
Zdaje się, że całą historię plemienia przedstawia jeden z członków, Garbaty. Był mniejszy i słabszy od współplemieńców. Przewodził im potężny Białowłosy, który wraz ze swoimi ludźmi znajdował się na tych terenach od dawna. Najbliższy był mu łowca odziany w skórę drapieżnego kota z bronią w kształcie topora. Skóra wraz z wodzem planowali wyprawy łowieckie. Towarzyszyli im Płomiennowłosy – młody i odważny oraz Jednooki – sędziwy już oraz posępny. Piąty, Tropiciel o jednej ręce, uzbrojony w kamienny nóż odnajdywał bezbłędnie zwierzynę w czasie polowań. Gdy mężczyźni wyruszali na łowy, Garbaty zostawał wraz z kobietami w grocie. Pogardzały nim i nie dopuszczały go do siebie. Wysoka z dzieckiem należała do Białowłosego i żaden z mężczyzn poza wodzem nie miał prawa się do niej zbliżyć. Pozostałe – Starsza oraz Warkocz – próbowały pozyskać sobie przychylność Białowłosego, ale ten całą uwagę poświęcał dziecku i Wysokiej.
– William, poczekaj chwilę – poprosiła Scarlett.
– Coś się stało? – zaniepokoił się Johnny.
– Nic… Tylko długopis przestał mi pisać. Gdzieś tu miałam…
William sięgnął do kieszeni kurtki i podał geolog ołówek.
– O, dziękuję – powiedziała Scarlett, zakłopotana. William uśmiechnął się, poprawił okulary i wrócił do naściennych malunków.
Garbaty nie miał żadnych przywilejów, żył z otrzymywanych ochłapów i był tolerowany tylko ze względu na opowieści, które pokazywał na ścianie groty. W trakcie takiego występu plemię zasiadało wokół ognia, a on kreślił historie za pomocą farb wytwarzanych z roślin oraz uryny. Tylko wtedy traktowano go na równi z resztą plemienia i po takim występie obdarowywano go pożywniejszym jedzeniem.
Pewnego razu, gdy dni stały się krótsze i nadeszły zimne wiatry, łowcy powrócili z polowania, lecz zamiast zwierzyny przynieśli martwego intruza. Był mniejszy od ludzi Białowłosego, odziany w skóry gadów, a na gładko ogolonej głowie miał wymalowane znaki. Plemię, zebrawszy się nad ciałem, całą noc zastanawiało się, co oznaczało przybycie obcego. Nad ranem wódz wraz ze Skórą i jednorękim Tropicielem wyruszył sprawdzić teren należący do plemienia, aby poszukać śladów ewentualnych wrogów. Reszta miała pozostać, by chronić kobiety. Gdy wojownicy nie pojawili się na noc, Płomiennowłosy zaczął okazywać dominację; ruszył ku Wysokiej, by zaznaczyć, że będzie jego, jeśli wódz nie powróci. Jednooki stanął w jej obronie, zagradzając mu drogę. Rozpoczęła się walka. Płomiennowłosy był silniejszy i zabiłby Jednookiego, gdyby nie kobiety, które rzuciły się na niego, gotowe bronić starego łowcy. Zdezorientowany Płomiennowłosy stał z kamieniem w ręku, którym zamierzał roztrzaskać głowę pokonanemu, ostatecznie odstąpił niepewny. Gdy ochłonął, usnął w głębi jaskini, a kobiety opatrzyły sponiewieranego Jednookiego.
O świcie wrócił Białowłosy i oświadczył, że odnaleźli na mokradłach obóz obcych. Nim noc dobiegła końca, mężczyźni wyruszyli, by pozbyć się zagrożenia.
– Poważnie potrafisz to wszystko odczytać z tych gryzmołów? – Johnny poprawił opadający mu na oczy kask z zamontowaną na nim latarką.
– Od trzydziestu lat nie zajmuję się niczym innym, poświeć tutaj i nie ruszaj się, proszę – powiedział William. – Oczywiście, można niektóre z piktogramów interpretować na kilka sposobów, ale staram się je tak odczytywać, by miały logiczny sens.
– Nie przeszkadzaj, Johnny – upomniała technika Scarlett. – A ty, William, kontynuuj, chłopcy w głębi nie próżnują, dobrze by było się czegoś dowiedzieć, nim rozkują ten lodowiec.
William spojrzał w głąb jaskini, gdzie w oddali odgłosy wierteł, penetrujących pokrywę lodowca, odbijały się echem wśród ścian rozległej sieci tuneli. Poprawił okulary, następnie sam też nieco przyświecił własną latarką ręczną. Poczekał, aż Scarlett przerzuci stronę dziennika. Gdy kiwnęła, że jest gotowa do dalszego notowania, kontynuował odczytywanie malowideł.
Białowłosy powrócił jako zwycięzca, nikt z jego plemienia nie zginął. Wojownicy przynieśli sporo zapasów, w tym suszone owoce i mięso. Mieli też ze sobą kobietę o ogolonej głowie. Wysoka, Warkocz i Starsza odnosiły się do obcej z wrogością, mężczyźni zaś z entuzjazmem. Plemię nazywało ją Przeklętą przez talizmany, którymi była obwieszona i dziwne znaki na głowie, budzące strach wśród kobiet, domagających się jej śmierci. Mężczyźni z kolei pragnęli, by Białowłosy oddał ją im, jako nagrodę za pokonanie wrogów. Wódz jednak był nieustępliwy. Przewrócił wiklinowy kosz, z którego wysypało się pół tuzina głów, odrąbane obcym, i nakazał mężczyznom ponabijać je na kije i ku przestrodze ustawić w obrębie ich terenu łowieckiego. Kobiety zaś zagonił do dzielenia zdobycznych zapasów. Wódz zasiadł z Przeklętą, wyraźnie nią zainteresowany. Kolejne dni Białowłosy dzielił czas pomiędzy Wysoką, dziecko i obcą. Plemię ucztowało i odpoczywało. By uczcić zwycięstwo rozpalili też wielki ogień przed jaskinią.
Pewnego wieczoru, gdy siedzieli przy ognisku, Przeklęta zaczęła wieszczyć. Przepowiedziała, że zwierzyna odejdzie i już nigdy nie powróci w te strony. Wódz chciał ją ukarać za złą wróżbę, jednak podniesiona ręka zatrzymała się, nim dosięgła twarzy obcej. Plemię zamarło w oczekiwaniu na reakcję wodza, jednak Białowłosy roześmiał się tylko i powiedział, że następnego ranka wyruszy wraz z mężczyznami, by pokazać zmartwionym kobietom, że nie muszą się obawiać głodu ani przepowiedni.
Przeklęta po raz pierwszy pozostała bez opieki. Kobiety wraz z Garbusem obserwowały jak siedzi samotnie wśród traw, po tym jak wypędziły ją z groty. W końcu naradziwszy się, postanowiły zgładzić nową oblubienicę wodza pod jego nieobecność. Przeklęta, widząc, że podchodzą, stanęła nad paleniskiem i uniosła jeden z talizmanów. Był to zawieszony na rzemieniu kamień z odbitym w nim stworzeniem. Zacisnęła go w pięści i zaczęła śpiewać. Z ledwo tlących się szczap wystrzeliły płomienie i nie gasły, dopóki rozbrzmiewała jej pieśń. Przerażone kobiety wraz z Garbusem uciekły z powrotem do jaskini, drżąc i lgnąc ku sobie.
O świcie, ku zadowoleniu kobiet, Przeklęta odeszła. Resztę dnia spędziły na świętowaniu, zaplatając włosy, śpiewając oraz przygotowując jedzenie dla siebie i mężczyzn. Radość kobiet nie trwała długo, zamarły, gdy wraz z zachodzącym słońcem pojawiła się wątła sylwetka Przeklętej ściskającej w dłoni czerwony medalion z zatopionym w nim owadem.
A z nią przyszło coś jeszcze. Noc stała się nieprzenikniona, czarna i bezgwiezdna. Zaczął wyć wiatr, zimny i straszny. Zaczął padać deszcz i lał nieprzerwanie. Czarne chmury zaś zamieniły kolejny dzień w ciemność. Zrozpaczone kobiety nakazały Garbusowi, by odnalazł mężczyzn i ich sprowadził. Zabrał ze sobą kamienny nóż i wyszedł na deszcz. Minął Przeklętą siedzącą przy wygasłym ognisku, przebierała w nim rękami, rozrzucając wokół siebie masę błota i popiołu. Wciąż śpiewała, a jej pieśń sprawiła, że Garbus przyspieszył kroku, aż w końcu pobiegł koślawo, by jak najszybciej zostawić kobietę za sobą. Obszedł cały teren łowiecki, idąc szlakiem oznaczonym głowami pokonanego plemienia obcych. Pierwszy czerep znajdował się na równinie, był pomarszczony i oskubany przez ptaki. Kolejny, bez żuchwy, odnalazł u podnóża gór o ośnieżonych szczytach. Nigdzie nie było śladu po łowcach, ani na skraju gęstej puszczy, skąd spoglądały na niego połyskujące zza drzew ślepia, a łeb spadł z kija, na który go nabito, ani tam, gdzie głowę przebito przez oczodół, a za którą nie rosła już żadna roślinność. Gdy dotarł do ostatniej z głów o rozrąbanej czaszce, znajdującej się na bagnach, był wycieńczony. W trakcie podróży i drogi powrotnej żywił się grzybami znalezionymi w trawie i pełzającym w niej robactwem, nim udało mu się powrócić do groty.
Przed jaskinią prócz deszczu nie dostrzegł nikogo. Gdy wszedł do środka, zastał Przeklętą siedzącą za małym ogniskiem. Przywołała go do siebie, a następnie zaprosiła do ognia, by się ogrzał. Usiadł posłusznie, nie śmiąc odmówić. Po kobietach z plemienia nie pozostał żaden ślad.
Zbudzili go łowcy, domagając się wyjaśnień od Garbusa i Przeklętej. Wszyscy prócz Białowłosego, który stanął u boku kobiety. Gdy nie padły odpowiedzi na dręczące mężczyzn pytania, Płomiennowłosy wpadł we wściekłość i rzucił się na kobietę. Wódz jednak stanął mu na drodze. Młody łowca w obliczu starcia z Białowłosym skierował złość na Garbusa i zasypał go gradem ciosów, a na koniec rozbił mu głowę.
Wieczorem łowcy spoczęli przy wejściu do jaskini. Wszyscy prócz wodza, który usiadł wraz z Przeklętą przy ogniu. Nim całkiem się ściemniło, Białowłosy przywołał do siebie Skórę i obaj tę noc spędzili z kobietą. Garbus wycieńczony podróżą i odniesionymi ranami leżał sam i umierał. W nocy Przeklęta wysunęła się spod futer oraz objęć mężczyzn i podeszła do Garbusa. Nakarmiła go, a następnie szepcząc, przyłożyła do rany na głowie talizman z błyszczącym metalem. Nad ranem łowcy się zbudzili, a Przeklęta oświadczyła, że nadszedł czas, aby opuścić grotę i wyruszyć na poszukiwanie pożywienia. Skóra i Białowłosy stali przy niej odmienieni. Widok ten przeraził pozostałych mężczyzn, bali się kobiety i uroku, który rzuciła. Jasne odtąd było, że to ona teraz będzie przewodzić plemieniu. Płomiennowłosy wraz z Tropicielem spoglądali też podejrzliwie na Garbusa, w cudowny sposób uzdrowionego w trakcie nocy.
Tego samego dnia ustały deszcze i wzeszło słońce. Szli stepem w stronę gór. Przeklęta wzniecała ogień i podtrzymywała płomienie pieśniami. Czas dzieliła między Białowłosego a Skórę, ci przyjmowali ją bez wzajemnych animozji. Dzięki jednorękiemu łowcy odnajdywali drobną zwierzynę, której ślady potrafił wytropić, mimo że teren wydawał się pozbawiony wszelkiego życia. Kobieta znajdowała jadalne korzenie, które wykopywała spod białych kwiatów. W czasie drogi Garbus zostawał nieraz w tyle, tracąc pozostałych z pola widzenia, jednak pod wieczór udawało mu się zawsze odnaleźć świecące w mroku ognisko i dogonić resztę plemienia. Im bliżej byli gór, tym mniej pożywienia znajdowali. Trawy ustąpiły miejsca kamieniom i krzewom. Wkrótce, kiedy ruszyli górę, z nieba zaczął prószyć śnieg. Zmarznięci, głodni i wycieńczeni łowcy, na wpół szaleni z przerażenia odkąd los zesłał im Przeklętą, brnęli w coraz większych zaspach. Wciąż w górę, otoczeni ośnieżonymi szczytami. Wyczekiwali nocy i ognia, a gdy ogarniała ich ciemność, drżeli przed złowrogimi pieśniami Przeklętej i pustymi, pozbawionymi życia oczyma jej strażników.
– Scarlett. – Johnny przysunął się bliżej geolog. – Co tu się dzieje? On nie może tego wiedzieć, tego nie da się wyczytać z tych bohomazów.
– Ciszej – upomniała go Scarlett, niemal przykładając palec do ust technika. Następnie powiedziała szeptem:
– Piktogramy już dawno się skończyły.
Następnie zgasiła światło latarki na kasku Johnnyego. William nadal mówił, choć jego własna latarka nie świeciła już od jakiegoś czasu i teraz stali w zupełnych ciemnościach.
– Co robimy? – zapytał Johnny.
– Pozwólmy mu mówić dalej.
W głębi jaskini wiertła ucichły, ustępując miejsca rytmicznym uderzeniom kilofów. To robotnicy wraz z resztą grupy geologów i paleontologów torowali sobie przejście w wybitej wyrwie lodowca, prowadzącej do ostatniej komory groty.
O świcie weszli w dolinę bez drzew, skąpaną w bieli i pozbawioną wszelkiego życia. Wtedy Przeklęta przemówiła do pozostałych, wskazując na odległy kształt majaczący w śnieżnej oddali:
– Oto wasza strawa.
Jednoręki Tropiciel na ten widok przyklęknął, a oczy zwęziły mu się niczym u drapieżnika, ruszył przodem, a za nim pobiegła reszta. Garbus, wygłodniały nie mniej niż pozostali, przyspieszył, przebierając koślawymi nogami. Nim jednak zdołał się oddalić, Przeklęta złapała go za garb i przyciągnęła ku sobie. Otoczyła go ramieniem i niespiesznie poprowadziła, mamrocząc cicho. W lewej ręce ściskała medalion z kością zatopioną w bursztynie. Wzmógł się wiatr, niosąc ze sobą wielkie płatki śniegu. Tropiciel wyczuł to od razu i zaczął podchodzić ofiarę pod smagający ich twarze wicher.
Płomiennowłosy dostrzegł, że zarówno wódz, jak i Skóra patrzą na wszystko zdezorientowani, jednak przytomnie jak dawniej. Biegli wraz pozostałymi łowcami, choć wyraźnie niepomni tego, jak znaleźli się w dolinie. Jednooki szturchnął ich w plecy drzewcem włóczni trzymanej oburącz i wskazał na wyłaniające się zza śniegu zwierzę. Wódz i Skóra kiwnęli, że są gotowi. Tropiciel stanął i wyciągniętą jedyną ręką nakazał reszcie, by poszli za jego przykładem. Przyjrzeli się dokładnie ofierze. Był to mamut, nieduży samiec o długich kłach. Jego oszronione futro, pokryte białym puchem zdawało się całkowicie zamarznięte. Wódz, Tropiciel i Jednooki zaczęli obchodzić go z lewej, z prawej natomiast Płomiennowłosy i Skóra. Zwierzę nie poruszało się, zesztywniała trąba zwisała nieruchomo, mimo silnego wiatru z ciosów ciągły się długie sople. Łowcy stanęli na pozycjach i na znak Tropiciela ruszyli, godząc czym mieli w mamuta. Krzemienne groty wbijały się raz za razem, z chrzęstem przebijając zesztywniałe, pokryte lodem futro i skórę. Puch z grzbietu mamuta pod siłą uderzeń zaczął odpadać płatami na ziemię.
Ochłonąwszy nieco, łowcy popatrzyli po sobie; w końcu zakrzyknęli tryumfalnie, wznosząc oręż. Tropiciel zaś zaczął badać znalezisko. Mamut miał jedno oko pokryte warstwą lodu, a w drugim tkwiło drzewce włóczni. Jednoręki ostrożnie podszedł i wyciągnął dłoń, by dotknąć futra. Stwór stał, górując nad nim nieporuszony niczym posąg. Tropiciel badał ciało zamarzniętego zwierzęcia, gdy znieruchomiał nagle. Reszta zamarła, obserwując bacznie jego poczynania. Wyciągnął nóż i strącił nim warstwę śniegu pokrywającą plątaninę długiego włosia, a następnie odgarnął futro. Ukazały się sterczące białe żebra i poszarpane fragmenty ciała. Dziura w klatce piersiowej mamuta odsłaniała część organów, w tym płuco i olbrzymie serce. Tropiciel spojrzał niepewnie na pozostałych, wtedy do ich uszu poprzez wyjący wiatr doszła pieśń Przeklętej, straszna i mrożąca krew w żyłach. Spojrzeli na kobietę i kuśtykającego przy niej Garbusa. Przeklęta wrzasnęła i oko mamuta nabiegło czerwienią, poruszyło się, a lód pokrywający je odpadł z cichym chrzęstem.
Ślepię spoglądało teraz pełne zwierzęcej furii wprost na ludzi stojących przy nim. Tropiciel zrobił krok w tył. Mamut zaryczał, wznosząc łeb, a dziki ryk rozniósł się po dolinie, zrzucając śnieg z otaczających go wzniesień. Głowa zwierzęcia opadła i jeden z ciosów z olbrzymią siła zmiótł Tropiciela, wyrzucając go w górę. Reszta odskoczyła. Mamut obrócił się przy akompaniamencie pękającej lodowej powłoki wywijając łbem i długą trąbą, która przeleciała tuż nad Płomiennowłosym i opadła na bark Jednookiego z plaśnięciem i trzaskiem łamanych kości. Piszczele i kolana starego łowcy pękły, a ręka została wyrwana ze stawu, gdy cios niemal wbił go w ziemię. Skóra skoczył z uniesionym toporem, uderzając zza głowy, kamienne ostrze wbiło się w pysk mamuta, rozrąbując sterczące z niego drzewce. Mamut ruszył na Płomiennowłosego jakby w ogóle nie zauważył ataku Skóry, przewracając przy tym łowcę. Skóra przetoczył się unikając potężnej łapy, która minęła go o włos. Zwierzę nabierało rozpędu nacierając na Płomiennowłosego, ten skoczył w bok i uniknąłby zderzenia, gdyby mamut nie zamachnął się ciosem, który nadział młodego łowcę przebijając brzuch i wychodząc tuż nad miednicą na plecach. Płomiennowłosy zawył, zaciskając dłonie na kle, jednak głos szybko pochłonął przerażający triumfalny ryk zwierzęcia. Białowłosy podbiegł do Skóry i pomógł mu wstać. Rozpędzony mamut zatrzymał się i obrócił z wciąż nabitym i drgającym w konwulsjach łowcą.
Skóra w bezsilnym przerażeniu wpatrywał się w oczy wodza, ten jakby nagle pojął, co należy robić, spojrzał w stronę Przeklętej i zacisnął dłoń na włóczni. Zwierzę jakby odczytało myśli człowieka i ruszyło na niego ogarnięte furią. Ciało Płomiennowłosego rozerwało się przy tym na dwoje, odpadając od zakrwawionego ciosu. Trąba mamuta wiła się niczym wąż, a odgłos ciężkich, nabierających rozpędu nóg niósł się echem po dolinie. Skóra oszalały z przerażenia padł na ziemię. Białowłosy obrócił się plecami do szarżującego stwora i zaczął biec ku kobiecie. Ta stała z zamkniętymi oczyma, ściskając medalion i nie przerywając makabrycznej pieśni. Wódz biegł przebierając mocnymi nogami, a za nim wyrastał mamut niczym góra, ogarnięty chęcią mordu. Białowłosy nie oglądał się, choć musiał słyszeć tuż za plecami pędzącą masę i czuć przeszywającą powietrze trąbę próbującą go dosięgnąć niczym macka. Bicepsy łowcy napięły się, wzniósł włócznię nad głowę, na przedramieniu wyszły nabrzmiałe żyły od zaciskanych na drzewcu palców. Wyskoczył do przodu, potężne ramię wodza wystrzeliło włócznię z okrutną siłą. Gdy ta wzleciała w powietrze, mamut już wpadł w Białowłosego rozgniatając go olbrzymią łapą. Włócznia zaś wznosiła się chwilę, by złamać lot i zacząć opadać wprost na pierś stojącej nieruchomo kobiety.
Grot wbił się z taką siłą, że przeszedł przez garb, klatkę piersiową i wyszedł powyżej mostka Garbusa, który w ostatniej chwili zasłonił Przeklętą. Umarł niemal w tym samym momencie, a ciało, upadając, trąciło bark pogrążonej w transie kobiety przerywając pieśń. Przeklęta otworzyła oczy i dostrzegła najpierw mamuta, który znieruchomiał tak nagle jak wcześniej ożył, a następnie leżącego u jej stóp Garbusa. Nieco dalej śnieg skrzypiał pod nogami uciekającego w głąb doliny łowcy odzianego w skórę drapieżnego kota. Kobieta oparła nogę o garb i z całej siły pociągnęła drzewce. Nachyliła się nad ciałem, przyłożyła medalion do piersi i zaczęła szeptać. Garbus otworzył martwe oczy nabiegłe czerwienią, płonące ogniem życia. Podniósł się, a ona wręczyła mu włócznię wodza. Podeszli do mamuta. Kobieta złapała za futro i wdrapała się na grzbiet stwora. W dolinie znów rozbrzmiała pieśń Przeklętej i zwierzę ruszyło kierowane jej wolą. Garbus posłusznie kuśtykał za wierzchowcem. Wkrótce natrafili na grotę i Przeklęta wjechała do niej niczym do pałacu wśród lodu. A gdy Garbus poczłapał za nią do wnętrza, ziemia zadrżała i z wzniesienia osunęła się lawina, zasypując wejście do ich schronienia. Medalion w dłoni kobiety rozbłysnął czerwonym światłem. Przeklęta, kołysząc się na grzbiecie mamuta, odchodziła w głąb nowego siedliszcza, zostawiając w ciemnościach ożywionego sługę, który obserwował ją, dopóki nie zniknęła w głębi tunelu. Garbus wkrótce włożył palce między rozerwane żebra i czerpiąc farbę z własnej piersi, zaczął opowiadać historię, tak jak niegdyś opowiadał ją swemu plemieniu, kreśląc palcami na ścianie groty.
William ucichł. Scarlett i Johnny stali w ciemności, słuchając ciężkiego oddechu profesora. Oboje przypomnieli sobie o zmumifikowanych szczątkach nieopodal malowideł. W grocie zrobiło się bardzo cicho, nie było słychać niczego prócz szumu wiatru na zewnątrz. Scarlett włączyła latarkę i podeszła do Williama, złapała go za ramię, ale ten nawet nie drgnął. Obróciła go więc, łapiąc oburącz. Patrzył na nią martwym, niewidzącym wzrokiem. Johnny zrobił krok do tyłu, gdy skierował strumień światła na twarz Williama. Scarlett puściła go i zasłoniła dłonią usta, by zdławić wyrywający się okrzyk przerażenia. Wtedy z głębi jaskini, gdzieś z ostatniej komory, doszedł ich zwierzęcy ryk. A zanim ucichł, niósł się echem wśród rozległych tuneli. Nim jeszcze przerażeni ludzie zaczęli rozpaczliwie wyć, Scarlett wydało się, że słyszy pieśń budzącą grozę i niosącą śmierć.
– Piktogramy już dawno się skończyły.
W wiedźminie, w którymś z późniejszych tomów, jest fragment o naściennych malowidłach. Nanoszący je na skałę elf w dość drwiący sposób komentuje tego typu badania. Do tego dochodzi świetna, bo wyjątkowo trafna, rozmowa odnośnie fallicznej tematyki takich malowideł. Ty samych malowideł nie pokazujesz (nazywasz je piktogramami, co sugeruje raczej na starożytny Egipt, ale czepiać się nie zamierzam), ale po interpretacji sugeruję, że musiały i tam być fallusy. I dobrze! Bo jak pisze Sapkowski – malowidła naścienne bez fallusów są mało wiarygodne! ;)
Ale dość tej dygresji.
Co do opowiadania – podobało mi się. Fragmenty dziennika może i trochę surowo napisane. Później jest lepiej (pewnie piktogramy się skończyły, a Scarlett poniosła wyobraźnia). Finał bardzo dobry. Nie zaskoczył, wręcz sugerujesz w tekście właśnie coś takiego, ale satysfakcjonujący.
Nominuję do biblioteki
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Witaj.
Z technicznych spraw – sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia):
Gdy mężczyźni wyruszali na łowy, Garbaty zostawał wraz kobietami w grocie. – literówka
Wysoka z dzieckiem należała do Białowłosego i żaden z mężczyzn po za wodzem nie miał prawa się do niej zbliżyć. – ortograficzny – razem
Pozostali mieli pozostać, by chronić kobiety. – styl, wyszło nieco „masło maślane”
William spojrzał w głąb jaskini, gdzie w oddali odgłosy wierteł (przecinek?) penetrujących pokrywę lodowca (przecinek?) odbijały się echem wśród ścian rozległej sieci tuneli.
Plemię nazywało ją Przeklętą przez talizmany, którymi była obwieszona i dziwne znaki na głowie, budzące strach wśród kobiet, które domagał się jej śmierci. – powtórzenie; tu przy zakończeniu ewidentnie brakuje części zdania lub jest literówka
Nigdzie nie było śladu po łowcach, ani na skraju gęstej puszczy, skąd spoglądały na niego połyskujące za drzew ślepia, a łeb spadł z kija, na który go nabito, ani tam (przecinek?) gdzie głowę przebito przez oczodół, a za którą nie rosła już żadna roślinność. – literówka; w końcówce nieco zgrzyta styl
W trakcie podróży i drogi powrotnej żywił się grzybami znalezionymi w trawie i pełzającym w niej robactwem, nim udało mu się powrócić do groty. – powtórzenie i styl
Czas dzieliła między Białowłosym a Skórą, ci przyjmowali ja bez wzajemnych animozji. – literówka
Dzięki jednorękiemu Tropicielowi odnajdywali drobną zwierzynę, której ślady potrafił odnaleźć, mimo że teren wydawał się pozbawiony wszelkiego życia. – powtórzenie
Wkrótce zaczęli się piąć w górę, a z nieba zaczął prószyć śnieg. – powtórzenie
On nie może tego wiedzieć, tego nie da się wyczytać z tych bohomazów. – bardzo dużo form zaimka „ten”
– Ciszej – upomniała go Scarlett, niemal przykładając palec do ust technika. Następnie powiedziała niemal szeptem: … – powtórzenie
O świcie weszli w dolinę pozbawioną drzew, skąpaną w bieli i pozbawioną wszelkiego życia. – powtórzenie
Wtedy Przeklęta przemówiła do pozostałych (przecinek?) wskazując na odległy kształt majaczący w śnieżnej oddali:
Łowcy stanęli na pozycjach i na znak tropiciela ruszyli, godząc (przecinek?) czym mieli w mamuta. – czy tu celowo mała literą?
Mamut ruszył na Płomiennowłosego jak by w ogóle nie zauważył ataku Skóry, przewracając przy tym łowcę. – orograficzny – razem
Zwierzę nabierało rozpędu nacierając na Płomiennowłosego, ten skoczył w bok i uniknąłby zderzenia, gdyby mamut nie zamachnął się ciosem, który nadział młodego łowcę przebijając brzuch i wychodzą tuż nad miednicą na plecach. – literówka
Rozpędzony Mamut zatrzymał się i obrócił z wciąż nabitym i drgającym w konwulsjach łowcą. – ortograficzny – czemu wielką literą?
W dolinie znów rozbrzmiał pieśń Przeklętej i zwierzę ruszyło kierowane jej wolą.
Johnny zrobił krok do tyłu, gdy skierował strumieni światła na twarz Williama. – literówka
Scarlett puściła go i zasłoniła dłonią usta, by zdławić odgłos przerażenia wyrywający się z jej gardła. – zbędny zaimek, bo wiadomo, że to jej
A nim ucichł, niósł się echem wśród rozległych tuneli. Nim jeszcze przerażeni ludzie zaczęli rozpaczliwie wyć, Scarlett wydało się, że słyszy pieśń budzącą grozę i niosącą śmierć. – powtórzenie
Pod kątem dość licznych usterek językowych (szczególnie literówek i powtórzeń) warto jeszcze poprawić całość, ja już reszty nie wypisuję.
Jest dużo niedopowiedzeń, lecz sama historia, nietypowy sposób jej przedstawienia (w postaci odczytywania rysunków jaskiniowca przez będącego w transie profesora) oraz sylwetki bohaterów zasługują na brawa. :) Klikam za pomysł oraz powyższe atuty, ale usterki językowe nieco ujmują temu opowiadaniu wartości i potencjału.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Ładna opowieść, wdzierająca się do współczesności. Ciekawe, czy jedna z grup była neandertalczykami… No i morał z tego – nie zadzieraj nigdy z kobietą. A jak zabiłeś kogoś z jej rodziny, to uciekaj jak najdalej, nieważne, ilu masz kumpli.
Czytało się z zainteresowaniem.
Był to kamień zawieszony na rzemieniu z odbitym w nim stworzeniem.
Na pewno rzemień z odbitym stworzeniem?
Dzięki jednorękiemu Tropicielowi odnajdywali drobną zwierzynę, której ślady potrafił odnaleźć, mimo że teren wydawał się pozbawiony wszelkiego życia. Kobieta znajdowała jadalne korzenie,
Trochę powtórzeń tu się znalazło.
Babska logika rządzi!
Hej
Nazgul
Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)
Pamiętam tą scenę z wiedźmina, to chyba już piąty tom gdy Ciri nie panuje nad mocą i skacze po wymiarach i w czasie :D. Tak wizja zblazowanego elfa znudzonego długowiecznym życie była ciekawa :). Fallusów nie ma ale wiesz w domyśle są :P. Cieszę się, że się podobało, to stare opowiadanie nad którym spędziłem dużo czasu. Fajnie, że betujący pomogli doprowadzić mi je do ładu i że się dobrze czytało :D
Dziękuję za klik i pozdrawiam :)
Hej
bruce
Dziękuję za przeczytanie i komentarz i za wyłapanie błędów :) – jak zawsze poprawione ( w dwóch miejscach zostało powtórzenie musze nad tymi fragmentami dłużej pomyśleć :)
Usterki nie powinny już psuć lektury :D. Fajnie, że się podobało dużo czasu nad nim spędziłem bo forma jest dość nietypowa. Niedomówienia właśnie wynikają z tej formy i mają dodawać klimatu :).
Bardzo dziękuję za klik i cieszę się, że opowiadanie udało się doprowadzić do ładu na tyle by się podobało :D
Pozdrawiam :)
Hej
Finkla
Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)
Odpisuje jednym ciągiem więc zaraz poprawię wskazane przez Ciebie fragmenty :).
Oj tak nie zadzieraj z kobietą, tym bardziej jeśli ma tajemnicze moce :D Fajnie, że pomysł na opowiadanie się podobał jak już pisałem, bardzo dużo czasu mnie kosztowało te opowiadanie, a i tak bałem się, że ostatecznie skończy w szufladzie. Tu jeszcze raz dziękuje betującym i mojej żonie bo to ona mnie namówiła do pracy nad tym opowiadaniem – bo to jej ulubione :D
Finkla pozdrawiam i dziękuję :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Dzięki, pozdrowienia. :)
Pecunia non olet
Hej
bruce
To ja dziękuję Twoja pomoc jak zawsze jest na wagę złota :)
Finkla
Ja to nigdy nie wiem, kiedy i kto klik dodał do opowiadania, ale tym razem to mogłaś być tylko Ty :D. Więc dziękuję za klik i za wszystkie inne Twoje kliki pod moimi opowiadaniami, a których mogłem nie wyłapać :)
Pozdrawiam
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Tak, to byłam ja. Na górze, pod dyżurnymi, jest belka biblioteczna i tam widać, kto klikał. A jeśli nie masz takich mocy, to najedź na ikonkę książki, wybierz “zgłoszone do biblioteki”. I tam już powinno być widać, kto się przysłużył.
Babska logika rządzi!
To są zawsze tylko sugestie, sama piszę, popełniając mnóstwo usterek i uczę się. :)
Pecunia non olet
które domagał się jej śmierci. ← literówka
Czas dzieliła między Białowłosym a Skórą, ci przyjmowali ja bez wzajemnych animozji. ← literówka
Literówek jest jeszcze trochę Znajdziesz.
Te drobiazgi nie zmniejszyły przyjemności z czytania. Ciekawie poprowadzona fabuła i chyba nie często wybierany okres życia ludzi plus przedstawienie ich w niebanalny sposób. Imo tekst zasługuje na klik.
Hej
Finkla
“Tak, to byłam ja. Na górze, pod dyżurnymi, jest belka biblioteczna i tam widać, kto klikał. A jeśli nie masz takich mocy, to najedź na ikonkę książki, wybierz “zgłoszone do biblioteki”. I tam już powinno być widać, kto się przysłużył.”
Ale zemnie tuman :D no dobra, to już będę wiedział, wielkie dzięki za podpowiedź, znów jestem mądrzejszy o kolejną rzecz :D
bruce
“To są zawsze tylko sugestie, sama piszę, popełniając mnóstwo usterek i uczę się. :)”
Jednak znacznie szybciej ode mnie “jakby”, “poza” i literówki to moje przekleństwo, którego już chyba się nigdy nie pozbędę :)
Hej
Koala75
Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) – usterki już poprawione – dzięki :)
“ Ciekawie poprowadzona fabuła i chyba nie często wybierany okres życia ludzi plus przedstawienie ich w niebanalny sposób. Imo tekst zasługuje na klik.”
Super, że tekst się spodobał i pomysł uważasz za oryginalny :D. Staram się by nadać moim opowiadaniom takiego nie szablonowego sznytu – nie zawsze wychodzi ale będę się starał ;)
Dziękuję za klik i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Na spokojnie, z czasem sam powyłapujesz większość usterek. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
znów jestem mądrzejszy o kolejną rzecz :D
Człowiek się uczy przez całe życie. I głąbem umiera. Wiesz, jak czegoś nie wiesz, a Cię interesuje, to możesz pytać.
Babska logika rządzi!
Racja :) bo kto pyta nie błądzi ;) jeszcze dużo spraw nie jest dla mnie jasnych, ale liczę, że z czasem się wyjaśnią ;) A jak coś będzie wyjątkowo mnie nurtować na pewno zapytam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hej,
Klimatyczna ta Twoja opowieść, trochę mi się kojarzyła ze scenami opisujące wizje przeszłości z Sagi o Ludziach Lodu, a trochę z Jibaro z Miłość, śmierć i roboty. Oba skojarzenia na plus.
Sama historia niestety przewidywalna. Brakowało większego kopa na koniec, jakiegoś zaskoczenia lub po prostu efektu katharsis. Przyznam też szczerze, że nie rozumiem dlaczego Przeklęta, po unicestwieniu plemienia, które wymordowało jej ludzi, postanowiła “zahibernować” w lodowcu. Ale to mało istotne.
Osobiście nie przypadł mi do gustu zamysł, z recytowaną opowieścią. Samo przeplatanie się przeszłości z teraźniejszością jest jak najbardziej ok, to działa dobrze. Niemniej jednak historia plemienia Białowłosego jest dla mnie dosyć monotonna, na swój sposób płaska. Osobiście jestem zwolennikiem techniki “show, don’t tell”, a u Ciebie tego pokazywania było jak na lekarstwo. Przez co tekst zrobił się monotonny. Wiem, że wynika to z długości przedstawianej historii vs. ograniczona długość samego opowiadania, ale dla mnie proporcja jest zaburzona.
Wyłapałem też troszkę rzeczy technicznych, które wymagałyby poprawienia:
Pewnego dnia, gdy dni stały się krótsze i nadeszły zimne wiatry, łowcy powrócili z polowania, lecz zamiast zwierzyny przynieśli martwego intruza
→ “pewnego razu” – wydaje mi się, że w ten sposób zachowasz sens, a unikniesz powtórzenia słowa “dzień”.
Był mniejszy od ludzi Białowłosego, odziany w skóry gadów, a na gładko ogolonej głowę miał wymalowane znaki.
→ “ogolonej głowie”
– Nie przeszkadzaj, Johnny – upomniała technika Scarlett.
→ “Scarlett upomniała technika.” – znów, to tylko moja sugestia, ale tak brzmi dla mnie naturalniej.
Wkrótce zaczęli się piąć w górę, a z nieba prószyć śnieg.
→ “Wkrótce teren zaczął się piąć w górę, a z nieba spadły pierwsze płatki śniegu.” – może coś takiego? Ogólnie rozumiem skąd taka, a nie inna forma zdania (usuwałeś powtórzenie wskazane w komentarzu), ale takie ominięcie czasownika w formie osobowej tutaj nie działa, gdyż w pierwszej części zdania masz inną osobę (trzecia liczby mnogiej vs trzecia liczby pojedynczej).
Zwierzę nie poruszało się, zesztywniała trąba zwisała nieruchomo, mimo silnego wiatru z ciosów zwisały długie sople.
powtórzenie.
Skóra przetoczył się unikając potężnej łapy, która minęła go o włos.
Śmiem twierdzić, że słonie nie mają łap, tylko nogi i stopy.
Białowłosy stanął plecami do szarżującego stwora i zaczął biec ku kobiecie. Ta stała z zamkniętymi oczyma, ściskając medalion
powtórzenie.
Wyskoczył do przodu, potężne ramię wodza wystrzeliło włócznię z okrutną siłą.
“wyrzuciło włócznię” – znowu, to tylko moje sugestia, ale słowo “wystrzelić” w takim kontekście kojarzy mi się bardzo mechanicznie i pasuje do jakiegoś narzędzia lub broni.
William ucichł. Scarlett i Johnny stali w ciemność, słuchając ciężkiego oddechu profesora.
→ “w ciemności” – literówka.
Generalnie, czytało się całkiem przyjemnie, choć niestety nie porwało.
Hej
Nessekantos
Dziękuję za przeczytanie i komentarz oraz wyłapanie literówek i wskazówki, co do tekstu :) – większość poprawiona.
Fajnie, że klimat się podobał :) i szkoda, że udało się przejrzeć fabułę.
“Osobiście nie przypadł mi do gustu zamysł, z recytowaną opowieścią. Samo przeplatanie się przeszłości z teraźniejszością jest jak najbardziej ok, to działa dobrze. Niemniej jednak historia plemienia Białowłosego jest dla mnie dosyć monotonna, na swój sposób płaska. Osobiście jestem zwolennikiem techniki “show, don’t tell”, a u Ciebie tego pokazywania było jak na lekarstwo. Przez co tekst zrobił się monotonny. Wiem, że wynika to z długości przedstawianej historii vs. ograniczona długość samego opowiadania, ale dla mnie proporcja jest zaburzona.”
Zgadzam się, że tekst może być odbierany jako monotonny, a sposób narracji jest ryzykowny :). Jednak postanowiłem spróbować czegoś nowego w pełni świadom, że tekst może się nie spodobać z powodu formy na jaką się zdecydowałem.
Dziękuję jeszcze raz za wszystkie uwagi i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Jasne, w pełni rozumiem. Też po to istnieje to forum. By móc eksperymentować, sprawdzać różne pomysły :)
Szczególna historia dziejąca się współcześnie, ale przepleciona z zajmująco opowiedzianymi wydarzeniami, mającymi miejsce w niezwykle odległej przeszłości. Historia pełna szczególnej magii i osobliwych zachowań ludzi i zwierząt. Zagadkowy finał buduje zagadki, których nijak nie można sobie wytłumaczyć.
Mam nadzieję, Bardziejaskrze, że poprawisz usterki, bo chciałabym móc odesłać opowiadanie do Biblioteki.
Pozostałe – ciemnowłosa, Starsza oraz Warkocz – próbowały pozyskać sobie przychylność Białowłosego, ale ten całą uwagę poświęcał dziecku i Wysokiej. → A ciemnowłosa to kto?
Ze zdania wynika, że to jedna z kobiet, ale dlaczego jest napisana małą literą i dlaczego później nie wspominasz o niej choćby słowem?
Zaczął lecieć deszcz i lał nieprzerwanie. → Nie wydaje mi się, aby deszcz latał.
Może tradycyjnie: Zaczął padać deszcz i lał nieprzerwanie. Lub: Zaczął lać deszcz i padał nieprzerwanie.
…aż w końcu pobiegł koślawie… → …aż w końcu pobiegł koślawo…
…Płomiennowłosy wpadł w wściekłość… → …Płomiennowłosy wpadł we wściekłość…
Czas dzieliła między Białowłosym a Skórą… → Czas dzieliła między Białowłosego a Skórę…
Wkrótce zaczęli się piąć w górę, a z nieba prószyć śnieg. → Masło maślane – czy mogli piąć się w dół? Poza tym zdanie wygląda nieco koślawo.
Proponuję: Wkrótce, kiedy ruszyli w górę, z nieba zaczął prószył śnieg.
Mamut zaryczał, wznosząc łeb w górę… → Masło maślane – czy mógł wznieść łeb w dół?
Wystarczy: Mamut zaryczał, wznosząc łeb…
Mamut miał jedno oko pokryte warstwą lodu, a w drugim tkwił drzewiec włóczni. → Mamut miał jedno oko pokryte warstwą lodu, a w drugim tkwiło drzewce włóczni.
Poznaj odmianę rzeczownika drzewce. Drzewce jest rodzaju nijakiego.
…rozrąbując sterczący z niego drzewiec. → …rozrąbując sterczące z niego drzewce.
…i z całej siły pociągnęła za drzewiec. → …i z całej siły pociągnęła drzewce.
…zasłoniła dłonią usta, by zdławić odgłos przerażenia wyrywający się z gardła. → Wiadomo, skąd wydobywa się głos – tu raczej okrzyk.
Proponuję: …zasłoniła dłonią usta, by zdławić wyrywający się okrzyk przerażenia.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej
regulatorzy
Dziękuję za przeczytanie i wyłapanie błędów – wszystko poprawione :) oraz komentarz.
“Zagadkowy finał buduje zagadki, których nijak nie można sobie wytłumaczyć.”
Mam tylko nadzieje, że nie wyszło zbyt enigmatycznie. A opowiadanie po przeczytaniu jest pełne i nie zostawiał niedosytu :).
“Pozostałe – ciemnowłosa, Starsza oraz Warkocz – próbowały pozyskać sobie przychylność Białowłosego, ale ten całą uwagę poświęcał dziecku i Wysokiej. → A ciemnowłosa to kto?
Ze zdania wynika, że to jedna z kobiet, ale dlaczego jest napisana małą literą i dlaczego później nie wspominasz o niej choćby słowem?”
A widziałem że te dookreślenie Starszej tylko zrobi zamieszanie :D “ciemnowłosa” usunięte :)
“Zaczął lecieć deszcz i lał nieprzerwanie. → Nie wydaje mi się, aby deszcz latał.
Może tradycyjnie: Zaczął padać deszcz i lał nieprzerwanie. Lub: Zaczął lać deszcz i padał nieprzerwanie.”
No tak :D czasem najprostsze rozwiązanie jest najtrudniej dostrzec :D
“Wkrótce zaczęli się piąć w górę, a z nieba prószyć śnieg. → Masło maślane – czy mogli piąć się w dół? Poza tym zdanie wygląda nieco koślawo.
Proponuję: Wkrótce, kiedy ruszyli w górę, z nieba zaczął prószył śnieg.”
A z tym zdaniem też miałem problemy – bo mi się powtórzenia robiły dziękuję za podpowiedź :D
“Mamut zaryczał, wznosząc łeb w górę… → Masło maślane – czy mógł wznieść łeb w dół?
Wystarczy: Mamut zaryczał, wznosząc łeb…”
Tyle mi się tego masła narobiło, że można by śmietanę zrobić ;)
“…i z całej siły pociągnęła za drzewiec. → …i z całej siły pociągnęła drzewce.”
Już na pewno zapamiętam :) – a przynajmniej mam taką nadzieję ;)
Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podobało. Jak już pisałem wcześniej, mało brakowało a by skończyło zapomniane :). Bardzo dziękuję za klik ( teraz opowiadanie powinno już na niego zasłużyć :).
Pozdrawiam serdecznie :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Tak, Bardziejaskrze, opowiadanie zasłużyło na miejsce w Biobliotece, a ja ciesze się, że mogłam się przydać. Teraz pędzę do klikarni. :)
Tyle mi się tego masła narobiło, że można by śmietanę zrobić ;)
Obawiam się, że to niemożliwe, albowiem masło robi się ze śmietany, nie odwrotnie. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
:D A wiedziałem, że coś pokręcę z tym masłem ale przynajmniej poprawiłem humor żonie :D. Dziękuję i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Oby zdarzały Ci się tylko takie pomyłeczki. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Oby : D
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Hej Anet A dziękuję :D i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Wciągające, z nutką dreszczyku. Doceniam to, jak klimat jest budowany za pomocą dość oszczędnej narracji. Z drugiej strony wątek współczesny wydaje mi się zbyt mało rozbudowany.
Gdy wojownicy nie pojawili się na noc, Płomiennowłosy zaczął okazywać dominację; ruszył ku Wysokiej, by zaznaczyć, że będzie jego, jeśli wódz nie powróci.
Brzmi jak wyimek z książki naukowej, a nie fragment narracji.
– Nie przeszkadzaj, Johnny – upomniała technika Scarlett. – A ty, William, kontynuuj, chłopcy w głębi nie próżnują, dobrze by było się czegoś dowiedzieć, nim rozkują ten lodowiec.
Podrzędoza nieco.
Śmierć snu osiadła w zamku okolicy
Hej GreasySmooth a dzięki :) Narracja robi cały klimat opowiadania więc dobrze, że się podobała :) ten wątek już współczesny od początku miał być tylko dodatkiem ale może faktycznie warto pomyśleć o jego rozbudowie : D Dziękuję za przeczytanie i wskazówki oraz pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
GreasySmooth
Z drugiej strony wątek współczesny wydaje mi się zbyt mało rozbudowany.
Mi najbardziej podobały się właśnie te fragmenty, które działy się w prehistorii. Wątek współczesny mógłby dla mnie zniknąć zupełnie, albo być tylko “rozrusznikiem” opowieści.
Jaskrze.
Tak czy owak, to opowiadanie było, moim zdaniem, najlepsze z tych, które przeczytałem twojego autorstwa. Jest tu to, co zawsze mnie pociąga w opowiadaniach – snuta opowieść, namacalny, obcy świat z niezwykłą atmosferą. Porwałeś mnie na chwilę gdzieś, gdzie było ciekawie i tajemniczo.
Hej locussolus Dzięki za miłe słowa ;) i komentarz Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Dzień dybry,
Przewrócił wiklinowy kosz, z którego wysypało się pół tuzina głów, które odrąbali obcym, i nakazał mężczyznom ponabijać je na kije i ku przestrodze ustawić w obrębie ich terenu łowieckiego.
Powtórzenia.
Przed jaskinią prócz deszczu nie dostrzegł nikogo.
A deszcz to jest osoba?
Jednoręki ostrożnie podszedł i wyciągnął dłoń, by dotknąć futra.
Brakujący przecinek.
Tropiciel spojrzał niepewnie na pozostałych, wtedy do ich uszu poprzez wyjący wiatr
,doszła pieśń Przeklętej, straszna i mrożąca krew w żyłach.
Zbędny przecinek.
Głowa zwierzęcia opadła i jeden z ciosów z olbrzymią siła zmiótł Tropiciela, wyrzucając go w górę. Reszta odskoczyła. Mamut obrócił się przy akompaniamencie pękającej lodowej powłoki wywijając łbem i długą trąbą, która przeleciała tuż nad Płomiennowłosym i opadła na bark Jednookiego z plaśnięciem i trzaskiem łamanych kości.
No to jak, najpierw głowa mu odpadła, a potem nią wywijał?
Ta stała z zamkniętymi oczyma, ściskając medalion
,i nie przerywając makabrycznej pieśni.
Zbędny przecinek.
Bardzo mi się podobało. Lubię opowiadania i książki, które fabułę mają osadzoną w odległych czasach. Im dalej, tym lepiej.
W przeciwieństwie do innych komentujących mnie opowiadanie zdołało zaskoczyć. Moment z mamutem mocny, fajny. Zakończenie też nawet niezłe.
Gdyby opko nie było już w Bibliotece, dałabym klika.
He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...
Hej HollyHell91 Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) Jak będę przy komputerze poprawię błędy. Fajnie, że się podobało i doceniam chęć dania klika :D Na zaskoczenie czytelnika nie stawiałem bardziej na klimat ;) tym bardziej cieszę się, że kogoś jednak udało się zaskoczyć :) Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hej ponownie :)
HollyHell91
Dziękuje za wyłapanie usterek poprawione :) Oprócz dwóch ;)
“Przed jaskinią prócz deszczu nie dostrzegł nikogo.
A deszcz to jest osoba?”
Aż tak razi ? ;)
“Głowa zwierzęcia opadła i jeden z ciosów z olbrzymią siła zmiótł Tropiciela, wyrzucając go w górę. Reszta odskoczyła. Mamut obrócił się przy akompaniamencie pękającej lodowej powłoki wywijając łbem i długą trąbą, która przeleciała tuż nad Płomiennowłosym i opadła na bark Jednookiego z plaśnięciem i trzaskiem łamanych kości.
No to jak, najpierw głowa mu odpadła, a potem nią wywijał?”
Mamutowi nie odpadła ;) oczywiście tylko opadła i to chyba o to chodzi, że najpierw opadła a potem nią wywijał :D. Wdaje mi się że ruchy głową w dół, a następnie w górę nie jest na tyle skomplikowany by nie mógł wystąpić jeden po drugim :)
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za miły komentarz. Fajnie że historia się podobała :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Mamutowi nie odpadła ;) oczywiście tylko opadła i to chyba o to chodzi, że najpierw opadła a potem nią wywijał :D. Wdaje mi się że ruchy głową w dół, a następnie w górę nie jest na tyle skomplikowany by nie mógł wystąpić jeden po drugim :)
Aa dobra sorry, źle przeczytałam. Mój mózg to odczytał jako “odpadła”, stąd wątpliwości. Przepraszam za zamieszanie.
“Przed jaskinią prócz deszczu nie dostrzegł nikogo.
A deszcz to jest osoba?”
Aż tak razi ? ;)
Mnie jakoś razi. Nie wiem jak u reszty. W końcu każdy komentarz jest subiektywny.
Pozdrawiam serdecznie :)
He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...
A nie ma sprawy :), dzięki jeszcze raz za wskazówki :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."