- Opowiadanie: Tarnina - Nirwana dla ubogich

Nirwana dla ubogich

Proszę bardzo, Bail – oto tekst z wszech miar nieidealny. Pomysł, który mógłby być czymś, ale został takim oto cieniem. Zadowolony?

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Nirwana dla ubogich

P. i J. (zanim się zupełnie rozpuszczą) oraz Raymondowi Chandlerowi, który podpowiedział mi tytuł.

 

Cisza. Gładka błękitna toń, bez granic. Spokój. Czysta myśl kontemplująca samą siebie.

Klepnięcie w potylicę wyrwało go z tej myśli.

– Nie oglądaj telewizji, bo będziesz miał w głowie glizdy.

Anka okrążyła kanapę. Stanęła akurat tak, żeby zasłonić ekran, kiedy dzwoniła sztućcami i szeleściła papierami. Jakby nie mogła ich zostawić na stoliku.

– Jeden dzień mnie nie ma, a bajzel jak po tygodniu chlania.

Przesunął się, ale kiedy Anka zaczęła przeszkadzać, nie odpuszczała szybko.

– Było świetnie! – trajkotała. – A widok z góry po prostu nieziemski! Żałuj, że z nami nie…

– Czego chcesz, Anka?

Chwila cudownej ciszy…

– Po pierwsze – syknęła Anka – żebyś zadał sobie trud zapamiętania, że twoja własna, rodzona siostra ma na imię Marta. Po drugie, żebyś ruszył tyłek, zanim przyrośniesz do tej kanapy, tłuściochu. A po trzecie, twoja kolej zapłacić rachunki. Zapłaciłeś?

– Yhy.

– “Yhy, tak”, czy “yhy, nie”?

Wzruszył ramionami. Nie pamiętał.

– Nie zamierzam przez ciebie…

– Chcę oglądać.

– Widzę. A wiesz, że za to się płaci? Tak samo, jak za ciepło, wodę…

Machnął ręką w kierunku przedpokoju. – W kurtce.

– Co “w kurtce”?

– Forsa. Na rachunki.

Anka stała przed ekranem, ostro zarysowana sylwetka na tle wielkiego błękitu. Milczała.

– Weź i idź sobie.

– Byłeś w pracy? – spytała nagle Anka.

– Byłem. Teraz odpoczywam.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, wyłowił spomiędzy poduch pilota i podkręcił dźwięk. Anka podskoczyła, spłoszona, a potem (nareszcie!) wyszła. Mógł się roztopić w błękicie.

 

Praca. Bieganina od polecenia do żądania, ucieczka od plotek, od pytań, na które trzeba coś odburknąć, żeby nie zaczęły się mnożyć. Huragan popychający w coraz to innym kierunku, kiedy on nie chciał płynąć donikąd. Cenił ciszę. Nie miał ochoty jej mącić chaosem cudzego życia.

Wreszcie koniec na dziś. Zostawił hałas za drzwiami, w przedpokoju zostawił buty i zanurzył się w chłodny półmrok.

Na kanapie siedziała żaba. Kiedy wszedł, ślurgotliwie pociągnęła nosem i zrozumiał, że to Anka, skurczona w kątku. Mokre oczy błysnęły, kiedy opuściła stopy na podłogę. Potem znów smarknęła i rozkaszlała się głośno, zgrzytliwie jak popsuty silnik. Wreszcie otarła nos rękawem i spojrzała na niego.

Przypuszczał, że Anka chce zostać zapytana, dlaczego płacze, że tylko czeka na pretekst, żeby opowiedzieć o czymś, czego nie warto słuchać ani rozpamiętywać. Gdyby przestała o tym myśleć, zaraz lepiej by się poczuła. Usiadł na drugim końcu kanapy, za rozlanym pośrodku zielonkawym kocem, i sięgnął po pilota, a telewizor rozszumiał się cicho, łagodnie, kojąco.

Anka czknęła. Odchrząknęła. Sprężyny kanapy jęknęły, ugięły się, ale tylko na moment. Trzasnęły drzwi.

Podciągnął nogi na poduszki i wsunął stopy pod kolana.

 

Szumiący łagodnie błękit ogarniał go, przenikał, rozpuszczał w sobie, wymywając myśli, spłukując troski, porywając wszystko, co rozprasza i przeszkadza. Zmywając pozory ważności świata dla niego i jego dla świata. Czasami słychać było odległe trzaśnięcia drzwiami, szczęk talerzy, tupot stóp. Słowa. Z początku zbywał je mruknięciami, ale wkrótce zrozumiał, że jeśli poświęca im choć odrobinę uwagi, domagają się więcej, natarczywiej. Przestał odpowiadać. Błękit niczego nie chciał, o nic nie prosił, nie nakazywał, nie kłócił się, nie miał racji i nigdy się nie mylił.

 

Marta otarła pot z czoła. Postawiła walizkę przy drzwiach, jeszcze raz obeszła pokoje. Na pewno niczego nie zapomniała? Meble, naczynia, większość wyposażenia nie należała do niej. Cały jej majątek czekał w plecaku i walizce. Po co właściwie wynajęła takie duże mieszkanie? Po co jej dwie sypialnie? Nie było jej przecież na to stać, nie w pojedynkę. Zapomniała, ale to nie miało znaczenia. Teraz wreszcie zamieszka z kimś, nie będzie więcej gadać do ściany ani słuchać, jak telewizor zachwala tabletki do zmywarki. O, znów ględził, choć go nie włączała. Dziwne. No, ale to problem właściciela albo następnego najemcy. Pstryknęła pilotem i gadanina ustała, jakby ktoś zakręcił kran.

– No – powiedziała Marta, głośno, żeby to usłyszeć. – Czas w drogę.

Zarzuciła plecak na ramię, chwyciła walizkę i wyszła.

Koniec

Komentarze

Hej Tarnina !!!

 

Przeczytałem. Lecz niestety nie pojąłem sensu.

 

Może to bardziej jest tekst przeznaczony dla kobiet?

Jestem niepełnosprawny...

Tarnino

Pstryknęła pilotem i gadanina ustała, jak woda z zakręconego kranu. ← wolałbym: Pstryknęła pilotem i gadanina przestała płynąć, jak woda z zakręconego kranu.

Czy dobrze zrozumiałem, że on i Anka to duchy, a Marta jest rzeczywista?

Przejmujący obraz człowieka zmęczonego pracą, w ogóle życiem, łaknącego spokoju po śmierci.

Ładne, chociaż nie wesołe. W pobliżu tych dni pamięci w pełni pasuje. Pozdrawiam :)

Hej, ładny opis dupka :D, dupka stoika ;). Trochę nie wiem czy końcówka opowiada o tym jak Marta się wprowadziła czy wyprowadziła od brata. Ale na pewno powinna się wyprowadzić;). A teraz wrzucimy naszego stoika do małżeństwa, gdzie jest dwójka dzieci, uuuu i tu się zaczyna jazda, bo taką zwyczajna wyprowadzka nie załatwia sprawy. Fajny szort :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Zacznę od tego, że podoba mi się przedostatni akapit – szczególnie pierwsze dwa zdania. Zmierzam do tego, że potrafisz celnie, obrazowo coś przedstawić, ale jest w tym sporo poetyki. Nie wiem, czy dobrze to ująłem, używając słowa poetyka, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. Jest w tym pewna konstatacja, smutna na dodatek… Żyjemy w dziwnych czasach, gdzie osamotnienie przybiera rozmiary, które nam, tak – zagrażają. Podkreślam słowo osamotnienie, nie mylić proszę z samotnością. A może uciekamy w ten sposób, jak bohater, w błękit, który niewiele od nas wymaga, nie ocenia, przy okazji odmóżdżając. Żarcik na koniec: a co jeśli braknie prądu? Pozdrawiam. Podobało mi się.

Przyznam, że mam dość mieszane uczucia, Tarnino…

 

Pod względem językowym szorcik to najwyższa półka. Czytało mi się bardzo dobrze, dosłownie płynąłem przez tekst. Mam wrażenie, że pojedynczy wyraz nie został umieszczony przypadkowo. I wszystko byłoby cudownie, tylko że…

 

…zabrakło troszkę fabuły. Szort skupia się na krytyce postawy lekko stereotypowego faceta, który ma na wszystko wywalone, bezmyślnie spędza czas przed telewizorem, spożywa alkohol i (zapewne) nosi żonobijkę. Gdzie tu historia? ;] W zasadzie tekst mógłby z powodzeniem stanowić wstęp do dalszych losów Marty, ale samodzielnie pozostawia lekki niedosyt.

 

Przy okazji, Anka symbolizuje wyrzuty sumienia, tak? (w każdym razie, jakoś podskórnie mam wrażenie, że nie jest realna). 

 

ps. pisz częściej, bo fajnie się to czyta :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Zanim przeczytam – już się na to cieszę, pokręcę nosem na:

 

oto tekst z wszech miar nieidealny

Czy tu nie powinno być: ze wszech miar? Żeby było idealnie?

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Przepiękne studium syndromu wypalenia. A przynajmniej tak to odbieram. Wypalenia się do cna, w pracy, w związku, w życiu.

Scenka tak mi bliska, że aż boli. Niefajnie mieć literackiego brata bliźniaka. I wieczory, kiedy jest się padniętym tak bardzo, że potrzeba paru godzin TV, im głupszej, tym lepiej, żeby uspokoić umysł.

 

Najgorsze w tym jest, że nie da się oszukać szefa. Jak Japończycy. :)

 

ps. pisz częściej, bo fajnie się to czyta :)

O tak!

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Nirwana – nie tylko garage band z Seattle XD

 

Widzę, że wyszła zgadywanka (Bardzie, jesteś blisko… ale Hesket chyba bliżej) (Wyprowadziła się). To niedobrze. A może dobrze? A może nie ma, że dobrze ani że niedobrze? Nie wiem.

Pstryknęła pilotem i gadanina przestała płynąć, jak woda z zakręconego kranu.

Mmm, może faktycznie? Pomyślę jeszcze.

Czy dobrze zrozumiałem, że on i Anka to duchy, a Marta jest rzeczywista?

Nie ^^ (miałam w liceum kolegę, który wołał dziewczyny "Agnieszka", kiedy zapomniał imienia którejś – najbardziej przeszkadzało to, cóż. Agnieszce.)

Zmierzam do tego, że potrafisz celnie, obrazowo coś przedstawić, ale jest w tym sporo poetyki.

blush

Żarcik na koniec: a co jeśli braknie prądu?

Dobre pytanie :)

spożywa alkohol

A gdzie tu alkohol? :P

pisz częściej

Chciałabym…

Czy tu nie powinno być: ze wszech miar? Żeby było idealnie?

No, nie, bo jest nieidealnie XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A gdzie tu alkohol? :P

Wprost nie ma, ale pasowało mi do obrazka ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Chyba byłem zmęczony :D Tarnino, dlaczego akurat Smells, Nirvana miała o wiele lepsze numery ;-)

Dlatego mieszkam sam. :P Podoba mi się tytuł, bardzo prawdziwy zresztą. :)

Nie chcę palnąć czegoś głupiego, ale… nie widzę fantastyki. :\ Poza tym, że telewizor sam się włączył, ale mi też się kiedyś tak zdarzyło (chociaż mama twierdzi, że w domu straszy, więc…). Bo nie wiem, czy sama nirwana miała być elementem fantastycznym – wydaje mi się, że takie procesy w mózgu faktycznie mogą zachodzić…

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

:-) Mam nadzieję, że nie zostanę zastrzelony bez uprzedzenia, że dany mi będzie czas na spisanie przedostatniej woli – bo dręczy mnie jedno dziwne zapytanie: czy, gdyby wszyscy potrafili pisać jak Tarnina, bezrobotni korektorzy i redaktorzy nie zorganizowaliby swoistej partyzantki?

Pozdrawiam

Tarnino,

aby tak poetycko zagmatwać opowiedzenie tak prostej historii, to trzeba mieć prawdziwy talent literacki. Jak widzę, Dociekliwych Przedmówców zmyliły w największej mierze dwie kwestie. Po pierwsze, nazywanie Marty Anką w akapitach pisanych z perspektywy faceta – podobnie subtelne wprowadzenie narracji pozornie zależnej jest wartościowym narzędziem, ale potrafi wywieść w pole nawet wprawnych krytyków. Po drugie, sens zakończenia: bohater rozpływa się w cyfrowej “nirwanie dla ubogich” tak efektywnie, że nie tylko znika cieleśnie, ale też zostaje wymazany z historii wszechświata, siostra zapomina o jego istnieniu (niewątpliwie jest to element fantastyczny). Ubocznie zastanawiałbym się nad żabą, może to tylko przenośnia bez znaczenia, ulotny obraz, a może ogólnie w Twoim świecie przedstawionym panuje taka niestabilność ontologiczna, że równie dobrze to Anka mogłaby się spłazić na stałe, gdyby jej braciszek posiadał nieco więcej siły woli.

Sposób wyważenia akcentów jest tutaj zdumiewający i niekoniecznie udany. Przedstawiasz “brata” z przeszywającym zrozumieniem, znakomicie ukazałaś jego potrzebę spokoju, cierpienie, które sprawiają mu interakcje ze światem – jak widziałaś, część odbiorców przyjęła całkowicie jego perspektywę. Nie otrzymał jednak odrobiny sympatii w fabule i narracji. To Marta jest ukazana jako ta, która “ma rację”, a na końcu otrzymuje szansę lepszego ułożenia swoich losów. Nie dajesz jej natomiast podobnego zbliżenia psychologicznego, nie ukazujesz życia wewnętrznego: sprawia wrażenie denerwującej postaci, z którą trudno się utożsamić.

W sumie zgodziłbym się, że to bardziej szkic idei niż kompletne opowiadanie. Warto się jednak takimi dzielić, zwłaszcza gdy nie czujesz się na siłach, aby stworzyć coś pełniejszego – zapoznanie się z reakcjami czytelników może podbudować wenę i motywację twórczą. Zresztą Twoje scenki i tak mogą dać więcej do myślenia niż czasem cała powieść.

Mały przegląd tekstu…

Stanęła akurat tak, żeby zasłonić ekran, kiedy dzwoniła sztućcami i szeleściła papierami.

Niejasne – trudno tu uchwycić problem i kusi mnie, żeby zadowolić się “hmmm”, ale spróbujmy. Naturalnie brzmiałoby tutaj jakieś “do tego”, “a przy tym”, “zarazem” (zamiast “kiedy”).

Po “kiedy” zamykającym okolicznik przyczyny zwykle następuje czas przyszły i sygnalizuje to ciąg wnioskowań logicznych: Smuga stanął tak, żeby zasłonić Tomka, kiedy postrzelony tygrys rzuci się naprzód. W tym przykładzie czas przeszły oznaczałby odwrócenie ciągu zdarzeń: że najpierw tygrys się rzucił, a potem Smuga stanął (na co oczywiście nie miałby czasu) – ale też w takich konstrukcjach okolicznik czasu prawie zawsze idzie na początek, bo dawanie praprzyczyny na końcu zdania złożonego byłoby bardzo mylące.

Dlatego wydaje mi się, że badana struktura jest raczej rezerwowana do opisania sytuacji ograniczonej czasowo, która występowała podczas realizacji zamiaru wskazanego przez okolicznik przyczyny (a potem już nie) oraz była dla tego zamiaru istotna, chyba najczęściej jako odwrócenie uwagi. Przesunął się tak, aby mieć bliżej do drzwi niż konduktor, kiedy z tyłu autobusu rozlegała się pijacka przyśpiewka. Albo, w zwykłym następstwie zdarzeń podawanych w czasie przeszłym, nowa okoliczność zmieniająca lub krzyżująca zamiar: Stanęła tak, żeby mieć na oku obydwa ujścia wąwozu, kiedy spadł na nią spory głaz (ale wtedy zawsze aspekt dokonany).

Tutaj nie zachodzi żaden podobny przypadek, nie ma powodu sugerować, że Marta potrzebowała dzwonić i szeleścić, aby stanąć w wybranym miejscu, ani że po ustawieniu się przerwała emisję dźwięków.

– Było świetnie! – trajkotała. – A widok z góry po prostu nieziemski! Żałuj, że z nami nie…

Z ciekawości, czy miałaś tu na myśli jakieś konkretne miejsce?

– "Yhy, tak", czy "yhy, nie"?

Szkic szkicem, ale sugerowałbym mimo wszystko sięgnąć po polskie cudzysłowy.

– Widzę. A wiesz, że za to się płaci? Tak, jak za ciepło, wodę…

Formalnie przecinek jest dopuszczalny, ale zaznacza akcent zdaniowy padający na “tak”, które przez to raczej odnosi się do czegoś wcześniejszego niż uzupełnia znaczenie “jak”. Przez to spektrum znaczeniowe “tak jak” jest (moim zdaniem) bliższe “analogicznie”, które tu chcesz uzyskać, a “tak, jak” to bardziej “taką samą metodą, jak”.

Zostawił hałas za drzwiami, w przedpokoju zostawił buty

Odgaduję, że chciałaś uniknąć zeugmy, ale dla mnie to powtórzenie “zostawił” jest zbędne i może być uznane za wadę stylistyczną.

Usiadł na drugim końcu kanapy, za rozlanym pośrodku zielonkawym kocem, i sięgnął po pilota

Domknięcie wtrącenia. Wzorcowo, biernik chyba wciąż powinien być równobrzmiący z mianownikiem?

Anka czknęła. Odchrząknęła.

Operetkowe.

to problem właściciela, albo następnego najemcy.

Słabo uzasadniony ten przecinek: Marta ich wymienia jako dwie osoby, które jej kompletnie nie obchodzą, są równorzędne z jej perspektywy, więc wzmianka o najemcy nie jest prawdziwym dopowiedzeniem.

 

Ogółem jakość językowa jest znakomita, ale też pewnie nie muszę o tym pisać, bo sama sobie zdajesz sprawę.

Pozdrawiam serdecznie!

Tarnino, dlaczego akurat Smells, Nirvana miała o wiele lepsze numery ;-)

Ale Dziwny Al sparodiował akurat ten XD i odpowiednio do treści mojego tekstu :)

Bo nie wiem, czy sama nirwana miała być elementem fantastycznym – wydaje mi się, że takie procesy w mózgu faktycznie mogą zachodzić…

Pewnie mogą, ale nie o to chodzi ;)

gdyby wszyscy potrafili pisać jak Tarnina, bezrobotni korektorzy i redaktorzy nie zorganizowaliby swoistej partyzantki?

XD Wątpię.

aby tak poetycko zagmatwać opowiedzenie tak prostej historii, to trzeba mieć prawdziwy talent literacki.

Po pierwsze, nazywanie Marty Anką w akapitach pisanych z perspektywy faceta – podobnie subtelne wprowadzenie narracji pozornie zależnej jest wartościowym narzędziem, ale potrafi wywieść w pole nawet wprawnych krytyków.

Mmm, na to wygląda.

Po drugie, sens zakończenia: bohater rozpływa się w cyfrowej “nirwanie dla ubogich” tak efektywnie, że nie tylko znika cieleśnie, ale też zostaje wymazany z historii wszechświata, siostra zapomina o jego istnieniu (niewątpliwie jest to element fantastyczny).

Otóż to właśnie. To się stało. Teraz pytanie, dlaczego tylko Ty na to wpadłeś…

Ubocznie zastanawiałbym się nad żabą, może to tylko przenośnia bez znaczenia, ulotny obraz

Przenośnia, ale miała się też kojarzyć z wodą.

jak widziałaś, część odbiorców przyjęła całkowicie jego perspektywę

Tak – zupełnie o tym nie myślałam w trakcie pisania. Ale, jak widać, można tekst odczytać i z tej strony.

Nie dajesz jej natomiast podobnego zbliżenia psychologicznego, nie ukazujesz życia wewnętrznego: sprawia wrażenie denerwującej postaci, z którą trudno się utożsamić.

Hmm. Prawda. Sęk w tym, że gdybym zaczęła pisać z perspektywy Marty, nie mogłabym przestać…

Naturalnie brzmiałoby tutaj jakieś “do tego”, “a przy tym”, “zarazem” (zamiast “kiedy”).

Hmmm… :)

Tutaj nie zachodzi żaden podobny przypadek, nie ma powodu sugerować, że Marta potrzebowała dzwonić i szeleścić, aby stanąć w wybranym miejscu, ani że po ustawieniu się przerwała emisję dźwięków.

Racja. Zapisuję do poprawki.

Z ciekawości, czy miałaś tu na myśli jakieś konkretne miejsce?

Nie, po prostu Marta była na wycieczce i próbuje o tym opowiedzieć.

Szkic szkicem, ale sugerowałbym mimo wszystko sięgnąć po polskie cudzysłowy.

No, tak. Po prostu nie spojrzałam na to, co komputer wyczynia…

Przez to spektrum znaczeniowe “tak jak” jest (moim zdaniem) bliższe “analogicznie”, które tu chcesz uzyskać,

Muszę to zbadać.

Odgaduję, że chciałaś uniknąć zeugmy, ale dla mnie to powtórzenie “zostawił” jest zbędne i może być uznane za wadę stylistyczną.

Hmm, dlaczego? Bez powtórzenia wychodzi to cokolwiek zeugmatycznie, żeby nie powiedzieć – dziwnie.

Domknięcie wtrącenia.

Dzięki za odprowadzenie zgubionego przecinka :)

Wzorcowo, biernik chyba wciąż powinien być równobrzmiący z mianownikiem?

Tylko w liczbie mnogiej: https://wsjp.pl/haslo/podglad/18333/pilot/3895260/do-telewizora

Operetkowe.

Hmm.

Słabo uzasadniony ten przecinek: Marta ich wymienia jako dwie osoby, które jej kompletnie nie obchodzą, są równorzędne z jej perspektywy, więc wzmianka o najemcy nie jest prawdziwym dopowiedzeniem.

To pewnie ten, który się zgubił wyżej ;)

Pozdrawiam serdecznie!

I nawzajem ^^

 

ETA: Wprowadzone poprawki interpunkcyjne.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zwykła, zdawałoby się, sytuacja opisana w sposób nie pozwalający zachować obojętności i wręcz nakazująca podziw dla Twoich umiejętności jej przedstawienia.

I choć to tylko szort, lektura okazała się szalenie satysfakcjonująca. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmm, dlaczego? Bez powtórzenia wychodzi to cokolwiek zeugmatycznie, żeby nie powiedzieć – dziwnie.

Nie twierdzę, że to cokolwiek obiektywnego, raczej kwestia wyczucia językowego. Tak czy inaczej stosujesz środek stylistyczny polegający na wyzyskaniu dwóch znaczeń czasownika (jak to ująć – referencji abstrakcyjnej i materialnej?), a powtarzając go, tylko bardziej zwracasz na to uwagę. Jeżeli chciałbym tego uniknąć, napisałbym po prostu, że “zdjął” czy “zzuł” buty…

Tylko w liczbie mnogiej: https://wsjp.pl/haslo/podglad/18333/pilot/3895260/do-telewizora

Rzeczywiście tak piszą. Nie widzę powodu, dla którego pilot do telewizora miałby być męskożywotny w normie wzorcowej. Nie jestem pewien, czy WSJP uważać już za “dojrzały” słownik, ale też zwyczajnie ślimaczę się o parę kroków za ewolucją języka.

Cześć Tarnino. Mówiąc ogólnie, ja również miałem wątpliwości odnośnie ostatecznej interpretacji pewnych aspektów, lecz z racji iż zostało to już poruszone i wyjaśnione w Waszych komentarzach, nie będę powielał.

Podzielam natomiast zdanie, iż czytało się bardzo dobrze, pewnie ze względu na wspomnianą już poetykę. Dodam jeszcze, że osobiście podobała mi się zawarta przestroga/refleksyjność dotycząca stosunku do telewizji, a przynajmniej to można wynieść z Twojego szorta.

 

Pozdrawiam :-)

 

Trochę mi brakowało fabuły i konkretów.

O fabule było już wyżej. Z konkretami chodzi mi o to, że widzę tu pewną dowolność interpretacyjną i ten nadmiar mnie przytłacza. Ja jestem prosta Finkla i wolę prozę od wydumanych wierszy.

Zrozumiałam tekst w ten sposób, że bohaterowie tak bardzo się różnili, że aż ich światy się rozjechały. Można to od biedy podciągnąć pod wieloświaty Everetta, ale chyba nie to miałaś na myśli. Ani fizycy…

Babska logika rządzi!

I choć to tylko szort, lektura okazała się szalenie satysfakcjonująca. :)

Tak czy inaczej stosujesz środek stylistyczny polegający na wyzyskaniu dwóch znaczeń czasownika (jak to ująć – referencji abstrakcyjnej i materialnej?), a powtarzając go, tylko bardziej zwracasz na to uwagę.

Tak, i o to właśnie chodzi – o zwrócenie uwagi na to, że bohater pozostawia różne rzeczy za sobą. (Nie słyszałam, żeby ktoś odróżniał te dwie referencje, więc może coś tu odkryłeś ;D)

Nie widzę powodu, dla którego pilot do telewizora miałby być męskożywotny w normie wzorcowej.

Ja też nie, ale np. "skaner" odmienia się tak samo. Czemu? Nie wiem.

Mówiąc ogólnie, ja również miałem wątpliwości odnośnie ostatecznej interpretacji pewnych aspektów, lecz z racji iż zostało to już poruszone i wyjaśnione w Waszych komentarzach, nie będę powielał.

Cześć i czołem :) Wygląda na to, że napisałam tekst aplikowalny, a nie alegoryczny, więc odczytaj go po swojemu :)

Z konkretami chodzi mi o to, że widzę tu pewną dowolność interpretacyjną i ten nadmiar mnie przytłacza.

Niczego nie obiecuję na przyszłość, a to z prostego powodu – przy pisaniu w ogóle nie myślałam o tej dowolności. Sama wyszła. Możliwe, że gdybym specjalnie próbowała napisać coś takiego wieloznacznego, że ach, wszyscy odczytaliby to tak samo.

Zrozumiałam tekst w ten sposób, że bohaterowie tak bardzo się różnili, że aż ich światy się rozjechały.

To też jest uprawione odczytanie… :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mężczyzna rozpuścił się w telewizyjnym błękicie do tego stopnia, że przestał być zauważalną dla Marty osobną istotą, ale dopiero w momencie, gdy kobieta użyła przycisku pilota, osiągnął stan nirwany (zgaśnięcia).

Czy są różne nirwany? Inna dla biednych, inna dla tych bogatych? Czy raczej są różne drogi, by ją osiągnąć? Droga (karma) biednych wydaje się skuteczniejsza, szybsza, a więc lepsza. Biednym (duchem?) jest łatwiej. W chrześcijaństwie też mają fory w drodze do zbawienia.

 

Smutne opowiadanie o samotności i niezrozumieniu potrzeb innych, nawet bliskich osób.

Optymistyczne opowiadanie. On osiąga nirwanę. Ona uwalnia się z toksycznego związku.

Wessało go w końcu? Tak dokumentnie, że nawet pamięć po nim nie została ;)

Fajne, może byłoby mi i bohatera szkoda, gdyby nie był tak odklejony, żeby imienia siostry zapomnieć.

Mam wątpliwości co do błękitnej toni, bo przy niektórych reklamach to można oczopląsu dostać.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej!

 

Machnął ręką w kierunku przedpokoju. – W kurtce.

A to nie w osobnej? 

 

dla niegojego dla świata.

Trochę niezgrabne. 

 

Całościowo ładne, czytało się dobrze, choć to tylko jedna scenka, więc miałam niedosyt. Ale podobała mi się ta przenośnia wtopienia się w ekran, co przy fantastyce wybrzmiało realnie. Aż przypomniał mi się serial, w którym bohaterowie zostali wciągnięci do świata telewizji. ;) 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

Droga (karma) biednych wydaje się skuteczniejsza, szybsza, a więc lepsza.

Zabrzmiało to jak manifest Sithów :)

Optymistyczne opowiadanie. On osiąga nirwanę. Ona uwalnia się z toksycznego związku.

Kolejne nowe odczytanie :)

Wessało go w końcu? Tak dokumentnie, że nawet pamięć po nim nie została ;)

Tak, właśnie.

Mam wątpliwości co do błękitnej toni, bo przy niektórych reklamach to można oczopląsu dostać.

Prawda, ale zależało mi na obrazie tej wody, w której facet się rozpuszcza. A ponieważ u mnie reklamy wywołują wszystko, tylko nie spokój, musiałam je pominąć.

A to nie w osobnej?

Niektórzy mówią – w osobnej. Inni mówią – nie. W sumie nie wiem :)

Trochę niezgrabne.

Czemu?

heart

 

ETA: wprowadziłam kilka drobnych poprawek. Okazuje się, że można ustawić Libre tak, żeby automatycznie zamieniał amerykańskie cudzysłowy na polskie (teraz tylko nie zapomnieć, jak…)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zabrzmiało to jak manifest Sithów :)

Lucas czerpał pełnymi garściami z buddyzmu.

Skoro bohater osiągnął nirwanę, to chyba obrał prawidłową drogę. Wchłanianie telewizyjnej papki się opłaciło. Taka karma.

 

Kolejne nowe odczytanie :)

Zaprezentowałem dwa. Cieszę się, że przynajmniej jedno jest oryginalne.

Anko-Marto-Żaba wypruwa sobie żyły i babra się w codzienności, przy okazji zmieniając swoje doczesne powłoki (trudno mieć bratu za złe to, że wszystko mu się miesza, w końcu jego uwagę zaprzątają wyższe cele. A skoro Anka, czy tam obecnie Marta, chce się zajmować pierdołami typu opłacanie rachunków, to jej sprawa, może w kolejnym wcieleniu zmądrzeje!). Ale na zmądrzenie chyba nie powinna liczyć - w tej interpretacji dodatkowym smaczkiem jest to, że Ankę przyszpilono do jednego miejsca i w rajdzie po wcieleniach pozwolono zachowywać część (a może całość?) jaźni. Okrutne, musiała kiedyś tam grubo nawywijać.

Swoją drogą to ciekawy pomysł na dłuższy tekst – bohater odradza się tylko po to, aby doświadczać, jak ci, o których ma niskie mniemanie, osiągają nirwanę na sposoby, które on lub ona uważa za uwłaczające rozumowi i godności. Przeskakując między wcieleniami, zachowuje na tyle świadomości, aby frustracja miała okazję się kumulować. Albo i nie. Tylko czytelnik wie, że tabula rasa, dopiero co była utytłana, żeby nie napisać dobitniej, frustracją i zawiścią. W sumie nie wiem, co gorsze. 

Lucas czerpał pełnymi garściami z buddyzmu.

Prawda.

Skoro bohater osiągnął nirwanę, to chyba obrał prawidłową drogę. Wchłanianie telewizyjnej papki się opłaciło. Taka karma.

Jeśli przyjmiemy eschatologię buddyjską, to chyba faktycznie. Ha. Człowiek myśli, że wie, co napisał :)

Zaprezentowałem dwa. Cieszę się, że przynajmniej jedno jest oryginalne.

Zaprezentowałeś dwa, ale jedno już wcześniej było.

Anko-Marto-Żaba wypruwa sobie żyły i babra się w codzienności, przy okazji zmieniając swoje doczesne powłoki

A to jest nowe :)

bohater odradza się tylko po to, aby doświadczać, jak ci, o których ma niskie mniemanie, osiągają nirwanę na sposoby, które on lub ona uważa za uwłaczające rozumowi i godności

Hmm, ciekawa myśl, ale nie na moje możliwości :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja też nie, ale np. "skaner" odmienia się tak samo. Czemu? Nie wiem.

A jesteś o tym przekonana? Nie powiedziałbym ani nie napisał “podłącz skanera do zasilania”, nie pytam tu już o stanowisko słownikowe, ale dla Ciebie to brzmi naturalnie?

To pewnie ten, który się zgubił wyżej ;)

Tak jeszcze pomyślałem: pisząc w wypowiedzi Marty “to problem właściciela, albo następnego najemcy”, zaznaczając dopowiedzenie, przekazujesz coś bardzo konkretnego o jej procesie myślowym. To, że najpierw przyszedł jej do głowy tylko właściciel, potem dopiero wpadła na to, iż może on scedować kłopot na kolejnego najemcę, co uznała za na tyle ważne, aby dokończyć myśl, w pełni ubrać ją w słowa, ale nie na tyle, aby naprawdę się tym przejąć. Oczywiście większość odbiorców tego nie zauważy lub odbierze tylko intuicyjnie i częściowo. Dla mnie dawanie takiego podtekstu nie miałoby sensu, bo to się bardzo słabo wiąże do treści opowiadania (w którym zajmowałaś się życiem wewnętrznym Marty niewiele i pod innymi kątami). Jeżeli jednak właśnie takie znaczenie zamierzyłaś, to pewnie nie powinienem traktować tego przecinka ściśle jako błędu interpunkcyjnego – choć domniemywam, że na maturze czy w konkursowym dyktandzie byłby za błąd uznany.

Ale na zmądrzenie chyba nie powinna liczyć - w tej interpretacji dodatkowym smaczkiem jest to, że Ankę przyszpilono do jednego miejsca i w rajdzie po wcieleniach pozwolono zachowywać część (a może całość?) jaźni. Okrutne, musiała kiedyś tam grubo nawywijać.

To jest niesamowicie ciekawy sposób odczytu; chociaż nie jestem pewien, czy istotnie może wynikać z treści utworu, to w dobrej kreatywnej nadinterpretacji nie ma nic złego. I zgadzam się, że dawałoby to potencjał opowiedzenia dłuższej wartościowej historii. Dołożyłbym, Adamie, do Twojego pomysłu, że Anka “grubo nawywijała” coś z naszej perspektywy nieznaczącego lub wręcz dobrze świadczącego o jej charakterze, co jednak nie spodobało się tym jakimś siłom decyzyjnym – ale to już mój autorski sznyt, nie mam do siebie zaufania, czy realnie ulepsza koncepcję.

Nie powiedziałbym ani nie napisał “podłącz skanera do zasilania”, nie pytam tu już o stanowisko słownikowe, ale dla Ciebie to brzmi naturalnie?

Hmm, racja. Skąd mi się ten skaner wziął?

Dla mnie dawanie takiego podtekstu nie miałoby sensu, bo to się bardzo słabo wiąże do treści opowiadania

Prawda.

Jeżeli jednak właśnie takie znaczenie zamierzyłaś

Wyznaję, że jestem zbyt przeziębiona, żeby to pamiętać :)

to już mój autorski sznyt, nie mam do siebie zaufania, czy realnie ulepsza koncepcję

Mnie się podoba :)

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej. Niby zwykła, szara rzeczywistość, jednak podana ze smakiem. Bohater, typowy domator. Robię, co muszę i dajcie mi spokój. Pozwólcie mi egzystować w świecie, który pod siebie stworzyłem. Niby obcuje z innymi ludźmi, niemniej są dla niego jak rzep na psim ogonie. Dopóki nie ingerują w jego świat, jest okej, gdy wyłaniają się na pierwszy plan i próbują coś narzucić, zaczynają się schody i bohater jeszcze bardziej się w sobie zamyka, nie wdając w pogłębioną dyskusję. Marzy jedynie, aby zniknęło wszystko, oprócz tego, co mu odpowiada. Ostatni akapit, o Marcie mnie zastanowił. Nie wiem, czy wyprowadza się do brata, czy do partnera itp. ?

Ładnie napisany tekst. Pozdrawiam.

Cześć!

 

Przeczytałem i z początku nie do końca wiedziałem czego tu szukać, bo sceny, choć barwnie napisane i dopieszczone językowo, nie do końca mi się kleiły w całość. Przeczytałem więc ponownie i postanowiłem skomentować…

Z całości wybrzmi początkowo konfrontacja dwojga istot o odmiennych światopoglądach na telewizornię, potem coś (świat?) się zmienia i Marta (lub Anka, co za różnica, prawda? celne…) opuszcza mieszkanie. Jak rozumiem zapomniała o bracie, który… Zniknął? Tu się póki co zgubiłem, ale intryguje, bo on zniknął ze świata, jak i z pamięci, a po drodze pomylił siostrę z żabą? Albo może stał się tak od niej inny, że oboje przestali widzieć w sobie ludzi? Brrr! Pokminię zanim przeczytam komentarze.

Pod koniec zabrakło mi jakoś jeszcze jego perspektywy. Może zawarłaś ją w gdzieś w tej ostatniej scenie, tylko jeszcze mi się nie rzuciła. Całkiem niezła, choć złożona i – jak dla mnie – dosyć wysoko stawiająca poprzeczkę krótka forma.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

To jest niesamowicie ciekawy sposób odczytu; chociaż nie jestem pewien, czy istotnie może wynikać z treści utworu, to w dobrej kreatywnej nadinterpretacji nie ma nic złego.

Dzięki, przyznaję się do daleko idącej nadinterpretacji :) Ale tak, też wyszedłem z założenia, że mogę sobie na nią pozwolić.

…Anka “grubo nawywijała” coś z naszej perspektywy nieznaczącego lub wręcz dobrze świadczącego o jej charakterze, co jednak nie spodobało się tym jakimś siłom decyzyjnym – ale to już mój autorski sznyt, nie mam do siebie zaufania, czy realnie ulepsza koncepcję.

Myślę, że gdybym miał napisać tekst oparty na tym pomyśle, to również przedstawiłbym Ankę jako postać tragiczną, której czytelnik kibicuje i jej współczuje. Dość jednoznacznie przedstawiłbym Ankę jako postać samoświadomą i uduchowioną, muszącą mierzyć się ze złośliwością sił wyższych, które faworyzują tych, którzy (przynajmniej z perspektywy kolejnych wcieleń Anki) łażą na skróty i, ku wielkiej frustracji naszej bohaterki (czy też bohatera), dochodzą do celu.  

A zauważyliście jak podobne do siebie są wyrazy Tarnina i Nirwana:D – mają po 2 a, po 2n po jednym i oraz r. Do tego mają tyle samo liter. Różnią się tylko jedną literą. Przypadek, nie sądzę:P

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Marzy jedynie, aby zniknęło wszystko, oprócz tego, co mu odpowiada.

Otóż to.

Nie wiem, czy wyprowadza się do brata, czy do partnera itp. ?

W sumie ja też nie wiem, do kogo się wyprowadza, ale ważne jest to, że już tu nie mieszka :)

Ładnie napisany tekst.

Dzięki ^^

Może zawarłaś ją w gdzieś w tej ostatniej scenie, tylko jeszcze mi się nie rzuciła.

Hmm, w ostatniej scenie, to on już nie ma perspektywy, bo osiągnął nirwanę :)

heart

Myślę, że gdybym miał napisać tekst oparty na tym pomyśle, to również przedstawiłbym Ankę jako postać tragiczną, której czytelnik kibicuje i jej współczuje.

No, to dawaj :)

Różnią się tylko jedną literą. Przypadek, nie sądzę:P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Podoba mi się wieloznaczność i atmosfera tego opowiadania, mimo pesymistycznej wymowy. Facet ucieka od rzeczywistości, jego siostrę to wkurza. Trochę smutne, że ich światy się ostatecznie rozjechały.

Ślimak Zagłady otworzył mi oczy. Nie, to że bym się wcześniej niczego nie domyślał, ale po skończeniu lektury miałem jednak wiele pytań. Pomogły komentarze. Natomiast powiem tak, że mógłbym nic nie zrozumieć, a i tak przeczytać z zainteresowaniem. Dobry styl :D

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Dobrze, że są komentarze, bo po przeczytaniu szorta niczego już nie byłam pewna. Domyśliłam się, że żaba to przenośnia, ale mylenia imion zupełnie nie zrozumiałam. Jak bardzo trzeba mieć wyrąbane, żeby nie pamiętać imienia siostry? I dlaczego Marta to siostra? Bardziej by mi tu pasowała partnerka.

A dialogu Ślimaka z autorką nawet nie udaję, że zrozumiałam. Może wrócę tu i spróbuję zrozumieć, kiedy będę już zdrowa i w lepszej kondycji umysłowej.

Tak czy siak, bardzo podoba mi się poetycki styl i umiejętność ujęcia czegoś tak abstrakcyjnego jak nirwana w dosłownie kilkuset słowach. Tego zazdroszczę, też chciałabym pisać bardziej poetycko, choć nie w każdym opowiadaniu taki styl się sprawdza, wiadomo.

 

P.S. Co to jest zeugma?

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Podobało mi się. Aż kusi, by rozszerzyć interpretację na całą tzw. nowoczesną ludzkość. Bo dla mnie to i o tym jest ten szorcik. Gratki, Tarnino, sto razy więcej przekazu niż znaków tekstu!

Już tylko spokój może nas uratować

Holly, życzę błyskawicznego powrotu do zdrowia – i mam nadzieję, że wtedy Ci minie wrażenie, abyśmy pisali aż tak niezrozumiale!

Zeugma to figura retoryczna, w której jedno słowo łączy się logicznie z dwiema lub więcej częściami składowymi zdania i przybiera w relacji do nich odmienne znaczenia. Może być używana z powodzeniem, częściej jednak stanowi wadę stylistyczną.

Hej Tarnino! 

Zniknąłem na kilku dni i chyba muszę znikać częściej, bo wtedy wstawiłaś opowiadanie o. o

Język jest perfekcyjny, obrazowy, a czytało się bardzo przyjemnie. Nie zrozumiałem żabki, ale cóż i tak dobrze się bawiłem. 

Pisz więcej!! 

Pozdrawiam! 

Kto wie? >;

I dlaczego Marta to siostra? Bardziej by mi tu pasowała partnerka.

Write what you know :D Niczyją partnerką nigdy nie byłam, za to siostrą jestem, choć coraz bardziej przekonaną, że mój brat jest kotem.

chciałabym pisać bardziej poetycko, choć nie w każdym opowiadaniu taki styl się sprawdza

Otóż to – nie do każdego tematu pasuje poetyckość. Wyćwiczysz to :)

kiedy będę już zdrowa i w lepszej kondycji umysłowej

Zdrowiej heart Tu więcej o zeugmie: https://figury.net.pl/slownik/zeugma

Aż kusi, by rozszerzyć interpretację na całą tzw. nowoczesną ludzkość.

To jest uprawnione odczytanie :)

Tarnino, sto razy więcej przekazu niż znaków tekstu!

Tylko dzięki temu, że czasami tekst wychodzi mądrzejszy od autora :D

Zniknąłem na kilku dni i chyba muszę znikać częściej, bo wtedy wstawiłaś opowiadanie o. o

A Ty nic nie wstawiłeś, kiedy zniknęłam ;)

Pisz więcej!!

Próbuję, skarbie, próbuję :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Niczyją partnerką nigdy nie byłam, za to siostrą jestem, choć coraz bardziej przekonaną, że mój brat jest kotem.

 

Otóż to – nie do każdego tematu pasuje poetyckość. Wyćwiczysz to :)

heart

 

Pisz więcej!!

Próbuję, skarbie, próbuję :D

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A Ty nic nie wstawiłeś, kiedy zniknęłam ;)

Bo szykuję opowiadanie na konkurs :p

Kto wie? >;

Bo szykuję opowiadanie na konkurs :p

Czyżby Euremadottir? wink

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

;) hehe, tajemnica

Kto wie? >;

Przeczytałem jeszcze raz i przebrnąłem przez komentarze. Rozumiem znacznie więcej (mam przynajmniej wrażenie), ale zrozumienie tego wymagało nieco czasu (a może zwyczajnie byłem zmęczony jak pierwszy raz czytałem?).

Trochę śmieszne, trochę straszne, pokazuje zdecydowanie ludzki i powszechny problem w nieco przewrotny sposób. Początkowo pomyliłem nirvanę z wpadnięciem w tunel dopaminowy, ale może w tym przypadku niewiele się to różni? Intryguje mnie wciąż tytuł: czemu akurat dla ubogich? Albo inaczej, o jaką formę ubóstwa chodzi: świadomości, potrzeb, pragnień, czy może pokładanie nadziei w niebieskiej nirvanie?

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Intryguje mnie wciąż tytuł: czemu akurat dla ubogich?

Bo Chandler :)

Albo inaczej, o jaką formę ubóstwa chodzi: świadomości, potrzeb, pragnień, czy może pokładanie nadziei w niebieskiej nirvanie?

Mogą być wszystkie, skoro tekst wyszedł aplikowalny :)

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Niektórzy mówią – w osobnej. Inni mówią – nie. W sumie nie wiem :)

No właśnie zawsze jak czytałam to było w osobnej, ale może w angielskich wersjach są w tej samej, choć dla mnie to zaburza czytanie. ;)

 

To “jego, niego” tak blisko siebie, średnio zabrzmiało po prostu. ;)

 

A wracając do opowiadania – lubię takie gorzkie zakończenia, w których niby nie mamy dosłownych opisów, że coś jest niefajne, ale możemy to wyczytać pomiędzy wierszami. I gdzieś to zatapianie i przenikanie się z błękitem tak urzekało, przy jednoczesnej świadomości, że to nic dobrego. Zgrabnie oddałaś wciąganie w nałóg, zatracenie, które opisałaś wręcz poetycko, a wiemy, co z tego wynika.

No właśnie zawsze jak czytałam to było w osobnej, ale może w angielskich wersjach są w tej samej, choć dla mnie to zaburza czytanie. ;)

Angielskie dialogi w ogóle wyglądają tak:

“Hello” he said.

To polskie są dziwne :)

To “jego, niego” tak blisko siebie, średnio zabrzmiało po prostu. ;)

Mmmm, ale ma jednak jakiś cel, i nie wiem, jak go inaczej osiągnąć…

lubię takie gorzkie zakończenia, w których niby nie mamy dosłownych opisów, że coś jest niefajne, ale możemy to wyczytać pomiędzy wierszami

He, he, gdyby pisać wprost, że coś jest niefajne, to czytelnik by zasnął heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Świetny tytuł.

Melodyka tekstu to wysoka półka, przynajmniej na standardy spotykane w necie. Pierwsza połowa bardziej mi podeszła. Później zabłądziłem. 

Tekst fajny odczuciowo, ale nie do końca zrozumiałem.

Dziękuję serdecznie ^^ Jak widać, jeszcze nie potrafię tak napisać, żeby każdy zrozumiał – ale może, może kiedyś?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie wiem, czy chciałbym pisać tak, by rozumiał każdy. Jest całkiem spory obszar (abstrahując od pisania doszufladowego) gdzie tekst wypada w ten czy inny sposób targetować. Nie twierdzę, że ten taki jest. Twierdzę tylko, że czasem najdłużej zostaje w głowie “niedopowiedziane”.

Mmmm, też prawda.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Podobało mi się. Też na początku nie byłam pewna, o co chodziło, ale może to i dobrze?

Może dobrze, może niedobrze, a może nie ma tak, że dobrze, albo że niedobrze? wink

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino

 

Ten tekst jest jak małe ziarenko, z którego wyrasta tu cały ogród myśli. Nie zrozumiałem od razu możliwych znaczeń zakończenia, ale na szczęście światłe reakcje innych czytaczy rozjaśniły tę i inne kwestie. Ciekawie wielowymiarowa historia, jak na szorta. Sam ostatnio też czasem przestaję słuchać co ktoś mówi, ale też zostawiam za sobą różne duchy przeszłości. Życie jest dziwne i pełne tajemnic jeśli się człowiek nie zapomni i nie zacznie wszystkiego kompulsywnie wyjaśniać.

 

Może rzeczywiście nie trzeba pisać tak żeby “było dobrze” albo “każdy zrozumiał”. Pięknie tkasz słowa.

Do mnie, moja puento..!

Cóż mogę powiedzieć prócz – serdecznie dziękuję! heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Trochę po czasie, ale przypomniałam sobie: ja tam wolę polskie dialogi, są bardziej czytelne. Te angielskie to wydają się być wspomnieniem. Ale kwestia przyzwyczajenia. ;) 

Mmmm, chyba w poradniku Fantazmatów stoi, że zangielszczenie jest powszechne wśród czytających po angielsku. Coś w tym jest. Dawno, dawno temu formatowałam dialogi angielską modą, dopóki się nie połapałam z wielkim zdziwieniem, że nasz zwyczaj językowy jest inny.

Ale też – mój angielski pen pal bardzo się dziwił, że piszę zaimki osobowe dużą literą :D Język nie spływa od Tota-Hermesa, trzeba się go uczyć i każdy jest inny. I to właśnie jest ciekawe.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cieszę się, że na siostrę spłynęło zapomnienie. Gdyby brat – nierób rozpłynął się w niebycie a siostra została i opłakiwała go, to byłoby to głęboko niesprawiedliwe: on osiąga nirwanę a jej pozostaje rozpacz. Cieszę się, że jej tego oszczędziłaś. A jemu życzę, żeby nirwana mu się skończyła wraz z kliknięciem pilota. 

wink

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka