- Opowiadanie: Rejtan - Grabarze

Grabarze

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Grabarze

Słońce dopiero wschodziło. Promienie muskały blizny na mojej twarzy. Stałem przed wielkim oknem i upajałem się wpadającym przez szybę światłem. Zmrużyłem oczy i wsłuchiwałem się w leniwy poranek.

Tylko tu, w swoim domu, naprawdę mogłem być sobą. Świat nie rozumie tego, co robię… Można by powiedzieć, że mam „śmiertelnie poważną pracę”. He, he. To taki wisielczy żarcik w naszej branży.

Ech, tak. Trzeba sobie jakoś radzić ze stresem. Wszyscy tylko wytykają nas palcami.

Otworzyłem okno i wciągnąłem w nozdrza świeże powietrze. Czuć było petrichor – zapach mokrej ziemi po deszczu.

– Niedobrze – pomyślałem. – Padało.

Jestem Grabarzem. Bractwo zajmuje się chowaniem szczególnie trudnych przypadków – gwałty, morderstwa, samobójstwa… Czasem chowa się tylko kupkę wyprutych z kogoś flaków, raz ręce, nogi osobno… Nieludzkie. Dlatego nas nie lubią… Obwiniają nas o śmierć tych niewinnych. Tak jakbyśmy to my byli winni ich śmierci…

– Niedobrze. Padało. Cały grunt jest przesiąknięty kwaśną wodą, będzie trudno kopać… Lepiej załóż gumiaki – odezwał się Joe, który właśnie zamykał za sobą drzwi wejściowe. – Mamy nowe zlecenie. Kilkoro dzieci, których matki nie chciały. Powinno pójść szybko, więc można teraz zrobić sobie małą przerwę. – Odwiesił swój płaszcz przeciwdeszczowy i rozsiadł się w fotelu. Zsunął czapkę na oczy i po chwili zaczął chrapać.

Joe pracuje głównie w nocy. On wstydzi się ludzi. Za dnia tylko czasem przyjmuje takie „drobne” zlecenia, żeby sobie dorobić. Przynajmniej tak mówi. Niby go to nie obchodzi, ale przed każdym takim pogrzebem udaje, że śpi. Ja wiem, że on się modli. W ciszy. Do Czegoś Wyższego.

Tym razem także nie pytałem o szczegóły. Pozwoliłem mu trwać w tej chwili zadumy. Każdy z nas takiej potrzebuje. Wyszedłem z mieszkania. Zawsze tak robię, gdy widzę, że ktoś się modli. Chyba gryzą mnie wyrzuty sumienia, bo ja w coś takiego nie wierzę. W nic nie wierzę. Za dużo widziałem, żeby wierzyć w Dobro, a tym bardziej w przebaczenie.

Ulica wstawała. Tu i ówdzie panie w wysokich kozaczkach, z dumnie uniesionymi głowami, dzielnie omijały kałuże, załatwiając poranne sprawunki. Co pracowitsi sklepikarze pieczołowicie wywieszali promocje na szybach swoich witryn. „Dziś wędliny tańsze o połowę!”. „Ręcznie robiona kiszka z przepisu naszych babek”. „Fryzjer damski, męski”, „BUTY”, „Apteka” – mijałem szyldy niczym flaneur – włóczęga. Spacerowicz. Próżniak. Już zapomniałem, ile to daje radości, więc celebrowałem każdy krok.

– A niech to psiamać – zakląłem pod nosem, gdy przejeżdżająca obok dorożka ochlapała mnie wodą z ulicy.

– Nie słuchaj go, Coco, ten pan mówi brzydko. – Jakaś starsza paniusia zasłoniła oczy pudelkowi i zmierzyła mnie oskarżycielskim spojrzeniem.

– Jego też niech wszyscy diabli! – chlasnąłem wodą w stronę pudelka. Zadziałało. Damulka fuknęła, wzięła pieska ostentacyjnie na ręce i odeszła. A ja? Ja włożyłem ręce w kieszenie i skręciłem z głównego traktu w boczną drogę. W zaułkach znajdują się miejsca dla „takich jak ja”. Podejrzane bary, brudne interesy, sutereny i pijalnie wódki. Czar spaceru prysł.

– Kielich gorzały, Grigorij – zwróciłem się w stronę właściciela oberży „Pod Nadzieżdą”. Była to mekka Grabarzy. W kłębach fajczanego dymu wypełniających salę mrugały nieliczne blade płomyki świec. Nikt nikogo o nic nie pytał. To była jedyna zasada.

Usiadłem w półmroku na drewnianej ławie i sączyłem trunek podany mi przez skąpo ubraną żonę Grigorija. Była to najgorsza wódka świata, w dodatku rozwodniona, ale krągły biust Wiery zniechęcał do kłótni. Wypiłem grzecznie na raz. Nawet nie paliło. Wiera zabrała ode mnie pusty kieliszek i rozpłynęła się w gryzącej oczy chmurze. Zostałem sam. Znowu.

Nagle poczułem, że brakuje mi tchu. Przeklęta wódka!

Zacząłem się dusić, z trudem łapałem oddech. Coś mi się wbijało w szyję. Chciałem to złapać, ale ręce wykręcono mi do tyłu. Ktoś złapał mnie za kark i przycisnął do stołu.

– Hej. Pamiętasz Paryż? – Jadowity głos sączył mi się do ucha. Oczywiście, że pamiętałem. Mój najgorszy koszmar spełniał się właśnie w tej chwili. Zrezygnowany, zamknąłem oczy. Wtedy głos delikatnie pogłaskał mnie po włosach – zostało ci ostatnie zlecenie. Rzeźnik. Inaczej wszyscy się dowiedzą.

Głos i ból zniknęły tak samo szybko, jak się pojawiły. Nie miałem wyjścia.

Rzeźnik też był Grabarzem. Znałem go. Przychodził do „Nadzieżdy” zaraz po mnie. Nie, nie mogłem tego zrobić! Już nie jestem taki, zmieniłem się… a mimo to wyszedłem z baru. Nie ukrywałem się. Czekałem.

Rzeźnik szedł. Jak zwykle. Uśmiechnął się do mnie.

– Mam dla nas nowe zlecenie – rzuciłem podchodząc do niego. I gdy byłem dostatecznie blisko nagle znokautowałem go pięścią w brzuch. Rzeźnik skurczył się z bólu, a wtedy ja złapałem go za gardło. Dusiłem tak długo, aż jego ciało w ostatnich konwulsjach wyprostowało się nagle i umilkło.

Spojrzałem na dłonie. Całe były we krwi. Nie wiem skąd się wzięła… Obmacałem stygnącego już trupa i wyciągnąłem chusteczkę z jego kieszeni. Dokładnie wytarłem w nią obie dłonie i wyrzuciłem w błoto.

Zabił zegar. Bim. Bim. Bim… Dwanaście razy. Dochodziła dwunasta. Podniosłem się z kucek i wyszedłem na główny trakt. Szedłem powoli. Mam jeszcze trochę czasu, zanim ktoś odnajdzie Rzeźnika i zgłoszą morderstwo na policję… Potem i tak wezwą mnie z powrotem, żebym pochował to, co właśnie zabiłem. Ech, nie ma co rozważać. Muszę jak najszybciej wrócić do domu i pomóc Joemu chować niewinne dzieci… Może słusznie, że ludzie się boją takich jak ja.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Szort sprawia wrażenie streszczenia mrocznej powieści o tytułowych bohaterach. Przykry jest ich świat, życie, zajęcia, a nade wszystko – myśli i odczucia. Morderstwo w kręgu znajomych (zwłaszcza – takiego “klanu”, nielubianego przez innych) zdarza się rzadko, ale najwidoczniej to nie jedyna tajemnica, jaką ukrywa przed nami tak krótki tekst. :) Pomysł bardzo mi się podoba, zachęcam do rozwinięcia oraz kontynuacji.

Z technicznych spraw dostrzegłam nieco usterek interpunkcyjnych oraz literówek. 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witaj Rejtan

 

Fajny tekst, podobał mi się. Strzeliłeś w moje klimaty. I naprawdę dobrze się czytało. Wada tekstu jest taka, że za krótkie :)

 

Pozdrawiam

Jestem niepełnosprawny...

Rejtanie, lobbował za Twoim tekstem AP, ale sam go nie skomentował. Przeczytałem. Na tym portalu spodziewałem się w tekście jakiegoś elementu fantastyki. Tym razem mi tego zabrakło. Żeby chociaż była jakaś zagadka i zaskakujące rozwiązanie… Pozdrawiam i do następnego… :)

Dużo się tu dzieje. Pełno komentarzy. A tymczasem Grabarze czekają. I tylko niezawodna Bruce zrobiła swoje.

Z cyklu "uważaj, czego sobie (lub koledze) życzysz" (a i to tylko dlatego, że tekst ma 5632 znaki, a ja dzisiaj odczuwam bezsens egzystencji po trzech godzinach analizy danych ZUS. Potrzebuję ruchu…)

 Promienie delikatnie muskały moje blizny na twarzy.

"Delikatnie": 1. Niejasna składnia: Promienie muskały blizny na mojej twarzy.

 upajałem się wpadającym przez szybę ciepłem

Nie jestem przekonana, czy ciepło może "wpadać przez szybę". Chyba tylko światło.

 Świat nie rozumiał tego, co robię…

Ale teraz już zrozumiał? Bo ze zdania wynika, że narrator nadal to robi, ale świat już przestał tego nie rozumieć.

 To taki gorzki żarcik w naszej branży.

Za bardzo mrugasz oczami. Naprawdę, zrozumiałam, że żarcik jest wisielczy (raczej nie "gorzki").

 Ech, tak…Trzeba sobie jakoś radzić ze stresem. Wszyscy tylko wytykają nas palcami.

Brak spacji po wielokropku. Zdania słabo się łączą. Czy narrator zamierza kiedyś przejść do rzeczy?

 Czuć było petrichor – zapach mokrej ziemi po deszczu.

Tak, wiem, co to jest. Ale przeciętny czytelnik nie musi. Może natomiast przewrócić oczami nad popisywactwem autorskim.

 – Niedobrze – pomyślałem. – Padało.

Ten popis dedukcji kojarzy mi się nieodparcie ze Stirlitzem. Jeśli opowiadanie ma być humorystyczne (nawet w kolorze czarnym, ale humorystyczne) – to w porządku. Jeżeli ma być poważne, a tym bardziej straszne – to fatalnie. Śmiech zabija strach.

 Jestem Grabarzem. Bractwo zajmuje się chowaniem szczególnie trudnych przypadków – gwałty, morderstwa, samobójstwa…

? Zdania nadal słabo się łączą – sugerowałabym np. zacząć drugie tak: Moje Bractwo zajmuje się.

 Czasem chowa się tylko kupkę wyprutych z kogoś flaków, raz ręce, nogi osobno…

Dlaczego nie można wszystkiego włożyć do jednej trumny? Czy to nie aby profanacja?

 Obwiniają nas za śmierć tych niewinnych.

Obwiniają nas o śmierć. Ale dlaczego obwiniają grabarza?

 Tak jakbyśmy to my byli winni ich śmierci…

Dałabym tu przecinek: https://sjp.pwn.pl/zasady/363-90-A-2-Wyrazy-wprowadzajace-zdanie-podrzedne;629774.html

 Cały grunt jest przesiąknięty kwaśną wodą, będzie trudno kopać…

Że kwaśną, to prawda, ale dlaczego właśnie kwaśność wody ma utrudniać kopanie? Czy gdyby woda była zasadowa, to kopałoby się łatwiej? Poza tym deszczówka strasznie kwaśna nie jest, ma jakieś 6 pH, dajmy na to, że w ziemi spadnie do 5 (zgaduję), i to też nie zeżre szpadla. “Cały” zbędne.

 Dziś mamy nowe zlecenie.

Po co to "dziś"?

 więc można teraz zrobić sobie małą przerwę

Więc teraz można sobie zrobić małą przerwę.

 Odwiesił swój płaszcz przeciwdeszczowy

Przydałoby się dopełnienie. "Swój" jest zbędne – w polszczyźnie jeśli ktoś zawiesza na kołku płaszcz, domyślamy się, że swój.

 Za dnia tylko czasem przyjmuje takie „drobne” zlecenia, żeby sobie dorobić.

Mętnawa składnia. Jak w sumie działa ta organizacja?

 Zawsze niby go to nie obchodzi

"Zawsze" wycięłabym, nie łączy się.

 Ja wiem, że on się modli.

Nadmiar zaimków w tym zdaniu służy podkreśleniu jego wagi, ale uważaj, żeby Ci się nie wymknęły spod kontroli. One potrafią być gorsze od śmietki cebulanki.

 Pozwoliłem mu trwać w tej chwili zadumy.

Okrągłe, patetyczne zdanie, które w sumie nie mówi nic.

 Każdy z nas takiej potrzebuje.

Chwili, zadumy, patetycznej gadki?

 Chyba gryzą mnie wyrzuty sumienia, bo ja w coś takiego nie wierzę.

W coś jakiego? Zdania słabo się łączą. Wyrzuty sumienia ma się raczej wtedy, kiedy się wie, że się zrobiło coś złego, a narrator może się czuć wyobcowany, ale niczego takiego nie zrobił. A jeśli uważa, że powinien wierzyć, i nie wierzy, to w zasadzie wierzy – intelektualnie przyjmuje istnienie Absolutu, tylko nie łączy się z nim emocjonalnie (teologia zna takie przypadki).

 Za dużo widziałem, żeby wierzyć w Dobro, a tym bardziej w przebaczenie.

I w tundrę. Przepraszam Cię bardzo, ale ta filozofia jest taka… taka młodzieńcza. (Czyżbym się stawała… zgredzichą?)

 Tu i ówdzie pani w wysokich kozaczkach, z dumnie podniesioną głową, dzielnie omijała kałuże załatwiając poranne sprawunki.

Zaraz, zaraz, jedna pani – ale tu i ówdzie? Przecinek oddziela zdanie podrzędne: Tu i ówdzie panie w wysokich kozaczkach, z dumnie uniesionymi głowami, dzielnie omijały kałuże, załatwiając poranne sprawunki.

 Co bardziej pracowity sklepikarz pieczołowicie wywieszał promocje na szybach swojej witryny.

I znów – dlaczego to ma być Archetyp/Idea Sklepikarza? Witryna wystarczy – wiemy, że ma szyby. "Pracowity" można stopniować regularnie: Co pracowitsi sklepikarze pieczołowicie naklejali na swoich witrynach ogłoszenia o promocji.

 „Dziś tańsze wędliny o połowę!”

O ile takie ogłoszenia się spotyka, niestety, i chciałabym wierzyć, że celowo stylizujesz, ból zębów zmusza mnie do napisania, że powinno być „Dziś wędliny tańsze o połowę!”

 Ręcznie robiona kiszka z przepisu naszej babki

Kiszka ręcznie robiona według przepisu naszych babek. Nawet, jeśli to rodzinny zakład.

 Już zapomniałem ile to daje radości

Już zapomniałem, ile to daje radości.

 – Nie słuchaj go Coco, ten pan mówi brzydko – zasłoniła uszy pudelkowi jakaś zadufana staruszka i zmierzyła mnie oskarżycielskim wzrokiem.

Przed wołaczem stawiamy przecinek: Nie słuchaj go, Coco. Format dialogów, zob. tutaj: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ Dlaczego staruszka jest "zadufana"? Po czym narrator to poznaje? Zmierzyła go raczej spojrzeniem. Reasumując: – Nie słuchaj go, Coco, ten pan mówi brzydko. – Jakaś starsza paniusia zasłoniła oczy pudelkowi i zmierzyła mnie oskarżycielskim spojrzeniem.

 – Jego też niech wszyscy diabli! – kopnąłem wodą w stronę pudelka.

Nie mam pojęcia, czemu narrator aż tak się wścieka. Wodą mógł chlasnąć. O didascaliach – p. wyż.

 skręciłem w boczną drogę z głównego traktu

Raczej: skręciłem z głównego traktu w boczną drogę.

 W zaułkach znajdują się miejsca dla „takich jak ja”.

Ale czy tacy jak on używają słowa "znajdują się"?

 sutereny

Tak, i? https://sjp.pwn.pl/szukaj/suterena.html

 „pod Nadzieżdą”

Nazwę zaczynamy dużą literą.

 W salach unosił się tak gęsty dym tytoniowy, że ledwo było widać palące się światła świec.

Niezbyt obrazowe. Może tak: W kłębach fajczanego dymu wypełniających salę mrugały nieliczne blade płomyki świec.

 sączyłem podany mi trunek przez skąpo ubraną żonę Grigorija

Dlaczego żona Grigorija jest słomką do napojów? Rozumiem, że Ruskie to i sztachetę wyobracają, ale… ehkm. Zobacz. Normalny szyk zdania wygląda tak: [podmiot] [orzeczenie] [dopełnienie bliższe] [dopełnienie dalsze]. Dopełnienie dalsze określa sposób wykonywania czynności, w tym przypadku – sączenia. Żona Grigorija jest (gramatycznie i składniowo) związana z podawaniem, nie z sączeniem. Czyli powinno być: sączyłem trunek podany mi przez skąpo ubraną żonę Grigorija. Wtedy masz dopełnienia przy czasownikach, których one dotyczą.

 dodatkowo rozwodniona

Do tego, przy tym, w dodatku. Nie "dodatkowo".

 ręce zostały mi wykręcone do tyłu

Strona bierna spowalnia akcję: ręce wykręcono mi do tyłu.

 W sekundę ktoś złapał za mój kark i przycisnął do stołu.

"W sekundę" zbędne (wiemy, że rzeczy dzieją się szybko). Anglicyzm składniowy – powinno być "ktoś złapał mnie za kark".

 Mój najgorszy koszmar spełniał się właśnie w tej chwili.

Fajnie, tylko nie mam pojęcia, dlaczego to jest jego największy koszmar i dlaczego właśnie w tej chwili.

 Zamknąłem zrezygnowany oczy.

Lepiej: Zrezygnowany, zamknąłem oczy.

Wtedy głos delikatnie pogłaskał mnie po włosach

"Delikatnie": 2. Dlaczego głos (czyli drganie powietrza) go głaszcze? Po didascale kropka, wypowiedź od dużej litery, zob. poradnik.

 Albo inaczej wszyscy się dowiedzą…

Albo "albo", albo "inaczej". Jedno z dwojga. Oba – nie.

Przychodził do „Nadzieżdy” zaraz po mnie.

Oni mają grafik? Nie przychodzą spontanicznie, tylko mają grafik?

 rzuciłem podchodząc

Między orzeczenia dawaj przecinki.

I gdy byłem dostatecznie blisko nagle znokautowałem go pięścią w brzuch.

To brzmi tak, jakby narrator sam nie panował nad swoimi ruchami, oglądał je z zewnątrz. Ma być? Jeśli nie, to lepiej to skrócić do minimum.

 Dusiłem tak długo, aż jego ciało w ostatnich konwulsjach wyprostowało się nagle i umilkło.

Nie przekonuje mnie ten opis, ale jestem filozofem. Skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.

 Nie wiem skąd się wzięła

Nie wiem, skąd się wzięła. Ja też nie.

 pochował to, co właśnie zabiłem

Ale dlaczego nie szanuje kolegi?

 Może słusznie, że ludzie się boją takich jak ja.

Może ludzie słusznie się boją; albo: Może ludzie mają rację, że się boją.

 

Więc tak. To jest albo fragment, albo zapis pomysłu, którego nie rozwinąłeś. Zapowiedziałeś coś, poddałeś mi pytania i nie pokazałeś nawet strzępu odpowiedzi. Nie mam pojęcia, o co chodzi narratorowi, dlaczego zabija (zmusza go demon? ale co ten demon może mu zrobić? i jak się do niego przyczepił?), co to ma do jego zawodu – nic nie wiem o tym świecie. Ani o bohaterze. Nie wiem, czy mam powody mu współczuć, czy właśnie nie powinnam. Ot, facet z ulicy, którego mijam i tyle. Migawka, nie pełne opowiadanie. Musisz rozwijać pomysły, rozbudowywać takie rzeczy. Jasne, czasami napiszesz coś krótkiego – ale żeby to miało ręce i nogi, a nie tylko mały palec.

Jeszcze jedno. Tekst zawiera 21 wielokropków. Na 130 zdań to daje 16% kończących się wielokropkiem, czyli takich głębokich… niejednoznacznych… filozoficznych… Serio, unikaj takich rzeczy. To nie jest mądre – wielokropkami może sypnąć każdy, a mądrością nie. Jeżeli nie umiesz pisać mądrze, nie przejmuj się i pisz fajnie. Też będzie dobrze. Mądrość może sama wyjdzie, może nie – ale przynajmniej da się to czytać.

No. Nie bolało aż tak bardzo.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wydaje mi się, że to chyba nie jest fantasy. Dla mnie to nie wada, bo tego gatunku nie lubię. To opowiadanie też niestety nie jest dla mnie. 

Sprawdziłem w wikipedii, co to jest flaneur (fr.flâneur – włóczęga, spacerowicz, próżniak) i zachciało mi się zapisać do ich subkultury.

 

Koala75, nie lobbowałem, tylko widząc brak komentarzy pod tym opowiadaniem sprytnie nawiązałem do Twojego dribbla.

 

Tarnina, jestem pod wrażeniem.

 

Pozdrawiam

Dziękuję bardzo za feedback! Jestem bardzo wdzięczny! Przydałoby się takie solidne sprawdzenie mojego licencjatu haha A tak na poważnie, to bardzo budujące usłyszeć, co można poprawić w pracy, aby tylko nie mi sprawiała przyjemność, ale także innym. Pozdrawiam

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Lepiej załóż gumiaki. – odezwał się Joe,

Zbędna kropka.

 

zamykał za sobą drzwi wejściowe.

Czy 'Wejściowe' napewno jest potrzebne?

 

 

Przyjemnie się czytało, ale brakowało kontekstu. Zostawiłeś czytelnika z wieloma pytaniami. Na przykład "Co się stało w Paryżu?". Brakowało mi rozwinięcia. Pozdrawiam 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kto wie? >;

Przeczytałam Grabarzy i dłuższa chwilę zastanawiałam się, co miałeś nadzieję opowiedzieć, Rejtanie, ale cóż, Twoje zamiary pozostały dla mnie tajemnicą.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.  

 

– Nie­do­brze – po­my­śla­łem. – Pa­da­ło. → Przed myśleniem nie stawia się półpauzy.

Proponuję: Nie­do­brze – po­my­śla­łem. Pa­da­ło.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

mi­ja­łem szyl­dy ni­czym fla­neurwłó­czę­ga. → Czemu służy słowo napisane w dwóch językach?

 

– A niech to psia mać – za­klą­łem pod nosem… → – A niech to psiamać – za­klą­łem pod nosem

 

– Nie słu­chaj go Coco, ten pan mówi brzyd­ko – za­sło­ni­ła uszy pu­del­ko­wi jakaś za­du­fa­na sta­rusz­ka… → – Nie słu­chaj go Coco, ten pan mówi brzyd­ko.Za­sło­ni­ła uszy pu­del­ko­wi jakaś za­du­fa­na sta­rusz­ka

Po czym się poznaje, że staruszka jest zadufana?

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

zwró­ci­łem się w stro­nę wła­ści­cie­la obe­rży „pod Na­dzież­dą”. → …zwró­ci­łem się do wła­ści­cie­la obe­rży „Pod Na­dzież­dą”.

 

Usia­dłem w pół­mro­ku na drew­nia­nej ławie… → Zbędne dookreślenie – czy ława mogła być inna, nie drewniana?

 

Nagle po­czu­łem, ze bra­ku­je mi tchu. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmm, klimacik niewątpliwie jest, pomysł też, ale przydałoby się go nieco rozbudować.

Grabarz to nie to samo, co pracownik przedsiębiorstwa pogrzebowego. Ten pierwszy zajmuje się kopaniem grobów, więc raczej nie po niego będzie dzwoniła policja. Chyba że to jakaś dystopia. Klimacik by na to wskazywał, ale nic poza tym.

Przy tym trochę fragmentarycznie to brzmi. Facet ma tajemnicę, wygląda na to, że był zabójcą na zlecenie, ale dlaczego przestał i dlaczego ktoś znowu się do niego zwraca – na te pytania nie znajduję odpowiedzi.

Babole pracowicie powypisywały Tarnina i Reg, wraz z propozycjami zmian, więc popoprawiaj, żeby kolejni czytelnicy mieli opko lepszej jakości.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zgadzam się z przedmówcami: to jest, w tym momencie, całkiem efektowny pomysł na opowiadanie, trochę za mało jednak rozwinięty. Na razie spora część czytelników, co wskazują komentarze, trochę się gubi – może warto tekst rozbudować i nieco poszerzyć, uwypuklić zarówno motywacje bohatera, jak i konstrukcję świata?

ninedin.home.blog

Dzięki za komentarze, już poprawiłem błędy, pomysł rozwinę :)

Nowa Fantastyka