To był dzień jak co dzień w mojej nudnej pracy w biurze. Oparty na niewygodnym krześle, przeglądałem tabelki w Excelu, a głowa robiła mi się coraz bardziej ciężka.
W pewnym momencie o mało nie wywinąłem dość niezłego fikołka, gdy na chwilę przysnąłem. Dobrze, że szefa nie było w pobliżu, bo zaraz zacząłby krzyczeć: “Przemek, ty nic w tej pracy nie robisz, tylko śpisz. Leniu śmierdzący”. Ale może dobrze by się stało jego wrzask rozbudziłby mnie, jak najmocniejsza kawa na świecie.
Kawa! Tak! Moje oczy rozszerzyły się na tę myśl! Właśnie tego było mi teraz trzeba! Pysznej, mocnej kawy, czarnej jak noc, albo oczy diabła.
Niedaleko biura stała galeria handlowa, a w niej niewielka kawiarnia. Stwierdziłem, że raczej nikt nie zauważy, jak wyjdę na pięć minut. Rozejrzałem się jeszcze, szukając szefa, ale był niewidoczny, jak duch w środku słonecznego dnia.
Wstałem.
Rozciągnąłem się jeszcze, a wszystkie kości zagrały utwór o nazwie “Trzydzieści lat, starość nie radość”, jednak nikt nie spojrzał w moją stronę. Wszyscy byli zbyt zajęci, wpatrzeni w monitory. Może widzieli w nich coś ciekawszego, niż ja.
Gdy wyszedłem na zewnątrz, przywitał mnie podmuch chłodnego wiatru, jakby szpilki lodu wbijały mi się w twarz. Na szczęście, galeria stała zaraz po drugiej stronie ulicy, więc czym prędzej ruszyłem, chcąc jak najszybciej schronić się przed zimnym powietrzem.
W galerii było chłodno. Albo oszczędzali na ogrzewaniu, albo nie wiem co, ale miałem wrażenie, że ciągle jestem na zewnątrz. To wszystko tylko sprawiło, że nabrałem jeszcze większej ochoty na ciepłą kawusię.
W kawiarni nikogo nie było. W zasadzie cała galeria świeciła pustkami, ale był środek tygodnia, więc mnie to nie dziwiło.
Podszedłem do lady i zamarłem. Serce podeszło mi do gardła, nie wierzyłem własnym oczom. Miałem wrażenie, że nie wypowiem żadnego słowa, bo w głowie poczułem całkowitą pustkę.
– Co dla pana? – zapytała najpiękniejsza dziewczyna, jaką widziałem. Była tak cudowna, że poczułem, jak cały świat wiruje. – Halo – zaśmiała się i był to najwspanialszy dźwięk, jaki słyszałem w życiu.
– A… Tak, przepraszam, trochę się zamyśliłem – odparłem drżącym głosem, niepewnie się uśmiechając. – Poproszę zwykłą małą latte.
– Już się robi! – powiedziała i zaczęła przygotowywać napój.
Nie mogłem oderwać od niej wzroku.
Miała długie, czarne włosy, a na głowie czerwoną opaskę, która tylko podkreślała jej urodę. Ubrana była w spódnicę w kwiaty i czarną bluzę, która cudownie wtapiała się w jej włosy.
– To będzie siedem złotych – powiedziała dziewczyna, podając kubek z kawą.
Wyciągnąłem telefon i zapłaciłem, ale wciąż nie potrafiłem odejść sprzed lady. Musiałem chociaż znać jej imię.
– Przemek… – powiedziałem nieśmiało, wyciągając rękę. – Tak… Mam na imię – dodałem.
– Agnieszka – odpowiedziała dziewczyna i uścisnęła moją dłoń.
– Miło mi cię poznać… – odparłem, jednak Agnieszka nie skomentowała moich słów.
Wychodząc z galerii nie zwracałem uwagi na wiatr. Myślałem tylko o Agnieszce, najcudowniejszej dziewczynie, jaką widziałem w życiu. Czemu nic nie odparła, gdy powiedziałem, że miło ją poznać? Pewnie od razu miała mnie totalnie gdzieś, albo za rogiem czaił się jej chłopak, jakiś przystojniak z sześciopakiem, który po pracy weźmie ją na romantyczną randkę.
Dotarłem do biura. W ciszy siedziałem, pijąc kawę. Tabelki w Excelu przestały dla mnie cokolwiek znaczyć. Przed oczami widziałem tylko twarz Agnieszki…
Następnego dnia w pracy nie mogłem się doczekać, aż wyjdę z biura na krótką przerwę. Miałem nadzieję, że znowu ją zobaczę, chociaż zdawałem sobie sprawę, że przecież nie musiała pracować codziennie. W końcu nie była przykuta łańcuchem, tylko miała życie prywatne.
Gdy nadszedł czas, w pośpiechu wyszedłem z budynku, udając się do galerii. Im bliżej byłem kawiarni, tym mocniej biło mi serce. Aż myślałem, że zaraz się przewrócę.
Zobaczyłem ją od razu, gdy tylko wszedłem do środka. Była równie piękna, jak wczoraj i uśmiechnęła się do mnie. Na ten widok aż ugięły się pode mną kolana.
– Co dzisiaj będzie dla ciebie? – zapytała energicznie z szerokim uśmiechem.
– Może ty mi coś wybierzesz? – zacząłem i jej uśmiech lekko przygasł.
Czy powiedziałem coś nie tak? Może moja niepewność zaczęła ją irytować? Chciałem coś jeszcze dodać, lecz w tym momencie włączył się ekspres i w niewielkim pomieszczeniu zrobiło się trochę głośno.
– Przygotowałam ci moją ulubioną kawę bananową. Mam nadzieję, że ci posmakuje. – Uśmiechnęła się.
– Dzięki i… Miłego dnia – odparłem, wychodząc.
Zrobiła mi swoją ulubioną kawę, to na pewno coś znaczyło! Może chciała dać mi w ten sposób do zrozumienia, że też jej się podobam? Może oczekiwała, że odważę się ją gdzieś zaprosić, albo chociaż zapytać o numer telefonu? Tylko czemu jej uśmiech tak przygasł? Co poszło nie tak?
Kawa istotnie była pyszna – będę musiał ją o tym poinformować podczas kolejnego spotkania. Zastanawiałem się, czy nie pójść tam jeszcze dzisiaj, w końcu serce raczej mi nie wybuchnie od dwóch kaw.
Ostatecznie zdecydowałem jednak, że nie, muszę zastanowić się, co dalej.
Kolejnego dnia nie było jej w kawiarni. Zacząłem się zastanawiać, co może robić, albo co gorsza… z kim. W pracy nie potrafiłem się skupić, ciągle odlatywałem myślami do cudownej Agnieszki, aż z tego wszystkiego zaczęły mi się pocić dłonie.
Uznałem, że dłużej nie ma sensu tak się męczyć i postanowiłem podczas kolejnego spotkania być „prawdziwym mężczyzną” i w końcu gdzieś ją zaprosić.
Nie musiałem długo czekać, dziewczyna pojawiła się nazajutrz. Zacząłem trząść się jak galareta.
– Co dzisiaj dla ciebie? – zapytała uśmiechając się szeroko.
– Daj… Cokolwiek, coś dobrego. – Głos mi drżał i pociłem się jak przysłowiowa świnia.
Uśmiechnąłem się, jednak Agnieszka nawet na mnie nie spojrzała.
Zapłaciłem za kawę i wyszedłem, po raz kolejny przeklinając siebie w duchu, że nie dałem rady. Miałem ochotę wylać sobie za karę gorącą kawę na głowę!
Nie wiedziałem, co robić. Wpadłem na szalony pomysł, żeby po pracy trochę ją pośledzić. Wcześniej próbowałem znaleźć o niej jakieś informacje w necie, ale mi się nie udało, dosłownie, jakby nie istniała. Albo po prostu moje zdolności stalkowania były na żenującym poziomie.
Wiedziałem, że galerię zamykają o dwudziestej pierwszej, więc postanowiłem trochę się przyczaić. Była sobota, zachodziłem w głowę, co zrobi, dokąd pójdzie i… kogo spotka. Na tę ostatnią myśl, aż zrobiło mi się słabo.
Ciągle powtarzałem sobie w duchu, że robię najgłupszą rzecz na świecie, ale mimo wszystko nie mogłem przestać. Tak bardzo chciałem wiedzieć o niej coś więcej.
Gdy wyszła z budynku, trochę mnie sparaliżowało. Miałem ochotę do niej podejść i jakoś zagadać, ale mogłaby się wystraszyć. Jeszcze by pomyślała, że jestem jakimś psycholem.
Wsiadła do samochodu i ruszyła. Jechałem za nią, coraz bardziej czując, że był to głupi pomysł. Gdyby mnie teraz zobaczyła… Nie miałbym u niej żadnych szans.
Jechałem dalej, gdy niespodziewanie opuściła miasto. Zaskoczyło mnie to.
W pewnym momencie byliśmy sami na drodze, więc wyłączyłem światła samochodu, żeby cóż… Nie zdradzać swojej obecności.
Cała jazda trwała jakieś trzydzieści minut. Dziewczyna skręciła w wąską ścieżkę pozbawioną asfaltu i zatrzymała się. Uczyniłem to samo, rozglądając się po okolicy.
Było to jakieś totalne odludzie, wszędzie tylko drzewa i krzaki. Agnieszka wysiadła z samochodu i skierowała się do małego drewnianego domu. Wyciągnęła klucze z kieszeni, otworzyła drzwi i weszła do środka.
“Co teraz?” zapytałem siebie w duchu, widząc przez okno, że światło w domu zapaliło się.
Jak już zaszedłem tak daleko, głupio byłoby się wycofać. Pomyślałem, że tylko zajrzę do środka, najdyskretniej jak się da. Miło będzie zobaczyć jej piękną twarz na dobranoc.
Wysiadłem z samochodu i niemal kucając podszedłem do okna. Czułem się jak zbok, aż rumieniec wstydu pomalował mi twarz na czerwono.
W środku Agnieszka siedziała obok kobiety, która wyglądała, jak żywy trup. Dosłownie. Skórę miała praktycznie białą. Była tak chuda, że dało się policzyć wszystkie jej kości. Oczy wyglądały jak bezksiężycowa noc.
Dziewczyna wbiła strzykawkę w rękę kobiety, która skrzywiła się z bólu. Wnętrze strzykawki zrobiło się czarne… Jakby w środku nie było krwi, tylko smoła. Po wszystkim starsza przestała się ruszać, jakby… Nie żyła. Przeraził mnie ten widok.
“O co tutaj chodzi?” – zastanawiałem się. Stwierdziłem, że najlepiej będzie czym prędzej się stąd zawinąć i być może faktycznie tak bym zrobił, ale usłyszałem płacz dziecka, dochodzący z domu.
Na twarzy Agnieszki pojawił się nieprzyjemny uśmiech, który zmroził mnie do kości, jakby była zadowolona ze słyszanego dźwięku.
Wyjęła dziecko z kołyski i w jego rękę wstrzyknęła czarną zawartość strzykawki. Dziecko przestało płakać, jednak jego ciało zmieniało się i zaczynało przypominać korę drzewa. Agnieszka kołysała je i gdy przestało się ruszać, udała się z nim do sąsiedniego pomieszczenia.
Miałem ochotę powiadomić policję, ale zanim dojechaliby na to odludzie, minęłoby mnóstwo czasu, a dziecko przecież wciąż mogło żyć.
Nic z tego nie rozumiałem, ale być może nadszedł właściwy moment na zostanie “prawdziwym mężczyzną”.
Najciszej, jak się dało, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Podszedłem do pomieszczenia, w którym zniknęła Agnieszka i zobaczyłem schody prowadzące w dół.
Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać, czy ktoś mnie zaatakuje, więc po raz kolejny pomyślałem, żeby się wycofać i zapomnieć o tym wszystkim. Nieświadomie zacząłem przeczesywać kieszenie w poszukiwaniu jakiejś prowizorycznej broni, ale miałem jedynie kluczyki do samochodu. No cóż, wyglądało na to, że musiały wystarczyć.
Spojrzałem na starszą kobietę, która w dalszym ciągu nie wykazywała żadnych oznak życia, więc powoli ruszyłem po schodach.
Nie były długie i już po chwili znalazłem się w ciemnym, betonowym korytarzu, na którego końcu znajdowały się metalowe drzwi, spod których wydobywało się jasne, żółte światło.
W miarę jak się zbliżałem, coraz wyraźniej słyszałem głos Agnieszki, jednak nie rozumiałem, co mówiła.
Podszedłem do drzwi, wziąłem głęboki wdech i otworzyłem je, mając nadzieję, że nie wydadzą z siebie żadnego głośnego dźwięku.
Nic takiego, na szczęście, się nie stało i przez szparę, zacząłem obserwować. Pomieszczenie było bardzo małe, oświetlone ogniem, który palił się na czymś, co przypominało ołtarz. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że w ogniu ktoś… lub coś… stoi. Miało jakieś dwa metry wysokości, przypominało olbrzymią figurkę wystruganą z drewna. Jego oczy były czerwone, wpatrywały się w Agnieszkę, która klęczała przed stworem ofiarowując mu dziecko.
Stwór rozłożył ręce, które wyglądały jak gałęzie i zabrał niemowlę od Agnieszki. Z ust potwora wysunął się język, również przypominający drewno, w które ktoś dodatkowo powbijał szpilki. Szybkim ruchem owinął nim dzieciaka i włożył sobie do czegoś, co przypominało usta.
Upadłem. Nie obchodziło mnie nic więcej, jak tylko opuszczenie tego miejsca, jak najszybciej.
Drzwi otworzyły się szerzej i zobaczyłem Agnieszkę. Uśmiechała się i wpatrywała we mnie. Nie potrafiłem stwierdzić, czy jest zła, czy szczęśliwa, po prostu patrzyła, bez żadnego wyrazu.
*
Musiałem stracić przytomność, bo gdy się ocknąłem, leżałem przywiązany skórzanym pasem do metalowego stołu. Dziwna postać z ołtarza zniknęła i teraz w pomieszczeniu zrobiło się całkiem ciemno, jednak bez trudu dostrzegłem dziewczynę, która stała odwrócona tyłem, przy niewielkim regale.
Po chwili odwróciła się i spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Widzę, że już się obudziłeś – stwierdziła oczywiste.
Nic nie odpowiedziałem. Próbowałem rozeznać się w tej nieciekawej sytuacji i znaleźć jakieś wyjście.
– Muszę ci powiedzieć – kontynuowała – że masz idealne wyczucie czasu. – Podchodziła coraz bliżej, trzymając w rękach jakąś ciemną maź.
Nadal nic nie mówiłem i Agnieszka ciągnęła dalej.
– Pewnie poznałeś moją matkę, musieliście się minąć, gdy schodziłeś do piwnicy – zaśmiała się.
A więc starsza kobieta na górze była jej matką. Nie będę ukrywał, zszokowała mnie ta informacja. Próbowałem zerwać skórzany pas, którym byłem przypięty, jednak za nic w świecie nie chciał puścić. Gdy Agnieszka podeszła bliżej zauważyłem, że ciemna maź, którą trzymała w ręce, poruszała się.
– Co… co się tutaj dzieję? Kim jesteś i… co to był za stwór? – Chciałem wciągnąć ją w rozmowę i znaleźć jakiś sposób, by się uwolnić.
Miałem wrażenie, że posmutniała. Zatrzymała się i spuściła głowę.
– Nie jestem zła, po prostu… muszę coś naprawić.
– Naprawić?! – krzyknąłem – nie… nie rozumiem. – W tym momencie byłem już naprawdę przerażony.
– To, co widziałeś, to Ariamen, demon wskrzeszenia… – mówiła cicho, tak że ledwo ją słyszałem.
– Co…? – odezwałem się, bo Agnieszka nagle zamilkła. – Kogo chcesz wskrzesić? – mówiłem łagodnie, jednocześnie próbując wydostać rękę z pasa.
– Mojego brata… – mówiła, wciąż wpatrując się w betonową podłogę. – on… Popełnił samobójstwo. – Głos jej się załamał, jakby za chwilę miała się rozpłakać. – On cierpiał, a ja nic nie zrobiłam! – Krzyknęła nagle, aż się wystraszyłem. – Wszystko przez nią, przez moją matkę – powiedziała to niemal z odrazą. – Jej ciągłe niezadowolenie, złość i krytyka… coraz bardziej wpędzały go do grobu… A ja nie zrobiłam nic. – powtórzyła. – Ale teraz to się zmieni, znalazłam sposób. – Spojrzała na ołtarz. – Gdy demon będzie wystarczająco silny, odda mi brata i wtedy już… wszystko będzie w porządku. Ale zanim to nastąpi muszę karmić go niewinną krwią zmieszaną ze skażoną. Muszę to zrobić, dla niego. – Uśmiechnęła się.
– Nie przyszło ci do głowy, że to coś może cię oszukać? Przecież to demon! Skąd wiesz, że gdy już będzie silny, nie zabije ciebie i, nie wiem, nie ucieknie?
Spojrzała na mnie zamyślona.
– Chyba muszę po prostu zaryzykować.
Podeszła bardzo blisko. Ciemna maź w jej dłoniach wyciągała macki w moją stronę.
– Wydajesz się miłym gościem, ale niepotrzebnie tu przychodziłeś.
Położyła maź na moim brzuchu. Dziwne… coś… podchodziło powoli do mojej twarzy.
– Nie uszkodź Daimana, nie ma ich za wiele, a zdobycie tego było dla mnie bardzo trudne – dodała.
Starałem się uwolnić, czułem, że już prawie się udało, jednak maź była coraz bliżej i bliżej, by już po chwili wpełznąć mi do ust.
Zakrztusiłem się i miałem wrażenie, że zwymiotuje. Było mi niedobrze, gdy czułem, jak ta dziwna rzecz porusza się wewnątrz mojego ciała.
Oczy zaszły mi łzami, ale dostrzegłem Agnieszkę, która wyciągnęła strzykawkę.
– Obiecuję, że gdy to się skończy, a ty będziesz wciąż żył, uwolnię cię.
Zbliżyła strzykawkę do mojej ręki i w tej chwili udało mi się uwolnić dłoń. Odepchnąłem dziewczynę, a następnie rozpiąłem pas na drugiej dłoni i byłem wolny.
Agnieszka patrzyła zszokowana, a ja myślałem tylko o tym, żeby uciec stąd jak najdalej.
Nagle rzuciła się na mnie, próbując wbić strzykawkę. Przez chwilę siłowaliśmy się na podłodze, aż przypomniałem sobie o mojej zaawansowanej broni, którą wciąż miałem w kieszeni.
Wyciągnąłem kluczyki i z całej siły wbiłem je Agnieszce w szyję.
Dziewczyna zatoczyła się do tyłu i runęła na podłogę obficie krwawiąc.
Niewiele myśląc, podniosłem się i ruszyłem w stronę wyjścia…
*
Od tego momentu minęły dwa lata. Starałem się zapomnieć o tym koszmarze, jednak nie było to łatwe. Często budziłem się w nocy, przerażony i zlany potem, nie mogąc już więcej zasnąć. Ciągle czułem w środku poruszającego się stwora. Szukałem różnych sposobów na pozbycie się go, ale nic nie pomagało. Często robiło mi się słabo. Bywały momenty, kiedy myślałem, że już po mnie, gdy nagle wszystko wracało do normy.
Pewnego razu, gdy skaleczyłem się w palec, zobaczyłem, że moja krew jest całkiem czarna, jak krew starszej kobiety, którą widziałem w domu Agnieszki.
Bywało naprawdę źle do czasu, aż poznałem moją przyszłą żonę Karolinę. Była pielęgniarką, która pomagała mi w trudnych chwilach.
Kupiliśmy niewielki dom za miastem i byliśmy ze sobą szczęśliwi. Traumatyczne przeżycia coraz bardziej zacierały się w mojej głowie.
Któregoś dnia, gdy wróciłem do domu z pracy, zobaczyłem na podjeździe obcy samochód. Wyglądało na to, że mieliśmy gościa!
Wszedłem do domu i zamarłem.
– Witaj, kochanie – powiedziała Karolina. – Musisz poznać Agnieszkę! Przeprowadziła się z miasta i zamieszka obok nas!
Myślałem, że to jakiś koszmar, z którego zaraz się obudzę. Dziewczyna miała bliznę na szyi w miejscu, w którym wbiłem jej kluczyki.
– Miło mi cię poznać – powiedziała łagodnie Agnieszka, uśmiechając się, a ja czułem, jak uginają się pode mną nogi. – Mam nadzieję, że będziesz mógł mi pomóc z jedną, bardzo małą rzeczą…