- Opowiadanie: Józef K - Dawca śmierci

Dawca śmierci

Po mojej głowie od dłuższego czasu chodzi wiele pomysłów, a to opowiadanie jest jednym z nowszych. Sam przyznaję, że nie jest najwyższych lotów, lecz nie o to chodzi. Chciałbym na jego przykładzie dowiedzieć się co poprawić, a czego brakuje w moim stylu, żeby mieć już wstępną orientację nim zacznę przelewać na papier opowiadania na kilkanaście stron. 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Dawca śmierci

Gdy stanął w drzwiach miała chwilę, by się mu przyjrzeć. Nie wyglądał na więcej niż 45 lat, miał piękne kruczoczarne włosy i niesamowicie magnetyzującą aparycję. Mając tylko to cieszyłby się ogromnym powodzeniem w barach, ale on miał zdecydowanie więcej. Wszyscy wiedzieli, że był bogaty. Obrzydliwie bogaty. Widać to było nawet po szlafroku, który miał na sobie, gdy z lampką wina otworzył jej drzwi. 

– Berenika? – spytał oglądając ją od góry do dołu. 

– Tak. – odrzekła zalotnie z uśmiechem na ustach. 

– Wejdź proszę. – powiedział otwierając jej drzwi. 

W środku przekonała się na własne oczy o jego bogactwie. Nocny widok na całe miasto przez wielkie szyby w jego mieszkaniu zapierał dech. Wykończenie wnętrza też kosztowało zapewne niemałą fortunę, a chyba każdy mebel był antykiem. Uwagę Bereniki przykuła również zabytkowa gablota pełna biżuterii, figurek i broni. Mogła tylko zgadywać, ile miały lat.

– Podoba ci się, widzę. – wtrącił się Rutherford. – Nie tobie pierwszej. Każda tak reaguje. 

Kobieta jedynie uśmiechnęła się do niego w milczeniu, a on wziął kolejny łyk trunku i westchnął z zachwytu.

– Ale chyba nie będziemy rozmawiać o wystroju wnętrz, czyż nie?  

– Dla pana mogę zrobić wszystko. – odpowiedziała zalotnie.

Gospodarz uśmiechnął się pod nosem i znów napił się wina. 

– Może innym razem. – stwierdził, a po krótkiej chwili dodał. – Masz badania? 

– Tak, oczywiście.  

Berenika sięgnęła do swojej torebki i wyjęła z niej złożoną na cztery kartkę, którą podała Rutherfordowi. Ten rozwinął ją i położył na dębowej ławie, do której zasiadł. Uważnie wertował wydrukowane na niej tabelki, a samą czynność powtórzył kilka razy, żeby mieć pewność. Kobieta była zdrowa. 

– Wszystko w porządku. – rzekł spokojnie, oddając jej kartkę, którą ta zaraz schowała. 

– Zatem… – zaczęła przeciągle. – gdzie pójdziemy? 

– Tam jest sypialnia. – wskazał na drzwi za nią. – Chodź za mną. 

Także i ten pokój był wystrojony antykami, a uwagę kobiety najbardziej przykuło wielkie łóżko z czerwonym baldachimem. Rutherford zadbał wcześniej o klimat – na zabytkowym sekretarzyku i jednej z półek spokojnie migotały świece. Wchodząc zauważył, że jedna z nich zgasła. Wskazał więc Berenice łóżko i stanął do niego bokiem, by ponownie ją zapalić. Gdy się odwrócił kobieta siedziała już na materacu naga od pasa w górę. Jej alabastrowa skóra lśniła w świetle świec.

– Strasznie tu zimnoooo. – rzekła ponętnie, odchylając się lekko do tyłu i patrząc w jego stronę. – Może mnie pan rozgrzeje? 

Rutherfordowi zaświeciły się oczy, a widok jej białej skóry tylko go pobudził. Podszedł do niej z drugiej strony łóżka i zrzucił z siebie szlafrok. Nie chciał go pobrudzić. Wszedł na materac i zaczął powoli iść po nim w jej kierunku, aż znalazł się za nią i zaczął całować jej szyję. Spokojnie. Z wyczuciem. Berenika odgięła się do tyłu, a jej twarz udawała nieziemską rozkosz. Zaczęła rękami dotykać jego włosów. Były takie delikatne. 

Nagle poczuła ucisk na prawym nadgarstku. Nie dziwiło jej to. Byli tacy, którzy chcieli okazać dominację. Jednak Rutherford był inny. Drugą ręką w jednej chwili zakneblował jej usta. Nie zdążyła choćby pisknąć. Wszystko działo się tak szybko. Nagle to poczuła. Ponętne całusy stały się wbijającymi się w jej ciało ostrzami. To Rutherford. Czuła jego głowę przy swoim ciele. Czuła jego zęby wbite w jej szyję. Wiła się. Próbowała się bronić. Na nic. Był silniejszy niż wyglądał. Jej walka, niczym myszy próbującej ratować życie przed kotem, tylko go pobudzała.

Jednak to już nie był wiktoriański Londyn, gdzie nikt by go nie wytropił. To już nie rewolucyjna Francja, gdzie nie liczono ofiar Robespierre’a. To już nie Bellum tricennale, gdzie mógłby podrzucić jej ciało na stos ofiar. O, nie! Musiał hamować swoje mordercze instynkty i pozwolić jej żyć. Teraz każdego śledziły bacznie oczy kamer. Teraz nikt nie rozstawał się ze swoim telefonem. Rutherford nie potrzebował towarzystwa policji. Morderstwo nie wchodziło w grę. Nagroda była zbyt mała, a ryzyko zdecydowanie zbyt duże.

W końcu ją puścił. Upadła do tyłu otępiała, ale żywa. Na jej łabędziej szyi lśniła czerwona plama krwi. Rutherford wstał i, jak gdyby nigdy nic, otarł chusteczką usta z posoki. Chwilę potem ubrał znów swój wykwintny szlafrok i podszedł do sekretarzyka. Wyjął z niego plik banknotów i obojętnie zbliżył się do kobiety. Bez emocji rzucił go na materac tuż koło jej głowy. Berenika mętnymi oczami spojrzała na zapłatę. 

– Tyle, ile chciałaś plus bonus za milczenie. – ton jego głosu był zimny jak lód. – Choć i tak nikt by Ci nie uwierzył. 

Rutherford uśmiechnął się pod nosem i poszedł po lampkę wina, którą wcześniej odstawił. 

– Zabierz się przed świtem. – rzucił. – I nie uświń ani nie zniszcz niczego po drodze. Wszystko tutaj jest warte znacznie więcej niż twoje nędzne życie. 

Berenika leżała wpatrując się w sufit. Ranna. W leżu bestii. Chciała się jak najszybciej stamtąd wydostać. Z wielkim trudem wstała i zarzuciła na siebie kurtkę. Do torebki wcisnęła zwitek banknotów i niemal bez słowa uciekła za drzwi. Nie miała najmniejszego zamiaru patrzeć na gębę tego zwyrodnialca.

Na zewnątrz zaczęło padać. Stanęła pod krańcem dachu i łapała zlatującą wodę w złożone dłonie. Musiała zmyć z szyi zakrzepłą krew. Kiedy jej się to udało, przynajmniej z grubsza, poszła dalej. Idąc wyjęła z torebki czekoladę. Krwiodawcy też takie dostają, bo uzupełnia elektrolity. Jednak ta chociaż miała smak czekolady, a nie węgla. Ułamała kawałek i schowała resztę z powrotem, tuż obok badań. Mimowolnie się uśmiechnęła. 

Każdy z nich chciał badania. Chora krew to jedna z niewielu rzeczy, która mogła ich zabić. Musieli się jednak posilać. Bezpieczeństwo zaczął zapewniać im postęp techniczny. Jednak i badania można było oszukać, jeśli znało się odpowiednich ludzi, a ona znała takich.

Wtedy wystarczyło tylko zarzucić przynętę i można było zostać dawcą, dawcą śmierci. Jej sposób działał i to bardzo dobrze, choć rzygać jej się chciało, gdy musiała udawać przed nimi głupią kurewkę. Był to jednak jedyny sposób, by połknęli haczyk. Żaden z nich nic nie podejrzewał. Sączyli jej krew jak dzieci swój soczek. Żadnemu nawet przez myśl nie przeszło, że jej krew jest skażona. Berenika umierała. Nie zostało jej już wiele czasu. Chciała jednak zabrać ze sobą jak najwięcej z nich. Wkrótce i Rutherford zacznie słabnąć, powoli, nieubłaganie, aż w końcu zdechnie. Nikt nie będzie w stanie tego zatrzymać. On i reszta zapłacą za to, co zrobili. Wszyscy. Bez wyjątku. To teraz była jej wojna. Jej prywatna krucjata. 

 

Koniec

Komentarze

Józefie K, niespełna sześć i pół tysiaca znaków to jeszcze nie opowiadanie. Badź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Na tym portalu opowiadania zaczynaja się od dziesięciu tysięcy znaków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

smiley Hej

 

Nagle poczuła ścisk

raczej ucisk?…

 

Ciekawy pomysł, przyznaję. Tylko jedno ale – Rutherford to nie byle jakie nazwisko.

Prezydent USA. Baron – znany fizyk. Wielu innych. Wszyscy mają spadkobierców…a jeśli

poczują się zniesławieni?

surprise

dum spiro spero

@Fascynator 

 

No cóż, ten Rutherford lubił podczepiać się pod znane rody. Nie da się żyć przez stulecia i gromadzić fortuny jako np. Wojtko z Nowej Wsi, a tak ludzie domyślają się skąd pochodzi twoje bogactwo, schodzą ci z drogi i boją się twoich wpływów. Oczywiście, co jakiś czas trzeba się przeprowadzić i podpiąć pod nowy ród w nowym miejscu, ale jest to niewielka cena za spokój i możliwość swobodnego polowania. 

Nie w tym rzecz, fikcyjnej postaci nikt nie będzie ciągał po sądach, ale autora można…

Nie żyjemy w fikcyjnym świecie. To tylko taka dygresja, heh.

dum spiro spero

@Fascynator

 

Rozumiem, rozumiem. Będę uważał zatem na takie zabiegi w przyszłości hah

Zacznijmy od dyskusji o nazwisku – która w sumie nie bardzo ma sens, bo a) Rutherford jest nazwiskiem popularnym, nie jest tak, że się ogranicza do jednej rodziny, nikt nikogo po sądach ciągał nie będzie, b) i tak jest to nieważne, bo bohater najwyraźniej nazywa się RATHERFORD. Co jest w zasadzie niespotykane i może być inwencją autora.

A przechodząc do samego opowiadania – pomysł na zatrutą krew nie jest nowy (patrz wariacja na ten temat u Anne Rice), ale ogrywasz go umiejętnie. Opowiadaniu przydałby się szlif stylistyczny i podkręcenie stylu oraz narracji, żeby podkreślić dynamikę wydarzeń, ale i w obecnej postaci jest całkiem OK. Nieźle zastosowany twist. W sumie – obiecujący tekst.

 

 

 

PS. Dziewiętnasty prezydent USA akurat Rutherford miał na imię, nie na nazwisko (Rutherford B. Hayes).

ninedin.home.blog

@ninedin 

 

Co do nazwiska, to za radą przedmówcy, wolałem je zmienić dla świętego spokoju. Traci to co prawda wspomniane wyżej drugie dno, ale cóż.

 

A co do stylu i narracji, czy mogłabyś rozwinąć? Byłbym bardzo wdzięczny. 

blush

Wszystko to prawda. Podszedłem do tego nieco żartobliwie ale jednak chyba zbyt poważnie.

Sorki…smiley Rutherfordów naprawdę są dziesiątki tysięcy i to prawie we wszystkich krajach…

dum spiro spero

Masz fajnie poprowadzoną fabułę – kolejne wydarzenia układają się w spójną całość, są interesujące, nie ma dłużyzn ani zbędnych narracyjnie scen, twist jest w dobrym miejscu i efektownie zaskakujący. Natomiast – byłoby jeszcze lepiej, gdybyś nieco zdynamizował i podkręcił narrację. Na przykład – masz częste zmiany punktu widzenia, na przykład tu:

 

[PUNKT WIDZENIA BERENIKI] Także i ten pokój był wystrojony antykami, a uwagę kobiety najbardziej przykuło wielkie łóżko z czerwonym baldachimem. [NARRATOR OBIEKTYWNY] Ratherford zadbał wcześniej o klimat – na zabytkowym sekretarzyku i jednej z półek spokojnie migotały świece. [PUNKT WIDZENIA RATHERFORDA] Wchodząc zauważył, że jedna z nich zgasła. Wskazał więc Berenice łóżko i stanął do niego bokiem, by ponownie ją zapalić.

 

W ten sposób zdradzasz nam wszystkie punkty widzenia – można tak zrobić, jasne. Ale co by można zmienić, jeśli jednak na przykład zdecydowałbyś się opowiadać tak, że w pierwszej części widzimy tylko oczami wampira, a potem, od słów, “Berenika leżała wpatrując się w sufit. Ranna. W leżu bestii.” zostajemy, tak jak obecnie, z punktem widzenia Bereniki, może jeszcze dodatkowo z podkreśloną subiektywnością (czyli np. zamiast relacjonujących zdań, jak “Berenika umierała. Nie zostało jej już wiele czasu” napisać je tak, jakby to były jej myśli “Nie wiedzą, że umieram, pomyślała. Wiedziała, że nie zostało jej już wiele czasu”)? Na przykład jest szansa, że całość stałaby się bardziej dramatyczna – za każdym razem ukrywałbyś przed czytelnikiem PEWNOŚĆ o motywacjach postaci, zostawiając domysły.

Nagle poczuła ucisk na prawym nadgarstku. Nie dziwiło jej to. Byli tacy, którzy chcieli okazać dominację. Jednak Ratherford był inny. Drugą ręką w jednej chwili zakneblował jej usta. Nie zdążyła choćby pisknąć. Wszystko działo się tak szybko. Nagle to poczuła. Ponętne całusy stały się wbijającymi się w jej ciało ostrzami. To Ratherford. Czuła jego głowę przy swoim ciele. Czuła jego zęby wbite w jej szyję. Wiła się. Próbowała się bronić. Na nic. Był silniejszy niż wyglądał. Jej walka, niczym myszy próbującej ratować życie przed kotem, tylko go pobudzała.

Wiedział, że musiała poczuć ten nagły ucisk na prawym nadgarstku. Pewnie podejrzewała, że chciał okazać dominację, jak wielu mu podobnych. Nie miała jednak pojęcia, że Ratherfod był inny. Drugą ręką w jednej chwili zakneblował jej usta. Nie zdążyła choćby pisnąć. Wszystko działo się tak szybko. Ponętne całusy stały się wbijającymi się w jej ciało ostrzami. Jego głowa była tuż przy jej ciele, zęby wbił już w jej szyję. Czuł, jak ofiara się wije, jak próbuje się bronić. To na nic, pomyślał – był silniejszy, niż wyglądał. ej walka, niczym myszy próbującej ratować życie przed kotem, tylko go pobudzała.

 

(akurat tu by się przydało trochę poprawek stylistycznych, ale to na inną rozmowę).

 

W tej sytuacji widzimy tylko to, co R. sobie WYOBRAŻA na temat B., nie fakty – co Tobie, jako autorowi, pozwala zamaskować fakty, zostawić czytających w niepewności, ukryć motywacje bohaterki, aż do momentu, kiedy w drugiej połowie tekstu sama je ujawni – a to wszystko wzmaga zainteresowanie czytelników.

 

Powtarzam; fabularnie, konstrukcyjnie, to jest dobrze zrobiony tekst, ewentualne sztuczki z narracją mogłyby go przenieść na poziom bardzo dobry.

 

Są też pewne rzeczy do poprawy stylistycznie, może uda mi się ci je wskazać jutro, jak czas pozwoli :)

 

ninedin.home.blog

Witaj.

Bardzo udany debiut i to dzień po rejestracji, brawa! :)

W dialogach nie powinno być kropki, skoro didaskalia zapisujesz potem małą literą, np.:

– Tak. – odrzekła zalotnie z uśmiechem na ustach. 

– Wejdź proszę. – powiedział otwierając jej drzwi. 

Podobnie w dialogach formy grzecznościowe (np. u Ciebie jest wyraz “Ci”) zapisujemy małymi literami.

 

Warto wspomnieć (tagiem lub w przedmowie) o wulgaryzmach. Ucieszyło mnie, że zaczynałeś groźnie, lecz to na szczęście wampir, a nie zboczeniec. :))

Pozdrawiam, klikam, powodzenia. :)

Pecunia non olet

@bruce @ninedin 

 

Serdecznie dziękuję za wszystkie poprawki. Przydadzą się na przyszłość.

Dziękuję, pozdrawiam, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Cześć! :)

Na początku trochę uderzyła mnie duża ilość “Miał”, co trochę zniechęciło do dalszego czytania.

Ale dobrze, że doczytałem do końca, bo opowiadanie jest… Całkiem dobre. Czasem coś zazgrzytało podczas czytania, ale ogólnie całość oceniam na plus.

Podobało mi się zakończenie, było dość zaskakujące, co mnie ucieszyło ;D

Także nie żałuję, że przeczytałem tekst.

Pozdrawiam serdecznie! ;)

@dovio

 

Cześć, 

 

Dzięki za zwrócenie uwagi na powtórzenia. Czytam to teraz i naprawdę nie mam pojęcia jak mogło mi to umknąć.

 

PS. Tak zapytam, co zazgrzytało? 

Choć to tylko scenka, okazała się dość zajmująca, zwłaszcza biorąc pod uwagę misję, którą wyznaczyła sobie Berenika.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Nie wy­glą­dał na wię­cej niż 45 lat… → Nie wy­glą­dał na wię­cej niż czterdzieści pięć lat

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

miał pięk­ne kru­czo­czar­ne włosy i nie­sa­mo­wi­cie ma­gne­ty­zu­ją­cą apa­ry­cję. Mając tylko to cie­szył­by się ogrom­nym po­wo­dze­niem w ba­rach, ale on miał zde­cy­do­wa­nie wię­cej. Wszy­scy wie­dzie­li, że był bo­ga­ty. Obrzy­dli­wie bo­ga­ty. Widać to było nawet po szla­fro­ku, który miał na sobie… → Lekka miałoza. Poczatki byłozy.

 

– Tak. – od­rze­kła za­lot­nie z uśmie­chem na ustach. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

jego bo­gac­twie. Nocny widok na całe mia­sto przez wiel­kie szyby w jego miesz­ka­niu za­pie­rał dech. → Drugi zaimek jest zbędny.

 

a on wziął ko­lej­ny łyk trun­ku… → …a on wypił ko­lej­ny łyk trun­ku

Łyków się nie bierze.

 

Be­re­ni­ka się­gnę­ła do swo­jej to­reb­ki… → Zbędny zaimek – czy chodziłaby z cudzą torebką?

 

Ten roz­wi­nął ją i po­ło­żył na dę­bo­wej ławie, do któ­rej za­siadł.Ten roz­wi­nął ją i po­ło­żył na dę­bo­wej ławie, przy któ­rej usiadł.

Do stołu/ ławy zasiada się, aby zjeść posiłek.

 

– Zatem… – za­czę­ła prze­cią­gle. – gdzie pój­dzie­my? → – Zatem… – za­czę­ła prze­cią­gle. – Dokąd pój­dzie­my? 

 

– Tam jest sy­pial­nia. – wska­zał na drzwi za nią.– Tam jest sy­pial­nia. – Wska­zał drzwi za nią.

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

Także i ten pokój był wy­stro­jo­ny an­ty­ka­mi… → Także i ten pokój był umeblowany an­ty­ka­mi

Pokój może mieć określony wystrój, ale nie będzie wystrojony.

 

– Strasz­nie tu zim­no­ooo. – rze­kła po­nęt­nie, od­chy­la­jąc się lekko do tyłu i pa­trząc w jego stro­nę. – Może mnie pan roz­grze­je? Ru­ther­for­do­wi za­świe­ci­ły się oczy, a widok jej bia­łej skóry tylko go po­bu­dził. → Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:

– Strasz­nie tu zim­no­ooo – rze­kła po­nęt­nie, od­chy­la­jąc się lekko do tyłu i pa­trząc w jego stro­nę. – Może mnie pan roz­grze­je? 

Ru­ther­for­do­wi za­świe­ci­ły się oczy, a widok jej bia­łej skóry tylko go po­bu­dził.

 

Nie zdą­ży­ła choć­by pi­sk­nąć.Nie zdą­ży­ła choć­by pi­s­nąć.

 

Na jej ła­bę­dziej szyi lśni­ła czer­wo­na plama krwi. → Zbędna dookreślenie – wiadomo, jaka barwę ma krew.

Wystarczy: Na jej ła­bę­dziej szyi lśni­ła plama krwi.

 

Chwi­lę potem ubrał znów swój wy­kwint­ny szla­frok… → W co ubrał szlafrok??? Zbędny zaimek.

Szlafroka, tak jak żadnej odzieży, nie ubiera się! Szlafrok można włożyć, przywdziać, ubrać się weń, ale nie można go ubrać!

Za ubieranie szlafroka grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą ku ścianie i z rękami w górze.

 

– Tyle, ile chcia­łaś plus bonus za mil­cze­nie. – ton jego głosu był zimny jak lód. – Choć i tak nikt by Ci nie uwie­rzył. → – Tyle, ile chcia­łaś plus bonus za mil­cze­nie. – Ton jego głosu był zimny jak lód. – Choć i tak nikt by ci nie uwie­rzył

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Józefie!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Proponuję wyjustować tekst, żeby wyglądał bardziej estetycznie.

Zgodnie z Twoją prośbą, podrzucę kilka rzeczy, które można poprawić:

Gdy stanął w drzwiach miała chwilę, by się mu przyjrzeć. Nie wyglądał na więcej niż 45 lat, miał piękne kruczoczarne włosy i niesamowicie magnetyzującą aparycję. Mając tylko to cieszyłby się ogromnym powodzeniem w barach, ale on miał zdecydowanie więcej. Wszyscy wiedzieli, że był bogaty. Obrzydliwie bogaty. Widać to było nawet po szlafroku, który miał na sobie, gdy z lampką wina otworzył jej drzwi. 

Klasyczna miałkoza, połączona z byłozą. “Miał” i “był”, to czasowniki, których warto unikać – są statyczne i sprawiają, że opis jest zwyczajnie nudny.

Liczebniki zapisujemy słownie.

– Tak. – odrzekła zalotnie z uśmiechem na ustach. 

– Wejdź proszę. – powiedział otwierając jej drzwi. 

Zapis dialogów do poprawy. Tu powyżej masz zbędne kropki po wypowiedziach. Odsyłam do poradnik fantazmatów.

W środku przekonała się na własne oczy o jego bogactwie. Nocny widok na całe miasto przez wielkie szyby w jego mieszkaniu zapierał dech.

Powtórzenie i zaimkoza – w tym wypadku łatwa do wyeliminowania, bo drugie “jego” jest zbędne – wiadomo, że mieszkanie jest jego, więc można wykreślić słowa “w jego mieszkaniu”.

Zaimkoza przewija się również później – jej, jego itd.

 

Sam tekst natomiast, jako szort, zdecydowanie się broni. Technicznie jest nad czym pracować, ale historia fajnie poprowadzona – jest twist, który co prawda można było przewidzieć, albo chociaż w pewnym stopniu się go spodziewać, ale jednak malowany jest jako fajna zamiana ofiary z oprawcą.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przyjemny szort z fajnym twistem na końcu. Styl wymaga trochę szlifowania ale i tak nie czytało się źle. 

Chciałbym na jego przykładzie dowiedzieć się co poprawić, a czego brakuje w moim stylu

No, wszystkiego na pewno się nie dowiesz, nie tak od razu. Powoli. Z pisaniem jest jak z życiem – do końca się nie dowiesz, o co w tym wszystkim, do jasnej ciasnej, chodzi.

 Gdy stanął w drzwiach miała chwilę, by się mu przyjrzeć.

Gdy stanął w drzwiach, miała chwilę, by mu się przyjrzeć. "Się" powinno być możliwie blisko swojego czasownika i raczej przed nim, niż po nim. Czasowniki zasadniczo rozdzielamy przecinkami, patrz tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842850

Nie wyglądał na więcej niż 45 lat, miał piękne kruczoczarne włosy i niesamowicie magnetyzującą aparycję.

Tak ludzi (ani niczego innego) nie opisujemy. Primo: czterdzieści pięć lat (liczby piszemy raczej słownie) jest mało konkretne. Ja wyglądam na dwa razy młodszą, niż jestem ;) Tak samo, a może i bardziej "magnetyzująca aparycja" – co to właściwie jest? Jedynym szczegółem są tu włosy, a i to raczej oceniasz ("piękne") niż opisujesz. Secundo: opis organizujemy od tego, co rzuca się w oczy jako pierwsze – nie zaczynamy od wniosków! O wieku widzianego człowieka możesz tylko wnioskować, podobnie o jego atrakcyjności. Opisuj konkretne szczegóły. Nie za dużo (to wcale nie jest potrzebne!), ale rzuć kilka, wplatając je w akcję. Wzoruj się na Watsonie:

Nie na wiele się to przydało. Nasz gość nosił na sobie stempel zupełnie przeciętnego człowieka, a jego postać ociężała, ruchy powolne i otyłość, świadcząca o dobrem odżywianiu się, kazały się domyślać, że mamy do czynienia z człowiekiem, należącym do stanu kupieckiego. Miał na sobie bardzo szerokie pantalony, szare kratkowane, niezbyt czysto utrzymany surdut czarny i rozpięty, jasno-szarą kamizelkę płócienną i ciężką niklowaną dewizkę do zegarka, zakończoną czworokątną sztuką metalową dla ozdoby. Mocno zniszczony cylinder i takież palto z wytartym kołnierzem aksamitnym leżały na krześle obok niego. Pomimo że z nadzwyczajną uwagą obserwowałem tego człowieka, to jednak nie znalazłem w nim żadnych cech szczególnych, chyba tę tylko, że miał włosy czerwone jak ogień, a w rysach twarzy odbijało się zniechęcenie i rozdrażnienie.

Wprawnym oczom Szerloka Holmesa nie uszedł sposób mojego badania, z uśmiechem potrząsał głową, spoglądając na mnie, poczem rzekł:

– I ja nic więcej nie wiem nad to, co ty już może dostrzegłeś, wiem zatem tylko, że pan Wilson był przez pewien czas robotnikiem, że zażywa tabakę, że jest wolnomularzem, że był w Chinach, i że w ostatnich czasach musiał dużo pisać. To są fakty widoczne, które leżą jak na dłoni, ale więcej nic nie mogę wyczytać.

A czytelnikowi pozostaw zabawę w Holmesa (tak nawiasem – Holmes podaje podstawy swojego wnioskowania dopiero w następnym akapicie).

 Mając tylko to cieszyłby się ogromnym powodzeniem w barach, ale on miał zdecydowanie więcej.

To nie jest po polsku. Już samo to wystarczyłoby, żeby cieszył się ogromnym powodzeniem, ale miał też inne zalety.

 Widać to było nawet po szlafroku, który miał na sobie, gdy z lampką wina otworzył jej drzwi.

A w jaki sposób? Jak szlafrok świadczy o jego bogactwie? I dlaczego "nawet"?

 – Berenika? – spytał oglądając ją od góry do dołu.

– Berenika? – spytał, oglądając ją od góry do dołu. Hmm.

 – Tak. – odrzekła zalotnie z uśmiechem na ustach.

Bez kropki (zob. poradnik dialogów od reg). Za dużo określeń. "Odrzekła" nie za dobrze się łączy z zalotnością.

 – Wejdź proszę. – powiedział otwierając jej drzwi.

– Wejdź, proszę – powiedział, cofając się, żeby ją wpuścić. Czemu? Temu, że drzwi już są otwarte. Berenika nie może wejść, bo facet je blokuje.

 W środku przekonała się na własne oczy o jego bogactwie.

Niepotrzebny komentarz. Przejdź od razu do opisu tego, co olśniewa Berenikę.

 Nocny widok na całe miasto przez wielkie szyby w jego mieszkaniu zapierał dech.

Mmm, dlaczego? Zdanie trochę niezgrabne, wycięłabym przynajmniej "w jego mieszkaniu".

 Wykończenie wnętrza też kosztowało zapewne niemałą fortunę, a chyba każdy mebel był antykiem.

Fortuna z definicji jest duża (ironicznie mówi się "mała fortuna" mając na myśli więcej forsy, niż ja zobaczę przez całe życie). Opis zdawkowy – jak napisałam wyżej, wzoruj się na Watsonie.

 Uwagę Bereniki przykuła również zabytkowa gablota pełna biżuterii, figurek i broni.

Dlaczego "również"? Uwagę przykuwa zwykle jedna rzecz naraz, a taka gablota to dobry szczegół, jeśli ma świadczyć o bogactwie właściciela. Możesz opisać jej wspaniałe wykończenie, albo jakiś element zawartości (najlepiej ten, który później Ci do czegoś posłuży).

 Mogła tylko zgadywać, ile miały lat.

Zbędne.

 – Podoba ci się, widzę.

Anglicyzm. Po polsku powiedzielibyśmy: Widzę, że ci się podoba.

 wtrącił się Rutherford.

Nie wtrącił się, bo wtrącanie to przerywanie komuś innemu (jak politycy w radio), zwykle w rozmowie: https://wsjp.pl/haslo/podglad/18593/wtracic-sie/5154384/do-rozmowy . Mógł zagadnąć.

 Nie tobie pierwszej. Każda tak reaguje.

I tutaj Twój bohater wychodzi na… powiedzmy, niezbyt taktownego. Możliwe, że Berenika jest, jak to się teraz mówi, call-girl (tak mi wygląda), ale mimo wszystko – traktując panienkę z wyższością pokazuje pewien rys swojego charakteru. Jeśli tak zamierzyłeś, to świetnie. Jeśli nie – uważaj na to.

 westchnął z zachwytu

Nad czym? https://wsjp.pl/haslo/podglad/38022/zachwyt

 – Dla pana mogę zrobić wszystko. – odpowiedziała zalotnie.

Nie będę tego więcej zaznaczać, ale – format dialogów. Zasadniczy wzór jest taki:

 

– Dla pana mogę zrobić wszystko – odpowiedziała zalotnie. Ale:

– Dla pana mogę zrobić wszystko. – Uśmiechnęła się zalotnie.

Jeśli po wypowiedzi następuje verbum dicendi, nie dajesz kropki. Jeśli jakiekolwiek inne verbum, dajesz kropkę i zaczynasz nowe zdanie.

 Gospodarz uśmiechnął się pod nosem i znów napił się wina.

Dwa "się" w jednym zdaniu. Może być tak: Gospodarz uśmiechnął się pod nosem i upił kolejny łyk wina.

 – Może innym razem. – stwierdził

To nie jest stwierdzenie, a najwyżej przypuszczenie, więc po prostu powiedział.

 Berenika sięgnęła do swojej torebki i wyjęła z niej złożoną na cztery kartkę, którą podała Rutherfordowi.

Berenika sięgnęła do torebki i wyjęła złożoną we czworo kartkę, którą podała Rutherfordowi. Jeżeli wiadomo, do czyjej torebki i skąd wyjęła, to nie trzeba tego doprecyzowywać zaimkami.

 Ten rozwinął ją i położył na dębowej ławie, do której zasiadł.

Hmm. Nagle jakoś tak archaicznie, a jesteśmy przecież w świecie współczesnym (czy nie?). Napisałabym to tak: Mężczyzna rozłożył papier na blacie dębowego stołu, przy którym usiadł.

 Uważnie wertował wydrukowane na niej tabelki

"Wertować" to przerzucać kartki. Tu jest tylko jedna kartka, więc tabelki może studiować, odczytywać, ale w żadnym wypadku wertować.

 a samą czynność powtórzył kilka razy, żeby mieć pewność.

To bym w ogóle wyrzuciła, także dlatego, że "a samą czynność" sugeruje coś, czego tu nie ma.

oddając jej kartkę, którą ta zaraz schowała

Jak wyżej "ta" jest zbędne.

gdzie pójdziemy?

Dokąd pójdziemy?

 Także i ten pokój był wystrojony antykami

Przystrojony. Wystrojony jest człowiek. Nie rzucaj takich ogółów – daj mi konkretny szczegół, żeby miała na czym zawiesić wyobraźnię. Na przykład:

Sufit największego salonu w Casa Gould roztaczał swe biele wysoko nad jego głową. W jego ogromie karłowato przedstawiała się mieszanina ciężkich, szeroko rozpartych krzeseł hiszpańskich z brunatnego drzewa, z siedzeniami obitymi skórą, oraz mebli europejskich, niewielkich i wyścielanych w całości, wyglądających niby krępe potworki, wypchane stalowymi sprężynami i włosiem końskim. Były tam drobiazgi porozstawiane na stolikach, lustra wpuszczone w ściany nad marmurowymi konsolami, kwadratowe płachty dywanów, rozpostartych pod dwiema grupami foteli, wśród których naczelne miejsca zajmowały wygodne kanapy; na czerwonych płytach posadzki leżały tu i ówdzie kilimy. Trzy okna, sięgające od sklepienia do samego dołu, wychodziły na balkon, ujęte w obramienia prostopadłych fałd ciemnych portier. Staroświecka okazałość kryła się wśród czterech wysokich gładkich ścian, powleczonych subtelnym, różowym obiciem. Pani Gould, o małej główce i lśniących pierścieniach włosów, siedziała tam w obłoku koronek i muślinów przy misternym, mahoniowym stole i podobna była do czarodziejki, która słodyczą miłosnych napojów napełnia czary ze srebra i porcelany.

To dosyć rozbudowany, szczegółowy opis. Przeanalizuj go.

 uwagę kobiety najbardziej przykuło

Jak już powiedziałam – uwagę przykuwa jedna rzecz. Nie możesz się skupić na kilku naraz (spróbuj).

 Rutherford zadbał wcześniej o klimat

Ale to zdanie trochę go zaburza.

 Wchodząc zauważył

Brak przecinka, ale co ważniejsze – skaczesz po głowach. Przed chwilą patrzyliśmy przez ramię Berenice, teraz Rutherfordowi, a ja nie wiem, dlaczego.

 Wskazał więc Berenice łóżko i stanął do niego bokiem, by ponownie ją zapalić

Niezręczne zdanie. Patrz tutaj o strukturze tematyczno-rematycznej i składni: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842857

 Gdy się odwrócił kobieta siedziała już na materacu

Gdy się odwrócił, kobieta siedziała. Na gołym materacu? Bez dekadenckiej jedwabnej pościeli? Czy to pasuje do tego wnętrza? Pamiętaj – czytelnik wie tylko tyle, ile mu powiesz. Część wywnioskuje, ale też zawsze z tego, co powiedziałeś.

 – Strasznie tu zimnoooo. – rzekła ponętnie, odchylając się lekko do tyłu i patrząc w jego stronę.

Przysłówki to droga na skróty. Terry Pratchett zalecał traktowanie ich tak, jakbyś za każdy musiał słono płacić. Poszukaj odpowiedniejszego czasownika, na przykład: – Strasznie tu zimnoooo – poskarżyła się, trzepocząc rzęsami.

 Rutherfordowi zaświeciły się oczy, a widok jej białej skóry tylko go pobudził.

Bez "się". Reszta… mmm… zapewniasz. Wycięłabym – świecenie oczu świadczy właśnie o podnieceniu.

 Podszedł do niej z drugiej strony łóżka i zrzucił z siebie szlafrok. Nie chciał go pobrudzić.

Skróć, tnij zaimki i zbędne szczegóły – jeśli możliwość lub niechęć pobrudzenia szlafroka mają jakieś znaczenie, to może zostać, ale jeśli nie, to tylko myli czytelnika.

 Wszedł na materac i zaczął powoli iść po nim w jej kierunku

Tak nogami? Opis chyba ma być podniecający (suspens) – ale nie jest.

aż znalazł się za nią i zaczął całować jej szyję

"Jej" możesz wyciąć. Naprawdę.

 jej twarz udawała nieziemską rozkosz

Tak sama z siebie? Berenika mogła mieć na twarzy ekstatyczny wyraz, tak. Ale twarz niczego nie udaje, bo nie jest osobnym bytem. Poza tym właśnie się wygadałeś, że panna nie jest tym, na kogo wygląda.

 Zaczęła rękami dotykać jego włosów.

A czym innym mogła dotykać jego włosów?

 Nagle poczuła ucisk na prawym nadgarstku. Nie dziwiło jej to. Byli tacy, którzy chcieli okazać dominację.

Krótkie zdania przyspieszają akcję, długie ją spowalniają. Rozważania spowalniają, działania przyspieszają. Nie bardzo widać, czy chcesz tu przyspieszyć, czy zwolnić.

 Jednak Rutherford był inny.

?

 Drugą ręką w jednej chwili zakneblował jej usta.

Zatkał, knebel jest bardziej trwały. https://wsjp.pl/haslo/podglad/103040/kneblowac/5246786/usta

 Nie zdążyła choćby pisknąć.

Pisnąć.

 Wszystko działo się tak szybko.

Zdanie niby krótkie, ale spowalniające akcję – bo ją komentuje. Jeśli rzeczy mają się dziać szybko, nie komentuj ich.

 Ponętne całusy stały się wbijającymi się w jej ciało ostrzami.

Metafora nawet, nawet, ale https://wsjp.pl/haslo/podglad/62783/ponetny znaczy coś innego, niż Ci się zdaje.

 To Rutherford.

To oczywiste. Nie rób z czytelnika głupka.

 Czuła jego głowę przy swoim ciele. Czuła jego zęby wbite w jej szyję.

Zaimki i mało plastyczny opis: Czuła jego oddech na skórze. Czuła jego zęby wbijające się w szyję.

 Wiła się. Próbowała się bronić. Na nic.

Bardzo odległe i beznamiętne: Wiła się. Szarpała. Trzymał ją mocno.

Był silniejszy niż wyglądał.

Ale nic nie wskazywało na to, że wyglądał jak słabeusz. Wyobraziłam sobie raczej Gary'ego Oldmana czy coś w ten deseń.

 Jej walka, niczym myszy próbującej ratować życie przed kotem, tylko go pobudzała.

Niezgrabne. Jeśli nie wiesz, jak to opisać, wyobraź sobie.

 Musiał hamować swoje mordercze instynkty i pozwolić jej żyć.

Troszkę… późno na tę refleksję.

 Teraz nikt nie rozstawał się ze swoim telefonem.

Zaimek zbędny.

 Rutherford nie potrzebował towarzystwa policji.

Za dużo tłumaczysz. A żywe dziewczyny chodzą na policję o wiele częściej od martwych. Znany fakt.

 Upadła do tyłu otępiała, ale żywa.

Raczej oszołomiona, otępienie kojarzy się trochę nie z tym, co trzeba. Zresztą panna może swobodnie zemdleć – albo umrzeć, jeśli wypił za dużo, p. tu: https://scriptmedic.tumblr.com/post/152304933522/the-writers-guide-to-bleeding-shock-and-trauma

 Rutherford wstał i, jak gdyby nigdy nic, otarł chusteczką usta z posoki.

Rutherford wstał i, jak gdyby nigdy nic, otarł chusteczką usta. Po pierwsze – dopełnienie psuje strukturę zdania (poza tym – wiemy, z czego otarł). Po drugie – posoka to raczej krew zwierząt. Co może i jest tu odpowiednie, ale.

 Chwilę potem ubrał znów swój wykwintny szlafrok

Po chwili znów włożył swój elegancki szlafrok. Ubrań się nie ubiera.

 obojętnie zbliżył się do kobiety. Bez emocji rzucił go na materac tuż koło jej głowy.

Nie rozwlekaj: rzucił go na łóżko tuż obok głowy kobiety.

 Berenika mętnymi oczami spojrzała na zapłatę.

Mętne oczy to raczej oczy martwe.

 – Tyle, ile chciałaś plus bonus za milczenie. – ton jego głosu był zimny jak lód. – Choć i tak nikt by Ci nie uwierzył.

Zaimki piszemy dużą literą w korespondencji, nigdy w dialogach (wyjątek – rozmowa z Bogiem): – Tyle, ile chciałaś, plus bonus za milczenie. – Ton jego głosu był zimny jak lód. – Choć i tak nikt by ci nie uwierzył. A tak swoją drogą, to mamy wyraźne fizyczne ślady, więc mógłby uwierzyć. Zwłaszcza, że podobno istnieją ludzie, którzy tak robią (chociaż ludzki żołądek nie jest przystosowany do picia surowej krwi).

poszedł po lampkę wina, którą wcześniej odstawił

Mmm, a nie zostawił jej w drugim pokoju?

 – Zabierz się przed świtem. – rzucił.

– Do świtu ma cię tu nie być – rzucił. Albo:

– Masz stąd zniknąć przed świtem – rzucił.

 Berenika leżała wpatrując się w sufit. Ranna. W leżu bestii. Chciała się jak najszybciej stamtąd wydostać.

Zapewniasz. Straciłeś kiedyś trochę krwi? Trudno się wtedy myśli. Są drobne problemy ze składnią, a wampir najwyraźniej opuścił pomieszczenie. Cały ten akapit:

Berenika leżała, wpatrzona w sufit. Czuła lepkie ciepło spływające po szyi. Nie mogę tu zostać, uświadomiła sobie. Zsunęła się z łóżka. Chwyciła kurtkę. Torebka leżała na dywanie. Berenika złapała banknoty, wrzuciła je do torebki i zataczając się, ruszyła do drzwi.

 Stanęła pod krańcem dachu

Pod okapem.

 Musiała zmyć z szyi zakrzepłą krew. Kiedy jej się to udało, przynajmniej z grubsza, poszła dalej

Mmm, ale po co ona zmywa tę krew? Żeby jej więcej stracić? Nie może się umyć w domu? Skoro się przygotowała (ma czekoladę), nie mogła wziąć szalika? Plastrów? Większość kobiet nosi w torebce co najmniej jedną podpaskę (nadaje się na zaimprowizowany opatrunek) i plastry.

 Idąc wyjęła z torebki czekoladę.

Idąc, wyjęła z torebki czekoladę.

 Krwiodawcy też takie dostają, bo uzupełnia elektrolity.

Krwiodawcy też dostają, żeby uzupełnić żelazo i kalorie.

 Jednak ta chociaż miała smak czekolady, a nie węgla.

Ta przynajmniej smakowała jak czekolada, nie jak węgiel.

 schowała resztę z powrotem, tuż obok badań

A resztę schowała, tuż obok kartki z wynikami badań.

Chora krew to jedna z niewielu rzeczy, która mogła ich zabić.

Niezbyt zgrabne. Nie wiem, czy bym nie wycięła.

 Musieli się jednak posilać

Nienaturalne. Mimo wszystko musieli jeść.

 Bezpieczeństwo zaczął zapewniać im postęp techniczny.

Nienaturalne.

Jednak i badania można było oszukać, jeśli znało się odpowiednich ludzi, a ona znała takich.

Consecutio temporum: i badania można oszukać. Ale tu wystarczy sfałszować wyniki, nawet nie trzeba się naprawdę badać. A kobieta upadła (nie wykluczam, że łowczyni tylko takową udaje – ale wampir myślał, że nią jest!) to duże ryzyko. (Wampirze, pamiętaj – choroby W nadal groźne!)

 Jej sposób działał i to bardzo dobrze

Wtrącenie: Jej sposób działał, i to bardzo dobrze.

Żaden z nich nic nie podejrzewał.

Coś mało bystre te wampiry. Nie mają kontaktów między sobą? Nie wiedzą, że coś ostatnio koledzy wymierają?

 Sączyli jej krew jak dzieci swój soczek.

Sączyli jej krew jak dzieci soczek. "Swój" jest tutaj anglicyzmem – w polszczyźnie go nie potrzeba.

 Berenika umierała.

Raczej: Berenika była umierająca. Tak się mówi.

 Chciała jednak zabrać ze sobą jak najwięcej z nich.

Niezbyt ładne zdanie. Cały ostatni akapit dość infodumpowy.

 

Jest tu jakaś podstawa, ale wielu rzeczy nie powiedziałeś – co Berenika ma do wampirów, chociażby, bo wyraźnie coś ma (napisałeś, że to sprawa osobista, nie po prostu uwalnianie świata od potworów). Ale w takim krótkim tekście trudno upchnąć porządną fabułę – obawiam się, że będziesz musiał napisać trochę dłuższy, żeby to poćwiczyć. Szału nie ma, ale jakiegoś strasznego bólu zębów też nie. Trudno oceniać całą Twoją przyszłą karierę na takiej podstawie – chyba bez skoku wiary się nie obejdzie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka