- Opowiadanie: cezary_cezary - Nie wszystek umrę, czyli krótka (lecz mająca dla autora istotne znaczenie terapeutyczne) rzecz o śmierci, ignorowaniu wytycznych WHO, a także o absurdach w prawie pracy

Nie wszystek umrę, czyli krótka (lecz mająca dla autora istotne znaczenie terapeutyczne) rzecz o śmierci, ignorowaniu wytycznych WHO, a także o absurdach w prawie pracy

Tekst, który po­trze­bo­wa­łem na­pi­sać, a także opu­bli­ko­wać. Taka forma sa­mo­dziel­nej te­ra­pii pi­sa­rza-ama­to­ra, bę­dą­ca po­kło­siem mojej nie­for­tun­nej re­ak­cji na ko­men­ta­rze pod po­przed­nim tek­stem.

 

Mam na­dzie­ję, że lek­tu­ra nie bę­dzie przy­krym do­zna­niem. Nie­mniej, wszel­ką kry­ty­kę przyj­mę z po­ko­rą i wdzięcz­no­ścią.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Nie wszystek umrę, czyli krótka (lecz mająca dla autora istotne znaczenie terapeutyczne) rzecz o śmierci, ignorowaniu wytycznych WHO, a także o absurdach w prawie pracy

Gdy się obu­dzi­łem, nie mia­łem wąt­pli­wo­ści, że coś ule­glo zmia­nie, cho­ciaż po­zor­nie wszyst­ko po­zo­sta­wa­ło po sta­re­mu. Spoj­rza­łem na ka­len­darz, dzi­siaj wy­pa­dał czter­na­sty wrze­śnia. Jak każ­de­go ranka, zwlo­kłem się nie­spiesz­nie z łóżka, po czym ru­szy­łem do kuch­ni, by uru­cho­mić eks­pres. Po­dob­no nie jest zdro­wo za­czy­nać dnia od kawy, a do tego na czczo, ale praw­dę mó­wiąc, za­wsze mia­łem to w dupie. Ot, wy­pra­co­wa­łem sobie taki ry­tu­ał, któ­re­go nie za­bu­rzy jakiś zdro­wy roz­są­dek czy inne bez­sen­sow­ne wy­tycz­ne Świa­to­wej Or­ga­ni­za­cji Zdro­wia. Praw­dzi­we, zna­czy wła­ści­we, śnia­da­nie zjem tro­chę póź­niej, w sa­mo­cho­dzie, przed roz­po­czę­ciem pracy.

Po­dwój­ne espres­so-de­pres­so jako tako po­sta­wi­ło mnie na nogi, po czym po­sze­dłem wziąć szyb­ki prysz­nic i umyć zęby. Gdy tak sta­łem przed lu­strem, jak grom z ja­sne­go nieba spły­nę­ło na mnie oświe­ce­nie i po­ją­łem, co się zmie­ni­ło. Raz za razem spo­glą­da­łem na wła­sne od­bi­cie. O po­mył­ce nie mogło być mowy. Wy­glą­da na to, że obu­dzi­łem się mar­twy.

Cho­le­ra, może to już ten wiek, że bez żad­ne­go ostrze­że­nia czło­wiek po pro­stu umie­ra we śnie? A może prze­spa­łem całą noc i sku­tek, w po­sta­ci nie­pla­no­wa­nej wy­ciecz­ki na tam­ten świat, nad­szedł do­pie­ro w mo­men­cie roz­bu­dze­nia? Mia­łem też wąt­pli­wość, co po­cząć dalej. Funk­cjo­no­wać (bo prze­cież nie żyć!), jak gdyby nigdy nic? A może zgło­sić się do księ­dza pro­bosz­cza i za­pla­no­wać wła­sny po­grzeb? Nie będę owi­jał w ba­weł­nę, nie­zbyt od­po­wia­da­ła mi taka, wy­bacz­cie okre­śle­nie, sztyw­na per­spek­ty­wa.

Na razie po­sta­no­wi­łem jed­nak funk­cjo­no­wać względ­nie nor­mal­nie. Przy­naj­mniej do­pó­ty, do­pó­ki nie uzy­skam kilku od­po­wie­dzi. Tym­cza­sem, mia­łem pewne obawy, gra­ni­czą­ce wręcz z pew­no­ścią, że w pracy będą mogli na mnie krzy­wo pa­trzeć. Niby do­tych­czas i tak mnie nie do­ce­nia­li, cho­ciaż sta­ra­łem się z ca­łych sił, ale jesz­cze wczo­raj przy­naj­mniej byłem żywy. A to wiele zmie­nia­ło.

Po­zo­sta­wa­ła też kwe­stia mo­je­go nie­szczę­sne­go mał­żeń­stwa. Jak każdy zwią­zek, mie­wa­ło wzlo­ty i upad­ki, chwi­le tro­chę lep­sze i te cał­kiem do dupy. No, ale było przy­naj­mniej sta­łym ele­men­tem mo­je­go, czy tam na­sze­go, życia. A teraz? Kur­czę, ślu­bo­wa­li­śmy „do­pó­ki śmierć nas nie roz­łą­czy”, więc tech­nicz­nie… Tylko wła­śnie, prze­słan­ką była sama śmierć, czy do­pie­ro taka, która nas roz­łą­czy­ła? Będę to mu­siał usta­lić, zde­cy­do­wa­nie.

 

***

Za­dzwo­ni­łem do pracy. Przy­czy­na mojej nie­obec­no­ści wy­wo­ła­ła, ku mo­je­mu zgor­sze­niu (z uwagi na jawny brak taktu i po­sza­no­wa­nia god­no­ści dru­gie­go czło­wie­ka), żywą re­ak­cję za­ło­gi. Kie­row­nik oczy­wi­ście mu­siał od razu wszyst­kim roz­po­wie­dzieć, co mi się przy­da­rzy­ło. A do tego, w trak­cie po­łą­cze­nia ze mną, bez­czel­nie prze­łą­czył te­le­fon na tryb gło­śno­mó­wią­cy! Dzię­ki temu, poza śmie­cha­mi, usły­sza­łem także, że „za­wsze byłem lekko sztyw­ny”.

– Wy tam sobie żar­tu­je­cie, w do­dat­ku bar­dzo nie­sto­sow­nie, a ja mam re­al­ny pro­blem! – wy­krzy­cza­łem do słu­chaw­ki.

– Nie ro­zu­miem skąd u cie­bie taki gro­bo­wy na­strój – od­po­wie­dział ze śmie­chem kie­row­nik. – Je­że­li to ci po­pra­wi humor, to na „pra­cow­ni­ka mie­sią­ca” i tak nie mo­głeś li­czyć, więc nawet stu­pro­cen­to­wa fre­kwen­cja nic by nie zmie­ni­ła.

– Dla­cze­go mia­ło­by to mi po­pra­wić humor? Prze­cież ja od­da­ję całe serce dla tej ro­bo­ty!

– Wiem, za­wsze mó­wi­łem, że je­steś dziw­ny. No, prze­stań już ma­ru­dzić, weź ka­co­we i po­ukła­daj sobie spra­wy. To pa! – po­wie­dział i za­koń­czył po­łą­cze­nie.

Nie­ste­ty, wy­czer­pa­łem już kom­plet zwol­nień na żą­da­nie, więc uzna­łem, że ko­niecz­na bę­dzie wi­zy­ta w przy­chod­ni. Je­że­li nie do­star­czę do pracy zwol­nie­nia le­kar­skie­go, to jesz­cze po­trak­tu­ją nie­obec­ność jako nie­uspra­wie­dli­wio­ną. A to już prak­tycz­nie au­to­stra­da do dys­cy­pli­nar­ki.

 

***

Dok­tor wpa­try­wał się we mnie przez dłuż­szą chwi­lę, jakby szu­ka­jąc wła­ści­we­go słowa, żeby za­cząć ba­da­nie. Dzię­ki wy­kształ­ce­niu me­dycz­ne­mu już na pierw­szy rzut oka zdia­gno­zo­wał mój nie­wąt­pli­wy zgon. Teraz trze­ba było jesz­cze usta­lić jego przy­czy­nę i ewen­tu­al­ne kon­se­kwen­cje dla dal­szej eg­zy­sten­cji.

– Czy już wcze­śniej się to panu zda­rza­ło? – za­py­tał, jakby z wa­ha­niem.

– Umie­ra­nie? Nie, to pierw­sza taka sy­tu­acja w moim życiu – od­po­wie­dzia­łem z god­no­ścią.

– Ro­zu­miem… A czy miał pan w ro­dzi­nie przy­pad­ki śmier­ci?

– Cóż, zda­rza­ło się, nie będę ukry­wał. Myśli pan dok­tor, że to może być po­wią­za­ne?

– Ni­cze­go nie mo­że­my wy­klu­czyć.

– Cho­le­ra – za­klą­łem.

– No wła­śnie – po­twier­dził le­karz. – A z ta­kich ostat­nich zgo­nów, mógł­by pan coś przy­bli­żyć?

– Wujek Ry­siek zmarł dość nie­daw­no, po­grzeb był w mi­nio­ny czwar­tek.

– Na co zmarł?

– Po­trą­ci­ła go cię­ża­rów­ka, to istot­ne?

– Nie mam pew­no­ści, trud­na spra­wa.

– Panie dok­to­rze, to co ja mam teraz robić? Do­tych­czas nigdy nie byłem mar­twy, a tu taki klops – za­py­ta­łem bła­gal­nym tonem.

– Pró­bo­wał pan to roz­cho­dzić?

– Ja, nie… co? A w czym to mia­ło­by pomóc?

– Ruch to zdro­wie – od­po­wie­dział z po­wa­gą.

W tym mo­men­cie na­bra­łem prze­ko­na­nia, że dok­tor nie ma bla­de­go po­ję­cia, co spo­wo­do­wa­ło mój ak­tu­al­ny stan, ani jakie po­wi­nie­nem wy­ko­nać dal­sze kroki. Gdyby nie pa­lą­ca ko­niecz­ność zdo­by­cia ma­gicz­ne­go L4, wy­szedł­bym z ga­bi­ne­tu, trza­ska­jąc osten­ta­cyj­nie drzwia­mi, tak dla pod­kre­śle­nia po­wa­gi sy­tu­acji i mo­je­go nie­za­do­wo­le­nia.

– Czy ma pan ja­kieś hobby? – le­karz za­py­tał z głu­pia frant.

– Nie, oba­wiam się, że nigdy nie mia­łem na to czasu. Cią­gle tylko praca, ro­dzi­na, praca, ro­dzi­na… i tak w kółko.

– A od­po­czy­nek? Prze­cież tak nie można funk­cjo­no­wać, nie na dłuż­szą metę.

– W za­ło­że­niu chcia­łem się naj­pierw do­ro­bić, od­po­czy­wać mia­łem póź­niej. Wszyst­ko jest teraz cho­ler­nie dro­gie, już nawet nad głupi Bał­tyk nie można po­je­chać, jak w port­fe­lu nie ma kil­ku­na­stu ty­się­cy. – Za­mar­łem. – Chwi­la, myśli pan, że umar­łem z prze­pra­co­wa­nia?

– Na tym eta­pie ni­cze­go nie mo­że­my wy­klu­czyć. Pro­szę jesz­cze po­wie­dzieć, jak tam u pana ze snem?

– Śpię ra­czej nie­dłu­go, cho­dzę do łóżka późno w nocy. Z dru­giej stro­ny, czę­sto mam pro­ble­my z za­sy­pia­niem, więc jak spró­bu­ję wcze­śniej, to potem się prze­wa­lam go­dzi­na­mi, nie mogąc zmru­żyć oczu. Tak źle i tak nie­do­brze. W każ­dym razie, budzę się za­wsze zmę­czo­ny.

– Ro­zu­miem. Nie­ste­ty, nie będę mógł panu pomóc. – Roz­ło­żył ręce. – Pro­szę za­ży­wać dużo wi­ta­mi­ny C, ale poza tym, jest pan zdany na sie­bie. No, i na wy­pa­dek po­stę­pu­ją­ce­go roz­kła­du tka­nek, su­ge­ru­ję za­opa­trzyć się w taśmę izo­la­cyj­ną.

– Taśmę? Izo­la­cyj­ną?… – wy­du­ka­łem.

– Tak, tę srebr­ną, grubą taką. Owi­nie pan cia­sno całe ciało, coś na wzór mumii, to po­win­no jesz­cze jakiś czas po­słu­żyć. Cho­ciaż za­pach może być… Cóż, nie­przy­jem­ny, mó­wiąc de­li­kat­nie.

– Będę miał to na uwa­dze, a na razie… Czy mogę cho­ciaż pro­sić o wy­sta­wie­nie zwol­nie­nia le­kar­skie­go? To dla pra­co­daw­cy – wy­ja­śni­łem.

– Prze­cież nie jest pan chory.

– Je­stem mar­twy…

– No tak, to wy­jąt­ko­wo nie­for­tun­ne, ale sam pan ro­zu­mie, prze­pi­sy nie po­zwa­la­ją wy­sta­wiać zwol­nień dla zmar­łych. Przyj­dzie kon­tro­la i co im po­wie­my?

 

***

W In­ter­ne­cie spraw­dzi­łem, że brak L4 nie bę­dzie sta­no­wił pro­ble­mu. Naj­wy­raź­niej łą­czą­ca mnie z pra­co­daw­cą umowa o pracę i tak wy­ga­sła z chwi­lą mojej śmier­ci, więc nie mia­łem już pod­staw do obawy przed zwol­nie­niem dys­cy­pli­nar­nym. Z ja­kie­goś po­wo­du nie po­pra­wi­ło mi to jed­nak sa­mo­po­czu­cia.

Wy­sze­dłem do parku, usia­dłem na ławce i po­pa­dłem w za­du­mę. Po­mi­mo licz­nych ak­tyw­no­ści, jakie od­by­wa­ły się z moim udzia­łem, jedno po­zo­sta­wa­ło pewne, byłem mar­twy. Na ten stan nie ma żad­ne­go re­me­dium czy ma­gicz­ne­go za­klę­cia, więc po­rzu­ci­łem wszel­ką na­dzie­ję, że wrócę do ży­wych.

Nie da­wa­ła mi jed­nak spo­ko­ju przy­czy­na. Czy obu­dzi­łem się dziś rano mar­twy, bo pod­świa­do­mie pra­gną­łem umrzeć? Czy ludz­ka wola ma w ogóle aż taką siłę spraw­czą? Można sobie wmó­wić, że jest czło­wie­ko­wi zimno, moja żona tak ma, ale czy w za­kre­sie na­szych moż­li­wo­ści po­zo­sta­je od­rzu­ce­nie sił wi­tal­nych?

A może już od dawna byłem we­wnętrz­nie mar­twy, a teraz je­dy­nie ca­łość ule­gła ma­te­ria­li­za­cji? To w ogóle po­praw­ne okre­śle­nie? Ma­te­ria­li­za­cja ca­ło­ści śmier­ci od środ­ka, tak to po­win­no brzmieć? Je­że­li będę pa­mię­tał, to do­py­tam kogoś bar­dziej bie­głe­go w niu­an­sach ję­zy­ka pol­skie­go.

– Prze­pra­szam, czy mógł­by pan być tru­pem gdzie in­dziej? – za­py­tał sto­ją­cy nade mną męż­czy­zna, są­dząc po apa­ra­cie z ogrom­nym obiek­ty­wem, pew­nie fo­to­graf.

– To wolny kraj, każdy może być mar­twym, gdzie tylko mu się to spodo­ba – od­burk­ną­łem.

– Bar­dzo pana pro­si­my – wy­szcze­bio­ta­ła sto­ją­ca ka­wa­łek dalej ko­bie­ta, ubra­na w białą suk­nię ślub­ną. – Je­ste­śmy wła­śnie w trak­cie sesji, a to wy­jąt­ko­wo ma­low­ni­czy za­ką­tek na zro­bie­nie kilku zdjęć.

– Mam to w dupie, wy­no­ście się! – krzyk­ną­łem.

– Po­dob­no czło­wiek czło­wie­ko­wi wil­kiem, ale widzę, że zom­bie czło­wie­ko­wi zom­bie! – od­po­wie­dzia­ła z prze­ką­sem panna młoda.

Chyba rze­czy­wi­ście można mnie było na­zwać żywym tru­pem, a jed­nym z po­zy­ty­wów mo­je­go stanu było to, że nie obo­wią­zy­wa­ły mnie już kon­we­nan­se. Te do­ty­czą wy­łącz­nie zwy­kłych ludzi, ta­kich bez ofi­cjal­nie wy­sta­wio­ne­go aktu zgonu. Para młoda i fo­to­graf ob­rzu­ci­li mnie nie­na­wist­ny­mi spoj­rze­nia­mi, ale osta­tecz­nie ode­szli. W akom­pa­nia­men­cie wy­zwisk tak pa­skud­nych, że obu­rzy­ły­by nawet umar­łe­go. Zna­czy, mnie obu­rzy­ły, cho­le­ra…

 

Jakoś stra­ci­łem ocho­tę do prze­by­wa­nia w parku, więc nie­spiesz­nie po­sze­dłem w oko­li­ce ra­tu­sza. Był śro­dek dnia, więc tłum ludzi prze­miesz­czał się, to w jedną stro­nę, to w drugą. Ktoś biegł do tram­waju, inny krzy­czał do te­le­fo­nu nie­cen­zu­ral­ne słowa, jesz­cze ko­lej­ny upu­ścił ak­tów­kę, z któ­rej wy­padł plik do­ku­men­tów. Ob­ser­wo­wa­łem po­de­ner­wo­wa­ne, zmę­czo­ne i puste twa­rze. Pa­trzy­łem na znie­cier­pli­wio­ne gesty, słu­cha­łem pod­nie­sio­nych gło­sów. Wtedy do mnie do­tar­ło.

Zro­zu­mia­łem, że tak na­praw­dę wszy­scy są mar­twi, tylko jesz­cze o tym nie wie­dzą.

Koniec

Komentarze

Niby zabawne, niby absurdalne… Bardziej gorzkie niż śmieszne. Trochę oczywistych, niezbyt oryginalnych prawd, ale fajnie podanych. Łyknąłem z przyjemnością.

 

Hej, humor nabierający rozpędu :). Absurdalna sytuacja, w której znalazł się bohater już pozytywnie nastawia, a kolejne rozmowy bohatera z pracodawcą i lekarzem wypadają komicznie i zarazem stawiają naszego trupa w coraz gorszym położeniu :). Końcówka poważna, co nie zmienia faktu, że uśmiałem się przy opowiadaniu. Klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Zacny pomysł i takież wykonanie, a i humor bardzo dobrej jakości. Nic tu nie jest śmieszne wprost, bo takie nie bywają sprawy ostateczne, a jednak trudno, obok zadumy, nie czytać tego szorta z uśmiechem.

Cezary, życzę Ci mnóstwa optymizmu na przyszłość i biegnę do klikarni. ;)

 

– Nie mam pew­no­ści, cięż­ka spra­wa. → – Nie mam pew­no­ści, trudna spra­wa.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

Na ten stan nie ma żad­ne­go re­me­dium czy ma­gicz­ne­go za­ję­cia… → Czy tu aby nie miało być: Na ten stan nie ma żad­ne­go re­me­dium czy ma­gicz­ne­go zaklęcia

 

Ktoś biegł na tram­waj… -> Ktoś biegł do tram­waju

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

AP, dziękuję za odwiedziny i kliczka! Jest mi bardzo miło, że lektura była dla Ciebie przyjemnością :)

 

Bardzie! Super, że szorcik Ci uśmiechnął :) Dziękuję za kliknięcie!

 

Regulatorzy, Tobie również dziękuję za odwiedziny i kliknięcie :) Wszystkie babolki poprawiłem zgodnie z Twoimi sugestiami ;] Tekst pisałem późnym wieczorem i wrzuciłem na forum w zasadzie w wersji saute, więc uśmiałem się z “magicznego zajęcia”, które mi się zapodziało :)

Cezary, życzę Ci mnóstwa optymizmu na przyszłość

Dziękuję heart

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cezarze, wersja saute wyszła świetnie – dobrze że szort nie był panierowany ani duszony. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Najważniejsza była marynata :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

O tak, marynata ważna wielce, a także by wchłonąć jej stosowną ilość. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wciągnęła mnie Twoja opowieść, ale mnie nie ubawiła. Oczywiście był absurd, ale bardziej skłonił mnie to smętnych refleksji, niż do uśmiechu. No, ale to może być obraz mojej bieżącej kondycji, a nie defekt opowiadania;)

W dół urwiska, w stronę przepaści, na samym jej brzegu...

Cezary, bardzo udany tekścik w mojej opinii.

Jak to u Ciebie, narracja przebiega płynnie, naturalnie i swojsko. Przez co czyta się z przyjemnością i lekkością.

I zrobiłeś bardzo fajny balans między humorem/absurdem a poważnym problemem dzisiejszego świata. Po całym tekście, który jest w tonie raczej zabawnym, walisz na koniec jedno zdanie, które z automatu ściąga banana z twarzy i skłania do refleksji.

Dodaję ostatniego klika i posyłam do biblio. 

Kawał dobrego szorta. Żarty trafiały, oprócz tych “o sztywności”, które słyszałem już wielokrotnie, fabuła też szła sprawnie, a zakończenie… No, zakończenie jest bardzo mocne. Ostatnie zdanie naprawdę powala.  

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Ambush, dzięki za wizytę I kliknięcie;)

Wciągnęła mnie Twoja opowieść, ale mnie nie ubawiła

Bardzo dobrze, tekst nie miał być komediowy ;)

 

Realucu, Tobie również dziękuję za kliknięcie i tym samym dobicie do biblio :)

I zrobiłeś bardzo fajny balans między humorem/absurdem a poważnym problemem dzisiejszego świata.

Takie było założenie, bardzo mi miło, że faktycznie się udało:)

 

Młody Pisarzu, wielkie dzięki za miłe słowa! :)

 

Z tym zakończeniem, założeniem było przygotowanie czytelnika na taką obserwację narratora, ale jednocześnie nadanie jej odpowiedniej mocy. Super, że to wyszło.

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Misię czytało z uśmiechem i zadowoleniem, że jeszcze jest żywe, aż dotarło do ostatniego zdania i zaczęło się zastanawiać: Czy na pewno? Na pewno udany szort. :) Sprawdziło, że tekst już jest w Bibliotece i nie musi klikać, :)

Dzięki, Koalo, za wizytę i komentarz:)

aż dotarło do ostatniego zdania i zaczęło się zastanawiać: Czy na pewno?

Myślę, ze najważniejsze to "żyć", a nie tylko "przeżyć" :)

 

Pozdrawiam serdecznie :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Przyjemny absurd, choć puenta smętna. Może i coś w tym jest, ale póki zachowujemy pozory życia, warto go używać.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo! Dzięki za wizytę i komentarz!

 

choć puenta smętna.

Ano, smętna. Chociaż nie uważam, że przez to mniej prawdziwa.

 

Może i coś w tym jest, ale póki zachowujemy pozory życia, warto go używać.

Z całą pewnością warto, nawet trzeba! 

 

A tak w ogóle, główną ideą, która mi przyświecała przy tekście, było pokazanie syndromu wypalenia zawodowego (stąd ten 14 września, symptomy wypalenia powciskane w treść, etc.), ale ostatecznie śmierć narratora wyewoluowała na szersze znaczenie.

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej!

 

Lubię Twoje tytuły (i oczywiście styl, także jestem), lekka odskocznia od horrorów. ;)

 

Na razie, postanowiłem jednak funkcjonować względnie normalnie.

Bez przecinka. Tam wyżej też coś mi przecinki nie grały, ale nie jestem wielką specjalistką.

 

Lubię taki absurdalny humor w Twoim wykonaniu, no i ogólnie fajne rozkminy z tym umieraniem i konsekwencjami. Przypomniało mi to trochę Twoje wesele na konkurs, ej, czy ja to skomentowałam? Kurczę, teraz tak myślę, że zapomniałam, wtedy trochę mniej mnie było na forum. Betowałam, ale opowiadanie dodałeś dla zmyłki osobno. :D

 

– Nie rozumiem skąd u ciebie taki grobowy nastrój – odpowiedział ze śmiechem kierownik.

Dobre. :D

 

– Czy już wcześniej się to panu zdarzało? – zapytał, jakby z wahaniem.

– Umieranie? Nie, to pierwsza taka sytuacja w moim życiu – odpowiedziałem z godnością.

Twój poziom absurdu jest rozbrajający. :D

 

– Przecież nie jest pan chory.

– Jestem martwy…

– No tak, to wyjątkowo niefortunne, ale sam pan rozumie, przepisy nie pozwalają wystawiać zwolnień dla zmarłych.

Ach, ten nasz system!

 

– Przepraszam, czy mógłby pan być trupem gdzie indziej?

Jakie to typowe, pięknie pokazujesz, że ludzie mają gdzieś, co się dzieje z innymi. Pod czarnym humorem skryłeś sporo goryczy, a ja – no cóż – już taka jestem, że lubię czarny humor i gorycz.

Jedynie koniec – kurczę, jest naprawdę dobry, smutny, mocny. Tylko za szybki, bo ja się zaczęłam w to opowiadanie zagłębiać, a tu tak ciachnąłeś jak nożem – pach, koniec. Niespodziewanie. Może też nie wiedziałam, że to będzie short i stąd takie zdziwienie, że nie ma nic więcej. Bardzo mi się podobało, ale szkoda, że takie krótkie.

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej, Ananke! Serdeczne dzięki za taki szczegółowy komentarz. Jest mi niezmiernie miło, że szorcik Ci się spodobał :)

 

Przypomniało mi to trochę Twoje wesele na konkurs, ej, czy ja to skomentowałam?\

Wydaje mi się, że nie :P 

 

Twój poziom absurdu jest rozbrajający. :D

Do usług… :)

 

Jedynie koniec – kurczę, jest naprawdę dobry, smutny, mocny. Tylko za szybki, bo ja się zaczęłam w to opowiadanie zagłębiać, a tu tak ciachnąłeś jak nożem – pach, koniec. Niespodziewanie. Może też nie wiedziałam, że to będzie short i stąd takie zdziwienie, że nie ma nic więcej. Bardzo mi się podobało, ale szkoda, że takie krótkie.

Na takie zakończenie złożyło się kilka elementów, w tym także moja kondycja psychiczna w momencie pisania szorta (takie trochę odreagowanie po poprzednim tekście, a trochę po wyjątkowo ciężkim tygodniu). Przede wszystkim jednak, chciałem żeby puenta należycie wybrzmiała. Gdyby końcówka była dłuższa, to mogłoby się to lekko rozmyć. A tak, świadomie pozostawiłem czytelnika z mocnym akcentem i niejako zmusiłem do zatrzymania się i zastanowienia.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Fragment o wizycie u lekarza jest po prostu mistrzowski ;D

Hej, Infinity! Dzięki za lekturę i komentarz :)

 

Bardzo mi miło, że scena u lekarza Ci się spodobała ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej, gratuluję udanego szorta. Wyszło niesamowicie ciekawie, ale z oceny zabrałem gwiazdkę za scenę w parku. Tak mówiąc oczywiście jedynie z mojej perspektywy to zabrakło mi trochę by wybrzmiało to społeczne wykluczenie i to nawiązanie do ostatniego akapitu, który z kolei fenomenalnie spiął cały tekst, jest nieco słabe. Podobnie mam wrażenie, że lepiej gdybyś od razu przeszedł do rzeczy i uderzył w czytelnika od samego początku informacją o stanie bohatera. Zamiast sceny w parku może wizyta w szpitalu gdzie podpisałby akt zgonu lub coś takiego? Albo z kolei inna sytuacja gdzie się go nie poważa ze względu na stan? Ta para w parku nie bardzo mi wybrzmiała bo to tylko była dwójka osób, raczej by pasowało by ktoś inny, postronny przychylił się do tych wykluczających bohatera. Koncept zdecydowanie zasługuje na jakieś jeszcze pociągnięcie tematu dalej :).

Pozdrawiam Serdecznie

Dragonin

Cześć, Dragonin! :)

 

Dzięki za odwiedziny, bardzo mi miło, że szorcik Ci się spodobał:)

 

Podobnie mam wrażenie, że lepiej gdybyś od razu przeszedł do rzeczy i uderzył w czytelnika od samego początku informacją o stanie bohatera

Hmm, ale ta informacja pada juz w drugim akapicie… Dla narratora to tez jest lekki szok, wiec poczatkowo nie rozumie jeszcze sytuacji :)

 

para w parku nie bardzo mi wybrzmiała bo to tylko była dwójka osób, raczej by pasowało by ktoś inny, postronny przychylił się do tych wykluczających bohater

Rozumiem Twój zamysł, ale przyznam, że taki przebieg wydarzeń wydaje mi się mało naturalny. Nie chciałem też przedstawiać historii z perspektywy innych osób, stąd bazujemy głównie na odczuciach i obserwacjach narratora. 

 

Niemniej, dziękuję za cenne uwagi. Pozdrawiam serdecznie:)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Wydaje mi się, że nie :P

Błąd już poprawiony. :D

 

Gdyby końcówka była dłuższa, to mogłoby się to lekko rozmyć.

Hm, może tak, choć dla mnie wydłużenie sprawiłoby, że ta końcówka właśnie wybrzmiałaby mocniej, nie wiem czemu, może dałoby takie mocniejsze wgryzienie w ten gorzki świat, w te absurdy śmierci?

Ale i tak mi się podobało. ;)

Fajny pomysł i wykonanie. Podoba mi się

Ananke

 

Hm, może tak, choć dla mnie wydłużenie sprawiłoby, że ta końcówka właśnie wybrzmiałaby mocniej, nie wiem czemu, może dałoby takie mocniejsze wgryzienie w ten gorzki świat, w te absurdy śmierci?

Może i coś w tym jest. Z drugiej strony, teraz jest zgodnie z moim zamysłem, więc już tak zostawię :)

 

Nova

 

Dzięki za lekturę i komentarz! Super, że się spodobało :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Nowa Fantastyka