- Opowiadanie: Koryu - Człowiek, który nie wyglądał

Człowiek, który nie wyglądał

No to hop na głęboka wodę. Mam nadzieję, że czas poświęcony przeczytaniu tego opowiadania nie uznacie za stracony. Oby sprawiło wam to choć trochę przyjemności.

Inne opowiadania w świecie Tellavaru:

Nie zabija się piątego syna       (CT +1)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Człowiek, który nie wyglądał

Cesarstwo Tellavar ( +16)

Chłopak nie wyglądał groźnie. Nawet z zakrwawionymi mieczami w dłoniach i otoczony siedmioma trupami, z tym spokojnym i smutnym wyrazem twarzy bardziej przypominał żaka, któremu dziewczyna dała kosza.

– Co tu się stało?

Jerd Tyniel zwany Dzikiem dowódca patrolu Straży Miejskiej miasta Vienna też nie wyglądał na specjalnie przejętego ilością i stanem zwłok. Rozpoznał kilku z tych martwych obwiesi i w głębi duszy cieszył się, że ktoś zakończył ich podłe żywoty.

Chłopak lekko wzruszył ramionami i zaczął kawałkiem szmaty czyścić broń.

– Chciałem tu wynająć pokój. Weszli zaraz za mną i od razu zaczęli pytać o jakiegoś Marchewę. Nagle wyjęli miecze i zaatakowali. No a potem wy się zjawiliście.

– Po co tu przyjechałeś?

– Przyjaciółka zaprosiła mnie na ślub i…

Do sali wbiegła niewysoka, siwowłosa kobieta ubrana i uzbrojona niczym wojownik. Na skórzanym napierśniku miała insygnia oficera Gwardii Cesarskiej.

– Sub, cały jesteś?

– Tak.

– Sama sprawdzę. – Obejrzała go dokładnie – Cholera, na chwilę nie można spuścić cię z oczu, żebyś w coś się nie wpakował. Galam nie będzie zadowolony. No, wygląda że żaden cię nie trafił.

– Oni weszli zaraz za mną. Zaczęli wypytywać o jakiegoś Marchewę. Tamten w zielonej kurcie zaczął mi się przyglądać a potem wyjął miecz i zaatakował.

Kobieta podeszła do zwłok zielonego i bezceremonialnie odwróciła je na plecy.

– O rzesz kurwa mać! – Dzik od razu rozpoznał zabitego. – Młody panicz się spisał. To Maksym zwany Bocianem. Skurwysyn poszukiwany za zamordowanie dziewięciu osób, w tym dwu naszych żołnierzy. Rajcy wyznaczyli za jego głowę 30 złotych cesarskich, plus 100 srebrnych od nas.

– Nagrodę podzielcie między rodziny poległych kolegów a za te 100, to wypijcie za ich pamięć i nasze zdrowie. – Wojowniczka sprawnie przeszukiwała zwłoki bandyty.

– Taki niepozorny młodziak a takiego rębajłę jak Bocian rozłożył. – Stary Cisek pokręcił z niedowierzaniem głową a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – A nie wygląda na takiego.

Kobieta podała Dzikowi owalny kawałek twardej skóry na której umieszczono podobiznę młodego i cyfrę 250.

– Kto mógłby wystawić takie zlecenie?

– Rig, leć po Tilę. Kręciła się przy straganie Emmy.

Najmłodszy z grupy odstawił swoją włócznię i w imponującym tempie pognał wykonać polecenie.

– Jej ojciec prowadzi kantor handlowy a przy okazji zbiera sporo informacji. Tila i jej brat są dobrze zorientowani w tym co tu się dzieje. O, już jest.

Wysoka, ciemnowłosa dziewczyna wyglądała jak studentka, których kręciły się po Viennie setki.

– Cześć Dzik. Masz szczęście, że byłam w pobliżu.

Bez słowa rzucił jej skórzany krążek.

– Taak. – Obejrzała przedmiot. – Twój znajomy komuś podpadł. I to mocno. Zlecenie wystawiono sześć dni temu w gildii Czarnych Mew. Mają tu swój kantor u kupca dywanów, Jordana. Kto przyjął zlecenie?

– Bocian ze swoimi kamratami próbowali, ale zlecenie ich przerosło. Cel ich załatwił.

– Ten dzieciak ? – Dziewczyna zrobiła oczy jak spodki. – Cholera, nie wygląda na takiego.

 

Sklep którego szukali położony był w centrum rynku i sądząc po zewnętrznym wystroju, bez wątpienia nastawiony na obsługę wykwintnej i bogatej klienteli. Tuż za drzwiami wejściowymi, w krótkim korytarzu stał potężnie zbudowany mężczyzna uważnie taksujący wzrokiem wchodzących.

– Zamknięte. – Ton głosu był grzeczny, lecz stanowczy.

– Mam sprawę do Jordana. – Siwowłosa wojowniczka spokojnie patrzyła w oczy osiłka.

– Powiedziałem, że zamknięte. Wynocha. – Wykidajło ruszył na kobietę, ale kopnięcie w krocze i cios w gardło powaliły go na ziemię i pozbawiły tchu. Chłopak dla pewności uderzeniem w głowę pozbawił go też przytomności.

Oboje wmaszerowali do sklepu w którym kilkoro zamożnych klientów oglądało próbki barwnych materiałów i kunsztownie wykonanych, grubych dywanów.

– Szukam kupca Jordana.

 Wysoki, pulchny mężczyzna w eleganckich brązowo-czerwonych szatach podszedł do pary intruzów.

– Proszę przyjść później, teraz jestem zajęty.

– Jolaia Dor, Gwardia Cesarska. Chcę porozmawiać z Twoimi przyjaciółmi z „Czarnych Mew”

– To jakaś pomyłka, tu…

Kobieta bezceremonialnie złapała go za kark i odciągnęła na bok.

– Chcę wiedzieć kto wystawił to zlecenie. – Podetknęła mu pod nos owalny kawałek skóry z podobizną swojego towarzysza.

Spomiędzy wiszących dywanów wyprysnęła jakaś postać uzbrojona w długi sztylet. Chłopak jednak czuwał. Uderzeniem łokcia w skroń zneutralizował napastnika a potem podniósł jego broń z wyraźnym grawerunkiem czarnej mewy na klindze.

– Gdzie są? – Jolaia coraz mocniej zaciskała palce na karku kupca.

– Na górze… po schodach – wyjęczał

Na piętrze były tylko jedne drzwi prowadzące do obszernej sali, w której dwu mężczyzn grało w Kamienie a za kontuarem z prawej strony siedziała atrakcyjna, zielonooka blondynka.

 Wojowniczka położyła przed nią feralny krążek.

– Kto to zlecił?

Blondynka nawet nie spojrzała na przedmiot.

– Przy zachodniej bramie jest wróżka, może…

Szybki, ale niezbyt mocny policzek wymierzony otwartą dłonią odrzucił jej głowę do tyłu.

– Nie mam czasu ani ochoty na głupie żarty. – Jolaia ponownie wskazała na krążek. – Albo dowiem się kto zlecił to zabójstwo albo Gwardia zajmie się Wami tak, jak kiedyś „Nocnymi Wędrowcami”.

 Kobieta lekko zbladła, dobrze znała historię zagłady tej niegdyś najpotężniejszej gildii zabójców.

– Julin Layonel-Tesbity, syn grafa Gotfryda. Studiuje na tutejszym uniwersytecie.

– Dobra dziewczyna. Jestem Jolaia Dor. Przekaż swoim przywódcom, że każde zlecenie na Subara Neya ma być natychmiast zgłaszane Gwardii albo źle to się dla Was skończy. Oczywiście to też ma zostać natychmiast wycofane.

Rzuciła wypchany mieszek na blat.

– Mam nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkamy. Chodź Sub, zgłodniałam.

 

Wynajęty pokój był mały, wyposażony skromnie ale czysty.

I to mu wystarczyło. Z ulgą zdjął ekwipunek i w samych spodniach oraz koszuli wyciągnął się na łóżku. Przymknął oczy. Był zmęczony, dla niego to był ciężki dzień.

– Czy ty zawsze musisz się w coś wpakować?

Nie otworzył oczu, ale na jego twarzy pojawił się szeroki, radosny uśmiech. Tak melodyjny głos z niezwykłym akcentem miała tylko jedna istota na świecie.

– To nie jest śmieszne głąbie! Omal nie zginąłeś!

Usiadł na łóżku i otworzył oczy. Betiara, niezwykła, eteryczna istota jakby stworzona z błękitno-fioletowego światła, w nieodłącznym żółtym wianku na głowie stała przed nim z rękami założonymi z przodu, nieświadomie podkreślając kształt swoich piersi.

 – Przepraszam, ale naprawdę nie miałem na to żadnego wpływu. – Rzeczywiście było mu przykro.

 Pokręciła głową tak energicznie, że aż jej długi, czarny warkocz gwałtownie zafalował a potem zaczęła się śmiać.

– Nie potrafię się na ciebie długo gniewać. – Wskoczyła na łóżko i usiadła naprzeciw niego, przy okazji odsłaniając zgrabne nogi aż do połowy uda.

Znali się od lat i nigdy nie przywiązywali wagi do konwenansów, ale od jakiegoś czasu to się zaczęło zmieniać. Coraz częściej żałował, że Betiara nie ma fizycznej formy. Że nie może jej wziąć za rękę albo…

– Wiesz jaki dziś dzień? – Wypalił żeby skupić się na czymś innym.

– Jaki?

– Dokładnie 10 lat temu się poznaliśmy

– Pamiętam. – Uśmiechnęła się promiennie. – Nie wiem które z nas było bardziej nieszczęśliwe, ale w sumie to spotkanie wyszło nam na dobre.

– To prawda. Kto by przypuszczał, że dwoje zapłakanych sześciolatków tak się zaprzyjaźni.

– To przez ten wianek, który dla mnie zrobiłeś. Pamiętam jaką miałeś minę kiedy przeleciał przeze mnie i upadł.

– Wygłupiłem się wtedy. – Zakłopotany opuścił wzrok.

I natychmiast zrozumiał, że to był błąd. Znów patrzył na jej twarz, ale czuł że policzki mu płoną.

– Wcale nie. Przecież noszę go do dzisiaj. Codziennie, nawet na „oficjałkach". I w szkole, i na studiach.

Tu go zaskoczyła. I znów poczuł że nie bardzo wie jak się zachować

– Wiesz, ja… zrobiłem dla ciebie prezent.

 Z torby stojącej przy łóżku wyjął zawiniątko i rozłożył je. Ukazały się dwie figurki wyrzeźbione misternie w drewnie.

– To ja!

– Tak. Często wykonujesz ten swój radosny piruet więc taką cię wyrzeźbiłem.

– Potrzymaj tak, żebym mogła ją obejrzeć z każdej strony. Jest pięknie wykonana, nawet ten niesforny kosmyk przy prawym uchu. Jest cudowna!

Dziewczyna wyciągnęła dłoń na której pojawił się niewyraźny kształt przybierający wygląd figurki.

– A teraz druga. Widziałam, że to ty. Chcę mieć obie.

– Proszę bardzo.

– O! I… jest.

Obok pierwszej pojawiła się druga figurka. Uważnie im się przyjrzała a potem zaczęła je delikatnie przesuwać.

– One pasują do siebie. – Roześmiała się. – Jakby tańczyły.

– Taki był zamysł. – Chłopak uśmiechną się łagodnie.

– Też bym tego chciała. – Betiara patrzyła mu prosto w oczy. – Żebyś wziął mnie za rękę i popro… Och, ktoś idzie.

I zniknęła. Jak zwykle w takich sytuacjach. Zdążył schować figurki, zanim Jolaia weszła do pokoju.

– Znalazłam Julina. Jest u swojego krewnego Dortisa, to niedaleko stąd.

Niechętnie wstał z łóżka i zaczną się ubierać.

– Miałem nadzieję na dobrą zabawę na weselu Danili i Zatrina. No i lekkiego kaca na drugi dzień.

– Jesteś za młody na nadużywanie alkoholu.

– Za młody to ja jestem na zabijanie ludzi. – Gorzki ton i ponura mina dobitnie świadczyły, że nie był tym zachwycony.

– Wiem, że najchętniej spędziłbyś czas w warsztacie mistrza Morina, dłubiąc w drewnie, ale jesteś synem Cesarza, co niesie za sobą pewne obowiązki oraz konsekwencje. I sporo niedogodności.

Chłopak sprawdził zapięcia i ułożenie ekwipunku.

– Taak. Jestem piątym synem, który może być skażony piętnem Przeklętego Geraia. Albo jak mówią inni, piątym kołem u wozu.

– Już tak się nad sobą nie rozczulaj Jesteś mądrym i utalentowanym młodzieńcem. Znajdziesz swoją drogę życiu. Masz wiele możliwości do wyboru. Nie zmarnuj tego.

Dociągną dwa paski i poruszył ramionami. Leżało jak druga skóra.

– Mając obok siebie takich ludzi jak ty czy Galam raczej nie ma na to szans.

– Staramy się dobrze Cię ukierunkować, ale przyjdzie taki dzień, że będziesz sam podejmował własne decyzje i ponosił ich konsekwencje.

– Trochę się tego boję.

Kobieta roześmiała się i klepnęła go w ramię.

– Będzie dobrze, zobaczysz. Nigdy nie wiadomo jakie ciekawe i piękne rzeczy na ciebie czekają. A teraz idziemy, skończymy tę sprawę a potem pójdziemy pogadać z garbusem.

– Po co?

– Bo może wiedzieć gdzie ukrywa się ten Marchewa.

– A on nas interesuje bo?..

– Bo ma dziwnych i niepokojących gości z południa.

– To będzie długa noc. – Ciężko westchnął .– Musimy się z tym uporać do jutrzejszego południa żeby zdążyć na ślub Danili.

– Nie mam zamiaru spóźnić się na ślub własnej córki.

 

 Sprawa z Julinem Layonel-Tesbitym poszła szybko. Siedział w ogrodzie i razem ze swoim krewniakiem i kilkoma znajomymi przy beczułce piwa. Jolaia weszła jak do siebie i położyła przed nim krążek ze zleceniem.

– Nigdy więcej.

– Bo, co… aaaunnaaa!!!

Wojowniczka połamała mu oba przedramiona

– Bo każę Cię rozerwać końmi.

 I wyszli.

Garbusa znaleźli po krótkich poszukiwaniach na strychu stajni znajdującej się nieopodal bramy południowej. Kiedy weszli na poddasze nie próbował uciekać, po prostu stał z bezradnie opuszczoną głową i rękami. Wyglądał jakby miał wszystkiego dość a cios kończący jego życie przyjąłby z ulgą.

– Nie chcemy zrobić ci krzywdy. – Młody wojownik wysuną się zdecydowanie przed swoją towarzyszkę. – To mnie chciał zabić Bocian. Chcę tylko porozmawiać.

Garbus powoli uniósł głowę, jego twarz z lewej strony była posiniaczona i opuchnięta a na brodzie i połatanej koszuli była zaschnięta krew z rozbitego nosa.

– Poznaję. – Głos miał cichy i lekko zachrypnięty.

– Jestem Subar a to Jolaia. Mogę cię o coś spytać?

– Na mnie wołają Eng Garbus albo Pokraka.

– Eng, musimy odnaleźć człowieka zwanego Marchewą, podobno zadaje się z niebezpiecznymi ludźmi z południa. Wrogami Cesarstwa.

– Wydziałem ich. Dwa dni temu przyjechali z taborem kupieckim. Zatrzymali się u Stoli, jednego z przywódców „Trzcicieli Życia", a potem pojechali za miasto, drogą na Rigel. Tam niedaleko Stola ma folwark. Marchewa przyprowadził tam jakiegoś szlachcica.

– Skąd ty to wszystko wiesz? – Jolaia podejrzliwie patrzyła na garbusa.

– Bo na dzieci, kalekich i żebraków nikt nie zwraca uwagi. – Subar uśmiechną się sardonicznie. – Sam się tego szybko nauczyłem i dzięki temu przeżyłem wbrew chęciom kilkoro moich krewnych.

– To prawda. – Eng skinę głową. – Bystry z niego chłopak.

Kobieta wręczyła kalece kilka srebrnych monet.

– Masz, bardzo nam pomogłeś. Czym się zajmujesz?

– Pomagam kaletnikowi, naprawiam siodła, uprząż i inne takie.

– Chcesz dorobić? Znam kogoś, komu przydałby się pomocnik z talentem do zbierania informacji.

Na twarzy Enga pojawił się lekki uśmiech.

– Rzadko inni traktują mnie jak człowieka. Myślę, że chciałbym pracować dla waszego znajomego.

– Znasz kupca Cardena?

– Tak. Czasem mu coś naprawiamy, ostatnio uprząż do powozu.

– Zgłoś się do niego i powiedz, że przysyła cię Jolaia Dor a potem powtórz mu to, co nam powiedziałeś.

 

Folwark znaleźli bez trudu. Główny budynek mieszkalny otoczony był z trzech stron ogrodem, który oddzielał go od zabudowań gospodarczych. Z przodu obszerne podwórze osłaniał od drogi wysoki, gęsty żywopłot Przy bramie, od środka stało dwu wartowników.

– Co robimy?

– Nic. – Jolaia nawet nie ściszyła głosu. – Już tu są.

Z ciemności wychynęły sylwetki siedmiu uzbrojonych ludzi. Ich dowódca pochylił głowę w ironicznym ukłonie.

– Mój pan zaprasza – powiedział wskazując bramę wejściową.

Dziedziniec oświetlono kilkoma dodatkowymi lampami, a na ganku czekało na nich czterech mężczyzn.

– Słynna Jolaia Dor dała się złapać jak ślepy żebrak. – Wysoki, szczupły i przystojny mężczyzna ze staranie ułożonymi włosami i bogato zdobionym pancerzu rozłożył szeroko ramiona w pozornie radosnym powitaniu. – Starzejesz się babciu. Trzeba było zostać w domu i grzać stare kości przy piecu.

– Ech Dilon, Dilon. Nic się nie zmieniłeś, wciąż jesteś takim samym bufonem z zamiłowaniem do zbytku. – Pokręciła politowaniem głową – Jakoś mnie to nie dziwi. Piękne miecze, ale czemu mają tylko odciski od stojaka? I dalej jesteś leniwą łajzą, to też się nie zmieniło.

 I zaczęła się śmiać.

– Ty…

– Kończ ten cyrk. – Starszy mężczyzna o wyglądzie szanowanego męża stanu przerwał mu w pół słowa. – Zabij ich. Mamy sporo pracy przed sobą. I uważaj na młodego. Podobno zabił Bociana i jego ludzi.

– Ten dzieciak? Ktoś Ci bajek naopowiadał. – Dilon prychną pogardliwie. – To ona ich zabiła, młody nawet nie zdarzył wyjąć miecza. Zapłaciła świadkom za gadanie głupot, ale mam informatora w straży miejskiej, który mi powiedział jak było naprawdę.

 I jeszcze jedno Saronie. Ten dzieciak to pozorant, który udaje Subutaia ar-Hontę, piątego syna Cesarza. Sam wiesz , że było kilka zamachów na jego życie , więc wymyślili przynętę. Subar Ney jest do niego bardzo podobny, ale to nie on. Moja premia musi jeszcze zaczekać. Ria, Vadim pilnujcie go a jakby co, to obetnijcie mu dłonie, my się zabawimy ze staruszką.

– Ty padalcu! – wojowniczka dobyła długiego miecza.

– No co? I tak spisaliście go na straty. Do mnie!

Pozostała piątka utworzyła luźne półkole.

– Jaki nieśmiały. – Jolaia uśmiechnęła się ironicznie. – Aż musiałeś zaprosić kolegów do pomocy. Nigdy nie miałeś podejścia do kobiet.

Lewą ręką wyciągnęła jeden z dwu krótkich mieczy, które miała plecach. Czekała. Wszyscy skupili niej swoją uwagę.

Subar zerkną na swoich strażników. Byli dobrze wyszkoleni, pilnowali go.

– Co się gapisz gamoniu, nie uciekniesz. – Blondynka miała uśmiech niczym sopel lodu.

– Nie myślałem o ucieczce. Ładna z ciebie dziewczyna, gdybyś nie była taka wredna i oziębła to zaprosiłbym cię na tańce, a potem na jakiś przytulny stryszek z sianem.

Tak jak planował, trafił w jej czuły punkt. Odruchowo chciała go uderzyć w twarz. Odsunął się w bok i przyciągnął ją do siebie tak, że znalazła się między nim a Vadimem. Wtedy wbił jej w szyję mały nóż wyciągnięty z karwasza a potem odepchnął Rię na jej towarzysza, który zorientował się że coś jest nie tak dopiero wtedy, kiedy sam skończył z poderżniętym gardłem.

W tym czasie Jolaia zabiła już trzech. Z rany na policzku ściekała jej krew. Wszyscy tak mocno skupili się na tej walce, że przegapili to, co zrobił Subutai.

– Na… naprawdę… chciał… byś na stryszek? – Ria jeszcze żyła. Zaciskała dłonie na ranie, próbując jakoś zatamować krew. I zatrzymać uciekające wraz z nią życie.

– Tak, jesteś bardzo ładna

– Nie poża… łował… – Dziewczyna uśmiechnęła się i zmarła.

Poczuł irracjonalną, zimną wściekłość. Na cały świat. Na ludzi. I na swojego wuja, który już wcześniej próbował go zabić, a teraz szukał dziwnych sojuszników, żeby… Co? Co chciał osiągnąć?

Ale najbardziej był wściekły na samego siebie.

– Dość tego pierdolone skurwysyny! Dość tego!!!

Z mieczem w ręku ruszył na ludzi na ganku. Naprzeciw Jolai zostało tylko trzech, więc nimi się nie przejmował. Z wnętrza budynku wybiegło dwu kolejnych wojowników uzbrojonych w lekkie, wygięte szable. Południowcy.

 Galam powtarzał że walka na śmierć i życie to nie popis szermierczy. Obowiązuje jedna zasada: To ty masz przeżyć a nie Twój przeciwnik.

Z pierwszym poszedł w zwarcie. Kopnięcie w krocze i mały nóż wbity w szyję wyeliminowały go z walki.

 Drugi zaatakował serią szybkich cięć, zachowując jednak dystans. Subutai niektóre ataki parował przed innymi po prostu się uchylał. W końcu skontrował od dołu i końcem sztychu rozciął skórę i ścięgna w ręce przeciwnika kierującej szablą a potem zamaszystym cięciem odciął okaleczonemu wojownikowi głowę.

"Ale czasem trzeba zrobić coś spektakularnego, żeby wystraszyć innych napastników”. Galam był świetnym nauczycielem a on pojętnym uczniem. Dwaj wartownicy pilnujący bramy rzucili swoją broń i uciekli.

– No i co teraz wujku? Może mi powiesz dlaczego od lat chcecie mnie zabić? Co takiego Wam zrobiłem? Jakie zbrodnie popełniłem?

– Jesteś przeklętym Piątym synem, ciąży na tobie klątwa Niszczyciela. Możesz..

– Pytałem co takiego zrobiłem?!!

Długą chwilę patrzyli sobie w oczy aż Samon opuścił głowę.

– Nic – wyszeptał – nic, ale nasi…

Nie dokończył. Wyprężył się a potem powoli upadł na twarz. Z jego pleców wystawał wbity po rękojeść sztylet.

– Nic tu po was. – Szorstki głos z dziwnym akcentem brzmiał nieprzyjemnie i władczo. – Wynoście się, jeśli chcecie żyć.

– Naprawdę myślisz że Kule Atariona nas wystraszą?

Południowiec aż cofną się z wrażenia a przez chwilę na jego twarzy widać było gniew i strach. A potem nad nim pojawiło się siedem świecących kul.

 Nadworny mag powiedział, że niewielu potrafi stworzyć więcej niż cztery kule, a takich co ponad sześć można policzyć na palcach obu rąk. Sam twórca tej techniki nie przywołał nigdy więcej niż trzy. I nie ma takiej zbroi, która przed nimi ochroni

Kule powoli ruszyły w jego stronę. Skupił się tylko na nich. Każdej z osobna. Nie próbował ich zatrzymać nadał im dodatkowe przyśpieszenie jednocześnie zakrzywiając tor lotu. Kiedy były niemal przy nim zrobił szybki obrót jednocześnie z całych mentalnych sił łapiąc kule i zatoczył nimi półkole nadając im jeszcze większą prędkość i skierował je w obu południowców. Byli tak zaskoczeni, że nie zdążyli zareagować. Zostali zmienieni w poszarpane kawałki mięsa.

– Cholera, to było dobre .– Jolaia westchnęła z ulgą. – Już myślałam że po tobie.

– I dlatego chciałaś osłonić mnie własnym ciałem? Dobrze, że byłaś za daleko. – Gniew i smutek młodego wojownika sprawił że nawet nie spróbowała zaprzeczać. – Proszę nigdy więcej tego nie rób. Wystarczy, że Martha zginęła przeze mnie.

– Zgoda, ale pod jednym warunkiem. Ty obiecasz mi to samo.

Chłopak zmarszczył brwi i pokręcił głową.

– Nie mogę tego zrobić.

– Więc czemu wymagasz tego od innych?

– To coś innego. Mnie próbują zabić, bo jestem piątym synem. Niecałe trzydzieści lat temu takich jak ja zabijano zaraz po narodzinach, żeby żaden z nich nie stał się inkarnacją przeklętego Geraia Niszczyciela.

Kobieta machnęła niecierpliwie ręką.

– Daj spokój przesądom.

– Uważaj, bo kapłani Gamuna oskarżą cię o herezję. Od ponad 40 lat Officjum Jedynej Prawdy nie spaliło nikogo na stosie, ale…

Kobieta zaśmiała się w głos.

– I nie spali, bo zostało w Cesarstwie zdelegalizowane. No i jestem pewna, że stanąłbyś w mojej obronie. Więc nie wymagaj ode mnie czy Galama żebyśmy się inaczej zachowali wobec ciebie.

– Ale…

– Nie ma żadnego ”ale". Nigdy nie wymagaj od innych czegoś, czego sam nie potrafisz lub nie jesteś gotów zrobić.

– Dobrze. Zapamiętam i postaram się stosować.

 Kobieta przyjaźnie klepnęła go w plecy.

– W to nie wątpię. Masz na pocieszenie. – Podała mu miecze Dilona. – Te bogate zdobienia wyglądają tandetnie, ale łatwo je wymienić, a same klingi wykuli mistrzowie z Gemelin. Trudno o lepsze.

– Dziękuję.

– Nie ma za co, a teraz powiedz mi jak właściwie poradziłeś sobie z tym magiem.

– Zrobiłem coś w rodzaju Koła Młyńskiego. Był o wiele silniejszy niż ja, więc zastosowałem mentalną odmianę tej szermierczej techniki, czyli trzeba przekierować siłę ataku przeciwnika, przechwycić ją a potem skierować przeciw atakującemu. Praktycznie sam się zabił.

– Sama nie raz to z Tobą ćwiczyłam, pamiętasz? Gdzie się nauczyłeś jak radzić sobie z magią?

– Adolin Gran odkrył u mnie Talent. To było po pierwszym zamachu, kiedy przeze mnie zabili Marthe …

– Szlag, to nie przez ciebie! Wybij to sobie w końcu z głowy. – Kobieta pacnęła go otwartą dłonią. – Wciąż Cię to gryzie?

– Nie ma dnia, żebym o niej nie myślał. Tak, wiem. Miałem tylko 6 lat, ale… – Bezradnie wzruszył ramionami. – A potem Galam został moim opiekunem. Byłem mocno ranny w głowę, a podczas rekonwalescencji okazało się, że szybciej się uczę, mam lepszą pamięć niż wcześniej. Doktor Villo powiedział, że to dlatego, że stare ścieżki myśli zostały uszkodzone i musiały zrobić się nowe. Coś jak odrastające włosy i przy okazji uaktywniły się moje… nowe możliwości. Adolin odkrył, że potrafię też używać magii życia. Od tej pory mnie uczy.

– Mądrze zrobiliście ukrywając ten fakt. Ja też go nie zdradzę. Chodź poszukamy jakichś dokumentów czy innych wskazówek a potem znikamy. Jutro ślub Danili i Zatrina, musimy się dobrze przygotować.

Nie zauważyli człowieka, który oddalał się konno od posiadłości. Nie oglądając się za siebie pędził do południowej granicy. Musiał przekazać swoim braciom w wierze wspaniałą wiadomość. Odnalazł Odrodzonego. Gerai znów stąpał pośród ludzi.

 

Koniec

Komentarze

Cię piszemy z dużej w listach.

Cyfry piszemy słownie.

Co to jest +16?

 

Kobieta podeszła do zwłok zielonego i bezceremonialnie odwróciła je na plecy.

Go odwróciła, bo zielonego.

Spacje robimy po przecinku, a nie przed.

Dzik w cudzysłowie tylko jako tytuł utworu.

 

 

 

– Jej ojciec prowadza kantor handlowy a przy okazji zbiera sporo informacji.

Prowadzać się można z amantem, a kantor prowadzi.

 

Sklep którego szukali położony był w centrum rynku i bez wątpienia był nastawiony na obsługę wykwintnej i bogatej klienteli.

Na piętrze były tylko jedne drzwi prowadzące do obszernej sali, w której dwu mężczyzn grało w kamienia a za kontuarem z prawej strony siedziała atrakcyjna, zielonooka blondynka.

Co to jest w kamienia? Jeśli nazwa to z dużej.

 

-Julin Layonel-Tesbity, syn grafa Gotfryda.

Brak spacji przed Julin.

 

Wynajęty pokój nie był specjalnie duży, wyposażony skromnie ale czysty.

To przeczenie komplikuje całe zdanie.

 

 Z ulgą zdjął ekwipunek i w samych spodniach oraz koszuli wyciągną[ł] się na łóżku. Przymkną[ł] oczy.

To był ciężki dzień.

to jest raczej jego myśl, a nie komentarz narratora.

 

Wizja eterycznej damy fajna, natomiast wprowadzasz dziesiątki, nic nie wnoszących postaci, by zapomnieć o nich dwa wersy dalej.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush

Dzięki za pomoc w wyłapaniu moich błędów. Poprawione.

 

“Kobieta podeszła do zwłok zielonego i bezceremonialnie odwróciła je na plecy”

On już nie żył. Zostały po nim tylko zwłoki, więc uważam że to jest poprawne.

 

Co to jest +16?

Wiek Subutaia. To jest czwarte opowiadanie i ta liczba ma mi pomóc ogarnąć chronologię całości, bo to mi się “trochę” rozrosło.

 

“natomiast wprowadzasz dziesiątki, nic nie wnoszących postaci, by zapomnieć o nich dwa wersy dalej”

Żyjąc w mieście każdego dnia spotykamy dziesiątki ludzi z którymi wymieniamy drobne informacje lub zdawkowe uwagi. Większości z nich nigdy więcej nie spotykamy, na niektórych “wpadamy” przy innych okazjach. ;)

Co do licznych literówek, to nie lubię pisać na klawiaturze. Tekst przepisuję ręcznie na Onyx Boox Note 5 i wtedy następuje konwersja na plik tekstowy, który poprawiam już na komputerze. Technologia nie jest doskonała i czasem zmienia pojedyncze litery np. z prowadzi na prowadza a czasem znikają całe wyrazy. Jest z tym trochę roboty i jak widać nie wszystkie błędy wyłapałem. Następnym razem bardziej się postaram.

Jeszcze raz dzięki za pomoc.

 

Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.

Witaj.

Ambush wskazała już sprawy językowe, do których warto się zastosować. Zauważyłam brak kropek na końcu wielu zdań. Przed „który/wyrażeniem z który” stawiamy przecinek, a tutaj wielu brakuje. Są też usterki ortograficzne, np.:

Że nie może jej wsiąść za rękę albo…

Co do tytułu, poprzez edycję wykasuj kropkę, bo ta jest zbędna.

Po wielokropku dajemy spację:

Wiesz, ja…zrobiłem dla Ciebie prezent.

O!I…jest.

Są też usterki gramatyczne – błędne odmiany wyrazów:

Z torby stojącej przy łóżku wyją zawiniątko i rozłożył je.

Ciężko westchną –

Do poprawienia cały zapis dialogów.

A zatem stronę techniczną warto jeszcze szczegółowo poprawić.

 

Warto wspomnieć o wulgaryzmach.

Opowieść ciekawa, dobre kreacje bohaterów, fantastyczny świat oraz zasady nim rządzące i myślę, że tekst mógłby (po dokonanych poprawkach) startować w trwającym jeszcze konkursie Magia i Miecz (Hyde Park). :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

 

Pecunia non olet

bruce

Dzięki za wskazówki. Przy edycji tekstu “mści się” na mnie też to, że za szybko czytam i ciężko mi wyłapać nawet te błędy, które mi wskazujecie. Jak widać, przede mną sporo pracy w tym temacie.

Nie myślałem o konkursie, ale z drugiej strony to czemu nie? Zawsze to jakieś nowe doświadczenie. W regulaminie jest jednak wymóg, że “Każdy użytkownik musi wybrać jeden spośród wymienionych atrybutów i zgłosić swój wybór w komentarzu”. Wolnych już nie ma a raczej nikt dla mnie nie dopisze atrybutu np. “Jak pokonać maga jego własnym zaklęciem”, więc jak by miało wyglądać moje zgłoszenie?

Tak czy inaczej biorę się do roboty. Dzięki za pomoc. I za dodanie otuchy świeżakowi. wink

 

Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.

Praca nad warsztatem dotyczy każdego autora, na spokojnie do tego podejdź, bo błędy popełniamy wszyscy, to rzecz zwyczajna. :)

Co do atrybutów, nie wiem, możliwe, że brakuje ich obecnie, ale jeśli zgłosisz w odpowiednim wątku potrzebę wyboru kolejnego, Jurorzy na pewno podadzą Ci nowe propozycje. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

Pecunia non olet

“Litery zostały rzucone”. Napisałem prośbę w temacie konkursowym. Później jeszcze popatrzę na tekst i może zobaczę co jeszcze przegapiłem.

Dzięki.

Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.

Powodzenia. :)

Pecunia non olet

Hejka,

 

polecam przejrzeć gruntowanie tekst, bo wciąż jest sporo błędów, np.:

 

Wtedy wbił jej w szyję miły nóż wyciągnięty z karwasza a potem odepchną Rię na jej towarzysza,

“Mały nóż”, “|odepchnął”.

 

W ogóle widzę w tekście problemy z “ą”, “ę”, podejrzewam, że jakaś autokorekta tutaj wjechała.

Dodatkowo – “Ciebie”, “Ty”, te wszystkie zwroty w prozie piszemy z małej litery, przejrzyj dialogi pod tym kątem.

 

Fabularnie bardzo mi przypomina “Koło Czasu” Jordana, Smok Odrodzony, te sprawy ;)

Generalnie jest okej, ciekawie, dynamika odpowiednia, krew się leje, a bohater rzuca, miota się między miłością do efemerycznej istoty, poczuciem obowiązku, a fatum własnej doskonałości w zadawaniu śmierci. Pachnie to wszystko większą całością, fragmentem powieści. Praca nad powieścią wymaga więcej wysiłku, planu historii, mapy, spisania relacji między bohaterami, tutaj trochę to wszystko jest upchnięte za mocno, tak sądzę.

Myślę, że dobrze byłoby popracować też nad “pokazywaniem a nie opowiadaniem”, zwłaszcza jeżeli myślisz o powieści – kilka historii wypadałoby wyjąć z ust bohaterów, a pokazać w fabule, np.

Byłem mocno ranny w głowę, a podczas rekonwalescencji okazało się, że szybciej się uczę, mam lepszą pamięć niż wcześniej. Doktor Villo powiedział, że to dlatego, że stare ścieżki myśli zostały uszkodzone i musiały zrobić się nowe. Coś jak odrastające włosy i przy okazji uaktywniły się moje… nowe możliwości. Adolin odkrył, że potrafię też używać magii życia. Od tej pory mnie uczy.

Kwestia magii wyskoczyła jak królik z kapelusza, okazało się, że bohater nie tylko świetnie walczy, ale także włada magią. Co trochę czyni go również over powered wg mnie ;) A jeżeli jest over powered, to nie ma żadnego napięcia w pojedynkach, zasadzkach, bo wiemy, że zawsze da radę… Budowanie nastroju napięcia i zagrożenia też jest istotne.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

BasementKey

Dzięki za uwagi.

“podejrzewam, że jakaś autokorekta tutaj wjechała”

Jak pisałem wyżej, nie lubię klepać w klawiaturę a konwersja na Onyx Boox Note 5 tekstu pisanego na plik txt. ma swoje wady. No i ja w wieku 51 lat muszę się znów nauczyć czytać powoli, rozbijając tekst na pojedyncze słowa i litery. ;)

“Pachnie to wszystko większą całością”

Przyjmijmy, że to co pokazałem, to małe elementy sporo większej układanki, ale to jest akurat oddzielny klocek. Wrzuciłem to opowiadanie jako pierwsze, bo jest najkrótsze z tych, które napisałem. Następne miało być “Wojownik i przeklęty chłopiec” ale bruce namówiła mnie na konkurs i tak powstał na szybko “Nie zabija się piątego syna”

“A jeżeli jest over powered, to nie ma żadnego napięcia w pojedynkach”

Często największe zagrożenia to nie te fizyczne. Jego największym problemem jest to, że przypięto mu rózne “łatki” i na ich podstawie inni ludzie snują swoje własne plany.

Z Randem łączą go chyba niektóre obsesje, jak ochrona przyjaciół czy doskonalenie się w walce. Po prostu stara się przeżyć.

Pozdrawiam.

Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.

Łapankę zrobili przedpiścy. Chyba nie poprawiałeś błędów, bo jeszcze są, nie sprawdzałem, czy były wskazane. Czytałem z zainteresowaniem. Zakończenie stwarza możliwość kontynuacji. Chętnie przeczytam.

Koala75 dzięki za opinię i cieszę się, że nie uznałeś czasu poświęconego czytaniu mojego opowiadania za stracony. :)

Niestety wyłapywanie błędów, to mój słaby punkt. Moje dziecko śmieje się, że potrzebujemy Anioła Stróża ds. ortografii i interpunkcji. Ma ten sam problem co ja.

Na dzień dzisiejszy to opowiadanie jest nr.5 z 11-tu, które napisałem a one są w pewnym sensie efektem ubocznym trochę większego projektu do którego wróciłem po niemal 30-tu latach.

Pozdrawiam.

Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.

Całkiem przyjemna, lekka lektura. Jest sporo usterek (Ciebie wielką literą w dialogiach itp.), fabuła nie jest najoryginalniejsza na świecie, ale bawiłem się przyzwoicie.

zygfryd89 dzięki za komentarz. Na stare lata uczę się od nowa dawno zapomnianych rzeczy. I to jest fajne. Będę się starał, żeby tych usterek było jak najmniej. 

Pozdrawiam.

Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.

Opowieść mogłaby być co najmniej dobra, jednak tonie w babolach językowych, momentami chaotycznie opisanych wydarzeniach i wprowadzaniu masy postaci, o których później nie ma ani słowa. 

Jest tu potencjał na fajne, lekkie i przyjemne fantasy, jednak niestety muszę przyznać, że w takiej formie niezbyt przyjemnie mi się czytało. 

Mniej błędów, mniej postaci, więcej szczegółów w opisach i z pewnością następny tekst z tego uniwersum będzie znacznie lepszy :)

Hmmm. Masz jeszcze dużo do zrobienia, jeśli chodzi o warsztat.

Sama opowieść ciekawa, acz widać, że to fragment. Wprowadziłeś mnóstwo postaci i wątków, a potem IMO tego nie podomykałeś.

– O rzesz kurwa mać! –

Ożeż.

cyfrę 250.

250 to liczba. Trzycyfrowa. Cyfry to 1, 2, 3…

Chcę porozmawiać z Twoimi przyjaciółmi

Ty, twój, pan itp. w dialogach małą literą. W listach dużą.

Jeszcze sporo innych drobnych usterek. Zwróć uwagę na ł na końcu czasownika. Zaciągną znaczy coś innego niż zaciągnął.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka