- Opowiadanie: darek71 - Szczęściarz

Szczęściarz

Przez ostatnie lata naniosłem w tym tekście wiele zmian.  W związku z tym uzurpowałem sobie prawo do ponownego przedstawienia go publiczności czytelniczej.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II, Użytkownicy III, Użytkownicy IV

Oceny

Szczęściarz

Siała baba mak. Nie tylko starannie, ale i z radością. Zwykłej czynności nadała rangę rozmowy z Najwyższym. Jej smukłe dłonie tańczyły w powietrzu. Nasiona opadały czarną strugą ku ziemi. Gleba z lubością otwierała się na nowe życie. 

Mądra nie była sama. Z pobliskiego wzgórza obserwował ją Uniegost – najmłodszy z pięciorga dzieci miejscowego bibliotekarza i nauczycielki wychowania fizycznego. Młodzieniec ukończył niedawno studia i zastanawiał się, co mogłoby nadać sens jego dalszej egzystencji. Właśnie na szczycie wzgórza, przyglądając się kobiecie dającej życie roślinom, znalazł odpowiedź. Pełen nadziei wyruszył w podróż do wielkiego miasta.

Po kilku tygodniach pobytu w metropolii stwierdził jednak, że nazbyt optymistycznie ocenił swój potencjał. Zaczął podupadać na zdrowiu. Nie mógł zmienić stanu ruchu ciała, co skutkowało natychmiastową utratą kontroli nad jego pędem i prędkością. Przeklinał swój brak wiedzy z zakresu fizyki ciała stałego. Sytuacja przerosła go na tyle, że popadł w apatię. Nieobce mu były myśli samobójcze.

Lecz wtedy pojawiła się baba. Nie wiadomo jakim sposobem. Może użyła magicznego portalu, roweru, albo wykorzystała dobrze rozwiniętą sieć autostrad. 

– Nie po to dałam ci odpowiedź na najważniejsze z pytań, abyś rozczulał się teraz nad sobą po kilku nieistotnych niepowodzeniach – oświadczyła wzburzona.

– Jestem jeszcze młody i bezradny wobec ogromu świata. Odpowiedzialność to niezwykle ciężkie brzemię – wymamrotał skruszony.

– Znalazłam na to radę.

– Miałem nadzieję, że to powiesz.

– Potrzebna ci solidna edukacja.

– Przypominam, że właśnie skończyłem uniwerek.

– Bez żartów. Nałykałeś się teorii niczym waleń krylu. Potrzebna ci praktyka w szkole życia.

Młodzieniec nie zdążył odpowiedzieć. Świat zawirował, zaś jego świadomość zawiesiła nagle, i to bezterminowo, swoją działalność. Kiedy uzyskał przytomność, nieomal od razu spostrzegł, że trafił do okazałej kuźni, a dokładnie do kosza na odpadki. Poczuł również, że nie może się ruszyć. Wtedy usłyszał głos Mądrej.

– Wyłaź i weź prysznic! – rozkazała. – Czeka cię ważna misja.

– Jak dobrze znowu cię widzieć – odparł radośnie Uniegost i bez trudu uwolnił się z pułapki.

Tym razem los rzucił go do wnętrza czołgu T-34. Siedział na miejscu mechanika i starał się wydusić z metalowego potwora jak najwięcej mocy. Staruszka była działonowym, i co rusz ładowała do przewodu lufy pociski odłamkowe. Jolanta, brunetka o orientalnej urodzie, sprawnie obsługiwała erkaem i radiostację. Funkcję dowódcy czołgu pełnił kierownik miejscowego urzędu stanu cywilnego, czterdziestoletni mężczyzna o nienachalnej prezencji. Trzeba przyznać, że znał się na swoim fachu. Załoga działała jak dobrze naoliwiona maszyna.

– Co się dzieje? – zapytał zdumiony i przestraszony jednocześnie Uniegost.

– Wrogie siły szturmują „Kuźnię”, więc dajemy im zdecydowany odpór – odpowiedziała twardo Baba. – Jak widzisz sięgnęłam po najgłębsze ludzkie rezerwy. Nie stać nas, by przegrać tę bitwę!

– Powiedź mi jeszcze, kto nas atakuje? – wychrypiał rozgorączkowany.

– Wszyscy, którzy nie chcą znaleźć odpowiedzi. To właśnie oni wolą tkwić w mrokach ignorancji, ponieważ wszelki wysiłek intelektualny źle im się kojarzy. Skrzyknęli się w sieci, by zaprowadzić we wszechświecie rządy oparte na “chłopskim rozumie”.

Słowa kobiety sprawiły, że junak poczuł w sobie siłę. Tyle, że nie wiedział jak wielką. Zwykle bowiem, kiedy potrzebny jest siłomierz, nie ma go pod ręką. Nie powstrzymało go to jednak przed aktami męstwa. Nasz bohater niesiony wewnętrznym „powerem” mistrzowsko prowadził czołg. Wrogowie tysiącami ginęli pod gąsienicami wozu. I to tak szybko, że nie byli w stanie wydać z siebie ostatniego tchnienia. To był przełomowy moment starcia. „Kuźnia” odparła wraży najazd. Po raz kolejny zatryumfowała mądrość, dobre wyszkolenie wojskowe i radziecka technologia.

Kiedy opadł bitewny pył okazało się, że na czele złych stała matka Uniegosta, która poczuła się pominięta w tej historii. Baba postanowiła pomóc biedaczce. Zaparzyła herbatę, upiekła kruche ciasteczka i zaprosiła ją na piknik. Kiedy panie poznały się lepiej, nawiązały nić sympatii. Potwierdziła się stara prawda, że najwięcej szkody przynoszą uprzedzenia. Pozostali rozeszli się w przekonaniu, iż trzeba natychmiast wrzucić przynajmniej kilkadziesiąt fotek na fejsa. 

Od tego czasu nasz bohater dojrzał. Powołał zespół ekspertów, który natychmiast wziął się do pracy, by wprowadzić w życie słowa specjalistki od siania maku. Kiedy byli już bardzo blisko, zadzwonił Bóg i w prostych, żołnierskich słowach przypomniał im, kto dotychczas rządził wszechświatem. Poprosił równie grzecznie, by nie wchodzili w jego kompetencje. Od tej pory młodzieńcowi pozostała do odegrania jedynie rola bezideowca i skłonność do depresji.

Jakby tego było mało Uniegost zapadł na bezsenność. Najlepsi lekarze orzekli, że przyczyna schorzenia musi kryć się w łóżku chorego. Przeszukali gruntownie posłanie młodzieńca. I co się okazało? Kilka lat wcześniej odkupił łoże od pewnej księżniczki. Źle opłacana służba nie posprzątała go jednak dokładnie. Pod stosem pościeli ukryte było ziarenko głogu. I to właśnie ono stało się źródłem problemu. Temat natychmiast podchwyciły brukowce. Nie może więc dziwić fakt, że wspomniana wyżej arystokratka zapukała do jego drzwi. Okazało się, że nasionko stanowiło jeden z najważniejszych okazów w jej kolekcji – „Rzeczy niezwyczajne i ordynarne, czyli każdy z nas był kiedyś Półwyspem Apenińskim i Niziną Patagońską”. Ekscentryczna przedstawicielka klasy panującej zaproponowała pokaźną sumę w ramach zadośćuczynienia. 

Otrzymane pieniądze młodzian przeznaczył na zakup technologii umożliwiającej podróże w czasie. Dzięki temu rozwinął na szeroką skalę handel starzyzną i został zamożnym człowiekiem. Zdobyta fortuna przywróciła mu wiarę w siłę nabywczą pieniądza. Zaangażował się w życie miejscowej społeczności. Nie bacząc na koszty ufundował kompleks sportowy, kopalnie kobaltu i zachodnie skrzydło szpitala. Założył rodzinę i zaprosił do siebie wszystkich krewnych. Jedno tylko nie dawało mu spokoju.

– Musimy porozmawiać – oznajmił Mądrej, kiedy ponownie znalazł się w Kuźni.

– Wiem, co cię sprowadza.

– Dlaczego zatem, to właśnie ja odniosłem sukces?

– Miałeś fart. Tylko znikomy procent ludzkiej populacji może w dzisiejszych czasach zobaczyć babę siejącą mak. Byłeś skazany na sukces. Choć po konsultacjach z Bogiem doszłam do wniosku, że winieneś pokonać nieco przeszkód na drodze do szczęścia. Zahartowałeś się i dojrzałeś do nowego etapu życia. Moje gratulację. 

– Dziękuję za wszystko. Wiem, że to nasze ostatnie spotkanie. Czas się pożegnać.

Na drugi dzień kurier dostarczył do domu staruszki nowiutki silnik czołgowy i dwie tony wyselekcjonowanego maku.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Z makiem to jednak trzeba zawsze ostrożnie… :))

Pozdrawiam serdecznie, klik za pomysł, przemieszanie tak wielu znanych opowiastek oraz wybitny humor. :)

 

Pecunia non olet

Bruce – tym bardziej makowiec wodzi na pokuszenie. Dziękuję za dobre słowo. Pozdrawiam gorąco.

Bruce – tym bardziej makowiec wodzi na pokuszenie

laugh

Pozdrawiam. :))

Pecunia non olet

Co tu dużo mówić, Darku, miał Uniegost, poza niepospolitym imieniem, także niewiarygodne szczęście – wszak widok Baby siejącej mak należy już do osobliwości, nic więc dziwnego, że owo zdarzenie tak bardzo zaważyło na losie bohatera. No, po prostu szczęściarz z niego, prawdziwy szczęściarz, co opowiedziałeś niezwykle przystępnie, rozbawiając mnie przy tym serdecznie, jako że, jak mniemam, czerpiesz z niewyczerpanych pokładów nader zacnego humoru.

Domyślam się, że Pewien Apacz przebywał w tym czasie w zupełnie innym gdzieindzieju i tylko dlatego jego postać nie została wpleciona do tej opowieści. ;D

Śpieszę do klikarni.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne i absurdalne. Dla mnie git.

Pozdrawiam

Reg – gdzieindzieju – słowa tego nie można nazwać inaczej: nadzwyczaj piękny owoc kreatywnego umysłu. A dodatkowo tyle komplementów. Musze przyznać, że zazdroszczę WAM redaktorom łatwości osądzania tekstów. Mam z tym problem. I dlatego rzadko można znaleźć mój komentarz pod nowymi tekstami. 

AP – czego chcieć więcej. Niech się git gitem odciska. Pozdrawiam.

Darku, niezmiernie się cieszę, że spodobał Ci się gdzieindziej. Jeśli uznasz za stosowne, wykorzystuj to słowo w swojej twórczości.

 

…zazdroszczę WAM redaktorom łatwości osądzania tekstów.

Radku, tak się składa, że, przynajmniej mnie, nie masz czego zazdrościć – to nie jest łatwe, zwłaszcza że nie jestem i nigdy nie byłam redaktorem, ani nawet redaktorką i zupełnie nie znam się na tej robocie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, sztuką jest nawrzucać w tekst niemal przypadkowych motywów, zamieszać wszystko i osiągnąć coś lepszego od makaronu nawiniętego na uszy… Bizzare ;)

Reg – wykorzystam go z pewnością. Towar prima sort – cieszy oko. 

…zupełnie nie znam się na tej robocie – myślałem, że to ja jestem specjalistą od absurdalnych żartów.

Blacktom – tak świetnie scharakteryzowałeś mój tekst, że wypada mi tylko przytaknąć. Pozdrawiam. 

…myślałem, że to j jestem specjalistą od absurdalnych żartów.

Jesteś, Darku, jesteś. Moje słowa to prawda, sama prawda i tylko prawda.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W takim razie życzę sobie, by zmieniono znaczenie frazy: zupełnie nie znam się na tej robocie.

Domyślam się, że to życzenie z gatunku samospełniających się.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na razie zaliczam je do skromnych, a co będzie później czas pokaże.

Czy można dobrze zobaczyć to, co pokazuje czas? A jak pokaże figę z makiem i to z tym makiem, który siała baba?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O czasie w tym aspekcie nie pomyślałem. Zostaję jeszcze figa. Czy mamy do czynienia z owocem świeżym, czy suszonym? Nie do przecenienia jest również zawartość cukru w fidze surowej i suszonej. 

Są też figi, zazwyczaj świeże, ale po praniu wymagają suszenia…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Problem w tym, że trudno je skonsumować. Pewnie dlatego, że nie zawierają cukru.

Zaiste. Choć są panie, które w figach wyglądają słodko. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tego się nie da powiedzieć o mężczyznach. Kolejny kamyczek do ogródka w kwestii równouprawnienia.

Wesoły absurd. Nabrałem ochoty na makowiec. :)

Smacznego. Najlepiej smakuję po zmroku w asyście zacnej herbaty.

Przekładaniec. Absurd z groteską. Dobrze się czytało.

Klikam i Pozdrawiam!

Mój przekładaniec nie ma także wpływu na wagę. Pozdrawiam.

Cześć!

 

Duch absurdu zdecydowanie unosi się nad tekstem. Dobra długość, bo przy dłuższej formie mogłoby nieco męczyć. Zastanawiam się, ile mak miał z tym wszystkim wspólnego, ale ten dzisiejszy jest już ponoć nie taki wesoły.

Napisane zgrabnie, praktycznie w każdym zdaniu coś się czai by pokazać dotychczasowe wypadki w nowym świetle.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć

Szczególnie cieszą mnie pozytywne uwagi dotyczące warsztatu. Absurd można wielbić lub nienawidzić, ale by się w nim poruszać trzeba sprawnie operować słowem. Pozdrawiam.

Hej,

czyta się płynnie i przyjemnie, a sam koncept jest ciekawy i interesujący. Wszystko doprawione szczyptą absurdu. Pozdrawiam 

Kto wie? >;

Twój komentarz upewnia mnie w twierdzeniu, że zmiany, które wprowadziłem w tekście wyszły mu na dobre. Pozdrawiam

– Przypominam, że właśnie skończyłem uniwerek.

– Bez żartów. Nałykałeś się teorii niczym waleń krylu. Potrzebna ci praktyka w szkole życia.

To jest cytat, który sobie zapiszę, zapamiętam i będę powtarzać jak mantrę.

Uwielbiam bajkowe motywy: siała baba mak i księżniczka na ziarnku grochu, a do tego T-34. Leżę i kwiczę. Zrobiłeś taki tygiel pomieszania z poplątaniem, że nie miało to prawa wyjść, a wyszło. Wyszło naprawdę dobrze. Fajnie mi się to czytało, lekko i szybko, bez zgrzytów.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Przepraszam, ze dopiero teraz odpowiadam na Twój komentarz, ale tekst ma już swoje miesiące. Short miał dostarczyć czytelnikowi rozrywkę. Z tego co piszesz wnioskuję, że to mi się udało. Czego chcieć więcej?

Nowa Fantastyka