- Opowiadanie: Vacter - Dziewczyna, która może jeszcze żyje

Dziewczyna, która może jeszcze żyje

Witam Państwa bardzo serdecznie. Zdecydowałem się opublikować taki szorcik, który z fantastyką ma tyle wspólnego, że bohater jest niezłym odludkiem. Pewnie nie da się z nim sympatyzować, nie da się odczytać fabuły oraz nie da się zrozumieć w pełni. To monolog wewnętrzny, wydający się niezbyt trzeźwym spojrzeniem na tematy damsko-męskie, przypominające tutaj opary przedziwnych kadzideł.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Dziewczyna, która może jeszcze żyje

Jeszcze zapaliłem papierosa, żeby zatrzymać moment, ale to był początek zagubionego wieczoru. W odmęcie tego smrodu, romantycznego podpełnioksiężycowego odoru, co już kojarzył się nawet z erotyzmem perfum. Jak pies Pawłowa, gdy paliłem, całowałem i wdychałem. Szyję, usta. Na to wspomnienie sam już zapach dymu wystarczył, by wprawić mnie w nastrój. Pytanie padło z ust, oddzielonych ode mnie jak punkt A od B.

– Powiedz mi, co byś zrobił gdyby…

Padło pytanie. Co bym zrobił gdybym w opisanej sytuacji miał coś zrobić. Gdyby ktoś umarł, to czy bym płakał, czy się cieszył? Czy szukałbym okazji w czyjejś zgubie, by potem znowu gubić i gubić każdego bez końca, by w końcu i siebie pociągnąć razem z nimi? Odpowiedziałem:

– Nie, nie zrobiłbym tak. To nie dla mnie, ja taki nie jestem.

– Dzięki, trochę mi ulżyło. Bałam się, że znowu trafiłam na…

Punkty zeszły się. W szybce, która odbijała blask jakiś, ujrzałem swój uśmiech. To wszystko działa. Działa jak dawniej, gdy siedziałem gdzieś na rogu twardej kanapy i wpajałem sobie, że nie muszę się martwić i mogę czuć coś zupełnie innego niż robię, niż to co robić powinienem. Eksperyment myślowy z nudów kontynuowałem, gdy za drzwiami trwał bal zastawionego stołu. Wódka, kieliszki, jedzenie. Pod stołami rajtuzy na udach i spodnie w kant. Za stary już byłem, by tam na czworaka chodzić. Myślałem więc sobie o wszystkim, co możliwe było w moim spojrzeniu.

Wieczór mijał, przy ciemnym świetle nie było ciekawskich spojrzeń. Wysoka dziewczyna w płaszczu uśmiechała się i raz ją widziałem, a raz obraz się rozmywał od bliskości i już tylko ją czułem. Tak mocno i tak słabo, jak można w płaszczu i w kurtce w letnią noc. Nie wiem czy równa była wzrostem i nie wiem jak wyglądaliśmy razem. Czy wyglądałem przy niej jak jakiś pomocnik, co tylko torby wnosił po schodach? Czułem, że jest wyższa ode mnie, ale nie ciałem, a duszą czy umysłem. I chciałem jej coś tam skraść przez usta, ale w tym wszystkim byłem lokajem u jej życia, przechodniem co papierosem częstował i odprowadzał raptem wzrokiem. Zniknęła z życia tak szybko i słuch zaginął. Wspomnienie zostało i uśmiech w lustrze. Mój uśmiech.

– Nie jestem takim. Nie byłem, ale czy nadal jest jak było?

Tylko do siebie mówię, na szczęście jeszcze ustami nie ruszam jak myślę i do siebie mówię. Umiem pozostawiać w bezwładzie ciało, gdy w środku jeszcze płonie świat inny, udający czasem ten sam. Romans, fikcja. To czego chciałem, tym razem ubrany w strój żaden, na przystanku czekając na autobus. Twarz tak zwana parszywa, jakby zza kontuaru, a na ulicy. Jakby umalowana i oczy podfioletowane, ale jednak bez pomalowania. Lafirynda jak kwiat wspaniały, z twarzy jakby wulgarna, obrzydliwa piękna ladacznica. Widzę tak ją, ale czy może powinienem tak mówić o sobie, że gdy widzę twarz to sam jakbym tą twarzą był, przez tę przewlekłą chorobę empatii. Nie, tym razem jedna, widzę po prostu ją i jest to czyste pożądanie. Krótkie spodenki już wkłada i ma silne nogi… nie wierzę, że ona ma świat większy w sobie niż mój. Że świat jej największy poza nią i obok niej. Choć nie pluje ona, to jakby spluwała. Rozmawia z kimś o rzeczach prostych i łatwych, a ja tak widzę jakby jej natura pogardliwa jednego tylko żądała, a jednocześnie nic z tym wspólnego nie miała. A jeśli to tylko ja widzę i tylko jeśli bym do niej otworzył oczy swoje i zaznaczył swoje istnienie, to wtedy stała by się taka, jaka ją widzę? Naiwna wiara, bo w lustrze swój uśmiech widziałem, sobie rzucony i spojrzenie. Ja czuję, że ją otworzyć bym musiał na jej naturę, jakoby ostatni rozdział napisać książki jej życia. Jakbym ją miał do trumny swojej pociągnąć i powiedzieć jej, że to nie moja trumna, a jej wygodne łoże, w którym ja tonę jako topielec, a nie Bóg morza, co fale rozpuścił na taflach.

Wielkie słowa mnie przycisnęły, że oddech straciłem na chwilę. Siedziałem znowu gdzieś w parku, gdzie kiedyś chodziłem z kimś za rękę. W ręce coś czuć można było, coś więcej. Jakbym tak tylko wtedy umiał zdobywać wiedzę, która dawała mi moc. Została mi suchość kartek na teraz. Cel tej myśli, dokąd dąży.

– Więc cieszę się. Zawsze trafiam na wariatów. Na psycho…

Przestraszyłem się bardzo, że ktoś mnie dorwie. Za to, że z nią stoję, za to że chcę jej pod każdym względem. Zatrzyma się samochód przy spacerze i ja pobity na ziemi, tylko rękę podniosę i wyznam, że co bym nie mówił, to tchórzem naprawdę jestem i szukam by ktoś za darmo mnie utulił, nie mając nic w zamian. Bo tam za stołem ludzie powoli umierali, znikali w życiu ze światła bardziej w cień. I nikt nigdy ode mnie niczego nie wymagał. Nie istniałem tak naprawdę. Życie w dziewczynie w płaszczu było, choć ona mówiła, że już nie chce. Że nie chce żyć, ale ja ją prosiłem, by pożyła jeszcze. Jeszcze pół roku, aż nie wyjedzie z miasta. Bo ja się bałem wyjechać. I tak zostałem, patrząc na ladacznicę, co piękna jak kwiat. I skubię skórkę w palcu, zębami przegryzam i w środku czasem zapalam światło, by zobaczyć uśmiech i wzrok. W szybach widzę siebie i rozważam, co pomyśleliby ludzie, gdyby na mnie patrzyli.

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

Brak zaznaczenia erotyki. Cały szort wydaje się być zbiorem pewnych przemyśleń, opisów emocji, półsennych marzeń, wspomnień oraz wrażeń. Klimat – niepokojący, tajemniczy. 

 

Przykładowe sugestie i wątpliwości co do spraw technicznych:

Jak pies Pawłowa, gdy paliłem (przecinek?) całowałem i wdychałem.

Punkt zeszły się. – literówka lub brak części zdania

Działa tak jak siedziałem gdzieś na rogu twardej kanapy i wpajałem sobie, że nie muszę się martwić i czuć coś, gdy robię inaczej niż umiem, niż ponoć powinienem. – zdanie niejasne

Że nie chce żyć, ale ja ją prosiłem (przecinek?) by pożyła jeszcze.

W szybach widzę siebie i myślę (przecinek?) co pomyśleliby ludzie, gdyby na mnie patrzyli. – powtórzenie/styl

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witam i donoszę, że nie protestuję. Na widok tych zmian wziąłem się do roboty, zamiast skomleć, że wielkie dzieło zostało naruszone przez rozum innej osoby. Bardzo dziękuję za zainteresowanie.

 

Erotyka została dodana do opowiadania. Wcześniej nie było, bo kto to wie, co dziś jest erotyką, a co tematem na rozmowy w telewizji śniadaniowej.

 

Gratuluję przenikliwości i przejrzenia na wylot tego tekściku. Twoje słowa dobrze go opisują, co niepokoi również autora :-)

Twarz tak zwana parszywa, jakby zza kontuaru, a na ulicy. Jakby umalowana i oczy podfioletowane, ale jednak bez pomalowania. Lafirynda jak kwiat wspaniały, z twarzy jakby wulgarna, obrzydliwa piękna ladacznica. Widzę tak ją, ale czy może powinienem tak mówić o sobie, że gdy widzę twarz to sam jakbym tą twarzą był, przez tę przewlekłą chorobę empatii.

 

Tych jakby jest w tekście za dużo. To takie opowiadanie z rozmywaniem, przez co gubisz zainteresowanie czytelnika, zanim je pochwycisz.

Poza tym jak twarz może być jakby umalowana?

 

Krótkie spodenki już ubiera i ma silne nogi i nie wierzę, że ona ma świat większy w sobie niż mój.

 

Nie rozumiem takich zdań, może to mój defekt. I pewnie dlatego tego mnie drażnią, bo tworzą taką niby głębię. Opisujesz czynność, potem fizyczność bohaterki, by na końcu pofilozofować bez związku. Co to znaczy, że ma świat większy?

Lożanka bezprenumeratowa

Podobało mi się. Jakbym przypisywał tagi, to z tej listy zostawiłbym tylko “miłość”.

 

Pozdrawiam

Dobry wieczór.

 

 

Ambush:

Pomyślę, czy te jakby mogłyby zostać wywalone lub skorygowane. Możliwe, że te powtarzane “jakby” to nieudolność autora, a nie bohatera.

 

Z drugiej strony tekst jest mętnym spojrzeniem człowieka, Twój opis pewnie ma jak najbardziej sens, jeżeli chodzi o dosłowny odczyt.

 

Czy głębia jest na niby? A dlaczego miałaby być na niby? Jaki cel miałoby oszukiwanie czytelnika o istnieniu głębi, pisząc w sposób nieprzystępny? Mi się wydaje, że kogoś, kto nie szuka głębi oszukać można tylko dając mu zrozumienie. Każdy tekst da się omówić metodą chirurgiczną “Opisany był bohater, gdzieś poszedł, postrzelał laserem, a potem słońce nagle świeciło”. Każdy tekst można rozebrać na czynniki, które dopiero w języku krytyka nie są powiązane.

 

Krótkie spodenki już ubiera i ma silne nogi i nie wierzę, że ona ma świat większy w sobie niż mój.

Pierwsza kobieta, która pojawiła się w opowiadaniu miała ten większy świat w sobie, o którym wspominał bohater. Druga, która wydała mu się gorsza, a jakby tożsama z nim, nie sprawiła już podobnego wrażenia. Czytanie tego tekstu wymaga odbioru całości, a nie odczytywania oderwanych zdań, jako pchających fabułę do przodu. Oczywiście można autorowi nie wierzyć i to zrozumiałe. Natomiast ponoć czasem da się coś stwierdzić nie widząc sławnego nazwiska, ale czy to ja taki dobry jestem, czy niedobry… Nie wiem.

 

AP: Nie jest to głupie spostrzeżenie. Można by to było tak właśnie skrócić. Dziękuję za lekturę.

 

 

Oczywiście wszystkim dziękuję za lekturę i zachęcam do komentarzy wszelakich.

I ja dziękuję. Po takim komentarzu podejrzewam już powoli, kim jesteś, Tajemniczy Anonimie… :))

Pecunia non olet

Jesteś czarodziejką Bruce, ale to opowiadanie to zaproszenie do szkoły smutku i żalu. Ciekawi mnie, czy ktoś znalazłby tutaj coś jednak wesołego.

Ciekawi mnie, czy ktoś znalazłby tutaj coś jednak wesołego.

Haha, Anonimie, już sam tytuł daje sporo optymizmu – “może”, do tego: “jeszcze żyje”. :))

Pecunia non olet

Celna uwaga. Jest tutaj nadzieja.

Cześć!

 

Przeczytałem i niestety niewiele zrozumiałem. Czuć trochę ducha bólu istnienia i nieokreślonej tęsknoty. Nie złapałem kto, z kim, dlaczego, nie byłem w stanie zobaczyć świata oczami bohatera czy wczuć się w jego sytuację, jedynie byłem świadkiem strumienia myśli, który pozostał dla mnie enigmą. Fantastyki również nie dostrzegłem, ale ostrzegałeś.

Z kwestii edycyjnych rzuciło mi się jedno: dużo używasz spójnika i może warto urozmaicić?

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej,

klimat jest. Czytaniu towarzyszy uczucie tęsknoty. Jest to takie meandrowanie we wspomnieniach i emocjach. Można powiedzieć, że tworzysz strumień świadomości. Podobało mi się.

Pozdrawiam

Kto wie? >;

Nie śmiąc dogonić twórcy ani nie śmiejąc, a jedynie przez naśladownictwo (które, jak wiadomo albo nie wiadomo, komu wiadomo to wiadomo – najwyższą formą pochlebstwa), zaśliniony nie śniąc by punkty się zeszły, ani by zapunktować (bo wszak to anonim, a jakże tak, u Anonima? Może jeszcze Galla?), śpieszę z komentarzem nieśpiesznym (i nieśmiesznym), od końca do końca, na wieki wieków. Zamęt.

A na zamęcie, zanęta, popita i parszywa wóda, kieliszki, zagryzka. I wieczór mi tak mija, wśród lektury o dziewczynie wysokiej, w płaszczu, a jakże (prawie żywa, może żywa, może jeszcze żyje?).

Ubrany w strój autobusu, żaden jeden, pożądany jak żaden, ale jak Tarnina chce, gdy mi zarzuci, że jam sam jeden, jak my wszyscy z uczucia wyzuci, niskiej chuci oddani w ucisk, jak łódź chuci znów mnie wyrzuci, na poze jedną, marny Posejdon spojrzeń mętnych, oceanicznie ośmiorniczo i wielorybniczo – tłustych i spełzłych, jak spełzły me nadzieje na niczym, niczym kwiat, albo trumna, albo trauma, albo gwałt i przemoc – jest moc.

To chciałem rzec. Rzecz dobra. Kwestia gustu. Ale tchórzliwie – bo podszyty tchórzem jestem (a i poklasku chętny, a i wielu wad jeszcze nie wymieniłem) – gustu zdradzać nie będę i błądzić i smędzić jeszcze przez chwilę.

Zazdroszczam.

Ten komentarz tak naprawdę nie zaistniał, nie zaiskrzył na łączach, tylko za sprawą awarii serwerowni (zalanej, zalanej w trupa, ale nie mówmy głośno o tym co się stało 30 maja, black power, no power, no pwr, zalanej szlaufem, szlauf, Schlacht um Breslau! halt! halt! Festung Breslau zu verteidigen)

 

i pozdrawiam z pieśnią na ustach,

odmaszerowując (tupiąc, tupocząc, a jednak szemrząc jak strumień, szurając butem, sznurówką, trepem)

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Nie lubię czytać monologów wewnętrznych, albowiem mam wtedy wrażenie, że wysłuchuję czyjejś spowiedzi, a ja się do tego nie nadaję.

 

Krót­kie spoden­ki już ubie­ra… → W co ubiera spodenki???

Spodenek, tak jak żadnej odzieży, nie ubiera się! W spodenki można się ubrać, można je włożyć lub przywdziać, ale nie można ich ubrać!

Za ubieranie spodenek grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą ku ścianie i z rękami w górze.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzień dobry! Proszę mi wybaczyć, jeżeli jako anonim się rozbrykałem. Maski potrafią człowieka wynaturzyć, ale jeśli coś brzydko napisałem, to teraz jestem to ja i ja poniosę odpowiedzialność za słowa.

 

Krar85: Przeglądam tekst i dostrzegam potencjał na rozwiązanie problemu z nudnym spójnikiem. Miałem przy pisaniu manię wymieniania w ten sposób, ale są miejsca gdzie nie wybronię ubóstwa litery i. Popracuję w temacie. Przy takim tekście wierzę, że może kogoś nie pociągnąć. To specyfika przemyśleń, spojrzenia na świat i na tym ten tekst polega. Choć jest to spojrzenie na tyle specyficzne, ze zdecydowałem się umieścić tutaj tagując i oznaczając w bezpieczny dla fantastyki sposób.

 

Skryty: Miło, że tekst do Ciebie trafił. Ten tekst jest trochę narcystyczną litanią do utraconej miłości. Nie wiem, czy bohater wszystko zrobił dobrze, ale on tego w pełni nam nie powie, kiedy patrzy na świat nie tylko przez swoje oczy, ale i patrząc w te oczy z powrotem.

 

Jim: Moim celem życiowym jest seria wieczorków literackich, gdzie obecni będą mieli możliwość mnie zastąpić, zdetronizować za głosem publiczności. Z zasadą, że nadal będę mógł występować na wieczorkach, zawsze będę gotowy na detronizację. Bez utraty zysków, ale z utratą honoru jak najbardziej. Honoru poety, wieszcza i człowieka rozumnego. Choćby na jeden wieczór. Pisanie to walka, ale pisanie to nie Koloseum. Każdy ma żyć po rozgrywce i cieszyć się twórczością innych.

Na wieczorkach zwykle główny “Wieczerzy” nie upada, nawet jeśli nietrzeźwy. Tekst, który wymaga od czytelnika przeorania słów przez swoje zwoje ciała, powinien dawać mu prawa nie mniejsze od twórcy. Dziękuję za lekturę i odpowiedź wpasowującą się w moje wyobrażenie.

 

Regulatorzy: Nie jestem politykiem, więc nie powiem, że zaraz ustawię worki z grochem, na których będę zgodnie z opisem klęczał (nie każde obietnice podobnych wyczynów są realizowane, choć zdarzały się efektowne wyjątki). Przyznam, że w życiu klęczałem w ten sposób, ale nie mam pewności, czy łączny czas wyniósł trzy godziny. Być może udało się, ale przewinienia były inne. Na razie poprawiłem ten błąd i będę o grochu pamiętał, nawet jako księżniczka (kiedy próbując ubrać spodnie skończę na sukience w lingwistycznym szale) czy książę, szukając choćby jednego groszka pod laurami :)

 

 

 

 

…poprawiłem ten błąd i będę o grochu pamiętał…

Vacterze, niech pamięć dobrze Ci służy. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmmm. Zdecydowanie nie jestem targetem – nie ma fantastyki, a są stosunki damsko-męskie. Do tego rozmowa podejrzanie przypomina monolog czy inny strumień świadomości.

Babska logika rządzi!

Dobry wieczór, choć teraz to powinienem życzyć dobrej nocy :)

 

Reg: Dziękuję, postaram się utrzymać ją w dobrej kondycji i sądzę, że pisanie i stosowanie się do rad w tym pomoże.

Finklo: Wydaje mi się, że Twoje podejrzenia są zgodne z faktami, a zatem trafnie odczytujesz zastane słowa. Natomiast taka rozmowa mogła mieć miejsce. Czasem dialogi wyłaniają się jak z jednej głowy, tym bardziej wyrażone w formie wewnętrznego monologu czy strumienia świadomości. Nagranie dwóch osób obdarzonych niemal identycznym głosem byłoby ciekawym słuchowiskiem, ale na pewno budziłoby podejrzenia.

Od pewnego czasu nie czytam Anonimów. Twój tekst znalazł się w kolejce dopiero po odanonimowaniu (fajne słowo). Przeczytałem. Doceniam i nie oceniam, bo nie jestem w tym przypadku targetem (jak to zgrabnie ujęła Finkla).

Hej Koala75: To miło, że wpadłeś. Opowiadanie wymaga właściwie wejścia w skórę bohatera i wprowadzenia w swój umysł niepokojącego spojrzenia na rzeczywistość. Nie zawsze czytanie tego typu rzeczy jest dobrym pomysłem, bo czytelnictwo może tak pomagać, jak i szkodzić. Ale dziękuję za docenienie i nieocenienie. Czuję się więc nieoceniony :)

 

Czytywałem swego czasu dość skrajne powieści i mimo, że były z oficjalnego rynku i autorzy byli docenieni, to ciężar przemyśleń mógł pogrążyć czytelnika. Ja uważam, że zawsze powinien istnieć choćby "cień" światła. 

O kurde.

A zawsze myślałam, że faceci, to są prości, jak budowa cepa. No cóż, człowiek uczy się całe życie. Miło się dowiedzieć, że mindefuck to nie tylko żeńska domena.

Znam takich, co by bohaterowi powiedzieli: “wziąłbyś se człeku po ludzku bzyknął i po problemie”, Niestety przy tak zaawansowanej rozwałce jaźniowej, obawiam się, byłoby tylko gorzej. Za dużo fenyloetyloaminy, noroadrenaliny, dopaminy i serotoniny smażących mózg. Gdyby dolać do tego jeszcze testosteron, adrenalinę, prolaktynę, oksytocynę i całą resztę, to otrzymujemy mieszankę wybuchową.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Witaj Inanno! Rozmyślania często charakteryzują różne zwichrowane jednostki. Spotkałem się nawet ze zdaniem, że to domena mężczyzn właśnie. (artystów głównie) Ja mam zdanie, że to domena ludzi, którzy mieli okazję dużo czasu spędzić w samotności przy pewnym stopniu wykształcenia. Wielość wrażeń i ciągłe współistnienie nie zmusza do rozmyślań. Szczęśliwy człowiek nie musi rozmyślać, szczególnie jak musi się skupiać na głosie wymawianym, a nie wewnętrznym. 

Bohater strasznie się babrze i masz rację, że ewentualne "mocniejsze" przeżycia mogłyby go solidnie przeładować. Może by się uznał za zbrukanego zdrajcę? Zaintrygowało mnie to nawet. Co by się stało, gdyby doszło do jakiegoś skutecznego finału tej skradanki i próby zabicia wspomnienia.

“Szczęśliwy człowiek nie musi rozmyślać” – tak, bo przeżywa tu i teraz na jawie.

I ja bym wykształcenia w to nie mieszała. Indywidualna wrażliwość duszy chyba gra tu główne skrzypce. Nie trzeba kończyć szkół, by odczuwać ból egzystencji.

Ja znam takiego, którego trzymało 20 lat. I choć nie stronił od “mocniejszych” wrażeń, to i tak zawsze kończyło się na: “żadna nie jest nią.”

Zakochany facet, to preludium do katastrofy, a nieszczęśliwie zakochany facet, to pełnowymiarowa katastrofa. Zresztą to zjawisko od zawsze mnie fascynuje, a im dalej w las, tym mniej rozumiem.

 

Jeszcze raz – świetny tekst. Szacun.

 

 

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Dzięki Inanno.

Hej,

 

chciałeś, to masz ;)

 

Jeszcze zapaliłem papierosa, żeby zatrzymać moment, ale to był początek zagubionego wieczoru.

Nie zamierzałam robić łapanki, bo kimże ja jestem, żeby ją robić, ale i tak wychodzi na to, że będę marudzić. To jeszcze na początku zdania tworzy wrażenie wyrwania, tak jakby wcześniej był jakiś początek, którego nie było nam dane zobaczyć.

 

Jednak nie będę marudzić, bo łapałabym ciągle, ale to rozumiem pewna konwencja, którą przyjąłeś. Zakładam, że więcej w tym świadomego bawienia się słowem niż przypadku, chociaż całość przypomina strumień świadomości, a ten nie musi mieć ani ładu, ani składu.

 

Niestety nie przepadam za takimi potokami myśli, bo moje są zbyt dziwne czasami, abym się jeszcze w czyjeś zagłębiała :P dlatego zdecydowanie wolę teksty bardziej uporządkowane w swojej formie. Mimo wszystko ciekawa jestem, co przyniosą (przywiozą) trolejbusy :)

 

Pozdrawiam

OG

Cześć OldGuard,

 

Niestety nie przepadam za takimi potokami myśli, bo moje są zbyt dziwne czasami, abym się jeszcze w czyjeś zagłębiała :P

Czekam na dzieło z tymi potokami, może wejdę chociaż po kolana i się ochlapię. Też mam problem z lekturą cudzych potoków, ale wydaje mi się, że istnieje jakaś wartość w lekturze. Nie wiem tylko czy dla czytelnika zwykłego, czy dla psychoanalityka. Nawet jeśli autor coś kreuje i skleca, to musiał ten potok wygrać w jego głowie. Na dobre i na złe.

 

Dodam od siebie, że tutaj nie ma strzału na oślep. Powiązania jednak są dość osobliwe i właściwie bohater jest jakimś pryzmatem moralnym. Z tym, że odnajduje się w dwóch różnych kobietach, a przy tym nadal chce pełnić tutaj jakąś funkcję pośrednią.

Nowa Fantastyka