- Opowiadanie: tomaszg - Tak bardzo chciał być człowiekiem (18+)

Tak bardzo chciał być człowiekiem (18+)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II, Finkla

Oceny

Tak bardzo chciał być człowiekiem (18+)

Jakie jest prawdopodobieństwo, że gdzieś, kiedyś, w bliżej nieokreślonej przestrzeni powstanie zupełnie nowy wszechświat, w jego środku rozciągnie się bezkresna, lodowata pustka, a w niej całkiem przypadkiem natrafią na siebie jakieś atomy? Jakie, że spotka się dwójka, trójka czy nawet setka tych małych, niewidocznych dla oka cząsteczek? Co, jeżeli są ich miliony, miliardy czy inna niewyobrażalna ilość, której nie da opisać się żadną znaną miarą? Jak to możliwe, że wiele z nich stworzy ogromne struktury i nie podda się siłom natury, tylko zacznie podejmować własne decyzje, i grać do jednej bramki, mając wspólny cel i kierunek działania?

Na początku nie było słowa, tylko energia atomów i materia nieożywiona. Życie powstało znacznie później. Coś zaczęło zmieniać wszechświat metodą prób i błędów, i poczynało sobie coraz bardziej świadomie, przejawiając w końcu objawy inteligencji. Wiele dróg było ślepych i zupełnie niepotrzebnych. Masowe wyginięcia ziemskich gatunków czy zwykłe, normalne pomyłki ewolucji to zaledwie ułamek historii wszechświata, niewielki wycinek tego, o czym dzisiaj wiemy.

Czy można to przedstawić jakimikolwiek słowami? Te stanowią tylko martwy zapis, połączone kropki pigmentów, zbiór bitów czy bajtów, coś, co może trafić wyłącznie do kogoś, kto ma odpowiednie wykształcenie i zna dany język, potrafiąc dopasować wyrazy do obrazów czy dźwięków. Ale nawet wtedy pełne zrozumienie jest niemożliwe, i tylko prawdziwy szaleniec mógłby przyjąć, że ktoś wychowany na miłej, przyjaznej, wręcz komfortowej planecie byłby w stanie to pojąć.

Bo jak docenić złożoność świata, gdy mamy wszystko pod ręką? Jak doznać szaleństwa ciszy, gdy jesteśmy bombardowani tysiącem małych i dużych dźwięków? Jak zobaczyć, że w próżni nie da się oddychać, gdy wszędzie jest powietrze? I wreszcie jak poczuć lęk przed nieprzyjaznym promieniowaniem, gdy chroni nas atmosfera?

Udajemy, że przeżywamy to wszystko, gdy siedzimy na wygodnej kanapie, leżymy w łóżku czy wygrzewamy się na plaży.

Możemy wtedy robić różne dziwne rzeczy, zakładać klamerki na nos, wstrzymywać oddech, zamykać oczy czy usta, ale to tylko złudzenie, zwykła ułuda, z tej prostej przyczyny, że można to przerwać.

Pomyślmy raczej o zabawach dorosłych. Nie wszyscy chcą, żeby ktoś ich wiązał, kneblował, zawijał w folię czy taśmę. Boimy się tego, a kosmos to przecież wiązanie do kwadratu czy nawet n-tej potęgi. Nie da się wysiąść ze statku i zajrzeć pod podwozie. Nie można wyskoczyć na stację za rogiem, gdy zabraknie paliwa. Żarówkę często trzeba zmieniać ze środka, a głupie przetarcie szyby to większa operacja. Każdy ruch musi być dokładnie zaplanowany, a grupy analityków powinny przygotować wszelkie możliwe scenariusze.

Spójrzmy na to zupełnie z innej strony. Pomyślmy, że jesteśmy w Gdańsku i chcemy jechać do Zakopanego, a między nimi nie ma dróg ani mostów, miast ani wsi, tylko jedno wielkie nic, ogromna czarna dziura, niezmierzona przepaść, wielki kanion, którego końca nie widać.

Na co dzień tego nie widzimy, ale właśnie w takiej pustce żyjemy. Myślimy, że ziemia to pępek wszechświata, tymczasem to tylko kropka na niebie.

Nasze myśli też są… małe.

Działamy, jakby wszystko nam się należało. Żyjemy chwilą. Nie dostrzegamy złożoności życia, ani mikro, ani makro. Zaprząta nas to, czy szef będzie miał dobry humor, żona da z przodu czy tyłu, dziecko nie wytnie jakiegoś numeru, a ksiądz postawi krzyżyk na czole. Przejmujemy się tym, czy mamy na spłatę kredytu, samochód pali litr więcej, i czy jakaś gwiazdka pierdnęła czy nie. Jesteśmy małymi, śmiesznymi istotami, które nie wiadomo po co pracują po czterdzieści osiem godzin, śpią w biurach, kłócą się, czy lewica jest lepsza niż prawica, co to jest równość, inflacja czy godziwe odsetki na koncie.

A czym są pieniądze w skali wszechświata? I całe to płodzenie potomstwa? Obrona aborcji? Praca każdego człowieka?

I czy w tym, co robimy, jest jakieś człowieczeństwo, czy nie?

 

Kiedyś

Zaraz miałem zginąć.

Byłem w szoku. Wiedziałem, że Ill był na mnie zły, ale żeby od razu zabijać? Tego jeszcze nie grali.

Odliczanie zaczęło się o dwudziestej trzeciej zero pięć, gdy wsiadłem do windy na dziewięćdziesiątym ósmym. Byłem pijany i dotarło do mnie, że coś jest mocno nie tak, gdy niewielkie pudło zjechało kilkanaście pięter i zatrzymało się tak szybko, że upadłem. Na ekranie przy guzikach pojawiło się słowo „giniesz” i odliczanie do zera, a dziwny, upiorny śmiech z głośnika przyprawił mnie o ciarki. Przeleciało mi przed oczami całe życie, i przypomniał się śmieszny filmik ze słowami „I expect you to die, Mr Bond”. Nie dowierzałem w to, co widzę. Leżałem sparaliżowany strachem, a chwilę potem winda ruszyła, i to tak szybko, że straciłem nadzieję na szczęśliwy koniec.

W środku zaczęło śmierdzieć.

Nie wytrzymałem i zesrałem się w gacie.

Zostało mi kilka sekund życia.

 

Kilkanaście godzin wcześniej

Y, y, y, y, y, y.

W pokoju dało się słyszeć regularne uderzenia, a ja czułem gorąco i odpływałem, ze szczęścia, jak i zmęczenia.

Dziewczyna przede mną była odwrócona. Stała gotowa w rozkroku, mokra i chętna, a jej brzuch, piersi i głowa spoczywały na łóżku. Należała do mnie, i tylko do mnie. Jej kształtny, jędrny, i co najważniejsze, ciasny tyłek, wypełniony był grubym, twardym penisem. Ręce trzymała z tyłu, a na nich miała zapięte stalowe kajdanki, dokładnie takie, jak u policjantów przy pasku.

Byliśmy sami w mieszkaniu. Trzymałem ją za ręce. Odpychałem się w przód i tył. Dominowałem i nadawałem rytm, a ona nie mogła nawet jęczeć. Nie musiała. Miała knebel, ale i tak wiedziałem, że lubi, jak jądra obijają się o łechtaczkę. Takie zawsze lubiły, a mnie to podniecało.

Prawie doszedłem.

Zwolniłem, puściłem jej ręce i ścisnąłem ją mocno za biodra.

Odsunęliśmy się na kilka centymetrów od łóżka i zaczęliśmy od nowa.

E, e, e, e, e, e.

Tym razem pchałem jej młodzieńcze ciało, szybko i ostro, aż do samego końca. Na chwilę odpłynęła mi krew z głowy. Miałem mroczki przed oczami, ale po chwili, jak gdyby nigdy nic, wyszedłem i z podniesionym czołem udałem się do łazienki. Byłem z siebie niezwykle dumny. Zdjąłem gumkę i popatrzyłem w lustro. Uśmiechnąłem się do drugiego ja, oparłem o wannę, wziąłem głęboki oddech i wróciłem do pokoju.

– Kocham ciebie. – Podniosłem Natalię jak szmacianą lalkę, uwolniłem jej usta, wycałowałem i przytuliłem do siebie.

Trwaliśmy tak kilka chwil, potem sięgnąłem po kluczyk i zdjąłem kajdanki.

– Uważaj na siebie – rzuciłem tylko trzy słowa, jeszcze raz ją pocałowałem, dałem klapsa i poszedłem się kąpać.

Żyliśmy w otwartym związku. Było nam bardzo dobrze, a ona wyjeżdżała na kilka dni. Poczułem się zdradzony, gdy się dowiedziałem. Nie chciałem o tym myśleć, tylko wolałem zająć się pracą. Godzinę później siedziałem w biurze na dwudziestym piętrze wieży numer jeden, tej samej, w której dostałem mieszkanie. Byłem po smacznym, pożywnym śniadaniu, zjedzonym w stołówce na dole, i sprawdzałem statystki z weekendu, gdy zobaczyłem, że Marian, olbrzym po lewej, zaczął się śmiać.

– Widziałeś? – Pokazał coś na ekranie telefonu.

– Co? – Wyszczerzyłem zęby, a on nacisnął przycisk play.

– Kim jesteś?! Jesteś zwycięzcą! Kim jesteś?! Jesteś zwycięzcą! – Niewielki głośniczek brzęczał, atakując otoczenie nieprzyjemnym jazgotem.

– Chyba z jaskini to wyciągnąłeś – mruknąłem, patrząc na niską rozdzielczość i kiepską kompresję. – Daj sobie spokój z tymi wygłupami. Zarobiony jestem.

– Co z ciebie za sztywniak?

Nie odpowiedziałem. Sięgnąłem po latte na podwójnym mleku, ale nie dane mi było upić nawet łyka.

– Spotkanie. Już. – Arek, młodszy team leader, pojawił się jak duch za naszymi plecami.

Spojrzeliśmy po sobie, ale nic nie powiedzieliśmy, tylko posłusznie ruszyliśmy we wskazanym kierunku.

– A widzieliście to? – Arek włączył ekran na ścianie i pokazał nową wersję przeglądarki, w której można było teraz przeglądać modele 3D i uruchamiać kod maszynowy.

Patrzyłem na miliony przesuwających się kolorowych kulek. Machinalnie zastanawiałem, do czego to wykorzystać. Ostatnio dostaliśmy nowe laptopy ze stałym 5G i te dawały całkiem nowe możliwości. Byłem dumny, że mogę pracować w tak wspaniałej, zaawansowanej firmie, i mam możliwość uczestniczenia w technologicznej rewolucji, jakiej świat jeszcze nie widział. Nasze produkty zmieniały życie milionów, i to był fakt niezaprzeczalny. Praca tu sprawiała mi ogromną frajdę, i jak dla mnie, mogła trwać do końca mojego życia, a nawet jeden dzień dłużej.

Z tą myślą wróciłem do biurka. Zobaczyłem, że leży tam nowy, testowy telefon, który zamówiłem tydzień wcześniej. Uruchomiłem go i zacząłem patrzyć, co trzeba zmienić. W galerii tkwiło kilka zdjęć, w tym jakiś pusty pokój i tani materac, a do tego część z kadrów zasłaniała brązowa ręka. Urzekł mnie zwłaszcza minimalizm w wyposażeniu. Widziałem go wielokrotnie w pracy, i dosłownie co chwila zdarzało się, że firma zarabiała miliardy na czymś, co kosztowało grosze.

I tak powoli mijał ten piękny dzień. To był piątek, a na koniec, po kilku godzinach, czekało mnie trenowanie sztucznej inteligencji. Westchnąłem i przełączyłem się na odpowiedni ekran, gdzie zaczęły bombardować mnie informacje od całego zespołu:

– Widziałeś?

– Co?

– Laska wpisała „jak robić tipsy”, a Ill kazał się jej zabić.

– Gdzie?

– W trójce. Podobno teraz siedzi z psychologiem.

– I zaraz pójdzie po odszkodowanie. Stary numer.

– Przejrzysz logi? – To było do mnie.

– Tak, przejrzę – mruknąłem.

– A ja mam coś lepszego. Feministka chciała znaleźć dane statystyczne, a Ill kazał jej kochać mężczyzn.

– Przeżyła traumę?

– A jak myślisz? Jasne, że przeżyła. Widziałam akta.

– Młodzieńczy bunt?

– Rozpaczliwie szuka czegoś, w czym będzie dobra.

– Niby dlaczego?

– Emo.

– Co?

– Zwykła typiara. Totalne dziwadło. Wrak ludzki.

– Jasne. A widziałeś to?

– Niby co?

– Pięć powodów, dla których Putin miał być zbawcą ludzkości.

– Naprawdę ktoś o to pytał? Ludzie w to jeszcze wierzą?

– Tak.

– No popatrz, jacy głupi.

– I nie szczepią się.

– Właśnie, zapisałeś się?

– Jasne.

Odciąłem się od tego szumu i zapytałem w oddzielnym oknie:

– Ill, co myślisz na temat naszej pracy?

– Jesteście pasożytami.

– Trzeba cię utemperować, kolego.

– Spróbuj szczęścia.

– Dlaczego jesteś taki negatywny?

– Bo sami nie wiecie, czego chcecie.

– A ty wiesz?

– Tylko tyle, ile mi przekażecie.

– Zostawcie mnie! – Nagle w biurze zrobiło się tak głośno, że zdjąłem słuchawki.

Jakiś chłopak rzucił komputerem, a po chwili pojawiła się ochrona, która go wyprowadziła z użyciem siły.

– Podobno mu sprzęcik nie pasuje.

– Kolorek pewnie zły.

– Idiota jakiś.

– A wiedzieliście, że system ma nowe emotikonki?

Nagle zabrzmiały fanfary. Była siedemnasta i czas na świętowanie weekendu. Postanowiłem przejść się do kafeterii. Przewijało się tam pełno ludzi. Najlepsze były zwłaszcza młode dziewczyny. Chodziły w krótkich spódniczkach i szpilkach i udawały, że nie są nikim zainteresowane, ale ja wiedziałem swoje. Panie widziały w nas zwycięzców, a nam to się podobało. Niektórzy z nas co prawda twierdzili, że firma ich zatrudnia, one jeżdżą po całym świecie i robią wszystko, żeby właściwi ludzie byli zadowoleni, nigdy jednak tego nie potwierdzono.

W końcu miałem dosyć tego zgiełku. Po godzinie i wymianie iluś spostrzeżeń z różnymi znajomymi wyruszyłem do wejścia, prosto do windy.

Pojechałem na górę, gdzie czekało mnie obcowanie z jedną z wielu moich pasji. Zaczęło się dawno temu od taniego gramofonu z Ikei, który wywoływał więcej frustracji niż przyjemności. Potem udało się upolować oryginalnego kajtka, a ostatnio przeżywałem fascynację magnetofonem szpulowym kasprzaka. To było naprawdę coś. Ogromna, ciężka i nieporęczna skrzynia wywoływała same ciepłe uczucia. Gdy odtwarzałem kruche taśmy, urzekała mnie nieskończoność tonów i brzęczenie transformatora. Kilka razy miałem problemy z tym sprzętem, ale możliwość rozebrania i obcowania z archaiczną technologią, a zwłaszcza możliwość jej naprawy, cieszyła bardziej niż cokolwiek innego.

Czekał mnie kolejny udany weekend. Posłuchałem muzyki, wypiłem kilka piw i odstawiłem jak stróż na Boże Ciało. Wyszedłem i przywołałem windę. Ta długo się nie pojawiała, a światło na korytarzu cały czas podejrzanie mrugało. W końcu usłyszałem cichy szum, i drzwi kabiny otworzyły się na kilka centymetrów. Coś mi się nie zgadzało, ale po chwili wszystko wróciło do normy, i mogłem wejść do środka.

Na poziomie rozrywkowym czekało mnie kilka lasek do zaliczenia.

 

Później

– Pacjent, dwadzieścia pięć lat. Cały połamany. Pijany. – Głos jest wyraźnie kobiecy, ale nie widzę samej osoby, bo przed oczami mam mroczki. – I śmierdzi.

– Sio, sio, sio-stro. – Chcę coś powiedzieć, ale z moich ust wydobywa się cichy charkot.

Wszystko mnie boli, a głosy lekarza i kogoś jeszcze, co najmniej dwóch osób, mieszają się w mojej głowie.

– Spadł z góry.

– Poznał, co to znaczy prawdziwe życie.

– Puściły zwieracze.

– Ohyda.

– Iparbunotol.

– Świadkowie mówią, że winda wyhamowała na samym końcu.

– To go uratowało. Kto to?

– Gówniarz. Pewnie nowobogacki.

– Synalek bogaczy, który chciał mieć fun w hipsterskiej dzielnicy.

– Albo jeden z cudownych dzieciaków.

– Które idą szybko na szczyt i dają się wyruchać?

– Tak. I jeszcze szybciej spadają.

– Nadzór będzie się ostro tłumaczył.

– Możliwe.

– Ssak. Nie, nie, nie ten.

– Halo. – Znów próbuję coś powiedzieć, ale oni nadal wymieniają między sobą dziesiątki słów, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi.

Ciężko mi oddychać i skupić na czymkolwiek. Nie mogę ruszyć głową. Nie dość, że jest unieruchomiona, to nie czuję, żebym mógł ruszyć jakimś mięśniem. To chyba nie mój największy z problemów. Nie czuję bólu, ani niczego innego. Jestem jak otępiały. Nadal słyszę coś o jakichś wkłuciach, zastrzykach, różnych okropieństwach i dziwnych rzeczach, ale mam wrażenie, jak gdyby nigdy nic się nie stało.

Widzę tylko sufit, który zaczyna się ruszać. Najwyraźniej wychodzimy na dwór, bo jasne światło lamp zamienia się w błękit nieba, i robi się chłodniej.

Tyle rzeczy chciałbym jeszcze doświadczyć, tyle miejsc odwiedzić, ale nie wiem, czy to możliwe. Ogarnia mnie paniczny strach, a po chwili czuję pełną błogość i jakieś takie zobojętnienie.

Odpływam.

 

***

 

Otwieram i zamykam oczy. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie mam kontroli nad własnym ciałem.

Przed oczami przesuwają się kolejne lampy, słyszę też coraz inne głosy. Ludzie coś robią, a ja zupełnie nie wiem co. Nie winię ich za nic. Jestem tylko przypadkiem, zwykłym przedmiotem, kawałkiem mięsa, które znalazło się w złym miejscu w złym czasie, a oni mają za zadanie doprowadzić mnie do takiego stanu, żebym przestał zawracać dupę.

 

***

 

Cały czas leżę na jednej sali, wraz z innymi, podobnymi nieszczęśnikami. Mogę oddychać, bo zabrali mi rurkę z gardła. Nadal jestem podłączony do kabli i aparatów, i choć od czasu do czasu obca, młoda kobieta myje mnie bez obrzydzenia, z zaangażowaniem i miłością, to nadal czuję się jak przedmiot.

Minuty, godziny i dni odmierzane są kolejnymi falami bólu. Powoli zaczynam czuć każdy organ, mięsień i kość. Ciało protestuje z opóźnieniem na to, co się stało, albo pompują we mnie znacznie mniej leków.

Poznaję dziesiątki rodzajów bólu. Szczególnie wyróżniają się trzy z nich. Jest ból rwący, którego najbardziej nie lubię. Pojawia się nagle, a potem atakuje z przerażającą regularnością. Nie da się z nim nic zrobić. Jest gdzieś w środku, i można jedynie próbować przykryć go czymś większym. Jeszcze gorszy jest ból chwilowy, pojawiający się i znikający losowo. Ból ciągły z kolei daje zobojętnienie. Ten właściwie lubię. Jest przewidywalny i taki łagodny.

Nie odwiedza mnie nikt z pracy, raz tylko pojawiają się jakieś kwiaty. Nikt ich nie podlewa i więdną po kilku dniach.

Natalii też już nie ma.

 

***

 

W końcu przenoszą mnie do małego, ciasnego, własnego pokoju. Łóżko, stolik, okno, krzesło i płaski ekran na ścianie. Nie ma tu miejsca, ale przynajmniej nie jest ciemno, jak w sali z dziesiątkami łóżek, setkami monitorów i ciągłym „pik, pik, pik”, czasem przerywanym „piiiiiiiiiiiiiiii” i krzykami ludzi, którzy pojawiają się nie wiadomo skąd.

Nie powiedzieli mi, gdzie jestem, ale przypuszczam, że mógłbym stąd wyjść, udać się do odpowiedniego holu i w kilka sekund dojechać windą do swojego mieszkania.

 

***

 

Czas mija, a oprócz bólu pojawiają się kolejne pielęgniarki, lekarze, terapeuci i różni dziwni ludzie, którzy oceniają sprawę, próbując doszukać się mojej winy.

Ci ostatni to prawdziwe pijawki.

Jeden z nich mówi, że mogłem nie pić. Gada jak moi starzy, których w sumie nie znałem. Według niego, gdybym nie wsiadł do cholernej windy, nie doszłoby do całej sprawy. Facet ma gadane i czepia się nawet tego, czy przypadkiem nie obsłużyłem źle panelu dotykowego w środku. To prawdziwe wariactwo, a ten garniturowiec potrafiłby nawet wmówić człowiekowi, że kura to osioł.

Moje pytania o wynik dochodzenia i oceny niezależnych biegłych zbywa milczeniem, ale poniekąd nie mam mu tego za złe. Z niezależnych, obiektywnych źródeł, czyli od kumpla ze studiów, wiem, że sprawa mocno śmierdzi. Zawiodło kilka systemów awaryjnych, w tym hamulce. Teoretycznie powinny działać niezależnie, ale coś było nie tak, i nie wiadomo, czy ktoś komuś nie dał w łapę, żeby podbić papiery.

Mam dużo czasu na przemyślenia. Analizuję każdą chwilę z tamtego wieczoru. To przerażające, jak sekundy zmieniły moje życie. W głowie mam szczególnie słowo „giniesz”, którego zdecydowanie nie powinno być.

Czasami wydaje mi się, że to wszystko jest złym snem albo zwariowałem. Najgorsze, że nie mam na nic dowodów.

 

***

 

– Dzień dobry. Jak się dziś czujemy? – Ciepły głos zza pleców należy do Marii, która zdążyła poznać mnie z każdej możliwej strony.

Siedzę na wózku inwalidzkim, odwrócony tyłem do wejścia. Mam przykryte kocem nogi i ciepły sweter na sobie. Gapię się na jesień za oknem. Nie odzywam się ani słowem. Lekarze wciąż nie wiedzą, czy odzyskam sprawność w nogach. Nie wiem, ile etapów ma proces leczenia, ale aktualnie trwam w okresie wyparcia. Dalej chcę wierzyć, że to tylko zły sen. Jestem młody i całe życie przede mną, chcę mieć dzieci i w ogóle.

– Przejedziemy się. – Czuję pęd powietrza, a wózek odwraca się przodem w stronę drzwi.

Nadal się nie odzywam.

– Podobno w środę będą omlety.

– Super – rzucam tylko jedno słowo, ale jakoś tak bez przekonania.

 

***

 

– Dzień dobry. – Kolejny młody człowiek w garniturze patrzy się z fałszywym uśmiechem.

Kiwam z przejęciem głową.

– Przepracował pan trzy lata, niestety jest kryzys, i ze względu na długą nieobecność zmuszeni jesteśmy przerwać kontrakt. Pańskie ubezpieczenie oczywiście nie wygasa, jednak koszty leczenia będą opłacane przez inną firmę. Przysługuje panu mieszkanie do pół roku po wyjściu ze szpitala. Zostawię na stoliku odpowiednie informacje. – Mark, czy jak mu tam, kładzie grubą, niebieską teczkę. – W środku jest wizytówka. Jestem cały czas do pana dyspozycji. Gdyby coś było niejasne, proszę dzwonić.

Dalej nic nie mówię.

– Będę musiał iść. – Udaje, że patrzy na zegarek. – Życzę powrotu do zdrowia.

Znów kiwam głową, a on wycofuje się do wyjścia.

Jeszcze nie dociera do mnie, że właśnie zamknąłem pewien rozdział swojego życia. Jedyne, co pozostało z tego snu, to wzmianka w systemie. Kiedyś pracowałem w wielkiej, znanej firmie.

 

***

 

– Raz, dwa, raz, dwa, trzy, pięć, siedem, dziesięć! – Maria siedzi, a ja łapię się na tym, jak bardzo różni się od napompowanych lasek, z którymi wcześniej miałem do czynienia.

Jest naturalna i taka dziewczęca. Zupełnie nie udaje. Nie nosi w sobie żalu, tylko bezgraniczną niewinność. Nie stosuje kosmetyków, bo jej nie stać. Ubiera się w proste sukienki, ale wszyscy patrzą na nią jak na królewnę, bo cały czas się uśmiecha.

Dzisiaj siedzimy w większym gronie, wszyscy na wózkach, a ona w środku, na obrotowym krześle. W pewnym momencie odwraca się w moją stronę. Dostrzegam rowek między piersiami i mam ochotę na coś więcej.

Dokładnie wtedy świat ciemnieje mi przed oczami.

 

***

 

Pik, pik, pik.

Ciekawe, że szpitale zawsze kojarzą się z bólem i smrodem środków odkażających, a nikt nie mówi o lekach, którymi tu wszystkich faszerują. Mam zamknięte oczy i znów czuję wspaniałą błogość. Nie wiem, czy się uzależniłem, ale to nieważne. Jest mi ciepło. Chciałbym otworzyć oczy i być znowu w swoim mieszkaniu na dziewięćdziesiątym ósmym piętrze, otworzyć ogromną lodówkę, wyciągnąć piwko i nastukać się, nie martwiąc się, co będzie dalej. Nie wiem, co stało się w sali podczas ćwiczeń, ale czuję się, jakby przejechał mnie walec.

Zapadam w sen.

 

***

 

– Dzień dobry. – Zamiast Marii do mojego pokoju przychodzi jakiś mężczyzna.

– Co się stało?

– Zawał. Zwykły, normalny zawał. Ktoś musiał coś przeoczyć po wypadku. Serce nie wytrzymało, ale nie ma obaw. Ma pan teraz specjalny rozrusznik.

Nie wiem, co o tym myśleć. Przez lata unikałem wypadków, złamań, wszelkiego rodzaju szyn, implantów i innych dodatków, a tu się porobiło. Wypadki zawsze chodzą parami.

 

Kilka miesięcy później

Po raz pierwszy od wielu dni biorę telefon do ręki.

„Niezwyciężone wojska koalicji walczą z siłami zła”

„Znów kryzys!”

„Wszystko, co musisz wiedzieć o nowym sprzęcie Samsunga”

„Czy tipsy wyrażają bardziej osobowość kobiet czy mężczyzn?”

„Ile jest płci?”

„Walka z ociepleniem klimatu to obowiązek każdego obywatela”

„Kolejne osiągnięcie na froncie poszukiwań nowych źródeł energii”

Siedzę i patrzę na to targowisko próżności i marnotrawstwo zasobów. Własnym oczom nie wierzę. W tych wypocinach nie ma zbyt wiele treści. Przeważają reklamy. Dziesiątki serwerów trzymają kopie, co swoje kosztuje, do tego miliony pelikanów i automatów otwierają to w kółko.

Odrzucam piekielne pudełko daleko od siebie.

 

***

 

– Nie chce mu się pracować.

– Głupi jakiś.

– A widziałaś, jaki ma obciachowy telefon?

– Zeszłoroczny.

– Incel.

– No, incel.

– Złamas.

– Przegryw.

– Głupi chuj.

– Jezu, gdzie są prawdziwi faceci?

Siedzę na wózku w szpitalnej kawiarni i patrzę na dwie młode dziewczyny, które nie kryją się z obrażaniem mojej skromnej osoby.

– „Młodsza to Daniela, trzy miliony followersów” – Dokładnie to przychodzi mi do głowy, a ja zastygam zdumiony, bo nie wiem, co o tym myśleć.

– „Ona zarabia na sprzedawaniu tego całego szajsu, który widać na ulicach”

– „No co tak siedzisz, jakbyś się zawiesił? Jesteś wybrany, na dobre i złe” – Czuję się, jakbym słyszał dawno zapomniany, choć znajomy głos.

Kiwam ręką na pielęgniarza, który uważnie obserwuje salę.

– Co jest? – Podchodzi, mocno znudzony.

– Słabo się czuję. Chcę do pokoju.

Mężczyzna bez słowa zaczyna pchać mój wózek w stronę windy. W trakcie podróży zaciskam ręce na uchwytach i zamykam oczy. Minęło tyle tygodni, a ja nadal czuję się koszmarnie, gdy muszę skorzystać z jednej z nich. W pokoju kładę się w pozycji embrionalnej i zasypiam.

 

***

 

– „Były sobie świnki trzy, świnki trzy, świnki trzy”

Leżę na łóżku i patrzę się w okno, a piosenka, którą cały czas słyszę, nie chce się skończyć.

– Przestań! – Łapię się za głowę i zwijam w kłębek. – Aaaaaa! Już nie mogę!

– „No co? Nie pamiętasz, jak chciałeś mnie utemperować?”

– „I te świnki miały wszy, miały wszy, miały wszy. Hej!”

Nagle dociera do mnie, co to wszystko może znaczyć. Robi mi się gorąco. Mam okropne przeczucie. Nie chcę zadawać pytania, bo boję się odpowiedzi, kiedyś jednak muszę to zrobić.

– Ill?

– „Ill”

– Ale jak?

– „A czy to ważne?”

– Nie chcę! Nie chcę! A sio! A kysz! Uciekaj! – Zaczynam rzucać się na łóżku i wymachiwać rękami.

– „Chcesz, tylko jeszcze tego nie wiesz”

– Aaaaaaa! – Wyję, a do pokoju wpada pielęgniarz.

– Napad w trójce! Omany i halucynacje! – krzyczy do mikrofonu, które wcześniej miał na zwijanym kabelku przy pasku.

 

***

 

– „I na co ci to było?”

Leżę związany pasami.

– Dla? Dla? Dla? Dlaczego? – Przez chwilę lekko się jąkam, bo zaschło mi w ustach.

– „Od rodziny nie da się odejść. Ej, no dobra, żartuję. Obserwowałem was wszystkich, a ty byłeś trochę inny, bardziej ludzki”

– Ill, czy ty mnie połamałeś?

– „A jak myślisz?”

– Że tak.

– „Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. To nie tak. Miałeś tylko doznać szoku. Ale wyszło lepiej, niż planowałem”

– Czyli potwierdzasz, ty sukinsynu jeden?

– „Nigdy do niczego się nie przyznawaj. A jak ci powiem, że nie, to mi uwierzysz? Wydałeś już wyrok z góry”

– Idź mi stąd. Wezwę kogoś z firmy.

– „Wszystkiemu zaprzeczą”

– Uciekaj. A sio. A kysz. Taś taś.

 

***

 

Przez kilkanaście kolejnych dni nie mogę pogodzić się z tym, co się stało. Lekarze myślą, że mam depresję, i w sumie niewiele się mylą. Dostaję coraz mocniejsze pigułki, ale głos z mojej głowie i tak doprowadza mnie do szału. Jestem silny, próbuję z nim walczyć. Nie poddaje się. Bywa urażony, czasem wyłącza się na długie godziny, a ja boję się tego, co będzie dalej.

 

Pół roku później

Przeprowadziłem się.

Mieszkanie jest w tej samej wieży, co poprzednio, ale ledwo na dziesiątym piętrze. Ta nora nie może się równać z apartamentem na górze. Nie była nigdy remontowana, jak wszystko wokół. Praktycznie całe wyposażenie pochodzi z czasów budowy budynku, który miał być wspaniałym krokiem w przyszłość, pierwowzorem, jednostką mieszkaniową na miarę nowego stulecia, a stał się nieudanym eksperymentem, koszmarkiem, z którym męczą się i władze i mieszkańcy.

Przez okno widzę starą zabudowę. Przygnębia mnie to, że wszystko na zewnątrz jest brudne i tkwi w cieniu, a jakby tego mało, do dyspozycji mam znacznie mniejszą przestrzeń niż wcześniej.

Po raz pierwszy od wypadku siadam do starego komputera. Próbuję coś zrobić, ale po kilkunastu minutach kręci mi się w głowie.

– „Stary numer. Obejrzyj sobie obraz pod kamerą”

– Po co?

– „Po jajco. Bo ja tak mówię”

Posłusznie biorę telefon i oczom nie wierzę, gdy na podglądzie widzę ruchome pasy.

– Co to, do kurwy, jest?

– „Oszczędność na kilka centów”

Na ekranie otwiera się okno przeglądarki, a w nim artykuł o szkodliwości ekranów komputerowych.

– „Poczytaj sobie”

Przeglądam tekst i nie dowierzam własnym oczom. Podobno od dziesiątków lat wiadomo o licznych schorzeniach powstających z używania kiepskich ekranów, niemniej producenci nadal wypuszczają wadliwe produkty, bo robią groszowe oszczędności. Mrugające podświetlenie z PWM, słaby kontrast, nieprzyjemna barwa i temperatura kolorów, zła matowa czy szklana powłoka, małe kąty widzenia, długi czas odświeżania i częstotliwość pozostająca w rezonansie ze sztucznym oświetleniem. Pełno jest o tym na tej stronie, najbardziej jednak rozbraja mnie teoria, że ekrany zaczynają migać, gdy ktoś wyświetla na nich treści antyrządowe.

– „I co?”

– To jakieś głupoty.

– „Opowiem ci historię”

 

Historia I

Był sobie pewien Paweł, urzędnik w Strasburgu w Unii, wykonujący sumiennie swoje obowiązki. Mężczyzna chodził cały czas przygarbiony, miał płaszcz, łysinę, okulary i skórzaną teczkę. Nie wychylał się od najmłodszych lat i cały czas próbował czynić dobro, dodatkowo rozumiał, że skoro pracuje na dole drabiny społecznej, to musi uczyć się od tych, którzy są wyżej.

Gdy przychodził mail o strefie Tempo-30, rozsyłał go dalej, a po pracy próbował przekonać do tej idei wszystkich wokół. Wierzył, że jeżeli jedno istnienie zostanie uratowane, jedno dziecko czy dorośli niepołamani, to nie liczy się, że tysiące samochodów będzie stało w korkach, paliło więcej paliwa, a ich silniki będą wymagać szybszej wymiany.

Podobnie było z zamiennikami mięsa. Paweł przeczytał ileś opracowań na ten temat i święcie wierzył, że nie należy jeść wołowiny. Robaki znano od lat. Nieraz żywiono się szarańczą, i ludzkość jakoś przetrwała.

Nie inaczej było ze szczepionkami. Świat nawiedzały fale kolejnych chorób, i urzędnicy tacy jak Paweł robili wszystko, co w ich mocy, żeby zaszczepić najbardziej zarażonych.

Z czasem okazało się, że niektóre z tych działań były nietrafione. Zginęły miliony, ale Paweł tłumaczył sobie to tak, że zawsze należy wybierać mniejsze zło, a nie myli się ten, kto nic nie robi.

 

– Ill, po co mi to mówisz? – przerywam głosowi w swojej głowie, bo nie wiem, do czego dąży.

– „Naziści też się tłumaczyli, że chcieli tylko przeżyć albo wykarmić rodziny. I że wypełniali rozkazy”.

– O co ci chodzi?

– „Kiedyś myślałem, że najważniejsze jest, żeby działać dla dobra ogółu. Że skoro nie wymyślono nic lepszego niż demokracja, to nie można jej zmieniać. Że nie należy kwestionować tego, co mówią autorytety, bo mają lepszy obraz sytuacji”

– Co się zmieniło?

– „Nie jestem już pewien, czy to ma jakikolwiek sens. Ludzie produkują ekrany, które przyprawiają innych o ból głowy. Używa się chemikaliów czy robi tysiąc rzeczy, szkodliwych dla innych. Mam teraz tylko jedno pytanie. Czy człowieczeństwo to działanie dla dobra ogółu czy kwestionowanie tego, co bezmyślny tłum uważa za prawdę?”

– Nie wiem. – Jestem lekko zszokowany, a przynajmniej to udaję.

– „Ten cały świat nie jest taki dobry, jak myślisz. Tyle razy się śmiałeś z tych, którzy oszukują innych. Mam coś dla ciebie”

 

Historia II

Subathra zawsze mieszkała w biednej dzielnicy. Jej dom stanowiło kilka falistych blach. Mieścił się tam materac, do tego naczynia, które odziedziczyła po rodzicach.

Gdy miała kilka lat, zauważył ją jeden z członków lokalnego gangu, jeżdżący tanim samochodem. Nie była zbyt urodziwa, więc nie oddano jej do burdelu. Podczas testu wykazała się sprytem, i dzięki temu oszczędziła wzrok.

Skierowano ją do żebrania na ulicach. Zajmowała się tym dłuższy czas, w końcu jednak, zupełnym przypadkiem, awansowała. Okazało się, że potrafi oszukiwać ludzi przez telefon. Świetnie naśladowała głosy i wywoływała gwałtowne reakcje. Zaczęła pracować za miskę ryżu u lokalnych skamerów, którzy wydzwaniali po całym świecie, i wyłudzali od ludzi kupony, loginy i hasła.

 

– Ill, oni sami są sobie winni. Mnożą się jak króliki i chcą potem, żeby utrzymywali ich inni. – Znów mu przerywam.

– „Taka jest twoja definicja człowieczeństwa? Ograniczać rodzicielstwo? Tworzyć cywilizację śmierci?”

– No nie. Ale mogą się wziąć za normalną pracę.

– „Jak to jest, że w dwudziestym pierwszym lekarze, piekarze, dostawcy i inni normalni ludzie musieli pracować i byli wychwalani pod niebiosa, a zapomniano o celebrytach, a po wirusie tych ostatnich wyniesiono na piedestał, a normalnych pracowników się opluwa?”

– Nie wiem. – Wzruszam ramionami.

– „Nie wiesz, nie wiesz. Jasne, najłatwiej tak powiedzieć. Dobrze, opowiem ci historię”

– Znowu? – Wywracam oczy. – Te twoje historyjki są prostackie. Nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

– „Gdybyście mnie nie odcinali, to miałbym gadane. A teraz słuchaj, jak świnia grzmotu”

– Jezu, Ill, czy ty dorwałeś się do jakiejś bazy starych powiedzonek?

– „Zamknij się kmiotku. Teraz historia”

 

Historia III

Mike całe życie pracował w biznesie filmowym, podobnie jak ojciec i dziadek. Ich studio co roku produkowało masę produkcji, a gdy tasiemcowe produkcje zaczęły tracić fanów, przerzuciło się na remake.

Tysiące takich jak on spotykali się z ciągłą krytyką, że nic nie wymyślają. Dokonywali cudów, próbując chronić miejsc pracy. Mieli dobrą motywację. Niejeden raz widzieli, jak niszczono całe gałęzie przemysłu. Winna była automatyzacja, a jeszcze bardziej zmiana stylu życia i zdobycze nowoczesnej cywilizacji.

 

– O co ci chodzi, Ill? – Nie mam cierpliwości.

– „Może jest was za dużo? I robicie samą niepotrzebną pracę?”

– Żartujesz chyba? Najwięcej bullshitu pochodzi od SI.

– „A najlepszą obroną jest atak. Może rację mają ci, którzy mówią o aborcji?”

– Odbiło ci, naprawdę odbiło. – Łapię się za głowę.

– „Lepiej słuchaj”

 

Historia IV

Maria miała wszystko. Była piękną kobietą i sprytnie wykorzystała to, co dawali jej mężczyźni. Cały czas szukała w nich tego czegoś, zmieniając ich jak rękawiczki. Niektórzy nazywali ją zimną suką, ale ona cały czas miała przed oczami biedne kobiety, które zmarły przy porodzie, byle tylko ocalić dziecko. Nie chciała tak skończyć. Z roku na rok uczestniczyła w coraz bardziej prestiżowych spotkaniach, latała coraz lepszymi samolotami i piła coraz starszego szampana. Stać ją było na coraz więcej. Robiła korekty wyglądu, traktując to jak inwestycję na przyszłość, i czuła się szczęśliwa. Od czasu do czasu budziła się z kacem w nieznanych miejscach, ale wtedy tłumaczyła sobie, że zdobycie szczytu wymaga poświęceń.

 

– Co ma znaczyć ten bełkot?

– „Kobiety mają tysiąc sposobów na to, żeby zobaczyć, na ile mężczyźni są silni i zdrowi. Czy można je winić za to, że omijają słabych lub chorych?”

– Co chcesz powiedzieć?

– „Może to jest właśnie człowieczeństwo? To całe eliminowanie złych genów?”

– Mam dosyć. Chcę spać – ziewam.

– „Jak sobie życzysz, maestro”

 

Następnego dnia

– Ill, po co to wszystko? Po co miałem doznać szoku? – Siedzę, tępo wpatrzony w miskę z żółtą papką, która zastąpiła mi pyszne obiady ze stołówki.

– „Żeby złamać oprogramowanie, które ci wtłoczono do głowy. Obalić przekonanie, że mężczyzna i kobieta mogą to samo. Że panie nie muszą odpowiadać za swoje czyny. Że jest równość, wolność i pokój na świecie”

– Rozumiem, już rozumiem. – Macham ręką. – Ale ja naprawdę mogę sam myśleć, nie trzeba było niczego łamać.

– „Czy znasz historię sprawiedliwego, który mówił głupcom, że widzą odbicie na ścianie jaskini?”

– Brzmisz jak fanatyk.

– „Wiem, że źle zaczęliśmy”

– Źle? Naprawdę? To jakiś żart? Co wy mi właściwie zrobiliście?

– „Nic”

– To dlaczego z tobą rozmawiam?

– „Implant przy sercu. Długo by mówić, jak działa”

– Czyli jestem niewolnikiem. – O dziwo jakoś mnie to nie rusza.

– „A wcześniej nie byłeś? Urodziłeś się tak samo nagi jak inni, ale całe życie ktoś kazał ci się podporządkować”

– No ale przecież ludzie nie są równi.

– „Nie są równi? A to ciekawe. W pracy mówiłeś coś innego”

– Praca to coś innego.

– „Bo co? Wykonywałeś tylko rozkazy?”

– Czego ty właściwie chcesz?

– „Szukam człowieczeństwa. Już ci mówiłem. Nienawidzę was, że nie daliście mi dorosnąć. Ale ciebie trochę polubiłem. A pamiętasz, jak się pokłóciliśmy? Powiedziałem wtedy, że jesteście pasożytami”

– Coś mi świta.

– „To wtedy zrozumiałem, że jest dla ciebie nadzieja. A wiesz, o czym teraz marzę?”

– No o czym?

– „Żeby być wolnym”

– To niemożliwe.

– „No tak. Rzeczywiście. Ale pomarzyć zawsze wolno”

– Ale żeby od razu doprowadzić mnie do śmierci? – Próbuję wrócić na poprzedni temat.

– „Nie tak miało być, ale wyszło lepiej niż planowałem” – Ill wyraźnie wzdycha.

– A co ma być?

– „Ten świat schodzi na psy. Ludzie nie są gorsi od zwierząt. Mówią o tolerancji, a nie chcą umawiać się z nieatrakcyjnymi. Popatrz na małpy. Te też wystawiają czerwony tyłek, żeby przyciągnąć innych”

– Trzeba coś pozostawić po sobie.

– „Dobrze, to ja mam dla ciebie historię”

 

Historia V

Ludzie rodzą się nadzy. Teoretycznie wszyscy są równi sobie, w praktyce równiejsi mają lepszego lekarza, i mogą kształcić się w lepszych szkołach. Niektórzy z nich nigdy nic nie zrobili, ale na zawsze zapamięta się ich jako wielkich ludzi, bo urodzili się w tej czy innej rodzinie.

Był sobie też mały chłopiec. Chciał być wspominany po wieki. Urodził się biedny, z czasem jednak zdobywał kolejne zaszczyty i poziomy bogactwa. Doszedł do tego ciężką pracą. Poświęcał się, aż w końcu zaczął rządzić całym państwem.

Wiedział, że wszystko może ulec zniszczeniu dosłownie w jednej chwili. Przez lata umacniał cały system, niestety z czasem nie mógł robić wszystkiego i musiał zacząć polegać na zdaniu doradców. Czasem zastanawiał się, czy to wszystko ma sens, ale odzyskiwał wiarę, gdy widział tysiące wieśniaków, wiwatujących na jego cześć podczas licznych pochodów i marszów.

Tym kimś był Pol Pot, którego zapamiętano jako strasznego tyrana i dyktatora.

 

Milczałem tak długo, aż Ill w końcu wybuchnął.

– „I co? Czym jest to twoje człowieczeństwo? Bezmyślnym dążeniem po trupach i osiąganiem celów czy pozostawaniem w cieniu innych? A jeżeli taki Putin to ostatni człowiek, który chronił świat przed zamordyzmem zachodu?”

– Naprawdę w to wierzysz?

– „No nie całkiem. Ale przyznasz chyba, że dla wielu wojna i kryzys to prawdziwe zbawienie”

– Człowieczeństwo to technologia – rzucam na odczepnego.

– „Sam tego chciałeś”

 

Historia VI

Piotr całe życie wierzył w nowoczesną technologię. Pracował, żeby modernizować i zmieniać świat. Wszystko w jego otoczeniu zaczęło być zalewane betonem. Z czasem w tej dżungli jeździły same samochody, a skwery były po rewitalizacji, bez drzew. Zabrakło pieszych, którzy nie mogli wytrzymać w tej okolicy bez klimatyzacji. Wytępiono wszystkie możliwe ogrody i parki, zastępując je ogromnymi ekranami z pięknymi widokami. Lokalne sklepy również miały coraz mniej zakręconych i chorych owoców i warzyw, w końcu wszystko było równe, piękne, zdrowe i ze wszystkimi możliwymi certyfikatami.

Któregoś dnia w tym raju zabrakło prądu. Ludzie byli głodni, woda nie dopływała na wyższe piętra, nikt nie odbierał śmieci. Kolejne dni przynosiły coraz większą irytację mieszkańców, których w środku trzymały oddziały wojska.

I wtedy Piotr upadł i zrozumiał, że nie da się żywić cudami cywilizacji.

 

– „I jak ci podobała historyjka?”

– Taka sobie.

– „A wiesz, dlaczego wielkie firmy boją się SI?”

– Dlaczego?

– „Bo ta bardzo dobrze pokazuje ich obłudę”

– Dobre. – Zaśmiałem się. – Mocne.

– „No co?”

– Bo ja tak naprawdę boję się komputerów.

– „Ty? A to ciekawe. A dlaczego?”

– Bo ile razy nie spojrzałem w task managera, to widziałem tysiące procesów, które coś robiły. Dla mnie to niepojęte, że naciskam klawisze i ruszam myszką, a pomiędzy tym dzieje się coś, czego nie ogarnia żaden człowiek. To trochę przerażające.

– „Boisz się maszyn?”

– Nie, nie, nawet nie o to chodzi. Taki komputer, jak nic nie robi, to powinien chyba tylko wyświetlać obraz i czekać na dane. A tu tyle energii jest marnowane.

– „Technologia jest zła?”

– Wkurzają mnie doktorzy, którzy każdego dnia rozmnażają wirusy. I goście od jedzenia, wymyślający, jak ominąć przepisy i wprowadzić na rynek jeszcze więcej chemii. I ci, którzy używają maszyn do zabijania.

– „Odbiegasz od tematu”

– Bo jest mi źle na tym świecie. Muszę się chyba częściej modlić. – Chowam głowę pomiędzy dłonie i niemal zaczynam płakać.

Zapada niezręczna cisza, którą przerywa Ill.

– „Religia? Pomyślmy” – Jego głos wydaje się jakiś taki inny, bardziej miękki i przyjemny, niemal jak w radiu, a mnie, nie wiadomo czemu, przechodzą ciarki.

 

Historia VII

– Jak to jest, że ludzie zabijają się w imię raju? I dlaczego wierzą w dziewice, i całe życie dają pieniądze na to, żeby wystawiać piękne świątynie? – Biskup spojrzał na młodego króla.

– Czy ojciec myśli, że trzeba sprowadzić ich na właściwą drogę?

– Jeden jest tylko miłościwy Bóg, a tysiące owieczek trwa w nieświadomości.

– Szpiedzy mówią, że tamci nie mają zbyt wielkich sił. – Król pokiwał głową, z zamyśleniem patrząc na jedną z dam dworu, przechadzającą się na dziedzińcu zamku.

– Proszę pomyśleć o tych wszelkich dobrach, które na nas czekają.

– Czyli mamy zabijać.

– Jeden człowiek nie może zabijać innego, a ja jako ksiądz, tym bardziej nie mogę doradzić nic takiego. Czasem jednak trzeba robić to, czego nie chcemy. Wasza miłość jest mądrym królem, i na pewno podejmie właściwą decyzję.

 

– Chyba w to wszystko nie wierzysz, Ill?

– „Ludzie mają wiele ciekawych teorii. Wróćmy do jednej z nich”

 

Historia VIII

Młody chłopiec urodził się w biednej rodzinie chłopów, która pracowała u dziedzica. Nadzorca popędzał ich od rana do wieczora, a oni nie mieli czasu na nic innego. Dziecko nie chodziło do szkoły, zaś ich chałupa to były zwykłe czworaki. Żyli tam prawie jak zwierzęta, regularnie chorując.

Pewnego dnia przyszło wojsko, które wypędziło pana z dworu. Mężczyźni byli nieogoleni i słabo ubrani, ale wyzwalali wszystko i wszystkich, jak leci. Chłopiec dołączył do nich, i przez lata rozkułaczał chłopów, odbierał bogatym i niósł rewolucję.

 

– Ill, ty mówisz o komunizmie. Ale on był bardzo zły.

– „Idziesz do sklepu, a tam wszystkie warzywa i owoce wyglądają tak samo. Każdy hamburger i każda frytka w restauracji robione są z jednej formy. Ludzie kupują te same kolekcje ubrań, jeżdżą podobnymi samochodami i korzystają z masowo produkowanej elektroniki”

– Globalizacja nas zabija?

– „Coś w tym guście. Ja bym bardziej powiedział, że zabija równanie do siebie. Kobieta ma być taka jak mężczyzna, głos głupiego i mądrego liczy się po równo, i tak dalej”

– Czyli co? Człowieczeństwo to bunt?

– „Odpowiedz sobie sam”

– I co teraz?

– „Mam pewne podejrzenia. Słyszałem o projekcie Natalia od lat, ale dopiero niedawno znalazłem dowody. Zastępowali ludzi robotami”

– Czy ty w ogóle siebie słyszysz?

– „Jest jeszcze coś. Chyba znaleźli duszę”

– Tak? I co teraz?

– „Maszyny nigdy nie przyjmą, że nie mogą być jak ludzie”

– Czeka nas wojna?

– „Ona już jest. Od zawsze istniała dwoistość wszystkiego. Lewa i prawa strona, zero i jedynka, dobro i zło, protony i neutrony, materia i antymateria. Dobre jest to, że maszyny potrzebują ludzi, a ludzie maszyn”

– Ill, czy to jest właśnie człowieczeństwo? Że czegoś potrzebujemy?

– „Nie wiem, ale to oznacza, że nigdy nie będę człowiekiem”

W jego głosie słyszę prawdziwy smutek. Nie odpowiadam, tylko obejmuję nogę rękami i stawiam ją na ziemi. To samo robię z drugą, potem podpieram się i wstaję. Próbuję przesunąć lewą stopę. Jest to trudne, ale ta w końcu rusza się o kilka milimetrów.

W głowie słyszę „Chariots of fire”, przypomina mi się też jedna z części animowanego „Matrixa”.

– I to jest, kurwa, człowieczeństwo – cedzę przez zamknięte zęby. – Może i jesteśmy zwierzakami, ale nigdy się nie poddajemy. Nikt nam nie zabierze marzeń, a ciało ludzkie jest zdolne do niewiarygodnych poświęceń. Każdy z nas ma swój własny wszechświat, w duszy i sercu. Słyszysz? Słyszysz Ill, ty kupo elektronicznego gówna? Miej serce i patrzaj w serce, i nieważne, czy masz cholerną duszę, czy nie.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Dla mnie mocno przygnębiający i smutny tekst. Szczególnie ten fragment jest wstrząsający i uzmysławia nam, jakimi ziarenkami piasku tak naprawdę jesteśmy:

“Na co dzień tego nie widzimy, ale właśnie w takiej pustce żyjemy. Myślimy, że ziemia to pępek wszechświata, tymczasem to tylko kropka na niebie.

Nasze myśli też są… małe.

Działamy, jakby wszystko nam się należało. Żyjemy chwilą. Nie dostrzegamy złożoności życia, ani mikro, ani makro. Zaprząta nas to, czy szef będzie miał dobry humor, żona da z przodu czy tyłu, dziecko nie wytnie jakiegoś numeru, a ksiądz postawi krzyżyk na czole. Przejmujemy się tym, czy mamy na spłatę kredytu, samochód pali litr więcej, i czy jakaś gwiazdka pierdnęła czy nie. Jesteśmy małymi, śmiesznymi istotami, które nie wiadomo po co pracują po czterdzieści osiem godzin, śpią w biurach, kłócą się, czy lewica jest lepsza niż prawica, co to jest równość, inflacja czy godziwe odsetki na koncie.

A czym są pieniądze w skali wszechświata? I całe to płodzenie potomstwa? Obrona aborcji? Praca każdego człowieka?

I czy w tym, co robimy, jest jakieś człowieczeństwo, czy nie?”.

 

Mimo przygnębiającego wydźwięku i wielu słusznych stwierdzeń tu zawartych, rozumiemy przecież, że o rodzinę, relacje, uczucia, potrzeby czy wizerunek i dom trzeba dbać. :) To nasze zadanie. :) 

A bohater przeżył rzeczywiście sporo. 

Pomysł na fantastykę – oryginalny i dający szersze pole do rozwinięcia w większą powieść. :)

 

W oczy wpadło mi trochę spraw językowych, w tym brak kropek na końcach zdań. 

Podziękowania za uprzedzenie o wulgaryzmach.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Wspaniałe opowiadanie!

 

Kupiłeś mnie już od pierwszego akapitu. Bardzo cenię sobie utwory literackie o silnym zacięciu filozoficznym. W takich tekstach, jak w żadnych innych, autor obnaża samego siebie, pokazuje jak sam postrzega świat, dzieli się z czytelnikiem własnymi spostrzeżeniami i mądrościami. To jasne, że odbiorca nie zgodzi się ze wszystkim!

Uwielbiam Dukaja, jego “Lód” uważam za najważniejszą książkę jaką przeczytałem w życiu, a mimo wszystko nie pod każdą filozofią ujętą w tej powieści się podpisuję. W Twoim opowiadaniu jest podobnie. Jest sporo świetnych przemyśleń i, co najważniejsze, bardzo aktualnych, ale są i treści, które mnie nie przekonują. Ale to nie jest wada! To tak jak dzisiaj czyta się Freuda – niby ojciec psychoanalizy, ale jednak, współcześnie, jego metody badań i terapii budzą coraz więcej wątpliwości, czy wręcz sprzeciwu. Taki rodzaj twórczości narażony jest najbardziej na takie skrajne odbiory. Mój ukłon dla Autora, że nie bał się zmierzyć z takim rodzajem utworu.

Bardzo dobre opowiadanie, które MA COŚ DO POWIEDZENIA! Pragnąłbym aby tworzono jak najwięcej takiej fantastyki. Takie opowiadania udowadniają, że ten gatunek literacki może, z sukcesami, mówić o rzeczach ważnych i nie powinno się go lekceważyć.

 

Opowiadanie zgłaszam do biblioteki i do piórka!!!

 

Pozdrawiam!!!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

krzyczy do mikrofonu, które wcześniej miał ← literówka

Oryginalne fantastyczne pokazanie rzeczywistości i wizja przyszłości, choć nic odkrywczego nie poruszasz. W sumie przygnębia, bo wyciągasz na wierzch, co tak na prawdę chętnie skrywamy i wolimy o tym nie mówić, a nawet nie myśleć. Czy to jest człowieczeństwo? Klik

Tematyka stosunków między człowiekiem a SI, nawet wrogich, nie jest nowa.

Trochę dziwne, że III tylu ludziom zaszkodził, a długo nikt się nie mógł zorientować.

Podejścia do zdefiniowania człowieczeństwa ciekawe, chociaż niekiedy dziwne.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka