- Opowiadanie: Jim - Białe motyle – opowiadanie pozakonkursowe

Białe motyle – opowiadanie pozakonkursowe

Ambush zapłodniła mnie (literacko) swoim opowiadaniem “czarne motyle”.

Od ponad pół roku piszę pewne opowiadanie i nie mogę go skończyć, a tym razem napisałem tekst w parę godzin.

Pewnie jest surowy i chropawy, ale co mi tam, wiem, że powinien swoje odleżeć – ale niech diabli biorą pisarskie zasady – skoro jest gorącą odpowiedzią, niech wpada tak jak jest, na gorąco, bez playbacku, bez cięcia...

 

Od Ambush zapożyczyłem częściowo konstrukcję, ale mam nadzieję, że mi wybaczy te drobne naśladownictwo :)

 

Z pewnością nie jest to nic fabularnie świeżego, sam umiałbym na poczekaniu wskazać przynajmniej z tuzin literackich inspiracji, które mogły mi zaiskrzyć gdzieś na synapsach, a jak bym się dłużej zastanowił to pewnie i kilkadziesiąt. Ale pewien jestem, że nikt dotąd tej historii nie opowiedział dotąd w ten sposób – i dlatego ośmielam się Wam ją przedstawić, podaną przez Erosa Browna – i oczywiście, przez Swena (w stronę Swanna? ;-) )

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Białe motyle – opowiadanie pozakonkursowe

 

Mój ojciec, Swen Brown, imał się bardzo różnych zajęć w swoim życiu. Był służącym, ogrodnikiem, gońcem, marynarzem, pucybutem. Tak przynajmniej kazał mi wierzyć, bo nade wszystko – był urodzonym łgarzem.

Samo nazwisko Lady Aciremy Htron wydawało mi się wymyślone. Ale usłyszałem je po latach od dwóch zupełnie niezwiązanych z ojcem osób. Od kaznodziei, z którym połączył mnie drink na parę minut i od śpiewaczki, z którą połączyło mnie łóżko na parę upojnych nocy.

Kaznodzieja przed Aciremą przestrzegał. Śpiewaczka, wręcz przeciwnie.

– Musisz ją poznać, spodobałaby ci się.

– Nie mój przedział wiekowy.

– Za młoda?

– Za stara!

– Jestem stara?

– Skąd taki pomysł, jesteś chodzącą młodością! – Broniłem się, choć wiedziałem, że już zostałem osądzony i skazany.

– Dupek!

I na tym się nasze słodkie tête-à-tête skończyło.

 

*

 

Lady Htron wynajęła ojca by zajął się różami.

– Wiesz, chłopcze, poszedłem wtedy szukać kłopotów i znalazłem ją.

– Jak wyglądała?

– Hah, czyż nie opowiadałem ci już wielokrotnie?

 

*

 

Było Halloween, więc myślałem, że to przebranie.

Całkiem udane przebranie.

Wyglądała jak żywcem wyjęta ze starych, czarno białych filmów. Włosy czarne jak humor skazańca, wysoko upięte pod szerokim kapeluszem nad szyją koloru lodowca. Oczy niczym dwie wyspy otchłani wśród wiecznej zmarzliny. Usta, niczym ślad krwi na śniegu.

A mimo to, gdy wpadł mi okruch do oka i skaleczyłem palec kolcem róży, przypłynęła do mnie ciepła i pomocna. Miałem ją za królową lodu, a ona… ona pokazała mi jak lód potrafi parzyć. Otoczyła miejsce zranienia wargami, gorącymi, choć spodziewałem się mrozu. Rozsmarowała kroplę krwi na języku. Rozgrzała, zlizując chciwie krople krwi, by po chwili zmrozić oddechem.

Podziękowałem i zmieszany uciekłem.

 

*

 

Niezliczoną liczbę razy żałowałem potem, że wtedy uciekłem. Nawet gdy w końcu u niej zamieszkałem. Już nie byłem tylko chłopcem od róż. Zajmowałem się wszystkim. Odkryłem jej dziwne zwyczaje, ale niczego przede mną nie kryła.

No… prawie niczego. Poza krzakami róż i niezliczonymi pokojami pełnymi gablot z czerwonymi motylami, stara posiadłość miała jeszcze strych i piwnicę.

Sekret piwnicy wkrótce mi wyjawiła, ale strych… zabroniła mi tam wchodzić.

Nie, nie zgaduj. Oczywiście, że tam wszedłem. Opowiem ci chłopcze, co było na strychu, ale po kolei.

Pytasz jak mieszkała?

Był w tym luksus i ekstrawagancja.

Miała wielkie łoże, pełne różowych poduszek, ale w nim nie spała.

Męką było patrzeć na jej spotkania ze wciąż nowymi mężczyznami.

Zawsze o północy.

Przynosiłem im wino. Podawałem gościom przysmaki, które sam nauczyłem się przyrządzać. Niewidzialny jak powietrze.

Potem ja znikałem za drzwiami, a oni padali na te poduchy.

Czy podglądałem?

Oczywiście, że tak!

I wiem, że ona o tym wiedziała.

I bawiła ją męka mojej niewypowiedzianej zazdrości.

 

*

 

Nad ranem, tuż przed tym gdy kładła się w piwnicy, w skrzyni pełnej ziemi, by przespać się do kolejnego wieczora, zawsze malowała motyle.

Nie potrzebowała do tych obrazów dużo krwi. Ot, parę ugryzień tu, parę ugryzień tam. Nikogo nie zabijała.

Przynajmniej nie wtedy, gdy ja tam byłem.

Mordercą byłem ja.

Nie, nie ludzi, głuptasie. Czy twój ojciec wygląda na takiego, kto mógłby zabić człowieka?

Zabijałem motyle, które ożywały niedługo po tym, jak zamykałem wieko jej skrzyni i piwnicę na siedem kłódek.

Przebijałem je szpilką i umieszczałem w gablotach. Były rubinowoczerwone, ale na palcach nie zostawała mi nigdy ich krew. Trzepotały się krótką chwilę, za szkłem gabloty, jakby się nie chciały pożegnać z tym krótkim życiem.

A potem rozprostowały pięknie skrzydła i stawały się kolejnymi okazami kolekcji.

Zastanawiałem się, co by było, gdybym pewnego wieczora nie otworzył kłódek. Gdybym nie zszedł na dół. Nie podniósł wieka skrzyni.

Miłość robi dziwne rzeczy z ludźmi.

Zazdrość czy miłość, co za różnica?

Co ty tam wiesz młody. Nie kochałeś prawdziwie, skoro takie rzeczy gadasz.

Nienawidziłem jej za to.

Pragnąłem jej śmierci.

Czułem się jak motyl, którego nadziała na szpilkę.

 

*

 

Po wyjściu kolejnego kochanka przyparłem ją do muru, i chyba chciałem udusić. Pozwoliła mi zacisnąć palce naprawdę mocno, tkanka poddała się łatwo, coś chrupnęło. Z niesłychaną łatwością wyswobodziła się i porwała mnie na łoże.

– Nareszcie – wysyczała mi do ucha.

Byłem przerażony. I tym, że chciałem jej zrobić krzywdę i tym, z jaką łatwością rzuciła mną jak piórkiem.

– Kochaj mnie!

Ale… nie mogłem. Strach był potężniejszy niż pożądanie.

Przez chwilę patrzyła gniewnie, a potem wykrzyczała coś, czego nie zrozumiałem:

– Och, mój biedny Otello!

Po czym spadła na mnie jak burza śnieżna. Zarazem zimna jak i gwałtowna. By chwilę potem owionąć mnie letnim, zachodnim wiatrem pocałunków tak gorących, że nie spodziewałbym się ich po istocie śpiącej w skrzyni pełnej gleby.

I kochałem ją. Ten jeden jedyny raz, ja, a nie świeżopoznany bawidamek.

Kochałem… Niewprawnie przecież, ile ja mogłem wtedy mieć lat? Co ja wiedziałem o kobietach?

Prowadziła mą rękę, instruowała jak szczeniaka, zresztą, czyż nie szczeniakiem właśnie byłem? Tu ugryźć, tam zaaportować sutek, nie za mocno, a teraz mocniej, o tak, tak, tak! Poliż tu piesku. Czujesz to? Czujesz jak cała drżę? Czujesz jak płonę? To zapal mnie mocniej, niech wybuchnę jak wulkan, niech zapłonę jak piekło!

Ugryzła mnie w szyję. Głęboko. O wiele głębiej niż któregokolwiek z nich. Tak przynajmniej sądziłem.

A i motyl, którego namalowała był odrobinę większy od pozostałych.

 

*

 

Tego ranka czułem się szczególnie. Może i codziennie miała innego, ale od teraz będzie już tylko ze mną. Przecież usłyszałem to w jej głosie, że ona też na to czekała, czyż nie?

A skoro tak, to muszę poznać wszystkie jej sekrety. Jakiekolwiek by one były. Gdy zamknąłem za nią wieko odważyłem się wreszcie zajrzeć na strych.

 

*

 

– A kolekcja białych motyli? – Przełknąłem nerwowo ślinę.

Zmarszczyła brwi, ale nie wyglądała na bardzo rozgniewaną tym, że złamałem jej zakaz.

– Co ci się tam roi? – spytała.

– Skoro czerwone motyle tworzysz wysysając krew, to białe…

Oblizałem się. Nie śmiałem dokończyć, ale poczułem silny wzwód.

Przyglądała się mojemu żołnierzowi z rozbawieniem.

– Dokończ – rozkazała.

Więc dokończyłem urwaną myśl.

– Każdy z was tak myśli – powiedziała znudzonym tonem. Czubkiem paznokcia dotknęła żołnierza, który wyprężył się jak do raportu. – Już nie będziesz mi potrzebny.

Nakazała mi się ubrać i opuścić jej dom. Nie pomogły zaklinania, przysięgi, błagania.

– To dlatego, że zajrzałem na strych? – spytałem z niedowierzaniem.

Pokręciła głową.

– To tylko przyspieszyło sprawę. Będę musiała wyjechać.

I znów skamlałem jak kundel, prosząc ją, bym mógł jej towarzyszyć.

W końcu zacząłem ją przeklinać, złorzeczyć. Znosiła to z chłodnym uśmiechem.

– Już? – spytała gdy nie miałem już sił na smutek i gniew.

Przełknąłem łzy i spytałem:

– Powiesz mi chociaż, skąd te białe motyle?

– Gdy człowiek umiera, jego motyl blednie. Twój też kiedyś zbieleje, ale ja o tobie będę pamiętać, mój Otello.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Jimie, szorcik (liczący idealnie 6969 znaków) świetnie współgra z tym autorstwa Ambush – oba uzupełniają się, inspirują nawzajem, dopełniają, współistnieją, czego serdecznie Wam Obojgu gratuluję, podobnie jak samego konkursu. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

smiley

Nie ma to jak wzajemne inspiracje…

Pomysł przedni. Wykonanie takoż. Finezja i charm. W sumie zgrabny duecik – ciekawe

czy “efekt motyla” ktoś pociągnie dalej…

Nie wypada jednak tak bez jednego choćby przecinka czy kropki, więc tykam paluchem…

spotkania ze wciąż nowymi

Samo z wystarczy… Choć uczeni w piśmie mają różne interpretacje. Ładniej wygląda

po prostu…

Pozdrawiam.

dum spiro spero

Podpisuję się pod czepialstwem Fascynatora. Wrzuć gdzieś jakiś przecinek, żeby się znaki zgadzały i będzie cacy xD Fajne opowiadanie, zakończenie przednie. A z tego Swena to niezły był podrywacz :)

Spodziewaj się niespodziewanego

bruce

Fascynator,

NaNa

raduję się z Waszych odwiedzin!

 

brucecieszę się, że się spodobało, a także to, że konkurs, który pierwotnie Ci przecież niezbyt leżał, spotkał się z Twoim uznaniem :)

 

Fascynator,

NaNa

dzięki za miłe opinie, co do czepialstwa – spojrzę na ten tekst jeszcze (może Tarnina, albo regulatorzy tu zajrzy i jakiś przecinek zaproponuje :D ) – może jeszcze coś przemodeluję (trochę z tekstu wyrzuciłem by było dokładnie 6969, pewnie jeszcze się da wyrzucić, a gdzieniegdzie coś dodać :) )

Co do samego Swena (Ambush świetnie wymyśliła to imię i jego historię :) ) – poznaliśmy nieco ojca Erosa i jego dziadka (w opowiadaniu Ambush) – i trochę chyba łatwiej zrozumieć dlaczego jest jaki jest – i okazać mu też odrobinę serducha :)

 

Teraz wracam do walki z moim potworem utworem, który męczę już siódmy miesiąc :D

 

I nadal czekamy na Wasze teksty konkursowe!

Szczególnie ścieżka B jest wciąż wybierana zbyt rzadko! ;)

entropia nigdy nie maleje

Jimie, ogólnie nie przepadam za wyuzdaną erotyką, kipiącą i przelewającą się co wyraz i jedynie pod tym względem obawiałam się nieco, ponieważ jako nadnadnadgorliwa dyżurna, staram się czytać… hmmm… dużo. :) Na fantastyce lubię skupiać się na niej, a nie na innych tematach. :)) Na szczęście utwory konkursowe (i te – pozakonkursowe, lecz opatrzone stosowną klauzulą konkursowego linkowanialaugh ) są tak wybitne i różnorodne, że jestem nimi zachwycona od samego początku, każdorazowo przystępuję do lektury z zaciekawieniem oraz radością i tym należy tłumaczyć moje obawy, tudzież zapytania, pojawiające się od razu po lekturze pierwszych tekstów, a dotyczące nominowania opowiadań anonimowych. laugh Zazdroszczę Jury pomysłu, natomiast nie zazdroszczę Jury wyboru spośród tej niezwykłej różnorodności, bo poziom opowiadań jest wysoki, fenomenalny, znakomity! BRAWA! smiley

Pecunia non olet

Mimo, że nie czytałem Twoich (i innych) komentarzy pod utworami Księgi (z premedytacją, nie zamierzałem się niczyim zdaniem sugerować przy własnych ocenach) – to nie sposób było nie dostrzec wstawiając potwierdzające przeczytanie obrazki, że “nadnadnadgorliwa dyżurna” ciągle się tam pojawia.

Za co Ci jestem niezmiernie wdzięczny, bo my, jako jury, nie możemy zagrzewać do boju i nagradzać (przedwcześnie) dzielnych, anonimowych autorów, a Twoje komentarze – nie wątpię, że jak zwykle niosące morze pozytywów – naprawdę potrafią uśmiechnąć.

I tak – uśmiechnął mnie ten komentarz również. Cieszę się, że konkurs się spodobał i że – fantastyka w nim króluje nad erotyką i Twoje obawy, że zaleje nas fala nieuzasadnionych fabularnie sprośności – czy jak to określiłaś “wyuzdanej erotyki, kipiącej i przelewającą się co wyraz” okazały się nieuzasadnione.

Choć pozwolę sobie mieć odmienne zdanie do erotyki jako takiej. Gdyż w swoim własnym, Jimowym literackim manifeście, uważam pisanie o miłości (również tej spychanej na margines, określanej pogardliwie zmysłową, czy fizyczną – a kto nam dał prawo dzielić miłość nożem: mięso od kości?) za najważniejsze w życiu pisarza. Bo gdybym nawet mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jako miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący :)

entropia nigdy nie maleje

Wyniosłeś Swena na całkiem inny poziom. To już nie niezgrabny nastolatek, ale mężczyzna fatalny;)

Podobało mi się.

Może zdążę coś jeszcze naskrobać i zabrać głos w sadze o rodzie Brownów.

Zapładniam czarnymi motylami;)

Byłoby niezwykle miło, gdyby Ci się udało :)

entropia nigdy nie maleje

Hej 

No widzę, że limit jak w przypadku Ambush wykorzystany maksymalnie :) 

 

No jak ktoś widzi białe motyle to znaczy, że trzeba odstawić flaszkę :) 

 

A jeśli chodzi o tekst, to zaczyna się tak jak czarne metyle ee znaczy się motyle od – “ a teraz opowiem wam historię” i tym razem mamy historie ojca Browna. 

Musze przyznać, że erotyka w Twoim wydaniu jest mocna, wyrazista z dużą ilością dowcipu. Fantastyki jest zdecydowanie więcej niż u Ambush ale też i humoru – już się bałem że zakończysz na teorii Swena co do białych motyli ;). No właśnie, zakończenie mimo humoru w tekście wypada poważnie i wiarygodnie. Podziwiam umiejętne wyważenie humoru, erotyki i powagi w tekście. Mieszanka dość ryzykowana ale połączyłeś tak wszystkie składniki, że erotyko wypadła wiarygodnie, humor bawił w odpowiednich momentach, a powaga w finale nie została przyćmiona :). 

 

Klikam i pozdrawiam :)

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

No jak ktoś widzi białe motyle to znaczy, że trzeba odstawić flaszkę :) 

laugh

Pecunia non olet

No jak ktoś widzi białe motyle to znaczy, że trzeba odstawić flaszkę :)

Bardjaskier

bruce

 

Już odstawiam!

 

Bardjaskier

 

Dzięki za dodający skrzydeł komentarz, może jednak jeszcze nie zapomniałem jak się pisze ;-)

I dzięki za kliczka.

 

Pozdrawiam serdecznie!

entropia nigdy nie maleje

Rozsmarowała kroplę krwi na języku. Rozgrzała, zlizując chciwie krople krwi, by po chwili zmrozić oddechem.

Tutaj zazgrzytało mi tylko powtórzenie. Tekst ciekawy, klimatyczny i wciągający. Co prawda scena łóżkowa moim zdaniem jest najsłabszym elementem, ale to może być tylko moje uprzedzenie. Nie znalazłam jeszcze nigdzie opisu sceny miłosnej, która by mnie zachwyciła, stąd sądzę, że to ja mogę być uprzedzona. Za to klimat i sprawność poprowadzenia narracji wywarły na mnie wrażenie. Przeczytałam z przyjemnością.

M.G.Zanadra

 

Dzięki za miłe słowa, co do kropli krwi to się jeszcze zastanowię czy i jak ją wymienić, nie pamiętam teraz co mi przyświecało gdy tak to napisałem, teraz to na pewno wygląda na potknięcie, z drugiej strony wrzucanie tam przykładowo jakiejś posoki mi trochę nie pasuje – więc chwilkę będę musiał nad tym posiedzieć by coś sensownego znaleźć.

Co do:

Nie znalazłam jeszcze nigdzie opisu sceny miłosnej, która by mnie zachwyciła, stąd sądzę, że to ja mogę być uprzedzona.

Mimo, że jestem pomysłodawcą tego konkursu, nie twierdzę, że erotykę potrafię pisać (bo to w sumie łatwe nie jest, jeszcze nie spotkałem osoby, której by to przychodziło jak oddychanie).

Ale może by walczyć z własnymi uprzedzeniami i brakiem porywających scen miłosnych… spróbuj sama taką napisać? Tak jak wspomniałem wyżej – nie jest to łatwe zadanie, ale szczerze zachęcam do spróbowania, tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, że konkurs zostanie przedłużony.

 

Pozdrawiam.

 

entropia nigdy nie maleje

No, tu już więcej fantastyki. A i materiał do refleksji się znalazł… Spodobała mi się Ameryka przedstawiona jako wampir. Bardzo ciekawe spostrzeżenie.

Pochodzenie białych motyli też fajne.

Babska logika rządzi!

Twój motyw, Jimie, misie! Bielejemy. Śmierć to bielenie, wypranie człowieka w pralce życia. Może uważajmy na wirówki i nie dajmy się w nie wkręcić?

Też bibliotekuję. :-)

Oba opka pozakonkursowe są dla mnie równoważne. W tym @Ambush ciut więcej prawdy "ekranu", a u Ciebie fantastyki. Dlaczego też kursywa? Kurcze, nie bądźcie niewolnikami znaków, oddajcie się znaczeniom.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Finkla

Sens, który wyłapałaś, był ukryty wręcz prostacko, obawiałem się więc, że dostanę po głowie za taką dość (jak mi się wydawało) przecież powierzchowną obserwację. Jednak z moich doświadczeń z Amerykanami i Ameryką akurat bardzo mi się narzucał i chciałem go gdzieś zawrzeć, nie twierdząc, że to clue, czy istota Ameryki – ale jedynie – jej bardzo istotny rys – i to na wielu, bardzo różnych polach i poziomach. Zostawić to czytelnikowi do głębszej interpretacji. Nie pokazywać paluchem (choć trochę niestety tak, nauczony doświadczeniem z moich poprzednich utworów, gdzie aluzje zostały dużo głębiej ukryte – i przez to nie zostały wyłapane – a mi zależy na tym, żeby moje teksty były zrozumiałe, więc staram się, by każdy kolejny był mniej mglisty i bardziej wprost). I tu płynnie przejdźmy do znaczeń, o których pisze Asylum.

 

Asylum

Pozwolę sobie bronić trochę tej kursywy. Po pierwsze, tym opkiem nieco naśladowałem opko @Ambush (co do struktury i budowy, ale także co do zapisu), więc pożyczyłem i te fragmenty kursywą – w tej samej funkcji – czyli gdy zmienia się narrator – z Browna, na jego ojca – pojawia się kursywa – cały ten tekst mógłby równie dobrze być w cudzysłowie – bo to Brown opowiada, jak jego ojciec opowiadał.

 

Finkla

Asylum

Cieszę się, że motyw białych motyli się Wam podobał. To bielenie jest mi bardzo bliskie. Znów – obserwacja może powierzchowna, ale jednak dla mnie istotna. Tym bardziej, że czasem symboliczna śmierć wyprzedza rzeczywistą. Wirówek, o których wspomina Asylum, we współczesnym świecie trudno uniknąć, można poszukiwać Śanti – wewnętrznego spokoju, nirwany, jednak gdy wirówkę mamy również wewnątrz – albo gdy coś nam nakazuje poszukiwać wirówek na zewnątrz – o ileż oczywistym staje się wkręcenie, wybielenie, wyprasowanie – i zupełne wyblaknięcie – jeszcze za życia.

 

Pozdrawiam

entropia nigdy nie maleje

Lubię opowiadania, które pobudzają wyobraźnię i chęć usłyszenia ciągu dalszego. Czy syn również na swojej drodze spotka lady? Czy wiedza i opowieści ojca uchronią go od popełnienia tych samych błędów? 

 

Nova

 

Ja też jestem tego bardzo ciekaw!

I wiesz co jest najlepsze?

Jeszcze do czternastego lipca masz czas by na to pytanie odpowiedzieć, bo przecież to Wy tworzycie historię Browna i pozostałych!

Zdradzę tajemnicę, że my oboje z Ambush bardzo czekamy na końcowy wysyp tekstów – wiemy, że niektórzy z Was do samego końca będą dopieszczać i dopiero za pięć dwunasta coś wrzucą.

Druga wielka tajemnica, którą zdradzę: tekstów w ścieżce B jest malutko, szansa na podium – bardzo duża – warto spróbować.

Więc – czy syn spotka lady i czy opowieści ojca uchronią go od popełnienia błędów?

To pytanie do Was, drodzy konkursowicze!

A my, skromni jurorzy – jesteśmy ciekawi Waszych odpowiedzi, Waszych opowiadań, Waszych wizji Księgi Miliona i Jednej Rozkoszy!

 

entropia nigdy nie maleje

Dzień dobry Jim.

 

Dzień środowy postanowiłem zacząć od tego tekstu.

 

Podoba mi się klimat oraz mimo krótkiej formy, czułem się zadomowiony. Właściwie od niemal początku szybko sprawa dość makabryczna ulega normalizacji. Bohater wchodzi w jakąś zdeprawowaną relację, taką gotycką i dekadencką. Forma prezentacji wydaje się być dość poszarpana, ale cały obraz maluje się w wyobraźni, w czym pomagają malarskie opisy związane z krwią czy przyrodnicze, związane z motylami. To są walory estetyczne, pięknie przyćmiewające makabrę, która przecież tutaj istnieje. Trzeba by bardzo nie szanować życia, żeby na takie coś pójść. Czasem taka jest miłość, czy erotyka, że łoże się rozkłada choćby na trupach.

 

Miłość robi dziwne rzeczy z ludźmi.

Sam tekst więc tłumaczy.

 

Przynosiłem im wino. Podawałem gościom przysmaki, które sam nauczyłem się przyrządzać. Niewidzialny jak powietrze.

No i zgłosiłem klika.

Tak podrywaj mnie. Tak warto.

Dzień dobry, Vacter,

miło mi Cię gościć pod moim tekstem!

 

 

Vacter

czułem się zadomowiony

Cieszę się :)

 

Forma prezentacji wydaje się być dość poszarpana

Taka miała być. Chciałem, żeby nie tylko była poszarpana, ale też w pewien sposób chropawa. Starałem się dobrze zbudować klimat, cieszę się, że go poczułeś.

 

No i zgłosiłem klika.

 

Dziękuję bardzo za klika i Twój odbiór, nie myślałeś, by zawodowo zająć się pisaniem recenzji? ;)

 

pozdrawiam

 

 

entropia nigdy nie maleje

Cześć Jim. Już mi się zdarzało pisać quasi-zawodowo recenzje. Ale wiadomo, że wolę być poetą niż krytykiem ;)

Tak podrywaj mnie. Tak warto.

Możesz być poetyzującym krytykiem albo krytycznym poetą ;-)

entropia nigdy nie maleje

Może felietonistą. Zapytałbym, kto szybciej upada. Krytyk czy dzieło?

Upuszczeni jednocześnie w przestrzeni jak w wydarzeniu Red Bulla. Jakie siły ściągałyby ich w dół, jakie w górę i czy gdyby przypadkiem krytyk jako pierwszy nie zarył ryjem w ziemię (lub ocean), to czy jego śmierć oznaczałaby cokolwiek dla dzieła?

Tak podrywaj mnie. Tak warto.

Ładne. Właściwie nie jest to właściwe określenie. Lepsze może jest: urzekające. Czytało misię. Wrażenie: misię :)

Vacter

…czy jego śmierć oznaczałaby cokolwiek dla dzieła?

 

Dzieła istnieją dopóki, dopóty się je krytycznie odbiera – upadek krytyka byłby zatem upadkiem dzieła, ale co jeśli na grobie krytyka wyrośnie krytykorząb nadzwyczajny i szeleszcząc listowiem coś o dziele opowie? Jeśli dzieło jest wieczne to i krytyk jest wieczny. Wzajemnie są spętleni i niodzowni (napisałem “nieodzwoni” i zacząłem się zastanawiać, co tym dzwonieniem mi przydzwoniło, takie podzwonne dla dzieła czy dla krytyka, a może mi dzwoni w złym kościele?).

 

Koala75

Jak zwykle cieszę się z odwiedzin misia, szczególnie jak misiowi się podoba :)

 

 

 

entropia nigdy nie maleje

Jimie, krytyk jeśli nie ma pełnego poklasku jest jak obornik. Może użyźnia glebę materiału twórczego. Wiadomo, że zasypana żywa istota może się zadławić, jeśli uznaje się za skończoną sadzonkę (sądząc o sobie jak o doskonałej, pełnej roślinie). Jeśli jednak wciąż kiełkuje lub dopiero wykiełkuje, to dobrze rzucony obornik powinien pomóc? Ja rzuciłem co najwyżej jakimś biokomponetem, może bioodpadem. Raczej wielce nie spowodowałem niczego. Ale w ogólnej teorii tak jest. Odżywczymi materiałami można pomóc, ale i zabić.

 

Ja tutaj lekko sypnąłem, ale nie są to ani piaski nędznego żałobnika, ani nawozy przypadkowego zwierzęcia. Podobnie jak w tekście Twojej sojuszniczki, zauważyłem pewne spójności, które u mnie wywołały reakcje. Erotyka gleby, użyźniania, podsypywania i podlewania są już jakąś tam jakością.

 

Pomijając Twój tekst. Autor bez krytyka nie istnieje, a jak istnieje, to widocznie nie istnieje naprawdę. W tekstach chyba nie istnieje obiektywne piękno, zawsze musi się zadziać paskudna reakcja z umysłem odbiorcy. Najlepszy odbiorca to taki, który nie jest ani napędem CD, ani gramofonem. Tylko taką podobną gleba co piszący. Są jednak pewne ogólne zasady, które da się bardzo mocno zastosować. Poprawność kodu języka, niezamierzone sprzeczności autora, brak wiedzy w temacie podstawowych powiązań. Można napisać tekst bardzo słaby, ale bardzo dobry będzie bardziej spekulacyjny niż bardzo zły. Wydaje mi się też, że nie zawsze tekst owocny będzie tekstem dobrym.

 

Tak sobie namieszałem słowami.

Tak podrywaj mnie. Tak warto.

Erotyka gleby, użyźniania, podsypywania i podlewania są już jakąś tam jakością.

Widzę, że odmianami erotyki dotąd mi nieznanymi zaskakują mnie nie tylko konkursowe teksty, ale nawet komentarze – i to nawet pod moim własnym dziełkiem.

 

Autor bez krytyka nie istnieje, a jak istnieje, to widocznie nie istnieje naprawdę.

 

Tak, zgadzam się – to najwyżej potencjalne istnienie. Niepełne.

 

Wydaje mi się też, że nie zawsze tekst owocny będzie tekstem dobrym.

Tekst owocny jest niejako skończony, a w tekstach cenię… nieskończoność ;-)

 

Tak sobie namieszałem słowami.

 

A mieszaj sobie do woli. Z tego mieszana nikomu niczego nie ubędzie, a może wręcz przeciwnie ;-)

 

 

entropia nigdy nie maleje

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Cześć, Jimbo!

Z opóźnieniem, bo z opóźnieniem, ale się zjawiam.

Przede wszystkim spodobała mi się forma: trochę opowieści szkatułkowej, w dodatku opowiedzianej przez unreliable narrator. Nie masz tutaj, co prawda, wystarczająco dużo miejsca, by w pełni wykorzystać potencjał "historii, która może być prawdziwa, ale nie musi", niemniej zostaje czytelnikowi z tyłu głowy świadomość, że wszystko może być zwykłym łgarstwem. Lubię takie zabiegi.

Klimat gotycko-dekadencki, jak ze starych horrorów Hammera. Szkoda, że postanowiłeś skondensować historię do konkursowego limitu, bo wydaje mi się, że tego typu opowieściom dobrze robi odrobina narracyjnej ślamazarności; jakiś dłuższy opis dusznej atmosfery gotyckiego dworzyszcza, trochę więcej poszlak wskazujących na to, że z lady Aciremą jest coś nie tak, powolne budowanie napięcia… U Ciebie wszystko gna na łeb na szyję, czytelnik nie ma czasu wsiąknąć w opowieść.

Erotyka obecna i erotyczna.

 

Ogółem: kompaktowe, klimatyczne opowiadanko, któremu klik się należy chociażby za nastrój.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Anet

Sympatycznie, że sympatyczne :)

A czy również apetyczne? ;-)

 

gravel

Cieszę się, że forma się spodobała, częściowo “pożyczyłem ją” z analogicznego utworu Ambush – chciałem, by oba teksty mocno ze sobą korespondowały, choć sam unreliable narrator to już typowo mój pomysł (w sumie często zdarza mi się właśnie takich narratorów tworzyć, ale raczej nie pada to expressis verbis jak tutaj, tego “unrealiable” trzeba się domyślać – tu by nie było na taką zabawę miejsca).

Co do klimatu, to starałem się go zbudować a zarazem zmieścić się w limicie. Karkołomne? Owszem. Może rzeczywiście dziełku przydałoby się trochę oddechu, miejsca na wspomnianą przez Ciebie ślamazarność – skoro jednak Ambush tak pięknie wpasowała się w limit, a mój tekścik miał być odpowiedzią – i trochę lustrem (przykładowo motyle u niej czarne u mnie białe, to najbardziej oczywisty, ale nie jedyny z kontrastów) – a odbicie nie powinno przytłaczać.

Erotykę odmierzyłem tak, by zarazem była, była mocna i wyraźna, jak i nie zdominowała całkowicie historii.

 

Dziewczyny, fajnie było przeczytać te miłe komentarze. Pozdrawiam :)

entropia nigdy nie maleje

Podoba mi się początek. Zazwyczaj nie lubię tego typu opisów, że ktoś był taki a taki, ale tutaj jest to napisane tak lekko i tak ciekawie, że od razu mnie wciąga. Zwłaszcza dzięki temu, że mamy ten dopisek o łgarzu.

 

Historia od razu nabiera tempa, nie wiem, czego to zasługa, może tej tajemnicy, którą rozsiewasz, nad Lady Htron, może tych opisów, które są takie zmysłowe i jednocześnie wciąż nie pokazują więcej. Przy scenie z różą i krwią już widzimy, że to kobieta-wampir lub coś podobnego. :)

 

Motyle mocno klimatyczne. Rzadko czytam takie narracje, więc to ciekawa odskocznia. ;)

 

Podobało mi się, chociaż trochę tak ciężko sobie wyobrazić, że bohater tak literacko wręcz opisuje scenę łóżkową. :D To mi trochę zgrzytało, ale ogólnie tempo akcji i cała historia z nutką tajemnicy, oddziałuje na wyobraźnię. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Ananke

 

Dziękuję bardzo za komentarz. Cieszę się, że początek się podobał, jak również tempo i klimat. Co do zgrzytającej sceny łóżkowej – jeszcze o niej pomyślę, bo może rzeczywiście styl jest zbytnio książkowy. Na pewno jak się będzie komponować całość to jeszcze będzie miejsce na doszlifowanie, docięcie albo rozbudowanie itp.

 

pozdrawiam również :)

entropia nigdy nie maleje

Nowa Fantastyka