Opowiadanie zaliczyłabym do kategorii przygodowej, chociaż hmmm...
Jest bohaterka, jest wynalazek, a przygody jakoś same się pojawiają.
Bardzo dziękuję moim betującym za wsparcie i cenne wskazówki!
Miłej lektury!
Opowiadanie zaliczyłabym do kategorii przygodowej, chociaż hmmm...
Jest bohaterka, jest wynalazek, a przygody jakoś same się pojawiają.
Bardzo dziękuję moim betującym za wsparcie i cenne wskazówki!
Miłej lektury!
Od tygodnia krążyły pogłoski, że za Drzwiami dzieją się cuda, a krasnoludka Przylaszczka postanowiła ich nie dementować. Intensywne działania reklamowe polegały na utrzymaniu tajemniczości, stwarzaniu magicznej atmosfery i niedopowiedzeniach.
Dlatego, gdy po balu zaczęła ustawiać się kolejka chętnych, nikt tak naprawdę nie wiedział, w co się pakuje.
Same Drzwi wyglądały całkiem zwyczajnie, wyróżniał je tylko intensywny odcień indygo, jaśniejący na zadziorach drewna, a w szparach między deskami mieniący się granatowo. Chwilami zdawało się, że coś się dzieje z najbliższą przestrzenią, jakieś drgania, wiry, zasysanie, jakby sama obecność tego cudu myśli magicznej wywoływała zakłócenia rzeczywistości.
Było to niepokojące, dlatego na początku kolejki panowało milczenie i zbiorowe unikanie spoglądania na Drzwi.
Im dalej w głąb sali balowej przemieszczał się wścibski nos narratora, tym silniejszy wyczuwał zapach frywolnego ducha chaosu.
Za jedną z kolumn sali balowej ktoś właśnie próbował zapanować nad rozgadanym tłumem, co wydawało się całkiem łatwe, gdy odpowiednio głośno przedstawiało się swoje racje.
– Pan tu nie stał! – krzyknęła wzburzona krasnoludka Przylaszczka, nie wiedząc nawet, że właśnie przekroczyła magiczną barierę i użyła jednego ze zwrotów „stojących na krawędzi rzeczywistości i pasujących w każdej”.
– Jak to? – zdziwił się puszysty ogr, który od dłuższego czasu nie ruszał się z miejsca.
– Nie ma pana na liście!
– Na jakiej liście?
– Kolejkowej! – obwieściła z entuzjazmem krasnoludka, machając radośnie ogonem.
Ponieważ ogr nie bardzo wiedział, co w takiej sytuacji odpowiedzieć, do dyskusji włączyła się pulchna starowinka z imponującym porożem na głowie.
– A ja jestem na liście?
– A pani to kto? – spytała dziewczyna podejrzliwie, wyciągając bardzo gruby notes z kieszeni ogrodniczek.
Starowinka wyprostowała się nieco i poprawiła diadem na głowie.
– Hrabina Hathor, moje dziecko, jestem gościem króla. A ty?
– Przylaszczka ze Wschodniej Puszczy, pani hrabino, z krasnoludów ogoniastych, pracownik techniczny króla, opiekunka maszyn i wynalazków w królewskiej kopalni.
– To ciekawe, Przylaszczko. – Bogini łaskawie skinęła głową.
– A dlaczego pracownik techniczny zajmuje się kolejką? – zabrzmiało gdzieś z tyłu pytanie zadane z pełną podejrzliwością.
– A dlatego, że mamy do czynienia z Drzwiami, proszę państwa – odpowiedziała krasnoludka, nie widząc, kto ją pytał. – Musi być porządek! Drzwi to mój wynalazek i mogą się… zepsuć!
Po kolejce rozeszły się niewyraźne pomruki, dotyczące głównie młodych osób i jakości ich pracy.
W tym momencie wspomniane Drzwi uchyliły się i wszyscy na chwilę zapomnieli o dyskusji. Wysoki dżentelmen cały w fioletach, który stał jako pierwszy, podszedł niepewnie i zajrzał do środka. Jeśli można powiedzieć, że cała zawartość kolejki wyciągnęła wszystkie swoje, jakże różne, szyje, by też zajrzeć, to tak to właśnie wyglądało. Dżentelmen odwrócił się i coś powiedział do osoby za nim, po czym, nieco drżącym krokiem, wszedł za Drzwi, które zamknęły się natychmiast z hukiem.
Po kolejce przeszedł szmer powtarzanej z ust do ust, a czasem do dziobów, wiadomości.
– Ciemno, ciemno, powiedział, że ciemno – rozległo się cicho, niczym szum wiatru, zakręciło za jedną kolumną, drugą i zniknęło w odległych zakamarkach sali balowej.
Gdzieś tam siedzi król – przemknęło Przylaszczce przez głowę i zapatrzyła się przez chwilę na dalekie kandelabry, kapiące woskiem na głowy kolejkowiczów.
– Przepraszam, ale co ze mną? – dopytywał się ogr, wyraźnie zagubiony wobec niestania tam, gdzie stał.
– Tak, już, pan chwilę poczeka – odezwała się dziewczyna, wracając do notesu i spraw bieżących. – Pan… Puszysty? – spojrzała niepewnie, a gdy ogr potwierdził, szybko wróciła wzrokiem do notesu.
– O, jest pan, już wiem, pani hrabina pierwsza, przed panem Puszystym, musicie pilnować, gdzie stoicie… przed Hrabiną zielony faun, zgadza się, pan uważa z tymi kopytami, och, hrabino, te rogi, proszę się nie pochylać…
– Chusteczka mi spadła! Mam alergię na futro!
– Ja podniosę, niech pani stoi prosto!
– To nie jest futro, to włosy, wypraszam sobie!
– Niech pan sobie wyprasza, proszę pana, ale ja mam alergię i już! O, dziękuję! – Hrabina przyjęła chusteczkę z wdzięcznością.
– Trzeba iść do psychowróżki, one świetnie prostują alergie urojone…
– Ooo, trzymajcie mnie wszystkie stworzenia, bo nie wytrzymam! Że niby sobie uroiłam, że niby wymyślam, co? A ten katar widzi? Te czerwone oczy widzi? A czy wie, szanowny ogr, że w czasie napadów alergii staję się boginią płodności i potrafię sprawić, że nawet stary ogr zajdzie w ciążę!? Hę? Czy dalej mam iść do psychowróżki?! Czy jednak zostanę w tej kolejce?!
Stojący w pobliżu, zwłaszcza Przylaszczka i Puszysty, zauważalnie odsunęli się od hrabiny, która z chustką przy nosie piękniała i młodniała z każdą chwilą, a poroże rozgałęziało się niczym jabłoń na wiosnę.
– Ja tę panią chętnie przepuszczę! – krzyknął zielony faun, ustępując wymownie miejsca, a przed nim następni chętni, widząc, co się dzieje, odsuwali się pospiesznie.
W końcu Przylaszczka, mrucząc pod nosem coś bardzo szkaradnego, chwyciła hrabinę za rękę i pociągnęła w stronę Drzwi.
– Ta pani będzie jednak pierwsza! – oznajmiła Drzwiom, po czym założyła rękawiczkę i dotknęła klamki.
Szarpnęła dwa razy i otworzyła energicznie. Indygo błysnęło złowieszczo. Hrabina jęknęła, nagle wystraszona, ale krasnoludka już pchała ją ku ciemnemu wnętrzu. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Kolejka lekko się cofnęła.
– Czy ktoś jeszcze stoi nie tam, gdzie powinien? – zapytała dziewczyna z groźną miną, ściągając rękawiczkę.
Zapanowała cisza, pełna oglądania własnych stóp i kapiących kandelabrów i panowałaby dalej, niczym królowa absolutna, gdyby nie Czarna Postać, która pojawiła się przed Przylaszczką.
– Hej, tu jest kolejka, pan tu nie stał! – krzyknął ktoś zza kolumny.
– Zapisy są! – zawołał ktoś inny.
– Co za bezczelność! – Nawet zielony faun był oburzony.
– A, dziękuję! – odparła Postać, uchylając czarnego kapelusza. – Ja do pani.
– Do mnie? – zdziwiła się krasnoludka, machnąwszy niepewnie ogonem.
– Patrz, ona ma ogon! – zabrzmiało gdzieś z tyłu.
– Cicho bądź!
Wśród kilku osób, stworzeń i bytów nieokreślonych nastąpiło małe poruszenie, szmery rozmów, po czym nastąpił względny spokój. Tymczasem Postać kontynuowała:
– Tak, do pani. Maszyna w kopalni się zepsuła.
– Która?
– Czujnik bąków. Nie rusza się i nie wydaje komunikatów o bezpieczeństwie, w związku z czym nie możemy pracować.
– Wykrywacz Oparów Niebezpiecznych? Nie mogę teraz, mam tu dyżur. – Zaczęła pisać coś na kartce z notesu. – Nasmarować kółka, otworzyć drzwiczki po lewej i wstawić to – powiedziała, podając kartkę. – I nie otwierać drzwiczek po prawej.
Postać spojrzała na notatkę.
– Gorąca kawa z cukrem i jajka na twardo, ale…
– Żadne ale. Maszyna będzie jeździć jak nowa, a jutro zajrzę do was, jak już tu się skończy. Nie przeszkadzać!
Postać zawahała się na chwilę.
– A mógłbym dołączyć do kolejki?
– A kto naprawi maszynę?!
– No tak, racja. To ja przepraszam – wymruczał niezadowolony i wyszedł.
Ciekawe, gdzie podziewa się król, pomyślała dziewczyna.
Było wiele spraw, o których Przylaszczka nie została powiadomiona. Tego ranka w królewskiej kopalni rzadkich oparów, jeszcze zanim zepsuł się czujnik, pracownicy ogłosili strajk generalny (w proteście przeciwko przebywaniu w ciągłej atmosferze gazów cieplarnianych). Ich poziom (gazów, nie pracowników, chociaż nigdy nie wiadomo na pewno) nieustająco rósł, wraz z nimi cieplarniane warunki pracy, co naturalnie prowadziło do strajków przeciwko jakiejkolwiek aktywności.
Wczesny ranek był zwyczajową porą, gdy protesty wchodziły w fazę kulminacyjną, czyli oflagowanie i kawę z wysokociśnieniowego ekspresu, wywalczonego poprzednimi strajkami. Pracownicy mieli szczerą nadzieję na zdobycie przydziału codziennej porcji jabłecznika jako uzupełnienia do kawy, w związku z czym z zaangażowaniem nie pracowali.
Czujnik za to pracował, aż do momentu, w którym się zepsuł.
– Ratunku, pomocy! – Od strony Drzwi rozległo się rozpaczliwe wołanie.
Trzymając się futryny, w połowie za nią, gruby troll próbował się wydostać, podczas gdy Drzwi rytmicznie zatrzaskiwały się na jego kamiennych ramionach, usiłując najwyraźniej przepchnąć go do środka.
Przylaszczka podbiegła zaniepokojona, kręcąc nerwowo ogonem.
– Co tu się dzieje?
– Pomocy! Rozmyśliłem się, nie chcę tam wchodzić!
– Ależ już pan wszedł! Proszę nie utrudniać! Wprowadza pan zamieszanie!
Troll poprawił uchwyt na futrynie, bo palce zaczęły puszczać. Ciemność za drzwiami zasysała złowieszczo.
– Ale ja już nie chcę! Rezygnuję!
– Przykro mi, ale nic nie mogę zrobić. Proszę się nie opierać!
Krasnoludka podeszła i ku zdziwieniu trolla, jak i pokaźnej części kolejki, zaczęła uderzać energicznie notesem po trollowych palcach. Indygo migotało zachęcająco na starych deskach.
Zaskoczony troll puścił i zniknął w środku. Drzwi zamknęły się z hukiem, a Przylaszczka odwróciła się w stronę kolejki.
– Jeśli ktoś chce zrezygnować, to teraz! Nie wolno denerwować tego… urządzenia. Zrozumiano?! To nie jest zabawka!
Była wyraźnie zaniepokojona, jej kręcone włosy podskakiwały rytmicznie, gdy machała notesem. Kolejka utworzyła coś w rodzaju niecki, cofając się przed jej rękoma.
– Jak to, nie wolno denerwować, przecież to tylko drzwi… – bąknęła niepewnie kobieta w stroju strażnika królewskiego.
– A pani co tu robi? Kto chroni króla?
– Jestem po służbie, zresztą króla nie ma.
– Jak to nie ma?
– Może jest, może nie ma, nie mogę nic mówić! – zaczęła bronić się kobieta, wiedząc, że powiedziała za dużo.
– Co z tymi Drzwiami? – dopytywał się ktoś z tłumu.
– Właśnie, wróćmy do tematu. Proszę państwa, jak już wcześniej tłumaczyłam, nikogo nie zmuszamy. Można iść do domu. Ale po przekroczeniu progu nie ma już odwrotu. Nie chcemy, żeby nastąpiła… awaria.
– Ale ten troll był przerażony! – krzyknął ktoś z tyłu.
– Mógł wycofać się wcześniej! Nikogo nie zmuszamy! – tłumaczyła cierpliwie dziewczyna.
– Jego zmusiłaś! To było przerażające!
– Życie jest przerażające, proszę pani!
– Te Drzwi są przerażające!
– To proszę iść do domu! – wrzasnęła wściekła już Przylaszczka.
– Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić!
Krasnoludka machnęła ogonem, niczym biczem i tupnęła nogą. Poniosło się po podłodze dziwnym, głuchym dźwiękiem. Drzwi zadrżały i uchyliły się.
– Proszę wchodzić, nie ociągamy się!
– Przecież można zrezygnować!
– A, to proszę, następny.
– Nie, nie, idę już, idę – odezwał się zdecydowany nagle gnom i zniknął w ciemnościach. Trzasnęło. Z hukiem.
– Jeszcze jakieś pytania? – odezwała się już nieco spokojniej dziewczyna.
– Tak. Czym właściwie są te Drzwi?
Zapadła cisza.
Było to pytanie z tych, które wszyscy chcą zadać, ale nikt nie chce tak naprawdę usłyszeć odpowiedzi. Bo może lepiej nie wiedzieć, rzucić się w nieznane, tak, jak tylko bardzo młodzi osobnicy wszystkich gatunków potrafią. Może ta wiedza, nie jest tą, która jest nam potrzebna do szczęścia, a wręcz przeciwnie, sprawi, że zasłona niepewności i szaleństwa opadnie bezsilnie na podłogę i odsłoni banalną, prostą rzeczywistość w typie: „To są drzwi do wychodka, proszę nie utrudniać”.
Przylaszczka jako młody technik królewski zdawała sobie sprawę, jak ważna jest tajemniczość, niewiedza i marzenia, i jak ogromną rolę grają w popularyzacji porządnych wynalazków. Wiedziała, że musi być bardzo ostrożna.
Przez kolejkę przebiegł szmer. „Czym są Drzwi, czym są Drzwi”, szept przechodził coraz dalej, między kolumny i aż ku odległym rozświetlonym zakamarkom sali, gdzie ginął wśród odgłosów zwykłych rozmów. Zmarszczki myśli, pytań i wątpliwości znaczyły powietrze nad głowami czekających niczym fale na jeziorze.
Nawet narrator to poczuł.
Jednak zanim pojawiła się odpowiedź, ostrożnie wyważona przez autorkę wynalazku, Czarna Postać wróciła z czeluści królewskiej kopalni, by stanąć w pozie wyrażającej zarówno zmieszanie, jak i upór (to znaczy z rękoma założonymi z tyłu, głową pochyloną, lecz wzrokiem utkwionym ponuro w Przylaszczce).
– No? Działa? – spytała dziewczyna, chowając notes do kieszeni ogrodniczek.
– Nie.
– Nie? Kółka naoliwione?
– Tak. Ale lewe drzwiczki się zacięły. Komuś spadła kropla ambrozji i zespawało je na wieki.
– O rany! Otworzyliście prawe?! Mówiłam, nie otwierać! Mówiłam! Gwarło uciekło? Pewnie, że uciekło – dodała sama, widząc minę górnika. – Jak to, zespawało? Wasza ambrozja? Rtęć, kobalt, indygo i składnik wzmacniający?
Kiwnął głową i spojrzał na swoje stopy.
– Musicie iść do grzdylarza. Tego, co mieszka w Za Królestwem.
– Za Królestwem? – wyjąkał wystraszony górnik.
– A co, myśleliście, że czujnik oparów obsługuje babunia Jagódka? Niebezpieczne substancje wyczuje tylko niebezpieczne stworzenie. A grzdyle są do tego najlepsze i to te z Za Królestwem. Weźcie trzy, powiedzcie, że ode mnie jesteście. W ramach gwarancji. Tylko ani słowa o prawych drzwiczkach. Potem dokupimy resztę, żeby było całe gwarło.
Kiwnął głową i poczłapał smętnie do wyjścia.
Przylaszczce zrobiło się go żal.
– Tam nie jest tak strasznie, dasz radę! Jak dostaniesz grzdyle, to śpiewaj im głośno: “Śpij mały grzdylu, gdy pieśń się niesie”. Znasz to, prawda? Będą spokojniejsze. A załatwisz szybko, to jeszcze zdążysz do kolejki! – krzyknęła za nim.
Wydawało się, że przyspieszył kroku.
– Moje dziecko, w tej kolejce ktoś sieje popłoch, czy możesz mi powiedzieć, o co tu chodzi?
Przylaszczka odwróciła się do siwowłosej kobiety w luźnej białej bluzce i długiej spódnicy.
– Babcia?
– A co? Nie poznajesz? – spytała z przekąsem kobieta. – Zostawiłaś w pracowni rozum, obok dobrych manier?
Babcia nie była prawdziwą babcią Przylaszczki, ale była babcią w każdym innym znaczeniu tego słowa. Nikt nie zwracał się do niej inaczej (oprócz jej dawno zmarłego męża, który zwykł ją nazywać Pszczółką).
Teraz trzymała w ręku plakat opatrzony królewską pieczęcią, najwyraźniej zerwany z murów miejskich, bo brakowało mu narożników.
– Co to ma być? Skąd taki pomysł i dlaczego panuje tu taki niepokój? Tylko się nie wykręcaj!
Kolejka jako chwilowy byt zbiorowy nachyliła się z zainteresowaniem ku kobietom.
– Babciu, tak nie można…
– Nie gadaj mi tu, co można a co nie, tylko odpowiadaj, pókim dobra!
Szmer aprobaty przefrunął niczym rajski ptak między kolumnami. Babcia na poparcie swoich argumentów wyciągnęła zza pleców stylową miotłę ze szmaragdowymi zdobieniami na trzonku i wycelowała w stronę dziewczyny. Krasnoludka skapitulowała.
– No, więc król…
– Król, król… – przebiegło po kolejkowych meandrach, lecz zamiast zgasnąć, przybrało na sile, wzrosło, aż wreszcie kolejka zaczęła uginać się, niczym wierzby na wietrze.
Król zbliżał się powoli, a poddani klękali przed jego majestatem. Majestat był niezwykle młody, wysoki i dobrze zbudowany. Jak na elfa (bo taki, na przykład, ogr wydawałby się zapewne za chudy).
– Wasza wysokość! – bąknęły jednocześnie, Przylaszczka i Babcia, zaskoczone tą nieoczekiwaną wizytą i rzuciły się na kolana.
– Ależ proszę, bez tych ceregieli, moje panie! – odezwał się król życzliwie.
Przylaszczka podniosła głowę. Czekała na króla rano, przed balem, bo miał jako pierwszy, w ramach przywileju, przejść przez Drzwi, jednak nie doczekała się. A teraz dostrzegła kolor jego oczu. Głębokie indygo.
– Wasza wysokość była za Drzwiami! – wykrzyknęła zdumiona.
Nie było ich widać, a jednak miało się wrażenie, że kolejce właśnie urosły olbrzymie słoniowe uszy o mocy nasłuchowej sięgającej połowy królestwa.
– Byłem – oświadczył spokojnie, z odrobiną dumy, młodzieniec w koronie.
– I jak było? – nie wytrzymał zielony faun.
Król uśmiechnął się.
– Interesująco. Twój wynalazek, Przylaszczko, jest niezwykły.
Zanim król zdołał wyjaśnić nieco więcej, pojawiła się Czarna Postać, niosąca w ręku zieloną, miotającą się na wszystkie strony, torbę.
– Przepraszam, ale mam już grzdyle! Śpiewanie pomogło! – ogłoszono radośnie spod kapelusza.
Jak to możliwe, że już wrócił, przecież to kawał drogi, pomyślała krasnoludka, zaglądając do torby. Grzdyle były ładnie wybarwione, odchowane i ruchliwe. Jeden wprawdzie miał podbity lewy czułek i wielki guz na małej głowie, ale Przylaszczka wiedziała, że to nieistotne w ich pracy. Narządy węchowe i czuciowe wyglądały dobrze. Nadadzą się.
– Włóżcie je do maszyny razem ze śniadaniem. Potem przyjdę odblokować lewe drzwiczki. Ambrozja, powiadasz? – upewniła się jeszcze, na wszelki wypadek.
Postać przytaknęła.
Zdumiony narrator spłynął ku sercu góry.
Wcześniej tego ranka w kopalni nikt nie usłyszał ostatniego ostrzegawczego sygnału od gwarła grzdyli, które nie wiedząc o strajku, działały po swojemu, gwiżdżąc i śpiewając przy co bardziej trujących oparach.
Nie byłoby to wielkim problemem, gdyby nie fakt, że ten akurat gaz, wydobywający się z podstępnych skał macierzystych góry zamkowej, powodował nieodpartą potrzebę tworzenia przekonujących kłamstw.
– Przygotowałeś przed strajkiem porcję indygo z gazowymi utwardzaczami koloru? – spytała Czarna Postać kopalnianego trolla chemika, popijając wyborną kawę skropioną mlekiem.
– Chyba nie… – zastanowił się troll, bo właśnie zaczął go otaczać ciekawy zapach, jakby kocimiętki. Tylko podstępne skały macierzyste tak pachniały.
– Niedobrze, Przylaszczka przyjdzie po barwnik do Drzwi, bo chciała pomalować je przed balem. Po balu będzie już kolejka.
– Taak… – przytaknął drugi troll, pracownik drążący korytarze w oparach.
Popijał mleko skropione wyborną kawą.
– To co z tym barwnikiem? – dopytywała się Czarna Postać.
– Będzie – skłamał lub nie chemik, pławiąc się w wyziewach.
Życie w kopalni gazów nie jest łatwe.
Gdy król przeszedł przez Drzwi, zobaczył samego siebie. Zdziwił się, bo nie wiedział, że tak dobrze wygląda.
Tego ranka czekał cierpliwie, aż krasnoludka skończy malować deski i futrynę i pójdzie umyć ręce. Dopiero wtedy wyszedł zza kolumny i podszedł ostrożnie. Drzwi, jakby słysząc jego kroki, uchyliły się usłużnie. Król, przyzwyczajony do usłużności, nie zwrócił na to uwagi. A powinien. Być może wtedy poczułby zapach kocimiętki z szybkoschnącej farby i przypomniał sobie, co mówił jego dziadek na temat skały macierzystej.
Król zobaczył więc samego siebie, w świetnej formie, a potem patrzył, jak rozdziela się na dwóch, równie przystojnych władców, którzy ruszają przed siebie w różnych kierunkach. I wtedy każdy z nich zaczął robić coś innego.
Drzwi trzaskały z regularnym hukiem za plecami Przylaszczki. Widok króla, który był już po drugiej stronie, a teraz promieniał majestatem żywy i zdrowy, ukoił wszystkie niespokojne serca i parę aort krzemowych kolejki. Cały proces przyspieszył, zwłaszcza że każdy chciał przejść jak najbliżej władcy. Kolejka przesuwała się.
Indygo połyskiwało w mroku złowieszczo.
Tylko Babcia zdawała się nie wiedzieć, o co chodzi.
– Mów mi tu zaraz, co się dzieje! – denerwowała się, nie bacząc na króla.
– To pani nie wie? – zdziwił się majestat.
– Byłam za granicą! – odparła prędko.
– W Za Królestwem? – Król spojrzał z podziwem.
– Tylko tam mają porządne miotły dla kotów – dodała tonem usprawiedliwienia.
– Dla kotów?
– Nieważne – przerwała im krasnoludka. – Babciu, z okazji balu urodzinowego sporządziłam drzwi, które pomagają podejmować decyzje. Pracowałam nad nimi pół roku, a drugie pół sprawdzałam, czy są sprawne. Kampania reklamowa zakładała, że nie tłumaczymy, jak działają, tylko podkreślamy ich cudowność i takie tam… wiara w przeznaczenie, no wiesz. Ci w kolejce nie wiedzą, czego się spodziewać… Ale pojawił się król…
– Pomagają w czym? Podejmować decyzje? Czyś ty zgłupiała?! – zdenerwowała się kobieta, a siwy warkocz podskoczył z oburzeniem.
– Ależ droga pani, to dobry wynalazek, znalazłem tam świetne podpowiedzi…
– Król mi tu głupot nie wygaduje, bo ja swoje wiem! Podejmować decyzje musimy sami!
– Ależ to zapewne tylko takie sugestie, jak mniemam, ja, na przykład, już wiem, że na pewno nigdy się nie ożenię!
Babcia spojrzała na Przylaszczkę tak wymownie, że nie trzeba już było żadnych słów. Kolejka zwolniła nieco w swym pędzie ku indygowym deskom na zawiasach i zaczęła nasłuchiwać z zainteresowaniem.
– A dlaczego to wasza wysokość postanowił nigdy się nie ożenić? – spytała cicho krasnoludka, machając nerwowo ogonem.
– Za drzwiami zobaczyłem siebie i dwie drogi, jedna prowadziła ku żonie i dzieciom, druga ku wojennej chwale. Wyraźnie zobaczyłem, jak podbicie Za Królestwem prowadzi, po piętnastu latach ciężkich walk, do dobrobytu i pokoju. A wszystko za mojego panowania! – opowiadał entuzjastycznie młodzieniec.
Babcia i Przylaszczka słuchały, przy czym spojrzenie siwowłosej kobiety ciskało błyskawice, wprawdzie niewidzialne, ale na tyle bolesne, że dziewczyna kuliła się coraz bardziej, jakby raz za razem ktoś uderzał ją w kształtną pierś. Kolejka zafalowała, niezdecydowana najwyraźniej, co o tym sądzić. Jednak wciąż posuwała się do przodu, a tam Drzwi zatrzaskiwały się. Z hukiem.
– A druga droga? – spytała Babcia z nadzieją.
Król machnął ręką.
– Och, no, żona, dzieci, wielka nuda, drogie panie!
– Na kocią miotłę! – wykrzyknęła Babcia. – Nuda jest dobra! Te drzwi kłamią!
– Nieprawda! Sprawdzałam je pół roku! Działały bez zarzutu!
– I co tam widziałaś?
– Nie powiem!
– Ha!
Czarna postać pojawiła się po raz kolejny na sali balowej.
– Czego?! – Przylaszczka wyładowała całą frustrację na tym pytaniu.
– Gwarło zjadło śniadanie…
– Trzy grzdyle to nie gwarło! Musi być pięć! – krzyknęła odruchowo dziewczyna.
– No, niby tak, ale one, jak tylko się najadły, to zaraz wzięły się do pracy, chociaż mieliśmy strajk, ale chemik je usłyszał, bo chciał przymknąć pojemnik na opary absurdu…
– Ja nie mam czasu na…
– Opary absurdu?! – zainteresował się król. – Są niebezpieczne?
– Bardzo, wasza wysokość! Trzeba uważać! Ale ja nie o tym…
– A o czym? – Babcia też już miała dosyć.
– O podstępnej skale macierzystej! Grzdyle zaśpiewały detekcję zapachu kocimiętki! – wyrzuciła z siebie Czarna Postać.
– O, w miotłę kota! – krzyknęła Babcia, bo miała jakieś pojęcie o skałach. – Natychmiast odsunąć kolejkę od Drzwi! Klucz! – krzyknęła do Przylaszczki.
Ta rzuciła się ku indygowym deskom, wyciągając z kieszeni klucz, a drugą ręką powstrzymując opasłą boginię przetworów i zapraw przed dotknięciem klamki. Zamek, wyczuwając zamiary krasnoludki, zaczął znikać i pojawiać się w różnych miejscach powierzchni desek, kolor ciemniał i granatowiał z każdą chwilą, gdy dziewczyna starała się trafić kluczem w znikający wciąż otwór zamka. Tę nierówną walkę przerwał nagle trzonek miotły wetknięty sprawnie w szamoczącą się dziurkę.
– Drewno drewnem, pamiętaj – odezwała się Babcia. – Dobra, teraz uważaj, na trzy.
Po czym cofnęła trzonek, robiąc miejsce. Wprawdzie nie policzyła do trzech, ale Przylaszczka dobrze ją znała i była gotowa. Klucz wpadł do dziurki, a ona już tylko zadbała, by przekręcić go dokładnie w prawo. Zgrzytnęło.
Napięcie w kolejce opadło.
Nawet narrator odetchnął z ulgą.
– Wszystkich bardzo przepraszam, ale na dzisiaj musimy skończyć! Drzwi wymagają dezynfekcji i kwarantanny! Najprawdopodobniej do przyszłego roku – dokończyła przygnębiona krasnoludka ocierając łzę zawodu. Przez chwilę obserwowała jak ten cudowny organizm, będący kolejką, rozpada się na pojedyncze osobniki, zgodnie zmierzające do wyjścia i pomrukujące z dezaprobatą.
– Król też wymaga dezynfekcji – dodała Babcia. – Te bzdury trzeba mu wywietrzyć z głowy. Jemu i wszystkim poddanym, którzy tam weszli. – Wskazała zamknięte Drzwi.
– Mnie? – zdziwił się władca. – Przecież jestem królem.
– Oczywiście – zgodziła się Babcia. – Dlatego zrobimy to po królewsku.
Drzwi lekko drżały.
– Co ten grzdyl tak kicha? – zdziwił się chemik, zaglądając do czujnika bąków.
– A czy ja wiem? – odpowiedział pracownik korytarzowy.
Czarna Postać popijała kawę z cynamonem, słuchając śpiewania złośliwych małych stworzeń z wielkimi zębami, które ratowały im życie w kopalni. Coś, jakby niejasne przeczucie, pojawiło się na chwilę w czarnym umyśle.
Nowe grzdyle wyglądały na zdrowe i, niestety, Przylaszczka nie zauważyła, zaglądając do torby, że tego dnia miały alergię, niczym hrabina Hator. Nie mogły więc wyczuć zapachu kocimiętki. Zaśpiewały sygnał ostrzegawczy, bo wszystko je swędziało od wdychania innego gazu.
Melodia różniła się tylko jedną nutką, a chemik nie był doświadczonym muzykiem. To, co ogłosił jako alert dla oparów kłamstw, było w istocie czymś o wiele bardziej niebezpiecznym.
Pod zamkiem zbierały się podstępne bąble przyszłości, które pokazywały prawdę, ale, jak wężowy język, mającą zawsze dwa końce.
Kiedyś w końcu dowiemy się, (narrator się tym zajmie) co było gorsze – piętnastoletnia wojna czy okropna żona i królobójcze dzieci. No i dla kogo gorsze – dla króla, czy dla reszty królestwa.
Z bąblami przyszłości nigdy nic nie wiadomo. Choć wydaje się, że tak.
Drzwi w końcu odstawiono do kopalni, gdzie okazało się, że świetnie odsysają niektóre gazy…
Zabrakło mi tagu "absurd" :)
Kiedyś zastanawiałem się, jak by brzmiało opowiadanie o krasnoludkach napisane przez Bareję. Już nie muszę się zastanawiać xD
A wydawać by się mogło, że drzwi… Przepraszam, Drzwi, to żaden wynalazek ;)
Opowiadanie mocno uśmiechnęło, klikam i życzę powodzenia w konkursie ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej!
Opinie znasz z bety więc będzie krótko. To sprawnie napisana historia z nienachalnym humorem, fajnymi dialogami i postaciami. Całkiem szalona do tego.
Przeczytałem z przyjemnością :)
Klikam i pozdrawiam!
No, fantazyjnie. Bardzo ciekawy wynalazek, szkoda, że się tak szybko zepsuł. Nie miałam pojęcia, że zapach kocimiętki jest tak szkodliwy…
Absurd sympatyczny, trzymam kciuki za Przylaszczkę, bo niegłupia z niej krasnoludka.
Babska logika rządzi!
Już pisałem opinię na becie, ale tutaj też trzeba zostawić odpowiedni komentarz :)
Przemówił do mnie ten taki cozy, przerysowany humor, który jest obecny w całym opowiadaniu. Bardzo przyjemny tekst! Klikam!
Kto wie? >;
Najbardziej podobało mi się dręczące pytanie ,,Co jest za tymi cholernymi Drzwiami?”. W zasadzie mało widać, ale za to mamy fajnie zbudowane napięcie. Humor – no cóż, tu było różnie, grzdyle, opary absurdu i przeżywający narrator były zabawne, żarty z gazów już nie bardzo. Ale ogólnie sympatyczne.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Kolejny (dla mnie) fajny tekst z humorem. Jeżeli wszystkie konkursowe będą takie, to nie zazdroszczę jurkom konieczności wyboru najlepszego. Chociaż pewnie już niepotrzebny, ale ode mnie klik się należy, jak kotu kocimiętka. :) Fajnie, że można coś przeczytać, uśmiechając się. Powodzenia w konkursie. :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Im dalej wgłąb sali balowej przemieszczał się wścibski nos narratora, tym silniejszy wyczuwał zapach frywolnego ducha chaosu.
Chyba literówka.
Pracowałam nad nimi pół roku, a drugie pół sprawdzałam, czy są sprawne. Kampania reklamowa zakładała, że nie tłumaczymy jak działają,
Brakuje przecinka.
Przeczytałem z przyjemnością. Dobrze moim zdaniem wypadło umieszczenie dopiero na końcu odpowiedzi, czym tak naprawdę ten wynalazek jest. Dzięki temu zabiegowi utrzymałaś moje zainteresowanie przez cały tekst. Byłem w końcu ciekawy, co to za drzwi.
Aaa, i byłbym zapomniał, doceniam również wstawki z narratorem :P
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Czytało się rewelacyjnie, oprócz doskonałego humoru ciekawość trzymała do końca, na całe szczęście została zaspokojona :) Lubię w absurd, czułam się jak u siebie :D
Spodziewaj się niespodziewanego
Hej, cezary_cezary, wstawiłam “absurd” do tagów, bardzo dziękuję za komentarz i klika i cieszę się, że się podobało!
Edward Pitowski, dziękuję za pomoc w becie, dzięki temu to opowiadanie wygląda jak wygląda! Klik przyjęty z wdzięcznością!
Finkla, dziękuję za komentarz i trzymanie kciuków, Przylaszczce na pewno się to przyda, zwłaszcza że nie wszystko jej wychodzi jak trzeba… :)
skryty, klik przyjęty z wdzięcznością, ale jeszcze bardziej Twoja pomoc w szlifowaniu opowiadania! Jeszcze raz dziękuję!
SNDWLKR, dziękuję za komentarz, sprawa poczucia humoru jest jak zwykle kwestią bardzo osobistą, każdy ma nieco inne, więc doskonale rozumiem, że nie wszystko podeszło. Ale zapewne masz nieco racji, że czasami żart jest mniej wyrafinowany i to może razić. Dobrze, że ogólnie sympatyczne, czyli nie raziło zbyt mocno… :)
Koala75, każdy klik się przyda, tego nigdy za wiele! :) Doceniam i dziękuję! I cieszę się, że było przyjemnie! :)
Tarnina, witam serdecznie jurorkę! :)
Młody Pisarz, poprawiłam wskazane błędy, dziękuję za tą łapankę i bardzo miły komentarz! :) Narratora dodałam prawie na końcu, ale też myślę, że to ciekawy choć maleńki wtręt. :)
NaNa, no mi się bardzo dobrze pisze w takim lekkim absurdzie, nie zawsze to wychodzi mi na dobre, ale tym razem chyba się udało – skoro czytelnicy się nie gubią, to już jest sukces! :) Dziękuję za ciepły komentarz! :)
Dziękuję wszystkim za odwiedziny i pozdrawiam w Dniu Niepodległości! :)
Dzień dybry,
Przylaszczka
Przylaszczka? Jejku, jakie cudowne, pocieszne imię!
Same Drzwi wyglądały całkiem zwyczajnie, wyróżniał je tylko intensywny odcień indygo, jaśniejący na zadziorach drewna, a w szparach między deskami mieniący się granatowo. Chwilami zdawało się, że coś się dzieje z najbliższą przestrzenią, jakieś drgania, wiry, zasysanie, jakby sama obecność tego cudu myśli magicznej wywoływała zakłócenia rzeczywistości.
O, jaki piękny opis, widzę te drzwi bardzo wyraźnie :)
– A pani to kto? – spytała podejrzliwie, wyciągając bardzo gruby notes z kieszeni ogrodniczek.
Ale kto spytał? Domyślam się, że kransoludka, ale pewności nie mam.
Drzwi, to mój wynalazek i mogą się… zepsuć!
→ Drzwi to mój wynalazek i mogą się… zepsuć!
– Trzeba iść do psychowróżki, one świetnie prostują alergie urojone…
Hahahhha :P
– Co z tymi drzwiami? – dopytywał się ktoś z tłumu.
Drzwi raz są napisane z dużej, raz z małej litery.
ostrożnie wyważona przez autorkę wynalazku, Czarna Postać wróciła z czeluści królewskiej kopalni
→ ostrożnie wyważona przez autorkę wynalazku Czarna Postać wróciła z czeluści królewskiej kopalni
Ci w kolejce nie wiedzą czego się spodziewać…
→ Ci w kolejce nie wiedzą, czego się spodziewać…
– Czego?! – Przylaszczka wyładowała całą
swojąfrustrację na tym pytaniu.
Wiadomo, że swoją.
Klucz wpadł do dziurki, a ona już tylko zadbała by przekręcić go dokładnie w prawo.
→ Klucz wpadł do dziurki, a ona już tylko zadbała, by przekręcić go dokładnie w prawo.
rozpada się na pojedynczych osobników
A nie powinno być: rozpada się na pojedyncze osobniki?
Jemu i wszystkim poddanym, którzy tam weszli – wskazała na zamknięte Drzwi.
wskazała nie jest czynnością paszczową, więc:
→ Jemu i wszystkim poddanym, którzy tam weszli. – Wskazała na zamknięte Drzwi.
Bardzo sympatyczne opowiadanie, kliknęłabym, ale nie ma już po co.
Kolorowe, z humorem i oryginalne, do tego pięknym językiem opisane, jednym słowem: świetne. Gratuluję!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
HollyHell91, bardzo dziękuję za odwiedziny i porządną łapankę! Jutro usiądę do poprawek! Cieszę się, że się podobało! Klik wirtualno-potencjalny przyjmę z wdzięcznością! :) Pozdrawiam cieplutko! :)
Dawno nie czytałem opowiadania w klimacie "frywolnego ducha chaosu" i muszę powiedzieć, że była to przyjemna lektura. Tekst: "Gdy król przeszedł przez Drzwi, zobaczył samego siebie. Zdziwił się, bo nie wiedział, że tak dobrze wygląda." wzbudził u mnie naprawdę szeroki uśmiech, podobnie jak opinia o sposobie by "zapanować nad rozgadanym tłumem". Muszę zapamiętać i przekazać siostrze nauczycielce. Może jej nikt nie powiedział, że to "całkiem łatwe, gdy odpowiednio głośno przedstawia się swoje racje":) Co do wynalazku – rzeczywiście są takie, które powinny pozostać za zepsutymi drzwiami;) Mam jednak podejrzenie, że odstawienie wynalazku do kopalni nie było wystarczająco dobrym rozwiązaniem. Prawdopodobnie wcześniej czy później zaczęły się tam znów ustawiać gigantyczne kolejki. Jak inaczej wytłumaczyć, że populacja fantastycznych stworzeń jest obecnie tak niewielka?;)
empatia
empatia, dziękuję i bardzo się cieszę, że przypadło do gustu! Mam nadzieję, że siostra już dawno wykorzystuje ta sprawdzoną metodę… :) :D Co do Drzwi, to pewnie wkrótce zostaną przeniesione w bardziej odpowiednie miejsce – jakaś odosobniona cela w więzieniu o podniesionym rygorze… :)
HollyHell91, poprawiłam, choć zastanawiałam się nad pojedynczymi osobnikami, to jednak masz rację z tym biernikiem. Natomiast tu:
ostrożnie wyważona przez autorkę wynalazku Czarna Postać wróciła z czeluści królewskiej kopalni
chyba jednak zostanę przy przecinku po “wynalazku”, bo to przecież zdania składowe i trzeba je oddzielić. A może czegoś nie wiem? To mnie oświeć! :) Pozdrawiam serdecznie! :)
Hej, bardzo fajne opowiadanie, gdzie wydarzenia z jednej kolejki do nie tak potrzebnych drzwi, jak by się mogło wydawać, były nie tylko zabawne ale i jak się okazało pouczające:). Bąble przyszłości i drzwi do odsysania gazów… :). Powinnaś spróbować napisać tekst z Cezarym albo stanąć z nim do pojedynku, wyszłaby z tego konkretna dawka humoru i absurdu:). Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Szalenie odprężające opowiadanie – świetny pomysł, zajmujące opisanie przejść z Drzwiami, niecodzienne koleje kolejki, mnóstwo dobrego humoru i absurdu tyle, że lektura okazała się nad wyraz satysfakcjonująca. :D
Odwiedziłabym klikarnię, ale cóż, ubiegli mnie inni.
…niosąca w ręku zieloną, wierzgającą na wszystkie strony, torbę. → Wierzga się nogami, więc obawiam się, że torba wiergać nie mogła. Mogło napomiast wierzgać to co znajdowało się w torbie.
Proponuję: …niosąca w ręku zieloną, miotającą się na wszystkie strony, torbę.
– To Pani nie wie? – zdziwił się majestat. → – To pani nie wie? – zdziwił się majestat.
Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogo0s listownie.
…czy są sprawne. Kampania… → Jedna spacja po kropce wystarczy.
…czego się spodziewać… Ale pojawił się król… → Wystarczy jedna spacja po pierwszym wielokropku.
…siwy warkocz podskoczył z oburzeniem do góry. → Masło maślane – czy mógł podskoczyć do dołu?
…dzieci, wielka nuda… → Wystarczy jedna spacja po przecinku.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej!
Bardzo sympatyczne opowiadanie, takie trochę zwariowane, ale w pozytywny sposób :-). Podobał mi się sposób w jaki przedstawiłaś świat, w Twoich opisach miałam wrażenie takiej jakby lekkości. Super pomysł na Babcię, lubię takie postacie.
Pod koniec miałam wrażenie, że już trochę za długo stoję pod tymi Drzwiami, ale właściwie nie wiem dlaczego. Może udzielił mi się nastrój kolejkowiczów i też nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć co jest po drugiej stronie ;-).
Bardjaskier, dziękuję za odwiedziny i bardzo miły komentarz! Cieszę się, że lektura była przyjemna! Ja jeszcze nigdy nie brałam udziału w pojedynkach, więc nawet nie wiem, z czym to się je, ale opka Cezarego zawsze mi się podobały! :)
regulatorzy, jak zwykle dziękuję za bardzo pomocną łapankę, już poprawione, cieszę się, że nastąpiło odprężenie w trakcie czytania! Może kiedyś będą sprzedawać w aptece opka zamiast ziółek… fajnie by było… :)
lyumi, dzięki za miły komentarz, nie tylko ty stałaś za długo przed Drzwiami, w trakcie betowania, też były głosy, że konstrukcja fabuły wymagałaby poprawek, ale nieco poległam przy tym… jeszcze nie ten etap, ale w końcu dojdę do punktu, w którym będę mielić swoje opowiadania, kroić, piec, aż wyjdzie pyszne ciacho! :)
Pozdrawiam wszystkich cieplutko! :)
Bardzo proszę, Jolko. :)
Może kiedyś będą sprzedawać w aptece opka zamiast ziółek…
Piękna wizja i mam nadzieję, że to nie będą żadne suplementy, jeno prawdziwe i pełnoprawne opowiadania dostępne bez recepty. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zabawne opko w moim guście. Krasnoludka z ogonem, czarna postać i kolejka jako niezależny byt to moi ulubieńcy.
Nova, dziękuję ślicznie za komentarz, cieszę się, że się podobało! :) Pozdrawiam serdecznie! :)
Gry słów w dialogach to jest to.
Jedna rzecz wybiła mnie z rytmu: “Indygo”. Jak zwykle musiałem sprawdzić jaki to kolor ;)
Czytało się super.
Ooo, dziękuje bardzo, MichałBronisław, cieszę się bardzo! No, nie każdy wie, co to jest indygo, to prawda, nie pomyślałam o tym… zapamiętam na przyszłość! Fajnie, że wpadłeś! :)
Jolko
Wspaniałe, chcę więcej! Bardzo turla mnie ze śmiechu ta historia. ;D
Opisy plastyczne, riposty cięte, logika świata twarda jak chleb krasnoludów. Jakieś drobiazgi techniczne były ale mi uciekły. Ogrodniczki szanuję. A “kapiące kandelabry” brzmią jak nazwa zespołu trubadurów!
Uroczo zakręcone opary absurdu.
Do mnie, moja puento..!
aeoth, to wspaniale, że Ci się podobało! Dziękuję za przemiły komentarz i cieszę się z elementów, które się spodobały!
Pozdrawiam cieplutko! :)