- Opowiadanie: Bardjaskier - Malowidła Garbusa

Malowidła Garbusa

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Malowidła Garbusa

Zdaje się, że całą hi­sto­rię ple­mie­nia przed­sta­wia jeden z człon­ków, Gar­ba­ty. Był mniej­szy i słab­szy od współ­ple­mień­ców. Prze­wo­dził im po­tęż­ny Bia­ło­wło­sy, który wraz ze swo­imi ludź­mi znaj­do­wał się na tych te­re­nach od dawna. Naj­bliż­szy był mu łowca odzia­ny w skórę dra­pież­ne­go kota z bro­nią w kształ­cie to­po­ra. Skóra wraz z wo­dzem pla­no­wa­li wy­pra­wy ło­wiec­kie. To­wa­rzy­szy­li im Pło­mien­no­wło­sy – młody i od­waż­ny oraz Jed­no­oki – sę­dzi­wy już oraz po­sęp­ny. Piąty, Tro­pi­ciel o jed­nej ręce, uzbro­jo­ny w ka­mien­ny nóż od­naj­dy­wał bez­błęd­nie zwie­rzy­nę w cza­sie po­lo­wań. Gdy męż­czyź­ni wy­ru­sza­li na łowy, Gar­ba­ty zo­sta­wał wraz z ko­bie­ta­mi w gro­cie. Po­gar­dza­ły nim i nie do­pusz­cza­ły go do sie­bie. Wy­so­ka z dziec­kiem na­le­ża­ła do Bia­ło­wło­se­go i żaden z męż­czyzn poza wo­dzem nie miał prawa się do niej zbli­żyć. Po­zo­sta­łe – Star­sza oraz War­kocz – pró­bo­wa­ły po­zy­skać sobie przy­chyl­ność Bia­ło­wło­se­go, ale ten całą uwagę po­świę­cał dziec­ku i Wy­so­kiej.

 

– Wil­liam, po­cze­kaj chwi­lę – po­pro­si­ła Scar­lett. 

– Coś się stało? – za­nie­po­ko­ił się John­ny. 

– Nic… Tylko dłu­go­pis prze­stał mi pisać. Gdzieś tu mia­łam…

Wil­liam się­gnął do kie­sze­ni kurt­ki i podał geo­log ołó­wek. 

– O, dzię­ku­ję – po­wie­dzia­ła Scar­lett, za­kło­po­ta­na. Wil­liam uśmiech­nął się, po­pra­wił oku­la­ry i wró­cił do na­ścien­nych ma­lun­ków. 

 

Gar­ba­ty nie miał żad­nych przy­wi­le­jów, żył z otrzy­my­wa­nych ochła­pów i był to­le­ro­wa­ny tylko ze wzglę­du na opo­wie­ści, które po­ka­zy­wał na ścia­nie groty. W trak­cie ta­kie­go wy­stę­pu ple­mię za­sia­da­ło wokół ognia, a on kre­ślił hi­sto­rie za po­mo­cą farb wy­twa­rza­nych z ro­ślin oraz uryny. Tylko wtedy trak­to­wa­no go na równi z resz­tą ple­mie­nia i po takim wy­stę­pie ob­da­ro­wy­wa­no go po­żyw­niej­szym je­dze­niem.

Pew­ne­go razu, gdy dni stały się krót­sze i na­de­szły zimne wia­try, łowcy po­wró­ci­li z po­lo­wa­nia, lecz za­miast zwie­rzy­ny przy­nie­śli mar­twe­go in­tru­za. Był mniej­szy od ludzi Bia­ło­wło­se­go, odzia­ny w skóry gadów, a na gład­ko ogo­lo­nej głowie miał wy­ma­lo­wa­ne znaki. Ple­mię, ze­braw­szy się nad cia­łem, całą noc za­sta­na­wia­ło się, co ozna­cza­ło przy­by­cie ob­ce­go. Nad ranem wódz wraz ze Skórą i jed­no­rę­kim Tro­pi­cie­lem wy­ru­szył spraw­dzić teren na­le­żą­cy do ple­mie­nia, aby po­szu­kać śla­dów ewen­tu­al­nych wro­gów. Reszta miała po­zo­sta­ć, by chro­nić ko­bie­ty. Gdy wo­jow­ni­cy nie po­ja­wi­li się na noc, Pło­mien­no­wło­sy za­czął oka­zy­wać do­mi­na­cję; ru­szył ku Wy­so­kiej, by za­zna­czyć, że bę­dzie jego, jeśli wódz nie po­wró­ci. Jed­no­oki sta­nął w jej obro­nie, za­gra­dza­jąc mu drogę. Roz­po­czę­ła się walka. Pło­mien­no­wło­sy był sil­niej­szy i za­bił­by Jed­no­okie­go, gdyby nie ko­bie­ty, które rzu­ci­ły się na niego, go­to­we bro­nić sta­re­go łowcy. Zdez­o­rien­to­wa­ny Pło­mien­no­wło­sy stał z ka­mie­niem w ręku, któ­rym za­mie­rza­ł roz­trza­skać głowę po­ko­na­ne­mu, osta­tecz­nie od­stą­pił nie­pew­ny. Gdy ochło­nął, usnął w głębi ja­ski­ni, a ko­bie­ty opa­trzy­ły spo­nie­wie­ra­ne­go Jed­no­okie­go. 

O świ­cie wró­cił Bia­ło­wło­sy i oświad­czył, że od­na­leź­li na mo­kra­dłach obóz ob­cych. Nim noc do­bie­gła końca, męż­czyź­ni wy­ru­szy­li, by po­zbyć się za­gro­że­nia.

 

– Po­waż­nie po­tra­fisz to wszyst­ko od­czy­tać z tych gry­zmołów? – John­ny po­pra­wił opa­da­ją­cy mu na oczy kask z za­mon­to­wa­ną na nim la­tar­ką.

– Od trzy­dzie­stu lat nie zaj­mu­ję się ni­czym innym, po­świeć tutaj i nie ru­szaj się, pro­szę – po­wie­dział Wil­liam. – Oczy­wi­ście, można nie­któ­re z pik­to­gra­mów in­ter­pre­to­wać na kilka spo­so­bów, ale sta­ram się je tak od­czy­ty­wać, by miały lo­gicz­ny sens. 

– Nie prze­szka­dzaj, John­ny – upo­mnia­ła tech­ni­ka Scar­lett. – A ty, Wil­liam, kon­ty­nu­uj, chłop­cy w głębi nie próż­nu­ją, do­brze by było się cze­goś do­wie­dzieć, nim roz­ku­ją ten lo­do­wiec. 

Wil­liam spoj­rzał w głąb ja­ski­ni, gdzie w od­da­li od­gło­sy wier­teł, pe­ne­tru­ją­cych po­kry­wę lo­dow­ca, od­bi­ja­ły się echem wśród ścian roz­le­głej sieci tu­ne­li. Po­pra­wił oku­la­ry, na­stęp­nie sam też nieco przy­świe­cił własną la­tar­ką ręcz­ną. Po­cze­kał, aż Scar­lett prze­rzu­ci stro­nę dziennika. Gdy kiw­nę­ła, że jest go­to­wa do dal­sze­go no­to­wa­nia, kon­ty­nu­ował od­czy­ty­wa­nie ma­lo­wi­deł. 

 

Bia­ło­wło­sy po­wró­cił jako zwy­cięz­ca, nikt z jego ple­mie­nia nie zgi­nął. Wo­jow­ni­cy przy­nie­śli sporo za­pa­sów, w tym su­szo­ne owoce i mięso. Mieli też ze sobą ko­bie­tę o ogo­lo­nej gło­wie. Wy­so­ka, War­kocz i Star­sza od­no­si­ły się do obcej z wro­go­ścią, męż­czyź­ni zaś z en­tu­zja­zmem. Ple­mię na­zy­wa­ło ją Prze­klę­tą przez ta­li­zma­ny, któ­ry­mi była ob­wie­szo­na i dziw­ne znaki na gło­wie, bu­dzą­ce strach wśród ko­biet, do­ma­gających się jej śmier­ci. Męż­czyź­ni z kolei pra­gnę­li, by Bia­ło­wło­sy oddał ją im, jako na­gro­dę za po­ko­na­nie wro­gów. Wódz jed­nak był nie­ustę­pli­wy. Prze­wró­cił wi­kli­no­wy kosz, z któ­re­go wy­sy­pało się pół tu­zi­na głów, od­rą­ba­ne obcym, i na­ka­zał męż­czy­znom po­na­bi­jać je na kije i ku prze­stro­dze usta­wi­ć w ob­rę­bie ich te­re­nu ło­wiec­kie­go. Ko­bie­ty zaś za­go­nił do dzie­le­nia zdo­bycz­nych za­pa­sów. Wódz za­siadł z Prze­klę­tą, wy­raź­nie nią za­in­te­re­so­wa­ny. Ko­lej­ne dni Bia­ło­wło­sy dzie­lił czas po­mię­dzy Wy­so­ką, dziec­ko i obcą. Ple­mię uczto­wa­ło i od­po­czy­wa­ło. By uczcić zwy­cię­stwo roz­pa­li­li też wiel­ki ogień przed ja­ski­nią.

Pew­ne­go wie­czo­ru, gdy sie­dzie­li przy ogni­sku, Prze­klę­ta za­czę­ła wiesz­czyć. Prze­po­wie­dzia­ła, że zwie­rzy­na odej­dzie i już nigdy nie po­wró­ci w te stro­ny. Wódz chciał ją uka­rać za złą wróż­bę, jed­nak pod­nie­sio­na ręka za­trzy­ma­ła się, nim do­się­gła twa­rzy obcej. Ple­mię za­mar­ło w ocze­ki­wa­niu na re­ak­cję wodza, jed­nak Bia­ło­wło­sy ro­ze­śmiał się tylko i po­wie­dział, że na­stęp­ne­go ranka wy­ru­szy wraz z męż­czy­zna­mi, by po­ka­zać zmar­twio­nym ko­bie­tom, że nie muszą się oba­wiać głodu ani prze­po­wied­ni. 

Prze­klę­ta po raz pierw­szy po­zo­sta­ła bez opie­ki. Ko­bie­ty wraz z Gar­bu­sem ob­ser­wo­wa­ły jak sie­dzi sa­mot­nie wśród traw, po tym jak wy­pę­dzi­ły ją z groty. W końcu na­ra­dziw­szy się, po­sta­no­wi­ły zgła­dzić nową ob­lu­bie­ni­cę wodza pod jego nie­obec­ność. Prze­klę­ta, wi­dząc, że pod­cho­dzą, sta­nę­ła nad pa­le­ni­skiem i unio­sła jeden z ta­li­zma­nów. Był to za­wie­szo­ny na rze­mie­niu ka­mień z od­bi­tym w nim stwo­rze­niem. Za­ci­snę­ła go w pię­ści i za­czę­ła śpie­wać. Z ledwo tlą­cych się szczap wy­strze­li­ły pło­mie­nie i nie gasły, do­pó­ki roz­brzmie­wała jej pieśń. Prze­ra­żo­ne ko­bie­ty wraz z Gar­bu­sem ucie­kły z po­wro­tem do ja­ski­ni, drżąc i lgnąc ku sobie. 

O świ­cie, ku za­do­wo­le­niu ko­biet, Prze­klę­ta ode­szła. Resz­tę dnia spę­dzi­ły na świę­to­wa­niu, za­pla­ta­jąc włosy, śpie­wa­jąc oraz przy­go­to­wując je­dze­nie dla sie­bie i męż­czyzn. Ra­dość ko­biet nie trwa­ła długo, za­mar­ły, gdy wraz z za­cho­dzą­cym słoń­cem po­ja­wi­ła się wątła syl­wet­ka Prze­klę­tej ści­ska­jącej w dłoni czer­wo­ny me­da­lion z za­to­pio­nym w nim owa­dem.

A z nią przy­szło coś jesz­cze. Noc stała się nie­prze­nik­nio­na, czar­na i bez­gwiezd­na. Za­czął wyć wiatr, zimny i strasz­ny. Za­czął padać deszcz i lał nie­prze­rwa­nie. Czar­ne chmu­ry zaś za­mie­ni­ły ko­lej­ny dzień w ciem­ność. Zroz­pa­czo­ne ko­bie­ty na­ka­za­ły Gar­bu­so­wi, by od­na­lazł męż­czyzn i ich spro­wa­dził. Za­brał ze sobą ka­mien­ny nóż i wy­szedł na deszcz. Minął Prze­klę­tą sie­dzą­cą przy wy­ga­słym ogni­sku, prze­bie­ra­ła w nim rę­ka­mi, roz­rzu­ca­jąc wokół sie­bie masę błota i po­pio­łu. Wciąż śpie­wa­ła, a jej pieśń spra­wi­ła, że Gar­bus przy­spie­szył kroku, aż w końcu po­biegł ko­śla­wo, by jak naj­szyb­ciej zo­sta­wić ko­bie­tę za sobą. Ob­szedł cały teren ło­wiec­ki, idąc szla­kiem ozna­czo­nym gło­wa­mi po­ko­na­ne­go ple­mie­nia ob­cych. Pierw­szy cze­rep znaj­do­wa­ł się na rów­ni­nie, był po­marsz­czo­ny i osku­ba­ny przez ptaki. Ko­lej­ny, bez żu­chwy, od­na­lazł u pod­nó­ża gór o ośnie­żo­nych szczy­tach. Ni­g­dzie nie było śladu po łow­cach, ani na skra­ju gę­stej pusz­czy, skąd spo­glą­da­ły na niego po­ły­sku­ją­ce zza drzew śle­pia, a łeb spadł z kija, na który go na­bi­to, ani tam, gdzie głowę prze­bi­to przez oczo­dół, a za którą nie rosła już żadna ro­ślin­ność. Gdy do­tarł do ostat­niej z głów o roz­rą­ba­nej czasz­ce, znaj­du­ją­cej się na ba­gnach, był wy­cień­czo­ny. W trak­cie po­dró­ży i drogi po­wrot­nej żywił się grzy­ba­mi zna­le­zio­ny­mi w tra­wie i peł­za­ją­cym w niej ro­bac­twem, nim udało mu się po­wró­cić do groty. 

Przed ja­ski­nią prócz desz­czu nie do­strzegł ni­ko­go. Gdy wszedł do środ­ka, za­stał Prze­klę­tą sie­dzą­cą za małym ogni­skiem. Przy­wo­ła­ła go do sie­bie, a na­stęp­nie za­pro­si­ła do ognia, by się ogrzał. Usiadł po­słusz­nie, nie śmiąc od­mó­wić. Po ko­bie­tach z ple­mie­nia nie po­zo­stał żaden ślad. 

Zbu­dzi­li go łowcy, do­ma­ga­jąc się wy­ja­śnień od Gar­bu­sa i Prze­klę­tej. Wszy­scy prócz Bia­ło­wło­se­go, który sta­nął u boku ko­bie­ty. Gdy nie padły od­po­wie­dzi na drę­czą­ce męż­czyzn py­ta­nia, Pło­mien­no­wło­sy wpadł we wście­kłość i rzu­cił się na ko­bie­tę. Wódz jed­nak sta­nął mu na dro­dze. Młody łowca w ob­li­czu star­cia z Bia­ło­wło­sym skie­ro­wał złość na Gar­bu­sa i za­sy­pał go gra­dem cio­sów, a na ko­niec roz­bi­ł mu głowę. 

Wie­czo­rem łowcy spo­czę­li przy wej­ściu do ja­ski­ni. Wszy­scy prócz wodza, który usiadł wraz z Prze­klę­tą przy ogniu. Nim cał­kiem się ściem­ni­ło, Bia­ło­wło­sy przy­wo­łał do sie­bie Skórę i obaj tę noc spę­dzi­li z ko­bie­tą. Gar­bus wy­cień­czo­ny po­dró­żą i od­nie­sio­ny­mi ra­na­mi leżał sam i umie­rał. W nocy Prze­klę­ta wy­su­nę­ła się spod futer oraz objęć męż­czyzn i po­de­szła do Gar­bu­sa. Na­kar­mi­ła go, a na­stęp­nie szep­cząc, przy­ło­ży­ła do rany na gło­wie ta­li­zman z błysz­czą­cym me­ta­lem. Nad ranem łowcy się zbu­dzi­li, a Prze­klę­ta oświad­czy­ła, że nad­szedł czas, aby opu­ścić grotę i wy­ru­szyć na po­szu­ki­wa­nie po­ży­wie­nia. Skóra i Bia­ło­wło­sy stali przy niej od­mie­nie­ni. Widok ten prze­ra­ził po­zo­sta­łych męż­czyzn, bali się ko­bie­ty i uroku, który rzu­ci­ła. Jasne odtąd było, że to ona teraz bę­dzie prze­wo­dzić ple­mie­niu. Pło­mien­no­wło­sy wraz z Tro­pi­cie­lem spo­glą­da­li też po­dejrz­li­wie na Gar­bu­sa, w cu­dow­ny spo­sób uzdro­wio­ne­go w trak­cie nocy.

Tego sa­me­go dnia usta­ły desz­cze i wze­szło słoń­ce. Szli ste­pem w stro­nę gór. Prze­klę­ta wznie­ca­ła ogień i pod­trzy­my­wa­ła pło­mie­nie pie­śnia­mi. Czas dzie­li­ła mię­dzy Bia­ło­wło­sego a Skórę, ci przyj­mo­wa­li ją bez wza­jem­nych ani­mo­zji. Dzię­ki jed­no­rę­kie­mu łowcy od­naj­dy­wa­li drob­ną zwie­rzy­nę, któ­rej ślady po­tra­fił wytropić, mimo że teren wy­da­wał się po­zba­wio­ny wszel­kie­go życia. Ko­bie­ta znaj­do­wa­ła ja­dal­ne ko­rze­nie, które wy­ko­py­wa­ła spod bia­łych kwia­tów. W cza­sie drogi Gar­bus zo­sta­wał nie­raz w tyle, tra­cąc po­zo­sta­łych z pola wi­dze­nia, jed­nak pod wie­czór uda­wa­ło mu się za­wsze od­na­leźć świe­cą­ce w mroku ogni­sko i do­go­nić resz­tę ple­mie­nia. Im bli­żej byli gór, tym mniej po­ży­wie­nia znaj­do­wa­li. Trawy ustą­pi­ły miej­sca ka­mie­niom i krze­wom. Wkrót­ce, kiedy ruszyli górę, z nieba zaczął pró­szyć śnieg. Zmar­z­nię­ci, głod­ni i wy­cień­cze­ni łowcy, na wpół sza­le­ni z prze­ra­że­nia odkąd los ze­słał im Prze­klę­tą, brnę­li w coraz więk­szych za­spach. Wciąż w górę, oto­cze­ni ośnie­żo­ny­mi szczy­ta­mi. Wy­cze­kiwali nocy i ognia, a gdy ogar­nia­ła ich ciem­ność, drże­li przed zło­wro­gi­mi pie­śnia­mi Prze­klę­tej i pu­sty­mi, po­zba­wio­ny­mi życia oczy­ma jej straż­ni­ków. 

 

– Scar­lett. – John­ny przy­su­nął się bli­żej geo­log. – Co tu się dzie­je? On nie może tego wie­dzieć, tego nie da się wy­czy­tać z tych bo­ho­ma­zów. 

– Ci­szej – upo­mnia­ła go Scar­lett, nie­mal przy­kła­da­jąc palec do ust tech­ni­ka. Na­stęp­nie po­wie­dzia­ła szep­tem:

– Pik­to­gra­my już dawno się skoń­czy­ły.

Na­stęp­nie zga­si­ła świa­tło la­tar­ki na kasku John­nye­go. Wil­liam nadal mówił, choć jego wła­sna la­tar­ka nie świe­ci­ła już od ja­kie­goś czasu i teraz stali w zu­peł­nych ciem­no­ściach. 

– Co ro­bi­my? – za­py­tał John­ny. 

– Po­zwól­my mu mówić dalej.

W głębi ja­ski­ni wier­tła uci­chły, ustę­pu­jąc miej­sca ryt­micz­nym ude­rze­niom ki­lo­fów. To ro­bot­ni­cy wraz z resz­tą grupy geo­lo­gów i pa­le­on­to­lo­gów to­ro­wa­li sobie przej­ście w wy­bi­tej wy­rwie lo­dow­ca, pro­wa­dzą­cej do ostat­niej ko­mo­ry groty. 

 

O świ­cie we­szli w do­li­nę bez drzew, ską­pa­ną w bieli i po­zba­wio­ną wszel­kie­go życia. Wtedy Prze­klę­ta prze­mó­wi­ła do po­zo­sta­łych, wska­zu­jąc na od­le­gły kształt ma­ja­czą­cy w śnież­nej od­da­li: 

– Oto wasza stra­wa. 

Jed­no­rę­ki Tro­pi­ciel na ten widok przy­klęk­nął, a oczy zwę­zi­ły mu się ni­czym u dra­pież­ni­ka, ru­szył przo­dem, a za nim po­bie­gła resz­ta. Gar­bus, wy­głod­nia­ły nie mniej niż po­zo­sta­li, przy­spie­szył, prze­bie­ra­jąc ko­śla­wy­mi no­ga­mi. Nim jed­nak zdo­łał się od­da­lić, Prze­klę­ta zła­pa­ła go za garb i przy­cią­gnę­ła ku sobie. Oto­czy­ła go ra­mie­niem i nie­spiesz­nie po­pro­wa­dzi­ła, mam­ro­cząc cicho. W lewej ręce ści­ska­ła me­da­lion z ko­ścią za­to­pio­ną w bursz­ty­nie. Wzmógł się wiatr, nio­sąc ze sobą wiel­kie płat­ki śnie­gu. Tro­pi­ciel wy­czuł to od razu i za­czął pod­cho­dzić ofia­rę pod sma­ga­ją­cy ich twa­rze wi­cher.

Pło­mien­no­wło­sy do­strzegł, że za­rów­no wódz, jak i Skóra pa­trzą na wszyst­ko zdez­o­rien­to­wa­ni, jed­nak przy­tom­nie jak daw­niej. Bie­gli wraz po­zo­sta­ły­mi łow­ca­mi, choć wy­raź­nie nie­po­mni tego, jak zna­leź­li się w do­li­nie. Jed­no­oki szturch­nął ich w plecy drzew­cem włócz­ni trzy­ma­nej obu­rącz i wska­zał na wy­ła­nia­ją­ce się zza śnie­gu zwie­rzę. Wódz i Skóra kiw­nę­li, że są go­to­wi. Tro­pi­ciel sta­nął i wy­cią­gnię­tą je­dy­ną ręką na­ka­zał resz­cie, by po­szli za jego przy­kła­dem. Przyj­rze­li się do­kład­nie ofie­rze. Był to mamut, nie­du­ży sa­miec o dłu­gich kłach. Jego oszro­nio­ne futro, po­kry­te bia­łym pu­chem zda­wa­ło się cał­ko­wi­cie za­mar­z­nię­te. Wódz, Tro­pi­ciel i Jed­no­oki za­czę­li ob­cho­dzić go z lewej, z pra­wej na­to­miast Pło­mien­no­wło­sy i Skóra. Zwie­rzę nie po­ru­sza­ło się, ze­sztyw­nia­ła trąba zwi­sa­ła nie­ru­cho­mo, mimo sil­ne­go wia­tru z cio­sów ciągły się dłu­gie sople. Łowcy sta­nę­li na po­zy­cjach i na znak Tro­pi­cie­la ru­szy­li, go­dząc czym mieli w ma­mu­ta. Krze­mien­ne groty wbi­ja­ły się raz za razem, z chrzę­stem prze­bi­ja­jąc ze­sztyw­nia­łe, po­kry­te lodem futro i skórę. Puch z grzbie­tu ma­mu­ta pod siłą ude­rzeń za­czął od­pa­dać pła­ta­mi na zie­mię.

Ochło­nąw­szy nieco, łowcy po­pa­trzy­li po sobie; w końcu za­krzyk­nę­li try­um­fal­nie, wzno­sząc oręż. Tro­pi­ciel zaś za­czął badać zna­le­zi­sko. Mamut miał jedno oko po­kry­te war­stwą lodu, a w dru­gim tkwiło drze­wce włócz­ni. Jed­no­rę­ki ostroż­nie pod­szedł i wy­cią­gnął dłoń, by do­tknąć futra. Stwór stał, gó­ru­jąc nad nim niepo­ru­szo­ny ni­czym posąg. Tro­pi­ciel ba­dał ciało za­mar­z­nię­te­go zwie­rzę­cia, gdy znie­ru­cho­miał nagle. Resz­ta za­mar­ła, ob­ser­wu­jąc bacz­nie jego po­czy­na­nia. Wy­cią­gnął nóż i strą­cił nim war­stwę śnie­gu po­kry­wa­ją­cą plą­ta­ni­nę dłu­gie­go wło­sia, a na­stęp­nie od­gar­nął futro. Uka­za­ły się ster­czą­ce białe żebra i po­szar­pa­ne frag­men­ty ciała. Dziu­ra w klat­ce pier­sio­wej ma­mu­ta od­sła­nia­ła część or­ga­nów, w tym płuco i ol­brzy­mie serce. Tro­pi­ciel spoj­rzał nie­pew­nie na po­zo­sta­łych, wtedy do ich uszu po­przez wy­ją­cy wiatr do­szła pieśń Prze­klę­tej, strasz­na i mro­żą­ca krew w ży­łach. Spoj­rze­li na ko­bie­tę i kuś­ty­ka­ją­ce­go przy niej Gar­bu­sa. Prze­klę­ta wrza­snę­ła i oko ma­mu­ta na­bie­gło czer­wie­nią, po­ru­szy­ło się, a lód po­kry­wa­ją­cy je od­padł z ci­chym chrzę­stem.

Śle­pię spo­glą­da­ło teraz pełne zwie­rzę­cej furii wprost na ludzi sto­ją­cych przy nim. Tro­pi­ciel zro­bił krok w tył. Mamut za­ry­czał, wzno­sząc łeb, a dziki ryk roz­niósł się po do­li­nie, zrzu­ca­jąc śnieg z ota­cza­ją­cych go wznie­sień. Głowa zwie­rzę­cia opa­dła i jeden z cio­sów z ol­brzy­mią siła zmiótł Tro­pi­cie­la, wy­rzu­ca­jąc go w górę. Resz­ta od­sko­czy­ła. Mamut ob­ró­cił się przy akom­pa­nia­men­cie pę­ka­ją­cej lo­do­wej po­wło­ki wy­wi­ja­jąc łbem i długą trąbą, która prze­le­cia­ła tuż nad Pło­mien­no­wło­sym i opa­dła na bark Jed­no­okie­go z pla­śnię­ciem i trza­skiem ła­ma­nych kości. Pisz­cze­le i ko­la­na sta­re­go łowcy pękły, a ręka zo­sta­ła wy­rwa­na ze stawu, gdy cios nie­mal wbił go w zie­mię. Skóra sko­czył z unie­sio­nym to­po­rem, ude­rza­jąc zza głowy, ka­mien­ne ostrze wbiło się w pysk ma­mu­ta, roz­rą­bu­jąc ster­czą­ce z niego drze­wce. Mamut ru­szył na Pło­mien­no­wło­se­go jakby w ogóle nie za­uwa­żył ataku Skóry, prze­wra­ca­jąc przy tym łowcę. Skóra prze­to­czył się uni­ka­jąc po­tęż­nej łapy, która mi­nę­ła go o włos. Zwie­rzę na­bie­ra­ło roz­pę­du na­cie­ra­jąc na Pło­mien­no­wło­sego, ten sko­czył w bok i unik­nął­by zde­rze­nia, gdyby mamut nie za­mach­nął się cio­sem, który na­dział mło­de­go łowcę prze­bi­ja­jąc brzuch i wy­cho­dząc tuż nad mied­ni­cą na ple­cach. Pło­mien­no­wło­sy zawył, za­ci­ska­jąc dło­nie na kle, jed­nak głos szyb­ko po­chło­nął prze­ra­ża­ją­cy trium­fal­ny ryk zwie­rzę­cia. Bia­ło­wło­sy pod­biegł do Skóry i po­mógł mu wstać. Roz­pę­dzo­ny mamut za­trzy­mał się i ob­ró­cił z wciąż na­bi­tym i drga­ją­cym w kon­wul­sjach łowcą.

Skóra w bez­sil­nym prze­ra­że­niu wpa­try­wał się w oczy wodza, ten jakby nagle pojął, co na­le­ży robić, spoj­rzał w stro­nę Prze­klę­tej i za­ci­snął dłoń na włócz­ni. Zwie­rzę jakby od­czy­ta­ło myśli czło­wie­ka i ru­szy­ło na niego ogar­nię­te furią. Ciało Pło­mien­no­wło­se­go roze­r­wało się przy tym na dwoje, od­pa­da­jąc od za­krwa­wio­ne­go ciosu. Trąba ma­mu­ta wiła się ni­czym wąż, a od­głos cięż­kich, na­bie­ra­ją­cych roz­pę­du nóg niósł się echem po do­li­nie. Skóra osza­la­ły z prze­ra­że­nia padł na zie­mię. Bia­ło­wło­sy obrócił się ple­ca­mi do szar­żu­ją­ce­go stwo­ra i za­czął biec ku ko­bie­cie. Ta stała z za­mknię­ty­mi oczy­ma, ści­ska­jąc me­da­lion i nie prze­ry­wa­jąc ma­ka­brycz­nej pie­śni. Wódz biegł prze­bie­ra­jąc moc­ny­mi no­ga­mi, a za nim wy­ra­stał mamut ni­czym góra, ogar­nię­ty chę­cią mordu. Bia­ło­wło­sy nie oglą­dał się, choć mu­siał sły­szeć tuż za ple­ca­mi pę­dzą­cą masę i czuć prze­szy­wa­ją­cą po­wie­trze trąbę pró­bu­ją­cą go do­się­gnąć ni­czym macka. Bi­cep­sy łowcy na­pię­ły się, wzniósł włócz­nię nad głowę, na przed­ra­mie­niu wy­szły na­brzmia­łe żyły od za­ci­ska­nych na drzew­cu pal­ców. Wy­sko­czył do przo­du, po­tęż­ne ramię wodza wy­strze­li­ło włócz­nię z okrut­ną siłą. Gdy ta wzle­cia­ła w po­wie­trze, mamut już wpadł w Bia­ło­wło­se­go roz­gnia­ta­jąc go ol­brzy­mią łapą. Włócz­nia zaś wzno­si­ła się chwi­lę, by zła­mać lot i za­cząć opa­dać wprost na pierś sto­ją­cej nie­ru­cho­mo ko­bie­ty.

 Grot wbił się z taką siłą, że prze­szedł przez garb, klat­kę pier­sio­wą i wy­szedł po­wy­żej most­ka Gar­bu­sa, który w ostat­niej chwi­li za­sło­nił Prze­klę­tą. Umarł nie­mal w tym samym mo­men­cie, a ciało, upa­da­jąc, trą­ci­ło bark po­grą­żo­nej w tran­sie ko­bie­ty prze­ry­wa­jąc pieśń. Prze­klę­ta otwo­rzy­ła oczy i do­strze­gła naj­pierw ma­mu­ta, który znie­ru­cho­miał tak nagle jak wcze­śniej ożył, a na­stęp­nie le­żą­ce­go u jej stóp Gar­bu­sa. Nieco dalej śnieg skrzy­piał pod no­ga­mi ucie­ka­ją­ce­go w głąb do­li­ny łowcy odzia­ne­go w skórę dra­pież­ne­go kota. Ko­bie­ta opar­ła nogę o garb i z całej siły po­cią­gnę­ła drze­wce. Na­chy­li­ła się nad cia­łem, przy­łożyła me­da­lion do pier­si i za­czę­ła szep­tać. Gar­bus otwo­rzył mar­twe oczy na­bie­głe czer­wie­nią, pło­ną­ce ogniem życia. Pod­niósł się, a ona wrę­czy­ła mu włócz­nię wodza. Po­de­szli do ma­mu­ta. Ko­bie­ta zła­pa­ła za futro i wdra­pa­ła się na grzbiet stwo­ra. W do­li­nie znów roz­brzmiała pieśń Prze­klę­tej i zwie­rzę ru­szy­ło kie­ro­wa­ne jej wolą. Gar­bus po­słusz­nie kuś­ty­kał za wierz­chow­cem. Wkrót­ce na­tra­fili na grotę i Prze­klę­ta wje­cha­ła do niej ni­czym do pa­ła­cu wśród lodu. A gdy Gar­bus po­czła­pał za nią do wnę­trza, zie­mia za­drża­ła i z wznie­sie­nia osu­nę­ła się la­wi­na, za­sy­pu­jąc wej­ście do ich schro­nie­nia. Me­da­lion w dłoni ko­bie­ty roz­bły­snął czer­wo­nym świa­tłem. Prze­klę­ta, ko­ły­sząc się na grzbie­cie ma­mu­ta, od­cho­dzi­ła w głąb no­we­go sie­dlisz­cza, zo­sta­wia­jąc w ciem­no­ściach oży­wio­ne­go sługę, który ob­ser­wował ją, do­pó­ki nie znik­nę­ła w głębi tu­ne­lu. Gar­bus wkrót­ce wło­żył palce mię­dzy ro­ze­rwa­ne żebra i czer­piąc farbę z wła­snej pier­si, za­czął opo­wia­dać hi­sto­rię, tak jak nie­gdyś opo­wia­dał ją swemu ple­mie­niu, kre­śląc pal­ca­mi na ścia­nie groty.

 

Wil­liam ucichł. Scar­lett i John­ny stali w ciem­ności, słu­cha­jąc cięż­kie­go od­de­chu pro­fe­so­ra. Oboje przy­po­mnie­li sobie o zmu­mi­fi­ko­wa­nych szcząt­kach nie­opo­dal ma­lo­wi­deł. W gro­cie zro­bi­ło się bar­dzo cicho, nie było sły­chać ni­cze­go prócz szumu wia­tru na ze­wnątrz. Scar­lett włą­czy­ła la­tar­kę i po­de­szła do Wil­lia­ma, zła­pa­ła go za ramię, ale ten nawet nie drgnął. Ob­ró­ciła go więc, ła­piąc obu­rącz. Pa­trzył na nią mar­twym, nie­wi­dzą­cym wzro­kiem. John­ny zro­bił krok do tyłu, gdy skie­ro­wał stru­mie­ń świa­tła na twarz Wil­lia­ma. Scar­lett pu­ści­ła go i za­sło­ni­ła dło­nią usta, by zdła­wić wy­ry­wa­ją­cy się okrzyk przerażenia. Wtedy z głębi ja­ski­ni, gdzieś z ostat­niej ko­mo­ry, do­szedł ich zwie­rzę­cy ryk. A zanim ucichł, niósł się echem wśród roz­le­głych tu­ne­li. Nim jesz­cze prze­ra­że­ni lu­dzie za­czę­li roz­pacz­li­wie wyć, Scar­lett wy­da­ło się, że sły­szy pieśń bu­dzą­cą grozę i nio­są­cą śmierć.

Koniec

Komentarze

– Piktogramy już dawno się skończyły.

yeslaugh

 

W wiedźminie, w którymś z późniejszych tomów, jest fragment o naściennych malowidłach. Nanoszący je na skałę elf w dość drwiący sposób komentuje tego typu badania. Do tego dochodzi świetna, bo wyjątkowo trafna, rozmowa odnośnie fallicznej tematyki takich malowideł. Ty samych malowideł nie pokazujesz (nazywasz je piktogramami, co sugeruje raczej na starożytny Egipt, ale czepiać się nie zamierzam), ale po interpretacji sugeruję, że musiały i tam być fallusy. I dobrze! Bo jak pisze Sapkowski – malowidła naścienne bez fallusów są mało wiarygodne! ;)

Ale dość tej dygresji.

 

Co do opowiadania – podobało mi się. Fragmenty dziennika może i trochę surowo napisane. Później jest lepiej (pewnie piktogramy się skończyły, a Scarlett poniosła wyobraźniawink). Finał bardzo dobry. Nie zaskoczył, wręcz sugerujesz w tekście właśnie coś takiego, ale satysfakcjonujący.

 

Nominuję do bibliotekiyes

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Witaj.

Z technicznych spraw – sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia):

Gdy mężczyźni wyruszali na łowy, Garbaty zostawał wraz kobietami w grocie. – literówka

Wysoka z dzieckiem należała do Białowłosego i żaden z mężczyzn po za wodzem nie miał prawa się do niej zbliżyć. – ortograficzny – razem

Pozostali mieli pozostać, by chronić kobiety. – styl, wyszło nieco „masło maślane”

William spojrzał w głąb jaskini, gdzie w oddali odgłosy wierteł (przecinek?) penetrujących pokrywę lodowca (przecinek?) odbijały się echem wśród ścian rozległej sieci tuneli.

Plemię nazywało ją Przeklętą przez talizmany, którymi była obwieszona i dziwne znaki na głowie, budzące strach wśród kobiet, które domagał się jej śmierci. – powtórzenie; tu przy zakończeniu ewidentnie brakuje części zdania lub jest literówka

Nigdzie nie było śladu po łowcach, ani na skraju gęstej puszczy, skąd spoglądały na niego połyskujące za drzew ślepia, a łeb spadł z kija, na który go nabito, ani tam (przecinek?) gdzie głowę przebito przez oczodół, a za którą nie rosła już żadna roślinność. – literówka; w końcówce nieco zgrzyta styl

W trakcie podróży i drogi powrotnej żywił się grzybami znalezionymi w trawie i pełzającym w niej robactwem, nim udało mu się powrócić do groty. – powtórzenie i styl

Czas dzieliła między Białowłosym a Skórą, ci przyjmowali ja bez wzajemnych animozji. – literówka

Dzięki jednorękiemu Tropicielowi odnajdywali drobną zwierzynę, której ślady potrafił odnaleźć, mimo że teren wydawał się pozbawiony wszelkiego życia. – powtórzenie

Wkrótce zaczęli się piąć w górę, a z nieba zaczął prószyć śnieg. – powtórzenie

On nie może tego wiedzieć, tego nie da się wyczytać z tych bohomazów. – bardzo dużo form zaimka „ten”

– Ciszej – upomniała go Scarlett, niemal przykładając palec do ust technika. Następnie powiedziała niemal szeptem: … – powtórzenie

O świcie weszli w dolinę pozbawioną drzew, skąpaną w bieli i pozbawioną wszelkiego życia. – powtórzenie

Wtedy Przeklęta przemówiła do pozostałych (przecinek?) wskazując na odległy kształt majaczący w śnieżnej oddali: 

Łowcy stanęli na pozycjach i na znak tropiciela ruszyli, godząc (przecinek?) czym mieli w mamuta. – czy tu celowo mała literą?

Mamut ruszył na Płomiennowłosego jak by w ogóle nie zauważył ataku Skóry, przewracając przy tym łowcę. – orograficzny – razem

Zwierzę nabierało rozpędu nacierając na Płomiennowłosego, ten skoczył w bok i uniknąłby zderzenia, gdyby mamut nie zamachnął się ciosem, który nadział młodego łowcę przebijając brzuch i wychodzą tuż nad miednicą na plecach. – literówka

Rozpędzony Mamut zatrzymał się i obrócił z wciąż nabitym i drgającym w konwulsjach łowcą. – ortograficzny – czemu wielką literą?

W dolinie znów rozbrzmiał pieśń Przeklętej i zwierzę ruszyło kierowane jej wolą.

Johnny zrobił krok do tyłu, gdy skierował strumieni światła na twarz Williama. – literówka

Scarlett puściła go i zasłoniła dłonią usta, by zdławić odgłos przerażenia wyrywający się z jej gardła. – zbędny zaimek, bo wiadomo, że to jej

A nim ucichł, niósł się echem wśród rozległych tuneli. Nim jeszcze przerażeni ludzie zaczęli rozpaczliwie wyć, Scarlett wydało się, że słyszy pieśń budzącą grozę i niosącą śmierć. – powtórzenie

 

Pod kątem dość licznych usterek językowych (szczególnie literówek i powtórzeń) warto jeszcze poprawić całość, ja już reszty nie wypisuję.

Jest dużo niedopowiedzeń, lecz sama historia, nietypowy sposób jej przedstawienia (w postaci odczytywania rysunków jaskiniowca przez będącego w transie profesora) oraz sylwetki bohaterów zasługują na brawa. :) Klikam za pomysł oraz powyższe atuty, ale usterki językowe nieco ujmują temu opowiadaniu wartości i potencjału.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Ładna opowieść, wdzierająca się do współczesności. Ciekawe, czy jedna z grup była neandertalczykami… No i morał z tego – nie zadzieraj nigdy z kobietą. A jak zabiłeś kogoś z jej rodziny, to uciekaj jak najdalej, nieważne, ilu masz kumpli.

Czytało się z zainteresowaniem.

Był to kamień zawieszony na rzemieniu z odbitym w nim stworzeniem.

Na pewno rzemień z odbitym stworzeniem?

Dzięki jednorękiemu Tropicielowi odnajdywali drobną zwierzynę, której ślady potrafił odnaleźć, mimo że teren wydawał się pozbawiony wszelkiego życia. Kobieta znajdowała jadalne korzenie,

Trochę powtórzeń tu się znalazło.

Babska logika rządzi!

Hej

Nazgul

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

 

Pamiętam tą scenę z wiedźmina, to chyba już piąty tom gdy Ciri nie panuje nad mocą i skacze po wymiarach i w czasie :D. Tak wizja zblazowanego elfa znudzonego długowiecznym życie była ciekawa :).  Fallusów nie ma ale wiesz w domyśle są :P. Cieszę się, że się podobało, to stare opowiadanie nad którym spędziłem dużo czasu. Fajnie, że betujący pomogli doprowadzić mi je do ładu i że się dobrze czytało :D 

Dziękuję za klik i pozdrawiam :) 

 

 

Hej

bruce

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz i za wyłapanie błędów :) – jak zawsze poprawione ( w dwóch miejscach zostało powtórzenie musze nad tymi fragmentami dłużej pomyśleć :) 

 

Usterki nie powinny już psuć lektury :D. Fajnie, że się podobało dużo czasu nad nim spędziłem bo forma jest dość nietypowa. Niedomówienia właśnie wynikają z tej formy i mają dodawać klimatu :). 

Bardzo dziękuję za klik i cieszę się, że opowiadanie udało się doprowadzić do ładu na tyle by się podobało :D 

Pozdrawiam :) 

 

Hej

Finkla

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) 

 

Odpisuje jednym ciągiem więc zaraz poprawię wskazane przez Ciebie fragmenty :). 

Oj tak nie zadzieraj z kobietą, tym bardziej jeśli ma tajemnicze moce :D Fajnie, że pomysł na opowiadanie się podobał jak już pisałem, bardzo dużo czasu mnie kosztowało te opowiadanie, a i tak bałem się, że ostatecznie skończy w szufladzie. Tu jeszcze raz dziękuje betującym i mojej żonie bo to ona mnie namówiła do pracy nad tym opowiadaniem – bo to jej ulubione :D 

 

Finkla pozdrawiam i dziękuję :)

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dzięki, pozdrowienia. :)

Pecunia non olet

Hej

bruce

 

To ja dziękuję Twoja pomoc jak zawsze jest na wagę złota :) 

 

 

Finkla 

 

Ja to nigdy nie wiem, kiedy i kto klik dodał do opowiadania, ale tym razem to mogłaś być tylko Ty :D. Więc dziękuję za klik i za wszystkie inne Twoje kliki pod moimi opowiadaniami, a których mogłem nie wyłapać :) 

 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Tak, to byłam ja. Na górze, pod dyżurnymi, jest belka biblioteczna i tam widać, kto klikał. A jeśli nie masz takich mocy, to najedź na ikonkę książki, wybierz “zgłoszone do biblioteki”. I tam już powinno być widać, kto się przysłużył.

Babska logika rządzi!

To są zawsze tylko sugestie, sama piszę, popełniając mnóstwo usterek i uczę się. :)

Pecunia non olet

które domagał się jej śmierci. ← literówka

Czas dzieliła między Białowłosym a Skórą, ci przyjmowali ja bez wzajemnych animozji. ← literówka

Literówek jest jeszcze trochę Znajdziesz. 

Te drobiazgi nie zmniejszyły przyjemności z czytania. Ciekawie poprowadzona fabuła i chyba nie często wybierany okres życia ludzi plus przedstawienie ich w niebanalny sposób. Imo tekst zasługuje na klik.

Hej 

 

Finkla

 

“Tak, to byłam ja. Na górze, pod dyżurnymi, jest belka biblioteczna i tam widać, kto klikał. A jeśli nie masz takich mocy, to najedź na ikonkę książki, wybierz “zgłoszone do biblioteki”. I tam już powinno być widać, kto się przysłużył.”

 

 

Ale zemnie tuman :D no dobra, to już będę wiedział, wielkie dzięki za podpowiedź, znów jestem mądrzejszy o kolejną rzecz :D  

 

 

 

 

bruce

 

“To są zawsze tylko sugestie, sama piszę, popełniając mnóstwo usterek i uczę się. :)”

 

Jednak znacznie szybciej ode mnie “jakby”, “poza” i literówki to moje przekleństwo, którego już chyba się nigdy nie pozbędę :) 

 

Hej

Koala75

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) – usterki już poprawione – dzięki :) 

 

“ Ciekawie poprowadzona fabuła i chyba nie często wybierany okres życia ludzi plus przedstawienie ich w niebanalny sposób. Imo tekst zasługuje na klik.” 

 

Super, że tekst się spodobał i pomysł uważasz za oryginalny :D. Staram się by nadać moim opowiadaniom takiego nie szablonowego sznytu – nie zawsze wychodzi ale będę się starał ;)  

 

Dziękuję za klik i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Na spokojnie, z czasem sam powyłapujesz większość usterek. :) 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

znów jestem mądrzejszy o kolejną rzecz :D

Człowiek się uczy przez całe życie. I głąbem umiera. Wiesz, jak czegoś nie wiesz, a Cię interesuje, to możesz pytać.

Babska logika rządzi!

Racja :) bo kto pyta nie błądzi ;) jeszcze dużo spraw nie jest dla mnie jasnych, ale liczę, że z czasem się wyjaśnią ;) A jak coś będzie wyjątkowo mnie nurtować na pewno zapytam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej,

Klimatyczna ta Twoja opowieść, trochę mi się kojarzyła ze scenami opisujące wizje przeszłości z Sagi o Ludziach Lodu, a trochę z JibaroMiłość, śmierć i roboty. Oba skojarzenia na plus. 

Sama historia niestety przewidywalna. Brakowało większego kopa na koniec, jakiegoś zaskoczenia lub po prostu efektu katharsis. Przyznam też szczerze, że nie rozumiem dlaczego Przeklęta, po unicestwieniu plemienia, które wymordowało jej ludzi, postanowiła “zahibernować” w lodowcu. Ale to mało istotne.

Osobiście nie przypadł mi do gustu zamysł, z recytowaną opowieścią. Samo przeplatanie się przeszłości z teraźniejszością jest jak najbardziej ok, to działa dobrze. Niemniej jednak historia plemienia Białowłosego jest dla mnie dosyć monotonna, na swój sposób płaska. Osobiście jestem zwolennikiem techniki “show, don’t tell”, a u Ciebie tego pokazywania było jak na lekarstwo. Przez co tekst zrobił się monotonny. Wiem, że wynika to z długości przedstawianej historii vs. ograniczona długość samego opowiadania, ale dla mnie proporcja jest zaburzona.

Wyłapałem też troszkę rzeczy technicznych, które wymagałyby poprawienia:

Pewnego dnia, gdy dni stały się krótsze i nadeszły zimne wiatry, łowcy powrócili z polowania, lecz zamiast zwierzyny przynieśli martwego intruza

→ “pewnego razu” – wydaje mi się, że w ten sposób zachowasz sens, a unikniesz powtórzenia słowa “dzień”.

 

Był mniejszy od ludzi Białowłosego, odziany w skóry gadów, a na gładko ogolonej głowę miał wymalowane znaki.

→ “ogolonej głowie”

 

– Nie przeszkadzaj, Johnny – upomniała technika Scarlett.

→ “Scarlett upomniała technika.” – znów, to tylko moja sugestia, ale tak brzmi dla mnie naturalniej.

 

Wkrótce zaczęli się piąć w górę, a z nieba prószyć śnieg.

→ “Wkrótce teren zaczął się piąć w górę, a z nieba spadły pierwsze płatki śniegu.” – może coś takiego? Ogólnie rozumiem skąd taka, a nie inna forma zdania (usuwałeś powtórzenie wskazane w komentarzu), ale takie ominięcie czasownika w formie osobowej tutaj nie działa, gdyż w pierwszej części zdania masz inną osobę (trzecia liczby mnogiej vs trzecia liczby pojedynczej).

 

Zwierzę nie poruszało się, zesztywniała trąba zwisała nieruchomo, mimo silnego wiatru z ciosów zwisały długie sople.

powtórzenie.

 

Skóra przetoczył się unikając potężnej łapy, która minęła go o włos.

Śmiem twierdzić, że słonie nie mają łap, tylko nogi i stopy.

 

Białowłosy stanął plecami do szarżującego stwora i zaczął biec ku kobiecie. Ta stała z zamkniętymi oczyma, ściskając medalion

powtórzenie.

 

Wyskoczył do przodu, potężne ramię wodza wystrzeliło włócznię z okrutną siłą.

“wyrzuciło włócznię” – znowu, to tylko moje sugestia, ale słowo “wystrzelić” w takim kontekście kojarzy mi się bardzo mechanicznie i pasuje do jakiegoś narzędzia lub broni.

 

William ucichł. Scarlett i Johnny stali w ciemność, słuchając ciężkiego oddechu profesora.

→ “w ciemności” – literówka.

 

Generalnie, czytało się całkiem przyjemnie, choć niestety nie porwało.

Hej

Nessekantos

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz oraz wyłapanie literówek i wskazówki, co do tekstu :) – większość poprawiona.

 

Fajnie, że klimat się podobał :) i szkoda, że udało się przejrzeć fabułę. 

 

 

“Osobiście nie przypadł mi do gustu zamysł, z recytowaną opowieścią. Samo przeplatanie się przeszłości z teraźniejszością jest jak najbardziej ok, to działa dobrze. Niemniej jednak historia plemienia Białowłosego jest dla mnie dosyć monotonna, na swój sposób płaska. Osobiście jestem zwolennikiem techniki “show, don’t tell”, a u Ciebie tego pokazywania było jak na lekarstwo. Przez co tekst zrobił się monotonny. Wiem, że wynika to z długości przedstawianej historii vs. ograniczona długość samego opowiadania, ale dla mnie proporcja jest zaburzona.”

 

Zgadzam się, że tekst może być odbierany jako monotonny, a sposób narracji jest ryzykowny :). Jednak postanowiłem spróbować czegoś nowego w pełni świadom, że tekst może się nie spodobać z powodu formy na jaką się zdecydowałem. 

 

Dziękuję jeszcze raz za wszystkie uwagi i pozdrawiam :) 

 

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Jasne, w pełni rozumiem. Też po to istnieje to forum. By móc eksperymentować, sprawdzać różne pomysły :)

Szczególna historia dziejąca się współcześnie, ale przepleciona z zajmująco opowiedzianymi wydarzeniami, mającymi miejsce w niezwykle odległej przeszłości. Historia pełna szczególnej magii i osobliwych zachowań ludzi i zwierząt. Zagadkowy finał buduje zagadki, których nijak nie można sobie wytłumaczyć.

Mam nadzieję, Bardziejaskrze, że poprawisz usterki, bo chciałabym móc odesłać opowiadanie do Biblioteki.

 

Pozostałe – ciemnowłosa, Starsza oraz Warkocz – próbowały pozyskać sobie przychylność Białowłosego, ale ten całą uwagę poświęcał dziecku i Wysokiej. → A ciemnowłosa to kto?

Ze zdania wynika, że to jedna z kobiet, ale dlaczego jest napisana małą literą i dlaczego później nie wspominasz o niej choćby słowem?

 

Za­czął le­cieć deszcz i lał nie­prze­rwa­nie. → Nie wydaje mi się, aby deszcz latał.

Może tradycyjnie: Za­czął padać deszcz i lał nie­prze­rwa­nie. Lub: Za­czął lać deszcz i padał nie­prze­rwa­nie.

 

aż w końcu po­biegł ko­śla­wie… → …aż w końcu po­biegł ko­śla­wo

 

Pło­mien­no­wło­sy wpadł w wście­kłość→ …Pło­mien­no­wło­sy wpadł we wście­kłość

 

Czas dzie­li­ła mię­dzy Bia­ło­wło­symSkórą… Czas dzie­li­ła mię­dzy Bia­ło­wło­segoSkórę

 

Wkrót­ce za­czę­li się piąć w górę, a z nieba pró­szyć śnieg. → Masło maślane – czy mogli piąć się w dół? Poza tym zdanie wygląda nieco koślawo.

Proponuję: Wkrót­ce, kiedy ruszyli w górę, z nieba zaczął pró­szył śnieg.

 

Mamut za­ry­czał, wzno­sząc łeb w górę… → Masło maślane – czy mógł wznieść łeb w dół?

Wystarczy: Mamut za­ry­czał, wzno­sząc łeb

 

Mamut miał jedno oko po­kry­te war­stwą lodu, a w dru­gim tkwił drze­wiec włócz­ni. → Mamut miał jedno oko po­kry­te war­stwą lodu, a w dru­gim tkwiło drze­wce włócz­ni.

Poznaj odmianę rzeczownika drzewce. Drzewce jest rodzaju nijakiego.

 

roz­rą­bu­jąc ster­czą­cy z niego drze­wiec. → …roz­rą­bu­jąc ster­czą­ce z niego drze­wce.

 

i z całej siły po­cią­gnę­ła za drze­wiec. → …i z całej siły po­cią­gnę­ła drze­wce.

 

za­sło­ni­ła dło­nią usta, by zdła­wić od­głos prze­ra­że­nia wy­ry­wa­ją­cy się z gar­dła. → Wiadomo, skąd wydobywa się głos – tu raczej okrzyk.

Proponuję: …za­sło­ni­ła dło­nią usta, by zdła­wić wy­ry­wa­ją­cy się okrzyk prze­ra­że­nia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej 

regulatorzy

 

Dziękuję za przeczytanie i wyłapanie błędów – wszystko poprawione :) oraz komentarz.

 

“Zagadkowy finał buduje zagadki, których nijak nie można sobie wytłumaczyć.”

 

Mam tylko nadzieje, że nie wyszło zbyt enigmatycznie. A opowiadanie po przeczytaniu jest pełne i nie zostawiał niedosytu :).

 

“Pozostałe – ciemnowłosa, Starsza oraz Warkocz – próbowały pozyskać sobie przychylność Białowłosego, ale ten całą uwagę poświęcał dziecku i Wysokiej. → A ciemnowłosa to kto?

Ze zdania wynika, że to jedna z kobiet, ale dlaczego jest napisana małą literą i dlaczego później nie wspominasz o niej choćby słowem?”

 

A widziałem że te dookreślenie Starszej tylko zrobi zamieszanie :D “ciemnowłosa” usunięte :) 

 

“Zaczął lecieć deszcz i lał nieprzerwanie. → Nie wydaje mi się, aby deszcz latał.

Może tradycyjnie: Zaczął padać deszcz i lał nieprzerwanie. Lub: Zaczął lać deszcz i padał nieprzerwanie.” 

 

No tak :D czasem najprostsze rozwiązanie jest najtrudniej dostrzec :D 

 

 

“Wkrótce zaczęli się piąć w góręa z nieba prószyć śnieg. → Masło maślane – czy mogli piąć się w dół? Poza tym zdanie wygląda nieco koślawo.

Proponuję: Wkrótce, kiedy ruszyli w górę, z nieba zaczął prószył śnieg.”

 

A z tym zdaniem też miałem problemy – bo mi się powtórzenia robiły dziękuję za podpowiedź :D 

 

 

“Mamut zaryczał, wznosząc łeb w górę… → Masło maślane – czy mógł wznieść łeb w dół?

Wystarczy: Mamut zaryczał, wznosząc łeb…”

 

 

Tyle mi się tego masła narobiło, że można by śmietanę zrobić ;) 

 

“…i z całej siły pociągnęła za drzewiec. → …i z całej siły pociągnęła drzewce.”

 

Już na pewno zapamiętam :) – a przynajmniej mam taką nadzieję ;) 

 

Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podobało. Jak już pisałem wcześniej, mało brakowało a by skończyło zapomniane :). Bardzo dziękuję za klik ( teraz opowiadanie powinno już na niego zasłużyć :). 

 

Pozdrawiam serdecznie :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Tak, Bardziejaskrze, opowiadanie zasłużyło na miejsce w Biobliotece, a ja ciesze się, że mogłam się przydać. Teraz pędzę do klikarni. :)

 

Tyle mi się tego masła narobiło, że można by śmietanę zrobić ;) 

Obawiam się, że to niemożliwe, albowiem masło robi się ze śmietany, nie odwrotnie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:D A wiedziałem, że coś pokręcę z tym masłem ale przynajmniej poprawiłem humor żonie :D. Dziękuję i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Oby zdarzały Ci się tylko takie pomyłeczki. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oby : D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Hej Anet A dziękuję :D i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wciągające, z nutką dreszczyku. Doceniam to, jak klimat jest budowany za pomocą dość oszczędnej narracji. Z drugiej strony wątek współczesny wydaje mi się zbyt mało rozbudowany.

 

Gdy wojownicy nie pojawili się na noc, Płomiennowłosy zaczął okazywać dominację; ruszył ku Wysokiej, by zaznaczyć, że będzie jego, jeśli wódz nie powróci.

Brzmi jak wyimek z książki naukowej, a nie fragment narracji.

– Nie przeszkadzaj, Johnny – upomniała technika Scarlett. – A ty, William, kontynuuj, chłopcy w głębi nie próżnują, dobrze by było się czegoś dowiedzieć, nim rozkują ten lodowiec.

Podrzędoza nieco.

Śmierć snu osiadła w zamku okolicy

Hej GreasySmooth a dzięki :) Narracja robi cały klimat opowiadania więc dobrze, że się podobała :) ten wątek już współczesny od początku miał być tylko dodatkiem ale może faktycznie warto pomyśleć o jego rozbudowie : D Dziękuję za przeczytanie i wskazówki oraz pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

GreasySmooth

Z drugiej strony wątek współczesny wydaje mi się zbyt mało rozbudowany.

Mi najbardziej podobały się właśnie te fragmenty, które działy się w prehistorii. Wątek współczesny mógłby dla mnie zniknąć zupełnie, albo być tylko “rozrusznikiem” opowieści.

 

Jaskrze.

Tak czy owak, to opowiadanie było, moim zdaniem, najlepsze z tych, które przeczytałem twojego autorstwa. Jest tu to, co zawsze mnie pociąga w opowiadaniach – snuta opowieść, namacalny, obcy świat z niezwykłą atmosferą. Porwałeś mnie na chwilę gdzieś, gdzie było ciekawie i tajemniczo.

Hej locussolus Dzięki za miłe słowa ;) i komentarz Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dzień dybry,

 

Przewrócił wiklinowy kosz, z którego wysypało się pół tuzina głów, które odrąbali obcym, nakazał mężczyznom ponabijać je na kije ku przestrodze ustawić w obrębie ich terenu łowieckiego.

Powtórzenia.

 

Przed jaskinią prócz deszczu nie dostrzegł nikogo.

A deszcz to jest osoba?

 

Jednoręki ostrożnie podszedł i wyciągnął dłoń, by dotknąć futra.

Brakujący przecinek.

 

Tropiciel spojrzał niepewnie na pozostałych, wtedy do ich uszu poprzez wyjący wiatr, doszła pieśń Przeklętej, straszna i mrożąca krew w żyłach.

Zbędny przecinek.

 

Głowa zwierzęcia opadła i jeden z ciosów z olbrzymią siła zmiótł Tropiciela, wyrzucając go w górę. Reszta odskoczyła. Mamut obrócił się przy akompaniamencie pękającej lodowej powłoki wywijając łbem i długą trąbą, która przeleciała tuż nad Płomiennowłosym i opadła na bark Jednookiego z plaśnięciem i trzaskiem łamanych kości.

No to jak, najpierw głowa mu odpadła, a potem nią wywijał?

 

Ta stała z zamkniętymi oczyma, ściskając medalion, i nie przerywając makabrycznej pieśni.

Zbędny przecinek.

 

 

Bardzo mi się podobało. Lubię opowiadania i książki, które fabułę mają osadzoną w odległych czasach. Im dalej, tym lepiej.

W przeciwieństwie do innych komentujących mnie opowiadanie zdołało zaskoczyć. Moment z mamutem mocny, fajny. Zakończenie też nawet niezłe.

Gdyby opko nie było już w Bibliotece, dałabym klika.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Hej HollyHell91 Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) Jak będę przy komputerze poprawię błędy. Fajnie, że się podobało i doceniam chęć dania klika :D Na zaskoczenie czytelnika nie stawiałem bardziej na klimat ;) tym bardziej cieszę się, że kogoś jednak udało się zaskoczyć :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej ponownie :)

HollyHell91

 

Dziękuje za wyłapanie usterek poprawione :) Oprócz dwóch ;)

 

 

“Przed jaskinią prócz deszczu nie dostrzegł nikogo.

A deszcz to jest osoba?” 

 

Aż tak razi ? ;)

 

“Głowa zwierzęcia opadła i jeden z ciosów z olbrzymią siła zmiótł Tropiciela, wyrzucając go w górę. Reszta odskoczyła. Mamut obrócił się przy akompaniamencie pękającej lodowej powłoki wywijając łbem i długą trąbą, która przeleciała tuż nad Płomiennowłosym i opadła na bark Jednookiego z plaśnięciem i trzaskiem łamanych kości.

No to jak, najpierw głowa mu odpadła, a potem nią wywijał?”

 

 

Mamutowi nie odpadła ;) oczywiście tylko opadła i to chyba o to chodzi, że najpierw opadła a potem nią wywijał :D. Wdaje mi się że ruchy głową w dół, a następnie w górę nie jest na tyle skomplikowany by nie mógł wystąpić jeden po drugim :) 

 

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za miły komentarz. Fajnie że historia się podobała :) 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Mamutowi nie odpadła ;) oczywiście tylko opadła i to chyba o to chodzi, że najpierw opadła a potem nią wywijał :D. Wdaje mi się że ruchy głową w dół, a następnie w górę nie jest na tyle skomplikowany by nie mógł wystąpić jeden po drugim :) 

Aa dobra sorry, źle przeczytałam. Mój mózg to odczytał jako “odpadła”, stąd wątpliwości. Przepraszam za zamieszanie.

 

“Przed jaskinią prócz deszczu nie dostrzegł nikogo.

A deszcz to jest osoba?” 

 

Aż tak razi ? ;)

Mnie jakoś razi. Nie wiem jak u reszty. W końcu każdy komentarz jest subiektywny.

Pozdrawiam serdecznie :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

A nie ma sprawy :), dzięki jeszcze raz za wskazówki :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nowa Fantastyka