)
Skryty, dzięki serdeczne; będę się starała bywać częściej i dłużej. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Bruce, ucieszyłem się, że odanonimowałaś uroczy tekst i że Ty jesteś autorką. Może trochę w tym mojej zasługi. ale naprawdę prosił się o to. Fajnie, że wróciłaś w taki sposób.
Powitanie z kultowego serialu uwielbiam (serial także). :)
Z jakiego to serialu o.o
Kto wie? >;
Allo allo! :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Naprawdę pozytywny tekst! To wymaga szczególnego talentu czy umiejętności, aby tworzyć tak optymistyczne opowieści bez odpłynięcia w zbyt naiwną czy cukierkową wizję świata. Trudno mi przeniknąć, na czym dokładnie polega ten sekret, ale tym bardziej doceniam. Utwór na pewno pasowałby na konkurs świąteczny, ale może to tylko przygrywka i planujesz coś jeszcze lepszego? Powyższy duszek dobrze pokazuje, jak dzięki Tobie portal staje się bardziej przytulnym miejscem!
Co do “poważnego błędu z klasyfikacją tekstu”, nie przesadzajmy. Szort nie jest terminem ściśle literackim, więc można się sztywno umówić, że granica wynosi te 10 000 znaków, takie ustalenie chyba u nas przeważa. Spotykałem też jednak interpretację, że szort odpowiada etiudzie, ćwiczeniu literackiemu, izolowanej scenie służącej eksploracji konkretnego tropu fabularnego; w takim przypadku utwór jak ten, mieszczący w krótkiej formie pełną strukturę narracyjną ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem, należałoby raczej nazywać opowiadaniem.
Pozwolę sobie uprzejmie nie zgodzić się z uwagą Holly:
Roztrącał ze złością stojących tu i ówdzie, brodatych przebierańców
Przecinek przed “stojących” byłby błędem, ponieważ oddzielałby grupę orzeczenia od grupy dopełnienia; “stojących tu i ówdzie” nie jest wtrąceniem, lecz jednym z dwóch równorzędnych określeń rzeczownika.
Znalazłem natomiast coś takiego:
„Byłem głupcem!” – pomyślał.
Coś zeżarło poprzeczkę przy ł.
I jeszcze ciekawostka z przedmowy:
Święta to czas przemiany.
“To” definicyjne nie wywołuje przecinka.
Serdecznie, przedświątecznie pozdrawiam i z przyjemnością klikam!
Koalo, jest mi bardzo miło. Dziękuję.
Skryty i HollyHell91, przyznam szczerze – dla mnie to serial jedyny w swoim rodzaju i uwielbiam go absolutnie. Trudno wskazać, która rola lepsza. Humor – genialny! A te dialogi!
Ślimaku Zagłady, jak zawsze serdecznie Ci dziękuję za merytoryczne wskazówki, cenne uwagi oraz życzliwość. Czym prędzej poprawiam. Sama wielokrotnie wskazywałam na błędne nazwanie opka szortem, a tu taka wtopa… Masakra… Co do konkursu, choć – jak to nazywam – jestem typową konkursowiczką – nie startuję w niczym, po prostu czułam wielką potrzebę napisania takiego tekstu. :)
Celowo przesadziłam w pewnym stopniu z przesłodzeniem tej bajki. Jest to poniekąd rozliczenie się z własną przeszłością sprzed wielu lat, czego bardzo potrzebowałam. Długo zastanawiałam się nad innym tytułem: “Jedno życie, jedna szansa”, może nawet po łacinie, bo tak potraktowałam tę zmianę bohatera. Życie dziecka w rozbitej rodzinie to koszmar.
Pozdrawiam Was serdecznie i raz jeszcze dziękuję.
Pecunia non olet
bruce – dobrze, że jesteś i to z szortem. Bardzo dobra historia, trzeba wiedzieć jak pisać historię ku pokrzepieniu, a tobie ta wyszła naprawdę dobrze :). Jeśli nie widziałaś to Zły Mikołaj jest inną choć trochę zbliżoną historią, myślę, że może Ci się spodobać – tylko błagam nie oglądaj go z dziećmi:). No i co, klika i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Czemu nie wrzuciłaś tego na konkurs świąteczny? Jest klimat, wzruszenia i świąteczna naiwność.
Bardzo przyjemnie mi się czytało.
Czepiłabym się tego:
dopijając reszty trunku.
Taki zapis sugerowałby, że dopijając czego, jakby sięgając czego, a to mi nie pasuje.
"...poniżej wszelkiego poziomu"
Pozwolę sobie uprzejmie nie zgodzić się z uwagą Holly:
Roztrącał ze złością stojących tu i ówdzie, brodatych przebierańców
Przecinek przed “stojących” byłby błędem, ponieważ oddzielałby grupę orzeczenia od grupy dopełnienia; “stojących tu i ówdzie” nie jest wtrąceniem, lecz jednym z dwóch równorzędnych określeń rzeczownika.
Hmm… Masz rację, Ślimaku. Mój mózg z automatu potraktował to jako wtrącenie. Dziękuję za poprawienie mnie i przepraszam bruce za zamieszanie
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Allo, Allo nie znam. Muszę kiedyś zobaczyć co to :)
Kto wie? >;
Przeczytałem na komórce. Usiadłem przed kompem, by zostawić komentarz dla uzasadnienia klika, a tu masz, opowiadanie już w bibliotece.
Bardzo fajnie przeczytać coś tak optymistycznego.
Pozdrawiam
Bardzie, dziękuję; kiedyś odszukam i obejrzę. :)
Ambush, podumam jeszcze nad tym. Dziękuję, Kochana. :) Od konkursów na razie uciekam, mało czasu, a ja maniaczka jestem. :)
HollyHell91, nie ma problemu, ufam Wam bez zastanowienia, bo wiem, że popełniam sporo gaf pisząc. :)
Skryty, obejrzyj, a na pewno będziesz wracać, bo to perełka. :)
AP, jestem zdumiona, dziękuję za kliki, ale to było jedynie ku pokrzepieniu i uspokojeniu, na Bibliotekę w życiu nie liczyłam. :)
Pozdrawiam Was.
Pecunia non olet
:)
Rzucając przekleństwami, chwiejnym krokiem przechadzał się wśród rozbieganych klientów galerii handlowej, dopijając trunek.
Hmmmm.
stojących tu i ówdzie, brodatych przebierańców
Tu bez przecinka.
Jakaś kobieta zatrzymała się, wpatrując z przerażeniem
Może tak: Jakaś kobieta przystanęła, by wpatrzeć się z przerażeniem.
pogłębiając grymas na zapuszczonej, odrażającej twarzy
Czy grymas może być głęboki? A zapuszczona twarz – jaka to?
powtarzając z przygnębieniem
Przygnębienie trochę łopatologiczne.
począł ze złością tupać
Zaczął.
nie słyszały bluzgań
Może: bluzgów?
hałas był zbyt duży
Hmm. Angielskawe.
takież same buty
Albo: takież buty; albo: takie same buty.
Skwaszony znieruchomiał przez moment ogłupiały, rozglądając się i próbując dociec, co takiego spotkało go w ciągu ostatnich sekund
Skwaszony znieruchomiał na moment, ogłupiały, rozglądając się i próbując dociec, co takiego nagle go spotkało.
Otaczała go gromadka zaciekawionych milusińskich. Spojrzał na nie. Miały śliczne, ufne oczy i roześmiane buzie
Na nich. Milusińscy są rodzaju męskiego (gramatycznie).
same pozytywne rzeczy
Same miłe rzeczy.
zatem buzie szybko rozpromieniały się
Hmm.
Przecież on nie istnieje! Jakże zatem mogę nim być?
Czyli, gdyby go przebrać za wampira, też by protestował, że wampirów nie ma? :D
Czy go otrzymałeś? Spełniłeś moją prośbę?
Dzieci mówią w ten sposób wyłącznie w powieściach Małgorzaty Musierowicz :)
worek niespodziewanie otwarł się i wyleciała z niego sporej wielkości lalka w imponującym stroju królewny.
Może tak: worek otwarł się niespodziewanie i wyleciała z niego spora lalka w roziskrzonym pajetkami stroju królewny.
utuliła ją czule
Raczej: przytuliła. https://sjp.pwn.pl/szukaj/utuli%C4%87.html
zerknęła z wdzięcznością
Hmm.
Z miejsca na kolanie pojawił się
Hmmmmmm.
Starannie zakręcony worek znowu w magiczny sposób otworzył się
A kiedy on go zakręcił?
worek ciągle wyrzucał z siebie za pomocą niewyjaśnionej magii nowe prezenty.
Wycięłabym to o magii, już wiadomo, że worek jest magiczny, a tak psuje rytm.
zestawy kosmetyków oraz biżuterii
Dla dzieci? :)
Worek z prezentami nadal był wypełniony. A pełen zachwytów gwar wypełniał całą galerię.
Hmmmm.
wydał się mężczyźnie dziwnie znajomym
Znajomy.
Dla niego worek nie przygotował żadnego prezentu i opadł pusty na podłogę.
Kto opadł?
Zgromadzeni wokół byli zaskoczeni.
Abstrakt. Pokaż to.
skierował wzrok ku ścianie
Może spojrzenie. A mama mogła stać pod ścianą, ale nie w ścianie.
aby nie odchodził.
Żeby.
podniósł twarz ku górze
A można podnieść cokolwiek ku dołowi?
twarz przybrała jeszcze serdeczniejszy wyraz
Serdeczniejszy niż…?
z pewnością miał magiczne zdolności, wprawiając w ruch każdą zabawkę
Imiesłów nie do tego służy: z pewnością miał magiczne zdolności, skoro wprawiał w ruch każdą zabawkę.
pomrukiwanie z zadowolenia kogoś równie tajemniczego
Źle się to parsuje.
Oooo, dwie warstwy, jak całusek (znaczy, ciastko). Na wierzchu – beza. Słodka, słodka, słodka. Ale pod spodem… nie mówię, że zakalec. Mimo wszystko – odejście od rodziny i alkoholizm mają jakieś powody, i nie można tych powodów (ani skutków) zaleczyć magią. Niestety. Albo właśnie stety, nieprawdaż? I niekoniecznie przypisywałabym magię wytworowi amerykańskiej reklamy…
Przepraszam, ale dla mnie za słodko ;)
Utwór na pewno pasowałby na konkurs świąteczny
Oj, tak.
Celowo przesadziłam w pewnym stopniu z przesłodzeniem tej bajki.
Mmmm, to też jest człowiekowi potrzebne od czasu do czasu
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, jestem Ci bardzo wdzięczna za poświęcenie czasu i tak cenne wskazówki; zaraz spieszę poprawiać to i owo. Kot jest przecudny (uwielbiam!).
Baja anonima miała być w zamyśle przesłodzonym do granic możliwości, dość nierealnym tekstem, ale przecież pomarzyć jest tak miło. :) Marzy mi się, aby żadne dziecko nie doświadczyło tego, co musiał przeżyć chłopczyk z szorta nim odnalazł tatę. :)
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Pecunia non olet
Prawda, prawda – miło pomarzyć
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, lektura Twoich uwag to jest coś – bardzo doceniam możliwość odkrycia, jakie niedociągnięcia przeoczyłem w krótkim przecież tekście! Zwłaszcza świetnie wypatrujesz nadużywanie imiesłowów.
Odnosimy się…
stojących tu i ówdzie, brodatych przebierańców
Tu bez przecinka.
Oczywiście masz rację – przeoczyłem to, bo skupiłem się na poprzednim przecinku w tym zdaniu. Zwrócę tylko uwagę, że problem przecinków między określeniami rzeczownika jest w polszczyźnie źle skodyfikowany. O ile wiem, zasady mówią, że domyślnie przecinek się stawia, ale należy go opuścić, jeżeli określenia są wyraźnie nierównorzędne oraz ich naturalny szyk nie jest odwrócony. Tutaj nierównorzędność jest niewątpliwa i pewnie każdy specjalista opuściłby przecinek (“brodaty” jest cechą bardziej trwałą i bardziej stopniowalną niż “stojący”), ale tak naprawdę nie ma jak tego formalnie wywieść.
Osobiście mam skłonność do pomijania takich przecinków (nawet częściej, niżby polecano, wielokrotnie tego broniłem w swoich tekstach), bo uważam, że w języku polskim występuje tendencja do zlewania określeń w potoki dopełniające się wzajemnie znaczeniami, nie należy ich nadmiernie drobić.
Przecież on nie istnieje! Jakże zatem mogę nim być?
Czyli, gdyby go przebrać za wampira, też by protestował, że wampirów nie ma? :D
Przecież on tutaj nie jest zwykłym przebierańcem, ma magiczny wór (pamiętasz rukzak?) i przede wszystkim doznaje przyspieszonej psychoterapii poprzez bezpośrednią ekspozycję na osobowość Mikołaja. Przynajmniej ja tak odczytuję intencje Autorki, które mogłoby wyrażać to zdanie.
Czy go otrzymałeś? Spełniłeś moją prośbę?
Dzieci mówią w ten sposób wyłącznie w powieściach Małgorzaty Musierowicz :)
Właśnie, a tak się zastanawiałem, z czym mi się kojarzy ta stylistyka!
I niekoniecznie przypisywałabym magię wytworowi amerykańskiej reklamy…
Zauważ jednak, że Święty Mikołaj przynosi tutaj dobro i jest wyraźnie oddzielony od “brodatych przebierańców” służących komercji. Na pewno orientujesz się lepiej ode mnie w kulturze anglojęzycznej wczesnego XX wieku, ale i ja wiem, że ten amerykański Mikołaj nie wyrósł z powietrza, tylko z wcześniejszych tekstów o charakterze chrześcijańsko-popularnym, ze szczególnym uwzględnieniem wiersza 'Twas the Night Before Christmas. (Przy okazji mnie olśniło, że rein-deer to dosłownie “jeleń zaprzęgowy” i nazwa ma sens, bo renifery to chyba jedyne jeleniowate, które próbowano hodować w tym celu z jakimkolwiek powodzeniem).
Moim zdaniem nic nie stoi na zawadzie, aby używać tak obrazowanego św. Mikołaja jako figury niosącej przesłanie chrześcijańskie. Podobna inkorporacja czy nawet reinkorporacja motywów kultury masowej i obrzędów lokalnych nie jest niczym nowym, Kościół robił to przez całą swoją historię.
Hej bruce, dzięki za tekst. Zgadzam się w stu procentach, że pomarzyć można. A zastanawiałaś się kiedyś czy Święty Mikiłaj podlega badziej pod fantastykę, science fiction czy fantazy?
Tarnino, marzeniami się żyje… :)
Ślimaku Zagłady, ja mam odwieczny problem z przecinkami, zazwyczaj stawiam ich za dużo. :)
Święty Mikołaj jest dla mnie jak najbardziej chrześcijański, czytałam nieco podczas pisania tego szorcika o jego dziejach. :)
Nova, i ja dziękuję, nie zastanawiałam się – przyznaję. Gdybym miałam wybrać, to moim zdaniem podlega pod wszystko po trochu. :)
Pozdrawiam Was.
Pecunia non olet
bardzo doceniam możliwość odkrycia, jakie niedociągnięcia przeoczyłem w krótkim przecież tekście!
Bo ja to nigdy niczego nie przeoczę? ;)
Zwrócę tylko uwagę, że problem przecinków między określeniami rzeczownika jest w polszczyźnie źle skodyfikowany.
Jak widać po częstotliwości występowania nieporozumień w tym względzie ^^
uważam, że w języku polskim występuje tendencja do zlewania określeń w potoki dopełniające się wzajemnie znaczeniami
Hmm, coś w tym jest. Nie zastanawiałam się nad tym…
Przecież on tutaj nie jest zwykłym przebierańcem
Ha, ha, prawda :)
Właśnie, a tak się zastanawiałem, z czym mi się kojarzy ta stylistyka!
Akurat sobie przypominałam i miałam na świeżo w głowie.
Na pewno orientujesz się lepiej ode mnie w kulturze anglojęzycznej wczesnego XX wieku
O, bez przesady
Przy okazji mnie olśniło, że rein-deer to dosłownie “jeleń zaprzęgowy”
Hmmmmm. Nie dam głowy za tę etymologię :)
Podobna inkorporacja czy nawet reinkorporacja motywów kultury masowej i obrzędów lokalnych nie jest niczym nowym, Kościół robił to przez całą swoją historię.
Oczywiście. Ale jednak – w świętach Bożego Narodzenia nie chodzi o prezenty. To akurat materiał na długi analityczny artykuł, którego raczej nie napiszę, bo więksi ode mnie już to robili i nic z tego nie wynikło.
Tarnino, marzeniami się żyje… :)
A potem się umiera :D
Święty Mikołaj jest dla mnie jak najbardziej chrześcijański, czytałam nieco podczas pisania tego szorcika o jego dziejach. :)
Święty Mikołaj jest chrześcijański, ale jego przeróbka na potrzeby reklam Coca-Coli już mniej. Problem w tym, że reklama Coca-Coli wypiera Mikołaja właściwego ze świadomości ludzi. Coś jak prawo Kopernika-Greshama.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
bruce:
ja mam odwieczny problem z przecinkami, zazwyczaj stawiam ich za dużo. :)
Bardzo szanuję Twój samokrytycyzm i chęć nauki, natomiast nie przeceniałbym tego problemu! Razem z Tarniną znaleźliśmy w siedmiu tysiącach znaków tylko dwa nadmiarowe przecinki, z czego jeden błąd całkiem subtelny, a jeden w przedmowie, więc też nie do końca się liczy. Przypuszczam, że wielu zawodowych literatów ma większe kłopoty z interpunkcją.
Tarnino:
Bo ja to nigdy niczego nie przeoczę? ;)
Tego nie powiedziałem, chodziło mi o to, że dzięki Tobie mogę poznać przynajmniej istotną część swoich luk w analizie technicznej tekstu.
Hmmmmm. Nie dam głowy za tę etymologię :)
Bardzo dziękuję za sceptycyzm, rzeczywiście wyprodukowałem etymologię ludową: https://en.wiktionary.org/wiki/reindeer, https://morph.surrey.ac.uk/index.php/2018/06/06/reindeer-rein-deer/. A przy okazji się zdziwiłem, jak jest po niemiecku – aż mi trudno uwierzyć, że tego wcześniej nie zapamiętałem, musiałem przecież już kiedyś widzieć… Tak czy inaczej, trochę tu przysnąłem poznawczo, bo w sumie już istnienie polskiej krótkiej formy “ren” (nijak niepowiązanej z zaprzęgiem) powinno obudzić czujność.
To akurat materiał na długi analityczny artykuł, którego raczej nie napiszę, bo więksi ode mnie już to robili i nic z tego nie wynikło.
Gdybyś jednak się namyśliła, na pewno byłbym ciekaw.
Święty Mikołaj jest chrześcijański, ale jego przeróbka na potrzeby reklam Coca-Coli już mniej. Problem w tym, że reklama Coca-Coli wypiera Mikołaja właściwego ze świadomości ludzi.
Zgoda, ale jak pisałem – tutaj Mikołaj przekazuje ważne wartości i jest opisany jako wyraźnie odrębny od przebierańców. Ten utwór nie dokłada do tego cegiełki. W każdym razie mniej niż dziesiątki opowiadań fantasy, w których Mikołaj uprawia wyzysk pracowniczy elfów lub strzela się z Krampusem na dachach wieżowców.
Chociaż… może rozumiem, z czego wynika Twoje stanowisko: w tamtych przypadkach jest oczywiste, że mamy do czynienia z pewną konwencją, postacią wpisaną w nowy kontekst kulturowy, a tu granica jest nieco bardziej subtelna, co chyba wydaje Ci się bardziej niepokojące pod kątem “wypierania ze świadomości”. Niemniej to raczej kwestia Twojej nakładki odbiorczej niż jakiejkolwiek obiektywnej wady tekstu.
Coś jak prawo Kopernika-Greshama.
Nawet miałem ostatnio taką przypadkową, ulotną myśl (już prawie bym o niej zapomniał): czy i w jakim sensie (zakresie) prawo Kopernika-Greshama dałoby się stosować do cywilizacji?
Listopadowo-ślimacze pozdrowienia!
Tarnino, umieranie z pieśnią na ustach marzeniami w sercu dodaje skrzydeł.
Ślimaku Zagłady, dokładnie tak, idealnie odczytujesz moje zamiary oraz intencje.
Pozdrawiam Was i dziękuję.
Pecunia non olet
I ja cieszę sie, Bruce, że znów jesteś, tym razem z historią bajkową, kipiąca klimatem zbliżających się Świąt, a jednocześnie poruszającą smutne ludzkie sprawy, co nie przeszkadza by wszystko zakończyło się szalenie optymistycznie. :)
…zaczął ze złością tupać nogami… → Zbędne dookreślenie – czy istniała możliwość, by tupał nie uzywając nóg?
– Wow! – krzyknęli wszyscy wokół. → A może po polsku: – Łał! – krzyknęli wszyscy wokół.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Au-Kakalko;10573.html
Nagle, nie wiedzieć czemu, podniósł twarz. → Nagle, nie wiedzieć czemu, podniósł głowę.
Obawiam się, że twarzy podnieść się nie da.
Ubranie mężczyzny zmieniło się nieoczekiwanie w elegancki garnitur… → Powiedziałabym raczej: Strój mężczyzny zmienił się nieoczekiwanie w elegancki garnitur…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, serdecznie Ci dziękuję, i za poświęcony czas, i za życzliwość oraz wyrozumiałość.
Raz jeszcze przepraszam za błąd.
Pozdrawiam serdecznie.
Pecunia non olet
dzięki Tobie mogę poznać przynajmniej istotną część swoich luk w analizie technicznej tekstu.
W ten sposób się uzupełniamy i powstaje społeczeństwo ^^
rzeczywiście wyprodukowałem etymologię ludową
Prawda, że trudno się oprzeć? Kiedy słowa się tak ładnie układają, trudno uwierzyć, że to przypadek.
Mikołaj przekazuje ważne wartości i jest opisany jako wyraźnie odrębny od przebierańców
Hmmm, może i tak.
czy i w jakim sensie (zakresie) prawo Kopernika-Greshama dałoby się stosować do cywilizacji?
Koneczny (nie używając tego pojęcia) powiedziałby, że owszem – łatwiejsza cywilizacja wypiera trudną (tj. wymagającą więcej wysiłku).
umieranie z pieśnią na ustach marzeniami w sercu dodaje skrzydeł.
Nie, aniołowie nie są duchami :P
Zbędne dookreślenie – czy istniała możliwość, by tupał nie uzywając nóg?
W sumie nie, ale to utarta fraza.
Raz jeszcze przepraszam za błąd.
Błąd to nie grzech
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Bardzo proszę, Bruce. Miło mi, że mogłam się przydać.
I ja uważam, że za usterki w opowiadaniu nie trzeba przepraszać.
Serdeczności. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tarnino, Regulatorzy, bardzo Wam dziękuję.
Pecunia non olet
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przecież to jest horror!
Ostatnia faza delirium. Facet ma majaki…
Smutny tekst :(
.
.
.
.
.
.
.
.
.
No dobrze, a tak naprawdę miła historyjka, w sam raz na Święta.
Mini “Opowieść wigilijna”.
Bruce, dzięki Tobie zapachniało u mnie makówkami i zupą rybną :D
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
Cześć!
Takie ciepłe i dające nadzieję, momentami może banalne ale zdecydowanie budzące emocje. Opowiastka w “świątecznym” klimacie ze szczęśliwym zakończeniem. Dobrze dobrałaś proporcje, wiemy tyle, by płynąc przez historię, jednocześnie akcja dzieje się na tyle szybko, że zdawkowości nie przeszkadza. Warsztatowo naprawdę nieźle (jak na moje oko), nic nie zgrzyta, jedynie ostatni akapit (epilog?) trochę odstaje od reszty.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Dziękuję, Krarze85, miło mi bardzo, pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Staruchu, a ja akurat słucham sobie świetnych radiowych przebojów. :))
Dziękuję, szczególnie za odnalezienie tam nawet mojego ulubionego horroru.
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Całkowicie się zgadzam, że nie ma powodu przepraszać za usterki! Mam właśnie coś na ilustrację tezy, że nawet najwybitniejszym mistrzom pióra zdarzają się poważniejsze błędy interpunkcyjne niż te Twoje tutaj. Otóż przypomniał mi się akurat taki cytat z Miłosza:
Monsieur Lebreton, kupiec, dał mu dwieście franków, byle się wyniósł i dług ostatnich dziedziców, pięćdziesiąt tysięcy, wykupił za tysiąc dwieście.
Pozdrawiam ślimaczo!
Dziękuję, Ślimaku Zagłady.
A cytat przeciekawy.
Pozdrawiam serdecznie.
Pecunia non olet
Cytat ładny, ale nie wiem, czy sam w sobie aż tak interesujący (jeżeli Cię zaciekawił, mogę przesłać cały wiersz na priv). Chciałem raczej Ci pokazać, że nie ma co przepraszać za błędy, bo nawet największym zdarzają się wpadki z przecinkami. Tu Miłosz popełnił błąd niedomknięcia wtrącenia, i to najgorszego rodzaju – kompletnie zmieniający sens zdania. Powinno być:
Monsieur Lebreton, kupiec, dał mu dwieście franków, byle się wyniósł, i dług ostatnich dziedziców, pięćdziesiąt tysięcy, wykupił za tysiąc dwieście.
Inaczej wychodzi na to, że to nie Lebreton wykupił dług, tylko ten biedak opłacony dla świętego spokoju.
Cześć, Bruce!
Dawno się nie widzieliśmy! A tu dochodzą mnie słuchy, że coś świątecznego wpadło do poczekalni biblioteki ;)
Bo faktycznie jest świątecznie – bezczelnie optymistyczny tekst w baśniowym, jakże pasującym do tego czasu, stylu. To mój ulubiony rodzaj tekstów świątecznych, dlatego bardzo Ci za niego dziękuję!
Acz jestem trochę zły, że nie wystąpi w Konkursie Świątecznym! Chyba że na tę okazję masz coś innego ;) Jak coś, to można publikować 2 teksty konkursowe!
A nawet jeśli nie będziesz pisać, to wyślij List do Świętego Mikołaja – szczegóły w pierwszym komentarzu. Wybacz małą reklamę ;)
Pozdrawiam Świątecznie!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Ślimaku Zagłady, ze wstydem przyznam, że kompletnie nie mogłam zrozumieć, gdzie tu jest błąd, ale już samo Twoje twierdzenie, że TAKI NOBLISTA może mylić się przy interpunkcji, było dla mnie mocno budujące i ciekawe. :)
Tekst chętnie poznam, jeśli zechcesz – wysyłaj, proszę. :)
Dziękuję. :)
Krokusie, konkursy mnie zawsze kuszą, ale muszę zrezygnować, bo nawał spraw i przeklętego białego puchu, który “spadł w nocy, zdrajca, i cicho legł” (to za Rosiewiczem) na razie każą mi odpuścić, niemniej dziękuję. :)
To bardzo miłe i cieszy mnie Twój pozytywny komentarz, wielkie dzięki. Bajowo bają zabajałam… :)
Pozdrawiam Was!
Pecunia non olet
Hej.
“A Skwaszony, jakby na potwierdzenie tych słów, zaczął ze złością tupać i rozganiać roześmiane dzieci, wesoło biegające dookoła”. – Boże, przeczytałem “i rozgniatać dzieci”. To było takie dobre :)
“– Co, do licha?! – wyszeptał cicho, bezskutecznie próbując zedrzeć niechciane przebranie. – A cóż to za maskarada? Przecież on nie istnieje!” – chyba nie można wyszeptać głośno.
Lekka i przyjemna opowieść wigilijna. Sam wielkim fanem nie jestem, ale chociażby dla równowagi potrzebne są ciepłe, dające nadzieję teksty.
Pozdrawiam.
Bardzo lekki i przyjemny szort, aż się cieplej na serduszku zrobiło :D
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Zgadzam się z przedpiścami: bardzo ciepły i świąteczny tekst. Szkoda, że nie poczekałaś z nim do 6 grudnia, byłby konkursowy.
Nie wiem, czy nie przydałaby się odrobinka innej przyprawy w tej całej słodyczy, ale nie jest źle. Tym bardziej, że tło jest jednak smutne.
Babska logika rządzi!
Canulasie, rozbroiłeś mnie, szczerze się uśmiałam, dzięki!
Boże, przeczytałem “i rozgniatać dzieci”. To było takie dobre :)
Przyznaję ze wstydem, że – jako wielbicielce horrorów – i mnie ten pomysł wielce się spodobał. :))
Dzieci z początku porozgniatałam,
ale potem zmiarkowałam,
ten wątek w opku szybko zmieniłam -
– przesłodziłam…
Z tym szeptem – jasne, mea culpa, zaraz poprawiam, dzięki.
Młody Pisarzu, dziękuję, taki był mój cel. :)
Finklo, z konkursami muszę zawsze być ostrożna. :)
Celowo chciałam przesłodzić ponad wszelką miarę. To niewiarygodna historia, wiem, ale zawsze trzeba mieć nadzieję, szczególnie w święta – to zamierzałam pokazać. :) Sporo innych przypraw miałam w dzieciństwie, słodkości – najmniej. :) Oby inne dzieci doznały tylko takiej przesadnej słodyczy i doczekały się powrotu swoich rodziców. :)
Pozdrawiam Was serdecznie, bardzo dziękuję za odwiedziny i tak miłe komentarze.
Pecunia non olet
Ładnie napisany, przyjemny szort w świątecznym klimacie. Czytało mi się z przyjemnością, mimo iż koncepcja nienowa. Klikać już nie trzeba, więc powiem tylko, że również cieszy mnie Twój powrót na portal. Brakowało Twojej pozytywnej energii i niezachwianego optymizmu :)
Pozdrowionka!
Stormie, serdecznie dziękuję, pozdrawiam! :)
Pecunia non olet