- Opowiadanie: AP - Pion

Pion

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Pion

Zatrzymaliśmy się przy parku. Chciałem jechać dalej, ale niestety stałem przy drzwiach. Autobus był zapakowany, więc musiałem wysiąść, żeby przepuścić innych. W parku miał być rozegrany mecz szachowy między arcymistrzem pochodzącym z naszego miasteczka a jakąś międzynarodową sławą. To duże zainteresowanie trochę mnie zaskoczyło, ale z drugiej strony za wiele rozrywek tu nie mieliśmy. Przyglądałem się mijającemu mnie kolorowemu tłumkowi zwolenników naszego ziomka i zanim się zorientowałem, autobus odjechał. Następny miałem za godzinę. Zdecydowałem się podążyć za innymi i na sportowym pikniku spędzić dany mi czas.

Powoli z różnych stron przybywało coraz więcej stronników obu graczy. Na razie jednak nie było ich za dużo. Skorzystałem z tego i zająłem dogodną pozycję. Jeszcze chwila zamieszania, trochę bałaganu organizacyjnego, ale zaraz pojawili się porządkowi i zaczęli się panoszyć. Ustawili nas w rzędach jak dzieci i powiedzieli, żebyśmy się nieproszeni nie przemieszczali. Nasz arcymistrz wyczulony jest na wszelkie objawy niesubordynacji. Przy bałaganie nie może się skupić. A tego przecież byśmy nie chcieli. No już dobra. Stoję przecież i się nie ruszam. Popatrzyłem w lewo, w prawo.  Wszyscy grzecznie czekają na rozgrywkę. Dyskretnie obejrzałem się, a tam jacyś oficjele. I, o kurka wodna, szycha z telewizji. A obok niego damulka. Trochę się dziwiłem temu związkowi, podobnie jak cały Internet. Cały Internet był zaskoczony i zszokowany, i o niczym innym nie mówił. Oglądał zdjęcia i komentował. On stary, ledwo ruszający się dziad, ale z pozycją i pieniędzmi. Ona młode dziewczę. Gibka i ruchliwa. Wszędzie jej pełno. Zdjęcia w windzie, na plaży, w łazience, w kuchni w szpilkach przygotowująca humus, przytulająca psa w schronisku i zapłakana na pogrzebie ojca, pokazująca faka fanom, co ją za te zdjęcia skrytykowali, itepe. A teraz oni tu! On stoi trochę znudzony. Ona od rana fotoszopem stuningowana pręży się gotowa do przypadkowych zdjęć. 

– Posunąłbym. – Jakiś koleś obok, z lewej, zauważył moje zainteresowanie i postanowił podzielić się przemyśleniem. Ja w sumie też bym skorzystał, ale takie słowa nie bardzo toleruję. Szacunek mam dla innych.

– Ładna – wydusiłem z siebie.

– Łoł. Ładna? No niech mnie. Widzę, że kolega to taki bardziej wstydliwy.

Zaczerwieniłem się.

– W ogóle niewstydliwy. Tylko nie lubię chamstwa.

– No już dobra. Człowieku, nie irytuj się – powiedział z uśmiechem. Nie wiem, czy życzliwie, czy złośliwie coś zasugerował.

Porządkowi wezwali do ciszy. Połknąłem kij.

– Arcymistrz niechybnie myśli – szepnął mi w ucho koleś z lewej.

Nie wiem czemu, ale to mnie rozbawiło. Zluzowałem. Spojrzałem na zegarek. Za piętnaście minut miałem kolejny autobus. No nic, trzeba się będzie zerwać z imprezy. Tylko jak? Byłem z przodu, taki trochę na widoku. Przede mną pusta przestrzeń, a za mną szpaler oficjeli i ich ochroniarzy. Nie ma warunków. Mam nadzieję, że niedługo to się zmieni. Jak zacznie się coś dziać, będzie zamieszanie, kamery na piłkę czy co tam zostaną skierowane, to może jakoś się wymknę. Na razie trzeba czekać, bo napięcie siadło i emocji żadnych. Każdy ruch, każde nietypowe zachowanie zostanie przez media odnotowane.

Nagle ktoś mnie w plecy palcem dźga. Oglądam się, a tu nie wiadomo kto zniecierpliwiony do mnie z łapami.

– Co jest, gościu? – kulturalnie pytam, by nie robić chryi.

– Przesuń się do przodu.

– Mi tu kazali stać. Nie ruszam się. Ktoś tu się napracował, by porządek był.

– Ja kazałem tu stać, ale teraz koncepcja się zmieniła i masz się, do cholery, przesunąć.

– No nie wiem.

– Wiem, że nie wiesz. Przesuwaj się, bo mnie zaraz szlag trafi.

– Dobra. Wyluzuj. – Trochę się jeszcze nad swoją asertywnością zamyśliłem, ale w końcu mogę się przesunąć. Co mi tam?

– Nie dyskutować. Do przodu.

„A co ja robię? I kim ty jesteś, że mnie chcesz jak jakiegoś śmiecia z miejsce na miejsce przestawiać?”. Pomyślałem tylko, ale odpuściłem. Po co robić zamieszanie. Poza tym jeszcze wymknęłoby mi się jakieś brzydkie słowo, które w takich sytuacjach każdemu przychodzi do głowy i zrobiłby się kwas.

– Dobra. Przesuwam się. Ale ostrzegam, jeden wyłom w porządku i się zacznie. Ruszysz kamyczek i lawina gotowa. – Rzuciłem.

Ledwo się ruszyłem i już ktoś z naprzeciwka zrobił to samo. Przy okazji jakimiś bluzgami mnie zaczepia. Dobra, myślę. Olać szmaciarza. Daleko jest, niech się wydziera. Nie będę odpowiadać. I muszę przyznać, że satysfakcję lekką miałem. Wyszło na moje. A ostrzegałem! To musiało się tak skończyć. Obejrzałem się tylko za kolesiem, który mnie przesunął, żeby spotkać go wzrokiem i dać do zrozumienia, że dał ciała. Ale on już się szarpie z kimś innym, za ucho ciągnie, coś szepcze, palcem w dal wskazuje. Potem w tyłek tak go klepnął, że ten tylko śmignął mi zza pleców i pogonił po przekątnej na środek pola. No to żeś namieszał! Jeszcze chwila, a tego nikt nie ogarnie.

I się nie myliłem. Tamci z drugiej strony długo nie czekali i też się ruszyli. Burda z tego niezła wyszła. Jedni drugich poobijali. Paru zniesiono na bok. Cała rozróba powoli zbliżała się do nas. Szycha z telewizji trochę zaczął się pultać, że on jest już za stary na takie ustawki. Że jakby wiedział, że tak to się rozwinie, to by się na to nie pisał. Ochroniarzy zaczął wzywać, żeby coś zrobili.

– Zesra się zaraz bidula ze strachu – rzucił ktoś z prawej.

Chciałem mu odpowiedzieć, że na pewno boi się o swoją dziewczynę. Stąd te pohukiwania na obstawę. Ale zanim otworzyłem usta, to chłopaki zrobili roszadę i przestawili szefa w bezpieczniejsze miejsce. Panienka nawet nie mruknęła. Popatrzyła na tipsy. Wypluła gumę. Rękoma cycki poprawiła, żeby dekolt jeszcze bardziej wyeksponować. Przeciągnęła się.

– I co się gapisz? Nie dla psa kiełbasa.

– Ja? Nic się nie gapię. Patrzę tylko, czy tej pani coś nie zagraża.

– Tak? To ty się lepiej w tamtą stronę popatrz. Stoisz tu jak ciołek, gdy inni krwią plują. Ruszaj się.

– Ale gdzie?

– Jak gdzie? Coś ty z choinki się urwał. Ty chłopie nie masz pola manewru. Za cienki jesteś. Rusz się do przodu i zrób miejsce.

– Do przodu? Ale tam…

– Nie bój się. Nic ci nie zrobią. Już moja w tym głowa.

– Ale…

– Ruszaj, bo tracę cierpliwość.

– Dobra. Dobra. Po co te nerwy?

Przesunąłem się do przodu, jak mi kazał, myśląc tylko, że kolejny autobus zaraz odjedzie. Kamery transmitują to spotkanie. Przygotowane były na nudną relację i pewnie nie spodziewały się, że taka gratka im się trafi. Oby żonka tego nie oglądała. Jak mnie zobaczy, taką sierotę obładowaną zakupami stojącą na środku tej rozpierduchy, to straci kompletnie do mnie szacunek. Nie mówiąc już, że czeka przecież na kartofle, by nakarmić dzieciarnię. Tak rozmyślając, nie zauważyłem, jak ni stąd ni zowąd przede mną stanął łysy kark bez szyi.

– I po coś, ćwoku, tu przylazł. Życie ci niemiłe?

„Ty, tyś taki mocny w gębie, bo masz sterydami mięśnie napakowane? Chłop jak dąb, a jaja jak żołędzie. Ha, ha, ha”. Ogryzłem się łobuzowi w myślach. Ale tak naprawdę to chciałem się cofnąć. Cóż, kiedy strach mnie sparaliżował i żadnego ruchu nie byłem w stanie zrobić ani żadnej riposty na głos wydusić.

– Rusz go, a zaraz cię zniosą, cwelu jeden. – Usłyszałem z boku głos damulki.

Wdzięczny byłem za wsparcie, ale przecież to nie mogło się dobrze skończyć. A tymczasem mina wyraźnie karkowi zrzedła i już się tak nie puszył.

– Cwana jesteś, bo się w oktagonie pokazujesz.

A tak, rzeczywiście to ta, co ostatnio z Muszką się szarpała w klatce na jakiejś gali freak fight i cały Internet się tym zachwycał. Że też wcześniej nie skojarzyłem, że to ta sama, co się z dziadem spiknęła.

– To może teraz z prawdziwym facetem się zmierzysz? Proponuję tam, gdzie więcej miejsca jest.

Miałem złe przeczucia. Kark odskoczył parę metrów w bok. Uniósł się lekko na palcach, nabrał powietrza w płuca i rozstawił ręce. Dzięki tym zabiegom wydał się większy. Nic to mu jednak nie dało. Zanim się obejrzał, damulka go dopadła. Wbiła mu tipsy w twarz. Ten się wydarł, ale krzyk szybko się urwał, bo panienka rzuciła go przez biodro i gdy leżał na plecach, udem szyję mu przydusiła. Kark klepnął na znak poddaństwa. Entuzjazm po naszej stronie nie trwał długo. To była pułapka. Zanim damulka wstała, z boku podskoczył jakiś cudak i kopnął ją w potylicę. Straciła przytomność i musieli ją znieść.

– Ha. Trzeba było, durna babo, z kisielu nie wychodzić – zawył triumfalnie i spojrzał groźnie w moim kierunku.

No to już koniec. Nie uchowam się. I po co mi to było? Gapa taka ze mnie. Całe boisko się przerzedziło i ja z tymi siateczkami zupełnie na widoku stałem się łatwym celem. Dziwak rozochocony szykował się już do skoku. Nagle usłyszałem gdzieś z tyłu:

– Grzej do przodu.

To ruszyłem. Zwłaszcza, że jakoś pustawo się przede mną zrobiło i mogłem swobodnie przemieścić się ze środka pola na jego skraj. Dziwak nie czekał. Od razu rzucił się w pogoń za mną. Mimo że poruszał się jak jakiś niepoczytalny, to i tak był ode mnie szybszy. Nie wiedziałem, czy zdążę, ale nie miałem wyjścia. Uratował mnie ten kolega z lewej. Chciał chyba podstawić nogę oprawcy. Niestety nie wyszedł z tej konfrontacji cało. Dał mi jednak czas. Głupio mi się zrobiło, bo trochę z góry go potraktowałem, a teraz dzięki niemu dotarłem do celu. Spojrzałem triumfalnie na dziwaka. Głupie to było, bo przecież właściwie nie miałem już żadnej możliwości ucieczki. Świr jednak zbladł. Czyżby się przestraszył? Poczułem irracjonalną moc.

– Gratuluję. Świetna robota.

– Dziękuję. – Próbuję minąć natręta, który w najmniej odpowiednich momentach pojawia się w pobliżu. – Panie, odczep się. Ja mam swoje porachunki.

– I co pan, torbą z zakupami bydlę walniesz? Poza tym trochę za wolny pan jesteś.

– A co też pan? Z drogi! – Jeszcze się stawiałem, ale czułem, jak powoli zapalczywość mi mija.

– Oj, daj spokój już. Zrobiłeś swoje. Nawet więcej. Wspaniały rajd. – Nie zauważyłem, kiedy się damulka obok mnie pojawiła. I od razu mnie rozmiękcza, bicepsy maca. – Ćwiczysz?

– Trochę. Na podwórkowej siłce czasami.

– Dziękuję jeszcze raz. Masz potencjał, ale wiesz, ja tamtemu za kopa w głowę muszę odpłacić. Pozwolisz?

– Proszę. – Zrobiłem miejsce i zszedłem na bok. Zanim się obejrzałem, damulka popędziła rozprawić się z dziwakiem.

– Zrobiłem to dla niej. Normalnie bym nie zszedł.

– Dobra, dobra. Spadaj. Ja nie mam czasu na pogaduchy z byle kmiotem.

Chciałem coś jeszcze natrętowi odpowiedzieć, ale spojrzałem na zegarek. O nie! Kolejny autobus zaraz mi ucieknie.

– Pocałuj mnie w dupę! – Rzuciłem tylko i pobiegłem, nie oglądając się za siebie. Bałem się, że kolejny autobus mi odjedzie, a może dlatego, że nie byłem pewny reakcji na moje ostatnie słowa.

Nie interesowało mnie nawet, kto wygra. Myślami byłem już gdzie indziej. Wrócę do domu, do żonki. Zjem obiad. Może coś obejrzymy w telewizji. A wieczorem wyjdę przed blok. Spotkam się z kumplami. Może w coś zagramy. Z gier zespołowych najbardziej lubię warcaby.

Koniec

Komentarze

Ten mecz szachowy i kamery na piłkę nieco mi się nie zgadzały, ale zapomniałam szybko takie detale, ponieważ całym opowiadaniem nieźle się ubawiłam. Masz spory talent w pisaniu tekstów lekkich i niezwykle żartobliwych, co mnie np. wychodzi topornie i beznadziejnie. Szacunek oraz szczere brawka! :)

Humor przedni, wrażenia głównego bohatera oraz jego - trzymane ciągle na wodzy – emocje i nawet rzucone na końcu przekleństwo ogromnie przypadły mi do gustu. :) A bojowo nastawiona bohaterka opowieści budzi niekłamany respekt oraz podziw. :) 

Klikam za humor i doskonały portret psychologiczny bohaterów. 

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

bruce, dziękuję. To bardzo miłe przeczytać taki komentarz.

 

Napisanie tego zdania z “piłką” było ryzykowne, ale świadome. Bohater to poczciwina. Cały czas myśli, żeby dostać się do domu i czasami po prostu zapomina, w czym bierze udział.

 

Pozdrawiam

Aaa… rozumiem… :))

Dzięki i pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Cholercia, dużo się dzieje w tym opowiadaniu. Muszę przyznać, że odczucia na plus, bo humor we mnie trafił i zdaje mi się, że wychwyciłem te dawki ironii, które miałem. Bardzo pozytywna opowiastka, właściwie trochę satyryczna miejscami, prześmiewcza.

Jak dla mnie trochę zbyt chaotycznie – były momenty, gdy trochę nie wiedziałem co się dzieje. Ale to może być tylko subiektywne odczucie.

Bawiłem się dobrze, 7/10.

 

Pozdrawiam!! laugh

„Temu, kto nie wie, do jakiego portu zmierza, nie sprzyja żaden wiatr.“ - Seneka Starszy

Szlachcic, bardzo dziękuję za komentarz i ocenę.

 

Pozdrawiam

 

Wesołe, dobre na początek dnia. Misię czytało z uśmiechem. Znalazło taki drobiazg:

Trochę to duże zainteresowanie mnie zaskoczyło ← a może tak: Trochę mnie zaskoczyło to duże zainteresowanie albo To duże zainteresowanie trochę mnie zaskoczyło

Takie czepialstwo. Pozdrawiam. :)

Dzięki, Koala75. Poprawiłem na Twoją drugą propozycję. Rzeczywiście, teraz lepiej brzmi.

 

Pozdrawiam 

Dość szybko można się zorientować, o co chodzi, ale przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Przeczytałam, ale cóż, historyjka jakoś nie przypadła do gustu, ani nie zdołała mnie rozbawić. Ot, taka sobie rozróba, nic poza tym. Brakło też fantastyki.

 

po­dob­nie jak Cały In­ter­net. → Dlaczego wielkie litery?

 

Jakiś koleś obok, z mojej lewej, za­uwa­żył moje za­in­te­re­so­wa­nie… → Czy oba zaimki są konieczne?

Może wystarczy: Jakiś koleś obok za­uwa­żył moje za­in­te­re­so­wa­nie

 

ale ta­kich słów nie bar­dzo to­le­ru­ję. → …ale ta­kie słowa nie bar­dzo to­le­ru­ję. Lub: …ale ta­kich słów to­le­ru­ję.

 

– W ogóle nie wsty­dli­wy.– W ogóle niewsty­dli­wy.

 

– No już dobra. Czło­wie­ku, nie iry­tuj się.Po­wie­dział z uśmie­chem. → Zbędna kropka po wypowiedzi. Didaskalia małą literą.

Winno być: – No już dobra. Czło­wie­ku, nie iry­tuj się – po­wie­dział z uśmie­chem.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Mi tu ka­za­li stać. → – Mnie tu ka­za­li stać.

Choć rozumiem, że bohater nie musi wyrażać się poprawnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Anet.

Zastanawiałem się, czy sam tytuł na starcie za wiele nie odsłania.

regulatorzy, dziękuję za wskazówki. Poprawię błędy.

 

Wydaje mi się, że partia szachów opowiedziana z punktu widzenia pionka ma w sobie element fantastyki.

Bardzo proszę, AP.

Zupełnie do mnie nie dotarło, że całą rzecz relacjonuje pionek, dźwigający siaty pełne zakupów i jeżdżący autobusem… :( 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

BO, regulatorzy, to jest zwykły obywatel z prostymi potrzebami i niewielkimi możliwościami. On nie rozumie wielkich politycznych strategii, ale też nie podoba mu się, że jest wykorzystywany. 

 

Pozdrawiam

AP, dziękuję za wyłożenie sprawy. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka