- Opowiadanie: Nikodem_Podstawski - Pociąg Czasu Niezbędnego

Pociąg Czasu Niezbędnego

Pomysł stworzony wskutek wielokrotnych opóźnień pociągów. Kilkudziesięciominutowe opóźnienie z pewnością nie jest niczym normalnym. Tutaj, zamiast typowych “problemów technicznych” lub interwencji SOK, przyczyną opóźnienia jest coś zupełnie innego. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II

Oceny

Pociąg Czasu Niezbędnego

Ostatni odcinek serialu dobiegł końca. Znów muszę wrócić do nieprzyjemnych myśli. Jak jutro oddam to sprawozdanie, będę o wiele spokojniejszy. Nie cierpię powrotów na studia po tak długim wolnym.

Obserwując napisy końcowe na ekranie telefonu odruchowo sprawdzam czas. Od ponad dwóch godzin powinniśmy być na dworcu. Co jest nie tak z tym pociągiem?

Spoglądam na twarze współpasażerów w przedziale, ale najwyraźniej nikt się tym nie interesuje. Staruszek pod oknem coś czyta, dziewczyna naprzeciw niego smutno patrzy na mijany krajobraz. Ktoś pisze na małej klawiaturze notebooka, ktoś wypełnia tabelkę w Excelu.

Najwidoczniej każdy już zdążył się przyzwyczaić, że dotrzeć gdzieś na czas pociągiem graniczy z cudem. Ale ponad dwie godziny?

Wyglądam zza drzwi przedziału. Na korytarzu pustka; jedynie słabe, białe lampy oświetlają wąskie przejście. Odrobinę upiornie, choć nastrojowo.

Wstaję i przeciągam się. Muszę znaleźć konduktora i zapytać, co się dzieje. GPS dawno oszalał, więc pora na standardowe metody.

Wychodzę i biorę wdech powietrza odrobinę świeższego niż to współdzielone z innymi w przedziale, ale wciąż cuchnącego zakurzoną tapicerką i niezbyt funkcjonalną klimatyzacją.

Zaczynam iść w stronę bliższych drzwi do końca korytarza. O ile dobrze pamiętam to przedział konduktorski jest w wagonie siedemnastym. Ja jestem w piętnastym, więc to nie aż tak daleko. Właściwie już jestem przy wyjściu…

Nagle słyszę kroki.

Odwracam się i widzę jednego z konduktorów. Wysoki i łysy, wlecze się jakoś niemrawo i patrzy w pustkę za oknem. Całe szczęście. Decyduję się podejść. Z jego tempem dotarcie do mnie zajęłoby kilka lat.

– Przepraszam, ile mamy opóźnienia?

– Co? – odpowiada, jak gdybym zadał najgłupsze pytanie na świecie.

Spoglądam w jego oczy, które wyrażają czyste niezrozumienie, a nawet lekkie rozbawienie. To ze mną jest coś nie tak? A może nie zrozumiał mojego pytania?

– Chciałbym się dowiedzieć, kiedy będziemy we Wrocławiu. Mamy spore opóźnienie, prawda?

Jak tak o tym myślę, nie pamiętam, żebyśmy się gdzieś zatrzymywali po drodze, a to przecież kilkaset kilometrów. Z drugiej strony serial mnie wciągnął, nie powiem. W końcu chciałem zagłuszyć własne myśli i oto efekt.

– Do Wrocławia? Hahaha! Zabawny jesteś, chłopcze! Wybacz, ale nie mam czasu. Obowiązki wzywają – mówi i jak gdyby nigdy nic idzie dalej.

Z niedowierzaniem spoglądam za oddalającym się mężczyzną.

– O co tu chodzi?

Rozglądam się po korytarzu, ale metalowe ściany nie dadzą mi żadnej odpowiedzi. Postanawiam iść więc dalej do przedziału konduktorskiego w nadziei, że znajdę kogoś bardziej rozmownego.

Wychodzę przez drzwi z plastikową szybą i staję przed przejściem między wagonami. Spoglądam na kartkę na zewnętrznych drzwiach, na której zawsze jest napisana trasa pociągu.

Jest pusta.

Zupełnie pusta, zarówno ta po prawej, jak i lewej stronie, nawet ta na drzwiach łazienki. Zupełnie jakby ktoś zmazał wszystkie napisy.

Wchodzę do WC, żeby zresetować umysł. Obmywam twarz zimną wodą i udaje mi się nie upaść po nagłym zachwianiu się wagonu. Zaczynam myśleć nad moją sytuacją.

Nie wiem, gdzie jestem, nie wiem, czy wsiadłem do dobrego pociągu i na dodatek konduktor w niczym mi nie pomógł.

Świetnie. Tego mi tylko brakowało, żeby dzień przed najważniejszym zaliczeniem nie móc wrócić na uczelnię.

Nagle przez głowę przelatuje mi myśl. A może terroryści porwali pociąg? Konduktor został zastraszony, a… Nie, to bez sensu. Terroryści raczej starają się ogłosić swoją obecność. A konduktor był zbyt spokojny jak na zastraszoną osobę.

Siadam na zamkniętym sedesie. Nagle jest mi strasznie zimno. Siedzenie tutaj nic nie da, ale z jakiegoś powodu boję się wyjść. Biorę kilka głębokich oddechów i znowu sprawdzam telefon.

Nic.

No dobra, GPS dalej nie działa. A mój bilet? Kilka kliknięć uświadamia mnie jednak, że to normalny bilet do Wrocławia. Na peronie byłem pewien, że wsiadam do dobrego pociągu, więc o co tu chodzi?

Wstaję i uspokajam oddech.

Myśl o chwili obecnej. Myśl o chwili obecnej.

Muszę wyjść. Nawet jeśli ktoś uprowadził pociąg i zastrzeli mnie po wyjściu, niewiedza jest gorsza od potencjalnego niebezpieczeństwa. Poza tym mam nadzieję, że jeśli już, to robią to dla okupu czy coś.

Lekko uchylam drzwi. Nikogo nie ma.

Z jakiegoś powodu jestem teraz zły na swoją strachliwość i paranoję. W czasie, gdy chowałem się w kiblu, tutaj nic się nie działo. I prawdopodobnie nic się nie stanie, jeśli w końcu nie dotrę do przedziału konduktorskiego.

Idę dalej, próbując dopasować się do rytmu bujającego się lekko wagonu. Przechodzę przez łącznik, o ile tak się nazywa to coś między wagonami i jestem już w szesnastym.

Tym razem jest to wagon bezprzedziałowy, więc muszę przejść korytarzem między rzędami foteli. To dobrze. Może ktoś będzie wiedział… Co?

Patrzę na ludzi w wagonie i nie mogę zrozumieć, czego doświadczam.

Grupka osób, mniej więcej pośrodku wagonu, obserwuje jak ich łysy kolega robi deskę pomiędzy półkami na bagaże, zwisając nad ich głowami. Piją piwo i zachęcają go, by wytrzymał jeszcze chwilę. Jeden z nich ma w ręce stoper, którym pewnie liczy czas.

W innym miejscu dziewczyna śpiewa do przenośnego mikrofonu, za nic mając otaczający ją gwar i biedną akustykę wagonu. Jej starania są kontrolowane przez faceta w słuchawkach i z przenośnym mikserem muzyki, który co chwila pokazuje jej, czy powinna uderzać w wyższe, czy niższe tony.

W środku wagonu, na odwróconych do siebie fotelach toczy się gra w karty, którą uwiecznia na płótnie jakiś chłopak, siedzący obok. Co chwila wygląda zza sztalugi, kręci głową i nanosi poprawki na swoje dzieło, zaś grający zdają się zupełnie nie przejmować pozowaniem.

Ktoś płacze skulony w kącie, ktoś leży na wznak na półce na bagaż, gdzie indziej jakiś elegancik wypełnia pieczołowicie dokumenty.

Całość wygląda jak dziwny renesansowy obraz, na którym każda z postaci robi coś innego. Dom wariatów. A może wagon autorstwa Boscha.

Przez chwilę nie mam pojęcia, co zrobić. Mój mózg najwidoczniej widząc to wszystko postanowił wyjechać na Karaiby i wcale mu się nie dziwię. Jednocześnie zauważam, że na drugim końcu wagonu mój dziwaczny konduktor właśnie znika w drzwiach.

Postanawiam iść dalej i nie zaprzątać sobie głowy tym, cokolwiek robią tutejsi ludzie. Cóż, nie ma przepisu zabraniającego śpiewania, a skoro konduktor nie upomniał ich za picie piwa, to znaczy, że wszystko jest w porządku.

Chyba.

Mijam śpiewającą dziewczynę, która jak na moje ucho delikatnie fałszuje i zatrzymuję się przed grupką mężczyzny robiącego deskę. Jeden z nich odwraca się do mnie i wesoło zagaduje:

– Co, młody? Przyszedłeś popatrzeć? Alfred jest mistrzem w robieniu deski! Haha! Bije teraz swój rekord, już dwanaście minut! Piwka? – proponuje, wyciągając ku mnie puszkę.

– Nie, dziękuję… – odmawiam machinalnie i postanawiam zaryzykować. – A dokąd panowie jadą, jeśli mogę spytać?

Słysząc moje pytanie wszyscy mężczyźni odwracają głowy w moją stronę i zaczynają rechotać. Nawet czerwony z wysiłku Alfred, wiszący między półkami.

– Jak to „dokąd”? – pyta ten, który mnie zaczepił. – Przecież ten pociąg jedzie donikąd!

– Właśnie, gdzie byś chciał jechać, chłopie? – wtóruje mu jego kolega.

Przez śmiech Alfred traci kontrolę nad napiętymi mięśniami i zsuwa się z półek, uderzając w końcu z głuchym łoskotem o podłogę. W trakcie, gdy z jękiem próbuje się pozbierać, jego koledzy duszą się ze śmiechu, pocieszają go i pokazują czas na stoperze.

Widząc, że nie dowiem się od nich nic więcej, sprawnie ich wymijam i idę dalej.

– O co im chodziło z tym „donikąd”? Banda alkoholików – szepczę pod nosem.

Zauważam przed sobą kolejną grupkę. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety są pochłonięci grą w pokera. Rzucam okiem na chłopaka, który stara się ich uwiecznić i spogląda na swój obraz z niezadowoleniem. Mam znajomych artystów, więc wiem, że lepiej mu nie przeszkadzać przy pracy. Podchodzę do grających.

– Dzień dobry, chciałbym zapytać…

– Lepiej się przygotuj, Marek, bo zamierzam to wygrać! – deklaruje jeden z nich.

– Nie masz szans, Łukasz. Lepiej od razu się poddaj, bo stracisz cały zakład. Daję ci szansę.

– Przecież ty nigdy nie wygrywasz, Luki – wzdycha jedna z kobiet, wachlując się kartami.

– Przepraszam, chciałem tylko… – ponawiam próbę.

– Makao! – wykrzykuje Łukasz.

Pozostali gracze patrzą na niego z niedowierzaniem.

– Przecież gramy w pokera! – śmieje się Marek.

– Co?! Zawsze mi się myli! – jęknął zrezygnowany Łukasz.

– Chciałbym się dowiedzieć, czy to pociąg do Wrocławia?! – prawie krzyczę.

Zajęty zabieraniem żetonów Marek, spogląda na mnie spode łba.

– Do Wrocławia?

– T-tak…

– Haha! Słyszałaś go, Gośka?! – śmieje się mężczyzna.

– Naprawdę nie wiesz, gdzie jesteś? – dziwi się Gosia, patrząc na mnie zmartwiona.

– Pomyliłem pociągi? W takim razie dokąd ten jedzie? – pytam lekko zszokowany.  Byłem niemal pewien, że…

– Czyli to twój pierwszy raz – wtrąca się druga kobieta, nachylając się do mnie nad załamanym przegraną Łukaszem. – W takim razie najlepiej idź do kierownika pociągu.

– Spotkałem już konduktora i…

– Nie, nie. Konduktorzy nic ci nie powiedzą. Najlepiej idź do kierownika pociągu, on ci wszystko wyjaśni – powiedziała Gosia, uśmiechając się słodko.

Już mam podziękować, kiedy czuję nagłe szarpnięcie za rękaw bluzy.

– Ej, koleś, odsuń się, co! Jeszcze nie skończyłem malować! – upomina mnie malarz, wskazując na swoją sztalugę.

– Wybacz, że zapytam, ale… Skąd właściwie wziąłeś to wszystko? – Wskazuję na jego zestaw.

– Hę? Co masz na myśli? Po prostu tu było. – Wzrusza ramionami i odchodzi w stronę swojego stanowiska.

Patrzę na niego przez chwilę, ale w końcu daję za wygraną, kiwam głową karciarzom i idę do wyjścia z wagonu.

Jestem w przejściu między szesnastką, a siedemnastką. Robię kilka kroków i moim oczom ukazuje się pierwszy przedział. Na jego szybie widnieje kartka z napisem: „Przedział konduktorski”.

Otwieram drzwi i po raz kolejny tego dnia, doznaję szoku.

Przede mną stoi wysoka kobieta ubrana w absurdalny w tej sytuacji strój. Wygląda jak ludzie z poprzedniej, a może jeszcze wcześniejszej epoki. Prawą rękę trzyma wyciągniętą ku górze, rozmarzonym wzrokiem spogląda na sufit i coś recytuje.

– Samotność, cóż po ludziach… Czym śpiewak… Nie, złe tempo – stwierdza i wykonuje dwa spokojne oddechy. Prostuje się i zaczyna od nowa – Samotność…

Nagle zauważa moją nieporadnie stojącą w drzwiach sylwetkę, wzdycha z rezygnacją i odwraca się. Na szyi ma smycz z jakimś identyfikatorem.

– Słucham – rzuca całkiem spokojnie.

– Dzień dobry… Szukam kierownika pociągu… – zaczynam.

– To go znalazłeś. W czym mogę pomóc? – pyta, przeczesując jasne włosy.

Kolejna obłąkana.

– Dokąd… Nie. Co to za pociąg? – Stwierdzam, że zdecydowanie chodzi o coś więcej niż tylko zły kierunek jazdy.

– Pierwszy raz, co? – Kierowniczka uśmiecha się przyjaźnie. Chodźmy do wagonu pięćdziesiąt jeden, tam ci wszystko wyjaśnię.

– Pięćdziesiąt jeden? – powtarzam machinalnie. – Ten pociąg ma tyle wagonów?

– Ma dokładnie tyle, ile chcesz – mówi kobieta, wychodząc z przedziału i kierując się tam, skąd przyszedłem.

Wlokę się za nią i już chcę zaprotestować, że w tamtą stronę jest wagon szesnasty, ale przekraczamy podwójne drzwi i nagle staję jak wryty.

Wagon nie jest już wagonem, tylko stylową kawiarenką z dawnych lat, pełną nastrojowych obrazów, rzeźbionych mebli i z muzyką na żywo graną przez kapelę. Kierowniczka siada przy jednym ze stolików, a przystojny kelner przynosi jej filiżankę kawy. Spogląda na mnie rozbawiona.

– Robi wrażenie, co? Siadaj, zaraz ci wszystko wytłumaczę.

Siadam, wciąż nie wierząc w to, co widzę. Spoglądam w dal i widzę zwykłe drzwi od wagonu. Wciąż tam są. A mimo to siedzę w dziewiętnastowiecznej kawiarni.

– Jak masz na imię? – pyta nagle kobieta, wytrącając mnie z transu.

– Tomek…

– Witaj w Pociągu Czasu Niezbędnego, Tomku – powiedziała, rozkładając ręce. – Możesz mówić o szczęściu, to bardzo przydatne miejsce.

– Pociąg Czasu…

– …Niezbędnego – dokańcza za mnie.

– Ale…

– Spokojnie, wiem, już tłumaczę – śmieje się, popijając kawę. – Ten pociąg pojawia się od pewnego czasu w Polsce, ale mamy też doniesienia o takich w innych krajach. Jedzie cały czas, choć nie ma konkretnego celu. By się w nim znaleźć, należy wsiąść do jakiegokolwiek pociągu, choć nigdy nie wiesz, czy ci się uda. Nigdy też nie zauważysz, kiedy się do niego przeniosłeś. Nadążasz? – pyta i bierze solidny łyk kawy.

– Chyba tak…

– Najczęściej pojawia się, kiedy ludzie tego potrzebują, choć czasem sami o tym nie wiedzą i zwyczajnie daje im czas.

– Daje im czas? – powtarzam jak papuga.

– Kiedy jesteś w PCN, taki skrót branżowy, twój czas tutaj nie ma wpływu na czas w świecie rzeczywistym. To taki trochę inny wymiar. Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale tak jest. Dlatego możesz robić tu rzeczy, na które nie masz czasu w realu. To coś jak specjalny stan umysłu. Co prawda nie wyniesiesz stąd nic fizycznie, ale pomysły i myśli, które tutaj się pojawią, zostają, mimo, że samo wspomnienie o pociągu znika. Co ciekawe, gdy ponownie się tu znajdziesz, wiesz już co i jak dlatego nie muszę tego tłumaczyć każdemu po milion razy. Możesz tu robić różne rzeczy. Ja na przykład ćwiczę tutaj grę aktorską, niektórzy piszą, malują, projektują albo rozwiązują swoje problemy… Ale pewnie już to widziałeś! No, jakieś pytania? – mówi i uśmiecha się, patrząc na moją twarz. – Wiem, to dużo informacji, ale każdy z nas przez to kiedyś przechodził.

– A ta kawiarnia? – Postanawiam chwilowo zaakceptować rzeczywistość.

– A, no tak. Wagony PCN dostosowują się do pasażerów, więc wyglądają tak, jak je sobie wymarzysz. Pomyśl o czymś, to zobaczysz.

– W porządku… Chciałbym zobaczyć gwiazdy… Nocne niebo – mówię na głos, sam nie wiem po co.

Rozglądam się, ale dalej siedzę w kawiarni. Już mam pytać, co robię nie tak, gdy mój wzrok wędruje ku górze i widzę granatowe płótno zupełnie prawdziwego nieba, na którym świecą miliony gwiazd. Rozpoznaję nawet kilka konstelacji. Nocne niebo stanowi sufit kawiarni, rozmywając się tam, gdzie zaczyna się kremowa ściana.

– Pani też to widzi?

– Nie, dla mnie to dalej w stu procentach kawiarnia. Jeśli czegoś nie chcę, nie zobaczę tego. Dlatego dla każdego ten sam wagon może wyglądać kompletnie inaczej – wyjaśnia.

Myślę o ludziach grających w karty, malarzu i śpiewającej dziewczynie. Oni też mogli mieć zupełnie inne wagony niż ja. Być może tylko ja byłem naprawdę w wagonie, wyłącznie dlatego, że nie wiedziałem, że mogę być gdzieś indziej.

– To sen? – pytam w końcu. – To sen, prawda?

– Haha! Zawsze to samo! Nie, Tomek, to nie sen, to rzeczywistość. Inna, ale prawdziwa.

– Skąd pani to wie, skoro pamięć o tym pociągu znika wraz z wyjściem z niego?

– O, czyli coś zapamiętałeś. Tak, to prawda, ale nie w przypadku wszystkich. My, pracownicy kolei, z jakiegoś powodu zachowujemy o nim pamięć. Każdy kierownik zna dokładny opis tego pociągu, a konduktorzy po prostu akceptują tę rzeczywistość i wiedzą co mają robić. Rząd i kolej oczywiście czuwają nad tym, by pociąg był pod stałą kontrolą i cały czas badają to zjawisko. Jak dotąd nie odnotowano żadnych poważnych uszczerbków na zdrowiu u ludzi. Najwidoczniej PCN nie ma złych intencji, czymkolwiek jest, haha!

Rozsiadam się wygodniej na kanapie i patrzę w moje rozgwieżdżone niebo. I myślę.

– Dlaczego tu jestem? – pytam cicho, wpatrując się w Wielki Wóz.

– Na to pytanie musisz odpowiedzieć sobie sam – mówi kierowniczka, podnosząc się z kanapy. – Jeśli będziesz chciał wyjść, po prostu pomyśl o tym i otwórz drzwi na zewnątrz. Wtedy wrócisz do swojego prawdziwego pociągu – tłumaczy i opuszcza wagon.

Zostaję sam.

Korzystam z mocy wyobraźni i przenoszę się do kosmicznej próżni, będąc zawieszonym w przestrzeni bez grawitacji. Efekt psują drzwi po obu stronach wagonu, ale ich chyba nie mogę usunąć. Sam kosmos wygląda niesamowicie, szczególnie zjawiskowe pierścienie pobliskiego Saturna.

– Dlaczego tu jestem? – pytam kosmiczną pustkę. – Mówiła, że pociąg pojawia się wtedy, kiedy się go potrzebuje. Ale czego ja potrzebuję?

Jechałem na studia z domu rodzinnego, kolejny raz w swojej akademickiej karierze. Nic nadzwyczajnego. Nie mam żadnych poważnych problemów oprócz tego, że nie stać mnie na nowego Mercedesa, ale to chyba można przeboleć. Rodzina w komplecie, jakiś tam plan na przyszłość jest… Czemu muszę tu być? I po co mi to, skoro i tak wszystko zapomnę?

Wsłuchuję się w stukot kół pociągu na torach.

Tu-dum. Tu-dum. Tu-dum.

Spokój.

Tu-dum. Tu-dum. Tu-dum.

Pustka.

Tu-dum. Tu-dum. Tu-dum.

Może to o to chodziło? O tę ciszę?

Skoro inni potrzebowali tego pociągu, by zrobić coś, na co brakowało im czasu…  Może właśnie takiej pustki potrzebowałem. Pustki, w której nic nie zagłusza moich myśli. W końcu przepracowanie jest dość częste na studiach. Czy właśnie po to tutaj trafiłem? Żeby zwolnić?

Tu-dum. Tu-dum. Tu-dum.

Czas. Miejsca. Kontrola. Myśli.

Czym jesteś, pociągu? Kto cię przysłał i w jakim celu? I dlaczego będę musiał o tobie zapomnieć? Czy zapomnę też o tym, jak wyglądają te gwiazdy? Czy mogę tu robić wszystko? Czy to raj? W czym różni się to od zwykłej wyobraźni? Czuję ból, gdy się uszczypnę, ale nie czuję, by był prawdziwy. Wszystko widzę i słyszę, ale tak jakbym słyszał to gdzieś z boku.

Czy to rozwiąże moje problemy? Moje i tych wszystkich ludzi? Czemu Alfred robił deskę? By się odstresować? Dla szpanu przed kolegami? Czemu Łukasz nie nauczy się zasad pokera, skoro zawsze przegrywa? Czy tamten malarz stworzy coś niesamowitego? Albo czy kierowniczka dobrze odegra tę scenę? Jakie to ma znaczenie, skoro oni wszyscy, może poza nią, zapomną, że tu byli? Przecież wiemy, że ten świat tak naprawdę… A mimo to…

Tu-dum. Tu-dum. Tu-dum.

Znów spoglądam w gwiazdy. W mieście tak rzadko je widać. Są takie piękne. Ten pociąg jest taki piękny…

– Chyba zostanę tutaj odrobinę dłużej. W końcu mam jeszcze tyle czasu.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem sobie twoje opowiadanie i pomyślałem, że każdy chyba musiał podróżować środkiem lokomocji PKP, co wiązało się często z wielogodzinną nudą. Podróż takim pociągiem byłaby chyba bardziej interesująca niż zwykłym. Co do tekstu, to napisany w mojej opinii jest poprawnie, ale nie jestem tu ekspertem. Fabuła, no cóż, może nie powala na kolana, jednak bez większych oporów doczytałem do końca. Lekka i wesoła opowiastka z zakończeniem o nieco egzystencjalno-medytacyjnym zabarwieniu ;). Pozdrawiam

Z pewnością taka podróż byłaby o wiele ciekawsza, niż to, czego doświadczamy w PKP. Fajnie, że się podobało, mimo, że z pewnością nie jest to najlepszy tekst. Dzięki za przeczytanie.

Również pozdrawiam

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Tekst przyjemny, chociaż z innych powodów, niż się na początku spodziewałem. Fabuła nie jest porywająca. Jako czytelnik od razu uwierzyłem w to, że pociąg jedzie “donikąd” i dłużyła mi się droga bohatera do rozwiązania zagadki. Rozumiem, że droga miała swoją funkcję w utworze, ale przez cały czas jej trwania mogłem tylko mieć nadzieję, na końcu stanie się coś ciekawszego, niż się zapowiada.

Na szczęście się stało :) Koncept pociągu poza czasem podoba mi się o tyle, że ten krótkotrwały raj swoim działaniem przypomina chociażby środki odurzające, tylko że bez ich negatywnych efektów. Gdyby trafił tam ktoś z wystarczająco przykrym życiem, może w ogóle nie chciałby wychodzić? Mam wrażenie, że gra w karty lub malowanie to mało kreatywne zastosowania mocy, którą otrzymali pasażerowie ;) Pytania co do sensu robienia czegokolwiek, jeśli nic z tego nie zostanie zapamiętane, również skłania do przemyśleń.

 

Niżej kilka nieścisłości stylistycznych:

Z jego tempem dotarcie do mnie zajęłoby (mu?) kilka lat.

Nie jestem pewien, czy to błąd, ale coś mi tu zgrzyta. Może to tylko kwestia preferencji, ale użycie “dotarcia” w formie rzeczownika wydaje się opisem na około, można zmienić np. na “Nie chciałem czekać kilku lat, zanim do mnie dotrze” albo coś w tym stylu.

 

Rozglądam się po korytarzu, ale metalowe ściany nie dadzą mi żadnej odpowiedzi.

Użycie spójnika “ale” sugeruje, że jest związek między tym, że bohater rozgląda się po korytarzu, a tym, że ściany nie dadzą mu (w przyszłości) odpowiedzi. Można zmienić na “nie dają”, albo “ale wiem/orientuję się, że ściany nie dadzą mi żadnej odpowiedzi”.

 

Obmywam twarz zimną wodą i udaje mi się nie upaść po nagłym zachwianiu się wagonu. Zaczynam myśleć nad moją sytuacją.

moją → swoją

 

Grupka osób, mniej więcej pośrodku wagonu, obserwuje jak ich łysy kolega robi deskę pomiędzy półkami na bagaże, zwisając nad ich głowami.

W bezprzedziałowym wagonie półki na bagaże znajdują się przy ścianie/nad siedzeniami, więc pomiędzy nimi jest przejście. Osoba robiąca deskę w przejściu nie wisi nad głowami innych. Z reszty tekstu wnioskuję, że ręce ma oparte na półce przy jednej ze ścian wagonu, a nogi na tej przeciwległej, ale pierwszy opis nie pozwolił mi tego zrozumieć.

 

Co ciekawe, gdy ponownie się tu znajdziesz, wiesz już co i jak[,+] dlatego nie muszę tego tłumaczyć każdemu po milion razy.

Brakujący przecinek.

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Witaj.

Świetne opowiadanie, życiowe i z morałem. Do tego mocno wzrusza. :) Fantastykę podajesz lekko i przyjemnie, czyta się z chęcią oraz sporym zainteresowaniem. :) Pozostawiasz wiele rzeczy w domyśle, i dobrze. :)

Chętnie pojeździłabym dłużej takim pociągiem, odwiedzając przy okazji miejsca, których nigdy nie zobaczę. :) Z czynności wybrałabym… sen, tylko sen, bo zawsze marzę o porządnym wyspaniu się. :) 

Pozdrawiam serdecznie, klikam. :) 

Pecunia non olet

Cześć Nikodem_Podstawski

 

Kurczę ależ oryginalny pomysł :) Wciągnęła mnie ta historia, którą czytało się bardzo lekko. Wykreowałeś świat/opowieść w którą wszedłem i czułem się w niej bardzo jakby to powiedzieć jakbym był na wakacjach i odpoczywał :) Dziękuję za miłą lekturę.

 

Serdecznie pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć wszystkim! Dzięki za przeczytanie.

ostam

Wiem, że tekst nie jest wybitny, ale cieszę się, że znalazłeś w nim trochę pozytywów. Dzięki za sugestie, być może faktycznie część wymaga przeróbki.

bruce

Cieszę się, że Ci się podobało i że tak prosty tekst był w stanie wzbudzić jakieś emocje. Co do serwowania fantastyki to jeszcze sporo muszę się nauczyć, ale dziękuję za uznanie. Też z chęcią przejechałbym się takim pociągiem. Szczególnie, gdy nie ma czasu, by pisać.

dawidiq150

Nie wiem, czy jest oryginalny, ale miło mi, że się wciągnąłeś. Jeśli czytelnik odpoczywa przy moim tekście to nie pozostaje mi chyba nic innego, jak tylko się cieszyć.

 

Również wszystkich pozdrawiam i dziękuję za przeczytanie

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Na plus było też to, że zainteresowany chciałem się dowiedzieć po co był malarz, po co ludzie zbijali z desek półkę, po co kobieta śpiewała itd. Ja naprawdę przeczytałem twoje opowiadanie :)))))))))))))))))))))

Jestem niepełnosprawny...

Zaciekawiło i początkowo miałam wrażenie, że mam do czynienia z jeszcze jedną wersją przypadku, kiedy to niezorientowany pasażer trafia do pociągu mknącego w zaświaty, a jednak Twój pomysł, Nikodemie, okazał się na tyle ciekawy, że sama przez chwilę zapragnęłam przejechać się PCN. Może kiedyś pragnienie się ziści… ;)

 

Sły­sząc moje py­ta­nie wszy­scy męż­czyź­ni od­wra­ca­ją głowy w moją stro­nę… → Czy pierwszy zaimek jest konieczny?

 

Wi­dząc, że nie do­wiem się od nich nic wię­cej, spraw­nie ich wy­mi­jam… → Jak wyżej.

 

upo­mi­na mnie ma­larz, wska­zu­jąc na swoją szta­lu­gę. → A może wystarczy: …upo­mi­na mnie ma­larz, wska­zu­jąc szta­lu­gę.

 

Nagle za­uwa­ża moją nie­po­rad­nie sto­ją­cą w drzwiach syl­wet­kę… → Na czym polega nieporadność stania sylwetki?

 

pyta i bie­rze so­lid­ny łyk kawy. → …pyta i wypija so­lid­ny łyk kawy.

Łyków się nie bierze.

 

Wiem, że cięż­ko w to uwie­rzyć… → Wiem, że trudno w to uwie­rzyć

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

nie stać mnie na no­we­go Mer­ce­de­sa… → …nie stać mnie na no­we­go mer­ce­de­sa

https://rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=285:pisownia-marek-samochodow&catid=44&Itemid=58

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć :)

Opowiadanie bardzo mi przypadło do gustu, a że akcja toczy się w pociągu – tym bardziej xd Lubię taki absurd. Opowiadanie jest bardzo wciągające i na pewno zostanie na długo w mojej pamięci ;)

Pozdrawiam

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Ładne. Chciałbym kiedyś wsiąść do takiego pociągu. Świetny pomysł. yes smiley

Podobało mi się. Fajny pomysł i bardzo dobry tytuł.

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka