- Opowiadanie: Bies Karkonoski - Nowy świat

Nowy świat

Opowiadanie napisane na Ogólnopolski Konkurs Literacki „ W leśnej głuszy wśród fabrycznego dymu”. Motyw starcia natury i cywilizacji z mile widzanym wątkiem skandynawskim.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Nowy świat

Kiedy było już za późno? Może wtedy, gdy puściły tamy Żółtej Rzeki powodując największą powódź w dziejach człowieka? Albo gdy setki tysięcy Arabów zmarło na skutek śmiercionośnych upałów w czasie Piekielnego Żaru w Zatoce Perskiej, a miliony emigrantów ruszyło w stronę Europejskiej Oazy? Tej samej, w której trwał właśnie wyścig huraganów w masowej anihilacji europejskiej architektury. A może, było już za późno gdy The Rocket, pierwszy prototyp parowozu, ruszył po torach Anglii rozgrzewając w jej mieszkańcach wręcz fanatyczny zapał do posiadania węgla. Kiedy wydaliśmy wyrok śmierci dla postępu cywilizacji? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, natomiast jestem jednym z niefortunnych świadków konsekwencji ludzkiej pazerności, która doprowadziła do zagłady.

Nazywam się Roland Carlsson i jestem mieszkańcem Nowego Świata. Mamy rok 2077. Dwadzieścia sześć lat od wielkiego Ragnarok. Mieszkaliśmy w Bo35Sk48, dawnym Linköping na południu Szwecji. Jednym z wielu cudownych miast samowystarczalnych energetycznie. Autogenne enklawy, które w złożeniu miały zapoczątkować neutralność emisyjną dwutlenku węgla w skali globalnej. W rzeczywistości okazały się walką z wiatrakami. Świat płonął w ogniu chaosu. Wielkie migracje, konflikty zbrojne, potworne katastrofy klimatyczne.

Plan ratunkowy zawiódł albo był wdrożony zwyczajnie za późno. Żyliśmy stosunkowo spokojnie w naszym azylu, aż do tamtego dnia. Ojciec, Gustav Carlsson obudził mnie w środku nocy. Ruszyliśmy volkswagenem NID. 3 w stronę wschodniego wybrzeża. Przyszłość motoryzacji, proekologiczny samochód elektryczny, który od procesu narodzin do ostatniego dni użytkowania miał wydzielić mniej dwutlenku węgla niż paczka wypalonych papierosów. Ale było już za późno. Bez większych problemów udało nam się dostać do zanieczyszczonych plaż Morza Bałtyckiego. Zielony, śmierdzący kożuch, rozpościerał się w promieniu kilometra od lądu zaśmieconego zlepkiem plastikowej masy z resztkami więdnącej roślinności. Plan był prosty. Zamierzaliśmy przeczekać parę miesięcy na morzu a następnie wyruszyć na Grenlandię, ówczesną ziemię obiecaną. Toksyczny Bałtyk okazał się bardziej zatłoczony niż przypuszczaliśmy. Trzeciego dnia doszło do incydentu, w którym zginął mój ojciec. Miałem wtedy czternaście lat. Dwóch afrykańskich uchodźców. Chcieli tylko jedzenia. Doszło do szamotaniny, padły strzały. Miałem dużo szczęścia, lecz zostałem sam a odtąd moimi jedynymi towarzyszami byli żal i ściskający serce strach. Na domiar złego nadszedł czas w którym planeta upomniała się o swoje, rozpoczął się Czas Huraganów, wielki Ragnarok. Kolejny łut szczęścia sprawił, że przetrwałem na szalejącym od wichur morzu bez większego uszczerbku na zdrowiu.

Wróciłem na półwysep po osiemnastu miesiącach na morzu. Świat wyglądał jakby coś go przeżuło i wypluło z powrotem. Zdecydowanie większa część terenu i infrastruktury została przetrawiona przez potężne, głodne zniszczenia huragany. Rzeki, kiedyś wartkie i głębokie, dziś skromne strumyczki, zmieniły nurty. Jeziora wysychały. Poczucie bezradności wzbudzał widok marniejącego otoczenia pełnego wszechobecnych odpadów, złomu i śmieci. Cmentarzysko pochowanych, śmiałych nadziei na wieczny rozwój technologiczny trwający w symbiozie z planetą. Dzieło człowieka, a właściwie tylko jego zamówienie zrealizowane przez wszechpotężne siły natury.

Przemierzałem Półwysep skandynawski pieszo. Unikałem ludzi. Ludzie zawodzili, nawet w dobrych czasach, zaś owe czasy budziły w nich demony pochodzące z najstraszniejszych, najgłębszych czeluści istoty zła. Wreszcie dotarłem tu, do kresu wędrówki, gdzie w najśmielszych fantazjach nie mogłem przewidzieć tak niewiarygodnego scenariusza dla realnego świata znanego sprzed kilku lat. Moja droga doprowadziła mnie na północ Szwecji, gdzie od dwóch dni poszukiwałem czystej wody. Większość z jezior czas nieskazitelności miała za sobą, a niektóre po prostu wyschły, zamieniając się w toksyczne bajora. Przeklęta kraina stu jezior. Stałem przy brzegu jednego z tych wymarłych akwenów z zanurzonym w wodzie elektrolizerem do pomiaru zdatności do spożycia. Czysta igła w stogu spaczonego siana. W pakiecie z poczuciem bezsensu, wyschniętymi ustami i drugim stopniem odwodnienia, czekałem na wynik pomiaru. Wtedy ujrzałem coś co zdawało mi się przyglądać. Owo coś wystawało lekko ponad taflę mętnej, niezidentyfikowanej jeszcze wody. Głowa istoty przypominała kłębek glonów z powtykanymi gdzieniegdzie kawałkami plastikowych odpadów. Najpewniej była to głowa gdyż na jej przodzie świeciły jaskrawym światłem dwa ogniki, w pierwszej chwili kojarzące się z oczami. Jedna z trzech kontrolek elektrolizera zapaliła się oznaczając gotowość urządzenia do pracy. Wydawałoby się, że nawiązałem z istotą kontakt wzrokowy, gdy ta zaczęła powoli kierować się w moją stronę odkrywając humanoidalna postać. Pękate ciało budową przypominało łeb stwora. Z umownie zlokalizowanego brzucha, wystawały plastikowe butelki zaś chude kończyny były obwieszone pękami winorośli związanymi z foliowymi torebkami i śmieciami. Stwór przystanął tuż przede mną i oprócz uderzającego smrodu mułu i wilgoci nagle poczułem, że jest bardzo stary. Kiedy zamigotała druga kontrolka, trzeźwy umysł podał dwie informacje, poziom odwodnienia osiągnął stadium w którym pojawiają się halucynacje, oraz niebezpieczeństwo. Przeanalizowanie tych informacji dało mi impuls do rzekomo trzeźwego osądu sytuacji.

– Czym jesteś? – zapytałem. Stwór zatrzymał na chwilę świecący wzrok na wciąż zanurzonym, nieruchomym elektrolizerze.

– Czy…yy…yy…ym, jesss…tem? – wolno wypowiedziane słowa brzmiały niczym gadzi syk wydobywający się z podwodnej głębiny.

– Jesss…tem Nak…ky…ky…ken. Taaak Naken. – potwierdzone imię Naken zostało wyraźniej wyartykułowane, a jego posiadacz zdecydowanie się ożywił wzbudzając mój niepokój.

– To moje jezioro. Ty być obcy. – coś chrząknęło, a z ust stwora wypłynęła zielona ciecz. Niezwykłość danej sytuacji nasunęła jedną myśli, którą mimowolnie wypowiedziałem.

– Jak to możliwe, że istniejesz? – Naken oderwał skupiony wzrok od urządzenia pomiarowego, przekręcił łeb w sposób jaki robią to psy nierozumiejące wydanej komendy.

– Istnieje zawsze. Spałem. Długi sen. Bogowie spali. Ragnarok. Ludzie zbudzili. Zmierzch i świt bogów.

Choć mowa potwora stała się wyraźniejsza jej treść wywoływała mętlik w głowie. Czy to możliwe, że nordyccy bogowie istnieli naprawdę? Czy mity ze starych książek, zapomniane legendy były pokłosiem faktycznych wydarzeń? Czy to wszystko się działo, czy było wytworem odwodnionego organizmu i płatającego halucynogenne figle kurczącego się mózgu? Wewnętrzne rozważania przerwał sygnał trzeciej kontroli wykazując średnie zanieczyszczenie wody w jeziorze. Poziom toksyczności wskazywał zero, więc na szczęście przy odpowiednim filtrowaniu mogłem wreszcie ugasić pragnienie. Wyjąłem przyrząd. Istota o imieniu Naken lub też mój koszmarny omam, poderwał się z zadziwiającą szybkością. Zaskrzeczał bulgocząc i chwycił mnie żelaznym uściskiem za kostki. W sekundę zostałem wciągnięty po samą szyję w brudne odmęty wody.

– Jestem Naken. Pan jeziora. Ty moja ofiara.

Znalazłem się pod wodą. Oblepione glonami badyle wczepiły się w moją klatkę piersiową wyciskając resztki zapasów powietrza. Szarpałem z cały sił, ale ciężar stwora był przytłaczający. Panika osiągnęła apogeum. Spazmy miotające moim ciałem nie dawały rezultatów. Przerażające ślepia Nakena były ostatnim obrazem z horroru jaki przeżywałem. I przeżyłem. Leżałem na brzegu tego samego jeziora w pozycji na brzuchu. Zwróciłem zalegającą w płucach wodę. Kaszlnąłem kilkukrotnie i zadarłem głowę w celu rozeznania się w sytuacji. Nisko wiszące słońce poraziło mój wzrok i chwila przyzwyczajenia upewniła mnie w tym co zdawało mi się, że widziałem.

– Już myślałem, że po tobie smyku – nade mną stał, długowłosy, brodaty kolos ubrany w coś co przypominało zbroję narzuconą na skórzaną kurtkę i wojskowe bryczesy w kolorze khaki. Przyjrzał się mechanizmowi sportowej kuszy, po czym odwiesił ją sobie na plecach. Podniósł motocyklowy hełm pełen wymalowanych symboli i ruszył sprężyście w moją stronę.

– Miałeś fart z tym wodnikiem – powiedział pomagając mi wstać w sposób całkowicie naturalny i ku mojemu przerażeniu, bez jakichkolwiek śladów szaleństwa.

– Wo…wodnikiem? – wymamrotałem bezmyślnie z niedowierzaniem. Konwersacja z innymi istotami nie należała obecnie do moich najlepszych stron.

– Ano wodnikiem. Tam leży jego truchło – wskazał palcem na dryfujące niedaleko zwłoki stwora.

– A to jest żelazny grot, który przebił mu łeb na wylot – tu zademonstrował dumnie jeden z bełtów kuszy.

– Gdyby nie twój elektrolizer, już dawno byłoby po tobie. Paskudy nie znoszą żelaza. Jest dla nich zabójcze – poinstruował jak gdyby nigdy nic.

– Ale jak to możliwe? Skąd się wziął tu ten stwór? – nie odpuszczałem pełny pytań i wątpliwości. Dryblas cmoknął jakoś protekcjonalnie i klepnął mnie tak mocno w plecy, że wyplułem z siebie resztki wody.

– Nic nie wiesz co? Chodź rozpalimy ognisko. Tu powinno być już bezpiecznie. Nazywam się Dlareg. – tu podał mi swą jak bochen chleba dłoń i już po chwili ogrzewaliśmy przemoczone kończyny przy kojącym ogniu, który podobnie jak Dlareg, roztaczał aurę bezpieczeństwa.

Mój wybawca opowiedział o Czasie Huraganów, który zaczął się gdy byłem na morzu. Mówił o totalnym zniszczeniu. O struchlałych ludziach, którzy wyszli z ukrycia w poszukiwaniu wody i jedzenia. Zapasów szybko zabrakło, dlatego na wagę złota stały się ujęcia wody pitnej, drzewa i krzewy owocowe, czy skrawek płodnej ziemi. Zdesperowani ludzie błagali, modlili się i zostali wysłuchani. Woda w rzekach zaczęła płynąć, drzewa rosnąć, a ziemia rodzić plony. Wdzięczni ludzie oddali cześć zapomnianym przez wieki nordyckim bogom, panom żywiołów. Bez krzty wątpliwości i ze szczerą pokorą stawiali pomniki bogom, składali ofiary, a ci darowali im ziemię obiecaną, Nowy Świat. Z czasem coś jednak zaczęło się zmieniać i na ziemi jak i w lasach i jeziorach zamieszkały żywiołaki, demony broniące dostępu do dóbr naturalnych. Ludzie jednak nie załamali rąk i podjęli walkę o swoje. Być może była to kolejna lekcja pokory dla człowieka, który szybko przyzwyczaja się do dóbr i wygód zapominając o ich prawdziwej wartości i o tym jak łatwo mogą one mu zostać odebrane.

Nazywam się Roland Carlsson, a to moja opowieść. Mam czterdzieści lat i dzięki szkoleniu Dlarega wciąż dzierżę oręż w walce z demonami. Jestem rycerzem Nowego Świata, świata w którym człowiek znów oddaje hołd lasom i rzekom, we świecie w którym bez walki o bogactwo przyrody, zginiemy.

Koniec

Komentarze

Przepraszam za brak akapitów. To mój pierwszy raz.

Biesie Karkonoski, tekst liczący ponad dziesiuęć tysięcy znaków to już nie szort. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Akapity możesz wprowadzić edytując tekst.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szanowny Biesie, akapity “robią się” jak gdyby same. Klawisz “Enter” przenosi tekst do nowego, następnego wiersza, co otwiera nowy akapit.

Przy okazji porządkowania tekstu pod kątem akapitów zwróć uwagę na przecinki – trochę z nimi nie tak…

Sam tekst, przygnębiający, pesymistyczny, zyskałby na jego częściowej rozbudowie o dialogi. Bohater chociaż rzadko, ale jednak zapewne spotykał się z innymi ludźmi, sądzę. Koncepcja powrotu starych bogów nordyckich nie jest zła, ale została szalenie skąpo przedstawiona. Jedna prezentacja wodnika to za mało, przydałyby się przedstawienia efektów “rządzenia światem” przez Thora, Odyna i ich koleżków.

Witaj.

Gratuluję debiutu portalowego. :)

Tekst ma sporo usterek językowych, a także błędne zapisy dialogów. Wspomniany wcześniej podział na akapity także jest wskazany. 

Cóż, o zagładzie planety ciągle się sporo mówi i pisze. Oby te apele przyniosły wymierny efekt. Fantastyka dodana umiejętnie, choć – pokrótce, rozumiem jednak, że to wymóg konkursu, wspomnianego w przedmowie. 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Pomysł niezły, chociaż o niszczeniu natury ciągle się mówi. Ciężko się czyta jako jeden akapit. Może odrzucać potencjalnych czytelników. Wprowadź zmiany.

Ot, kolejna wersja wizji przyszłości w świecie zrujnowanym przez człowieka, tym razem z elementem mitologii nordyckiej, ale też ze słowiańskim wodnikiem. Rzecz przedstawiona bardzo skrótowo i niezwykle oszczędnie, nie zdołała, niestety, wzbudzić we mnie żywszych wrażeń.

Wykonanie, co stwierdzam z ogromną przykrością, pozostawia bardzo wiele do życzenia. Szkoda, że do tej pory nie edytowałeś tekstu.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

a mi­lio­ny emi­gran­tów ru­szy­ło w stro­nę… → Literówka.

 

26 lat od wiel­kie­go Ra­gna­rok.Dwadzieścia sześć lat od wiel­kie­go Ra­gna­rok.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Ru­szy­li­śmy Volks­wa­ge­nem NID. 3 w stro­nę… → Ru­szy­li­śmy volks­wa­ge­nem NID. 3 w stro­nę

Nazwę samochodu piszemy małą literą.

 

miał wy­dzie­lić mniej co2… → …miał wy­dzie­lić mniej dwutlenku węgla

Nie używamy wzorów.

 

ów­cze­sną Zie­mię obie­ca­ną. → …ów­cze­sną zie­mię obie­ca­ną.

 

żal i ści­ska­ją­cy za serce strach. → …żal i ści­ska­ją­cy serce strach.

 

Prze­mie­rza­łem pół­wy­sep skan­dy­naw­ski pie­szo.Prze­mie­rza­łem Pół­wy­sep Skan­dy­naw­ski pie­szo.

 

de­mo­ny po­cho­dzą­ce a z naj­strasz­niej­szych… → Literówka.

 

kłę­bek glo­nów z po­wty­ka­ny­mi gdzie nie gdzie ka­wał­ka­mi… → …kłę­bek glo­nów z po­wty­ka­ny­mi gdzieniegdzie ka­wał­ka­mi

 

świe­ci­ły blado ja­skra­wym świ­ta­łem dwa ogni­ki… → Sprzeczność – światło jaskrawe jest ostre i mocno razi oczy, więc nie może być blade. Literówka.

 

przy­wo­dzą­ce na pierw­sze sko­ja­rze­nie oczy. → …przy­wo­dzą­ce na myśl oczy. Lub: …w pierwszej chwili kojarzące się z oczami.

 

spo­sób jaki robią to psy nie­ro­zu­mie­ją­ce udzie­la­nej ko­men­dy. → Komend się nie udziela.

Proponuję: …spo­sób w jaki robią to psy, nie­ro­zu­mie­ją­ce wydanej ko­men­dy.

 

 Czy mity sta­rych ksią­żek… → Czy mity ze sta­rych ksią­żek

 

plą­ta­ją­ce­go ha­lu­cy­no­gen­ne figle kur­czą­ce­go się mózgu? → Pewnie miało być: …płatającego ha­lu­cy­no­gen­ne figle, kur­czą­ce­go się mózgu?

 

ubrany w coś co przy­po­mi­na­ło zbro­je na­rzu­co­ną… → …ubrany w coś, co przy­po­mi­na­ło zbro­ję na­rzu­co­ną

 

po­wie­dział po­ma­ga­jąc mi wstać a po­wie­dział to w spo­sób… → Powtórzenie.

 

Bez krzty wąt­pli­wo­ści i szcze­rą po­ko­rą… → Bez krzty wąt­pli­wo­ści i ze szcze­rą po­ko­rą

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przede wszystkim dziękuję za wszystkie komentarze, oceny i sugestie. To pierwszy portal, w którym spotkałem się z tak błyskawiczną i liczną odpowiedzią na zamieszczony tekst. Czuje się zachęcony do aktywnego udziału w życiu portalu.

 

regulatorzy

 

Wykonanie, co stwierdzam z ogromną przykrością, pozostawia bardzo wiele do życzenia. Szkoda, że do tej pory nie edytowałeś tekstu.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Dzięki za wyłapanie błędów. Wszystkie poprawiłem. Następnym razem pomyślę o wersji beta przed publikacją, ponieważ mam dużo problemów z gramatyką. Nad dialogami popracuje w wolnej chwili. Bardzo przyda się link z wskazówkami. 

 

AdamKB

 

Szanowny Biesie, akapity “robią się” jak gdyby same. Klawisz “Enter” przenosi tekst do nowego, następnego wiersza, co otwiera nowy akapit.

Niestety tekst zamieściłem z telefonu i stąd brak akapitów nawet po “zenterowaniu”. Więcej nie popełnię tego błędu. 

 

Sam tekst, przygnębiający, pesymistyczny, zyskałby na jego częściowej rozbudowie o dialogi. Bohater chociaż rzadko, ale jednak zapewne spotykał się z innymi ludźmi, sądzę. Koncepcja powrotu starych bogów nordyckich nie jest zła, ale została szalenie skąpo przedstawiona. Jedna prezentacja wodnika to za mało, przydałyby się przedstawienia efektów “rządzenia światem” przez Thora, Odyna i ich koleżków.

Niestety ograniczył mnie limit konkursowy. Koncepcja umieszczenia starych wierzeń w współczesności to mój konik. Dzięki za docenienie pomysłu :)

 

bruce

 

Gratuluję debiutu portalowego. :)

Mógłby być lepszy ale serdeczne dzięki :)

 

Tekst ma sporo usterek językowych, a także błędne zapisy dialogów.

Pracuje nad tym :)

 

Koala75

 

Pomysł niezły, chociaż o niszczeniu natury ciągle się mówi. Ciężko się czyta jako jeden akapit. Może odrzucać potencjalnych czytelników. Wprowadź zmiany.

Taki był wymógł konkursu. Dzięki za przeczytanie pomimo fatalnego formatu tekstu :)

 

Czuje się zachęcony do aktywnego udziału w życiu portalu.

Tak trzymaj. yes

Pracuje nad tym :)

Błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. :) Tu każdy z nas się uczy i każdemu zdarzają się pomyki. :)

I ja dziękuję, pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

 

Pecunia non olet

To pierw­szy por­tal, w któ­rym spo­tka­łem się z tak bły­ska­wicz­ną i licz­ną od­po­wie­dzią…

Cieszymy się, Biesie Karkonoski, że nasz portal wywarł na Tobie tak dobre wrażenie. :)

 

Dzię­ki za wy­ła­pa­nie błę­dów. Wszyst­kie po­pra­wi­łem.

Jest mi niezmiernie miło, że uznałeś uwagi za przydatne i poprawiłeś usterki. :)

 

Na­stęp­nym razem po­my­ślę o wer­sji beta przed pu­bli­ka­cją…

Nad dialogami popracuję w wolnej chwili.

Skorzystanie z bety i z poradnika o zapisywaniu dialogów z pewnością wpłynie na poprawę jakości przyszłych tekstów. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

 

Rozumiem potrzebę przedstawienia potwora, ale taka dość łatwa komunikacja – w dodatku werbalna – z przedwiecznym, jak się zdaje, stworzeniem budzi pytania. W jakim języku się porozumiewają? Starożytnym, współczesnym? Dlaczego stworzenie skądinąd wodne posiada aparat głosowy zdolny do procesowania ludzkiej fonetyki? I dlaczego w ogóle wyraził jakiekolwiek zainteresowanie komunikacją z czymś, co według jego perspektywy, jest tylko obiadem. :)

Wiem, że lingwistyka jest dość często zaniedbywana w fantastyce, a i opowiadanie nie jest lingwistyczne, ale z uwagi na zainteresowania własne zwracam na to szczególną uwagę. :P

Ale rozumiem, że chciałeś po prostu przedstawić postapokaliptyczny świat inspirowany Ragnarokiem i licentia poetica jest zrozumiała, choć pewnie dałoby się to jakoś zgrabniej wytłumaczyć.

 

Nie wiem, czy stwór zginął, bo grot przebił mu głowę, czy dlatego, że grot był z żelaza – trochę jak z wampirami, osikowy kołek w serce je zabija, ale kogo by nie zabił jakikolwiek kołek w sercu…

 

Po tym zgonie musiałam się cofnąć i przeczytać raz jeszcze, bo nie wiedziałam, czy coś pominęłam – budujesz klimat, tajemnicę, by nagle uciąć całą fabułę krótkim deus ex machina. Poszedłeś w tę stronę zamiast rozwlekłych batalistycznych czy survivalowych scen, ale nie jestem pewna, czy pasuje mi to do całości.

 

Poza tym przyjemne; same postapo dość rzadko czytuję, ale lubię tak powieści eksploracyjne jak i wszelakie reimaginacje, czy to mitów, czy podań – i ta część była całkiem w porządku. Mocny ekologiczny wydźwięk, ludzie ludziom zgotowali ten los, umarła przyroda, umarli bogowie, bo byli częścią przyrody… 

 

Nowa Fantastyka