- Opowiadanie: dovio - Miłosna kawa

Miłosna kawa

 Cześć po dłu­giej prze­rwie! ;) 
Opo­wia­da­nie może wy­da­wać się dość… Spe­cy­ficz­ne, ale wpa­dło mi do głowy któ­re­goś pięk­ne­go dnia i po­sta­no­wi­łem je na­pi­sać i… Po­dzie­lić się z Wami! Mam na­dzie­ję, że komuś się spodo­ba ;)
Po­zdra­wiam i mi­łe­go czy­ta­nia!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Miłosna kawa

To był dzień jak co dzień w mojej nud­nej pracy w biu­rze. Opar­ty na nie­wy­god­nym krze­śle, prze­glą­da­łem ta­bel­ki w Exce­lu, a głowa ro­bi­ła mi się coraz bar­dziej cięż­ka.

W pew­nym mo­men­cie o mało nie wy­wi­ną­łem dość nie­złe­go fi­koł­ka, gdy na chwi­lę przy­sną­łem. Do­brze, że szefa nie było w po­bli­żu, bo zaraz za­czął­by krzy­czeć: “Prze­mek, ty nic w tej pracy nie ro­bisz, tylko śpisz. Leniu śmier­dzą­cy”. Ale może do­brze by się stało jego wrzask roz­bu­dził­by mnie, jak naj­moc­niej­sza kawa na świe­cie.

Kawa! Tak! Moje oczy roz­sze­rzy­ły się na tę myśl! Wła­śnie tego było mi teraz trze­ba! Pysz­nej, moc­nej kawy, czar­nej jak noc, albo oczy dia­bła.

Nie­da­le­ko biura stała ga­le­ria han­dlo­wa, a w niej nie­wiel­ka ka­wiar­nia. Stwier­dzi­łem, że ra­czej nikt nie za­uwa­ży, jak wyjdę na pięć minut. Ro­zej­rza­łem się jesz­cze, szu­ka­jąc szefa, ale był nie­wi­docz­ny, jak duch w środ­ku sło­necz­ne­go dnia.

Wsta­łem.

Roz­cią­gną­łem się jesz­cze, a wszyst­kie kości za­gra­ły utwór o na­zwie “Trzy­dzie­ści lat, sta­rość nie ra­dość”, jed­nak nikt nie spoj­rzał w moją stro­nę. Wszy­scy byli zbyt za­ję­ci, wpa­trze­ni w mo­ni­to­ry. Może wi­dzie­li w nich coś cie­kaw­sze­go, niż ja.

 

Gdy wyszedłem na ze­wnątrz, przy­wi­tał mnie po­dmuch chłod­ne­go wia­tru, jakby szpil­ki lodu wbi­ja­ły mi się w twarz. Na szczę­ście, ga­le­ria stała zaraz po dru­giej stro­nie ulicy, więc czym prę­dzej ru­szy­łem, chcąc jak naj­szyb­ciej schro­nić się przed zim­nym po­wie­trzem.

W ga­le­rii było chłod­no. Albo oszczę­dza­li na ogrze­wa­niu, albo nie wiem co, ale mia­łem wra­że­nie, że cią­gle je­stem na ze­wnątrz. To wszyst­ko tylko spra­wi­ło, że na­bra­łem jesz­cze więk­szej ocho­ty na cie­płą ka­wu­się.

W ka­wiar­ni nikogo nie było. W za­sa­dzie cała ga­le­ria świe­ci­ła pust­ka­mi, ale był śro­dek ty­go­dnia, więc mnie to nie dzi­wi­ło.

Pod­sze­dłem do lady i za­mar­łem. Serce po­de­szło mi do gar­dła, nie wie­rzy­łem wła­snym oczom. Mia­łem wra­że­nie, że nie wy­po­wiem żad­ne­go słowa, bo w gło­wie po­czu­łem cał­ko­wi­tą pust­kę.

– Co dla pana? – za­py­ta­ła naj­pięk­niej­sza dziew­czy­na, jaką wi­dzia­łem. Była tak cu­dow­na, że po­czu­łem, jak cały świat wi­ru­je. – Halo – za­śmia­ła się i był to naj­wspa­nial­szy dźwięk, jaki sły­sza­łem w życiu.

– A… Tak, prze­pra­szam, tro­chę się za­my­śli­łem – od­par­łem drżą­cym gło­sem, nie­pew­nie się uśmie­cha­jąc. – Po­pro­szę zwy­kłą małą latte.

– Już się robi! – po­wie­dzia­ła i za­czę­ła przy­go­to­wy­wać napój.

Nie mo­głem ode­rwać od niej wzro­ku.

Miała dłu­gie, czar­ne włosy, a na gło­wie czer­wo­ną opa­skę, która tylko pod­kre­śla­ła jej urodę. Ubra­na była w spód­ni­cę w kwia­ty i czar­ną bluzę, która cu­dow­nie wta­pia­ła się w jej włosy.

– To bę­dzie sie­dem zło­tych – po­wie­dzia­ła dziew­czy­na, po­da­jąc kubek z kawą.

Wy­cią­gną­łem te­le­fon i za­pła­ci­łem, ale wciąż nie po­tra­fi­łem odejść sprzed lady. Mu­sia­łem cho­ciaż znać jej imię.

– Prze­mek… – po­wie­dzia­łem nie­śmia­ło, wy­cią­ga­jąc rękę. – Tak… Mam na imię – do­da­łem.

– Agniesz­ka – od­po­wie­dzia­ła dziew­czy­na i uści­snę­ła moją dłoń.

– Miło mi cię po­znać… – od­par­łem, jed­nak Agniesz­ka nie sko­men­to­wa­ła moich słów.

 

Wy­cho­dząc z ga­le­rii nie zwra­ca­łem uwagi na wiatr. My­śla­łem tylko o Agniesz­ce, naj­cu­dow­niej­szej dziew­czy­nie, jaką wi­dzia­łem w życiu. Czemu nic nie od­par­ła, gdy po­wie­dzia­łem, że miło ją po­znać? Pew­nie od razu miała mnie to­tal­nie gdzieś, albo za ro­giem czaił się jej chło­pak, jakiś przy­stoj­niak z sze­ścio­pa­kiem, który po pracy weź­mie ją na ro­man­tycz­ną rand­kę.

Do­tar­łem do biura. W ciszy sie­dzia­łem, pijąc kawę. Ta­bel­ki w Exce­lu prze­sta­ły dla mnie co­kol­wiek zna­czyć. Przed ocza­mi wi­dzia­łem tylko twarz Agniesz­ki…

 

Na­stęp­ne­go dnia w pracy nie mo­głem się do­cze­kać, aż wyjdę z biura na krót­ką prze­rwę. Mia­łem na­dzie­ję, że znowu ją zo­ba­czę, cho­ciaż zda­wa­łem sobie spra­wę, że prze­cież nie mu­sia­ła pra­co­wać co­dzien­nie. W końcu nie była przy­ku­ta łań­cu­chem, tylko miała życie pry­wat­ne.

Gdy nad­szedł czas, w po­śpie­chu wy­sze­dłem z bu­dyn­ku, uda­jąc się do ga­le­rii. Im bli­żej byłem ka­wiar­ni, tym moc­niej biło mi serce. Aż my­śla­łem, że zaraz się prze­wró­cę.

Zo­ba­czy­łem ją od razu, gdy tylko wsze­dłem do środ­ka. Była rów­nie pięk­na, jak wczo­raj i uśmiech­nę­ła się do mnie. Na ten widok aż ugię­ły się pode mną ko­la­na.

– Co dzi­siaj bę­dzie dla cie­bie? – za­py­ta­ła ener­gicz­nie z sze­ro­kim uśmie­chem.

– Może ty mi coś wy­bie­rzesz? – za­czą­łem i jej uśmiech lekko przy­gasł.

Czy po­wie­dzia­łem coś nie tak? Może moja nie­pew­ność za­czę­ła ją iry­to­wać? Chcia­łem coś jesz­cze dodać, lecz w tym mo­men­cie włą­czył się eks­pres i w nie­wiel­kim po­miesz­cze­niu zro­bi­ło się tro­chę gło­śno.

– Przy­go­to­wa­łam ci moją ulu­bio­ną kawę ba­na­no­wą. Mam na­dzie­ję, że ci po­sma­ku­je. – Uśmiech­nę­ła się.

– Dzię­ki i… Mi­łe­go dnia – od­par­łem, wy­cho­dząc.

Zro­bi­ła mi swoją ulu­bio­ną kawę, to na pewno coś zna­czy­ło! Może chcia­ła dać mi w ten spo­sób do zro­zu­mie­nia, że też jej się po­do­bam? Może ocze­ki­wa­ła, że od­wa­żę się ją gdzieś za­pro­sić, albo cho­ciaż za­py­tać o numer te­le­fo­nu? Tylko czemu jej uśmiech tak przy­gasł? Co po­szło nie tak?

Kawa istot­nie była pysz­na – będę mu­siał ją o tym po­in­for­mo­wać pod­czas ko­lej­ne­go spo­tka­nia. Za­sta­na­wia­łem się, czy nie pójść tam jesz­cze dzi­siaj, w końcu serce ra­czej mi nie wy­buch­nie od dwóch kaw. 

Osta­tecz­nie zde­cy­do­wa­łem jed­nak, że nie, muszę za­sta­no­wić się, co dalej. 

 

Ko­lej­ne­go dnia nie było jej w ka­wiar­ni. Za­czą­łem się za­sta­na­wiać, co może robić, albo co gor­sza… z kim. W pracy nie po­tra­fi­łem się sku­pić, cią­gle od­la­ty­wa­łem my­śla­mi do cu­dow­nej Agniesz­ki, aż z tego wszyst­kie­go za­czę­ły mi się pocić dło­nie.

Uzna­łem, że dłu­żej nie ma sensu tak się mę­czyć i po­sta­no­wi­łem pod­czas ko­lej­ne­go spo­tka­nia być „praw­dzi­wym męż­czy­zną” i w końcu gdzieś ją za­pro­sić.

Nie mu­sia­łem długo cze­kać, dziew­czy­na po­ja­wi­ła się na­za­jutrz. Za­czą­łem trząść się jak ga­la­re­ta.

– Co dzi­siaj dla cie­bie? – za­py­ta­ła uśmie­cha­jąc się sze­ro­ko.

– Daj… Co­kol­wiek, coś do­bre­go. – Głos mi drżał i po­ci­łem się jak przy­sło­wio­wa świ­nia. 

Uśmiech­ną­łem się, jed­nak Agniesz­ka nawet na mnie nie spoj­rza­ła.

Za­pła­ci­łem za kawę i wy­sze­dłem, po raz ko­lej­ny prze­kli­na­jąc sie­bie w duchu, że nie dałem rady. Mia­łem ocho­tę wylać sobie za karę go­rą­cą kawę na głowę!

Nie wie­dzia­łem, co robić. Wpa­dłem na sza­lo­ny po­mysł, żeby po pracy tro­chę ją po­śle­dzić. Wcze­śniej pró­bo­wa­łem znaleźć o niej jakieś informacje w necie, ale mi się nie udało, do­słow­nie, jakby nie ist­nia­ła. Albo po pro­stu moje zdol­no­ści stal­ko­wa­nia były na że­nu­ją­cym po­zio­mie. 

 

Wie­dzia­łem, że ga­le­rię za­my­ka­ją o dwu­dzie­stej pierw­szej, więc po­sta­no­wi­łem tro­chę się przy­cza­ić. Była so­bo­ta, za­chodziłem w głowę, co zrobi, dokąd pój­dzie i… kogo spo­tka. Na tę ostat­nią myśl, aż zro­bi­ło mi się słabo.

Cią­gle po­wta­rza­łem sobie w duchu, że robię naj­głup­szą rzecz na świe­cie, ale mimo wszyst­ko nie mo­głem prze­stać. Tak bar­dzo chcia­łem wie­dzieć o niej coś wię­cej.

 

Gdy wy­szła z bu­dyn­ku, tro­chę mnie spa­ra­li­żo­wa­ło. Mia­łem ocho­tę do niej po­dejść i jakoś za­ga­dać, ale mo­gła­by się wy­stra­szyć. Jesz­cze by po­my­śla­ła, że je­stem ja­kimś psy­cho­lem. 

Wsia­dła do sa­mo­cho­du i ru­szy­ła. Je­cha­łem za nią, coraz bar­dziej czu­jąc, że był to głupi po­mysł. Gdyby mnie teraz zo­ba­czy­ła… Nie miał­bym u niej żad­nych szans. 

Je­cha­łem dalej, gdy nie­spo­dzie­wa­nie opuściła miasto. Za­sko­czy­ło mnie to.

W pew­nym mo­men­cie by­li­śmy sami na dro­dze, więc wy­łą­czy­łem świa­tła sa­mo­cho­du, żeby cóż… Nie zdra­dzać swo­jej obec­no­ści. 

Cała jazda trwała ja­kieś trzy­dzie­ści minut. Dziew­czy­na skrę­ci­ła w wąską ścież­kę po­zba­wio­ną as­fal­tu i za­trzy­ma­ła się. Uczy­ni­łem to samo, roz­glą­da­jąc się po oko­li­cy.

Było to ja­kieś to­tal­ne od­lu­dzie, wszę­dzie tylko drze­wa i krza­ki. Agniesz­ka wy­sia­dła z sa­mo­cho­du i skie­ro­wa­ła się do ma­łe­go drew­nia­ne­go domu. Wy­cią­gnę­ła klu­cze z kie­sze­ni, otwo­rzy­ła drzwi i we­szła do środ­ka.

“Co teraz?” za­py­ta­łem sie­bie w duchu, wi­dząc przez okno, że świa­tło w domu za­pa­li­ło się.

Jak już za­sze­dłem tak da­le­ko, głu­pio by­ło­by się wy­co­fać. Po­my­śla­łem, że tylko zaj­rzę do środ­ka, naj­dy­skret­niej jak się da. Miło bę­dzie zo­ba­czyć jej pięk­ną twarz na do­bra­noc.

Wy­sia­dłem z sa­mo­cho­du i nie­mal ku­ca­jąc pod­sze­dłem do okna. Czu­łem się jak zbok, aż ru­mie­niec wsty­du po­ma­lo­wał mi twarz na czer­wo­no.

W środ­ku Agniesz­ka sie­dzia­ła obok ko­bie­ty, która wy­glą­da­ła, jak żywy trup. Do­słow­nie. Skórę miała prak­tycz­nie białą. Była tak chuda, że dało się po­li­czyć wszyst­kie jej kości. Oczy wy­glą­da­ły jak bez­k­się­ży­co­wa noc.

Dziew­czy­na wbiła strzy­kaw­kę w rękę ko­bie­ty, która skrzy­wi­ła się z bólu. Wnę­trze strzy­kaw­ki zro­bi­ło się czar­ne… Jakby w środ­ku nie było krwi, tylko smoła. Po wszyst­kim star­sza prze­sta­ła się ru­szać, jakby… Nie żyła. Prze­ra­ził mnie ten widok.

“O co tutaj cho­dzi?” – za­sta­na­wia­łem się. Stwier­dzi­łem, że naj­le­piej bę­dzie czym prę­dzej się stąd za­wi­nąć i być może fak­tycz­nie tak bym zro­bił, ale usły­sza­łem płacz dziec­ka, do­cho­dzą­cy z domu.

Na twa­rzy Agniesz­ki po­ja­wił się nie­przy­jem­ny uśmiech, który zmro­ził mnie do kości, jakby była za­do­wo­lo­na ze sły­sza­ne­go dźwię­ku.

Wy­ję­ła dziec­ko z ko­ły­ski i w jego rękę wstrzyk­nę­ła czar­ną za­war­tość strzy­kaw­ki. Dziec­ko przestało pła­kać, jed­nak jego ciało zmie­nia­ło się i za­czy­na­ło przy­po­mi­nać korę drze­wa. Agniesz­ka ko­ły­sa­ła je i gdy prze­sta­ło się ru­szać, udała się z nim do są­sied­nie­go po­miesz­cze­nia.

Mia­łem ocho­tę po­wia­do­mić po­li­cję, ale zanim do­je­cha­li­by na to od­lu­dzie, mi­nę­ło­by mnó­stwo czasu, a dziec­ko prze­cież wciąż mogło żyć.

Nic z tego nie ro­zu­mia­łem, ale być może nad­szedł wła­ści­wy mo­ment na zo­sta­nie “praw­dzi­wym męż­czy­zną”. 

Naj­ci­szej, jak się dało, otwo­rzy­łem drzwi i wsze­dłem do środ­ka. Pod­sze­dłem do po­miesz­cze­nia, w któ­rym znik­nę­ła Agniesz­ka i zo­ba­czy­łem scho­dy pro­wa­dzą­ce w dół.

Nie wie­dzia­łem, czego mogę się spo­dzie­wać, czy ktoś mnie za­ata­ku­je, więc po raz ko­lej­ny po­my­śla­łem, żeby się wy­co­fać i za­po­mnieć o tym wszyst­kim. Nie­świa­do­mie za­czą­łem prze­cze­sy­wać kie­sze­nie w po­szu­ki­wa­niu ja­kiejś pro­wi­zo­rycz­nej broni, ale mia­łem je­dy­nie klu­czy­ki do sa­mo­cho­du. No cóż, wy­glą­da­ło na to, że mu­sia­ły wy­star­czyć.

Spoj­rza­łem na star­szą ko­bie­tę, która w dal­szym ciągu nie wy­ka­zy­wa­ła żad­nych oznak życia, więc po­wo­li ru­szy­łem po scho­dach.

Nie były dłu­gie i już po chwi­li zna­la­złem się w ciem­nym, be­to­no­wym ko­ry­ta­rzu, na któ­re­go końcu znaj­do­wa­ły się me­ta­lo­we drzwi, spod któ­rych wy­do­by­wa­ło się jasne, żółte świa­tło.

W miarę jak się zbli­ża­łem, coraz wy­raź­niej sły­sza­łem głos Agniesz­ki, jed­nak nie ro­zu­mia­łem, co mó­wi­ła.

Pod­sze­dłem do drzwi, wzią­łem głę­bo­ki wdech i otwo­rzy­łem je, mając na­dzie­ję, że nie wy­da­dzą z sie­bie żad­ne­go gło­śne­go dźwię­ku.

Nic ta­kie­go, na szczę­ście, się nie stało i przez szpa­rę, za­czą­łem ob­ser­wo­wać. Po­miesz­cze­nie było bar­dzo małe, oświe­tlo­ne ogniem, który palił się na czymś, co przy­po­mi­na­ło oł­tarz. Do­pie­ro po chwi­li zda­łem sobie spra­wę, że w ogniu ktoś… lub coś… stoi. Miało ja­kieś dwa metry wy­so­ko­ści, przy­po­mi­na­ło ol­brzy­mią fi­gur­kę wy­stru­ga­ną z drew­na. Jego oczy były czer­wo­ne, wpa­try­wa­ły się w Agniesz­kę, która klę­cza­ła przed stwo­rem ofia­ro­wu­jąc mu dziec­ko. 

Stwór roz­ło­żył ręce, które wy­glą­da­ły jak ga­łę­zie i za­brał nie­mow­lę od Agniesz­ki. Z ust po­two­ra wy­su­nął się język, rów­nież przy­po­mi­na­ją­cy drew­no, w które ktoś do­dat­ko­wo po­wbi­jał szpil­ki. Szyb­kim ru­chem owi­nął nim dzie­cia­ka i wło­żył sobie do cze­goś, co przy­po­mi­na­ło usta.

Upa­dłem. Nie ob­cho­dzi­ło mnie nic wię­cej, jak tylko opusz­cze­nie tego miej­sca, jak naj­szyb­ciej. 

Drzwi otwo­rzy­ły się sze­rzej i zo­ba­czy­łem Agniesz­kę. Uśmie­cha­ła się i wpa­try­wa­ła we mnie. Nie po­tra­fi­łem stwier­dzić, czy jest zła, czy szczę­śli­wa, po pro­stu pa­trzy­ła, bez żad­ne­go wy­ra­zu.

 

 

*

 

Mu­sia­łem stra­cić przy­tom­ność, bo gdy się ock­ną­łem, le­ża­łem przy­wią­za­ny skó­rza­nym pasem do me­ta­lo­we­go stołu. Dziw­na po­stać z oł­ta­rza znik­nę­ła i teraz w po­miesz­cze­niu zro­bi­ło się cał­kiem ciem­no, jed­nak bez trudu do­strze­głem dziew­czy­nę, która stała od­wró­co­na tyłem, przy nie­wiel­kim re­ga­le.

Po chwi­li od­wró­ci­ła się i spoj­rza­ła na mnie z uśmie­chem.

– Widzę, że już się obu­dzi­łeś – stwier­dzi­ła oczy­wi­ste.

Nic nie od­po­wie­dzia­łem. Pró­bo­wa­łem ro­ze­znać się w tej nie­cie­ka­wej sy­tu­acji i zna­leźć ja­kieś wyj­ście.

– Muszę ci po­wie­dzieć – kon­ty­nu­owa­ła – że masz ide­al­ne wy­czu­cie czasu. – Pod­cho­dzi­ła coraz bli­żej, trzy­ma­jąc w rę­kach jakąś ciem­ną maź.

Nadal nic nie mó­wi­łem i Agniesz­ka cią­gnę­ła dalej.

– Pew­nie po­zna­łeś moją matkę, mu­sie­li­ście się minąć, gdy scho­dzi­łeś do piw­ni­cy – za­śmia­ła się.

A więc star­sza ko­bie­ta na górze była jej matką. Nie będę ukry­wał, zszo­ko­wa­ła mnie ta in­for­ma­cja. Pró­bo­wa­łem ze­rwać skó­rza­ny pas, któ­rym byłem przy­pię­ty, jed­nak za nic w świe­cie nie chciał pu­ścić. Gdy Agniesz­ka po­de­szła bli­żej za­uwa­ży­łem, że ciem­na maź, którą trzy­ma­ła w ręce, po­ru­sza­ła się.

– Co… co się tutaj dzie­ję? Kim je­steś i… co to był za stwór? – Chciałem wciągnąć ją w rozmowę i znaleźć jakiś sposób, by się uwolnić.

Mia­łem wra­że­nie, że po­smut­nia­ła. Za­trzy­ma­ła się i spu­ści­ła głowę.

– Nie je­stem zła, po pro­stu… muszę coś na­pra­wić.

– Na­pra­wić?! – krzyk­ną­łem – nie… nie ro­zu­miem. – W tym mo­men­cie byłem już na­praw­dę prze­ra­żo­ny.

– To, co wi­dzia­łeś, to Aria­men, demon wskrze­sze­nia… – mó­wi­ła cicho, tak że ledwo ją sły­sza­łem. 

– Co…? – ode­zwa­łem się, bo Agniesz­ka nagle za­mil­kła. – Kogo chcesz wskrze­sić? – mó­wi­łem ła­god­nie, jed­no­cze­śnie pró­bu­jąc wy­do­stać rękę z pasa.

– Mo­je­go brata… – mó­wi­ła, wciąż wpa­tru­jąc się w be­to­no­wą pod­ło­gę. – on… Po­peł­nił sa­mo­bój­stwo. – Głos jej się za­ła­mał, jakby za chwi­lę miała się roz­pła­kać. – On cier­piał, a ja nic nie zro­bi­łam! – Krzyk­nę­ła nagle, aż się wy­stra­szy­łem. – Wszyst­ko przez nią, przez moją matkę – po­wie­dzia­ła to nie­mal z od­ra­zą. – Jej cią­głe nie­za­do­wo­le­nie, złość i kry­ty­ka… coraz bar­dziej wpę­dza­ły go do grobu… A ja nie zro­bi­łam nic. – po­wtó­rzy­ła. – Ale teraz to się zmie­ni, zna­la­złam spo­sób. – Spoj­rza­ła na oł­tarz. – Gdy demon bę­dzie wy­star­cza­ją­co silny, odda mi brata i wtedy już… wszyst­ko bę­dzie w po­rząd­ku. Ale zanim to na­stą­pi muszę kar­mić go nie­win­ną krwią zmie­sza­ną ze ska­żo­ną. Muszę to zro­bić, dla niego. – Uśmiech­nę­ła się.

– Nie przy­szło ci do głowy, że to coś może cię oszu­kać? Prze­cież to demon! Skąd wiesz, że gdy już bę­dzie silny, nie za­bi­je cie­bie i, nie wiem, nie uciek­nie?

Spoj­rza­ła na mnie za­my­ślo­na.

– Chyba muszę po pro­stu za­ry­zy­ko­wać.

Po­de­szła bar­dzo bli­sko. Ciem­na maź w jej dło­niach wy­cią­ga­ła macki w moją stro­nę.

– Wy­da­jesz się miłym go­ściem, ale nie­po­trzeb­nie tu przy­cho­dzi­łeś.

Po­ło­ży­ła maź na moim brzu­chu. Dziw­ne… coś… pod­cho­dzi­ło po­wo­li do mojej twa­rzy.

– Nie uszkodź Da­ima­na, nie ma ich za wiele, a zdo­by­cie tego było dla mnie bar­dzo trud­ne – do­da­ła.

Sta­ra­łem się uwol­nić, czu­łem, że już pra­wie się udało, jed­nak maź była coraz bli­żej i bli­żej, by już po chwi­li wpeł­znąć mi do ust.

Za­krztu­si­łem się i mia­łem wra­że­nie, że zwy­mio­tu­je. Było mi nie­do­brze, gdy czu­łem, jak ta dziw­na rzecz po­ru­sza się we­wnątrz mo­je­go ciała.

Oczy za­szły mi łzami, ale do­strze­głem Agniesz­kę, która wy­cią­gnę­ła strzy­kaw­kę.

– Obie­cu­ję, że gdy to się skoń­czy, a ty bę­dziesz wciąż żył, uwol­nię cię.

Zbli­ży­ła strzy­kaw­kę do mojej ręki i w tej chwi­li udało mi się uwol­nić dłoń. Ode­pchną­łem dziew­czy­nę, a na­stęp­nie roz­pią­łem pas na dru­giej dłoni i byłem wolny. 

Agniesz­ka pa­trzy­ła zszo­ko­wa­na, a ja my­śla­łem tylko o tym, żeby uciec stąd jak naj­da­lej.

Nagle rzu­ci­ła się na mnie, pró­bu­jąc wbić strzy­kaw­kę. Przez chwi­lę si­ło­wa­li­śmy się na pod­ło­dze, aż przy­po­mnia­łem sobie o mojej za­awan­so­wa­nej broni, którą wciąż mia­łem w kie­sze­ni.

Wy­cią­gną­łem klu­czy­ki i z całej siły wbi­łem je Agniesz­ce w szyję. 

Dziew­czy­na za­to­czy­ła się do tyłu i ru­nę­ła na pod­ło­gę ob­fi­cie krwa­wiąc.

Nie­wie­le my­śląc, pod­nio­słem się i ru­szy­łem w stro­nę wyj­ścia…

 

 

 

*

 

Od tego mo­men­tu mi­nę­ły dwa lata. Sta­ra­łem się za­po­mnieć o tym kosz­ma­rze, jed­nak nie było to łatwe. Czę­sto bu­dzi­łem się w nocy, prze­ra­żo­ny i zlany potem, nie mogąc już wię­cej za­snąć. Cią­gle czu­łem w środ­ku po­ru­sza­ją­ce­go się stwo­ra. Szu­ka­łem róż­nych spo­so­bów na po­zby­cie się go, ale nic nie po­ma­ga­ło. Czę­sto ro­bi­ło mi się słabo. By­wa­ły mo­men­ty, kiedy my­śla­łem, że już po mnie, gdy nagle wszyst­ko wra­ca­ło do normy.

Pew­ne­go razu, gdy ska­le­czy­łem się w palec, zo­ba­czy­łem, że moja krew jest cał­kiem czar­na, jak krew star­szej ko­bie­ty, którą wi­dzia­łem w domu Agniesz­ki.

Bywało na­praw­dę źle do czasu, aż po­zna­łem moją przy­szłą żonę Ka­ro­li­nę. Była pie­lę­gniar­ką, która po­ma­ga­ła mi w trud­nych chwi­lach. 

Ku­pi­li­śmy nie­wiel­ki dom za mia­stem i by­li­śmy ze sobą szczę­śli­wi. Traumatyczne przeżycia coraz bardziej zacierały się w mojej głowie.

Któ­re­goś dnia, gdy wró­ci­łem do domu z pracy, zo­ba­czy­łem na pod­jeź­dzie obcy sa­mo­chód. Wy­glą­da­ło na to, że mie­li­śmy go­ścia!

Wsze­dłem do domu i za­mar­łem. 

– Witaj, ko­cha­nie – po­wie­dzia­ła Ka­ro­li­na. – Mu­sisz po­znać Agniesz­kę! Prze­pro­wa­dzi­ła się z mia­sta i za­miesz­ka obok nas!

My­śla­łem, że to jakiś kosz­mar, z któ­re­go zaraz się obu­dzę. Dziew­czy­na miała bli­znę na szyi w miej­scu, w któ­rym wbi­łem jej klu­czy­ki.

– Miło mi cię po­znać – po­wie­dzia­ła ła­god­nie Agniesz­ka, uśmie­cha­jąc się, a ja czu­łem, jak ugi­na­ją się pode mną nogi. – Mam na­dzie­ję, że bę­dziesz mógł mi pomóc z jedną, bar­dzo małą rze­czą…

 

 

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Na początek rada, abyś cały tekst wyrównał, bo to na pewno ułatwi czytanie. 

Zdania, które bohater wykrzykuje, powinny mieć wykrzykniki. Przed wyrażeniem z “który” należy wstawić przecinek (np. Myślałem, że to jakiś koszmar z którego zaraz się obudzę).

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cześć ;)

Dzięki za uwagi. Mam nadzieję, że teraz będzie czytać się przyjemniej.

Pozdrawiam! ;)

O, super, wielkie dzięki, zaraz przystępuję do lektury. :)

 

Edit:

Witam ponownie. :)

 

Co do kwestii technicznych – sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia):

Jak wcześniej wspomniałam, w zdaniach, które są „wykrzyczane” przez bohaterów, dobrze by było to zaznaczyć wykrzyknikiem, np.:

Dobrze, że szefa nie było w pobliżu, bo zaraz zacząłby krzyczeć (dwukropek?) “Przemek, ty nic w tej pracy nie robisz, tylko śpisz. Leniu śmierdzący”.

 

Wychodząc na zewnątrz przywitał mnie podmuch chłodnego wiatru, jakby szpilki lodu wbijały mi się w twarz. – składnia jest niepoprawna, wynika z tego zdania, że to podmuch wychodził i przywitał

To wszystko tylko sprawiło, że nabrałem jeszcze większej ochoty na ciepłą kawusie, która rozgrzałaby me lodowate serce. – literówka?

Wpadłem na szalony pomysł, żeby po pracy trochę pośledzić. Wcześniej próbowałem znaleźć w necie, ale… Nigdzie jej nie było, dosłownie, jakby nie istniała. – za dużo tego samego zaimka w tak krótkim tekście/powtórzenia

(Wątpliwość – dość dziwnym wydaje mi się, aby na tym etapie znajomości, mając tak mało danych, bohater mógł znaleźć w necie dziewczynę)

Wiedziałem, że galerie zamykają o dwudziestej pierwszej, więc postanowiłem trochę się przyczaić. Była sobota, więc zastanawiałem się, co zrobi, gdzie pójdzie i… – literówka i powtórzenie?

Jechałem dalej, gdy niespodziewanie wyjechała z miasta. – powtórzenie

Przeraził mnie ten widok (brak kropki) “O co tutaj chodzi?” – zastanawiałem się.

Nic z tego nie rozumiałem, ale być może nadszedł właściwy moment na zostanie “Prawdziwym mężczyzną”. – ortograficzny – czemu tu wielką literą? – wcześniej pisałeś małą

 

Musiałem stracić przytomność, bo gdy się ocknąłem, leżałem przywiązany skórzanym pasem do metalowego stołu. Dziwna postać z ołtarza zniknęła i teraz w pomieszczeniu zrobiło się całkiem ciemno, jednak bez trudu dostrzegłem dziewczynę, która stała odwrócona tyłem, przy niewielkim regale. – tu mam wątpliwość – jak mógł widzieć tyle szczegółów, jeśli było „całkiem ciemno”?

Podchodziła coraz bliżej, trzymając w rękach jakąś ciemną maź. – tu niejasne – maź to ciecz, jak trzymała ciecz w rękach?

– Mojego brata… – mówiła, wciąż wpatrując się w betonową podłogę. (zbędne kropka?) – on…

A ja nie zrobiłam nic. (tu podobnie) – powtórzyła.

Ale zanim to nastąpi (przecinek?) muszę karmić go niewinną krwią zmieszaną ze skażoną.

Zakrztusiłem się i miałem wrażenie, że zwymiotuje. – literówka?

Bywały momenty, kiedy myślałem, że już po mnie, by nagle wszystko wracało do normy. – czy tu miało być „gdy”?

Było naprawdę źle do czasu, aż poznałem moją przyszłą żonę (przecinek?) Karolinę. Była pielęgniarką, która pomagała mi w trudnych chwilach. – powtórzenie

 

Świetny pomysł na horror, chociaż odnoszę wrażenie, że w wielu miejscach wydarzenia opisujesz zbyt pobieżnie, nie rozwijając opowieści ani jej nie „uszczegóławiając”, wskutek czego fabuła traci na wartości. Dość długo opisujesz zauroczenie nieznajomą, potem – gdy pojawiają się elementy horroru oraz fantastyki – akcja zdecydowanie przyspiesza. Niemniej klikam za pomysł, bo to schemat scenariusza doskonałego filmu grozy. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

 

Kolejna edycja:

Dopiero klikając zauważyłam dokładny tytuł – “kawa” moim zdaniem powinna być małą literą, bo to błąd ortograficzny, chyba że ujmiesz ją w cudzysłów lub napiszesz kursywą (że np. owa demoniczna maź to tytułowa kawa). :) 

Pecunia non olet

Dzięki za przeczytanie i wytknięcie błędów, które zostaną poprawione, jak tylko znajdę wolny czas ;)

Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podobało! ;)

Co do “przyspieszenia” opowieści, to chciałem zostawić taką aurę tajemnicy, więc może dlatego opowiadanie wydaje się trochę zbyt Pospieszne ;D

Dziękuje za klik! 

Pozdrawiam serdecznie! ;)

I j dziękuję, rozumiem cel przyspieszenia akcji, pozdrawiam, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Muszę powiedzieć, że o ile na początku mocno zwracałam uwagę na techniczne aspekty tekstu, to po chwili kompletnie się wciągnęłam. Kupiłeś mnie konfliktem z kawą. Super stworzony bohater, rozumiem błędy, które popełnia, bo choć trochę przyprawiają o gęsią skórę, są bardzo ludzkie. Fajny twist, że z podglądacza staje się ofiarą.

Kilka rzeczek do przemyślenia:

– Trochę po opisie Agnieszki nie czuję, co w niej było takie super.

– Kiedy bohater leży związany na stole, a Agnieszka mu wyznaje, co robi: spokojnie tutaj mógłbyś zwolnić, podręczyć czytelnika napięciem, uwypuklić emocje. Ta scena ma ogromny potencjał, a mam troszkę niedosyt :)

– Agnieszka mu tak wszystko wyznaje w „monologu złoczyńcy”. Z jednej strony pokazuje to jej szaleństwo, ale mogłaby mówić mniej wprost i wtedy zyskałaby u mnie na wiarygodności.

– Trochę się gubię, jak udało mu się uwolnić tę dłoń, chyba dlatego, że po opisie założyłam, że przewiązany był pasem na wysokości klatki piersiowej/łokci.

Natomiast to są takie potencjalnie „wisienki na torcie”, bo to, co jest, mi się bardzo podoba :)

Cześć! 

Dzięki za przeczytanie i komentarz. Bardzo się cieszę, że opowieść się podobała! ;)

Ciekawe uwagi, będę musiał wziąć je pod uwagę przy kolejnym opowiadaniu.

– Trochę się gubię, jak udało mu się uwolnić tę dłoń, chyba dlatego, że po opisie założyłam, że przewiązany był pasem na wysokości klatki piersiowej/łokci.

Bohater miał związane obie dłonie. Udało mu się uwolnić jedną, dzięki czemu zdołał uciec ;D

Pozdrawiam serdecznie! ;)

Fajnie budowane napięcie, aura tajemniczości i narastający strach, gdy bohater coraz dalej idzie tam gdzie nie powinien. Szkoda że piękna baristka w końcu traci swój urok. Podobało mi się.

Cześć ;)

No niestety, bohater nie miał szczęścia do tej kobiety ;D

Bardzo się cieszę, że opowieść się spodobała! ;)

Pozdrawiam serdecznie! ;)

No, niestety, Dovio, czytałam z trudem, a skończywszy doszłam do wniosku, że to opowiadanie o idiocie, który na własne życzenie wplątał się w sytuację tyleż absurdalną, co niewiarygodną.

Przyjmuję do wiadomości, że Agnieszka mogła spodobać się Przemkowi, ale nie wierzę w jego totalne ogłupienie, śledzenie nieznajomej i dalszy rozwój wypadków, ze szczególnym uwzględnieniem zajść w domku na odludziu, w czary dziewczyny. To, co opisałeś, jest tak nieprawdopodobne, że nic nie sprawi, abym uwierzyła w prawdziwość tego, czego doświadczył Przemek. Innymi słowy – nie dostrzegłam tu horroru, a tylko próbę urozmaicenia historii osobliwymi scenami, udającymi horror, skutkiem czego nie mogę powiedzieć, że to była satysfakcjonująca lektura.

Szkoda, że do dziś nie znalazłeś czasu, aby należycie wyjustować tekst i poprawić błędy palcem wskazane przez wcześniej komentujących; podejrzewam, że moja łapanka też do niczego Ci się nie przyda. 

 

Ale może do­brze by się stało Jego wrzask roz­bu­dził­by mnie… → Dlaczego wielka litera?

Pewnie miało być: Ale może do­brze by się stało, jego wrzask roz­bu­dził­by mnie

 

Niedaleko biura stała galeria handlowa, a w niej niewielka kawiarnia. Stwierdziłem, że raczej nikt nie zauważy, jak wyjdę na pięć minut. → Czy Przemek nie mógł napić się kawy w biurze? Czy musiał wymykać się do kawiarni w galerii i ryzykować, że szef zauważy jego nieobecność?

 

Wy­cho­dząc na ze­wnątrz przy­wi­tał mnie po­dmuch chłod­ne­go wia­tru… → Czy dobrze rozumiem, że bohatera przywitał podmuch wiatru wychodzący na zewnątrz?

A może miało być: Gdy wyszedłem na ze­wnątrz, przy­wi­tał mnie po­dmuch chłod­ne­go wia­tru

 

ocho­ty na cie­płą ka­wu­sie, która roz­grza­ła­by me lo­do­wa­te serce. → Literówka. Od kiedy kawa rozgrzewa serce?

 

W ka­wiar­ni nie znaj­do­wa­ła się ani jedna osoba. → A może zwyczajnie: W kawiarni nie było nikogo.

 

– Po­pro­szę zwy­kłą małą Latte. → Dlaczego wielka litera? Nazwy napojów piszemy małą literą.

 

Ubrana była w spódnicę w kwiaty i czarną bluzę… → Dziewczyna stała za ladą – czy na pewno widział, jaką ma spódnicę?

 

za­sta­na­wia­łem się, co zrobi, gdzie pój­dzie… → …za­sta­na­wia­łem się, co zrobi, dokąd pój­dzie

 

tro­chę się przy­cza­ić. Była so­bo­ta, za­sta­na­wia­łem się, co zrobi, gdzie pój­dzie i… Z kim się spo­tka. Na tę ostat­nią myśl, aż zro­bi­ło mi się słabo. → Lekka siękoza.

 

Cała trasa za­ję­ła ja­kieś trzy­dzie­ści minut.Cała jazda trwała ja­kieś trzy­dzie­ści minut.

 

Prze­ra­ził mnie ten widok → Brak kropki na końcu zdania.

 

Dziec­ko skoń­czy­ło pła­kać→ Dziec­ko przestało pła­kać

 

i za­czy­na­ło przy­po­mi­nać korę drze­wa. → …i za­czy­na­ło przy­po­mi­nać korę drze­wa.

 

i przez wąską szpa­rę, za­czą­łem ob­ser­wo­wać. → Zbędne dookreślenie – szpara jest wąska z definicji. Zbędny przecinek.

 

Pró­bo­wa­łem wcią­gnąć ją w roz­mo­wę, mając na­dzie­ję, że uda mi się jakoś uwol­nić. → Miał nadzieję uwolnić się rozmową?

 

Coraz bar­dziej trau­ma­tycz­ne prze­ży­cia za­cie­ra­ły się w mojej gło­wie. → Czy dobrze rozumiem, że przeżycia stawały się coraz bardziej traumatyczne, ale jednocześnie zacierały się?

A może miało być. Trau­ma­tycz­ne prze­ży­cia coraz bardziej za­cie­ra­ły się w mojej gło­wie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szkoda, że opowieść Ci się nie podobała, ale coż… Miało to być takie „Nieprawdopodobne” i dziwne.  Dziewczyna skrywała pewną tajemnica, którą bohater odkrył… No, przez swoją, tak naprawdę, głupotę. Niestety, czasem też i tak bywa, że ktoś faktycznie ogłupieje na czyimś punkcie i robi… Specyficzne rzeczy, nie widzę w tym ogłupieniu niczego niesamowitego ;)

Myślałem, że tekst jest dobrze wyśrodkowany, wcześniej faktycznie nie wyglądało to dobrze.

Starałem się też poprawić błędy, których wcześniej było znacznie więcej.

Oczywiście dziękuje za przeczytanie i opinie, oraz wskazanie błędów, które na pewno zostaną poprawione ;)

Niedaleko biura stała galeria handlowa, a w niej niewielka kawiarnia. Stwierdziłem, że raczej nikt nie zauważy, jak wyjdę na pięć minut. → Czy Przemek nie mógł napić się kawy w biurze? Czy musiał wymykać się do kawiarni w galerii i ryzykować, że szef zauważy jego nieobecność?

Kawa w biurze była bardzo niedobra i bohater wolał iść do galerii ;D

 

Miało to być takie „Nie­praw­do­po­dob­ne” i dziw­ne.

Owszem, było nieprawdopodobne, a nawet całkiem nierealne i, według mnie, pozbawione wiarygodności. Czy było dziwne? No cóż, mnie wydało się nie tyle dziwne, co całkiem niewiarygodne, mocno naciągane i wymyślone na potrzebę chwili, bez najmniejszej troski o to, czy ten koncept ma jakieś ręce i nogi. –

 

Dziew­czy­na skry­wa­ła pewną ta­jem­ni­ca, którą bo­ha­ter od­krył…

Tyle że czytelnik nie ma o tym najmniejszego pojęcia. W dodatku Przemek nie miał żadnego powodu, aby podejrzewać Agnieszkę o cokolwiek, a wszystko co zobaczył odbyło się niejako przypadkiem, kiedy ogłupiony pojechał za dziewczyną. Wszystko co zobaczył i co spotkało go potem, jest dla mnie, jak już wspomniałam, pozbawione rąk i nóg.

Może gdybyś całą historię potraktował jak pastisz horroru i dodał do niej garść humoru, pozwalającego spojrzeć na opowieść z przymrużeniem oka, pewne cała rzecz uznałabym za bardziej do przyjęcia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rozumiem Twój punkt widzenia ;). Nie było to wymyślone na potrzeby chwili i być może opowieści wyszłoby na dobre, gdyby była trochę dłuższa i bardziej rozbudowana. Żałuję, że historia nie przypadła Ci do gusta, ale cóż… Mówi się trudno i następnym razem po prostu postaram się bardziej. 

Pozdrawiam serdecznie ;)

Dovio, wszak to znana prawda, że nic tak dobrze nie robi opowieści jak leżakowanie, a potem uważne jej przeczytanie.

Cieszę się, że nie zniechęcasz się i że zamierzasz dołożyć starań, aby w przyszłości pisać coraz lepiej. To bardzo budująca postawa i mam nadzieję, że każde Twoje przyszłe opowiadanie będzie lepsze od poprzedniego. Powodzenia. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie zamierzam się zniechęcać i również mam nadzieję, że w przyszłości będzie tylko lepiej! ;D

Dziękuje za miłe słowa ;)

Trzymaj się, Dovio i bądź dobrej myśli. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Dovio!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Otóż, od strony technicznej miejscami bywa średnio. Szczególnie na początku uderzyła mnie najpierw przymiotnikoza. Przymiotniki w tekście zawsze warto nieco przesiać – zazwyczaj wychodzi to tekstowi na lepsze. Później w którymś zdaniu walnęła mnie zaimkoza. No i brak wyjustowania tekstu.

– Co dla pana? – zapytała najpiękniejsza dziewczyna, jaką w życiu widziałem. Była tak cudowna, że poczułem, jak cały świat wiruje. – Halo – zaśmiała się i był to najwspanialszy dźwięk, jaki słyszałem w życiu.

a tu z kolei powtórzenie.

Wyciągnęła klucze z kieszeni, otworzyła drzwi i weszła do środka.

Skąd narrator to wie? Musiał być w samochodzie, dość daleko, żeby go nie zauważyła i nie usłyszała dźwięku samochodu.

Ogólnie opowieść ma raczej prosty język, co można akurat tłumaczyć narratorem w pierwszej osobie.

Mam kilka zarzutów… Gość pracuje w miejscu, gdzie nie ma jak sobie zrobić kawy. Eee… jakim cudem? Pracodawca sobie strzela w kolano takim czymś. To mocno niewiarygodne.

Ostatecznie narrator okazuje się być stalkerem. W porównaniu do tego, jak spokojnie opowiada, też wydaje się to mocno naciągane. Choć z drugiej strony to jego perspektywa, więc wszystko jest tu jak najbardziej normalne. Zgrzytem zatem jest odbiór czytelnika, bo ja to odebrałem bardziej jako coś, co ma służyć Tobie, jako autorowi, żeby przejść do kolejnych punktów fabuły.

Ostatecznie jakoś źle nie było, ale tekst w końcówce, gdy już przebrzmiały momenty napięcia, bardzo wyhamował, a końcowy twist już niespecjalnie mnie ruszył. Uważam, że na całość miałeś ciekawą koncepcję, ale gdzieś się rozmyła między wykonaniem, a lepszym zbudowaniem bohaterów.

No ale jak masz się tego nauczyć, jak nie pisząc?

Dlatego życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć ;)

Dzięki za komentarz i wskazanie niedociągnięć. Jak teraz na to patrzę, to faktycznie kilka rzeczy dało się zrobić lepiej. 

Fajnie, że opowiadanie nie było do końca złe, to mnie bardzo cieszy ;)

No i cóż… Postaram się wziąć wszystkie rady do serca i wykorzystać je przy kolejnym opowiadaniu!

Pozdrawiam ;)

Tekst mocno opierający się na tym, czy ja, jako czytelnik, zaakceptuję zachowanie bohatera na granicy głupoty oraz stalkingu. Przyznaję, że w paru miejscach waliłem głową w biurko, bo nie wierzyłem, że ktoś może tak się zachowywać. Z drugiej strony wystarczy włączyć telewizor, by się dowiedzieć, że tak może być :)

Jeśli jednak już to się zaakceptuje – i zniesie raczej średnie wykonanie techniczne – tekst okazuje się w miarę okej. Bohater potrafi zainteresować, cała fabuła toczy się w dobrym tempie i zakończenie potrafi się spodobać. Tylko właśnie to jedno “ale” musi być spełnione.

Tak więc odbiór tego koncertu fajerwerków zależy w sporej części od czytelnik, acz mimo to potrzebuje on trochę poprawek technicznych.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Cześć! ;)

Fajnie, że opowieść nie była tragiczna, a nad kwestią techniczną cały czas staram się pracować, więc mam nadzieję, że będzie tylko lepiej ;)

I tak, bohater miał być taki dość… No durny po prostu, taki lekko niepokojący w tym swoim “zauroczeniu” ;D

Dzięki za komentarz! 

Pozdrawiam serdecznie ;)

Nowa Fantastyka