- Opowiadanie: zkarpinski - SAMOTNOŚĆ

SAMOTNOŚĆ

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

SAMOTNOŚĆ

SAMOTNOŚĆ

Był samotny. Ale jego samotność była innego gatunku. Nie tęsknił do sobie podobnych. Spotykał ich od czasu do czasu. Szukał innych – obcych, którzy nie byli mu podobni ciałem, lecz duchem. Pragnął kontaktu ze świadomymi istotami, z którymi mógłby podzielić się swoją wiedzą. Gdzieś musiały być. Setki miliardów gwiazd w galaktyce. Któraś powinna dać życie. W istocie – musiała dać. Widział setki układów planetarnych, zamieszkałych przez prymitywne istoty. Nie były one nawet świadome własnego istnienia. Ich jedynym celem była niekontrolowana reprodukcja. Nie takich obcych szukał.

On był Statkiem, a w zasadzie jego jednostką centralną. Sterował poczynaniami żywego pojazdu kosmicznego. Przyszedł na świat razem ze swoim nosicielem. Było to tak dawno, że gwiazda – olbrzym, której blask towarzyszył jego poczęciu, zanikła w okowach własnej grawitacji. Przemierzał przestrzeń, tak jak robili to inni z jego gatunku. Badał gwiazdy, układy planetarne. Obserwował wybuchy gwiazd supernowych. Był świadkiem zderzenia galaktyk. Posiadał ogromną wiedzę. Ale, po co ona mu była, jeśli nie mógł przekazać jej młodszym istotom. Czuł potrzebę uczenia.

W swoich pragnieniach nie był odosobniony. Inni z jego gatunku również usilnie szukali obcych. Bezowocnie. Czyżby galaktyka była przeznaczona tylko dla jednego gatunku istot myślących? Kiedyś żyli na planecie żółtego słońca. Postanowili ją opuścić, żeby móc dalej się rozwijać. Najpierw używali maszyn jako swoich nosicieli. Później z nimi się połączyli, sami stając się maszynami. Nie było to jednak dobrym rozwiązaniem. Transformacja sprawiła, że zatracali coś, co mieli jako istoty żywe. Stworzyli więc nowe życie na swoje własne potrzeby. Żywy, bezmyślny statek kosmiczny. Mogli go zasiedlić i tak zrobili. Połączyli swoje ciała z ciałem statku. Z biegiem lat ich własne ciała przestały być im potrzebne. Statek stał się ciałem. Dawał im praktycznie nieograniczone w czasie i przestrzeni życie, otrzymując w zamian myśl, świadomość, intelekt.

I stało się w końcu to, czego pragnął. Odebrał sygnał. Nie potrafił go zakwalifikować do znanych mu kategorii. Mógł więc być sztucznego pochodzenia. Poddał go analizie. Sygnał w swojej naturze był prosty, ale zawierał kilka cennych informacji. Siedemdziesiąt trzy wiersze po dwadzieścia trzy znaki w kodzie dwójkowym, pozwoliły mu nabrać pewnego wyobrażenia o twórcach wiadomości. W pewnym stopniu byli podobni do jego praprzodków.

Określił kierunek, z którego dobiegał sygnał. Oszacował zakres mocy, jaką mogli wygenerować twórcy wiadomości i wyliczył możliwe miejsca jej pochodzenia. Kilkadziesiąt gwiazd – zbyt wiele możliwości. Musiał zawęzić obszar poszukiwania. Odrzucił, więc gwiazdy zabójcze dla życia opartego na węglu. Została tylko jedna. Ustalił koordynaty lotu.

Statek kształtem i konsystencją przypominał kroplę cieczy. Nie miał twardej powłoki. Nie miał stałego kształtu. Odżywiał się absorbując całą powierzchnią dostępną w przestrzeni materię. Próżnia nie jest wydajnym rezerwuarem pożywienia. Cząstki materii musiał ściągać z wielkich odległości. Jego „skóra” była jednak wydajnym nadprzewodnikiem. Prądy w niej płynące generowały silne pola magnetyczne. Z ich pomocą czerpał swoje paliwo. Był stary. Nowe pokolenia potrafiły wykorzystywać energię punktu zerowego. On niestety musiał zadowolić się fuzją jądrową.

Rozwinął swoje pola magnetyczne i rozpoczął długą wędrówkę poprzez przestrzeń do układu planetarnego obcych, których szukał. Był praktycznie nieśmiertelny. Miał czas. Nie wiedział jednak, czy obcy również go mają. Jego organy napędowe osiągnęły maksymalną moc. Mimo to był znacznie wolniejszy od światła. Nie mógł wykorzystać dylatacji czasu. Jego świadomość więc, pogrążyła się w długim kilkusetletnim śnie.

*

Jego świadomość wyrwała się z fazy snu. Nie był jeszcze u celu swojej podróży. Zbliżył się jednak na tyle, że mógł badać emisję wewnętrzną cywilizacji zamieszkującej planetę, do której zmierzał. Rejestrował fale elektromagnetyczne, niosące zakodowaną informację wizyjną i dźwiękową. Nie wszystkie obrazy i dźwięki jednak mu się podobały…

*

Statek zbliżał się do celu podróży. Był podniecony. Poziom zaawansowania technologicznego twórców wiadomości, odpowiadał cywilizacji na początku ery kosmicznej. Minęło już kilkaset lat od momentu wysłania sygnału. Oczekiwał więc kontaktu z zaawansowanymi w rozwoju istotami. Nasłuchiwał na wszelkich dostępnych mu pasmach fal elektromagnetycznych. Wsłuchiwał się w wiązki neutrin. Wyczulił się na wibracje czasoprzestrzeni. Słyszał tylko szum, który, niestety, ale nie zawierał żadnych informacji. Zaniepokoił się. Czyżby nie zdążył na czas?

Zakończył okres głównego hamowania, tuż przed dotarciem do strefy planet zewnętrznych układu. Teraz był trzysta razy wolniejszy od światła. Lot w przestrzeni międzygwiezdnej bardzo go osłabił. Kropla statku wyraźnie się zmniejszyła. Musiał się najeść. Szukał planet gazowych. Znalazł wielki, pełen wodoru i helu niebieski glob. Poruszał się jednak zbyt szybko, aby zanurzyć się w zewnętrznych warstwach atmosfery planety. Zbliżył się tak bardzo na ile mógł. Wokół niego zaczynała się tworzyć warstwa plazmy. Nie zważał jednak na to. Chroniło go pole magnetyczne. Zresztą był zbyt głodny, żeby zwracać uwagę na drobne niedogodności. Czerpaki magnetyczne kierowały pożywienie do powłoki statku, która łapczywie pochłaniała plazmę wodorowo-helową. Kropla rosła.

Odzyskał część sił. Uczta była skromna, ale na razie musiała mu wystarczyć. Gdy zwolni jeszcze bardziej, zanurzy się w atmosferze kolejnej planety gazowej i naje się do syta.

Zbliżał się do największego globu układu planetarnego. Z danych, jakie uzyskał przysłuchując się transmisji wewnętrznej cywilizacji, z dużym prawdopodobieństwem mógł przyjąć, że księżyce tej planety powinny być zamieszkane. Założenia pierwszego kontaktu wymagały jednak dużej ostrożności, więc zestalił powłokę statku. Dla zewnętrznego obserwatora był teraz sporych rozmiarów planetoidą.

Znalazł cztery wielkie księżyce. Wyczulił swoje zmysły do granic możliwości. Obserwował. Nasłuchiwał. Znalazł. Nie tego jednak szukał. Ostatni z największych księżyców zawierał ślady obecności technologicznej i organicznej. Biologicznie był jednak martwy. Zmienił orbitę tak, aby zbliżyć się do księżyca. Potrzebował informacji. Czujniki wykryły ogromny kompleks umieszczony pod powierzchnią księżyca. Próbował włamać się do sieci informacyjnej bazy. Bez skutku. Obwody były spalone. Opuścił zasmucony strefę gazowej planety.

Zmierzał teraz w kierunku trzeciej planety układu. Wiedział z przekazu, że jest ona światem macierzystym cywilizacji zamieszkującej ten układ planetarny. Po drodze minął jeszcze czwartą planetę układu. Znajdowała się ona w ekosferze gwiazdy centralnej. Mogła być zasiedlona. Postanowił ją zbadać, zanim dotrze do głównego celu swojej podróży. Rozpoczął badania. Ich wyniki wprowadziły go w stan smutku, graniczący z depresją. Planeta kiedyś była zasiedlona. Świadczyły o tym ślady pozostawione przez inżynierię planetarną. Zauważył zainicjowane kiedyś procesy prowadzące do przekształcenia całej planety. Mieszkańcy układu próbowali zbudować sobie drugi świat. Nie zaobserwował śladów życia.

Dotarł na miejsce. Nie był w dobrym nastroju. Był już niemal pewny, że świat do którego leciał przez setki lat, jest martwy. Utwierdziło go jeszcze bardziej w tym przekonaniu pobieżne zbadanie dużego w stosunku do rozmiarów planety, księżyca. Wszedł na niską orbitę planety. Nie maskował się. Nie musiał. Nie odbierał żadnych sygnałów. Planeta nie przypominała tej, jaką znał z przekazów emisji wewnętrznej. Nie był to już błękitny glob. Przypominał bardziej wypaloną skałę. Skanował powierzchnię planety. Musiała być kiedyś zamieszkała. Ruiny. Wszędzie ruiny. Tak wiele ich było. Musiały tam mieszkać miliardy istot. Nie mieścili się. Chcieli przebudować sąsiednią planetę. Nie zdążyli. Co ich unicestwiło? Czynniki zewnętrzne? Może oni sami? Zadawał sobie te pytania i nie znajdował odpowiedzi. Znowu czuł się samotny. Musiał jednak zbadać dokładnie planetę i poznać odpowiedzi na swoje pytania. A było ich coraz więcej.

Kropla statku rozpadła się na setki kropelek. Skierowały się one ku powierzchni planety. Na orbicie pozostała największa z nich.

*

Okrążył wraz z planetą już kilka razy centralną gwiazdę układu. Miał trudności z pozyskiwaniem danych. Żadne zaawansowane nośniki informacji nie przetrwały katastrofy. Mimo to wiele się dowiedział. Mieszkańcy tego świata rozwijali się bardzo szybko. Można powiedzieć, że nawet za szybko. Byli o krok od samozagłady. Przetrwali jednak ten kryzys. Zaczęli opanowywać przestrzeń kosmiczną. Przekształcać planety. Co prawda dopiero raczkowali jako cywilizacja kosmiczna. Jednak ich rozwój był tak szybki, że w ciągu relatywnie krótkiego czasu, mogli dorównać jego cywilizacji. Nie poznał tylko odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Nadal nie wiedział, co było przyczyną tragedii, jaka spotkała istoty zamieszkujące kiedyś ten świat. Musiał poznać odpowiedź. Był cierpliwą istotą. Miał w zasadzie cały czas istnienia wszechświata dla siebie. Nie były mu znane przypadki naturalnej śmierci przedstawicieli jego gatunku. Czekał i badał. Jego cierpliwość w końcu została nagrodzona. Odebrał słaby sygnał radiowy. Jego źródło zbliżało się do planety. Zbadał go. Sygnał był obcego pochodzenia. Odżyła w nim nadzieja spotkania obcych.

*

Asteroidy nie manewrują. Ta była wyjątkiem. Zmniejszyła swoją prędkość, żeby wejść na niską orbitę kołową. Asteroida była źródłem sygnału, który odebrał jeden okres obiegu planety temu. Podjął się zbadania obiektu. Skanował jego powierzchnię oraz wnętrze. Jeden z końców asteroidy wykazywał silną radiację oraz efekty zużycia termicznego. Domyślił się, że przyczyną tego faktu było użycie do napędu reakcji fuzji jądrowej w sposób wybuchowy. Skupił się teraz na wnętrzu statku. Wykrył w nim wiele wydrążonych komór. Badał je po kolei. Zrozumiał, że znalazł źródło odpowiedzi na swoje pytania. Ale nie to było najważniejsze. Odkrył komory zawierające ciała istot, których szukał. Ich procesy życiowe były w stanie zawieszenia. W odruchu chciał ich natychmiast wybudzić. Wstrzymał się jednak. Domyślił się przeznaczenia statku. Celem załogi było przywrócenie życia na tej planecie. System statku miał obudzić załogę ze stanu zawieszenia, jeśli warunki na powierzchni pozwolą na rozpoczęcie procesu przywracania życia. Postanowił wspomóc nielicznych, którzy ocaleli z pogromu. Włamał się do sieci komputerowej statku i zatrzymał proces wybudzania. Wykorzystał systemy statku w celu zbadania ciał tych istot. Stan ich organizmów wskazywał na znaczne zużycie biologiczne. Proces zawieszenia nie zatrzymywał, a tylko spowalniał procesy życiowe. Byli starzy. Musieli jednak żyć. Musieli kontrolować proces przywracania życia. Musieli nauczać nowonarodzonych przedstawicieli swojego gatunku. Zrobił to, co uważał za słuszne. Obudzą się odmienieni. Nie będą wiedzieli, co się z nimi stało. Nie będą wiedzieli, kto ich odmienił. Z czasem zrozumieją, że dano im wieczność. Będą aniołami strzegącymi nowego świata. Kiedyś im się ujawni.

Nie był już potrzebny. Ukrył się w pasie planetoid. Przed wejściem w fazę snu postanowił jeszcze znaleźć odpowiedź na pytanie, które go nurtowało od samego początku. Przeszukał skopiowane banki danych statku – arki. Znalazł prawdopodobną przyczynę zagłady. WR – 104 – tak mieszkańcy planety nazywali obiekt w kosmosie, którego się obawiali. Wiedzieli, że kiedyś wybuchnie. Nie wiedzieli tylko, kiedy. Postanowili jednak zabezpieczyć przyszłość gatunków swojego świata. Wysłali arkę w przestrzeń, odległą od obszaru przewidywanego przejścia dżetu. Zdążyli, zanim energia hipernowej wysterylizowała ich świat.

Zebrał w sobie tyle energii, ile zdołał i wysłał sygnał do przedstawicieli swojego gatunku.:

NIE JESTEŚMY JUŻ SAMI

Gdy przylecą, świat będzie już gotowy do nawiązania kontaktu.

Usnął.

Koniec

Komentarze

Przepraszam za moje czarnowidztwo.

Życzę przyjemności z czytania tekstu (zakładając, że jest ona możliwa:):))

Zachęcona tytułem zaczęłam czytać i moją pierwszą myślą było: o nie!, sf... Ale nie żałuję spędzonego nad nim czasu, bo nie był to czas zmarnowany :) Przyjemnie czytało się to opowiadanie, chociaż miejscami nużące są opisy technologi. 

Poza tym nie uważam, by myśl przewodnia była czarnowidztwem. Nie wiem czy w rzeczywistości będziemy mieć tyle szczęścia, by nas ktoś uratował.
A tak na marginesie: co on będzie żarł przez te setki lat czekania? ;) wersja eko: posprząta planetę, wersja masakra2010: zeżre statek ludzi tuż po ich przebudzeniu, hehe... Nie mogłam się powstrzymać :D

No, no. Mi się podobało. Klimatycznie zrealizowane klasyczne motywy SF. Trzeba by sobie jednak zadać pytanie, czy takie Ultimate Being będzie w stanie przeżyć uczucia typu smutek lub podniecenie.

Mam małe zastrzeżenie: Nie był to już błękitny glob. Przypominał bardziej wypaloną skałę. Skanował powierzchnię planety. -- Podmioty się mieszają. I nie wiem, czy nie lepiej by brzmiało nauczania w: Czuł potrzebę uczenia.

pozdrawiam

I po co to było?

sceptycznie podchodzę do tego rodzaju fantastyki... ale mile mnie zaskoczyłeś:D Muszę przyznać że całe opowiadanie bardzo mi sie podobało... mimo rozmaitych nazw które nie do końca sa mi znane, napisałeś to w taki sposób, że  wszystko było dla mnie jasne... podoba mi sie Twój styl pisania i dobre operowanie językiem... więcej niż poprawne...
To nie jest czarnowidztwo:D raczej odrobina nadzieji:D
pozdrawiam i zapraszam do moich tekstów...

http://tatanafroncie.wordpress.com/

droga Szesano!:D raczej nie będzie musiał niczego jeść... jest uśpiony... tak jak telefon który jest w stanie czuwania:D małe zużycie energii...
Jeszcze raz gratuluję autorowi udanego opowiadanie...

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Dalekie echo Otcetena w tym pobrzmiewa.
Dobre. Jak zawsze dotąd.

Zgadzam się z przedmówcami. Tekst wciąga, jest znakomity klimat, opisy pobudzają wyobraźnię. Podobało mi się.
Pozdrawiam.

Szesana A tak na marginesie: co on będzie żarł przez te setki lat czekania?

Np. cząstki wiatru słonecznego. Dziękuje za przeczytanie.

syf. Dzięki, za uwagi. Miałem zmienić, ale pominąłem - nieuwaga. Dziękuję za przeczytanie.

meksico Może jestem staroświecki, ale fantastyka powinna operować nazewnictwem technicznym, naukowym. Kiedyś naukowcy poprzez fantastykę chcieli dotrzeć do ludzi z swoimi pomysłami. Niektóre z tych pomysłów były zbyt daleko idące, aby je publikować w czasopismach naukowych. Ale to dłuższy temat. Dziękuje za przeczytanie.

AdamKB Czy chodzi Ci o "Przechowalnię" Otcetena? Nie czytałem.

AdamKB. Przeczytałeś prawie wszystkie moje teksty. Dziękuję. (Mam nadzieję, że nie wróżysz mi upadku - "jak zawsze DOTĄD" :)

Pozdrawiam wszystkich.

meksico: Dobrze, że nie jestem blondynką, jeszcze bym się poczuła urażona..;P Z tekstu wynika, że to jego świadomość śpi. Zresztą jak się siedzi przy kompie to i u ludzi występuje czasem "nieświadome żarcie":P

Zbyszku. 1) O. Przeczytaj. Zachwycony nie byłem, ale uważam, że warto, a nawet należy. 2) O co mnie posądzasz?  Przeciwnie, oczekuję coraz wyższych wzlotów.

  O, mój ulubiony autor SF, któremu uwielbiam wytykać nieścisłości ;)

Pozwolisz, mam nadzieję ;)

 "Obserwował wybuchy gwiazd supernowych. Był świadkiem zderzenia galaktyk. (...) Czyżby galaktyka była przeznaczona tylko dla jednego gatunku istot myślących?" - pierwsza część sugeruje, że bohater podróżował również między galaktykami, a nie ograniczał się tylko do Drogi Mlecznej, więc czemu mówi "galaktyka przeznaczona(...)"? Raczej co najmniej gromada galaktyk ;)

 "Odrzucił, więc gwiazdy zabójcze dla życia opartego na węglu. Została tylko jedna. Ustalił koordynaty lotu." - przecinek przed "więc" jest zbędny. Dlaczego bohater zakłada, że życie ma być na węglu? Sam przecież nie jest już chyba na węglu, skoro się zespolił ze statkiem i żywi dowolnymi atomami;)

 "Statek kształtem i konsystencją przypominał kroplę cieczy. Nie miał twardej powłoki." - dodając do powyższego opisu fakt, że poruszał się w próżni i miał powłokę z nadprzewodnika, to wychodzi, że powłokę statku stanowił hel ;) czyli mamy życie oparte na helu a nie węglu ;). No i strasznie skomplikowanie się "żywił" - ściągał wodór/hel i jechał fuzją jądrową, do której to trzeba dostarczyć sporo energii, zanim się "wykorzysta" - nie prościej byłoby wykorzystywać czyste, fruwające wokół, wysokoenergetyczne fotony? ;) No, chyba, że miał mechanizm odpalający fuzję za pomocą fotonów.

 "Mimo to był znacznie wolniejszy od światła." - nie wiem, czy nie lepiej byłoby dać mu prędkość "nieco" mniejszą od światła a nie "znacznie". Sama galaktyka nasza ma z 50000 lat świetlnych, więc takie zasuwanie w tę i we wtę po galaktyce to nie zajmowałoby "kilkaset" ale kilkanaście/kilkadziesiąt tysięcy lat przy prędkości "znacznie" wolniejszej od światła.

 "Znalazł wielki, pełen wodoru i helu niebieski glob." - w planetach gazowych to, z tego co kojarzę, helu jest góra kilkanaście procent i to raczej w wewnętrznych warstwach, bo jest cięższy od wodoru.

 "Zdążyli, zanim energia hipernowej wysterylizowała ich świat." - no nie. To bohater, super mądry, widzący tyle rzeczy we Wszechświecie, potrafiący "wejść" w system statku obcej rasy i dać im "Dar", nie zauważył, że macierzystą planetę wysmażyła hipernowa? Hipernową to akurat raczej trudno byłoby przeoczyć, znajdując się w tej samej galaktyce no i jakąś solidną mgławicę by raczej pozostawiła po sobie :P

 Trafiło się też trochę powtórzeń i niezręczności stylistycznych, momentami zdania są zbyt krótkie i aż się prosi, żeby je połączyć. Choćby tu: "Nie będą wiedzieli, kto ich odmienił. Z czasem zrozumieją, że dano im wieczność. Będą aniołami strzegącymi nowego świata. Kiedyś im się ujawni. Nie był już potrzebny. Ukrył się w pasie planetoid." - zdanie przedostatnie w ogóle bym wyrzuciła, a pozostałe połączyła w 3 zamiast 5ciu.

 A poza tym, dobrze się czytało, lubię Twoje opowiadania i cieszę się, że jest ktoś, kto nie boi się używać terminologii stricte fizycznej :)

Bellatrix. Dlaczego miałbym nie pozwolić? A ja sobie pozwolę powiedzieć co miałem na myśli :)

Miał na myśli galaktykę z której pochodził (czyli naszą). Czas go nie ograniczał, więc mógł pozwolić sobie na spacerek po galaktyce. Zderzenia mógł obserwować z dużej odległości i w bardzo długim czasie. Zderzenie jest dosyć gługotrwałym procesem.

"Odrzucił, więc gwiazdy zabójcze dla życia opartego na węglu" Dane zawarte domyślnie w przekazie który odebrał. (Sygnał z Arecibo). Myślę, że mógł przyjąć, że cywilizacja, która wysłała sygnał jest oparta na węglu.

Z tym helem to mnie zaciekawiłaś. Nie pomyślałem w tym kierunku. Założyłem tylko ciekłą konsystencję statku.

Co do napędu, miałem różne pomysły. Ktoś mi kiedyś zarzucił, że zbytnio wnikałem w kwestie techniczne. Pozwoliłem tu sobie na pewne niedopowiedzenie - celowo nie rozwijałem zagadnienia.

Przy nieograniczonym czasie życia prędkość już nie odgrywa tak dużej roli. Celowo ograniczyłem mu prędkość, żeby nie wnikać w kwestie zderzeniowe. Przy zderzeniu z prędkością zbliżoną do prędkości światła, nawet z małym obiektem, mamy energię porównywalną z atomówką. nawet jego pola magnetyczne prawdopodobnie nie ochroniłyby go (ale musiałbym to przeliczyć)

Atmosfera neptuna na dużych wysokościach składa się głównie z wodoru (jakieś 80%) oraz helu (jakieś 19%). porównując z Ziemią możnaby powiedzieć, że nasza atmosfera nie jest bogata w tlen - chyba dostanę duszności w nocy:) Jakby się doczepić do mas to hel byłby tylko w przybliżeniu dwa razy masywniejszy od wodoru (H2)

Co do WR-104. Przypuszcza się, że może zniszczyć życie na Ziemi, jeśli energia wybuchu (zakładając, że będzie hipernową - są co do tego pewne wątpliwości) ukształtuje sie w wiązkę (dżet). Dżet musi być skierowany w stronę Ziemi. Dzet emitowany jest w kierunku wyznaczonym przez oś rotacji układu. Obserwacje wskazują, że oś rotacji WR - 104 jest zwrócona właśnie w kierunku Ziemi. Czy jest to absolutnie pewne - badania trwają. Niektórzy przypuszczają, że kiedys już cos podobnego sie stało. któreś z wielkich wymierań (nie pamiętam teraz które) na Ziemi wywołane było strumieniem promieniowania gamma (to tylko przypuszczenie)

Stylistą to ja nigdy nie byłem :)

Pozdrawiam i cieszę się, że lubisz moje opowiadania. Nie boje sie używać terminologii stricte fizycznej bo uwielbiam fizykę (zawodowo i nie tylko). Ale muszę Ci przyznać, że łatwo o błąd rzeczowy. Nawet jeśli się wszystko sprawdza, człowiek jest tylko człowiekiem i może coś pominąć. Jedno z wcześniejszych opowiadań poprzedziłem solidnymi rachunkami (całki i tym podobne - chciałem mieć pewność, czy możliwe jest pewne zdarzenie...) :) :) Narwaniec ze mnie?

 

 

E tam, ja jestem ukierunkowany humanistycznie i zasadniczo obojętne mi, na ile opisywane kwestie są zgodne z wiedzą specjalistyczną. Ważne, żebym ze swoim skromnym zasobem informacji nie wywęszył błędu. Przykro mi, jak autor robi czytelnika w konia.
Za to kluczowa jest odpowiednia stylizacja: Jeden z końców asteroidy wykazywał silną radiację oraz efekty zużycia termicznego. Domyślił się, że przyczyną tego faktu było użycie do napędu reakcji fuzji jądrowej w sposób wybuchowy. -- I człowiek wie, że czyta porządne SF.

I po co to było?

Bardzo mi się podobało. Z chęcią przeczytam kolejne opowiadania!

no ja tam lubię się wgłębić i rozeznać na ile autor się dobrze czuje w temacie, który opisuje :) Tak że rachunki fizyki przedstawionego świata popieram :)  Generalnie, 90% czytelników nie jest zainteresowana, czy autor nie wciska kitu, dopóki robi to ładnie ;) ale trafiają się i tacy, co sprawdzą.
Hel w temperaturze poniżej 3K wykazuje bardzo ciekawe właściwości [hel atomowy dodam, nie plazma/strumień cząstek alfa]. Nadciekłość, nadprzewodnictwo cieplne, dowodzi swoim istnieniem wymienionej w opowiadaniu energii punktu 0 :) (nie zestala się, nawet w 0K, dopiero trzeba przyłożyć solidne ciśnienie), no i helu w kosmosie dostatek, tak mi się skojarzyło po opisie tej "skóry" :)
Co do ziemskiego powietrza - no cóż, głównym składnikiem jest azot i to bardzo dobrze, bo tlen w wyższym stężeniu byłby zabójczy. Organizm na czystym tlenie szybko by się spalił;) No i porównując masę atomową/gęstość tlenu z azotem - nie ma wielkiej różnicy, tlen atomowy ma masę 8, azot 7, więc będą lepiej "wymieszane" niż wodór z helem tak na moje oko. Ale nie będę się tu kłócić :)
Co do nieograniczonego czasu życia - ok, zgadzam się, że dla bohatera to może nie robić różnicy, tylko napisałeś, że do "cywilizacji" leciał kilkaset lat, uważał, że to jest sporo (zapadł w drzemkę)  i przy tym nie zauważył hipernowej - to mi się nie zgadza. Problem zderzeń przy dużych prędkościach - masywne obiekty można ominąć, czujniki grawitacji wyłapią ;). Mniejsze obiekty -  fakt, że energia kinetyczna zderzenia nawet z niewielkim obiektem będzie duża, ale przy założeniu, że statek umie wykorzystywać fuzję jądrową, można wykombinować technologię potrafiącą przekształcić energię kinetyczną zderzenia w formę użyteczną dla statku (coś a'la kosmiczny zderzak Łągiewki :)) w dodatku, jeśli mamy jako skórę nadciekły hel to nawet się zadrapania nie pojawią ;))))

@syf. - udaj się do innych opowiadań zkarpińskiego - w jednym z nich znajdziesz odpowiedź na pytanie, co z uczuciami "statków-absolutów" :)

pozdrawiam,
B

*tfu, liczbę atomową [tlen i azot], bo masę to mają 16/14 ale stosunek pozostaje ten sam ;)

Bellatrix. Fajny pomysł przedstawiłaś. Właśnie wyobraziłem sobie zderzenie bryły skalnej z kulą nadciekłego helu.
Kitu staram się nie wciskać (czasami mimo starań cos się przemyci-wypadki się zdarzają). Fantastyke traktuję jako odskocznię pozwalającą porwać sie wyobraźni :)
Wszystko to wiem, co napisałaś.
Nie zakładałem jako materiału konstrukcyjnego ciekłego helu. Podejrzewam, że trudno w warunkach próżni kosmicznej byłoby utrzymać kroplę nadciekłego helu (szczególnie podczas ekspozycji na promieniowanie np. słoneczne).
Nie określiłem momentu wybuchu hipernowej. Może nastąpił przed odebraniem sygnału, może po jego odebraniu (podczas fazy snu). Swoją drogą - ciekawe. Sygnał z Arecibo był wysłany w określonym kierunku. Ciekawe jakie jest położenie WR-104 w stosunku do kierunku wiązki. Jeśli jeszcze uwzględnić jej rozbieżność?
Od jakiegoś czasu jestem zwolennikiem "powolnego" lotu w przestrzeni i skoku przez nadprzestrzeń (czy coś w tym rodzaju). Ale to już szeroki temat. Czy realny? Jeszcze dużo odkryć przed nami.
Masz fajne pomysły. Mogłabyś je opisać. Czekam na opowiadanie.
Pozdrawiam
Z

może i kiedyś napiszę sf "technologiczne", ale to za jakiś czas, jak się uporam z innymi rzeczami, które mam do napisania :)

pozdrawiam,
B

Mi się bardzo podobało, takie dobre do pomyślenia, pozastanawiania się.

Pozdrawiam,
Snow

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Starcie dwóch potęg.

Bardzo mi się podobało to opowiadanie.

Na początku myślałem, że narrator był kiedyś człowiekiem (wspominał o żółtym słońcu), ale potem okazało się, że się myliłem.

Mnie również bardzo się podobało. Dobre, klasyczne i wciągające s-f.

Pozdrawiam.

witam
jestem tu od niedawna i po przeczytaniu kilkunastu opowiadań już się martwiłem, że nie ma tu dobrej fantastyki:)
to jest bardzo fajne i czyta się bardzo przyjemnie, no i przede wszytkim autor chcę coś przekazać.
może tymbardziej trafia do mnie, ze sam próbuje tworzyć w tym stylu.
pozdrawiam wszystkich.

Gratulacje :)

Dzięki!

 

jako, że jestem tu nowa, dopiero teraz trafiłam na to opowiadanie. ciekawy pomysł. Jest nad czym się zastanawiać i co analizować w myslach.Nie lubie sf i nie czuje sie w tym gatunku na tyle mocna by cokolwiek krytykować czy choćby sugerować Ci. pozdrawiam Autora.

Lekko i przyjemnie się czyta i nawet do refleksji zmusza. :) Ciekawe i w dobrym stylu. Gratulacje dla autora. Pozdrawiam

Cudny tekst! Gratulacje!

Miło mi, że jeszcze ktoś tu zagląda i czyta... Dziękuję.

Miło się czyta, ale niekoniecznie przyjemnie... I mówię to jak najbardziej pozytywnym tonem. W końcu taka historia ma wywoływać konkretne uczucia, a tobie udało się to doskonale! Tylko dodam jeszcze od siebie, że zamiast "sygnału" obcy mógłby natknąć się na... Sondę Voyager ze złotym dyskiem. Zawsze bardzo mi się podobały :P 

Przyjemnie napisane, pożądne sf. Widać, że Autor zna się na rzeczy. Nazewnictwo techniczne świadczy tu o byciu na bieżąco z naukowymi nowinkami, które bywają przecież inspiracją. Podoba mi się główny motyw opowiadania - dążenie to przekazania wiedzy o własnym gatunku, uniknięcia zapomnienia, czy zwalczenie przejmującego poczucia samotności. W martwym środowsku kosmicznym takie wartości ulegają jeszcze większemu spotęgowaniu. Desperacka potrzeba odnalezienia żywych istot przez narratora oraz późniejszy opis zastanego, wypalonego już z życia świata pozwalają niemal wczuć się w pozycję osamotnionego w kosmosie bytu.
Podsumowując, bardzo mi się podobało, nawet mimo braku tu wszelkich dialogów i absolutnego skupienia się na życiu wewnętrznym narratora. Co naprawdę lubię, ale tylko w przypadku tekstu o znamionach psychologicznej autentyczności. Co ma tu miejsce. Naprawdę zgrabnie poprowadzona historia :)

Pozdrawiam
kaori 

Nowa Fantastyka