Obiekt jest już blisko powierzchni. Jasno. Bardzo jasno. Obiekt ma nadzieję, że uda się znaleźć doktora. Gdzie jesteś, doktorze?
Powierzchnia.
Laboratorium. Nad wodą. Wysoko. Jak się wspiąć? Macki będą boleć. Nie da się tak wysoko. Obiekt bardzo nie lubi powierzchni.
Płytko, co teraz? Kazałaś płynąć do góry, a się nie da… Powiedz mi…
Tam? No dobrze… Przestań boleć, płytko. Przestań, proszę…
– Milton! Milton! Chodź tutaj, udało się! – Doktor krzyczał coraz głośniej.
Asystent wszedł niepewnie do laboratorium. Po wczorajszym ataku desperacji doktora Petersona, wolałby unikać niepotrzebnej konfrontacji.
– Co się udało, panie doktorze?
– Mamy go, Milton! Mamy czterdzieści pięć! – Doktor rzucił się na niego i mocno przytulił.
– Niech pan mnie puści! Śmierdzi pan wódką! – Asystent próbował się wyrwać, ale jednocześnie ucieszył się, że doktor jest w dobrym humorze. – Spał pan w ogóle?
– Nie mogłem spać, Milton! Udało mi się namierzyć obiekt i komputer pokazuje, że jest już tutaj! Musimy iść szybko na zewnątrz!
– Naprawdę wrócił? Jak?
– Nasz system zadziałał, chłopcze! Możemy go zdalnie kontrolować! Niestety nie pamiętam jak to zrobiłem… ale zobacz, działa! – Wskazał na ekran.
Milton spojrzał na wory pod oczami kontrastujące z roześmianą twarzą doktora.
– Jeśli on naprawdę tu jest, to ja po niego pójdę. Niech pan się prześpi, weźmie prysznic…
– Ani myślę! Muszę go zobaczyć! – Naukowiec zerwał się w stronę wyjścia. – Bądź za parę minut na podeście! I pospiesz się, chłopcze!
Gdzie on jest? Gdzie doktor? Płytko, oszukałaś! Doktora nie ma!
Fale denerwują. Ciągle tylko góra i dół, góra i dół. To samo. Nudne.
Obiekt woli być pod wodą.
O, ryba! Na pewno musi być smaczna… Nie! Obiekt teraz musi dotrzeć do doktora. Nie ma czasu na jedzenie.
Gdzie…
Doktor? Doktor! To on! Macha do obiektu. I ten drugi. Ten… Nie wiadomo. Jakieś imię.
Płynąć. Płynąć. Znowu te fale.
Zaraz, doktorze! Szybciej, macki!
Hę? Doktor schodzi po dra-drabince. Czemu? Chce pływać? Przecież nie ma macek ani płetw, więc jak? Aaa! Doktor wpadł do wody! Obiekt już płynie, doktorze!
– No już, już, czterdzieści pięć! Hahaha, też się cieszę, że cię widzę! – śmiał się doktor, kiedy kilka macek czule go oplotło. – Milton, gdzie ta platforma?!
– Już, moment! – Asystent stał przy panelu sterowania i gorączkowo wciskał przyciski.
Po paru sekundach metalowa krata opuściła się z pluskiem na taflę wody. Peterson wgramolił się tam razem z pobudzoną ośmiornicą i maszyna zaczęła podnosić platformę. Po kilkunastu sekundach byli już na pomoście.
– Nie do wiary… To naprawdę on! – Milton przecierał oczy ze zdumienia.
– Mówiłem, ci chłopcze! Udało się nam! Haha, przestań, cztery pięć, haha, mam łaskotki! – śmiał się doktor.
– To… co teraz, doktorze?
– Teraz wracamy do laboratorium. Jeśli udało nam się nawiązać z nim połączenie, być może w końcu uda się zrobić to, nad czym tak ciężko pracowaliśmy! – Podekscytował się Peterson, głaszcząc ośmiornicę.
– Naprawdę myśli pan, że…
– Ja nie myślę, Milton. – Uśmiechnął się naukowiec. – Ja wiem, że się uda.
Po chwili byli już w laboratorium. Peterson uwolnił się z miłosnego uścisku obiektu i usiadł przy komputerze.
– Podłączymy ci teraz kilka czujników, cztery pięć, w porządku? – zapytał ośmiornicy, pokazując jej elektrodę.
Zwierzę w żaden sposób nie protestowało. Doktor zaczął po kolei podłączać kable do wyjść w płytce z boku głowy. W końcu uzyskał obraz na ogromnym monitorze. Kilka funkcji życiowych, w tym praca wszystkich trzech serc i fale mózgowe. Peterson spojrzał na asystenta.
– Już czas, chłopcze. Wierzę, że cztery pięć da radę to wytrzymać.
– Doktorze… Wie pan, że ostatnio…
– Ostatnio było inaczej, Milton! Ostatnio i przedostatnio i… Tak czy inaczej, teraz już widzę dlaczego! Zobacz. Częstotliwość tamtych fal była zbyt duża. Niby szczegół, ale okazał się destrukcyjny. Szkoda, że przez tak głupi błąd kilka ośmiornic musiało się poświęcić… Gdybyśmy mieli lepszy sprzęt może wcześniej bym to zauważył…
– Jeśli pan nie chce, to nie musimy… – Chłopak się zawahał.
– Właśnie, że nie, chłopcze! Musimy! Teraz wszystko jest na swoim miejscu. Jeśli on umrze, to umrę i ja, bo nikt inny nie dopuści mnie już do żadnych badań. Musimy zaryzykować. Poza tym… – zawahał się. – Poza tym myślę, że on jest wyjątkowy. Nie wiem dlaczego, ale tak po prostu czuję.
Milton spojrzał w oczy ośmiornicy. Biła od nich jakaś dziwa mądrość i wesołość. Czterdzieści pięć wydawał się zupełnie świadomy tego, co się dzieje.
– Dziękuję ci, chłopcze – odezwał się nagle Peterson. – Dziękuję, że we mnie uwierzyłeś, kiedy wszyscy inni uciekli.
– T-to nic takiego… – Uśmiechnął się zakłopotany asystent.
Doktor odwzajemnił uśmiech i włączył program. Wiszące w powietrzu napięcie brutalnie przerwał komunikat o błędzie.
– Hm… Trzeba będzie wejść z kopii zapasowej… – mruknął niezadowolony doktor.
Nagle rozległo się walenie do drzwi i szarpanie za klamkę.
– Otwieraj, Peterson! Musimy porozmawiać! Czemuś wymienił zamki, ty stary nieudaczniku?! – krzyknął ktoś zza nich.
– O cholera!
– Kto to, panie doktorze?
– Właściciel kompleksu naukowego! W końcu puściły mu nerwy i chce mnie stąd wywalić! Nie dziwię się w sumie po tylu nieudanych próbach i niezapłaconych czynszach, ale akurat teraz…
– Doktorze Peterson, jestem przedstawicielką koncernu Neurocto, pańskiego sponsora! Proszę otworzyć! – rozkazał inny głos. – Jeśli pan tego nie zrobi, będziemy zmuszeni wyważyć drzwi!
– Jest źle, Milton. Hahaha! Jest bardzo źle…
– C-co zrobimy, panie doktorze? Przecież oni zaraz…
– Udowodnimy im, jak bardzo się mylą. Kiedy pokażę im rezultaty, szczęki im opadną!
– Ale jak…
– Zajmij ich czymś, chłopcze. Wyważyć te drzwi to dziecinna igraszka. Tym bardziej, jeśli mają jakiś sprzęt – polecił doktor, wlepiając wzrok w monitor.
– Ja?! Ale…
– Zaufaj mi, Milton! Tym razem nam się uda! Zaufaj mi ten ostatni raz! – Odwrócił się i spojrzał mu w oczy. – Masz przed sobą wielką karierę, chłopcze. Wierzę w ciebie!
Peterson począł coś zamaszyście wstukiwać na klawiaturze i żwawo klikać myszką. Tymczasem łomotanie w drzwi stało się coraz mocniejsze. Ośmiornica zdawała się niespokojna. Choć nie ruszyła się z miejsca, to kilka razy uderzyła w podłogę macką.
Milton rozejrzał się po laboratorium. Wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu. Nie mógł jednak znaleźć nic, co jakkolwiek by mu pomogło. Patrząc na odczynniki, szkło, sprzęty i rupiecie, wspominał jedynie miły czas spędzony tutaj z doktorem. To tylko jeszcze bardziej pobudziło go do działania.
Ruszył ku jednemu ze stołów i zaczął przeszukiwać w panice szafki.
– Gdzieś tutaj powinien być… Mam! – wrzasnął nagle.
– Gratuluję chłopcze. Ale cokolwiek tam robisz, pospiesz się, bo słyszę, że chcą wyciągać taran! – ponaglił go doktor.
Milton spojrzał jeszcze raz na pudełko. Westchnął ciężko i skierował się w stronę drzwi.
Po jakiejś minucie drzwi w końcu puściły i uchyliły się; do końca walczyły z uderzeniami tarana.
Gdy tylko właściciel, kobieta z Neurocto i dwójka ochroniarzy już mieli wejść do środka, asystent wypadł na nich z dzikim wrzaskiem.
– Aaa!!! Moje oczy!!! Nic nie widzę!!! Pomocy!!!
Cała czwórka odsunęła się jak oparzona i spojrzała na niego z przerażeniem. Z twarzy ściekała mu krew sącząca się z jakiejś paskudnej rany. Cały był nią pobrudzony. Krwią i czymś czarnym, zupełnie jakby jego twarz, włosy i fartuch się odrobinę zwęgliły.
– C-co się stało?! – zapytał z przerażeniem jeden z ochroniarzy, którzy wyważali drzwi.
– Kwas! Kwaaas!!! – wydarł się nieludzko Milton, zataczając się i obijając o wszystko i wszystkich.
– Ej, Peterson! Coś ty zrobił…! – zaczął właściciel, wchodząc do laboratorium.
W tym momencie stażysta wpadł na niego jakby w amoku.
– Aaaaaa!!! Jak boli!!!
Mężczyzna zacisnął zęby, przerażony zdeformowaną twarzą.
– T-trzymaj się jakoś, chłopcze! Przemyj to, przemyj to wodą! – Chwycił go i pobiegł z nim do łazienki.
– Słabo mi… – Kobieta osunęłaby się na ziemię, gdyby nie interwencja jednego z ochroniarzy. Zdecydowanie nie była przyzwyczajona do tak drastycznych widoków.
Drugi ochroniarz również próbował pomóc, ale spojrzenie z bliska na ranę chłopaka sprawiło, że niemal zwymiotował.
Następne minuty objął chaos.
Przy akompaniamencie wrzasków, bieganiny i gorączkowej wymiany zdań, doktor Peterson zupełnie spokojnie uruchamiał od nowa program. Ośmiornica obok niego muskała go delikatnie macką po udzie. Doktor uśmiechnął się do niej.
– Niezły jest, co? Mam nadzieję, że ten rzęch odpali, zanim tamci się pokapują.
Obiekt czterdzieści pięć jakby skinął głową.
Tymczasem z korytarza rozległ się ryk.
– Peterson!!!
– Cholera, idą po mnie. – Zacisnął zęby w nienaturalnym uśmiechu. – Musi się udać, musi… – Wciskał klawisze coraz mocniej.
Nagle do pokoju weszło pięć osób. Doktor odwrócił się do nich z kwaśnym uśmiechem.
– Dzień dobry…
– Dla kogo dobry, dla tego dobry, Peterson! Co to ma być?! – wydarł się właściciel.
– Ale co? – zapytał doktor z udawanym zdziwieniem.
– Jak to co? Twój kretyński asystent nieźle nas wystraszył! Idiota nałożył sobie jakąś czerwoną… Co to w ogóle jest?! – Wskazał na umorusanego Miltona.
Na twarzy chłopaka pozostało jeszcze trochę czerwonoczarnej brei, która z powodzeniem imitowała krew przez ostatnie parę minut. Serce biło mu jak oszalałe, ale jednocześnie był szczęśliwy, że odważył się zrobić coś tak szalonego. Pytanie tylko czy…
– Zresztą, to nie ma znaczenia! Twoja kariera tutaj jest skończona, Peterson! – wrzasnął właściciel, marszcząc brwi.
– Doktorze Peterson… Pańskie wyniki ostatnimi czasy były… niezadowalające… – dodała kobieta z Neurocto, która zdążyła już nabrać kolorów. – Obawiam się, że w tym przypadku…
– Co też państwo mówicie? Badania właśnie zostały zakończone. Zostało tylko spisać to wszystko ładnie i opublikować. Proszę bardzo, oto efekt. – Wskazał na ośmiornicę.
Nowoprzybyła czwórka spojrzała tępo na głowonoga, który odpowiedział im o wiele mądrzejszym wzrokiem.
– Wygląda zwyczajnie, Peterson. Co tym razem? – zdziwił się właściciel.
– Udało się, panie Schneider. Osiągnęliśmy nić porozumienia. Tak jak mówiłem, badania zostały zakończone – odparł z dumą doktor.
– Chce pan powiedzieć, że może się komunikować z tą ośmiornicą? – zapytała zszokowana kobieta.
– Jak najbardziej. Mogę z nią rozmawiać, wydawać polecenia i odbierać komunikaty.
– Ale… jak to gadać z ośmiornicą? – zapytał jeden z ochroniarzy, potężny chłop bez szyi.
– Właśnie, przecież to głupie! – wtrącił tubalnym głosem drugi.
– Zamknąć się, kretyni! Peterson! Masz nam to natychmiast zademonstrować! – rozkazał Schneider.
– O niczym innym nie marzę. – Doktor uśmiechnął się do swoich gości, a następnie skinął głową asystentowi.
Milton odruchowo złapał kciuki, zupełnie jakby to miało jakoś pomóc doktorowi.
Peterson napisał kilka słów na klawiaturze i wcisnął enter. Przez chwilę nic się nie działo, aż w końcu ze starodawnych głośników rozbrzmiał sztuczny głos.
– Obiekt słyszy doktora. I rozumie.
Cała czwórka cofnęła się odruchowo. Doktor się uśmiechnął i wpisał kolejne zdanie.
– Dzień dobry, nowi ludzie. Nie bójcie się obiektu. Chciał się tylko przywitać. – Usłyszeli z głośników. Ośmiornica pomachała wesoło macką.
– Co to ma być, Peterson?!
– Wynik moich badań.
– Myślisz, że uwierzę, że ci się udało?! Przecież to niemożliwe! – krzyknął właściciel. – Ten twój poroniony projekt miał tylko przynosić mi comiesięczne dochody za wynajmowanie tego zawszonego laboratorium! Nawet ci sponsorzy w ciebie nie wierzyli! Nie mogło ci się udać! To na pewno jakieś oszustwo?
– Jest pan naukowcem, panie Schneider? – zapytał doktor.
– N-nie, ale…
– W takim razie niech wypowie się ktoś, kto ma o tym pojęcie, w porządku? – Spojrzał na wciąż zaskoczoną kobietę.
– Doktorze Peterson – zaczęła, wyraźnie zafascynowana. – Proszę powiedzieć nam, czy możliwy jest kontakt bezprzewodowy i czy ta ośmiornica naprawdę potrafi coś panu przekazać sama z siebie?
– Naturalnie. Co prawda kontaktowanie się na odległość będzie miało swoje ograniczenia, ale jest możliwe – wyjaśnił naukowiec. – Co do drugiego… Niech czterdzieści pięć nam coś opowie – powiedział i napisał kilka słów na klawiaturze.
Przez chwilę nic się nie działo. Ośmiornica siedziała bezczynnie na podłodze. I gdy już Schneider miał wygłosić triumfalną mowę, z głośników wybrzmiał głos syntezatora.
– Opowiedzieć… Obiekt opowie jak był w oceanie! Było tyle wody! I tyle ryb! Obiekt był szczęśliwy. Ale wtedy pojawił się rekin. Obiekt musiał walczyć. Płytka dużo nauczyła i obiekt pokonał głupią rybę. Potem spotkał samicę, ale uciekła. Był wtedy bardzo smutny. Ale płytka zaczęła boleć. Kazała wracać do doktora. Obiekt zaczął płynąć do góry i znalazł doktora i tego drugiego. Był szczęśliwy. Kocha doktora i wie, że ucieczka była smutna. Chce zostać przy doktorze, ale pływać w oceanie – zakończyła ośmiornica.
Wszystkim obecnym, oprócz Petersona, opadły szczęki. Nawet Milton nie spodziewał się tak spektakularnych wyników eksperymentu. Łzy same cisnęły mu się do oczu, kiedy wspominał ile doświadczeń i modyfikacji, czasem też tych bolesnych, musiał przejść czterdzieści pięć i wcześniejsze ośmiornice. Ale w końcu się udało.
– T-to niesamowite… – zdołała wydusić z siebie kobieta. – Doktorze Peterson, Lara Bricks, dział innowacji Neurocto. Jeśli to możliwe, chciałabym w imieniu całego zespołu objąć patronatem pański projekt. Zajmę się wszystkimi ustaleniami z szefem i dopilnuję, by otrzymał pan stosowny grant – zapewniła.
– C-co?! Nie możesz tego zrobić! – krzyknął poirytowany Schneider. – Peterson, ty…!
– Ma pan szczęście, panie Schneider. Okazuje się, że jednak będę miał jak panu zapłacić ten zaległy czynsz. No i chyba tutaj zostanę. – Uśmiechnął się doktor.
Właściciel pobladł ze złości, wykrzywił usta, odwrócił się na pięcie i skierował w stronę wyważonych drzwi. Nim wyszedł z laboratorium, rzucił jeszcze:
– Czekam na pieniądze tylko do końca tygodnia, Peterson! – krzyknął i dodał znacznie ciszej. – Co za głupia baba…
Tymczasem ochroniarze, zafascynowani gadającą ośmiornicą, kucnęli przy niej i zaczęli ją głaskać. Obiekt początkowo niechętnie reagował na ich zaczepki. Po chwili jednak ochoczo podawał roześmianym mężczyznom macki, przybijał piątki i wesoło się kołysał.
– Nowi ludzie fajni – powiedział komputerowym głosem.
– Cieszę się, że znalazłeś sobie przyjaciół, czterdzieści pięć. Haha! – zaśmiał się doktor.
– Doktorze Peterson… – Lara podeszła bliżej ośmiornicy i przyjrzała się jej dokładnie. – Osiągnął pan coś… niesamowitego. To otwiera zupełnie nowe możliwości! Taka ośmiornica mogłaby na przykład…
– …badać dno oceaniczne, prawda? – dokończył doktor. – To faktycznie początek czegoś większego. Ostatecznie, po stworzeniu tylu łodzi podwodnych i innych głębinowych wynalazków, najlepszym rozwiązaniem okazuje się skorzystanie z pomocy ośmiornicy.
Milton słuchał ich rozmowy, zmywając z twarzy pozostałości czerwonej pasty. Skóra zaczynała go już powoli piec, ale nie żałował swojego aktorskiego występu. Był szczęśliwy i po raz pierwszy od dawna czuł się spełniony. Pomyślał o tym, że ostatecznie jego rola przy sfinalizowaniu projektu polegała na odegraniu dramatycznej sceny i uśmiechnął się w duchu. Z jakiegoś powodu wcale mu to nie przeszkadzało.
Jednocześnie za plecami usłyszał pytanie, które sprawiło, że wstrzymał na chwilę oddech:
– Swoją drogą, panie doktorze… Ośmiornica powiedziała coś o ucieczce. Wie pan, o co jej chodziło? I z tym oceanem… Naprawdę pan ją wypuścił?
Milton rzucił okiem na doktora, który posłał mu uspokajające spojrzenie.
– Droga pani, w gruncie rzeczy, to tylko ośmiornica. Nie powinniśmy brać dosłownie wszystkiego, co powie, prawda? – zaśmiał się. Jednocześnie spojrzał na ośmiornicę i pomyślał. – A więc sam uciekłeś, ty cwana bestio.
Czterdzieści pięć zmrużył wesoło oczy, zupełnie jakby odczytał jego myśli.
– Obiekt bardzo kocha doktora!