- Opowiadanie: TheXX - Ostatni Eros

Ostatni Eros

Tym razem nie sci-fi, ale fantasy. Natomiast wciąż kobiecy bohater.

 

P.S. Nie wiem, czy niespełna 7 tys. znaków to szort. Jeśli nie, proszę o upomnienie a szybko zmienię.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Ostatni Eros

– Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby elf sam pchał się do kotła – powiedziała z irytacją Aniela. – Zawsze mogę być o krok od tego, żeby cię pokroić.

– Nie jestem elfem. Powstałam z powietrza – odpowiedziała w obronie Idalia.

– Naprawdę w to wierzysz? – zaśmiała się szyderczo. – Pfe, zapylenie! Kto by pomyślał, że takie bajdy będą powszechnie uważane za prawdę objawioną. Pewnie nikt nie powiedział ci, że pięć pokoleń temu ludzie postradali rozumy. Modne były wtedy wyścigi na „za-py-le-nie” najbardziej odległego gatunku. Pewnie oprócz elfich uszu masz jeszcze ziemię w zębach – dodała w niemiłym tonie jak na nią przystało.

– Zapewniam cię, że z gnomami nie mam nic wspólnego – obroniła się łagodnie Idalia, ani trochę obrażona tym, co przed chwilą usłyszała. – Tamten gnom czasami mnie śledzi, ale trzymam go dla ochrony. Widzisz, każdy za kimś pożą… podąża – przejęzyczyła się Idalia.

– Czarownice są samotniczkami. Jedyne za czym mogę podążać to składniki na magiczne wywary. Wiesz, że do eliksiru młodości niezbędne jest elfie oko?

– Myślę, że nic mi przy tobie nie grozi – wyraziła wciąż spokojna Idalia.

– Hmm, a nikt nie powiedział ci, że zabijamy elfy dla pozyskania wyciągu, który zwiększa popęd mężczyzn, kiedy czarownica chce zabawić się pod swą prawdziwą postacią? – zapytała przekomicznym tonem, jakby chciała wystraszyć co najwyżej zabłąkane dziecko.

– Śmiem twierdzić, że to nie prawda.

– Nie wątpię. Inaczej by cię tu nie było.

 

Słownym utarczkom mogłoby nie być końca. Niech czytelnik wybaczy, że nie zostaną przytoczone wszystkie swary Idalii i Anieli. Tylko duchy leśne wiedzą, do jak późnego wieczora trwały te scysje, o ile nie usnęły wcześniej, albo nie wyniosły się z lasu z bólem głowy.

Po co Idalia wyruszyła w wyprawę, wiedziała tylko jej rodzina. Tajemnicą było, że ze wszystkich jednorożców, jakie chowali, pozostał tylko jeden. Uratować gatunek mogła tylko wielka magia. Miłość i troska ostatnimi czasy były niczym. Nie wystarczały, by je ocalić.

– Więc przypomnij mi, co robisz na moim bagnie? To już trzeci dzień z kolei.

– Jestem tutaj dla Erosa. To ostatni jednorożec, jaki pozostał w naszej rodzinie – powiedziała prawdę Idalia, chcąc wyjść obronną ręką. Podejrzewała, że Anielę prawda nie obchodziła, bo od samego początku sprawiała takie wrażenie. Idalia temu nie dowierzała.

– To, że opiekuję się ostatnim pegazem, nie oznacza, że mamy coś wspólnego. Nie jesteśmy podobne – Aniela uparcie dążyła, by zniechęcić do siebie Idalię.

– Wiem, nie szukam przyjaciółki. Możemy mieć wspólny cel w odtworzeniu gatunków. Opowiem ci historię, którą w dzieciństwie powtarzał mi dziadek:

Tam, gdzie słońce o wschodzie i zachodzie kładzie swe promienie po ziemi w tym samym złocistopomarańczowym kolorze, gdzie dolin jest więcej niż wzgórz, lasów tyle samo co mórz, pastwiska rozciągają się aż po sam horyzont. Orzeł lecący ponad drzewami nie mógłby wzrokiem sięgnąć ich końca, lecz patrząc w dół, ujrzałby stada biegnących po dolinie jednorożców, których sierść odbija promienie słońca. Jednorożce białe, ciemnogniade i perlino niczym zmienne w świetle plamy, jeden blisko drugiego.

 

Kiedy jednorożce żyły jeszcze dziko, społeczność Międzyrzecza nie miała możliwości poznać ich natury. Czerpiąc wiedzę z zabobonów, intensywnie polowano na te stworzenia, w celu zdobycia kruszcu w postaci rogu, czy wnętrzności, które uznawane były za najwyższej ceny afrodyzjak. Elfy obchodziły się z tymi istotami najdelikatniej ze wszystkich. Odcinały im grzywy, aby móc wykonać najwyższej jakości cięciwy do łuków. Inne stworzenia, które chciały zdobyć organy dla własnych popędów, zabijały jednorożce na miejscu. Zdarzało się też, że jednorożce zabierane były do niewoli i hodowane w celu wzbogacenia się. Z czasem, gdy tworzono co raz więcej zagród jednorożców, społeczeństwo Międzyrzecza zaczynało obserwować nowe zachowania tych stworzeń. Okazało się, że przestały się rozmnażać. Jedne umierały z rozpaczy, inne zostawały zabite przez współbraci, zdarzały się również samobójstwa. Na ich miejsce przyprowadzano kolejne, wyłapane z dziczy. Te, które zostały na wolności, ze strachu przestały swobodnie biegać po pastwiskach. Zaczęły ukrywać się w najciemniejszych zakątkach lasów, gdzie czuły się mniej zagrożone nawet w towarzystwie czarownic.

 

To kłóciło się ze wszystkim, co wiedziała do tej pory Aniela. Nie znała się na jednorożcach, tak samo jak Idalia na pegazach. Historia ją zaciekawiła, co nie przeszkadzało, by wciąż sprawiać wrażenie poirytowanej obecnością Idalii. Przecież gdyby tylko chciała, przepędziłaby ją jednym czarem.

Tymczasem spędziły razem w lesie już trzeci dzień z kolei. Anieli było trochę szkoda Idalii, że musiała opuścić dom i zamieszkać w lesie. Ukrywanie się nie uznawała wcale za takie przyjemne, mimo że miała to we krwi. Każda dziewczyna musiała przejść okres próby, jednak w obecnych czasach było to bardziej wymagające niż dawniej. Podróż z ostatnim jednorożcem była wyjątkowo niebezpieczna. Wszyscy stronili od czarownic, więc Idalia doskonale wiedziała, że Eros jest przy Anieli najbezpieczniejszy, bo jako jedyna nie widziałaby w nim żadnego pożytku.

Relacja Anieli i Idalii była wyjątkowo trudna. Idalia była zbyt otwarta i czuła, zaś Aniela stroniła od ludzi, czego skutki były słyszalne w każdym jej słowie. Za dnia wystarczyło znosić jej ironiczne przytyki, jednak noce obok czarownicy były straszniejsze niż spanie w jaskini niedźwiedzia. Idalia nigdy nie widziała prawdziwej postaci żadnej z czarownic. Miała to szczęście, że zawsze spotykała je ubrane w ciała młodych kobiet.

Pewnego razu Idalii przyśniło się, że w środku nocy zobaczyła Anielę pod prawdziwą postacią, kucającą przy ognisku. Była po prostu chudym, gołym i łysym, bo z czterema włosami na krzyż, potworem skrzeczącym pod nosem nieprzychylne epitety pod jej adresem. Potem wiele razy nękał ją po nocach ten szkaradny obraz Anieli. Z jednej strony, czuła, że jest dobra i nie trzeba jej się bać. Z drugiej strony świadomość, że spędziły ze sobą tak wiele godzin, a wciąż nie dało się jej odczytać, wprowadzała intrygujący niepokój. Z każdym dniem wręcz, stawała się dla Idalii obcą jeszcze bardziej. Idalia nie znała wciąż intencji Anieli nawet w najdrobniejszych rzeczach. Od czasu do czasu przez jej głowę przepływały myśli, czy czasem Aniela pewnego razu nie zatopi jej w oku podczas snu rozżarzonego drąga, lub, co gorsza, zrobi to za dnia siłą. Mimo tego, nie bała się, a chciała dowiedzieć się, co kryje wnętrze Anieli. Jaka mogła być naprawdę ?

Pomyślała o niej intensywnie i zaczęła zastanawiać się, jak to jest być czarownicą. Zapewne ich prawdziwy wygląd przeraża, bo to, jak wyglądają, mówiło się, że jest przykrywką, efektem zaklęcia, które rzucają, aby ukryć swoje pochodzenie. Jednak nie uważała Anieli za tak samo piękną, jak wszystkie inne czarownice. Nie można było o niej powiedzieć, że jest idealna. Czy nie w taki sposób działają czary? By najgorszą brzydotę przysłonić największym pięknem? Miała jednak piękną talię. Jej kształty nie wpisywały się w idealne wyobrażenie wymiarów w osądzie Idalii, mimo to jej biodra wydawały się płynąć, kiedy szła. Zupełnie inaczej niż biodra Idalii, które zawsze uważała za zbyt wąskie. Włosy Anieli, miały niespotykany kolor. Kiedy przyświecały im promienie słońca, kosmyki wydawały się mieć odcień łubinu. I oczy. Kolor wężowy. Było w nich coś drapieżnego i odstraszającego. Te cechy działały wręcz przeciwnie, przyciągały swoją tajemnicą. Odpychały, mówiąc zarazem, że kryje się za nimi coś… właściwie nie wiadomo co, ale sama niewiedza była tak intrygująca, że aby się dowiedzieć, Idalia dałaby się im pożreć. A przede wszystkim ironiczny uśmiech Anieli (tylko w ten sposób uśmiechała się przy Idalii), który pojawiał się, kiedy chciała dopiec jej, albo światu, rzucając w powietrze uszczypliwe uwagi. Uśmiechała się też często pod nosem. Idalia nie potrafiła wyczuć, czy ten uśmiech jest wynikiem pogardy, czy dostrzegania uroku w brzydocie świata. Jednak to był piękny uśmiech. Kiedy odsłaniała wszystkie, kształtne zęby, przy tym mrużyła oczy i unosiła brew. To był niepodważalnie najpiękniejszy widok.

– Tak, zdecydowanie jestem tutaj dla ostatniego jednorożca – pomyślała Idalia.

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

Kwestie techniczne – sugestie do przemyślenia:

Pewnie oprócz elfich uszu masz jeszcze ziemię w zębach – dodała w niemiłym tonie (przecinek?) jak na nią przystało.

Jedyne (przecinek?) za czym mogę podążać (przecinek?) to składniki na magiczne wywary.

– Śmiem twierdzić, że to nie prawda. – ort. – razem?

Tylko duchy leśne wiedzą, do jak późnego wieczora trwały te scysje, o ile nie usnęły wcześniej, albo nie wyniosły się z lasu z bólem głowy. – w tym zdaniu mocno mi zazgrzytał styl

Po co Idalia wyruszyła wyprawę, wiedziała tylko jej rodzina. – na?

Jednorożce białe, ciemnogniade i perlino (przecinek?) niczym zmienne w świetle plamy, jeden blisko drugiego.

Czerpiąc wiedzę z zabobonów, intensywnie polowano na te stworzenia, (zbędny przecinek?) w celu zdobycia kruszcu w postaci rogu, czy wnętrzności, które uznawane były za najwyższej ceny afrodyzjak.

Z czasem, gdy tworzono co raz więcej zagród jednorożców, społeczeństwo Międzyrzecza zaczynało obserwować nowe zachowania tych stworzeń. – ort. – razem

Nie znała się na jednorożcach, tak samo jak Idalia na pegazach. Historia ją zaciekawiła, co nie przeszkadzało, by wciąż sprawiać wrażenie poirytowanej obecnością Idalii. – powtórzenie

Ukrywanie się nie uznawała wcale za takie przyjemne, mimo że miała to we krwi. – stylistyczny – „ukrywania”

Relacja Anieli i Idalii była wyjątkowo trudna. Idalia była zbyt otwarta i czuła, zaś Aniela stroniła od ludzi, czego skutki były słyszalne w każdym jej słowie. Za dnia wystarczyło znosić jej ironiczne przytyki, jednak noce obok czarownicy były straszniejsze niż spanie w jaskini niedźwiedzia. – powtórzenia

Idalia nigdy nie widziała prawdziwej postaci żadnej z czarownic. Miała to szczęście, że zawsze spotykała je ubrane w ciała młodych kobiet. – „czarownice ubrane w ciała kobiet” nieco mi zgrzyta stylistycznie

Była po prostu chudym, gołym i łysym, bo z czterema włosami na krzyż, potworem skrzeczącym pod nosem nieprzychylne epitety pod jej adresem. – powtórzenie

Z każdym dniem wręcz, (zbędny przecinek?) stawała się dla Idalii obcą jeszcze bardziej. – powtórzenie

Mimo tego, nie bała się, a chciała dowiedzieć się, co kryje wnętrze Anieli. – powtórzenie

Jej kształty nie wpisywały się w idealne wyobrażenie wymiarów w osądzie Idalii, mimo to jej biodra wydawały się płynąć, kiedy szła. – powtórzenie

Włosy Anieli, miały niespotykany kolor. – zbędny przecinek?

 

 

Wyraz „jednorożce” często pojawia się zdanie po zdaniu – takich powtórzeń należy unikać, ponieważ są to usterki stylistyczne.

Ciekawy pomysł na baśń fantasy, namawiam do rozwinięcia go w obszerniejszą powieść. :) Podoba mi się określenie: „wężowy kolor oczu”. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

O ile pierwsze zdanie świetnie otwiera, o tyle to jest dziwne i nie wiem o co chodzi.

 

Zawsze mogę być o krok od tego, żeby cię pokroić

 

– Nie jestem elfem. Powstałam z powietrza – odpowiedziała w obronie Idalia.

 

odpowiedziała broniąc się/broniła się.

 

Kto by pomyślał, że takie bajdy będą powszechnie uważane za prawdę objawioną.

 

Pewnie nikt nie powiedział ci, że pięć pokoleń temu ludzie postradali rozumy.

Nikt ci nie powiedział będzie lepiej.

 

Pewnie oprócz elfich uszu masz jeszcze ziemię w zębach – dodała w niemiłym tonie jak na nią przystało.

 

Dodała niemiłym tonem, jak to zwykle ona. Bo nic nie przystawało.

 

– Zapewniam cię, że z gnomami nie mam nic wspólnego – obroniła się łagodnie Idalia, ani trochę obrażona tym, co przed chwilą usłyszała. – Tamten gnom czasami mnie śledzi, ale trzymam go dla ochrony. Widzisz, każdy za kimś pożą… podąża – przejęzyczyła się Idalia.

 

Jeśli ją śledzi, to jak ona go trzyma? Mało to logiczne.

 

wyraziła wciąż spokojna Idalia.

odparła, wyraziła brzmi okropnie.

 

– Hmm, a nikt nie powiedział ci, że zabijamy elfy dla pozyskania wyciągu, który zwiększa popęd mężczyzn, kiedy czarownica chce zabawić się pod swą prawdziwą postacią? – zapytała przekomicznym tonem, jakby chciała wystraszyć co najwyżej zabłąkane dziecko.

 

Jakby wyciągali coś z elfów to by ich nie zabijali;) Może w celu sporządzenia z nich wyciągu?

 

zapytała przekomicznym tonem, jakby chciała wystraszyć co najwyżej zabłąkane dziecko.

 

I to jest do przeredagowania również.

 

Po co Idalia wyruszyła w wyprawę, wiedziała tylko jej rodzina.

Wyrusza się na wyprawę.

Chowanie jednorożca sugeruje, że go ukrywali, lepiej zastąpić hodowaniem.

 

Miłość i troska ostatnimi czasy były niczym. Nie wystarczały, by je ocalić.

Pierwsze zdanie jest niezrozumiałe, a drugie niegramatyczne, bo ostatnio było o gatunku, więc go ocalić.

 

Masz TheXX fajną wyobraźnię, niekiedy wychodzą Ci zgrabne zdania, ale warsztatu to jeszcze musisz się nauczyć.

 

Poczytaj sobie o betowaniu i jakby co zgłoś się, bo trzeba tu włożyć sporo pracy, aby czytelnicy mogli zanurzyć się z przyjemnością.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Nie bardzo wiem, TheXX, co miałaś nadzieję opowiedzieć – jest tu zarysowany problem z jednorożcem, dość dokładny opis Anieli i w zasadzie nic poza tym. W dodatku szort kończy się dość gwałtownie, nie dostarczając satysfakcji z lektury.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

do­da­ła w nie­mi­łym tonie jak na nią przy­sta­ło. → …do­da­ła nie­mi­łym tonem, jak na nią przy­sta­ło.

 

– Myślę, że nic mi przy tobie nie grozi – wy­ra­zi­ła wciąż spo­koj­na Ida­lia. → Co wyraziła Idalia?

 

– Śmiem twier­dzić, że to nie praw­da.– Śmiem twier­dzić, że to niepraw­da.

 

Tylko duchy leśne wie­dzą, do jak póź­ne­go wie­czo­ra trwa­ły te scy­sje, o ile nie usnę­ły wcze­śniej, albo nie wy­nio­sły się z lasu z bólem głowy. → Czy dobrze rozumiem, że scysjom czasem zdarzało się usnąć, a czasem bolała je głowa?

 

Po co Ida­lia wy­ru­szy­ła w wy­pra­wę… → Po co Ida­lia wy­ru­szy­ła na wy­pra­wę

 

ze wszyst­kich jed­no­roż­ców, jakie cho­wa­li… → …ze wszyst­kich jed­no­roż­ców, które cho­wa­li

 

w celu zdo­by­cia krusz­cu w po­sta­ci rogu… → O ile mi wiadomo, róg nie jest kruszcem.

 

uzna­wa­ne były za naj­wyż­szej ceny afro­dy­zjak. → …uzna­wa­ne były za naj­wyż­szej ceniony afro­dy­zjak. Lub: …uzna­wa­ne były za naj­cenniejszy afro­dy­zjak.

 

gdy two­rzo­no co raz wię­cej zagród… → …gdy two­rzo­no coraz wię­cej zagród

 

Jedne umie­ra­ły z roz­pa­czy, inne zo­sta­wa­ły za­bi­te przez współ­bra­ci… → Czy dobrze rozumiem, że jednorożce zabijały inne jednorożce? Dlaczego?

 

Tym­cza­sem spę­dzi­ły razem w lesie już trze­ci dzień z kolei. → Zbędne dookreślenie – czy dni mogły następować nie po kolei?

 

bo jako je­dy­na nie wi­dzia­ła­by w nim żad­ne­go po­żyt­ku. → …bo jako je­dy­na nie wi­dzia­ła­ w nim żad­ne­go po­żyt­ku.

 

sta­wa­ła się dla Ida­lii obcą jesz­cze bar­dziej. → …sta­wa­ła się dla Ida­lii obca jesz­cze bar­dziej.

 

Jaka mogła być na­praw­dę ? → Zbędna spacja przed pytajnikiem.

 

Kolor wę­żo­wy. → Czyli jaki?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Może byłoby lepiej, gdybyś trochę rozwinęła to, co sugerujesz zakończeniem. Teraz jest nagłym urwaniem. Powodzenia. :)

Dziękuję wszystkim za uwagi, szczególnie Ambush za podpowiedź z betowaniem – nie miałam o tym pojęcia. Powstrzymam się na razie ze wstawianiem tekstów. Uciekam ćwiczyć warsztat.

Nowa Fantastyka