- Opowiadanie: Rewrittenver2 - Senni

Senni


Komediowe dystopijne sci-fi: w tonacji gdzieś między “Black mirror,” Mrożkiem, Hellerem a „Żywotem Briana”. PS. Disclaimer: jeśli wierzycie w koncept „obrażania uczuć religijnych” - lepiej przejdźcie na drugą stronę ulicy…;)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Senni

Gdyby Adam mógł wybierać – pewnie wybrałby inny świat do urodzenia się…na przykład taki, w którym nie musi ścigać ludzi za niepłacenie tantiem za senne fantazje erotyczne z użyciem osób trzecich bez ich wiedzy. Ale tak się złożyło, że on, skromny, praworządny urzędnik państwowy wykonujący tylko polecenia służbowe, urodził się w takim właśnie świecie. I teraz stał naprzeciw jednego z największych dłużników-recydywistów.

 

Napis na najbardziej przepoconym t-shircie w historii Polskiej Ujednoliconej Republiki Epickiej mówił "Bierz mnie!”. Zarost, dziewicza puszcza wijąca się w kierunkach zaprzeczających prawom fizyki, mówił: „Uciekaj, jestem zbokiem”. Usta (poruszając też – na chwilę wróćmy tu do tego nieszczęsnego zarostu – resztkami czipsów w przetłuszczonych wąsach) powiedziały zaś – po przesadzonym westchnięciu – co następuje:

 

– Serio nie macie już co robić, koleś?

 

„Koleś”. Adam poczuł nagły szum krwi w skroniach – ale używając techniki relaksacyjnej 22 – przełknął tę zakazaną trzy lata temu zniewagę z sosem mądrości Dyrektoratu.

 

Adam nieprzypadkowo był trzykrotnym pracownikiem roku z przygotowaną (i wytrenowaną) odpowiedzią na wszystko. Ale wszystkie one musiały płynąć z oceanu chłodnego spokoju wsparcia cywilizacyjnego.

 

– Niech Jezus cię niesie wezbraną rzeką dobrej nowiny – powiedział uśmiechając się swym ulubionym uśmiechem nr. 19.

 

Delikwent stał przez chwilę zrezygnowany kontemplując wszystkie opcje. A przecież nie było ich wiele…jeśli nie odpowie w ciągu pięciu sekund – Adam będzie musiał wezwać Służby Re-edukacyjne, które zabiorą problematyczną jednostkę na długi obóz slow living.

 

Cztery – trzy – dwa…delikwent westchnął ponownie…jeden…

 

– I ciebie, bracie-tratwo – wymruczał w ostatniej chwili z fochem.

 

Adam uśmiechnął się sztywno acz z satysfakcją: Jezus zawsze daje radę.

Siedli. Gdyby niezręczność dało się mierzyć, miernik by szalał. Adam spojrzał na swój miernik niezręczności i wyciszył go – teraz za to wibrował jak szalony. Jak się w ogóle wyłączało wibracje?

 

– Tak do protokołu, będę nagrywał, dobrze? – odpowiedziało mu tylko pogardliwe wzruszenie ramion. Odchrząknął – Pan Józef Winnicki…– zerknął do akt w tablecie i pokiwał głową – zwolniony z opłat za studia programowania klasy 6-tej i projektowania chipów najnowszej generacji. Imponujące. Widzę, że pisał pan też kody dla systemów w naszym ministerstwie…

 

– Czipsa? – odpowiedział jego gospodarz, po czym wcisnął sobie do ust coś, co wyglądało na pół paczki. Adam nie zaszczycił tego odpowiedzią. Postanowił poczekać aż chrupanie ustanie: zupełnie bowiem nie licowało z powagą jego misji.

 

– Paragraf 222 B – powiedział z totalną powagą, gdy zapadła już upragniona cisza – ma pan prawo w ustawowym czasie 12 godzin złożyć odwołanie. Zakładam, że coś panu mówi ta cyfra?

 

– Kojarzę 222 – właściciel przepoconej koszulki zerknął na paczkę czipsów – ale to B…

 

– …to B nie zdarza się często, przyznaję – Adam wyszczerzył się lodowato – Tylko jeśli ktoś dwukrotnie nie wywiązał się z zobowiązań paragrafu 222 A.

 

Delikwent tylko westchnął. Potem wstał, podszedł do lodówki i wyciągnął z niej dwa kubki. Gdy wrócił: postawił na stole przed Adamem ten z intensywnie różowym smoothie. Kubek miał grafikę „Family guya”, pozycji z pierwszej dziesiątki Listy Zakazanych Pozycji Kontaminujących Myśli w PURE. Samo spojrzenie na taki kubek groziło tygodniowym pobytem w lokacji slow living na koszt winnego.

 

– Wszystko w porządku? – uśmiechnął się niewinnie gospodarz – Smoothie wątróbkowe. Ponoć wy, urzędnicy, musicie takie pić dwa razy dziennie.

 

– Tak, są epickie…– Adam pokiwał głową do przestępcy i tej ewidentnej próby wyprowadzenia go z równowagi. Zmusił się też, by powstrzymać nader energiczne skręty jelit i spojrzeć w dół. Płyn w kubku delikwenta – ten z grafiką wyprostowanego środkowego palca (”10 dni w lokacji slow living”) – miał niepokojąco przeźroczystą barwę.

 

– Woda? Oryginalnie! – zagaił Adam z uśmiechem („Trzymaj klientów na wahadle niepewności między zasadniczością a komplementami. Niepewny klient to klient łatwiej ujawniający karalne błędy.”)

 

– Taaa…– delikwent sięgnął pod stół, z butelki w papierowej torbie dolał sobie więcej przeźroczystego płynu i duszkiem wypił prawie wszystko. Potrząsnął głową i sam siebie spoliczkował obiema dłońmi – sprawy wątrobowe też są mi nieobce.

 

Adam znów postanowił odczekać chwilę – aż uspokoi się ten irytujący szum w uszach – i ścisnął mocniej tableta.

 

– Paragraf 222 A: uchylanie się od opłaty za tak zwane "mokre sny”. – Paragraf 222 B…skrajne uchylanie się od opłat i zasądzonych środków naprawczych.

 

– Naprawczych? – prychnął delikwent rozsyłając zapach nieprzetrawionego alkoholu – a co ja niby zepsułem?

 

Adam nieśpiesznie wybrał odpowiedni folder na tablecie.

 

– Ewa Gorczewska – pokazał mu zdjęcie atrakcyjnej rudej kobiety z urokliwymi piegami i charakterystycznym znamieniem w kształcie serca na lewym policzku. – Oczywiście znajome jest panu to nazwisko?

 

– Oczywiście. Była moją sąsiadką przez trzy lata.

 

– Dokładnie. Potem wyszła za mąż i przeprowadziła się do Parku Najstrzelistszego Krzyża.

 

– Raju pretensjonalnych nowobogackich pijawek – burknął pod nosem gospodarz.

 

– Słucham?

 

– Raju pretensjonalnych nowobogackich pijawek – delikwent odpowiedział teraz już zupełnie wyraźnie i z uśmiechem samozadowolenia.

 

Adam próbował – używając techniki interrogacyjnej nr 13 C – zgasić go wzrokiem. Obiekt okazał się jednak oporny. Ba, notorycznie zerkał na paczkę czipsów. Adam poczuł napływ irytacji, więc zmusił się do skupienia na wykresach na tablecie.

 

– Pani Ewa jest niechcianą – i dość regularną – partycypantką pana snów erotycznych. Oględnie mówiąc, nie jest tym faktem zachwycona. Jeszcze mniej zachwycona jest tym, że nie płaci pan jej tantiemów. A już najmniej zachwycona jest, za co dokładnie powinien pan je płacić…

 

– Jezu…– jęknął przestępca seksualny.

 

– Bardzo dobrze, że przywołuje pan imię naszego pana w godzinie próby – rozpromienił się Adam i zacytował z „Psalmów Owiec”:

 

„Mów do Jezusa,

nawet gdy wszystko daremne…

niechaj opoką Twoją będzie.”

 

– Ale to tylko wstęp to rozwiązania naszego problemu – Adam znów niespodziewanie-planowo spoważniał.

 

Tym razem jednak ani psalm ani socjotechnika nie trafiły na podatny grunt: jedyną odpowiedzią było to, że delikwent sięgnął po paczkę…Adam jednak nie mógł teraz oddać inicjatywy, więc był szybszy: zgarnął obleśnie otłuszczoną paczkę tuż sprzed obleśnie chciwych koniuszków palców tego creepa i schował ją do walizki. Ten tylko podniósł brwi.

 

– Naprawdę chcemy jedynie pomóc. By mógł pan spełnić swój potencjał i marzenie o byciu lepszym, epickim obywatelem…

 

– Ale ja…

 

– Bo na razie – nie pozwolił sobie przerwać – ma pan poważny problem. Te wszystkie pana…fantazmaty senne…świadczą o bardzo głębokiej dysfunkcji.

 

Delikwent przez chwilę się zastanawiał, czy się nie zawstydzić. Ostatecznie jednak zdecydował, że nie.

 

– Oj, przecież to taki ot męski standardzik fantazyjny…– uśmiechnął się zadziornie – powinien pan spróbować, może by panu się przydało? Nikomu jeszcze nie zaszkodziło trochę ana…

 

Adam zdecydowanie odchrząknął zagłuszając obrzydliwe słowo (i tak wiedział, że teraz będzie próbowało do niego wracać w niekontrolowanych koszmarach).

 

– I na koniec oczywiście wytrysk na…

 

Adam walnął pięścią w stół. Kubek ze smoothie podskoczył w panice – przez chwilę zastanawiał się, co dalej ze sobą począć – po czym ewidentnie wybrał nihilizm, bo spadł ze stołu i efektownie roztrzaskał się u stóp Adama. Różowawe stróżki ściekały po jego – jeszcze przed chwilą – nieskazitelnie białych spodniach. Obaj wpatrywali się w nie w nagle ogłuszającej ciszy. Bo Adam naprawdę nie chciał wiedzieć na co jest ten cały wytrysk.

 

W końcu Adam ponownie podniósł wzrok na kontrolowanego. Ciężki, oskarżycielski wzrok. Oczywiście jednak nieprzekraczający norm w Kodeksie Inspektora. Taki jednak wystarczył. Delikwent poczuł, że musi coś powiedzieć. Wytłumaczyć się. Zabić ciszę, która wypierała tlen jak czad.

 

– Ludzie zakładają sobie sprawy o sny…– wydusił w końcu, wiercąc się – Nie uważa pan, że ten świat jest lekkim…co ja mówię…jest jednym galopującym absurdem? Co będzie kolejne? Sprawdzanie po złogach w jelicie, czy się je tylko polskie produkty? A nie…przecież to już mamy.

 

– I lokalny biznes jest władzom bardzo wdzięczny. Chce pan zgłosić formalne zażalenie w sprawie tej rezolucji?

 

– Nie…już to zrobiłem. Wysyłaliście mnie na kolonoskopię codziennie…przez 3 miesiące.

 

– Tak – uśmiechnął się Adam wyćwiczonym uśmiechem urzędnika najwyższego zaszeregowania – nasze wewnętrzne badania wskazują, że kwartał jest epickim okresem monitorowania zmiany.

 

Delikwent tylko głośno pokręcił głową (Adam nawet nie wiedział, że było to możliwe) i duszkiem wypił zawartość butelki w torbie.

 

– A przecież wiemy skąd się biorą pana problemy…– Adam podjął wątek – Jako ostatnia osoba w dzielnicy…– bo nawet pan Roman na intensywnej terapii się zgodził – sprzeciwił się pan wszczepieniu dekodera.

 

– Serio was dziwi, że nie wszyscy chcą, by im grzebać w mózgu i kontrolować nawet sny? Chociaż sny nam zostawcie…opodatkowaliście już wszystko inne.

 

Poziom frustracji delikwenta wymykał się spod kontroli. Adam aż się skrzywił zerkając na Miernik Frustracji na nadgarstku: akurat pękała w nim szybka. Czas, by wahadło znów ruszyło w stronę wyrozumiałości i systemowego wsparcia…teraz osłabionego przeciwnika trza tylko subtelnie popchnąć o przyjaźnie wyciągnięte ramię systemu.

 

– Już jesteśmy w pana teamie…– uśmiechnął się swoją najlepszą bronią: uśmiechem nr 33 – teraz chodzi tylko o to, byśmy byli najlepszym teamem świata.

 

– Okej – niepewnie chwycił haczyk przyszły posiadacz dekodera.

 

– Pewnie, że okej. – Adam ruszył do finalnej szarży – Zrobimy tak, partnerze: zainstalujesz sobie dekoder. Urząd wtedy zrezygnuje z wszystkich karnych procentów za niekontrolowane bez dekodera sny…a 69% kosztów zaległości podstawowych zostanie preferencyjnie uwzględnione w ratach za dekoder. Co powiesz? I co…powiedziałby Jezus?

 

Delikwent przez chwilę siedział w totalnym bezruchu. Przytłoczony. Niepewny, co dalej w obliczu wszystkich potencjalnych wersji przyszłości. Normalna reakcja, pomyślał Adam. Nigdy nie zgadzają się zbyt szybko. Ludzka natura. Ale każdy umysł prędzej czy później szuka spokoju i akceptacji, więc…oho!

 

Adam z najwyższym trudem ukrył uśmiech widząc pierwszą łzę toczącą się po policzku delikwenta. Szybciej niż myślał. To oznacza, że – tak na 83 procent – w ciągu najbliższych trzech minut będzie próbował go uścisnąć. Myśl o tym sprawiła, że uśmiech wyślizgnął się na jego usta jak glista z ADHD uradowana perspektywą deszczu.

 

Delikwent zaczął się trząść. Okej, pomyślał Adam, tego jeszcze nie grali. Taki entuzjazm – tak szybko? To będzie ciekawe studium przypadku z sutą premią. Glista na ustach pęczniała z dumy. Aż przestała. Bo delikwent buchnął nagle niekontrolowanym śmiechem…trzęsąc się jeszcze bardziej. Czyli tylko o to chodziło? O śmiech? Po policzkach delikwenta płynęły już iście amazońskie ulewy łez. Dobrze, że się zgiął w pół, bo na stoliku zrobiła się kałuża.

 

Adam zorientował się, że siedzi z otwartymi ustami. Plan naprawczy, szybko, rozległ się głos w jego głowie: 1) zamknij usta…2) odzyskaj kontrolę.

 

Tyle, że jego szkolenie nie przewidziało podobnej sytuacji.

 

Delikwent zaś, z trudem łapiąc oddech, przetarł oczy. Pojedynczy fragment czipsa poluzował się w gęstwinie brody i w zwolnionym tempie popikował na spotkanie z ziemią.

 

– Co jest, pan starszy inspektor nie ma na to scenariusza? Może bez tego chipa w mózgu byłoby łatwiej? – uśmiech delikwenta był delikatny, ale w jakiś sposób przez to tym bardziej kpiący.

 

Jakaś aura bezradności nagle spowiła wszystkie myśli i potencjalne gesty Adama. Okropne uczucie.

 

– Powiem ci jak będzie…partnerze – miłośnik czipsów podjął wątek – Twój team się rozpadnie a ten wasz cały “epicki” systemik razem z nim…dopilnuję tego…do tej pory projektowanie kodów dla was było moją pracą – teraz obiecuję zrobić z ich niszczenia moją misję – wzruszył ramionami i wyjął paczkę czipsów z walizki nagle sparaliżowanego Adama – miłych snów…

 

Adam przełknął ślinę, której nie miał a glista – zupełnie martwa – spadła z jego ust tuż koło czipsa.

 

***

 

Wrócił do domu skonany i z ćmiącym bólem głowy. Słońce akurat zachodziło i też wyglądało jakby miało serdecznie dość tego dnia.

 

– Niech rany Jezusa będą twoimi – przywitała go czule żona robiąc smoothie z gęsiej piersi.

 

Poczuł regenerujący napływ dumy: ta kobieta wzruszająco serio brała chrześcijański nakaz pokazywania zwierzętom ich miejsca w boskim planie.

 

– I Twoimi – pocałował ją w czoło – Dobrze być w domu – dodał podnosząc głowę gęsi spod stołu. Gdy ją wyrzucał do utylizatora zwierząt, martwe szkliste oczy spojrzały na niego z wyrzutem.

 

– Dostałeś alert-sms-a? – spytała jego lepsza połowa, ocierając z lewego policzka krew, która ułożyła się w coś na kształt serca. Widok ten ścisnął go poczuciem jakiegoś nieokreślonego deja vu.

 

– Coś tam przyszło, ale nie miałem czasu…

 

– Jakaś burza magnetyczna szaleje na słońcu. Może prowadzić do zaburzeń nastroju i erekcji.

 

– Trudno, przełożymy na przyszły miesiąc. Gorzej, że wtedy też szaleją dekodery snów…cały software crashuje…

 

– Nie mów „crashuje". Myśmy Polaki, nie gęsi jakieś…mów: „wykłada się.” Ewentualnie, jeśli chcemy błysnąć staropolszczyzną: „idzie się chędożyć”.

 

Adam znów poczuł nagły przypływ dumy: ożenienie się z kobietą tak pryncypialną było zdecydowanie najjaśniejszym punktem w jego CV. I równie zdecydowanie miał ochotę iść się chędożyć…ale…cóż zrobić, burze magnetyczne na słońcu.

 

Adam spędził resztę wieczoru oglądając z żoną ich ulubiony teleturniej „Pokuta” – jak zawsze czując, że on to by jednak totalnie rozjechał każdego z posypujących sobie głowy popiołem zawodników. Co te leszcze w ogóle wiedzą o skromności? – westchnął trochę zbyt głośno. Na pytające spojrzenie żony wzruszył ramionami i odparł:

 

– Chyba czas na mnie, serce me…wybiorę sobie jakiś sen i się położę. Faktycznie czuję, że z tą erekcją…

 

– Tak – sprawdziła żona – Nic z tego nie będzie. Tylko nie zapomnij poczytać Piotrusiowi czegoś epickiego.

 

Gdy cichutko wszedł do pokoju swej latorośli – zaskoczył go jak ukradkiem pisał esej o szkodliwości onanizmu. Zdziwił się, że jeszcze tego uczą na historii.

 

– Dość już tej masturbacji. – uśmiechnął się do onieśmielonego 17-latka – Poczytamy sobie?

 

– No rejczel! – wykrzyknął Piotruś, gdy Adam już sięgał po „Świętego pana Tadeusza”, ulubioną lekturę jego jedynaka zaraz po „Jan Chrzciciel nad Niemnem”.

 

Pomyślał, że artyzm polskiej klasyki zdecydowanie skorzystał na tych zredagowanych edycjach. Kiedyś młodzi musieli się przedzierać przez jakieś 13-zgłoskowe wykwity narcyzmu samozwańczych wieszczy…a przecie wieszcz był tylko jeden. Jezus. Ten, który odgania anarchię, chaos, myślenie…

 

Gdy już zupełnie uspokojony się kładł na materacu anty-depresyjnym, resztką sił wybrał sen z biblioteki wspomnień – jeszcze raz doceniając wygodę tego systemu i fakt, że człowiek nie musi już dziś liczyć na jakieś kołysanki czy przypadkowe sny… – ten, w którym tatuś uczył go jak poprawnie się pokutnie biczować.

 

Powieki opadły jak wieko trumny.

 

***

 

Zegar pokazywał trzecią w nocy i fakt ten co nieco zdziwił Adama. O tej porze budzą się tylko osoby z niespokojnym sumieniem, statystycznie – 82 procent z nich to ci, którzy złamali jakiś regulamin na przykład: źle pomyśleli o przełożonych czy zasnęli w pracy…on jednak zawsze był w pozostałych 18 procentach. O tej godzinie też system był najbardziej podatny na awarie czy złośliwe ingerencje.

 

Adam, uważając, by nie obudzić małżonki, usiadł na łóżku. Potem coś – być może pęcherz – kazało mu pójść do łazienki. Nagle nie był niczego zbyt pewien…ogarnięty jakimś dziwnym rozkojarzeniem. “Rozkojarzeniem”? Skąd w ogóle znał to słowo? I czemu o tym myśli? Postanowił się tej myśli pozbyć i z tym większą zamaszystością wstał (lepsza połowa wymamrotała przez sen: „Na wieki wieków”) i ruszył do łazienki.

 

Gdy tam dotarł, pęcherz jednak go wystawił. Stał chwilę nad muszlą, ale nadzieja skurczyła się tak szybko jak…oj, wiecie…burze magnetyczne na słońcu. Z lekkim fochem odwrócił się do lustra. I zamarł.

 

Potem zamrugał. Lustro zafalowało jak w jakimś glitchu, ale treść odbicia za Chiny nie chciała się zmienić. Przepocona kilkudniowa koszulka. Niedbały zarost. Okruszki czipsów w nim. I nagle te okruszki – wbrew jego woli – ułożyły się w upiorny uśmiech.

 

Po czym zaczęły nucić coś jeszcze bardziej upiornego:

 

„Z popielnika na Wojtusia

Iskiereczka mruga

Chodź opowiem ci bajeczkę

Bajka będzie długa…”

 

Adam zmusił swe usta, by przestały śpiewać. I zaczęły krzyczeć.

 

 

***

 

Adam obudził się z najgłośniejszym krzykiem swego życia – próbując zagłuszyć ulubioną kołysankę swej mamy z dzieciństwa. Zegar wskazywał trzecią.

 

***

 

Nie było go. Po prostu wyparował. Adam z mieszanką zdumienia i paniki przeszukiwał wszystkie akta w komputerze głównym Dyrektoratu Snów. Ani śladu delikwenta. Certyfikat urodzenia, pracy, dokumentacja medyczna i kontrolna…pufff! Nie było nawet raportu, który przesłał do biura zaraz po skończeniu wczorajszej wizyty. Jakby nigdy nie istniał.

 

Niepokój, który kazał mu przyjść do biura godzinę wcześniej (i tak nie mógł zmrużyć oka od trzeciej) przestał być lekko pulsującą szpilką w sercu. Teraz był łomem próbującym rozwalić mu klatkę piersiową. Koszula przykleiła się do pleców, które były nagle jedną wielką kałużą potu. Co gorsza, nagle poczuł na sobie czyjś wzrok…Praktycznie podbiegł do okna i zaciągnął żaluzje.

 

– Wszystko okej, starszy inspektorze? – resztką sił powstrzymał się przed podskoczeniem na pół metra na głos Nadinspektora. Ten stał w progu jego biura z tym nokautującym połączeniem martwego spojrzenia grzechotnika i dobrotliwego babcinego uśmiechu. Tak, ten cherubinek o nieokreślonym wieku i wzroście średnio wyrośniętego 12-latka miał w sobie coś ścinającego krew w żyłach nawet wytrawnym urzędnikom z kilkoma dekadami doświadczenia.

 

– T-tak. – zrobił wszystko, by się zrewanżować uśmiechem – Wszystko w jak najlepszym, epickim porządku. Tylko, że…

 

– To epicko – odparł jego szef – Bałem się, że ta wcześniejsza wizyta w biurze mogła sugerować jakieś zaległości czy braki w dokumentacji. A przecież ty, Adamie, nigdy nie masz zaległości ani tym bardziej braków…nieprawdaż?

 

– Nie, nie…– odpowiedział trochę zbyt szybko i emocjonalnie. Grzechotnik wciąż jednak ani myślał mrugnąć, więc Adam postanowił, tak na wszelki wypadek, przemycić jakieś usprawiedliwienie – Po prostu system nawala. Chyba przez tę burzę na słońcu…chciałem zrobić „system check”.

Nadinspektor tylko stał w totalnym bezruchu. W końcu, jakby rozczarowany, westchnął.

 

– Co robimy, jak są problemy z systemem?

 

Adam kiwnął głową i posłusznie wyrecytował:

 

– Przypominamy sobie, że „Nie ma czegoś takiego jak problemy z systemem – bo Jezus jest jedynym systemem.”

 

Babciny uśmiech aprobaty zrobił się jeszcze bardziej serdeczny i niepokojący równocześnie.

 

– Brawo. Mimo niesprzyjającej sytuacji rodzinnej…pracowałeś za dziesięciu. Zamknięcie mamy w zakładzie dla niestabilnych złamałoby większość ludzi jakich znam. Ale ty? Ty zostałeś moim najlepszym pracownikiem. Nie psuj tego. Tym bardziej, że kiedyś możesz zająć moje miejsce…

 

– Tak jest!

 

– A teraz przygotuj mi, proszę, kompilację swoich interwencji sennych za ostatni kwartał. Tak do południa?

 

 – Tak jest.

 

 – Epicko. Niech Jezus będzie Twym latarnikiem – cherubinek kiwnął głową i wyszedł.

 

– I twoim…– rzucił za nim Adam, wpatrując się w plecy oddalającego się szefa. Ten wydawał się płynąć. Jakby ewolucyjnie wyrósł już z potrzeby chodzenia i innych klasycznych zachowań zwykłych śmiertelników.

 

Adam westchnął i siadł przed terminalem. Dziwne. Normalnie uwielbiał kompilacje: były jak laurki, które wystawiała mu jego efektywność. Gdyby nie zrobił kursu eliminującego ego – pomyślałby, że to miłe łechtanie w środku było właśnie buzującym ego. Teraz jednak absolutnie nic w nim nie buzowało. Była tylko obolała klatka piersiowa po taranie niepokoju.

Ale nawet ten ból zaczął się rozpuszczać w nagłej…senności? Nie, potrząsnął głową, w pracy nie wolno spać. To się zdarza tylko najsłabszym ogniwom. A on…on przecież…niebawem będzie tu…

 

…Kim? Fala senności przykryła wszystkie myśli amnezją. Adam jeszcze chwilę siłował się z powiekami, które nagle ważyły tyle, co sumienie Poncjusza Piłata. Nie miał jednak szans.

 

***

 

 

Adam obudził się z dziwnym dyskomfortem i lawinowo wracającym poczuciem niepokoju, które się jeszcze nieco pogłębiło, gdy się zorientował, że wspomniany dyskomfort – a dokładnie niedokrwienie rąk – wynikało z faktu, że te przybite były do krzyża. Tak, pomyślał kiwając głową, ma to sens.

 

To, co miało jakby mniej sensu to uświadomienie sobie, że nie był sam…na krzyżu obok wisiał znudzony Jezus. Normalnie pewnie poprawiłoby mu to humor. Ilu z nas w końcu ma zaszczyt wisieć koło znudzonego Jezusa? Tylko skąd ten przepocony T-Shirt i czipsy w jego wąsach i brodzie? Potrząsnął głową. Chyba, że…

 

– Nie zamawiałem cię – oświadczył nagle.

 

– Co? – westchnął Jezus, zerkając na niego sceptycznie.

 

– W sensie…– Adam przełknął niepewnie ślinę – Nie zamawiałem cię, panie.

 

– A mógłbyś nieco klarowniej, kolego? Nie mogę się skupić przez te gwoździe i…

 

Adam przez chwilę tylko oskarżycielsko wpatrywał się w okruszki w zaroście pana. Wyglądały tak szalenie niegodnie. To sen, na stówę, powtórzył w myślach. Jestem w niezamówionym śnie. I to z Jezusem. Chryste. Muszę się obudzić, staranowała go kolejna myśl. Za takiego Jezusa się nie wypłacę do końca życia.

 

A Jezus z czipsami w wąsach (skąd na pustyni w ogóle wzięłyby się czipsy?) mu nie ułatwiał – gapiąc się bezczelnie (i nieco kpiąco?) na jego coraz energiczniejsze potrząsanie głową.

 

– To nie pomaga – powiedział w końcu. – Próbowałem wielu innych rzeczy, by stąd zejść.

 

– To sen – oświadczył Jezusowi Adam – Jesteś snem i nie będę z tobą rozmawiał.

 

– Jak chcesz, koleś – wzruszył ramionami Jezus, próbując rozprostować obolałe ręce.

 

– Słusznie prawi nasz nowy towarzysz – wtrącił się mężczyzna wiszący po lewej stronie Jezusa – musimy cierpieć z godnością i się nie rozpraszać.  

 

– Zamknij się – poprosił Jezus.

 

– Kto to jest? – nie wytrzymał Adam.

 

– „Ten Trzeci”. – ziewnął Jezus jakby to była jakaś oczywistość – Zawsze jest jakiś trzeci. Za każdym razem jak mnie aresztują dają mi jakiegoś konfidenta.

 

– Nie lubię tego słowa – obraził się Ten Trzeci.

 

Adam wychylił się, by się lepiej przyjrzeć drugiemu koledze od wiszenia na krzyżu. I zamarł: „Ten trzeci” wyglądał jak perfekcyjna kopia Nadinspektora. Co tu się…

 

– Ale teraz… – Jezus bezceremonialnie wciął się w jego szok, zerkając z wyrzutem na krzyż – …teraz to już przegięli. Normalnie mnie ściągają po godzinie-półtorej.

 

– Okej – Adam spróbował unieść obronnie ręce – Bez obrazy, ale…to już przesada. Nie zamawiałem tego snu i za niego nie zapłacę. A za sny z Jezusem – zwłaszcza bluźniercze – płaci się krocie.

 

– Słusznie prawisz, przyjacielu – uśmiechnął się Ten Trzeci.

 

– Zamknij się – zripostował Jezus i wzruszył ramionami do Adama – Nie no, luz…– dodał i sam potrząsnął głową strącając niekończące się resztki chipsów z wąsów i brody, mamrocząc coś o życiu z samymi świrami.

 

Na chwilę zapadła prawie zupełna cisza. Punktowały ją jedynie ledwo słyszalne odgłosy śpiewu przykrywane pustynnym wiatrem. Robiło się trochę chłodnawo.

 

W końcu Jezus westchnął. Najwyraźniej coś go na tym krzyżu dręczyło.

 

– Okej…Pozwolisz, że spytam. Jeśli to sen…czemu śnisz o tym, że wiszę na krzyżu?

 

Adamowi coraz ciężej się myślało. Przez niedokrwienie nie potrafił nawet przywołać żadnych modlitw czy formułek na koncentrację. Tylko pulsujący szum pustki w głowie.

 

– Bo…wisiałeś na nim? I zginąłeś na nim? W sensie, tak naprawdę?

 

– „Tak naprawdę”?

 

– No…– Adam zaczynał czuć jak bezradność miesza się z irytacją – Biblia tak mówi.

 

– Biblia? – skrzywił się Jezus jakby brzmienie tego słowa raniło jego poczucie estetyki – Co to jest ta…„biblia”?

 

Niedokrwienie mózgu Adama zaczynało mieć swoje własne niedokrwienie mózgu. Powinien się zamknąć, ale ta pustynna cisza była taka…taka…gubił słowa przez coraz bardziej dziurawy umysł, więc czuł, że musi produkować nowe:

 

– No…zbiór opowieści o tobie. I całej religii.

 

– Okej. Czekaj…jakiej niby religii?

 

– No, na bazie tego, co głosisz i…

 

– Serio? – parsknął śmiechem Jezus: wciąż strącając drobinki czipsów – Jak widzę tych wszystkich wpatrzonych we mnie – włącza mi się nawijka i sam w sumie nie wiem, co mówię. Tym bardziej, że z reguły dają mi wino i zapraszają na kolację. Generalnie gadam żeby się wszyscy kochali i w razie możliwości nie donosili na siebie. Niektórzy, zanim na mnie doniosą, bardzo się wzruszają jak to słyszą – tutaj pokręcił głową w zdumieniu i prawie od razu parsknął śmiechem – Więc…oni to wszystko pozbierali w jakąś książkę?

 

– Nie obraź się, Panie, ale naprawdę nie powinienem się wdawać w dyskusję ze swoim snem.

 

– Jak tam sobie chcesz…ale wiesz co? Wcale nie musisz gadać, nie jesteś aż tak ciekawym rozmówcą. Zamiast tego możesz nas zdjąć…o, widzę, że masz tam luźny gwóźdź. Mnie tym razem fest przybili, skubańcy.

 

Adam zignorował to „tym razem” i wbrew postanowieniu, by milczeć skupił się na clou:

 

– Ale…ty…ty musisz umrzeć, panie.

 

– Przestańmy już sobie panować, okej? Moment. Jak to: “muszę umrzeć”?

 

– Ludzie na to liczą. Cała cywilizacja jest oparta na twojej śmierci…twoim poświęceniu, które wymazuje nasze grzechy. Ba, ten krzyż stanie się centralnym symbolem.

 

– Serio? No fajnie, fajnie. Bardzo fajna ta twoja cywilizacja…Ale wiesz co, wolałbym jednak żyć zamiast się poświęcać za wasze grzechy. Nie możecie po prostu, bo ja wiem, mniej grzeszyć?

 

– Jezu, nie marudź – prychnął Ten Trzeci – Pomyśl o cywilizacji.

 

– Zamknij się – westchnął Jezus i znów zerknął na Adama – Wiesz co, kolego? Może jednak nie przejmuj się tym, co piszą w tej całej „Biblii”. I tak napiszą, co chcą. A potem w ciągu kilku tysięcy lat przepiszą z milion razy, by pasowało do dominującego układu geopolitycznego.

 

– Co? – skomentował Adam.

 

– To, stary, że powinieneś działać. No już, za pięć minut oni wszyscy wrócą na igrzyska.

 

Pokazał głową tuman pyłu w oddali. Ten Trzeci jęknął sceptycznie:

 

– Chłopaki, no co wy? Zostajemy tu! Tak będzie godniej. Poza tym i tak nas złapią i jeszcze nam się dostanie.

 

– Tak? – westchnął Jezus – i co nam zrobią? Zabiją nas? Czaisz skalę tego absurdu?

 

Adam w sumie to nawet i chciał być godny, ale zdał sobie sprawę, że wiszenie na krzyżu jednak nie było czymś, co chciałby robić w ramach regularnego hobby. Już jogging brzmiał lepiej. Z ciekawości szarpnął lewą ręką…faktycznie: amatorszczyzna, gwóźdź wyszedł do połowy.

 

– Uciekają! – wrzasnął Ten Trzeci tenorem Nadinspektora – Zwiewają z krzyża! Tchórze!

 

Jezus tylko pokręcił głową.

 

– Zdejmij mnie stąd, bo, czaisz, zaraz dostanę kota.

 

– Tchórze!

 

Adam stał bezradnie pod krzyżem. Totalnie skołowany. Owszem, niby trzeba ludziom pomagać, ale wszystkie jego wartości…

 

– Nie słuchasz się swojego pana, grzeszniku? – zagrzmiał Jezus – Zdejmij mnie z tego gówna! Teraz!

 

– Nie rób tego, Adamie – poprosił Ten Trzeci teraz już zupełnie tonem Nadinspektora – Bądź wojownikiem porządku, nie anarchii. Co by Jezus powiedział?

 

Ale Jezus tylko prychnął sarkastycznie, skutecznie inspirując Adama do roboty. Gdy podkopywał krzyż, spychał go do pozycji półleżącej i wyciągał gwoździe, przez wycie Tego Trzeciego i pył pustyni przebijał się śpiew nadciągających miłośników kaźni pijanych myślą o śmierci, bliźnich swoich i potrzebie odkupienia za grzechy jako podstawie filozofii życiowej.

 

Gdy już wyjmował ostatni gwóźdź, w pyle można było już odróżnić pierwsze sylwetki. I pokazując ich palcami zaczynały biec…pokrzykując nagle słowa zgoła inne niż „poświęcenie”. Adam był prawie pewien, że jak refren przewijały się „bydlaki” i coś o wyrywaniu nóg z…

 

– Co? – orzeźwił go kpiący głos Jezusa – chcesz tu zostać i pogadać z nimi o religii?

 

Adam przełknął ślinę i zerknął jeszcze raz na tłum. Zobaczył, że na jego czoło wysforowały się cztery postaci w czarnych kombinezonach i kaskach. Adam poczuł jak go przechodzi dreszcz. Pokręcił głową.

 

Jezus pokiwał głową a la „tak myślałem”, poklepał go po plecach i rzucił się do ucieczki. I zaprawdę, Jezus był dobrym sprinterem…Adam próbował dotrzymać mu kroku, ale ciężko się biega z przebitymi kończynami a Jezus jednak miał nieuczciwe doświadczenie nad nim. Potknął się i niezgrabnie upadł, rozwalając nos o piasek. Nie sądził, że piasek może być tak twardy.

 

Do upiornego głosu wszystkich pijanych Bogiem, dołączył inny dźwięk – szalejącego wiatru.

 

Piasek smagnął mu w oczy, rozmazując krew z nosa po całej twarzy. Zaczynała się burza piaskowa, która połykała przed nim Jezusa. Rzucił się w jego kierunku przecierając krwiopiasek teraz już zmieszany z łzami.

 

I przez jego ziarnka zobaczył, że Jezus się zapada po pas. Po ułamku sekundy stracił go z wzroku zupełnie. Co ty wyrabiasz – smagnęła go przestraszona myśl – gdy jeszcze szybciej pobiegł dalej. A potem i on się zapadł.

 

Pustynia kłapnęła paszczą i oblizała się jęzorem zakrywającym wszystko.

 

***

 

Piasek. Piasek we włosach, oczach, gardle…Był tylko piasek, więc Adam myślał tylko o nim. Adam myślał o piasku, więc Adam żył. A skorupa piasku i krwi na powiekach zaczęła nagle pękać i odpadać jak łzy. Adam potarł energicznie oczy, by jej pomóc.

 

Stała się światłość a w światłości siedział klnący pod nosem i również przecierający oczy Jezus.

 

Po chwili obaj przejrzeli na oczy i nie pożałowali. Kilka metrów od nich, na łożu z liści, leżała naga kobieta – dziwnie znajoma piegowata ruda ze znamieniem w kształcie serca na lewym policzku. Ewa…Ewa ze snów erotycznych delikwenta. Gapiła się na nich, lekko zaintrygowana, gładząc węża przewieszonego przez szyję.

 

Wąż miał zresztą podobne do niej przemyślenia:

 

– Intrygujące – zasyczał.

 

– No bardziej niż te ostatnie pozycje w tym naszym rajskim streamingu – ziewnęła Ewa. Adam zauważył, że na pobliskiej jabłoni był zawieszony spory ekran projektora, na którym mały chłopiec bawił się z ojcem w biczowanie. – Wszystko to wygląda ostatnio tak samo…jakby pisane pod jeden algorytm, dorzuciła.

 

– Śśśśśśświęta prawda.

 

– Ale oni jacyś tacy niegramotni, co?

 

Adam, totalnie zbaraniały, wciąż gapił się w ekran. Bo przecież mały chłopiec to był on – a ten mężczyzna to jego ojciec. I akurat poprawiał jego technikę samobiczowania.

 

– Bardziej pracuj nadgarstkiem, synku. Robisz to jak za karę…a to nasza tożsamość. Ból jest piękny. Twoja mama tego nie rozumiała, ale ból jest przyjemnością. Pomyśl o tym jakbyś się pieścił…w taki piękny, legalny sposób.

 

– Dobrze, tatuś. Będę się pięknie pieścił biczem – powiedział 6-letni Adam na ekranie i smagnął się po plecach – po czym uśmiechnął się do swojego bólu.

 

Dorosły Adam tylko nieco szerzej otworzył usta. To było jedno z piękniejszych wspomnień jakie miał z tatą. A teraz to wspomnienie oglądali wszyscy. Jezus pokręcił głową:

 

– Najsmutniejsza rzecz jaką dziś widziałem. A przecież jeszcze chwilę temu wisiałem  

na krzyżu.

– O, przynajmniej ten mówi. – westchnęła z ulgą Ewa – Twój kolega przyjął jakiś ślub

milczenia?

 

– Śśśśślub – powtórzył wąż swój ulubiony dźwięk efektownie mlaskając

rozdwojonym językiem.

 

Adam zaś w końcu odzyskał władzę nad tym swoim.

 

– Skąd…skąd macie dostęp do moich wspomnień?

 

– Sssskąd – powtórzył wąż swój drugi ulubiony dźwięk.

 

Jezus przez chwilę przenosił wzrok z ekranu na Adama.

 

– To jesteś ty? – spytał Jezus z niedowierzaniem i poklepał Adama pocieszająco. – Jezu, przykro mi, stary.

 

Adam przypomniał sobie nagle jak nienawidzi protekcjonalności. Potem przykryła to inna myśl: że z tylu bluźnierstw co w tej historii nie wytłumaczy się do końca życia. I wróciła do niego wizja czterech czarnych postaci w kaskach.

 

– Nie…nie mogę tu być – szepnął.

 

– Czego się boisz? Przecież to tylko sen…

 

– Jezu, jak ty nic nie czaisz…Chryste, wysławiam się już jak ty…jak ty nic nie rozumiesz…w odpowiednich okolicznościach sny mogą przeciążyć a nawet rozwalić system. Jeśli zniszczymy serwery snów – nawet w śnie – wszyscy śniący zamienią się w śniące na jawie zombie. Ci na jawie o tym wiedzą. I dlatego teraz tropią nas „Senni”, oddział do utylizowania anomalii sennych…jak Ty. Widziałem ich na pustyni.

 

– Nie jestem anomalią – prychnął Jezus, ale wiedział, że takie odruchowe reakcje są dziecinne, więc dorzucił – sam jesteś anomalią.

 

Zanim jednak zdążył rozwinąć wątek swego focha – nagle na ekranie pojawiła się twarz Nadinspektora. Babciny uśmiech wykrzywiał ją już doprawdy karykaturalnie.

 

– Nie rób tego, Adamie…masz rację, senni są już w drodze. Jesteście już zgeolokalizowani. Pomóż nam dopaść te zdeprawowane warianty a nie zostaniesz pociągnię…

 

Jezus cisnął w ekran jabłkiem. Trafiło prosto w twarz szefa, która efektownie zaiskrzyła i zamieniła się w serię miniwybuchów, gdy ten próbował coś krzyknąć w oburzeniu.

 

– Irytujący jakiś taki – wzruszył ramionami – Serio to oglądacie?

 

Ruda westchnęła napełniając atmosferę poczuciem winy przekraczającym normy alarmowe.

 

– Naprawdę nie wiem, jak to działa. Niby kicha, ale jak już człowiek zacznie to oglądać…trochę jak z tymi jabłkami.

 

Zerknęła na dywan ogryzków rozesłany po horyzont jak okiem sięgnąć. Tak szczerze? Nie wyglądało to zbyt dobrze jak na raj. Ale w jakiś dziwny sposób czuł się tu jak w domu.

 

– Może i dobrze w sumie, że to zepsułeś? – dorzuciła zamyślona Ewa – Może czas się ruszyć? I te cztery konie chyba trzeba wybiegać…łażą za mną i wkurzają od rana.

 

Adam obejrzał się przez ramię…i faktycznie, skubiąc trawkę, cztery potężne wierzchowce obrzucały ich wzrokiem pełnym wyrzutu.

 

– To wasze? – zainteresował się Jezus.

 

– Zostawiło ich jakichś czterech zakapiorów w pretensjonalnych kapturach, ale się zatruli jabłkami i gdzieś zalegli. Mówili, że muszą być w formie na…eeee, coś tam na…„a”? Jak to szło? – spytała się węża.

 

– Apokalipsssssssę – ten spróbował wzruszyć ramionami, których nie miał – Taaak. Apokalipsssssssssssssssę…

 

Adam, czując, że coś zaczyna w nim przyjemnie buzować, odruchowo ruszył do niecierpliwych rumaków. Pogłaskał chrapy pierwszego z nich. Zdał sobie sprawę, że Ewa i wąż są już przy nim. Ba, kiwając porozumiewawczo głowami, dosiadają swoich rumaków. Buzowanie rozlało się już na niego całego. Wymazując wszystkie regułki i trening. Wszystko, to, co zawsze musiał robić. Zostawiając tylko to, co robić warto.

Poczuł na barku dłoń Jezusa. Pan uśmiechał się jakby czytał w jego myślach, kiwając głową. Czipsy dumnie podrygiwały w jego wąsach.

 

– To którędy do tych serwerów? – zagaił i wskoczył na swego konia.

 

Adam miał jeszcze cień wrażenia, że coś jest bardzo nie tak na tym obrazku, ale sam go dopełnił zamaszystą kreską wskakując na czwartego rumaka. Ten zaś uśmiechnął się i ruszając stępa zaczął nucić:

 

„Z popielnika na Wojtusia

Iskiereczka mruga

Chodź opowiem ci bajeczkę

Bajka będzie długa…”

 

Jezus podjął śpiew, a po nim Ewa i wąż:

 

„Była ssssobie Baba-Jaga

Miała chatkę z masssła,

A w tej chatce ssssame dziwy

Pssssst, issskierka zgasła.”

 

 

Adama znów przeszedł ten buzujący dreszcz. Rósł i rósł…wypełniając mu gardło…przejmując język. I w końcu coś w nim puściło. Poddał się temu wyzwalającemu uczuciu i dołączył przy ostatniej zwrotce:

 

"Już ci Wojtuś nie uwierzy

Iskiereczko mała.

Chwilę błyśniesz, potem gaśniesz,

Oto bajka cała….”

Koniec

Komentarze

indecision

Komediowe dystopijne sci-fi: w tonacji gdzieś między “Black mirror,” Mrożkiem, Hellerem a „Żywotem Briana”.

 

Komediowe, więc powinno wywoływać co najmniej uśmiech – nie wywołało…

Dystopii w nim tyle, co kot napłakał a s-f ze świecą szukać… Mrożek, Heller, Life of Brian

Hehe, nic nie wiedzą, że Senni grają razem z nimi…

A do tego usterki językowe… 

Sory, tak to widzę.

dum spiro spero

Witaj.

 

Ze spraw technicznych – sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia):

Delikwent stał przez chwilę zrezygnowany: kontemplując wszystkie opcje. – czemu tu jest dwukropek , zapowiadający wyliczanie czegoś (w kolejnych zdaniach występuje często)?

– Serio? – parsknął śmiechem Jezus: wciąż strącając drobinki czipsów – Jak widzę … – podobnie tu

– …to B nie zdarza się często, przyznaję – Adam wyszczerzył się lodowato – Tylko jeśli ktoś dwukrotnie nie wywiązał się z zobowiązań paragrafu 22 A. – brak kropki;

– Wszystko w porządku? – uśmiechnął się niewinne gospodarz – Smoothie wątróbkowe. – tu podobnie;

– Ewa Gorczewska – pokazał mu zdjęcie atrakcyjnej rudej kobiety z urokliwymi piegami i charakterystycznym znamieniem w kształcie serca na lewym policzku – Oczywiście znajome jest panu to nazwisko? – i tu;

– Dość już tej masturbacji. – uśmiechnął się do onieśmielonego 17-latka – Poczytamy sobie?

– najpierw mała litera zamiast wielkiej po kropce, potem znów brak kropki; a zatem – cały zapis dialogów do poprawy

Ten tylko podniósł brwi. – Naprawdę chcemy tylko pomóc. – powtórzenie

Urząd wtedy zrezygnuje wszystkich karnych procentów za niekontrolowane bez dekodera sny… – ze?

Tylko jeśli ktoś dwukrotnie nie wywiązał się zobowiązań paragrafu 22 A. – i tu?

…uśmiech delikwenta był delikatny, ale w jakiś sposób przez to tym bardziej kpiący. Jakaś aura bezradności nagle spowiła wszystkie myśli i potencjalne gesty Adama. – powtórzenie

– Powiem ci (przecinek?) jak będzie …

Twój team się rozpadnie (i tu?) a ten wasz cały “epicki” systemik razem z nim…

Adam przełknął ślinę, której nie miał (i tutaj?) a glista – zupełnie martwa – spadła z jego ust tuż koło czipsa.

– Niech rany Jezusa będą twoimi – przywitała go czule żona robiąc smoothie z gęsiej piersi. (…)

– I Twoimi – pocałował ją w czoło – czemu raz piszesz wielką, a raz małą literą? ; w dialogach formy grzecznościowe zapisujemy małymi literami

Teraz był łomem, który próbował mu rozwalić klatkę piersiową. Koszula przykleiła mu się do pleców, które były teraz jedną wielką kałużą potu. – powtórzenia

– Co robimy (przecinek?) jak są problemy z systemem? – kiedy?

To, co miało jakby mniej sensu to to, że nie był sam – powtórzenia/zaimkoza

– Jak chcesz, koleś – wzruszył ramionami Jezus i próbując rozprostować obolałe ręce. – błędna składnia lub brak części zdania

– Nie obraź się, Panie, ale naprawdę nie powinienem się wdawać w dyskusję ze swoim snem. – raz „Pan” (w odniesieniu do Jezusa) piszesz małą, raz wielką literą, a to za każdym razem jest błąd ortograficzny

 

A zatem pod kątem językowym całość należy dokładnie przejrzeć i poprawić, ja już reszty usterek nie wypisuję. Niestety, usterki te powtarzają się w Twoim kolejnym tekście, a wskazywanych poprzednio nie poprawiłeś.

Czy celowo piszesz z odstępami każdy nowy akapit?

Raz mierniki i ich nazwy zapisujesz wielkimi literami, raz małymi.

Brak oznaczenia erotyki oraz wulgaryzmów.

Bardzo dziwnie brzmią tytuły ulubionych lektur syna („Święty pan Tadeusz”, „Jan Chrzciciel nad Niemnem”). Podobnie jak powitanie żony na widok męża.

Zabawne jest sprowadzanie wszystkiego do ilości procentowych i wskazywanie wpływu Kosmosu na życie bohaterów. Sporo absurdu, wymieszanego z bizarro i fikcyjnymi wątkami fantastycznymi. Kwintesencją wydaje się pytanie: „Czaisz skalę tego absurdu?”.

Od moment zawieszenia Adama na krzyżu i rozmowy z nader dziwacznie ukazanym Jezusem miałam bardzo mieszane uczucia i to pewnie nie tylko z powodu mojej wiary. To dość odważne wrzucać na Portal tak prowokacyjny tekst. Nie przekonałeś mnie tą odwagą, za dużo treści zbyt ostrych i przesadnych, przynajmniej dla mnie. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia.

Pecunia non olet

Hej, bruce! Wielkie, wielkie dzięki za zwyczajowo profesjonalną reakcję…Czułem, że będzie to trochę włożenie kija w mrowisko (ale nie umiem inaczej niż po bandzie – choć z reguły pisząc dla filmu…). Dałem wprawdzie disclaimer, ale, uhm zdarza się, że niektórzy nawet kilku linijek nie umieją przeczytać uważnie (np że nie porównuję się z poziomem słynnych autorów, ale podaję referencje tonalne/inspiracje).

 

Ty zaś mimo wspomnianych “uczuć religijnych”, potrafiłaś się nad to wznieść. Jeszcze raz: chapeau bas! I obiecuję wprowadzić te poprawki jak najszybciej (gdy wyczołgam się spod deadline’ów). Co do dziwnego formatu: tym razem z jakiegoś względu miałem problemy z akapitami w formularzu zgłoszeniowym…ciekawa sprawa. Muszę z tym poeksperymentować (widzę, że jest funkcja wklejania z Worda – może chodzi o to, że wklejałem z Pages?)

 

Generalnie celowałem w lekko dystopijny świat a la wiele odc “Black mirror” (choćby “Nose dive”) z posmakiem Mrożka/Hellera i wizją ludzkości/cywilizacji/religii rodem z “Żywota Briana”. Pozdrawiam serdecznie!!

 

PS. BTW, koncept płacenia tantiemów za mokre sny rozwalił kilkoro z moich znajomych (również tych piszących zawodowo) – trochę jestem zdziwiony, że tutaj zupełnie nikomu nie podeszło;)

 

You should listen to your heart and not the voices in your head...

frown

Dałem wprawdzie disclaimer, ale, uhm zdarza się, że niektórzy nawet kilku linijek nie umieją przeczytać uważnie

Nie umieją, ale potrafią…heh. Co ma rzeczone zastrzeżenie do sięgającej obłoków megalomanii?

Piszesz dla filmu?

(ale nie umiem inaczej niż po bandzie – choć z reguły pisząc dla filmu…)

 

Z taką ilością błędów jak wyżej (oraz poniżej)?

płacenia tantiemów

Każdy ma czasem dołek… wink

dum spiro spero

Rewrittenver2, i ja dziękuję. Doceniam na pewno podkreślenie ślepej wiary, działania ludzi na pokaz, powtarzania regułek, wykutych na pamięć, wskazywania wszelkich wad przysłowiowych dewotek, bo to zaprezentowałeś doskonale. W moim odczuciu poszedłeś nieco za daleko w ukazywaniu postaci Jezusa. 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Doceniam na pewno podkreślenie ślepej wiary, działania ludzi na pokaz, powtarzania regułek, wykutych na pamięć, wskazywania wszelkich wad przysłowiowych dewotek, bo to zaprezentowałeś doskonale. W moim odczuciu poszedłeś nieco za daleko w ukazywaniu postaci Jezusa. “

Wiesz, jak w „Żywocie Briana” – Jezus i to, co głosił było spoko – to, co z nim robią tzw. wierzący jest już inną bajką…;p (dałem też aluzję do przepisywania Biblii przez kolejne sekty – fajnie to prześledził np Artur Sandauer)… Jak w scenie z trędowatym, który się skarżył, że Jezus go uzdrowił – teraz bowiem o wiele trudniej się żebrze… PS. Jeszcze raz dzięki za pomoc w wyłapywaniu niedoróbek i biorę się za poprawki)

 

 

PS.

 

Każdy ma czasem dołek… wink

 

Och, wierzę na słowo, kolego…pewnie niełatwo być trollem (i obyś był z tych opłacanych, bo inaczej to Twoje siedzenie w piwnicy mamusi i radowanie się błędami bliźnich swoich jest jeszcze smutniejsze…tym bardziej więc: miłego dnia/życia, chłopie!;)

You should listen to your heart and not the voices in your head...

Zostałam przygnieciona nadmiarem epickiego absurdu, skutkiem czego przez opowiadanie brnęłam z dużym trudem, starając się przy tym dostrzec elementy komediowe, ale cóż, wbrew temu, co obiecywałeś w przedmowie, tekst nie zdołał mnie rozśmieszyć nawet jednym zdaniem.

Jeśli był tu jakiś pomysł, zamordowałeś go fatalnym wykonaniem – bardzo źle czyta się tekst pełen błędów i usterek, źle zapisanych dialogów i liczebników, licznych powtórzeń, nie zawsze poprawnie złożonych zdań, że o nadużywaniu wielokropków i nie najlepszej interpunkcji nie wspomnę. Masz przed sobą wiele pracy, ale mam nadzieję, ze z czasem zdołasz poprawić warsztat.

 

wy­brał­by inny świat do uro­dze­nia się…na przy­kład… → Brak spacji po wielokropku.

 

ści­gać ludzi za nie­pła­ce­nie tan­tie­mów… → Tantiema jest rodzaju żeńskiego, więc: …ści­gać ludzi za nie­pła­ce­nie tan­tie­m

Tu znajdziesz odmianę słowa tantiema.

 

Napis na naj­bar­dziej prze­po­co­nym t-shir­cie w hi­sto­rii… → Napis na naj­bar­dziej prze­po­co­nym T-shir­cie w hi­sto­rii

 

ulu­bio­nym uśmie­chem nr. 19. → Liczebniki zapisujemy słownie, nie używamy skrótów. Po tym skrócie nie stawia się kropki.

 

De­li­kwent stał przez chwi­lę zre­zy­gno­wa­ny: kon­tem­plu­jąc wszyst­kie opcje. → Czemu w tym zdaniu służy dwukropek?

Za SJP PWN: dwukropek «znak interpunkcyjny (:) stawiany przed przytoczeniem czyichś słów lub przed wyliczeniem czegoś»

 

A prze­cież nie było ich wiele…jeśli… → Brak spacji po wielokropku.

 

Czte­ry – trzy – dwa…de­li­kwent wes­tchnął po­now­nie…jeden… → Przy wyliczaniu używamy przecinków, nie półpauz. Brak spacji po wielokropkach – ten błąd pojawia się wielokrotnie, więc przestaję ujmować go w łapance.

 

Gdyby nie­zręcz­ność dało się mie­rzyć, mier­nik by sza­lał. Adam spoj­rzał na swój mier­nik… → Nie brzmi to najlepiej.

 

– Tak do pro­to­ko­łu, będę na­gry­wał, do­brze? – od­po­wie­dzia­ło mu tylko po­gar­dli­we wzru­sze­nie ra­mion. → Didaskalia wielką literą.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

za stu­dia pro­gra­mo­wa­nia klasy 6-tej… → …za stu­dia pro­gra­mo­wa­nia klasy szóstej

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

Te błędy pojawiają się wielokrotnie, więc przestaję ujmować je w łapance.

 

cza­sie 12 go­dzin zło­żyć od­wo­ła­nie. Za­kła­dam, że coś panu mówi ta cyfra? → …cza­sie dwunastu go­dzin zło­żyć od­wo­ła­nie. Za­kła­dam, że coś panu mówi ta liczba?

Sprawdź znaczenie słów cyfraliczba.

 

Adam wy­szcze­rzył się lo­do­wa­to… → Na czym polega lodowatość wyszczerzenia się?

 

– Woda? Ory­gi­nal­nie! – za­ga­ił Adam z uśmie­chem… → Rozmawiają od dłuższej chwili, więc nie zagaił.

Sprawdź znaczenie słowa zagaić.

 

 …i ści­snął moc­niej ta­ble­ta. → …i ści­snął moc­niej ta­ble­t.

Tu znajdziesz odmianę słowa tablet.

 

– Pani Ewa jest nie­chcia­ną – i dość re­gu­lar­ną – par­ty­cy­pant­ką pana snów ero­tycz­nych. → Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach, Sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

 

że nie płaci pan jej tan­tie­mów. → …że nie płaci pan jej tan­tie­m.

 

nie­chaj opoką Twoją bę­dzie.” → Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

Ró­żo­wa­we stróż­ki ście­ka­ły po jego – jesz­cze przed chwi­lą – nie­ska­zi­tel­nie bia­łych spodniach. → Czy po spodniach na pewno ściekały różowawe dozorczynie?

Sprawdź znaczenie słów stróżkastrużka.

 

a 69% kosz­tów za­le­gło­ści… → Liczebniki zapisujemy słownie i nie używamy symboli, zwłaszcza w dialogach.

 

Bo de­li­kwent buch­nął nagle nie­kon­tro­lo­wa­nym śmie­chem… → Czy tu aby nie miało być: Bo de­li­kwent wybuch­nął nagle nie­kon­tro­lo­wa­nym śmie­chem

 

Do­brze, że się zgiął w pół… → Do­brze, że się zgiął wpół

 

– I Two­imipo­ca­ło­wał ją w czoło → – I two­imi.Po­ca­ło­wał ją w czoło.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

– Do­sta­łeś alert-sms-a? -> – Do­sta­łeś alert-esmesa/ alert-SMS-a?

 

– Jakaś burza ma­gne­tycz­na sza­le­je na słoń­cu. → Jeśli piszesz o gwieździe, to: – Jakaś burza ma­gne­tycz­na sza­le­je na Słoń­cu.

Ten błąd pojawia się kilkakrotnie.

 

kładł na ma­te­ra­cu an­ty-de­pre­syj­nym… → …kładł na ma­te­ra­cu an­tyde­pre­syj­nym

 

Teraz był łomem, który pró­bo­wał mu roz­wa­lić klat­kę pier­sio­wą. Ko­szu­la przy­kle­iła mu się do ple­ców, które były teraz… → Czy to celowe powtórzenia?

 

zła­ma­ło­by więk­szość ludzi ja­kich znam. → …zła­ma­ło­by więk­szość ludzi, których znam.

 

Tylko skąd ten prze­po­co­ny T-Shirt→ Tylko skąd ten prze­po­co­ny T-shirt

 

Nor­mal­nie mnie ścią­ga­ją po go­dzi­nie-pół­to­rej.Nor­mal­nie mnie ścią­ga­ją po go­dzi­nie, pół­to­rej.

 

i wzru­szył ra­mio­na­mi do Adama… → Można wzruszyć ramionami, ale nie można wzruszyć nimi do kogoś.

 

Ada­mo­wi coraz cię­żej się my­śla­ło → Ada­mo­wi coraz trudniej się my­śla­ło

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

– „Tak na­praw­dę”? → Czemu tu służy cudzysłów.

 

Adam zi­gno­ro­wał to „tym razem” i wbrew sku­pił się na clou: → Wbrew czemu?

 

ale cięż­ko się biega z prze­bi­ty­mi koń­czy­na­mi… → …ale źle/ niełatwo się biega z prze­bi­ty­mi koń­czy­na­mi

 

Pia­sek sma­gnął mu w oczy… → Od kiedy piasek potrafi smagać?

Podmuch wiatru może sypnąć komuś piaskiem w oczy, ale piasek, sam z siebie, nie umie smagać.

 

stra­cił go z wzro­ku zu­peł­nie. → …stra­cił go z oczu zu­peł­nie.

 

Pia­sek. Pia­sek we wło­sach, oczach, gar­dle…Był tylko pia­sek, więc Adam my­ślał tylko o nim. Adam my­ślałpia­sku, więc Adam żył. A sko­ru­pa pia­sku i krwi… → Czy to celowe powtórzenia?

 

A prze­cież jesz­cze chwi­lę temu wi­sia­łem  

na krzy­żu. → Zbędny enter.

 

– Twój ko­le­ga przy­jął jakiś ślub

mil­cze­nia? → Zbędny enter. Ślubów się nie przyjmuje, śluby można złożyć.

 

efektownie mlaskając

rozdwojonym językiem. → Zbędny enter.

 

spy­ta­ła się węża. → …spy­ta­ła węża.

 

– To któ­rę­dy do tych ser­we­rów? – za­ga­ił i wsko­czył na swego konia.– To któ­rę­dy do tych ser­we­rów? – zapytał i wsko­czył na swego konia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zastanawiająco epicki powiew niechęci (po raz drugi…;) i ciekawie emocjonalnie-zlewcze podejście do prawideł recenzji (koncept, przebieg fabularny, konstrukcja świata, bohaterów czy dialogów) – mógłbym to skomentować podobnym epitetem jak Twój, ale nie jesteśmy w piaskownicy, prawda?) Za to sporo konkretów językowych, więc tutaj – serio – pięknie dziękuję (trochę odwykłem od pisania opowiadań…) – i jak Twojemu duchowemu koledze: życzę miłego wieczoru!;)

You should listen to your heart and not the voices in your head...

smiley

Rewrittenver2

Siddhartha Guatama zwykł był dywagacje co mniej mądrych “kolegów” pomijać

‘szlachetnym milczeniem’…

Jam nie Budda, lecz milczenia we mnie – jak gwiazd na niebie, ”kolego” przepisywaczu (?).

Też pozdrawiam serdecznie i do nieczytania się…heh.

dum spiro spero

Za­sta­na­wia­ją­co epic­ki po­wiew nie­chę­ci (po raz drugi…;)

Rewrittenverze2, a gdzie z niechęcią z mojej strony spotkałeś się po raz pierwszy?

 

…cie­ka­wie emo­cjo­nal­nie-zlew­cze po­dej­ście do pra­wi­deł re­cen­zji…

Cóż mogę na to powiedzieć… chyba tylko tyle, że jakie opowiadanie, takie odczucia czytającego.

Domyślam się, że przeżyłeś rozczarowanie, bo Twoje nadzieje zostały zawiedzione, choć tak po prawdzie to nie wiem, co pozwoliło Ci spodziewać się określonej „recenzji”.

 

Za to sporo kon­kre­tów ję­zy­ko­wych, więc tutaj – serio – pięk­nie dzię­ku­ję…

Bardzo proszę. 

 

…i jak Two­je­mu du­cho­we­mu ko­le­dze: życzę mi­łe­go wie­czo­ru! ;)

Życzenia zaprawione zgryźliwością trudno uznać za szczere. Ponadto, wystaw sobie, nie mam ani duchowych kolegów, ani koleżanek. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rewrittenver2 myślę, że powinieneś nieco odetchnąć i na spokojnie raz jeszcze podejść do sprawy. Wstawiasz tekst i spodziewasz się jego przeczytania (czyli poświęcenia czasu na lekturę i wypisanie wskazówek w komentarzach) oraz merytorycznych uwag i opisu emocji, jakie wywołał. A kiedy takie otrzymujesz, masz Autorom za złe. Nielogiczne postępowanie. Skutkiem będzie brak czytelników przy kolejnych tekstach oraz ogólne zniechęcenie, no bo – skoro tak reagujesz na komentarze, to po co je wstawiać i zawracać sobie głowę czytaniem opowiadań Twojego autorstwa? Przemyśl to, bo na Portalu są naprawdę tęgie głowy (bynajmniej nie ja, zapewniam, ja sama uczę się ciągle pisania) i Czytelnicy, którzy znają się na rzeczy, a Ich komentarze mają Ci jedynie pomóc pisać coraz lepiej. Oczekiwanie jedynie na oklaski to niepotrzebne nadzieje, nie każdemu tekst musi się podobać. Czy to znaczy, że należy od razu atakować, jeśli napotka się opinię niezgodną z oczekiwaniami? Każdy Czytelnik cieszy się tu autorytetem, poświęca swój czas i uwagę tekstom, zatem podejdź do komentarzy jako do pomocnych rad, a nie jedynie krytyki. To serio dobra rada. I, myślę, wypadałoby przeprosić za zbyt szybko napisane, niepotrzebne stwierdzenia. 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Bruce, znów jesteś tu dobrym duchem, ale…nie dajmy się zwariować. Ja naprawdę mam grubą skórę Od 8 lat pisanie dla filmu jest jednym z moich zawodów…co oznacza, że musiałem mieć do czynienia z uwagami producentów, reżyserów i kierowników literackich – z którymi czasem się nie zgadzałem, ale nauczyłem się, że gotowy efekt (a przynajmniej umowa opcji…;) jest zawsze lepszy niż ego.

 

Ale…serio uważasz, że te powyższe komentarze były dobrą/obiektywną recenzją? Jasne, było sporo niedoróbek (daaaaawno nie pisałem opowiadań), ale i najlepsi pisarze mają od takich rzeczy redaktorów. Jeśli 99 procent “recenzji” polega na wyłapywaniu błędów stylistycznych, czy składniowych (jakby to one stanowiły o głównej wartości story-tellingu…), to coś tu jest chyba nie tak? Nie uważam, że to było jakieś super opowiadanie, ale – w duchu CELOWO wspomnianych inspiracji – było przynajmniej kompetentne. A tymczasem…wszystkie najważniejsze kryteria oceny (chyba, że ktoś serio uważa, że bycie “grammar Nazi” stanowi kluczową kwalifikację wyroczni w temacie jakości tekstów) zostały – w najlepszym wypadku (bo kolegi-buddysty nawet na to nie było stać;) – zawarte w jednym akapicie. W którym wiodącym epitetem było “fatalne”. Tak poważnie: uważasz, że koncept, konstrukcja świata, bohaterów, przebieg fabularny i odniesienia tematyczne zamykają się w wspomnianym epitecie? I JEDNYM akapicie? Czemu nikt nie skomentował tematyki dystopii czy jak w fikcji jest przedstawiane chrześcijaństwo?

 

Za pomoc językową przecież podziękowałem…wspominałem o grubej skórze, ale w życiu na wycieczki osobiste też po prostu rewanżuję się szpilami – albo przynajmniej próbuję zrozumieć z czego dane wycieczki osobiste (zwłaszcza na forum literackim) wynikają.

 

Tym bardziej, że Ty jakoś umiałaś – mimo wspomnianych “uczuć religijnych” – zachować się profesjonalnie i nieinfantylnie. Wiem, że jestem tu nowy (i postaram się w końcu udzielać w recenzjach – za tydzień się odkopię z wspomnianych deadlinów;), ale…tak to chyba powinno wyglądać, jeśli piszący mają sobie pomagać?

 

 

PS. I jak zawsze – wybacz, Bruce -

 

Też pozdrawiam serdecznie i do nieczytania się…heh.

 

Szkoda. Tyle się można było od Ciebie nauczyć. “Heh.” Ale przecież nie po to tu jesteś, by komuś pomagać, prawda?)

 

Rewrittenverze2, a gdzie z niechęcią z mojej strony spotkałeś się po raz pierwszy?

 

Moje pierwsze opowiadanie tu – “Imidż” – było, powiedziałbym, naprawdę fajnie przyjęte (też z komentarzami tematycznymi i dyskusją o inspiracjach). Twój komentarz był jedyny, który opisałbym jako, uhm…”tendencyjnie-emocjonalny”?)

 

Damn. Tak naprawdę miałem napisać tylko “serdecznie pozdrawiam i dziękuję za komentarze”. Naprawdę cenię to czasopismo, a np Sapkowski i jego “Maladie” (choć nie tylko) swojego czasu zainspirował mnie do wyboru tematu magisterki.

 

Well, “serdecznie pozdrawiam i dziękuję za komentarze”. Serio doceniam Wasze fachowe rady językowe (nawet jeśli nie umiem czasem nie skomentować nastawienia…;)

 

 

You should listen to your heart and not the voices in your head...

Cóż, zrobisz, jak uważasz, ja się tu od zaledwie kilku lat uczę kultury zachowania i zasad poprawnego pisania od innych i na pewno zarówno Regulatorzy, jak i Fascynator należą do takich Autorytetów, a do Ich wiedzy, doświadczenia oraz opanowania bardzo mi daleko, zapewniam. 

A od wytykania usterek językowych i ja zazwyczaj zaczynam każdy komentarz, bo bez ich poprawienia tekst często jest całkowicie nieczytelny i niezrozumiały.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

…oj, nader dyplomatycznie, droga Bruce) Ale rozumiem, trza szanować wspólnotę – i nawet jeśli tak naprawdę nie odpowiedziałaś, czy zgadzasz się z ich emocjonalnym podejściem (vide: “fatalne”;) – to też w sumie szanuję…

 

Pozdrawiam uporczywie-ponownie (i obiecuję wkrótce nie gadać o tym, jak IMHO powinny wyglądać recenzje – ale wg praktyki uskutecznianej z kilkorgiem znajomych – spróbować komentować w opowiadaniach innych to, co – moim skromnym zdaniem – tak naprawdę czyni opowieść wartą rozwijania/czytania/oglądania).

 

Bo tutaj jednak podpiszmy protokół rozbieżności: poprawa składni, literówek, czy stylistyki jest oczywiście megaważna (jak wspomniałaś: błędy wytrącają z śledzenia opowieści…), ale sam wybór i rozwój konceptu, pracy nad dialogiem i bohaterami jest na zdecydowanie wyższej półce “in my book” – i chyba fajniej się o tym rozmawia na forum?

 

I nawet ewidentnie świetna językowo Regulatorzy – z jakichś względów…– skupia się tylko na tym wcześniejszym poziomie opowieści. I, uhm, robi to cokolwiek emocjonalnie (spoko, motto zobowiązuje, przecież szanuję to jako złośliwiec;)…ale SERIO NIE ODBIERAM PERSONALNIE NICZEGO, CO JEST KONKRETNE (tym bardziej, że – jak wspomniałem – włożyłem kij w mrowisko w kraju-mateczniku JP2, więc się spodziewałem skrajnych reakcji…;)

 

I w sumie szkoda (re: Regulatorzy)…bom serio ciekaw, czy ma jakieś konkretne przemyślenia konceptowo-tematyczno-postaciowo-dialogowe.

 

…Maybe next time (I’ll be back: spodobało mi się ubieranie pomysłów, które ciężko sfilmować – w opowiadania. I fajnie też w sumie – re: gruba skóra – że zmuszacie mnie do pracy nad literacką polszczyzną – trochę mnie skrzywił jeszcze inny zawód;)

You should listen to your heart and not the voices in your head...

smiley

Bruce Szanowna i Sympatyczna Duszyczko Portalu…

Kudy mi tam do jakiegokolwiek autorytetu. Co innego Regulatorzy – to jest prawdziwy Autorytet,

przed którym zawsze zamiatam ziemię najlepszym kapeluszem.

smiley

Dziękując za Twoja opinię, posłużę się nie banalnym – codziennym, choć zawsze pięknym – 

bukiecikiem kwiatów, lecz czymś wyjątkowym:

 

 

Wyrosło toto nieopatrznie przed garażem i z trudem dało się omijać. Jednak to piękno dożyło swoich  dni i trwa w pamięci…

Pozdrawiam.

smiley

dum spiro spero

Rewrittenver2, dyplomacja plus serdeczność równa się dobra atmosfera na Forum i Portalu, czego zawsze wszystkim Nam życzę. wink

Fascynatorze, dziękuję, natomiast co do tutejszych Autorytetów, wiem, co mówię/piszę i jetem o tym przekonana. heart

Pecunia non olet

Naprawdę niezły pomysł. Aż szkoda, że skopany brakiem logiki i językiem.

"Gdyby niezręczność dało się mierzyć, to miernik by szalał". I za chwilkę: "Adam spojrzał na swój miernik niezręczności …". No to jak ? Daje się niezręczność mierzyć czy nie ?

Co to jest TOTALNA powaga ?

Cyfr mamy (w układzie dziesiętnym) tylko 10 i są to : 1,2,3,4,5,6,7,8,9,0 . 222 to liczba, a 222B to wyrażenie.

Jak można kogoś popchnąć O ramię ?

 

 

 

Nowa Fantastyka