- Opowiadanie: ostam - Walkower

Walkower

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Walkower

Róża przekroczyła matową powłokę pola ochronnego i łapczywie wciągnęła w płuca zapach pięciu ściśniętych końskich ciał – w porównaniu ze sterylną atmosferą statku, to miejsce tętniło życiem. Nie tracąc czasu podbiegła do pierwszego zwierzęcia – wesołego siwka – i wtuliła się w jego grzywę. Dziś ich wielki dzień. Wtem cały statek zatrząsł się niby kosmiczne auto na ogromnych wertepach.

– Przecież… wejście w atmosferę miało być łagodne!

Unikając stratowania, przecisnęła się do konsoli podajnika paszy i wybrała mieszankę środków uspokajających. Koryto szybko się napełniło, jednak żaden ze śmiertelnie przestraszonych koni nie zwracał na nie szczególnej uwagi. Rwąc sobie włosy z głowy, zauważyła, że jedna z dysz dozownika jest słabo przykręcona. Kopnęła w nią z impetem – odpadła! Chwytając ją, przełączyła automat na sterowanie manualne i wystrzeliła przed siebie strugę gęstej cieczy. Same opary powinny zadziałać otępiająco. Wtedy zrozumiała swój błąd. Zaczęła tracić przytomność. Środki, dawkowane dla półtonowych koni, dla drobnej dziewczyny były śmiertelne. Wiedziała, że zostało jej kilka sekund świadomości. Znów dopadła konsoli i ufając pamięci, prawie na ślepo strzeliła w siebie kolejnym płynem. Otępiona, wstrząsana zaaplikowaną adrenaliną, rzuciła się w kierunku wyjścia. Końskie sylwetki zaczęły zlewać się ze sobą, gdy poczuła na skórze charakterystyczne mrowienie: przekroczyła pole izolujące komorę dla zwierząt.

Wzięła głęboki wdech i poczuła, że zawroty głowy ją opuszczają. Starając się zachować równowagę na podskakującym pokładzie, weszła do windy i chociaż bardzo chciała poważnie porozmawiać z kapitanem, wcisnęła oznaczenie poziomu medycznego. Jak ma niby wygrać zawody, podróżując w takich warunkach?

 

***

 

Weszli w atmosferę. Basowy jęk modulatorów czasoprzestrzennych ucichł, ustępując miejsca piskliwym turbinom, mielącym rzadkie jeszcze na tej wysokości powietrze. Inżynier stał dumnie nad niespełna setką migających lampek – wszystko przebiegało perfekcyjnie. Dobrze skalibrowana maszyneria bezbłędnie trzymała statek na kursie. Rozejrzał się z rozrzewnieniem po plątaninie rur i kabli oplatającej maszynownię i ruszył w stronę swojej kajuty. Nagle turbiny ucichły, a całym statkiem zatrzęsło. Zawrócił biegiem, łapiąc po drodze narzędzia.

Szybkim spojrzeniem omiótł kontrolki – turbiny nie miały zasilania. Ręka odruchowo powędrowała do miernika. Ten rozłożył się, zawisł w powietrzu i po chwili potwierdził jego obawy: czujnik wykrył promieniowanie. Tak długo, jak inżynier miał przed sobą wyraźny cel, czuł się pewnie. Zapiął pas z generatorem pola i wystrzelił w stronę układu zasilania. Tam jednak stanął jak wryty. Reaktor pracował bez zarzutu. Cicho szumiące chłodzenie również nie przeciekało.

Jeśli czegoś nie wymyśli, zginie cała załoga! Klnąc na stratę czasu, wrócił po aparat tlenowy i otworzył pokrywę turbin. Cisza, jaka tu teraz zalegała, tak nienaturalna dla tego miejsca, dzwoniła mu w uszach. Własnoręcznie składał większość tej instalacji i od razu wychwycił pewien szczegół: dźwignia na transformatorze skierowana była w dół. Nie mogła przesunąć się sama. Tknięty przeczuciem, inżynier odwrócił się i aż wrzasnął z przerażenia.

 

***

 

Sędziwy już lekarz siedział z boku pokoju nad szeregiem parujących fiolek, przelewając ostrożnie mdłoróżową ciecz o słonawym zapachu. Normalnie nie odważyłby się tego robić podczas wchodzenia w atmosferę, ale tym razem kapitan obiecywał łagodne zejście, więc pozwolił sobie kontynuować badania. Delikatny powiew wentylacji poruszał z wolna kępkami jego siwych włosów.

Nagle statek zatrząsł się gwałtownie i zawartość fiolki znalazła się na fartuchu doktora.

– Cholibka – mruknął, obserwując, jak kwas pochłania tkaninę.

Czując pierwsze oznaki pieczenia, ściągnął z siebie jak mógł najprędzej fartuch i koszulę. Skóra całej klatki piersiowej była już zaczerwieniona. Złapał ze stołu dwa preparaty, wymieszał je szybko i odchylając się do tyłu, wylał je na siebie. Reakcja zaszła błyskawicznie: ból ustał, ale cały tułów półnagiego doktora pokryła nieelastyczna złota powłoka, zmuszającą go do utrzymania nienaturalnej pozycji.

– D-dzień dobry, p-panie doktorze. – Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła Róża. – Czy j-ja nie w p-porę?

Odruchowo doktor chciał się odwrócić, ale opanował się i obrzucił ją fachowym spojrzeniem. Cokolwiek doprowadziło ją do takiego stanu, wymagała natychmiastowej pomocy.

– Skądże! Niech się pani nie krępuje, proszę usiąść.

Starając się nie stracić równowagi, pociągnął Różę na krzesło i podłączył ją do aparatury. Ignorując jej zdezorientowane spojrzenia, odczytał wyniki badania krwi i zdębiał.

– Silne środki uspokajające, silny stymulator i jeszcze promieniowanie! Co też pani nawyprawiała!

– K-konie chciałam uspokoić, a-ale siebie nie, więc adrenaliny d-dodałam…

– Ekhm, a promieniowanie?

– J-jakie p-promieniowanie?

Nagle doktor się zastanowił. Gdyby to krew tak promieniowała, pacjentka powinna być już dawno martwa. Czekając tylko, aż kroplówka skończy aplikować antytoksyny, odłączył maszynę i powtórzył pomiar. Promieniowanie dalej występowało.

– Na moją złotą klatę, toż to cały statek promieniuje! Biegiem do maszynowni!

 

***

 

Kapitan lewitował w próżni, podziwiając rozpościerającą się pod nim niebiesko-żółtą planetę. Po chwili pozwolił ścianom zgęstnieć i znów stał na mostku, otoczony półkolem przyrządów nawigacyjnych. Niedawne obliczenia wyświetlały się jeszcze na monitorze tuż przed nim: zejście będzie nadzwyczaj łagodne.

W jednej chwili ekrany zamigotały, a statek zatrząsł się cały. Kontrolka pracy turbin zgasła. Już wstawał do aparatu łącznościowego, gdy jego wzrok powędrował przed siebie i mało co nie krzyknął ze zgrozy. Pięć metrów przed nim lewitowała ogromna, różowa, bulwiasta ośmiornica, patrząca się na niego olbrzymim, cyklopim okiem. Wyszarpał spod siedzenia blaster i oddał szybki strzał. Gdy tylko nacisnął spust, statek podskoczył i ładunek rozbił się o sufit nad obcym. Oko ośmiornicy rozbłysło, a kapitan ze zgrozą zauważył sunącą w jego stronę wiązkę lasera. Rzucił się za ścianę ekranów i tablic kontrolnych, całą uwagę poświęcając coraz wyższemu dźwiękowi ładujących się kondensatorów blastera. W końcu broń znów była gotowa. Wychylając ledwie czubek głowy, strzelił prosto w bliskiego już przeciwnika. Ładunek trafił w wyłupiaste oko. Ośmiornica ani drgnęła.

Kondensatory zajęczały rozpaczliwie. Pierwsze macki wysuwały się już zza prowizorycznej osłony. W akcie desperacji kapitan zapiął pas próżniowy i nie czekając na pełną moc, strzelił ponownie w to samo miejsce na suficie. Powłoka pękła, a różnica ciśnień zaczęła wysysać zawartość pomieszczenia na zewnątrz, w próżnię. Porwany w stronę wyrwy, zauważył jeszcze, jak ośmiornica przenika przez pokład do maszynowni, po czym zahaczył głową o sufit i stracił przytomność.

 

***

 

Róża wybiegła za doktorem z ambulatorium. Głowa bolała ją jeszcze, ale leki faktycznie pomogły i zaczynała z powrotem trzeźwo myśleć. Czy starczy im czasu, żeby wytracić prędkość? Czy winda, trzeszcząc i drżąc w posadach, nie zaklinuje się ani nie spadnie? Ale nie. Doktor, połyskując cały, starając się nie przewrócić na plecy, trzyma już rękę na lśniących, hermetycznych drzwiach maszynowni.

– A może by tak… Czy my w ogóle wiemy, co tam się mogło stać?

Doktor cofnął rękę z uchwytu i tracąc podporę, ledwo ustał na nogach. Pokład drżał coraz mocniej.

– Czegokolwiek byśmy tam nie zastali, przezwyciężenie tego jest nam niechybnie potrzebne do lądowania!

– A jak to coś pana zabije?!

– Mnie!? Przecież jestem nieśmiertelny!

Róża aż zamrugała z wrażenia. Kto go tu zatrudnił? Już miała go powstrzymać, ale z drugiej strony, jeśli nie rozwiążą problemu, za chwilę rozbiją się o powierzchnię. Zrezygnowana, drżąc bardziej jeszcze od statku, przekroczyła za doktorem próg. A chciała tylko dolecieć na zawody!

Za drzwiami ukazała im się okropna scena. Za włazem do komory turbin, przyparty do ściany, stał inżynier. Nie śmiąc nawet drgnąć, z rozdziawionymi ustami wpatrywał się w ogromną, nieregularną, różową ośmiornicę, unoszącą się przed nim metr nad podłogą. Wyraźnie poruszała się w jego stronę.

– Hej! Tutaj! – zawołał doktor.

Róża pisnęła z przerażenia i padła na podłogę. Niezależnie od tego, czy ten stwór rozumiał słowa, odwrócił się do doktora i skierował na niego swoje pojedyncze ślepie. Ze szczękającymi zębami Róża obserwowała, jak doktor, zataczając się, ruszył przed siebie na spotkanie potwora. Oko ośmiornicy rozbłysło czerwono i posłało w stronę doktora promień czerwonej energii. Laser odbił się od złotej, lustrzanej substancji i przeciął monstrum na pół.

 

***

 

Holograficzna sylwetka kobiety zmaterializowała się przed Różą. Z okien sali rozpościerał się widok na lądowisko: rzędy błyszczących kadłubów kontrastowały z pokiereszowaną sylwetką ich statku. Inżynier, wyłowiony z atmosfery kapitan oraz doktor, któremu udało się już zmyć z siebie specyficzny pancerz, stali za nią, starając się dodać jej otuchy.

– Dzień dobry, nazywam się Róża. Chciałabym potwierdzić uczestnictwo zawodniczki numer pięćdziesiąt osiem.

Czuła się wyczerpana. Wiedziała, że nie ma już szans, ale kapitan zachęcał ją, żeby przynajmniej spróbowała. Chciała zaprotestować, ale i tak nie miała tu nic lepszego do roboty. Przynajmniej nie była spóźniona.

– Pragnę panią poinformować, iż jest pani jedynym uczestnikiem, któremu udało się dotrzeć na miejsce. Wygrała pani walkowerem.

Koniec

Komentarze

Było przyjemne, nawet bardzo. Fragmenty fajnie złożyły się w całość i ostatecznie wyszło bardzo płynnie. Udało Ci się nawet odrobinę zarysować charaktery postaci. Osobiście wolałbym, żeby były jeszcze trochę bardziej ubarwione, ale to tylko moje widzimisię. Końcówka była świetnym podsumowaniem. Pozostaje mi pogratulować, może nie tyle oryginalnej, co zgrabnie opowiedzianej i wciągającej historii. 

Pozdrawiam

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Nikodem_Podstawski, cieszę się, że się podobało. Opowiadanie powstawało raczej jako wprawka stylistyczna: zacząłem pisać i skończyło się jakoś samo, stąd brak głębszego przesłania ;)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Cześć, ostam

Nie spodziewałem się znaleźć tutaj takiej perełki. Dla mnie bardzo dobre opowiadanie. 

Zacznę od początku: Przedstawiłeś bohaterkę Różę i jej cel. Leci statkiem kosmicznym na zawody konne – ten pomysł dla mnie fajny, dzięki niemu chętnie przeczytałem kolejną scenę. 

Tknięty przeczuciem, inżynier odwrócił się i aż wrzasnął z przerażenia.

A tu już mnie totalnie chwyciłeś. Ładnie to tak zarzucać haczyki na czytelników? No ładnie. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się ośmiornicy, ostatnio sporo ich w opowiadaniach na portalu. Chyba powoli przejmują świat. Aluzja do Opowiadania: Obiekt jest ośmiornicą

Sama walka z ośmiornicą dla mnie dobra, chociaż bez szału. Doceniam pomysł na jej pokonanie, ale myślę, że mógłbyś wcześniej wspomnieć o konkretnych właściwościach substancji na ciele doktora. Wtedy śmierć bestii powinna lepiej wybrzmieć ;) 

– Pragnę panią poinformować, iż jest pani jedynym uczestnikiem, któremu udało się dotrzeć na miejsce. Wygrała pani walkowerem.

Ładne zakończenie. Narzuca pytania i wnosi pewną niepewność :)

Zaznaczę, że opinia jest subiektywna. 

Ps. Zmień oznaczenie na “szort”. Szort jest do 10k znaków. 

Pozdrawiam. 

 

Dla potencjalnych czytelników: 

Polecam opowiadanie. Historia zaciekawia, da się wyczuć napięcie, a bohaterzy chociaż nie wyróżniają się niczym szczególnym, są ładnie wprowadzeni. Według mnie humor nie jest zbyt wygórowany (wspominam o tym przez tagi), ale nie gra on tutaj pierwszych skrzypiec.

To oczywiście subiektywna opinia, jednak liczę na to, że kogoś uda mi się zachęcić do zerknięcia na opowiadanie. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody pisarz najwidoczniej jakaś nowa moda nastaje. Dziękuję za wyróżnienie. Tutaj wątek ośmiornic wyszedł świetnie, mimo, że grały role antagonistów. Ja wolę je przedstawiać raczej w pozytywnym świetle. Pora czekać na kolejne przygody ze świata głowonogów. 

Zapraszam na mój kanał YouTube

Młody pisarzu dziękuję za ciepłe słowa – głównym naciskiem w tym tekście miała być właśnie angażująca fabuła, więc cieszę się, że starania osiągnęły zamierzony cel :)

Miałem już kiedyś uwagę, że doktor nie zasłużył sobie na przeżycie i zakończenie jest przez to mniej satysfakcjonujące. Zaznaczenie, że substancja odbija światło już na wcześniejszym etapie, a co za tym idzie zasugerowanie, że zagrywka z lustrem od początku była planem doktora, faktycznie brzmi jak świetny pomysł! Pokombinuję jak by to tam ładnie wrzucić.

 

Dzięki za porady dot. tagów i kategorii tekstu – już poprawiłem. To mój portalowy debiut i jeszcze się w tym wszystkim ogarniam :)

 

Nikodem_Podstawski, nie wiedziałem, że mam tu eksperta od ośmiornic ;) Przeczytałem “Obiekt jest ośmiornicą”, w wolnej chwili skomentuję. Ta moja była pisana w oderwaniu od portalowych trendów, ale jeśli udało mi się wpasować, tym lepiej :D Paradoksalnie, z jakiegoś powodu pojawienie się ośmiornicy na statku kosmicznym wydaje mi się rutynowym wydarzeniem jeśli chodzi o nieco lżejsze sci-fi :P

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Ostam

Ekspertem w żadnym razie nie jestem, ale zdecydowanie lubię te zwierzęta. Co do trendów portalowych, nie mam pojęcia czy jakiekolwiek istnieją. Wciąż jestem tutaj świeży i wielu rzeczy zwyczajnie nie ogarniam :P A co do kosmicznych ośmiornic to faktycznie są dość popularne. Może to dlatego, że kosmos odrobinę przypomina ocean, a głowonogi są zwyczajnie bardziej interesujące niż inne morskie zwierzęta. Kosmiczna ośmiornica brzmi w końcu o wiele lepiej niż kosmiczna ryba. 

Zapraszam na mój kanał YouTube

Zabawny walkower. Czytało się przyjemnie i zakończenie wywołało uśmiech.

Koala75 miło mi, że opłacało się zajrzeć ;)

 

Nikodem_Podstawski skojarzenie oceanu z kosmosem faktycznie może być trafne – ktoś nawet zauważył, że przy znanej nam technologii walki międzyplanetarne przypominałyby bardziej bitwy morskie niż starcia myśliwców. Jeśli chodzi o ośmiornice, to faktycznie, design postaci też mi się podoba :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Dzien dobry. Jak dla mnie – absolutna bomba.

Stylem i klimatem – jest trochę retro, uwielbiam! Jest dystans, jest subtelny humor, no ubawiłem się. 

Pseudotechniczny bełkot jest cudowny, a najlepsze jest to, że te “udawane” technikalia mają wpływ na fabułę (wstrząs – kwas – złota powłoka doktora – odbicie promienia ośmiornicy – Startrek pełną gębą, rewelka). 

Dobrze zaprojektowane, lekkie opowiadanie z klimatem, wartką akcją i świetną puentą. 

 

Jeśli miałbym wskazać coś, co mi zgrzytało – to jednak trochę przekombinowane czasem długie zdania. 

To kwestia gustu raczej, ale dla mnie takie otwarcia akapitów:

 

Róża przekroczyła matową powłokę pola ochronnego i łapczywie wciągnęła w płuca zapach pięciu ściśniętych końskich ciał – w porównaniu ze sterylną atmosferą statku, to miejsce aż tchnęło życiem.

 

Basowy jęk modulatorów czasoprzestrzennych ucichł, gdy tylko weszli w atmosferę, ustępując miejsca piskliwym turbinom, mielącym rzadkie jeszcze na tej wysokości powietrze. Inżynier stał dumnie nad niespełna setką migających lampek – wszystko przebiegało perfekcyjnie.

 

…są takie jakoś strasznie długie, ciągliwe i zbyt złożone. Przy wartkiej akcji w moje opinii lepiej pisać nieco prostszymi konstrukcjami, bo zdania – pociągi tę akcję tylko spowalniają. 

 

a, no i takie coś: to miejsce aż tchnęło życiem

Wydaje mi się, że miejsce może życiem tętnić, a tchnąć, to życie można w coś. 

 

Super tekścik!

Hej Łosiot!

 

Cieszę się, że wpadłeś i dzięki za uwagi. Jeśli chodzi o długie zdania – pilnowałem się jak mogłem, ale parę się wymsknęło :) Faktycznie krótsze zdania bardziej pasowałyby do reszty tekstu. Na swoją obronę mogę co najwyżej powiedzieć, że problem dotyczy głównie opisów i sama akcja powinna iść w miarę płynnie.

 

Za to nie wiem, czy mogę zgodzić się z uwagą co do tchnięcia. Chodziło mi o tchnąć w znaczeniu +/– “pachnieć”, tylko z dodatkową otoczką znaczeniową wskazującą wszystkie właściwości powietrza. SJP jest po mojej stronie ;) Niefortunnie “tchnąć życie” jest na tyle popularną kolokacją, że ta moja może się wydawać nietypowa. Jest szansa, że jeśli Cię to gryzie, to powinienem się poprawić niezależnie od tego, czy naruszam zasady językowe, ale prawdę mówiąc nie mam pomysłu jak by to zgrabnie ominąć bez większych przeróbek, więc będę się pilnował na przyszłość.

 

Dzięki jeszcze raz za feedback :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Bardzo przyjemne w lekturze opowiadanko. Jest trochę stylistycznych niezręczności (”zanurzyła się w jego grzywie” – cała? albo “zorientowała się ze swojej głupoty” → niepoprawna konstrukcja stylistyczna, raczej “zorientowała się, że zrobiła głupstwo” / “że / jak głupio postąpiła”), ale to są małe rzeczy do szybkiego poprawienia. Sama historyjka w nieco staroświeckim stylu, jak chodzi o fabułę i narrację, z pomysłowym zakończeniem. Bardzo sympatycznie się czytało.

ninedin.home.blog

Fabuła na granicy flirtu z absurdem (albo i poza nią). Co na statku kosmicznym robi ośmiornica przenikająca przez pokłady? Ale OK, to ma swój urok.

Końcówka sympatyczna, zaskoczyła. Mam drobną wątpliwość – czy dziewczyna zdążyła się zarejestrować w ostatniej sekundzie, skoro organizatorzy są pewni, że już wygrała?

Co do tchnienia, to zgadzam się z Łosiotem, mnie też to zazgrzytało.

Babska logika rządzi!

A mnie jakoś nie zachwyciło. Z tym że nie mam żadnych konkretnych zastrzeżeń (poza paroma drobiazgami technicznymi, które już wymienili przedpiścy), więc to chyba po prostu kwestia gustu, jakoś mi nie leży.

Doceniam zakończenie. Uśmiechnęło. Poza tym zapomniałam w trakcie lektury jaki jest tytuł opowiadania, więc i zaskoczyło :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cześć Ninedin! Dzięki za fatygę – miło mi, że została wynagrodzona :) Błędy już poprawiłem.

 

Hej Finkla! Uwagi bardzo trafne. Jeśli chodzi o zakończenie, to faktycznie jest tu pewna nieścisłość. Można to próbować tłumaczyć zbliżającym się terminem zakończenia rejestracji albo tym, że biuro otrzymało już informacje od innych, że nie dadzą rady dotrzeć. Mimo wszystko mam wrażenie, że wpisanie tego w tekst opowiadania byłoby nieudolnym tłumaczeniem i zgrzytałoby jeszcze bardziej. Traktuję to jako cenę krótkiego i bezpośredniego zakończenia: treść jest przekazana, a bardziej wymagających czytelników proszę o wybaczenie.

 

Jeśli chodzi o “tchnęło życiem”, to przyznaję rację, jest to błąd, tylko nie mam niestety pomysłu jak to zgrabnie przerobić. Najbliżej, do czego doszedłem, to “w porównaniu ze sterylną atmosferą statku, w tym miejscu czuło się życie” albo “w porównaniu ze sterylną atmosferą statku, znajoma woń była miłą odmianą”. Ze wszystkich dostępnych opcji “tchnęło” brzmi dla mnie jak najmniejsze zło. Chętnie przyjmę sugestie w tym temacie.

 

Witaj Mindenamifaj! Przyznaję, że tekst nie skupia się na żadnej głębszej problematyce i jest raczej humorystyczną opowiastką, więc w pełni rozumiem, że może się nie podobać. Cieszę się, że przynajmniej zakończenie zaskoczyło. Tytuł nie musi być też spojlerem – w końcu nie wiadomo, czy to właśnie Róża nie polegnie walkowerem.

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Miejsce może tętnić życiem, pachnieć życiem, czuje się w nim życie, konie mogły tchnąć życie w tę ładownię (chociaż to trochę naciągane)…

Babska logika rządzi!

Hej Nie dość, że SF za którym nie przepadam, to jeszcze końcówka, która i po trzecim przeczytaniu nadal jest dla mnie kompletnie niezrozumiała. Ale to nic :) Mamy aż cztery postacie, w krótkim opowiadaniu, a ja zdążyłem się z każdą z nich w jakiś sposób związać. Każdy fragment jest ciekawy i faktycznie udało się je połączyć w zgrabną całość. Mimo, że SF i kompletny brak zrozumienia końcówki to czytało się dobrze i fabuła wciągała. Czy tekst mi się podobał – SF rzadko mi się podoba, ale opowiadanie napisane jest dobrze i z pomysłem. Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardjaskier miło mi, że tekst był angażujący, nawet jeśli nie do końca w Twoim stylu. Co do zakończenia, to wprowadza ono trochę niepewności. Nie wiadomo, dlaczego innym nie udało się dotrzeć (może mieli podobne problemy?), ale pokazuje, że warto się starać, nawet jeśli wydaje nam się, że nie mamy szans :)

 

Finkla chyba przez przypadek usunąłem swój poprzedni komentarz, co nie zmienia faktu, że nie wycofuję podziękowań ;)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Hej Dzięki za wytłumaczenie, teraz końcówka jest jasna :) Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Pozwól, Ostamie, że zapytam: To twoje pierwsze opowiadanie? :) 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Bardzie Jaskrze, cieszę się, że mogłem pomóc :)

 

Młody pisarzu, to moje drugie opowiadanie, jeśli chodzi o opowiadania z prawdziwego zdarzenia. Oprócz tego jestem entuzjastą “papierowych” RPGów i LARPów. Zdarzyło się też napisać parę luźniejszych rzeczy, np. kolega nie umiał uwierzyć, że format internetowej “pasty” dałoby się zrealizować bez przeklinania ;)

 

Na ten moment napisanych opowiadań mam nieco więcej, ale większość z nich ma wartość raczej dla mnie niż dla szeroko rozumianej krytyki. Na portalowy debiut chciałem wybrać coś spójnego, nawet jeśli nie do końca ambitnego. Czytanie twórczości współportalowców jest świetnym źródłem inspiracji, więc na następny raz postaram się wrzucić coś nowego.

 

Do napisania samego “Walkowera” zainspirowała mnie seria wykładów Brandona Sandersona, skupiająca się głównie na konstruowaniu świata i historii w sposób angażujący dla czytelnika. Osobiście sporo z niej wyciągnąłem, co mam nadzieję udało mi się tu częściowo zaprezentować :P Pierwszy segment opowiadania powstał jako ćwiczenie z jednego z wykładów. Potem stwierdziłem, że można by dołożyć ich więcej i powiązać w jedną historię.

 

Mam nadzieję, że ta lekko autobiograficzna wypowiedź zaspokoiła Twoją ciekawość :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Mam nadzieję, że ta lekko autobiograficzna wypowiedź zaspokoiła Twoją ciekawość :)

Oczywiście. :)

Myślę, że idzie ci naprawdę dobrze jak na początkującego autora i widzę tu spory potencjał, więc z chęcią przeczytam Twoje następne opowiadania.

Same forum jest bardzo dobre do wyrabiania warsztatu. Trafiłem tu w marcu i przez rok naprawdę wiele się nauczyłem. Co prawda moim opowiadaniom nadal bardzo dużo brakuje, ale gdy porównuję je ze swoimi pierwszymi “dziełami”, to widzę znaczą poprawę. 

Powodzenia! 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Witaj.

Szybkie zmiany akcji, tempo wydarzeń nakazuje czytelnikowi pilnie śledzić to, co wydarzyło się tuż przed zwycięstwem Róży tytułowym walkowerem. 

W sumie trupów ścielących się gęsto nie ma, a i tak napięcie potęgujesz bardzo ciekawie. :)

Pozdrawiam serdecznie i gratuluję pomysłowości, powodzenia. :)

Pecunia non olet

No, śmiechłam na koniec :) Zastanawiałam się dokąd mnie zaprowadzi ten absurdzik, i czy można jeszcze podbić stawkę, ale okazało się, że jak najbardziej.

Wolę nie myśleć, co przeżyli (albo nie przeżyli) ci, którym nie udało się dotrzeć ;)

Klik :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej bruce! Dzięki za ciepłe słowa. Na napięciu zależało mi najbardziej, więc cieszę się, że odbiór był zgodny z zamierzonym. Będę się starał dalej :)

 

Cześć Irka_Luz! Miło mi, że się spodobało! Co do innych zawodników, cóż, historię piszą zwycięzcy ;)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Powodzenia, pozdrawiam, dzięki. :)

Pecunia non olet

Cześć:)

Świetnie napisany szort! :o Udało Ci się zaangażować czytelnika w akcję, czytało się przyjemnie i płynnie. Stworzyłeś bardzo plastyczne opisy. Nie naczytałam się dużo SF, ale pomysł jak dla mnie oryginalny i ciekawy. Gratuluję :D

Pozdrawiam

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Hej Ostam!

 

Kilka razy odbiłem się od stylu, ale rzeczywiście, jest coś nietypowego i jednocześnie urokliwego w tym opowiadaniu. Taki Douglas Adams bez trzymanki. ,)

Czy to Tom Bombadil na obrazku?

 

Pozdrawiam!

Hej Ermirie! Chciałem utrzymać szybką akcję, więc nie było za dużo czasu na opisy. Tym bardziej cieszę się, że Ci się spodobały :)

 

Cześć kronos.maximus! Jeśli w stylu gryzło Cię coś konkretnego, mogę spróbować coś wykombinować. Porównanie nie wiem czy zasłużone, ale na pewno cieszy :D

Trafnie rozpoznałeś awatara. Jedna z moich ulubionych książkowych postaci, przy okazji dobrze oddaje moje podejście do pisania ;)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Dość szczególna historyjka, nieźle opowiedziana i z zaskakującym finałem.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Chwy­ta­jąc ją do ręki, prze­łą­czy­ła au­to­mat… → Można chwycić coś ręką, ale nie można chwycić do ręki.

 

Sę­dzi­wy już le­karz sie­dział z brze­gu po­ko­ju… → Gdzie pokoje mają brzegi?

 

i ob­rzu­cił ją fa­cho­wym wzro­kiem. → Na czym polega fachowość wzroku?

 

ośmior­ni­ca, pa­trzą­ca się na niego ol­brzy­mim, cy­klo­pim okiem. → …ośmior­ni­ca, pa­trzą­ca na niego ol­brzy­mim, cy­klo­pim okiem.

 

uno­szą­cą się przed nim metr nad zie­mią. → …uno­szą­cą się przed nim metr nad podłogą.

 

Róża pi­snę­ła z prze­ra­że­nia i padła na zie­mię. → Róża pi­snę­ła z prze­ra­że­nia i padła na podłogę.

 

skie­ro­wał na niego swoje po­je­dyn­cze śle­pię. → …skie­ro­wał na niego swoje po­je­dyn­cze śle­pie.

 

– Dzień dobry, na­zy­wam się Róża. Chcia­ła­bym po­twier­dzić uczest­nic­two za­wod­nicz­ki numer 58. → – Dzień dobry, na­zy­wam się Róża. Chcia­ła­bym po­twier­dzić uczest­nic­two za­wod­nicz­ki numer pięćdziesiąt osiem.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo proszę, Ostamie. Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne. :)

Rozumiem Twoją chęć zachowania fachowego spojrzenia, ale zauważ, że w tekście użyłeś zwrotu …i obrzucił ją fachowym wzrokiem. I wcale nie twierdzę, że to błąd, tylko zapytałam, bo nie wiem, na czym polega fachowość wzroku, czyli fachowość zmysłu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Ostamie! Mnie akurat twoja historia nie zachwyciła, ale nic nie szkodzi, widzę że w wiele gustów trafiła :-)

Na plus z pewnością zaliczyłbym co ciekawsze i bardziej absurdalne pomysły, takie jak sam cel podróży statku, jednookie różowe ośmiornice czy złota zbroja. Końcowy twist też przyjemnie zamyka całość. 

Reszta, niestety, nie podeszła. Rozumiem, że chaos w opowiadaniu był umyślny, jednak wydaje się, że kompletnie wymknął się spod twojej kontroli. Wygląda to tak, jakbyś miał kilka interesujących pomysłów na punkty fabularne i połączył je przy pomocy gumy do żucia i trytytki. 

Warstwę techniczno-językową też z pewnością można by usprawnić. Poniżej drobnostki, które rzuciły mi się w oczy:

Dziś ich wielki dzień. Wtem cały statek zatrząsł się(,) niby kosmiczne auto na ogromnych wertepach.

Przecinek.

 

łapczywie wciągnęła w płuca zapach pięciu ściśniętych końskich ciał

W takim razie polecam Róży belgijskie piwa typu Lambic – aromat kwaśnego końskiego potu i stajni zamknięty w butelce :-P

 

Chwytając ją, przełączyła automat na sterowanie manualne i wystrzeliła przed siebie strugę gęstej cieczy – same opary powinny zadziałać otępiająco – gdy zrozumiała swój błąd.

Trochę za dużo gimnastyki w tym zdaniu. Rozbiłbym je nawet na trzy: “Chwytając ją, przełączyła automat na sterowanie manualne i wystrzeliła przed siebie strugę gęstej cieczy. Same opary powinny zadziałać otępiająco. Wtedy zrozumiała swój błąd.

 

czujnik stwierdził promieniowanie

Czujnik raczej wykrył, wskazał, ewentualnie, jeśli miałeś na myśli jakiś komunikat na wyświetlaczu, to może stwierdził PROMIENIOWANIE.

 

łagodne zejście, więc pozwolił sobie kontynuować badania. Łagodny powiew

Powtórzenie. Można zamienić na “delikatny” powiew.

 

ładunek rozbił się o sufit nad obcym

Wydaje mi się, że ładunek z broni laserowej nie może się “rozbić”. Może po prostu “trafił”, albo “osmalił sufit”?

 

zuważył sunącą w jego stronę wiązkę lasera

Skoro zauważył wiązkę lasera, to już więcej w życiu nic nie zauważył :-P Wprowadzasz do opowiadania nieco absurdu, ale raczej nigdzie indziej nie wskazujesz na zawieszenie standardowych praw fizyki :-)

 

prosto w bliskiego już przeciwnika. Ładunek trafił prosto w wyłupiaste oko 

Powtórzenie. Drugie “prosto” jest nie jest potrzebne.

 

wsysać zawartość pomieszczenia na zewnątrz, w próżnię

Skoro na zewnątrz, to raczej wysysać.

 

Laser odbił się od złotej, lustrzanej substancji i przeciął monstrum na pół.

Biorąc pod uwagę, że doktor był pochylony do tyłu i z trudem utrzymywał równowagę, raczej niemożliwe jest, by promień lasera odbił się dokładnie w strzelającego. Chyba, że złoty pancerz ma jakąś specjalną funkcję, o której nie wspominasz.

Tego typu rzeczy to oczywiście drobiazgi, ale zdecydowanie wspomagasz imersję, jeśli czytelnik widzi, że o tym pomyślałeś. W innym wypadku wygląda to nieco niedbale, jakbyś jak najszybciej chciał przejść do kolejnego punktu historii.

 

Pozdrawiam!

 

Witaj Ostam!

 

Wybacz zwłokę w odpowiedzi. Pytałeś co konkretnie mi się nie podobało w stylu. Nie było tego wiele i nie chodziło mi o to, że coś jest błędne, ale raczej, że ciężko mi się czytało niektóre zdania. Pierwszy z brzegu przykład:

Basowy jęk modulatorów czasoprzestrzennych ucichł, gdy tylko weszli w atmosferę, ustępując miejsca piskliwym turbinom, mielącym rzadkie jeszcze na tej wysokości powietrze.

Weszli w atmosferę ustępując miejsca turbinom? Czy jęk ustąpił miejsca turbinom (tzn. jęk przeszedł w pisk). Chodzi oczywiście o to drugie, ale przy pierwszym czytaniu się zatrzymałem. A gdyby zmienić szyk?

Gdy tylko weszli w atmosferę, basowy jęk modulatorów czasoprzestrzennych ucichł, ustępując miejsca piskliwym turbinom, mielącym (które mieliły? albo już nowe zdanie) rzadkie jeszcze na tej wysokości powietrze.

W każdym razie odbiór stylu to kwestia subiektywna i nie przejmowałbym się tym za bardzo.

 

Pozdrawiam!

Czytając miałam poczucie pewnej pospieszności. Masz fajne pomysły, ale opowiadasz je “po łebkach”.

A szkoda, bo zarówno emocje bohaterów, jak SF są intrygujące i wiarygodne.

Lożanka bezprenumeratowa

Przepraszam wszystkich za spóźnioną odpowiedź. Miałem ostatnio trochę mniej czasu, niż bym tego sobie życzył ;)

 

Regulatorzy zmieniłem na “obrzucił ją fachowym spojrzeniem“. Mam nadzieję, że tym razem przejdzie jako fachowość aktu obserwacji :)

 

Hej Krzkot1988! Dzięki, że wpadłeś.

 

Wygląda to tak, jakbyś miał kilka interesujących pomysłów na punkty fabularne i połączył je przy pomocy gumy do żucia i trytytki.

Ciężko mi się nie zgodzić, ale jest to jeden z fundamentów tego szorta i poprawa na tym polu wymagałaby przepisania całości. Na przyszłość postaram się bardziej.

 

Dziś ich wielki dzień. Wtem cały statek zatrząsł się(,) niby kosmiczne auto na ogromnych wertepach.

Pamiętam, że sprawdzałem to podczas pisania i wydaje mi się, że przecinka nie powinno tu być (PWN). Być może moja wiedza językowa nie była wystarczająca, żeby zrozumieć wyjaśnienie.

 

W takim razie polecam Róży belgijskie piwa typu Lambic – aromat kwaśnego końskiego potu i stajni zamknięty w butelce :-P

Zapach, nawet niezbyt przyjemny, bohaterce dobrze się kojarzył. Scena pokazuje przywiązanie Róży do zwierząt ;) Samemu będę wiedział, od czego trzymać się z daleka :P

 

Wydaje mi się, że ładunek z broni laserowej nie może się “rozbić”. Może po prostu “trafił”, albo “osmalił sufit”?

Miałem na myśli takie “star warsowe” blastery. Nie ma tego nigdzie wprost napisanego, ale słowo “ładunek” sugeruje, że broń nie strzela ciągłym promieniem. Pomyślę, jak by to zgrabnie doprecyzować.

 

Rozumiem zastrzeżenia co do fizycznej spójności opowiadania. Niestety tekst jest krótki i bardzo nie chciałem sprawiać wrażenia, że zatrzymuję akcję, żeby wytłumaczyć się z pokręconej historii. Przyznaję, jest to błąd w oczach bardziej wymagających czytelników, ale nie wiem, czy umiałbym to naprawić, nie robiąc większych szkód. Miałem nadzieję, że problem utonie w otaczającym go absurdzie. Na swoje usprawiedliwienie mogę podać potencjalne wyjaśnienia kilku zjawisk:

 

Skoro zauważył wiązkę lasera, to już więcej w życiu nic nie zauważył :-P Wprowadzasz do opowiadania nieco absurdu, ale raczej nigdzie indziej nie wskazujesz na zawieszenie standardowych praw fizyki :-)

Powietrze mogło nie być do końca przejrzyste (nie wiadomo, na jakiej zasadzie działała np. odbywająca się przed chwilą projekcja) i światło się rozproszyło. Opcjonalnie kapitan mógł zauważyć, “że w jego stronę sunie wiązka lasera” widząc, jak wypala ona ścieżkę w podłodze, ale bardzo mi się taka wersja nie podoba stylistycznie.

 

Biorąc pod uwagę, że doktor był pochylony do tyłu i z trudem utrzymywał równowagę, raczej niemożliwe jest, by promień lasera odbił się dokładnie w strzelającego.

Na pancerzu mogły wybrzuszenia. Jakkolwiek powierzchnia była gładka, to nie musiała być cała płaska. W ten sposób laser mógłby wrócić w linii prostej, nawet jeśli doktor był odchylony.

 

Wytłumaczenia trochę na siłę, ale znowu mam wrażenie, że naprawić ten błąd można tylko zmieniając akcję na niewymagającą tłumaczenia ¯\_(ツ)_/¯

 

Resztę poprawiłem. Dzięki za pomoc!

 

Kronos.maximus wygląda na to, że część zdań jest zbyt skomplikowana i to nie tylko według ciebie. Oprócz tego w podanym przez ciebie przykładzie był błąd gramatyczny, który niezależnie od własnego gustu pozwoliłem sobie poprawić ;) Dzięki za uwagi!

 

Cześć Ambush! Szort faktycznie nie zatrzymuje się, żeby cokolwiek rozwijać albo tłumaczyć, ale tempo akcji było jego głównym założeniem. Rozumiem, że nie do każdego to trafia. Tym bardziej dzięki za komentarz :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Szczerze, mnie również nie przypadło do gustu. Nie po drodze mi z taką urywaną narracją, wolę stałe podążanie za losami bohaterów od punktu A do B. Sama historia też jakoś do mnie nie przemówiła. 

Od strony technicznej jest za to bardzo dobrze. Plastyczne opisy i brak większych błędów jak najbardziej na plus. 

Pozdro!

Cześć Storm! Komentarz o tyle optymistyczny, że wymyślić inną historię jest nieco prościej, niż poprawić warsztat ;) Dzięki za lekturę i opinię.

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Zabawne :)

Przynoszę radość :)

Hej Anet! Dzięki za komentarz, na pewno przyniósł mi radość ;)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Spodobała mi się ta ośmiornica rodem z “Pingwinów z Madagaskaru”. Ogólnie całkiem przyjemny szort.

Witaj Zygfryd89! Biorąc pod uwagę zamierzoną stylistykę tekstu, porównanie cieszy :) Dzięki, że wpadłeś.

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Nowa Fantastyka