- Opowiadanie: Deraja - Droga przez Ervinię

Droga przez Ervinię

Smocza wioska dotknięta jęzorem plagi, odcięta od świata przez zamarzniętą pustynię Ervinii. Jej jedyną nadzieją pozostaje Shina - mała smoczyca, która niesie ze sobą potrzebne lekarstwo. Czy uda jej się przeciwstawić próbom losu, zabójczemu klimatowi i uratować wioskę przed zagładą? Zapraszam na przygodę pełną napięć i zwrotów akcji, które wciągną was w świat niebezpieczeństw i srogości mroźnej smoczej krainy.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Droga przez Ervinię

Chłodny wiatr dawał się we znaki wszystkim, którzy wysunęli nos z bezpiecznego, ciepłego schronienia. Większość wolałaby nie opuszczać portowego miasta, zwłaszcza że lodowe pustkowie nic nie oferowało poza śniegiem i zabójczym mrozem. Każdy pozostałby w swym domu. Każdy, oprócz białej puchatej smoczycy. Shina młoda i zdeterminowana smoczka, przedzierała się przez śnieg, opuszczając bezpieczne uliczki miasta. Jej obecna podróż nie była tylko i wyłącznie jej zachcianką. Jako wolontariuszka miała za zadanie dostarczyć zapas leków do daleko położonej wioski na północ od miasta, z dala od innych ośrodków znajdujących się w tej lodowej krainie. Zgłosiła się z chęcią do tego zadania, zawsze lubiła pomagać innym, a dołączenie do instytucji niosącej pomoc smokom i ich mniejszym antropomorficznym kuzynom, dragonoidom, na całym świecie uznała za dobry wybór. Organizacja Perianhast do której dołączyła, wysłała ją do tej zamarzniętej krainy zwanej Ervinią. Dziwnym mogłoby się wydawać, że ktokolwiek chciałby zamieszkać to zimne i pozbawione życia miejsce. Zwłaszcza że dla jej rodzaju było ono niekomfortowe. Ciekawiło ją, czemu ktoś dobrowolnie chciałby zamieszkać w tym nieprzyjemnym miejscu. Początkowo nie otrzymała żadnych konkretnych odpowiedzi, zazwyczaj ignorowano jej pytania albo przerywano jej w połowie. Nikt nie miał ochoty o tym rozmawiać. W końcu jej cierpliwość i drążenie tematu opłaciły się. Dowiedziała się, że trafiali tutaj przeważnie wygnańcy z innych królestw, a sam kontynent służył jako osobliwa kolonia karna. Nikt nie sprawował nad tym władzy, zrozumiała jednak, czemu nikt nie chciał otwarcie z nią o tym porozmawiać, dla wielu był to zbyt bolesny temat. Shina współczuła tym smokom, zdawała sobie sprawę, że być może kroczyła wśród niebezpiecznych osobistości. Wciąż jednak było jej przykro widzieć, jak walczą o przeżycie na tych surowych ziemiach. Zastanawiało ją czy aby na pewno każdy tutaj był więźniem? W to akurat powątpiewała, lecz tym nie zaprzątała sobie głowy, gdy kolejny podmuch wiatru smagał śniegiem po jej pysku. 

Futro smoczycy zapewniało jej minimalną ochronę przed chłodem, ale w tych warunkach to okazało się nie wystarczające. Nim wyruszyła w swoją podróż życia, w placówce organizacji otrzymała cały potrzebny zestaw, mający ją przygotować i pomóc przetrwać na pustkowiu. W skład tego zestawu wchodziły: futrzane bez palczaste rękawice, ocieplacze na tors, szyję i ogon, podgrzewacze chemiczne, duża lampa termiczna, zapasowa mniejsza lampa termiczna, zwykła latarka, kompas, a także trochę suchego prowiantu i wody. Otrzymała również też dwie torby leków, które należało dostarczyć. To wszystko musiała na siebie założyć, pozostałe mniejsze rzeczy pochowała do kieszonek na ocieplaczu torsu. Jedyną rzeczą, której nie dostała a mogła się okazać przydatna, była czapka. Posiadanie widocznych uszu nie było częstym widokiem wśród smoków. Tylko ona i jej rodzaj posiadali je zamiast pięknych rogów czy kolców. I to z tego powodu, gdy przedzierała się przez zaspy śnieżne czuła, jak mróz kłuje ją nieznośnie w narażone uszy. Chcąc je jakoś uchronić, kładła je płasko po sobie. Nie było najlepsze rozwiązanie, chłód stopniowo rósł, a wiatr się wzmagał, unosząc coraz więcej śniegu w górę. W takiej sytuacji mogła liczyć jedynie na swoje niezawodne gogle, które to nie raz pomogły jej w czasie lotu w trudnych warunkach. Ostrożnie założyła szkła ochronne na oczy, po czym szła dalej, powoli wygrzebując się ze śnieżnych zasp na bardziej utwardzone lodowe podłoże.

Poczuła, że wiatr gwałtownie wzmaga, a śnieg szalał wokół niej, zrozumiała, że była to zapowiedź nadchodzącej zamieci. Gogle chroniły jej wzrok, ale to było nie wystarczające na to co nadchodziło. Wszystko zaczęło się przesypywać dookoła, a tam, gdzie padł jej wzrok, ujrzała jedynie biel i szarość podrywanego w górę puchu. W takiej sytuacji nie mogła dalej bezpiecznie podróżować. Poczuła na skrzydłach, jak powoli rośnie warstwa śniegu, a groźny mróz wdzierał się w głąb ciała przez jej futerko. Zrozumiała, że albo zostanie zasypana, albo tutaj zamarznie. Ostrzegano ją przed taką sytuacją i zalecano, by poszukała bezpiecznego schronienia. Nadeszła okazja, aby wykorzystać tę radę w praktyce. Swój wzrok skierowała w poszukiwaniu czegoś, co byłoby jaskinią albo czymś wystarczająco osłoniętym, aby mogła się tam skryć. Z każdą minutą warunki pogodowe pogarszały się, wystąpiła w niej obawa, że może nie znaleźć na czas dobrego schronienia. Mijając jedną ze skał, odkryła częściowo zasypane wejście do jaskini. Ucieszyła się na myśl że tej nocy nie zamarznie, po czym prędko wskoczyła do środka. W końcu otoczenie przestało ją atakować zewsząd, uradowana zaczęła otrzepywać się ze śniegu. Zdjęła swe gogle by następnie spojrzeć na szalejącą za nią burzę.

– Sama już nie wiem, czy ta wyprawa była aż tak dobrym pomysłem… – westchnęła smutno, patrząc jak drobinki śniegu wpadają do jaskini. – Ale ja tak łatwo nie odpuszczę, jak inni! 

Wyjęła z kieszeni pod skrzydłem przenośną lampę elektryczną. Gdy ją uruchomiła, złapała pyszczkiem za uchwyt i zdeterminowana ruszyła w głąb jaskini. Potrzebowała dobrego miejsca na nocleg, a spanie blisko wejścia nie wchodziło dla niej w grę. W czasie swej wędrówki zauważyła że struktura jaskini składała się równej części z kamienia, jak i lodu, jej jednak było potrzebne zdecydowanie bardziej suche i nieco mniej chłodne miejsce. Poszukiwania pozostały jednak bezowocne. Mrok jaskiń wzbudzał w niej narastający strach, a cisza przerywana przez jej kroki stawała się nieznośna. Zmęczenie również zaczęło się udzielać coraz bardziej, zaczęła nawet odnosićwrażenie, że ktoś ją śledzi. Ostatecznie skapitulowała, nie miała już chęci by eksplorować jaskinię w poszukiwaniu dobrego miejsca na nocleg, dlatego zatrzymała się w niewielkiej komorze. Postanowiła, że to tutaj spędzi noc. Odstawiła lampkę w kącie i wyciągnęła drugą większą walcowatą lampę z torby. Przekręciła uchwyt i nagle buchnęło w nią pomarańczowe gorące światło. Uczucie ciepła rozchodzące się po jej ciele było odprężający, a wręcz zaczął ją usypiać. W chwili gdy chciała położyć się do snu, znów ogarnęło ją dziwne uczucie bycia obserwowanym. Spojrzała w mrok, powoli unosząc lampę. Początkowo niczego nie dostrzegła w ciemności poza stalagmitami. Westchnęła, uznała,, że już naprawdę musi odpocząć, bo inaczej oszaleje. Zauważyła jednak za jednym ze stalagmitów zielone ślepia, w których odbiło się światło, to sprawiło, że natychmiast położyła uszy po sobie, ustawiając się w pozycji bojowej.

– Ktoś ty! – warknęła w stronę ciemności. Uniosła wyżej skrzydła, by wyglądać na większą. – Pokaż się, kimkolwiek jesteś!

Z ciemności nie padła żadna odpowiedź, a to niepokoiło smoczycę. Nagle z mroku wyłonił się czarny jak noc smok. Nieznajomy zbliżył się do jej obozowiska. Gdy światło lamp dokładniej go oświetliło, zauważyła, że tak całkiem czarny to on nie jest. Gdzieniegdzie na ciele miał bladozielone elementy, jak płyty, które z szyi spadały aż po jego brzuch. W tym samym kolorze miał też rogi, jak i pazury. Spoglądając mu w oczy, ujrzała neonowo zielone źrenice co wyglądało nienaturalnie. Był również drobniej zbudowany w porównaniu do niej. Dziwiło ją że nie spostrzegła go wcześniej, tym bardziej ze względu na fakt, że jaśniejsze części jego ciała tak mocno się odcinały od jego ciemnych łusek. Zastanawiała się przez chwilę, z jakiego gatunku pochodzi ten smok, po czym ją olśniło. 

– Czy… jesteś może smokiem cienia? – zapytała niepewni

– Tak. – Spojrzał na nią bez wyrazu. – Co cię tutaj przygnało powietrzna smoczko? – zapytał beznamiętnym głosem.

– Mnie? – Opuściła skrzydła trochę zbita z tropu, smok wyglądał na znudzonego. – A może jest niegroźny? Albo takiego udaje, lepiej będzie, jak zachowam ostrożność.

– Tak.

– W porządku – mruknęła. – Jestem wolontariuszką… – zaczęła mówić, lecz tajemniczy smok przerwał jej prychnięciem.

– Kolejny oszołom chcący zbawić świat. – Pokręcił głową.

– Ej! Jeszcze się nie przedstawiłam i już mnie oceniasz?! – syknęła z nieukrywaną złością, zabolały ją jego słowa. 

– A nie mam racji? – Usiadł, owinął ogon wokół łap. – Jeśli jest inaczej, to w takim razie dokończ swoją wypowiedź.

– – Dobra! – parsknęła. Odchrząknęła po czym kontynuowała przerwaną wypowiedź. – Jestem wolontariuszką instytucji Perianhast, niosę pomoc potrzebującym z wioski daleko na północy.

– Rozumiem, a czemu postanowiłaś zostać wolontariuszką? – Ton jego wypowiedzi się nie zmienił, choć mogła wyczuć, że był lekko lekceważący.

– Zawsze lubiłam pomagać innym, gdy byli w potrzebie – odparła z dumą. – Uznałam, że kiedy dołączę, to wtedy będę mogła pomóc większej liczbie smoków na świecie. – Ciemny smok jedynie cicho się zaśmiał, tym samym gasząc uśmiech na jej pysku. – Bawi cię to?

– Tak, brzmisz tak samo jak inni ideowcy, co chcą zbawiać świat. – Pokręcił łbem, a jego rozbawienie zniknęło tak szybko jak się pojawiło. – Lecz ich czyny pokazały, że nie są do tego powołani.

– Nie wiem, kogo spotkałeś przede mną, ja natomiast znam samą siebie i wiem, że to jest mój życiowy cel. – Usiadła czując się trochę bezpieczniej, wiedząc, że smok nie prawdopodobnie nie chce zrobić jej krzywdy.

– Skoro tak sądzisz, to nie będę zmieniał twojego sposobu myślenia – westchnął. Wyglądał na rozczarowanego odpowiedzią. – Powiedz mi tylko jedno. 

– Co?

– Niezależnie od tego, gdzie cię łapy poniosą, będzie to niebezpieczna podróż – zauważył. – Czemu wysłali akurat ciebie, a nie kogoś, no nie wiem, bardziej doświadczonego i obeznanego z tą krainą? 

– Twierdzisz, że nie dam sobie rady? – oburzyła się.

– Nie – stwierdził krótko. Zaczął myć sobie łapę językiem. – Ciekawi mnie jednak dlaczego akurat to ty wyruszyłaś. 

– Ja… – Nie spodobało się jej to lekceważące podejście smoka, ale wolała go nie prowokować. – Nie było innych chętnych.

– Dlaczego? 

– Męczące są, twoje pytania wiesz? – westchnęła zmęczona. – Po prostu inni bali się udać w podróż, ze względu na to jak mało jest informacji o jej położeniu… – odrzekła. Mówiąc to nagłos, zdała sobie właśnie sprawę, jak beznadziejnie to zabrzmiało.

– Aha, podsumowując. – Wstał. – Udałaś się w podróż, nie wiedząc, kompletnie, gdzie masz tak właściwie iść, wiedząc tym samym, że będzie to samobójcza wyprawa – wytknął jej głupotę, po czym obrócił się do niej tyłem. 

– Znam kierunek i to, co mam szukać, aby odnaleźć cel mojej podróży! – jęknęła. Przez jego wypowiedź czuła się głupio. Może rzeczywiście nie przemyślałam tego za dobrze?

– Słuchaj dzieciaku – westchnął. – Rozumiem, że chcesz pewnie udowodnić sobie i całemu światu jak jesteś przydatna czy coś. Jednak na twoim miejscu zabrałbym swój zad z powrotem do miasta i tam oznajmił, że nie byłaś w stanie wykonać tego zadania.

– A… ale ja tego teraz tak nie zostawię! – oznajmiła stanowczo. – Wiem, popełniłam błąd, rozumiem co chcesz mi powiedzieć, jednak nie ma tam obecnie nikogo, kto mógłby się podjąć tego zadania. 

– Jak sobie chcesz, tylko potem nie płacz, jak coś cię zabije na pustkowiu – mruknął. Zaczął odchodzić w cień. 

– O to się nie martw, nie będę płakać! – huknęła. – Odnajdę wioskę skrytą w kamiennym lesie, czymkolwiek on jest. 

– Kamienny las? – Zatrzymał się wyraźnie zainteresowany.

– Tak, choć przyznam, że nie wiem, czy jest to metafora, czy coś innego. – Położyła się, teraz jedynie co pragnęła to spokój i sen. 

– Hmm, a co tak właściwie musisz dostarczyć?

Słysząc to pytanie, Shina zawahała się przed odpowiedzią. Nie mogła ukryć swoich toreb z lekami, więc pewnie założył, że to właśnie je musi dostarczyć. Choć nie wydawał się groźny, to nie była pewna czy może mu ufać.

– Coś ważnego. 

– Mianowicie? 

– Um… leki… – Jej mięśnie zaczęły się napinać gotowe do ucieczki. 

– O, specyfiki medyczne spoza kontynentu – Jego głos zdradzał zaskoczenie. – To rzadki towar w tej części świata. 

– Wiem, no i co z tego? – Zaczęła się obawiać, że ich rozmowa właśnie obrała zły obrót.

– Hm. – Obrócił się do niej. – Wiesz? Mam dla ciebie propozycję. Ja cię doprowadzę do tej wioski, a ty mi pozwolisz w nagrodę wybrać coś z twojego pakunku dla siebie.

– Ej, a skąd tak właściwie mam wiedzieć, że mnie nie okłamujesz co? – Przytuliła skrzydłami torby bardziej do siebie. – Dowiedziałeś się co mam i już dobroduszny jesteś? 

– Nie, wciąż uważam, że zginiesz na pustkowiu. – Stwierdził surowo – Jednak mam przyjaciół, którzy żyją w miejscu, które opisujesz.

– To nadal brzmi podejrzanie.

– Wiesz, ja ci niczego nie narzucam, masz wybór, sama może odnajdziesz wioskę, co zajmie ci jednak dużo czasu albo mi zaufasz w tej kwestii. – Słuchając go, trudno jej było nie przyznać jej rozmówcy racji. Nie wiedziała, ile jej czasu zajmie na dotarcie do wioski, a nie miała przy sobie na tyle jedzenia, aby przetrwać długoterminową wyprawę. 

– W porządku, ale jeżeli mnie zdradzisz, to zapomnij o swojej nagrodzie – stanowczo mu odpowiedziała, przeszła jej przez myśl znacznie gorsza groźba, ale ugryzła się w język.

– Umowa stoi – odparł krótko. – Rano opuścimy jaskinię i ruszymy w drogę.

– Dobrze – westchnęła. Położyła łeb na łapach. – Skoro będziemy podróżować to warto się przedstawić, jestem Shina. 

– A ja Skaza. – Przeciągnął się leniwie by następnie ułożyć się do snu.

Obydwa smoki udały się na spoczynek, aby przeczekać obecnie szalejącą burze, zwłaszcza że następny dzień mógł przynieść im kolejne wyzwania. 

Kolejny dzień rozpoczął się z chwilą, gdy Skaza szturchnął szponem pysk Shiny. Kiedy się w końcu obudziła zapytała ciemnego smoka, skąd może wiedzieć, że już jest ranek. Zapewnił ją jedynie, że doskonale wie, jaka jest pora dnia, bez wychodzenia z jaskini. Nie specjalnie mu w to uwierzyła, ale dowodów nie miała, aby mu udowodnić, że się myli. Nie miała przy sobie żadnego czasomierza czy podobnego ustrojstwa. Zaczęła się leniwie ogarniać, zabrała wszystko ze sobą, upewniając się ze dwa razy czy na pewno nic nie zostawiła. Będąc gotowa, wraz z lampą w pysku, ruszyła za Skazą. Idąc tak przez lodową jaskinię, zastanawiała się nad jedną kwestią i chciała o nią zapytać swego towarzysza.

– Hej Skaza? – zawołała do niego. Co nie było proste, kiedy miała w pysku rączkę od lampy. 

– Tak? 

– A tobie nie jest przypadkiem zimno? – Spojrzała na niego uważnie, nie miał na sobie żadnych szat ani nic podobnego do ochrony przed chłodem. – Ja nawet przez mój strój czuje ten chłód.

– Żyję dość długo w tej krainie, aby się przyzwyczaić do jej mroźnego oddechu.

– Czyli jesteś odporny na chłód? – zapytała wyraźnie zainteresowana. 

– Nie – odparł krótko, ucinając tym samym rozmowę. 

– Okej… – Kiwnęła głową bez większego przekonania i dalszą drogę przeszli w milczeniu. 

Mrok wypełniający korytarze jaskini zaczynał ustępować światłu, nareście zbliżali się już do wyjścia. Krajobraz, który ujrzeli, był dość monotonny, a chłód znów przypomniał o sobie biednej smoczycy. Była w wielu różnych miejscach na świecie, ale to miejsce przypominało jej pustynne krainy. Wszystko dla niej zlewało się w jednobarwną masę, a na nieboskłonie znajdowała się warstwa szarych chmur. Słyszała od miastowych, że podobno śnieg w tym miejscu był tak czysty, iż oślepiał podróżnych w bezchmurny dzień. Nie wiedziała, czy tak naprawdę jest, ale wolała jednak tego nie sprawdzać.

Znudzenie oraz zmęczenie dość szybko wkradło się w czasie ich podróży. Wszystko, czego dotknęła, było zimne w dotyku, a po paru godzinach łapy bolały ją niemiłosiernie. Również wszechogarniający mróz zmroził jej biedne skrzydła. Dziwiło ją, że Skaza w tym czasie nie zarządził ani jednej przerwy, pytała go o nią parokrotnie, ale on zawsze odpowiadał tym samym zdaniem.

– Przerwę zrobimy, dopiero kiedy nadejdzie zmrok.

Nie napawało ją to radością, a brak słońca nie pozwolił określić, jaka jest obecnie pora. Dawało to wrażenie, że czas w tym miejscu się zatrzymał. Wchodząc po stromym zboczu, smoczka zachwiała się mało nie tracąc równowagi. Szybko wsparła się własnymi skrzydłami, unikając upadku. Westchnęła, wszystko ją bolało, a szczyt był niemal na wyciągnięcie łapy. Pomimo swego zmęczenia, wspięła się na pagórek, idąc po śladach smoka. Nie chciała pokazać po sobie że jest słaba, zwłaszcza swojemu przewodnikowi. Po wspięciu na szczyt zatrzymała się, aby złapać chwilę oddechu. Spojrzała na oczekującego Skazę, nie wyglądał na wyczerpanego. To ją odrobinę irytowało.

– Kiedy ja pokonuję tyle kilometrów na tym lodowym pustkowiu, marznąc jak nigdy, a on wygląda, jakby to był zwyczajny spacerek.

Po chwili ciszy rzekł. 

– Nie wyglądasz za dobrze. – Spojrzał gdzieś na horyzont. – Wkrótce zrobimy postój i wtedy sobie odpoczniesz.

– Och, nareszcie. – Poczuła odrobinę ulgi, słysząc to. – A kiedy to nastąpi?

– Myślę, że już nie długo – odparł tajemniczo. 

Dodawało jej to pocieszenia, choć nie miała pojęcia, kiedy smok spełni swą obietnicę.

Wyczekiwany przez nią postój w końcu nastąpił, lecz nim to się stało, minęło jeszcze parę godzin, aż nie nadszedł wieczór. Shina nie miała pojęcia, ile czasu szła przez pustkowie, ale kiedy chmury nad nimi zaczęły zmieniać barwę na bardziej niebiesko szarą zrozumiała, że jej przewodnik nie planował żadnej wcześniejszej przerwy, jak naiwnie uważała. Żałowała wyruszenia w tą podróż choć nie mogła tego otwarcie przyznać, a im bliżej było do wieczora, tym mocniej odczuwała wszechobecny mróz. Wycieńczona i zmarznięta, od razu padła w śnieg jak tylko się zatrzymali. Tak bardzo chciała już z siebie zdjąć z siebie kombinezon, choć doskonale wiedziała, że nie może. Uwierał ją, ale tylko dzięki niemu jeszcze nie zamarzła. Skaza pomógł jej wstać, następnie zaczęli przygotowywać obozowisko. Smok rozstawił lampę termiczną, a ona wyjęła kilka rzeczy, w tym trochę suszonego mięsa z racji. Poczuła bolesny skurcz, żołądek domagał się jedzenia, dlatego nie czekała z konsumpcją. W tym czasie jej towarzysz uważnie obserwował okolicę, co uważała za przesadę. Niby co takiego mogło złego ich spotkać pośrodku niczego? A nawet jeśli to z jednej strony byli osłonięci pagórkiem, z drugiej zaś kilkoma większymi kamieniami. Skaza sprawiał jednak wrażenie, że bardzo poważnie do tego podchodzi. Nie czekając, odpaliła lampę, by się ogrzać swoje zmarznięte łapki.  

Niespodziewanie Skaza jak poparzony doskoczył do niej i wywrócił urządzenie.

– Do reszty mróz odebrał ci rozum?! – syknęła. – Nie chcę tutaj zamarznąć! 

– Cicho! – warknął na nią, zasłaniając jej pysk łapą. – Ktoś jest w okolicy – mruknął cicho i wskazał ogonem na pagórek.

Zbliżyli się cicho do granicy swego pagórka, powoli zza niego wyjrzeli. Początkowo Shina nie widziała nic dziwnego czy niepokojącego. Jednakże po dokładnym przyjrzeniu się, w końcu jej wzrok zwrócił uwagę na jakiś dziwny słabo mieniący się niebieskawy blask z oddali. Dla niej wyglądało to tylko na odbicie światła księżyca w śniegu albo lodzie. Chociaż chmury wciąż nie rozstąpiły się nawet w nocy, musiało być w takim wypadku coś innego. Widząc przejęcie na pysku Skazy, domyśliła się, że to może oznaczać niebezpieczeństwo. To jednak nie odpowiadało na jedno zasadnicze proste pytanie, co lub kto się tam znajdował i czy stanowi na pewno zagrożenie?

– Co tam zobaczyłeś? 

– Smoki Energii… – szepnął. 

– Nie… tylko, nie oni. – Przełknęła ślinę i zadrżała z obawy. – Gdzie się nie pojawią, to zaraz sprowadzają kłopoty…

– O, czyli znasz ten rodzaj smoków. – W jego głosie można było wyczuć nutę zaskoczenia. 

– Tak, ale spotkania z nimi zawsze kończyły się bójką albo czymś gorszym… – westchnęła cicho. – Co robimy? 

– Walczyć nie będziemy, to pewne. – Zaczynał się powoli wycofywać. 

– Dobry pomysł, nie pchajmy ogonów tam, gdzie nie chcemy ich mieć. – Kiwnęła głową, zgadzając się z nim. 

Z chwilą, gdy oba smoki wycofały się z granicy pagórka, nie zauważyli nadlatującego ciemnego kształtu z przestworzy. Poczuli nagły podmuch wiatru, a śnieg wokół się uniósł. Odwracając się, Shina ujrzała granatowego smoka o ciemnych rogach, spoglądał na nich swoimi fioletowymi złośliwymi oczami. Zrobił krok w przód, a ona cofnęła się odruchowo. Nieznajomy zareagował krótkim śmiechem na jej reakcję. Konfrontacja z takim smokiem jak on była niebezpieczna. Miała cichą nadzieję, że Skaza pomoże jej, gdyby doszło do walki. A było duże prawdopodobieństwo dojścia do niej, jak czytała, to smoki energii zawsze były chętne do bitki.

– No proszę, proszę, a co ja tutaj ciekawego znalazłem – zachichotał granatowy smok. – Cóż za nie typowa para smoków, wiatr i cień!

– Po pierwsze nie jesteśmy parą – zaprotestowała Shina. – A po drugie zostaw nas w spokoju! 

– Hm? Ale ja wam nic jeszcze nie zrobiłem, to wy podglądacie moją bandę z ukrycia – zauważył. – A gdyby tego było mało, zatrzymaliście się na naszym terenie! – prychnął, uniósł wyżej skrzydła.

– Chcieliśmy tylko sprawdzić, kto tu obozuje, nic więcej… – odezwał się Skaza. Jego głos był cichy.

– Co tam mamroczesz cienisty, bo nie dosłyszałem? – warknął, po czym zbliżył się niebezpiecznie blisko do niego. 

– Co tam mamroczesz cienisty, bo nie dosłyszałem? – warknął, po czym zbliżył się niebezpiecznie blisko niego. 

– Nic takiego… – Cofnął się, a napastnik ucieszył się, widząc, że dominuje nad nim.

– I tak ma być – syknął. – Nie odzywaj się, bo inaczej sobie pogadamy.

– Przepraszam – wtrąciła się Shina. – Mógłbyś nas wypuścić? 

– Spieszy ci się? – spojrzał na nią z udawanym zaskoczeniem na pysku. 

– Nie, ale nie chcemy wam przeszkadzać.

– Oj, ale nam nie będziesz przeszkadzać puchata. – Smok teraz zbliżał się w jej stronę – myślę, że zapewnisz nam trochę rozrywki. 

– Czy to jest konieczne? – Przez jej ciało przeszedł dreszcz strachu, nie chciała wiedzieć, co mu chodzi po głowie.

– Raczej nie masz innego wyboru maleńka – syknął. Stojąc blisko niej, przyjrzał się jej ubiorowi. – Jesteś podróżniczką, jak mniemam, ciekawe co tam skrywasz. – Szturchnął jej torbę. 

– Nic szczególnie ważnego – bąknęła. Lecz on w odpowiedzi ją przewrócił na bok by następnie stanąć nad nią. 

– Gadaj albo zedrę z ciebie te szmaty, a potem twoje futro – warknął groźnie.

– Ja, em… – Rozejrzała się, zauważyła, że Skaza cicho się zbliża, by jej pomóc. Niestety smok energii też go zauważył.

– A ty, gdzie! Stój tam, gdzie stoisz! – Teraz będąc rozproszony, Shina poczuła pod łapą, że śnieg nie był w tym miejscu szczególnie ugnieciony, tym samym w jej głowie pojawił się plan.

– Dobrze, spokojnie, już się nie ruszam – odparł czarny smok. Będąc obecnie bezradnym w obecnej sytuacji.

– A wracając do ciebie maleńka… – Obracając głowę, niespodziewanie dostał śniegiem prosto w pysk, cofnął się zdezorientowany. 

– Teraz! Uciekajmy! – krzyknęła. Zrywając się na równe łapy. Skaza bez zbędnego gada nia pobiegł za nią. 

Z oddali dobiegł ich ryk rozwścieczonego smoka energii, nawoływał swoich towarzyszy, wywołując poruszenie w pobliskim obozowisku. Uciekające smoki wzbiły się w powietrze, gdy usłyszeli wzmorzony łopot dziesiątek innych skrzydeł w oddali. Jej towarzysz zrobił to samo, choć oboje zdawali sobie sprawę z ryzyka lotu w tak zimnej krainie. Bardzo szybko pożałowała swej decyzji, adrenalina ją pobudzała, ale zmęczenie, jakie dotykało jej ciało, nie odeszło, a zaczęło się nasilać. Odwracając głowę ujrzała tuzin energetycznych smoków lecących w ich kierunku. Nagle rozległ się potężny huk wyładowań elektrycznych. Wiedziała już, że jeżeli nie znajdą na czas odpowiedniego schronienia zostaną szybko zneutralizowani. Zapikowali między wystające skały, skrywając się za jedną z nich. Za nimi potężny huk błyskawic uderzył o głaz.

– Jest ich za dużo! – wrzasnęła przerażona. – Jak można powstrzymać taką nawałnicę?!

– Jesteś smokiem wiatru czyż nie? Mogłabyś użyć swych skrzydeł, by podmuchem roznieść tę zgraję! – Zwrócił jej uwagę Skaza.

– Częściowo jestem – odparła niepewnie. – Ale nie jestem, w stanie tego z robić! Mam za małe skrzydła! 

– To niedobrze… 

– A co z twoimi zdolnościami?!

– Ja… Mogę jedynie stopić się z cieniem… – odpowiedział zażenowany. – Nie potrafię ich użyć jako broni!

– To, co teraz zrobimy?! 

– Uciekniemy do najbliższej jaskini! – Podniósł się Skaza. 

– A skąd masz pewnoś, że gdzie jakaś tu jest?! – Spojrzała na niego niepewnie.

– Zaufaj mi! Wiem, że krótko się znamy, ale proszę, zaufaj mi w tej kwestii! 

– Prowadź! – Nie była pewna czy wierzy w jego słowom, ale inny wybór oznaczał śmierć.

W chwili, gdy tylko zakończył się kolejny atak, pognali w stronę najwyższego pagórka. Musiała przyznać, Skaza zdecydowanie lepiej orientował się w terenie od niej. Wrogo nastawione smoki wciąż nie odpuszczały i przeprowadzały kolejne ataki błyskawicami. Dziękowała wielkim smokom za skały, które dawały im osłonę, bez nich już leżeli by płasko na śniegu. Mijając pagórek, cienisty smok obejrzał go, by upewnić się, czy nie kryje wejścia do jaskini. Usłyszała, jak zaklął pod nosem, nie było tu żadnego wejścia. Widząc jego zrezygnowanie, zmarszczyła czoło.

– Jak im teraz uciekniemy?! – krzyknęła przerażona do Skazy.

– Nijak… – westchnął zrezygnowany. – Musimy się poddać.

– Poddać? Ale oni nas rozszarpią, jak tylko tutaj przylecą!

– Shino… – spojrzał na nią ponuro. – Nie zdążymy im uciec, a nawet jak spróbujemy, to ich błyskawice szybko nas dopadną… 

– Ale… – Próbowała bezradnie coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy, poczuła jednak silny podmuch wiatru od boku.

– Nie mogliście sobie wybrać gorszego schronienia – rzekł pogardliwie smok energii. – Pewnie sądziłeś czarniutki, że jest tutaj jakaś jama, w której mógłbyś się schować z podkulonym ogonem? – zaśmiał się.

– Proszę, zostaw nas w spokoju! – syknęła, ustawiając się w pozycji bojowej.

– Shino nie… – szepnął Skaza. 

– O, ktoś tutaj próbuje udawać odważnego! – prychnął w jej stronę. 

– Nie boję się ciebie! – warknęła. Bała się, ale w takiej chwili nie mogła tego okazywać. 

– To i tak bez znaczenia. – Strzelił z ogona niczym z bicza, a smoki za nim przygotowały się do ataku. – Jakieś ostatnie słowa? 

– Shino nie prowokuj ich… – syknął do niej.

– A wal się. – Splunęła w stronę smoka energii.

– Spodziewałem się czegoś innego, ale jak tam wolisz. – Uśmiechnął się, po czym znów strzelił ogonem. 

Zgromadzone smoki zaczęły kumulować w sobie energię, a ich paszcze iskrzyły się od wyładowań. Skaza był pewny, że to tak oto nadszedł ich koniec, Shina również to wiedziała. Poczuła jednak, jak śnieg pod jej łapami dziwnie się zapadał. Wtem grunt pod jej nogami osunął się, a wszystko, co widziała to wpierw biel, a potem ciemność. Przysypana śniegiem usłyszała nad sobą potężny huk. Szybko wyłoniła się, łapiąc oddech, po czym zlustrowała otoczenie. Znaleźli się w tunelu jaskini.

Smoczyca powoli wyszła z zaspy, zrzucając z siebie śnieg. W tym samym czasie Skaza również się wyłonił. Zauważyła po jego pysku przelotny uśmiech triumfu. Z góry dobiegły do nich przytłumione ryki wściekłych smoków, a nad nimi zaczął się niebezpiecznie ruszać. Najwidoczniej te bezwzględne smoki próbowały rozkopać przejście, aby wejść za nimi do środka. Nim Shina się obejrzała, została nagle pociągnięta w ciemność korytarza przez smoka, a jedynym widocznym śladem, że to był on były jego świecące zielone oczy. Warkot i ryk wdzierających się do środka energetycznych smoków cichł w czasie zagłębiania się w coraz to bardziej kręte korytarze. W chwili, gdy zatrzymali się w jednej z mniejszych komór jaskini, oczy Skazy nagle się rozpłynęły w mroku, pozostawiając smoczycę samą sobie.

– Skaza?? – zapytała drżącym głosem. 

– Spokojnie, jestem tutaj – odezwał się głos koło niej. 

– A już myślałam, że mnie porzuciłeś… – odetchnęła z ulgą, jej zmęczone oczy pragnęły się zamknąć, ale nie pozwalała sobie na to.

– Mimo że nie zobowiązałem się ciebie bronić, to nie zostawię cię na pastwę losu. 

– Dobrze. – Próbowała dotknąć miejsca, z którego słyszała jego głos, ale nie było go tam. 

– Nie znajdziesz mnie w ten sposób… 

– Dlaczego? – zapytała zirytowana. 

– Jak mówiłem, mogę stąpać w cieniu – odparł cichszym głosem.

– Zaraz, to znaczy, że ty… 

– Tak, mogę zniknąć w cieniach i tak się poruszać. 

– Czekaj to nie mogłeś tego użyć, by z nimi walczyć?? 

– Wiesz… Ja nie jestem wojownikiem… 

– Ja też nie, ale coś tam umiem – burknęła. 

– Cii, zbliżają się – uciszył ją. 

Obydwoje siedzieli w milczeniu, nasłuchując w kompletnych ciemnościach. Panowała cisza do czasu aż, nie została przerwana odgłosem kroków. Przerażona smoczka odnosiła wrażenie, że smoki zbliżają się ze wszystkich stron. Nikt jednak nie pojawiał się w ich komorze. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że agresorzy byli daleko, a to ich echo rozchodziło się po korytarzach. Czekając tak, coraz bardziej utwierdzała się w tym przekonaniu, że żaden z nich nie potrafił ich odnaleźć. Nasłuchując, czekała na to, co się stanie. Nawet nie wiedziała, kiedy oczy same jej się zamknęły, oddając się w objęcia snu.

Z przerażeniem ocknęła się z koszmaru, w którym to ścigały ją smoki energii. Rozglądając się, przywitał ją blask zapasowej mniejszej lampy termicznej oraz pysk jej towarzysza. Uspokoiła oddech, czuła się, jakby upłynęło zaledwie chwila od ostatnich wydarzeń, które teraz wydawały się snem. Teraz jednak nie było słychać żadnych innych odgłosów. Przetarła oczy, po czym znów spojrzała na Skazę, nie widać było po nim żadnych oznak walki czy zmęczenia. Ile ona tak właściwie spała? Ile czasu minęło? Te pytania zagościły w jej czaszce i miała nadzieje, że smok będzie znał na nie odpowiedzi.

– Skaza? – odezwała się. A smok drgnął, jakby wyszedł z transu, skierował swój wzrok z lampy na nią.

– Ooooooo – ziewnął. – Przepraszam… Obudziłaś się – stwierdził, drapiąc się po łapie. – Nieźle ci się przysnęło.

– Zasnęłam? Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy to nastąpiło. 

– Zmęczenie się w końcu upomniało o ciebie. – Wzruszył skrzydłami. – Ale to nic dziwnego szczerze mówiąc, ale zaskoczyłaś mnie, że byłaś wstanie tyle jeszcze znieść po tej wędrówce.

– Ta… Przynajmniej przespałam całe zamieszanie. – Przeciągnęła się jak kot. 

– Minęło parę godzin od tamtych wydarzeń – stwierdził. Rozłożył skrzydła tak, aby je rozgrzać od światła lampy. 

– Och? – Złapała się za pysk. – Przepraszam, musiałeś długo czekać, aż się obudzę.

– Nieszczególnie – odpowiedział spokojnym łagodnym tonem. – Jak się tylko upewniłem, że jesteśmy bezpieczni, to uruchomiłem twoją zapasową lampę i sam położylem się do snu. 

– Hmm, wiesz może, jaka jest teraz pora dnia? – Nie była pewna czy uzyska, jakąkolwiek odpowiedź, ale warto było zapytać.

– Jeżeli się nie mylę, to powinien być już poranek – stwierdził smok. – Jak chcesz, to możemy zaraz wyruszyć. 

– W pierw chciałabym coś zjeść. – Wyciągnęła z jednej kieszonki małą rację w postaci suszonego mięsa. – Chcesz trochę? 

– Nie dzięki. – Pokręcił głową. – Już jadłem. 

– Co niby mogłeś tutaj zjeść? – Uniosła brew zaskoczona. 

– Robaki, trochę grzybów – wymienił jej, a ona prawie się zachłysnęła. 

– Okej chyba nie chciałam tego wiedzieć.– Przełknęła z trudem. – O, Skaza. 

– Tak? 

– Możesz mi powiedzieć, czemu nie mogłeś walczyć z tamtymi smokami? 

– Wiesz, jak mówiłem, nie jestem wojownikiem, nie potrafię walczyć – odparł ponuro. – A ta zdolność ma swoje ograniczenia.

– W sensie? 

– Dopóki nie wyjdę z cienia, nie jestem w stanie zrobić nikomu krzywdy – zauważył. 

– Och, szkoda, gdybym była smokiem wiatru czystej krwi, to też pewnie bym mogła skuteczniej walczyć.

– Nikt z nas nie wybierał jakim smokiem będzie – westchnął cicho. – Ale nie definiują nas nasze moce i gatunek, z którego pochodzimy. 

– Tylko nasze czyny – dokończyła uśmiechając się do niego. – No, chyba że jesteś smokiem energii.

– Ta, chyba że jesteś nimi, to wtedy nie ma dla ciebie nadziei – zaśmiał się. Shina mu wtórowała.

– Choć myślę, że dla każdego smoka istnieje jakaś nadzieja niezależnie od jego pochodzenia.

– Mówisz? – Pokręcił głową. – Na twoim miejscu uważałbym z takim podejściem.

– Wiem, już się zdarzyłam o tym przekonać – spochmurniała. – Jednak myślę, że warto się zmienić i być lepszym niż byli nasi przodkowie.

– Warto? – zastanowił się. – Może i masz rację, ale pamiętaj, zawsze komuś to nie będzie odpowiadać. 

– Wiem o tym, nikogo zmuszać nie będę, ale kto wie, im więcej będzie takich smoków jak ja, to może świat stanie się trochę lepszym miejscem? – uśmiechnęła się. Odgryzła kawałek mięsa.  

– Brzmi jak czcze gadanie, ale może kiedyś – ziewnął znów. – Dobra, zjadaj do końca to mięso i ruszamy, to ciepło z lampy sprawia, że chce mi się znowu spać.

– Jasne. – Kiwnęła główką, kontynuując posiłek. 

Po swym posiłku, zgasiła zapasową lampę termiczną oraz ogarnęła trochę swój kombinezon. Skaza poprowadził ją ciemnymi korytarzami. Złapała go za ogon, aby się nie zgubić w tym chłodnym labiryncie. I tak mając w pysku cudzy ogon, szła drogą prowadzącą na powierzchnię, która to wydawała się niezmiernie dłużyć. Ostatecznie udało im się wydostać tą samą drogą, którą tu trafili. Przejście było kompletnie rozkopane, co umożliwiło im bezproblemowe opuszczenie mrocznych korytarzy jaskini. Wciąż jednak zachowywali ostrożność. Zarówno ona jak i Skaza nie byli pewni czy ich prześladowcy nie grasują w pobliżu. Wspólnie się rozejrzeli w okolicy pagórka, obawiając się zasadzki. Na nikogo jednak nie natrafili. Zastanawiała się, dlaczego tak szybko odpuścili sobie polowanie na ich dwójkę, lecz Skaza szybko rozwiał jej rozważania.

– Prawdopodobnie doszli do wniosku, że mogłem cię zaprowadzić w takie odmęty jaskiń, gdzie tylko inne smoki cienia, by się odnalazły.

– Serio? – pomyślała przez dłuższą chwilę. – W sumie ma to jakiś sens, czemu nie czekali, nie dość, że nie wiedzieli, gdzie jesteśmy, to zawsze mogło się okazać, że znaleźliśmy inne wyjście.

– Dokładnie. A żyjąc w takim miejscu, musisz się liczyć z tym, że aby przeżyć musisz pozostać w ruchu.

– Rozumiem, to co, ruszamy w dalszą drogę?

– Tak, nic tutaj nas już nie zatrzymuje, więc nie zwlekajmy. – Kiwnął głową, po czym oboje wyruszyli w dalszą drogę. 

Pomimo faktu że nie natrafili już na smoki energii, Shina znów zaczęła odczuwać, że mróz na nowo zaczął się wdzierać w jej ciało. Nawet światło słoneczne nie było, w stanie jej rozgrzać w tej chwili, a jedynie nie przyjemnie oślepiało jej biedne oczy. Pomyślała, że w jej rodzimych stronach teraz trwało lato, a ona marzła właśnie tutaj.

Godziny mijały, a słońce kierowało się powoli ku zachodowi. Krajobraz wciąż był niezmienny. Zdążyła się już przyzwyczaić, ale nic nie mogło ją przygotować na widok tak nietypowy, jak dziwne drzewa, gdy wspięli się na wzniesienie. Ich kora była gruba, przypominająca skałę o potężnych, ciemnych igłach na swych gałęziach. Skaza opowiedział jej, że są to tak zwane Drzewa Wieków. Podobno pamiętały one czasy, kiedy to po świecie chodziły jeszcze prymitywne smoki. Ile było w tym prawdy, nie wiedziała, jednak patrząc, jak były one potężne, mogła uwierzyć, że musiały już naprawdę długo znajdować się na tym świecie. Im bardziej jednak zagłębiali się w ten niezwykły las, tym częściej mogli zauważyć powalone drzewa. Nie sądziła, że jest możliwe, by ot tak można było sobie powalić potężną roślinę. Gdy miała możliwość przyjrzeć się im bliżej, zwróciła uwagę na to że posiadały imponująco rozbudowane korzenie. Były bardziej rozłożyste i nie wchodziły głębiej w zmarzniętą ziemię. To sprawiało, że gdyby tylko w ten las uderzyła potężna burza czy inna wichura, bez trudu powaliłaby większość drzew. Wszystko jednak wskazywało na to, że nie zostały przewrócone z pomocą sił natury.

– Jak myślisz, co powaliło te drzewa? 

– Chciałbym powiedzieć, że burza śnieżna, ale to raczej nie to.

– Czyli co to było? Smoki? 

– Tak, jak najbardziej – potwierdził. – Wiesz, my tak właściwie zbliżamy się do twojego celu. 

– Znaczy się, że jesteśmy już blisko?! – krzyknęła entuzjastycznie. – Nareszcie!

– Proszę, nie krzycz. – skrzywił się. – Wiem, że się cieszysz, ale proszę, zachowaj swą radość w ciszy – mruknął, smoczyca się uciszyła, choć nie mogła powstrzymać się od wesołego pomrukiwania. 

Zbliżał się wieczór, a las zaczął się przerzedzać. W oddali spomiędzy drzew dało się zauważyć światło pochodni. Oznaka cywilizacji. Shina widząc to, uśmiechnęła się na myśl, że nareszcie powierzona jej misja zbliżała się ku końcowi. W chwili jak wyłonili się z lasu, ich oczom ukazały się pierwsze drewniane chaty. Każda z nich była wykonana z pni kamiennych drzew, na belkach stropowych i na rogach były wyryte dziwne symbole. Uznała, że mogły być to runy ochronne lub coś w tym guście. Zbliżając się do centrum wioski, napotkali pierwszych mieszkańców. Wyglądało na to, że coś świętowali, patrząc po drewnianych figurach ułożonych w kręgu. Większość domostw nie była zbyt duża, wskazywało na to, że dragonoidy stanowiły większość populacji. Jedynym dużym obiektem, który mógłby pełnić funkcję schronienia dla smoków, znajdował się blisko głównego placu. Stał w pobliżu innego mniejszego budynku, o długiej drewnianej konstrukcji. Tutaj zapewne przesiadywała starszyzna albo jakikolwiek inny namiestnik tego miejsca. Ciekawscy gapie przyglądali się przybyszom i nie wyglądali na wystraszonych ich wizytą. Zatrzymali się przed długą chatą strzeżoną przez dwójkę uzbrojonych dragonoidów. Strażnicy obserwowali ich podejrzliwie, Shina widząc ich spojrzenia, niepewnie zapukała, oczekując, aż ktoś się pojawi. Nie musieli długo czekać, po paru minutach na zewnątrz wyszedł wiekowy, błękitny dragonoid.

– Tak smoku? – zapytał chłodnym tonem, zmrużył oczy.

– Jestem Shina, przybywam z pomocą z Perianhast – odpowiedziała, a starzec przyglądał się jej jeszcze przez chwilę.

– Perianhast? Coś kojarzę… – Spojrzał na czarnego smoka i w jego oczach pojawił się błysk. – Skaza! Przyjacielu, co cię tutaj sprowadza?

– Zacząłem dorabiać jako przewodnik dla lekkomyślnych kurierów. – Spojrzał na Shinę, która potrząsła łbem z irytacją.

– Ach, a myślałem, że przyszedłeś nas odwiedzić, tyle czasu już minęło – westchnął starzec i poklepał smoka po barku. – Niezależnie od celu twojego przybycia dobrze cię znów widzieć.

– Ciebie też dobrze znowu zobaczyć – uśmiechnał się do starca.

– Dobrze, ale wracając do ciebie młoda. – Spojrzał na Shinę. – Rozumiem, że przychodzisz do nas z zapasem leków, jak mniemam?

– Tak. – Kiwnęła, po czym zdjęła z siebie torby. – Oto one. – Chciała je już przekazać lecz Skaza odchrząknął.

– Nie zapomniałaś o czymś?

– Racja, twoja zapłata – westchnęła i odsunęła się na bok. – Proszę, wybierz sobie, co tam ci trzeba.

– Dziękuję. – Podszedł do jej torby i zaczął przeszukiwać każdą z nich, w końcu wyjął jedną fiolkę z płynem o nieznanym jej przeznaczeniu. – To mi wystarczy.

– W porządku, jeżeli to wszystko to my zajmiemy się lekarstwami – odparł starzec. 

– Tak to już raczej wszystko co było mi potrzebne – odpowiedział Skaza. Dwóch strażników podeszło, aby zabrać torby w bezpieczne miejsce.

– Moja droga, dziękujemy za dostarczenie nam niezbędnych zapasów, bez nich nie poradzilibyśmy sobie.

– Nie ma sprawy, to była dla mnie przyjemność. – Uśmiechnęła się do dragonoida.

– W ramach wdzięczności oferuje ci nocleg w naszej wiosce w domu smoka. – Wskazał gestem ręki wysoki budynek zaraz obok jego chaty. – Możesz zostać tak długo, jak uznasz to za stosowne. 

– O, dziękuję! To bardzo miłe z pana strony. – Pokłoniła się w podzięce.

– Nie musisz mi się kłaniać – zaśmiał się. – Dobrze, jeżeli to już wszystko to pozwólcie mi wrócić do obowiązków.

– Okej, w takim razie życzę miłego wieczoru.

– Dziękuję i wzajemnie, wiecie, gdzie mnie znaleźć, jakbyście czegoś potrzebowali – odparł, po czym skrył się w zaciszu ciepłego domu.

Shina wraz ze Skazą udali się do smoczego domu.

Wnętrze drewnianej konstrukcji było oświetlone prostymi pochodniami. I pomyśleć, że nie dotarły tutaj żadne nowinki techniczne jakie znała z rodzinnego miasta. Czuła jakby czas cofnął się o kilka setki lat, do pradawnych epok. Przechodząc korytarzem, zauważyła, że większość tutejszych lokatorów już była pogrążona we śnie. Leże każdego z nich było osłonięte drewnianymi ścianami i kotarą dla prywatności. Przypominało to bardziej stajnie dla zwierząt niż miejsce dla smoków. Choć musiała przyznać, że zapach był zdecydowanie lepszy. Zbliżając się na sam koniec domu, znaleźli ostatnie wolne leże, nie było ono jakoś specjalnie duże, ale na tyle wystarczające, by pomieścić ich dwójkę.

– Nie ma tutaj za dużo miejsca, może położę się obok? – zaproponował Skaza.

– Nie zgadzam się na to – odparła stanowczo. 

– Jesteś tego pewna? 

– Tak jestem, trzeba sobie radzić w trudnych chwilach czyż nie? – Wskoczyła na leże, zrzuciła z siebie przemarznięty zimowy strój i odetchnęła. – Nareszcie, już myślałam, że nigdy tego nie zdejmę.

– Okej, skoro tak uważasz. – Wlazł na leże, aby położyć się obok niej. 

– To dopiero była podróż – stwierdziła. – Ja tu chyba zostanę na dłuższą chwilę, by zebrać siły.

– Może tym razem lepiej się przygotuj do drogi powrotnej. 

– Hm? – spojrzała na niego pytająco. – Zabrzmiało to, jakbyś miał odejść. 

– Wiesz dobrze, że miałem cię tylko doprowadzić do wioski – zauważył. – Jutro wracam w swoje strony. 

– Co? – zapytała zaskoczona. – Myślałam, że po tym wszystkim może chciałbyś przyłączyć się do mojej podróży. 

– Nie mogę, wybacz, ale mam ważniejsze sprawy niż zabawa w podróżowanie bez celu. 

– Rozumiem, szkoda, bo całkiem nieźle sobie radziliśmy – odparła smutnym tonem. 

– Wiesz, może kiedyś się jeszcze spotkamy, gdy znów będziesz przedzierać się przez pustkowie śnieżynko. 

– Śnieżynko? – zachichotała. – Pierwszy raz mnie ktoś tak nazwał. 

– Jeżeli ci to nie pasuje to trudno, jesteś biała niczym śnieg – odparł, uśmiechając się. 

– Skoro jestem niczym śnieg, to ty jesteś w takim razie węgielkiem! – zachichotała.

Oba smoki milczały przez chwilę, wsłuchując się w wiatr wyjący tuż za ścianą.

– Heh, zobaczymy, co los przyniesie nam oboje w przyszłości, jeżeli pisane jest nam ponowne spotkanie, to pewnie tak się stanie. 

– Może, nie jestem pewna czy ufam takim rzeczom jak los – westchnęła zmęczona.

– Spróbuj kiedyś zaufać, mnie zaufałaś – odparł i ziewnął. – Dobrze, czas spać.

– Jak to powiedziałeś, czas pokaże, dobranoc, miłych snów – odparła, po czym sama udała się do krainy snów. 

Następnego dnia zjedli wspólnie posiłek wraz z innymi smokami. Po nim Skaza rozpoczął przygotowywania do powrotu w swoje rodzime strony. Shina obserwowała go ze smutkiem, gdy się pakował. Mieszkańcy wioski w podzięce dali mu parę rzeczy, które uznał za przydatne. Nie wiedziała szczerze co mu dali, choć rzuciło jej się w oczy charakterystyczne drewno wystające z torby. Nie miała pojęcia, do czego mu ono potrzebne, ale szczerze nie interesowało ją to za bardzo. Bardziej ciekawiło ją, co on tak właściwie wybrał z torby z medykamentami, ale tego się już nie dowiedziała. Wspólnie udali się na ostatnią przechadzkę po wiosce, by powspominać ich co prawda krótką, ale jakże ciekawą podróż. Zatrzymali się dopiero na granicy lasu i tam nastała cisza, którą to przerwała w końcu puchata smoczyca.

– Jesteś pewien, że chcesz wyruszyć już teraz Skaza? – zapytała z troską. 

– Tak, chciałbym zostać, lecz niestety muszę wracać.

– Rozumiem – westchnęła. – Dzięki za wszystko.

– Ja ci też dziękuję, myliłem też się co do ciebie, nie byłaś taką, za jaką cię uważałem. – Uśmiechnął się do niej ciepło. – Powodzenia w dalszej drodze, może się jeszcze zobaczymy.

– Może. – Uśmiechnęła się do niego i przyjacielsko otuliła go skrzydłami. – Bądź ostrożny.

– Będę – zapewnił. – Gdybym nie był, to śnieg dawno by mnie pochłonął. Do zobaczenia kiedyś. 

– Do zobaczenia – odparła cicho i puściła smoka.

I tak Skaza, jej przewodnik, jak i nowy przyjaciel, odszedł, znikając między potężnymi drzewami.

Przez następne kilka dni Shina pomagała mieszkańcom wioski jak mogła. A to coś zaniosła, a to zabawiała dzieci, czy to pomagała przy powalaniu drzew. Choć akurat w tym ostatnim nie szło jej zbyt dobrze, ze względu na jej słabą tężyznę fizyczną. W tym czasie zbierała informacje od mieszkańców i starszego, na temat ich wioski oraz okolic. Na wypadek, gdyby w przyszłości ktoś inny miałby wyruszyć w te strony. Przed snem Shina spisywała także zagrożenia jakie napotkała w czasie swej drogi. Im dłużej siedziała w tej wiosce, tym bardziej jej się podobało to miejsce. Może dlatego, że była odcięta od cywilizacji, jaką do tej pory znała. Żadnych nowoczesnych technologii a po prostu zwyczajne życie.

Nadszedł w końcu dzień powrotu. Zanim to uczyniła, poprosiła starszego dragonoida o parę rzeczy, w tym o coś, dzięki czemu mogłaby ochronić swoje uszy przed mrozem. W odpowiedzi otrzymała czapkę. Zebrała też trochę zapasów, a także dostała nową mapę z zaznaczoną ścieżką między wioską a portem. Starszyzna zaoferowała jej również eskortę w postaci dwóch smoków, które to miałyby ją odprowadzić na drugą stronę lasu. Pożegnała się ciepło ze wszystkimi mieszkańcami wioski i ruszyła w drogę.

Tym razem już nie napotkała żadnych zagrożeń w drodze powrotnej. Starała się chować w jaskiniach na noc, by się ogrzać i odpocząć. W połowie trzeciego dnia wróciła do miejsca, z którego wyruszyła. Miasto portowe, do którego przybyła około tydzień temu. Wtedy jeszcze nie wiedziała, co ją tak właściwie tutaj czeka, a przez pragnienie, by nieść innym pomoc, nie zdawała sobie sprawy, jakie niebezpieczeństwa mogą na nią czyhać. Przeszła wiele, ale zrobiła to, co do niej należało, co ją bardzo cieszyło. Wracając do siedziby instytucji, przekazała raport z misji, jak i wszelką dokumentację, mając nadzieję, że pomoże ona w przyszłości. Poczuła ulgę, że to wszystko się skończyło, a będąc już w ciepłym hotelowym pokoju, wyczekiwała na okręt powrotny. Od kilku nocy jednak czasem wyglądała przez okno, by popatrzeć na śnieżne pustkowia w oddali, aby powspominać Skazę. Z nadzieją, że kiedyś go jeszcze spotka.

Przedzierając się przez lodowe pustkowie, jedynym jej towarzyszem pozostawał przejmujący mróz. Ciało jej drżało, lecz nie przejmowała się tym, faktem było, że czuła dumę z powodu powodzenia jej zadania. A gdyby nie natrafiła na tego jednego smoka, prawdopodobnie błąkałaby się po tym lodowym piekle znacznie dłużej. Jednak powrót do miasta zajął jej zaledwie trzy dni. Przybyła tutaj niecały tydzień temu, a tak dużo się wydarzyło w tak krótkim czasie. Jej życie jednak było bogate w różne przygody, a tą na pewno komuś opowie. Przekazała raport z misji w siedzibie Perianhast i dopiero wtedy poczuła ulgę. Koniec. Ten krótki rozdział dobiegł końca.

Teraz leżąc na posłaniu w ciepłym pokoju hotelowym, oczekiwała na okręt powrotny. Od czasu do czasu wyglądała przez okno, aby spojrzeć na śnieżne pustkowia w oddali, aby powspominać swojego towarzysza, z nadzieją, że kiedyś go jeszcze spotka. 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Gratuluję Ci portalowego debiutu. :) Witamy serdecznie na NF. :)

Przejrzałam na razie na szybko całość i mam kilka uwag praktycznych. 

Na pewno do poprawienia są wszystkie dialogi. W dziale Publicystyka zerknij sobie na Poradnik autorstwa Drakainy dla Nowych Użytkowników, w którym jest wiele bezcennych rad, w tym linki, m. in. do poprawnego zapisu dialogów. 

Opublikowanie pierwszego tekstu o tak dużej objętości bez wątpienia przyniesie mniejsze grono czytelników, ponieważ jest tu sporo czytania oraz wypisywania poprawek. Zacznij na spokojnie od dialogów, potem jeszcze prześledź kwestie językowe – np. w tym zdaniu mamy sporo powtórzeń:

Pomimo że nie natrafili już na smoki energii, Shina znów zaczęła odczuwać, że mróz na nowo zaczął się wdzierać w jej ciało przez jej biedne uszy;

w tym mamy usterkę interpunkcyjną:

Większość wolałaby, nie opuszczać portowego miasta, aby udać się na śnieżne pustkowie ;

z kolei w tym zachwiana jest składnia lub mamy błąd ortograficzny:

Każdy, tylko niejedna biała puchata smoczyca

 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia.:)

Pecunia non olet

Hej, na początek wyjustuj tekst oraz dodaj przed kwestiami dialogowymi półpauzy – tego wymaga polska interpunkcja! A bez tego naprawdę trudno się czyta…

http://altronapoleone.home.blog

bruce

Dziękuję serdecznie ^^ To mój debiut w mojej młodej karierze pisarskiej :D

Dziękuję też za wszelkie wskazówki i rady, zerknę do Poradnika Drakainy i na przyszłość wrzucę krótsze opowiadania.

To konkretne które wrzuciłem miało być pierwotnie na konkurs gdzie wymaganiem było aby opowiadanie miało 15 stron.

Wszelkie poprawki wprowadzę w najbliższym czasie.

 

drakaina

Ok, zajmę się tym w najbliższym czasie, sorry za to. Efekt tego że skopiowałem tekst od razu z worda i nie sprawdziłem czy jest w porządku. Dziękuję za zwrócenie uwagi.

 

Okej :) Widzę, że pauzy już są, jeszcze justowanie ;)

 

Skądinąd przeczytałam sobie sam początek i stylistycznie oraz interpunkcyjnie tam jest bardzo tak sobie. Zastanawiam się, czy nie powinieneś zacząć od wspaniałej portalowej instytucji bety. To pomoże Ci choć trochę poprawić najbardziej podstawowe babolki, żeby się lepiej czytało. Naprawdę warto :)

We wzmiankowanym przez Bruce poradniku: Portal dla żółtodziobów znajdziesz więcej na ten temat. 

 

Większość wolałaby[-,] nie opuszczać portowego miasta, aby udać się na śnieżne pustkowie. Każdy, tylko nie jedna biała puchata smoczyca.

Tu masz błędy. Niezbyt dobra jest też konstrukcja z “aby”, bo tu nie chodzi o cel, ale raczej o rzeczy “równoległe” – nie chcieli opuszczać miasta ani udawać się na pustkowie. Więc może np. plus minus tak: Nikt nie chciał opuszczać … ani udawać się…

 

Powodzenia!

 

PS. Smoki zawsze na propsie.

http://altronapoleone.home.blog

Każdy, tylko niejedna biała puchata smoczyca. ← nie jedna, ale bezpieczniej: Każdy, oprócz białej puchatej smoczycy.

Futro smoczycy zapewniało jej minimalną ochronę przed chłodem, ale w tych warunkach to okazało się niewystarczające. 

bez palczaste ← bezpalczaste

 

Kończę łapankę, bo byłaby długa, a nie mam czasu. Pomysł jest, ale wykonanie niestety szwankuje. Koniecznie sam przeczytaj swój tekst i wprowadź poprawki. Warto. :)

 

Deraja, minął tydzień, a tekst nadal nie wygląda zachęcająco. Wyjustuj go.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dodam jeszcze, że tym naszym marudzeniem na technikalia nie masz się co przejmować w sensie załamywać (masz się przejmować w sensie ulepszać), bo to nie jest złośliwe ani przeciwko Tobie. To ma na celu sprawienie, żeby Twój debiutancki tekst prezentował się tu jak najlepiej i miał jak najlepsze przyjęcie, nawet jeśli będą uwagi krytyczne.

 

Miś (Koala) pochwalił pomysł, więc może warto wrzucić tekst na betę, żeby przynajmniej pozbyć się ewidentnych babolków technicznych?

http://altronapoleone.home.blog

drakaina – 1. Wygląda na to że skorzystam z tej opcji, kiedy poprawię błędy to przywrócę opowiadanie wrzucając je do betalisty, na razie wstawię tekst do wersji roboczej i poprawię to co do tej pory mi w komentarzach wyszczególniono. Zanalizuję też to co mi podesłaliście, poradnik też przeczytam uważnie, dziękuję :)

Dodam też że do tej pory tylko moi znajomi czytali moje wypociny więc pula czytaczy była ograniczona.

PS: A dzięki to smoki to moje ulubieńce ^^

2. Wiem to, nie załamuje się, chłonę wszelkie uwagi i staram się poprawić w tym co poszło nie tak, bo wiem że jak to zrobię to będzie lepiej ^^

Tak zajmę się tym, tak jak pisałem wcześniej. Gdy poprawię to przywrócę na nowo.

Koala75 - Wprowadzę, przejrzę jeszcze raz tekst i gdy go poprawię przywrócę go wrzucając na betalistę, na razie wstawię tekst do wersji roboczej i poprawię to co do tej pory mi w komentarzach wyszczególniono. Dziękuję za krytykę ^^

regulatorzy – zajmę się tym, przeniosę go też do listy roboczej na czas poprawek, gdy skończę wrzucę na betalistę, na razie wstawię tekst do wersji roboczej i poprawię to co do tej pory mi w komentarzach wyszczególniono.

Nowa Fantastyka