- Opowiadanie: Koala75 - Zielony Płomień

Zielony Płomień

Miało być na konkurs “Magia i Miecz”, ale nie urosło do opowiadania.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Finkla, Użytkownicy, Użytkownicy III

Oceny

Zielony Płomień

Pan Wszystkiego wezwał przed swoje oblicze cztery Żywioły: Wodę, Ogień, Ziemię i Powietrze. Gdy się stawiły, oznajmił:

– Chcę się trochę rozerwać. Stworzyłem na planecie Ziemia herosa, nadałem mu imię As. Każde z was będzie mogło wtrącać się w jego życie przez jeden kolejny dzień od jutra. Losowaniem ustalcie, kto zacznie i jaki przyjmiecie porządek sprawowania władzy. Ponieważ znam wasze możliwości w uprzykrzaniu ludziom życia, nie wolno wam go zabić, ani uczynić niezdolnym do działania. Dostał magiczny miecz, żeby miał czym się bronić, jeżeli będzie taka potrzeba.

Żywioły przeprowadziły losowanie i pierwszy dzień przypadł Ogniowi. Mógł się zastanawiać dłużej, ale od razu pomyślał o smoku. Wiadomo, gad zieje ogniem, gdy się go wkurzy i jest magiczny, to powinno zapewnić niezłą zabawę, jeśli spotka się z tym Asem. Ogień ustalił ze smokiem, że może trochę przypiec śmiałka, gdy ten przyjdzie przed jaskinię, ale heros ma przeżyć. Zapłatą dla smoka miało być złoto wytopione z rudy znajdującej się w sąsiedniej pieczarze.

W tym czasie, w pobliskiej podgórskiej osadzie, As wprawiał się we władaniu mieczem, który nie wiadomo skąd, pojawił się u jego boku i nie pozwalał się dotknąć nikomu innemu. Gdy ktoś chciał wziąć miecz, ten jarzył się jakimś zielonym światłem, które skutecznie każdego zniechęcało. Widać było, że jest magiczny i przeznaczony tylko dla Asa. Wkrótce okazało się, że młodzieniec potrafi jednym cięciem skosić trzy głowy…  co prawda kapuściane, nabite na sztachety płotu, ale w całej wsi tylko on umiał tego dokonać. Trochę to była zasługa miecza, bo nikt inny takiego oręża nie miał.

Zgodnie z umową następnego dnia rano smok zaryczał przed jaskinią, a Ogień spowodował zapalenie traw i zboża na stoku od ogniska pastuchów. Pasterze przygnali owce do wioski i przysięgali, że to wina smoka. Wymyślono więc wysłanie Asa, uzbrojonego w magiczny miecz, żeby zabił albo przepędził smoka. Młody nie mógł odmówić całej wiosce i niechętnie, ale poszedł przekonany, że to się źle dla niego skończy. Smokowi zrobiło się żal chłopaka, który miał tylko jakiś miecz i żadnej zbroi ani tarczy do osłony. Postanowił mu tylko łapcie przypiec ogniem. As instynktownie wystawił miecz przed siebie, gdy płomienie pomknęły ku niemu. Miecz zabłysnął zielonym światłem, ogień smoka został odbity i oparzył smoczy nos.

– Skąd masz Zielony Płomień i kim jesteś? – zaryczał smok.

– Jestem As z osady w dolinie, a jeżeli pytasz o miecz, to wczoraj się do mnie przyczepił.

– Z tym orężem będziesz niezwyciężony. Czego ode mnie chcesz?

– Zmusili mnie, żebym cię zabił albo przepędził, bo spaliłeś zboże.

– To nie ja, tylko Ogień, jeden z czterech Żywiołów. To było po to, żebyś tu przyszedł i bym cię poparzył. Będzie lepiej dla nas obu, jeśli zaniosę cię nad morze, gdzie nad wodą Ogień jest mniej groźny. Zgódź się.

As miał dość mieszkańców wioski, którzy wysłali go samego przeciw smokowi i chętnie zgodził się na taką propozycję. Lot nie był długi, wylądowali na wydmie i smok zaraz poleciał z powrotem, pilnować swoich skarbów. Piasek był ciepły, słońce świeciło i lekka bryza przyjemnie orzeźwiała, tylko pustka w żołądku zakłócała pobyt na plaży.

Niedaleko była rybacka wioska z małą karczmą. Młody liczył, że najmie się do jakiejś posługi, zarobi na strawę i kąt do spania. Karczmarz, widząc miecz u boku chłopaka, rozpromienił się i w ogóle nie słuchając, przyniósł dużą usmażoną rybę i bochen chleba. As był tak głodny, że zabrał się do jedzenia i nie chciał myśleć, jak zapłaci. Rzecz wyjaśnił fundator posiłku.

– Nieważne skąd jesteś, ale spadłeś nam z nieba – powiedział, nie wiedząc, że tak istotnie było. – Widzę, że jesteś wojownikiem, bo masz miecz. Pomożesz nam przepędzić morskiego potwora, który rwie sieci rybakom, wywraca łodzie i zapowiedział, że jutro przyjdzie po najładniejszą dziewczynę z osady, moją córkę.

As nie protestował, bo przypomniał sobie słowa smoka, że z Zielonym Płomieniem, magicznym mieczem, będzie niezwyciężony. Postanowił być herosem, zwłaszcza dla zielonych oczu dziewczyny, która miała być oddana potworowi. Zjadł, co dostał, wrócił na plażę i wytrwale machał nad wodą mieczem na prawo i lewo, do przodu i z góry, markując pchnięcia i cięcia. Zerkał przy tym, czy w zielonych oczach, patrzącej z wydmy córki karczmarza, widać podziw dla jego umiejętności. Po zachodzie słońca wrócił do karczmy, zjadł kolację podaną przez karczmarzównę i poszedł spać. Sny miał zielone.

Powietrze miało rządzić następnym dniem, ale Woda je przekonała, że do niej należy morski potwór i będzie zabawniej, gdy ona nim będzie kierować.

As wcześnie obudził się na pięterku z myślą, że może nie warto życia poświęcać dla pięknych oczu, ale gdy je znowu zobaczył w izbie na dole, myśl ta gdzieś się głęboko schowała. Nic nie jadł, chcąc być bardziej żwawym i poszedł na plażę. Dotarł tam w chwili, gdy z wody wyłonił się potwór. Był czarny, oślizgły, wyższy o głowę od młodzieńca i byłby przypominał człowieka, gdyby nie dwie pary wijących się jak węże, niby-rąk. W czymś, co było jakby głową, miał jedno duże oko, z którego wydostawał się wąski czerwony promień, sięgający daleko i kierowany myślą stwora.

 – Uciekaj głupcze. Woda mi nakazała nie robić ci krzywdy, ale jeśli zaczniesz wymachiwać tym swoim nożykiem, będę musiał cię zamienić spojrzeniem w ślimaka – wwiercał się do głowy Asa głos.

Miecz w dłoni młodego sam zaczął tańczyć, tworząc świetlistą zieloną tarczę, a nogi poniosły chłopaka w kierunku potwornej postaci. Czerwony promień skierowany na Asa odbił się od klingi i uderzył z powrotem w oko, które go wysyłało. Stwór jęknął, zaczął się zmniejszać i znikł w morskiej wodzie.

– No to jestem herosem i będą o mnie, i tym mieczu, opowiadać wieczorami bajdy – pomyślał, nie wierząc sam sobie, zwycięzca spotkania.

Zaraz za wydmą, wracając do osady, spotkał zielone oczy i utonął w ramionach, i ciepłych pocałunkach. Tata karczmarz uznał, że taki bohater będzie dla córki, jak znalazł, więc młodzieniec postanowił poddać się losowi.

Następnego dnia, korzystając z pięknej pogody, młody z dziewczyną poszedł na plażę szukać bursztynu. Dobrze, że magiczny miecz nie dał się zostawić w domu, bo Powietrze przygnało stado drapieżnych ptaków, które zaatakowały młodych. Przydały się ćwiczenia w machaniu mieczem. Nie musiał ujawniać magicznej mocy. Gdy ileś ptaszysk zostało pokaleczonych, stado odleciało i Powietrze mogło tylko nadmuchać. Zielone oczy i As z Zielonym Płomieniem wrócili bezpiecznie do domu, obiecując sobie, że po bursztyny wybiorą się następnego dnia. Nie przypuszczali, co im szykuje ostatni z czterech Żywiołów, Ziemia.

Ziemia obserwowała przez trzy dni popisy Ognia, Wody i Powietrza. Pomyślała, że postąpi całkiem odwrotnie. Nienajlepszą glebę, którą karczmarz ofiarował młodym, zmieniła w urodzajną, a w ogrodzie drzewa zaczęły rodzić wspaniałe owoce. Heros przestał mieć myśli o powrocie do rodzinnej wioski i całkiem poddał się magii zielonych oczu. Nawet magiczny miecz, Zielony Płomień zrozumiał, że bardziej będzie przydatny jako lemiesz. Radosna wrzawa, towarzysząca weselu w karczmie, dotarła aż do drzemiącego Pana Wszystkiego. Przeciągnął się i powiedział:

– Widzę, że było wesoło, gdy spałem i jeszcze jest. Czy któreś pomyślało, żeby to zarejestrować? Nie? To po co ja wam dałem te smartfony? Zawsze muszę wszystko sam? Obiecywaliście wszystko nagrywać, a teraz tylko stale macie nosy w smartfonach, jak ludzie. Ehh…

Koniec

Komentarze

OK, taka historyjka fantasy. Fajne jest napuszczenie żywiołów na bohatera, ale one jakoś się nie przykładają do roboty – Asowi wszystko zbyt łatwo wychodzi.

Zakończenie mi się nie bardzo podobało – wytrąca z immersji, a niewiele wnosi.

Babska logika rządzi!

Szkoda Koalo75, że nie udało się z opowiadaniem konkursowym i zgłoszeniem nań, bo pomysł masz świetny – jest humor, fantastyka, akcja, waleczny bohater oraz morał. :)

Początek:

Pan Wszystkiego wezwał przed swoje oblicze cztery Żywioły: Wodę, Ogień, Ziemię i Powietrze. Gdy się stawiły, oznajmił:

– Chcę się trochę rozerwać.

skojarzyłam z książką Ożogowskiej “Chłopak na opak”, w której bohater tytułowy miał za radą mamy “jakoś rozerwać” młodszego, nielubianego i nieznośnego kuzyna, a – ponieważ wszystko zawsze robił dosłownie (”kładł się z kurami”… na łóżku, albo starał się zabrać szkolny dziennik, aby “poprawić swoją ocenę”) – początkowo rzeczywiście złapał z kolegą Jacusia za ręce i nogi, próbując go rozciągnąć, co skwitowane zostało uwagą opowiadającego: “A Jacuś tylko patrzeć, jak zacznie ryczeć”. :) Tutaj zatem spodziewałam się, że cztery Żywioły potraktują jego rozkaz dosłownie i… rozerwą Pana Wszystkiego, ciągnąc w cztery strony świata. :) 

 

Klik, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Hej Mam wrażenie, że miałeś w głowie pomysł na drabbla, ale się przeciągnął i to chyba niezbyt dobrze zrobiło całości. Wydaje mi się, że w formie do 100 słów historie czytałoby się lepiej. Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Finklo,

OK, taka historyjka fantasy.

bo całość, to taki mały żart. Powinienem dopisać, że na Grafomanię 2023.

Bruce, dzięki za dobrą opinię, ale za wysokie progi…

Bardzie, od początku wiedziałem, że nie zmieszczę się w stu słowach z czterema żywiołami i przygodami Asa.

Bruce, dzięki za dobrą opinię, ale za wysokie progi…

Nie zgadzam się. :)

Pecunia non olet

Bruce, dłuższym zanudziłbym zwolenników magii i miecza. ;)

Zabawna opowieść, ale wolałabym bez smartfonów.

Lożanka bezprenumeratowa

Łowuszko, smartfony to przez mój wewnętrzny protest wobec powszechnego trzymania nosów w smartfonach w czasie niemal każdej czynności. Nawet dzieci i staruszkowie są dodatkami do smartfonów. :)

Właśnie o tym będzie moje nowe opko. Tylko nie mam takiego fajnego rycerza z mieczem.

Lożanka bezprenumeratowa

Żartobliwie i z przesłaniem :) Prosta historia wprawiająca w dobry nastrój.

 

@ finkla – że Asowi wszystko zbyt łatwo wychodzi? no cóż…”Pan jest Asem. Pan może wszystko” :)

30 kwietnia 1971 roku o godz. 22:15 w Programie I Telewizji Polskiej wyemitowano „Hydrozagadkę” » Historykon.pl

Całkiem przyjemnie się je czytało. 

 

Co do zakończenia, to mi się ono podobało :) 

Łowuszko, i bez rycerza z mieczem będzie super, bo Twoje. :)

Czeke, dobry nastrój… cieszę się.

MPJ, zakończenie też mi się podoba, ale chyba coś dodam. Może nie popsuję.

BRuce & Ambush, dzięki za kliki do biblioteki.

Hej,

 

przyjemna historia, wszystko ładnie mi się poskładało. Wiadomo można by dłużej i pokomplikować nieco, ale w sumie po co? :) Wiem, wiem – dla sławy, chwały itd., ale tak też jest dobrze.

Jeszcze sobie pomyślałem, że ten płomień miecza i oczy dziewczyny muszą mieć jakiś związek :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

BasementKey, masz rację, kolor oczu dziewczyny nie był przypadkowy. Też pozdrawiam. :)

 

Nowa Fantastyka