- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Strach ma małe oczy

Strach ma małe oczy

Pro­sta hi­sto­ria z mo­ra­łem. Być może tekst za­li­cza się do ga­tun­ku hor­ror. Jeśli tak, to będę wdzięcz­ny za po­in­for­mo­wa­nie.

Mi­łe­go czy­ta­nia. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Strach ma małe oczy

Tho­mas w czap­ce z dasz­kiem i re­kla­mów­ką w ręce szedł po wy­dep­ta­nej ścież­ce. Roz­glą­dał się na boki, ale poza nie­wy­raź­ny­mi kon­tu­ra­mi świer­ków nie mógł ni­cze­go do­strzec. Pa­no­wa­ła ciem­na noc. Nie było sły­chać żad­nej zwie­rzy­ny, je­dy­nie wiatr po­ru­szał trawą i li­ść­mi, za­głu­sza­jąc każdy inny szmer.

Tho­mas wo­lał­by, żeby tego dnia wi­cher cał­ko­wi­cie za­milkł. Ta nie­moż­ność usły­sze­nia ja­kie­go­kol­wiek in­ne­go dźwię­ku de­ner­wo­wa­ła go. Wzbu­dza­ła strach. Serce biło mu szyb­ciej, niż po­win­no, choć od go­dzi­ny pró­bo­wał je uspo­ko­ić. Że też przy­szło im do głowy, by wy­słać go dzi­siaj w nocy po ja­kieś po­ry­pa­ne piwo. Bu­tel­ki od­bi­ja­ły się od sie­bie, dźwię­cząc zde­cy­do­wa­nie za gło­śno. Chciał­by je uci­szyć, ale nie mógł. Przy­śpie­szył.

Sta­rał się pa­trzyć przed sie­bie. Jed­nak po kilku kro­kach zer­k­nął przez ramię. Wy­da­ło mu się, że za­uwa­żył ruch. Za­trzy­mał się. Bu­tel­ki prze­sta­ły ha­ła­so­wać. Usły­szał, jak li­ście parę me­trów od niego gwał­tow­nie się po­ru­sza­ją i to nie za spra­wą wia­tru. Do­strzegł dwa białe punk­ci­ki.

Po­gnał do przo­du. Re­kla­mów­ka od­bi­ja­ła mu się od nóg. Prze­klę­ta. Upu­ścił ją. W uszach za­dźwię­czał brzdęk tłu­czo­ne­go szkła, płyn roz­lał się po ziemi. Walić piwo. Po jaką… Jego wy­sła­li, sami mogli po­leźć, al­ko­ho­li­cy. Psy bez su­mie­nia.

Może mu się tylko wy­da­wa­ło? Może nic w krza­kach nie było? Ale prze­cież wi­dział. Może to tylko dzie­ci?

W uszach mu dźwię­cza­ło. Od­dy­chał cięż­ko, nogi po­wo­li mię­kły. Do domu po­zo­sta­ło jesz­cze kil­ka­na­ście minut drogi. Byle szyb­ciej. Do­bie­gnie i już nigdy nie wróci do tego lasu.

– Je­steś tchó­rzem, Tho­mas. Uspo­kój się.

Ale te białe śle­pia. Prze­cież ich sobie nie zmy­ślił… Nie zmy­ślił. Oczy za duże jak na ludz­kie, a więc zwie­rzę­ce. Nie. Co on ple­cie? Prze­cież nie mógł roz­po­znać ich wiel­ko­ści.

Tupot za ple­ca­mi. Od­wró­cił głowę, lecz zaraz ją cof­nął. Ru­szył jesz­cze szyb­ciej. No­ga­mi za­ha­czył o krzak, ale zaraz się po­de­rwał. Za sobą czuł zbli­ża­ją­ce się zwie­rzę. Jesz­cze raz spoj­rzał przez ramię.

Syl­wet­ka niedź­wie­dzia nie opusz­cza­ła go na krok. Cza­sem tylko gi­nę­ła w mroku, lecz zaraz znów się po­ja­wia­ła, za każ­dym razem coraz bli­żej.

Wpadł po­mię­dzy drze­wa, co chwi­la skrę­ca­jąc. Pró­bo­wał la­wi­ro­wać po­mię­dzy świer­ka­mi, pró­bo­wał zgu­bić niedź­wie­dzia. Bez­sku­tecz­nie.

Dzie­li­ło ich już tylko kilka me­trów. Tho­mas odbił w bok i chwy­cił gałąź drze­wa. Pod­cią­gnął się. Nogi. Wyżej nogi! Pazur niedź­wie­dzia wy­rzeź­bił ranę w jego ko­st­ce. Tho­mas ude­rzył stopą w po­kry­ty fu­trem pysk.

– Ucie­kaj! – wrza­snął.

Zwie­rzę od­pa­dło ła­pa­mi od kory i cof­nę­ło się o kilka kro­ków. Tho­mas się­gnął do kie­sze­ni po te­le­fon. Nie dzia­łał. No tak. Prze­cież roz­ła­do­wał się czter­dzie­ści minut temu. Chwi­lę po wi­zy­cie w skle­pie. Prze­klę­ta tech­no­lo­gia.

– Idź stąd! Idź! Sły­szysz?! – krzyk­nął po­now­nie.

Niedź­wiedź sku­lił się i cof­nął jesz­cze bar­dziej. Tho­mas ledwo wi­dział kon­tu­ry zwie­rzę­cia, ale mógł­by przy­siąc, że w błysz­czą­cych śle­piach do­strzegł strach. Czyż­by krzyk po­dzia­łał? Czyż­by miał taką siłę?

– Idź, sły­szysz co…

Niedź­wiedź jęk­nął i ru­szył w stro­nę krza­ków. Za­rzu­cił łbem. Przy­siadł, spo­glą­da­jąc na Tho­ma­sa.

– Chcesz, żebym do cie­bie zszedł? Nigdy. Ucie­kaj, mówię!

Zwie­rzę po­de­rwa­ło się i scho­wa­ło w krza­kach. Tho­mas za­mknął oczy. Za­czął się śmiać, hi­ste­rycz­nie śmiać. Serce nadal wa­li­ło mu w pier­si, a ręce drża­ły, ale teraz był na drze­wie, z da­le­ka od ziemi, z da­le­ka od niedź­wie­dzia, z da­le­ka od wszyst­kie­go. Nie zej­dzie do rana, niech go sami znaj­dą, niech po niego przyj­dą. Zna­jo­mi, tfu.

Wdra­pał się na wyż­szą gałąź i usiadł. Od­dech po­wo­li się uspo­ka­jał, krew krą­ży­ła wol­niej, głowy nie roz­sa­dza­ły już setki myśli. Spoj­rzał w górę. Świerk miał może z dwa­dzie­ścia me­trów wy­so­ko­ści, jego czu­bek od­zna­czał się na ciem­nym nie­bie.

Coś pi­snę­ło. Tho­mas wzdry­gnął się. Sku­pił całą uwagę na dźwię­ku do­cho­dzą­cym z nie­da­le­ka. Na wyż­szej ga­łę­zi zo­ba­czył ruch. Z tru­dem po­wstrzy­mał się od krzy­ku.

Chwi­la. To tylko wie­wiór­ka. Ode­tchnął z ulgą. Teraz wi­dział już do­kład­niej rudą kitę i mały tył głowy. Nie po­ru­sza­ła się.

Znowu ten sam pisk. Tym razem z innej stro­ny, ko­lej­na wie­wiór­ka. I ko­lej­na. Tho­mas za­uwa­żył, że całe drze­wo po­kry­wa się ru­dy­mi stwo­rze­nia­mi. Wszyst­kie sie­dzia­ły od­wró­co­ne tyłem.

Skie­ro­wał wzrok na tę pierw­szą. Z kity wy­sta­wa­ło kilka prze­wo­dów, jak mógł ich wcze­śniej nie za­uwa­żyć. Może po­trze­bo­wa­ła po­mo­cy. Może… Nie myśl o złych rze­czach. Nie myśl! One są bez­piecz­ne, one ci nic nie zro­bią, to tylko wie­wiór­ki.

– Po­trze­bu­jesz po­mo­cy z tymi ka­bla­mi? Za­plą­ta­ły ci się, ma­leń­ka? Prze­szka­dza­ją ci?

Wie­wiór­ka nie po­ru­sza­jąc tu­ło­wia, ob­ró­ci­ła głowę i wbiła wzrok w twarz Tho­ma­sa, a potem ode­zwa­ła się nie­mal ludz­kim, a jed­nak cał­kiem obcym gło­sem:

– Dzię­ku­ję, ale nie trze­ba.

Tho­mas pu­ścił gałąź. Po­czuł wście­kły ból w ko­la­nie, ale po­de­rwał się i ru­szył przed sie­bie. Zda­wa­ło mu się, że sły­szy śmiech. Byle do przo­du. Szyb­ciej!

Po­tknął się. Upadł na trawę, a ręce nie chcia­ły go pod­nieść. Wstał i znie­ru­cho­miał. Zimny dreszcz prze­szył jego ciało. Przed nim stała wie­wiór­ka i pa­trzy­ła mu w oczy. Spoj­rzał na rudą kitę. Wy­ra­sta­ły z niej prze­wo­dy.

Koniec

Komentarze

smiley

Może nic w krzakach nie było? Ale przecież widział. Może to tylko dzieci?

Dzieci świecące nocą w lesie oczami to gorzej niż horror…

 

Wszystkie siedział odwrócone

literówka

 

Taki fajny, leciutki horrorek z obcymi wiewiórami w tle…

Pozdrawiam

Dzieci świecące nocą w lesie oczami to gorzej niż horror…

Hmm… Dzięki za pomysł na kolejne opko :D 

Literówka usunięta. 

Taki fajny, leciutki horrorek z obcymi wiewiórami w tle…

Miło mi, że ci się spodobał. Dzięki za przeczytanie i komentarz. 

Pozdrawiam. 

Witaj.

Tekst na pewno jest z gatunku horror, pojawia się fantastyka, jest mroczno, strasznie i zagadkowo. :) Pomysł powinien zostać rozwinięty w większy objętościowo tekst, bo sporo wątków aż się o to prosi. :)

Co, u licha, z tym niedźwiedziem?! :)

 

Z technicznych – sugestie do przemyślenia:

Sylwetka niedźwiedzia nie odpuszczała go na krok. – trochę mi zgrzyta

No tak (brak kropki) Przecież rozładował się czterdzieści minut temu.

Thomas ledwo wiedział kontury zwierzęcia, ale mógłby przysiąść, że w błyszczących oczach zwierzęcia dostrzegł strach. – posypała się cała składnia – czy tu nie miały znaleźć się inne wyrazy? ; jest też powtórzenie

Skierował wzrok na pierwszą. – gramatyczny

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Witaj. 

Co, u licha, z tym niedźwiedziem?! :)

Chciał uratować Thomasa. Prawdopodobnie niewystarczająco wyraźnie to zaznaczyłem. 

Dzięki za opinię i łapankę. 

Pozdrawiam serdecznie. 

 

Czyli jednak najwredniejsze okazały się wiewiórki! Niczym w “Jumanji”. :)

Znam podobny przypadek, z reala, takiego siedzenia na drzewie w głębokim lesie wskutek ataku dzikiego zwierza – przed wieloma laty ojca mojego kolegi z SP pogonił dzik. Tyle że las był 3 km od wioski, a już o dzikiej głuszy, w której on się znalazł, to nie wspomnę… Dopiero w nocy ktoś usłyszał jego wrzaski.

Pozdrawiam i również dziękuję. :)

smiley

ojca mojego kolegi z SP pogonił dzik.

I tak miał farta, że dziki nie łażą po drzewach jak niedźwiedzie, no i nie było wiewiórek

z drucikami w kitach…

Świat jest pełen niespodzianek. Przed wojną, jeden z moich antenatów, młodzian jak rzepa, wracał

nocą z zabawy w sąsiedniej wsi. Cały jeszcze w tralala i ojdanadana oraz oczach i uśmiechu jakiejś  kujawskiej blondyneczki. Dopiero cmentarz koło którego musiał przechodzić zaburzył tę idyllę.

Nagle hałas…coś białego…diabelska, ogromna morda z wielkimi rogami, brodą i wściekle złym

wzrokiem przebija się do niego przez siatkę ogrodzenia. Jak wyrwał do biegu to chyba rekord kraju  pobił na 1500m…przez bramę (2,20m) przeskoczył bez zwalniania – i dopiero padł…heh

Rano okazało się, że komuś uciekł wielki, stary kozioł. Dziurę w siatce aby wejść – znalazł, ale

wyjścia już nie.

Fascynatorze… laugh To dopiero horror. laugh

Już wiemy, jak mobilizować naszych zawodników na starcie. :))

laugh

Ale to były czasy sanacji, przesądów i lamp naftowych… 

Teraz cykną słitfocię z komentarzem: “będziesz na You Tube”… 

devil

O, tak. :)

Niemniej ten wątek z wiewiórkami, w dodatku zaopatrzonymi w kable, jest pomysłowy i daje duże możliwości. :)

Co za wspaniale wychowana wiewiórka!

Hej autorze!

Łapanki robił nie będę, bruce Fascynator świetnie sobie poradzili.

Zaczynając od pozytywów, to zdecydowanie nie spodziewałem się mechanicznych wiewiórek, choć gdy już się pojawiły, miałem ochotę na jakąś masakrę z ich udziałem, ale jak widać wolałeś postawić na niedomówienia. Jako tako one działają i tekst przedstawia sobą jakąś wartość.

Niestety według mnie wiele rzeczy mogłoby tu zostać wyniesione na wyższy poziom. Szczególnie wyróżnia się stylistyka, przez którą wiele zdań brzmi odrobinę nienaturalnie i niepotrzebnie skupia na sobie wzrok. 

W kwestii samej historii, cóż, nie porwała mnie, ale to akurat kwestia gustu. Czuję lekki niedosyt po przeczytaniu. Być może gdybyś zdecydował się na odważniejszy krok w kwestii zakończenia lub zwyczajnie rozwinął tę historię, byłbym w stanie powiedzieć coś więcej. Póki co pozostaje to dla mnie jako fragment czegoś większego. 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w przyszłych pracach

NP

AstridLundgren

Co za wspaniale wychowana wiewiórka!

Widać, że bardzo grzeczna. I dzień dobry na klatce mówi. 

 

Nikodem_Podstawski.

Cieszę się, że pomysł na mechaniczne wiewióry przypadł ci do gustu. 

Nad stylem popracuję. 

Całkowicie rozumiem, że historia nie porwała. Myślę, że zakończenie faktycznie mogłoby być lepsze, nastawione na większe bum :)

Dzięki za przeczytanie i komentarz. 

Pozdrawiam. 

Nie wiem, co przydarzyło się Thomasowi, ale cała rzecz zabrzmiała mocno absurdalnie. A wiewiórki miały przewody w kitach, bo to pewnie były przewodniczki… ;)

 

ale poza nie­wy­raź­ny­mi kon­tu­ra­mi świer­ków nie mógł ni­cze­go do­strzec. Pa­no­wa­ła ciem­na noc. Nie było sły­chać żad­nej zwie­rzy­ny, sama pust­ka. → Skoro były świerki, nie było pustki.

 

Do domu po­zo­sta­ło jesz­cze kil­ka­na­ście minut drogi pie­szo. → Czy dookreślenie jest konieczne – wszak wiemy, że Thomas podąża per pedes?

 

– Ucie­kaj – wrza­snął. → Skoro wrzasnął, to przydałby się wykrzyknik: – Ucie­kaj! – wrza­snął.

 

– Idź stąd. Idź! Sły­szysz? – krzyk­nął po­now­nie. → – Idź stąd! Idź! Sły­szysz?! – krzyk­nął po­now­nie.

 

Tho­mas ledwo wi­dział kon­tu­ry zwie­rzę­cia, ale mógł­by przy­siąść, że w błysz­czą­cych śle­piach do­strzegł strach. → Pewnie miało być: Tho­mas ledwo wi­dział kon­tu­ry zwie­rzę­cia, ale mógł­by przy­siąc, że w błysz­czą­cych śle­piach do­strzegł strach.

 

Sku­pił całą swoją uwagę na dźwię­ku… → Zbędny zaimek – czy mógł skupić cudzą uwagę?

Witaj,

 

Dopiero z komentarzy dowiedziałem się, że niedzwiedź chciał uratować Thomasa. Można by to bardziej zaznaczyć, bo to bardzo ciekawe. Czym są te przewody, w które oplecione są wiewiórki?

 

Poza tym to zgrabne opowiadanie, pozdrawiam!

regulatorzy

To prawda, historia jest nieco absurdalna.

A wiewiórki miały przewody w kitach, bo to pewnie były przewodniczki… ;)

:D

Dziękuję za wyłapanie błędów. 

Pozdrawiam. 

 

hrabiax

Dopiero z komentarzy dowiedziałem się, że niedzwiedź chciał uratować Thomasa. Można by to bardziej zaznaczyć, bo to bardzo ciekawe.

Pomyślę nad tym. 

Wiewiórki to roboty :) 

Pozdrawiam. 

Bardzo proszę, Anonimie. ;)

Hmm, najpierw twierdzisz, że nie było żadnych dźwięków, poza szmeraem traw, ale jednocześnie dźwięczą butelki i to zdecydowanie za głośno ;)

Horrorek jak się patrzy, najpierw niedźwiedź, potem wiewiórki z kabelkami ;) A czemu ten niedźwiedź zagnał go prosto na wiewiórki, skoro w komentarzach piszesz, że chciał mu pomóc?

W sumie fajnie się czytało, tylko bardziej mnie Twoje opko rozbawiło, niż przestraszyło :)

Thomas w czapce z daszkiem i reklamówką w ręce

Nie miał na sobie nic więcej? ;) Czepiam się, ale czy czapka z daszkiem ma jakieś znaczenie dla opowiadania, że dostajemy info o niej w pierwszym zdaniu?

 

Thomas wolałby, żeby tego dnia wicher całkowicie zamilkł.

Wicher to raczej większy wiatr, zwiałby czapkę z głowy

 

Butelki odbijały się od siebie, dźwięcząc zdecydowanie za głośno

Czyli słyszał coś innego poza wiatrem

 

Jednak po kilku krokach zerknął przez ramię. Wydało mu się, że zauważył ruch.

Jak, skoro wcześniej ledwo dostrzegał niewyraźny zarys drzew? 

 

Oczy za duże jak na ludzkie, a więc zwierzęce.

Takie koślawe trochę, ludzkie zmieniłabym na człowieka.

 

Przecież rozładował się czterdzieści minut temu. Chwilę po wizycie w sklepie. Przeklęta technologia.

Skąd wie, ile minut minęło?

 

I tyle z czepialstwa ;) Horror to raczej nie był, trochę absurdu się za to wkradło. Żałuję, że najmocniejszy punkt, czyli wiewióry, pojawił się i zniknął. Tu był prawdziwy potencjał ;)

 

Pozdrawiam

 

Hej :)

Niestety historia mnie nie porwała :/ Początek wydaje mi się za długi i czasami zdania się nie układają, przez co nie czytało mi się zbyt dobrze.

Plus za wiewiórki ;)

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka