- Opowiadanie: fanthomas - Wieczni

Wieczni

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Darcon, BasementKey, Użytkownicy, Finkla

Oceny

Wieczni

 

 

Rodzimy się, żyjemy i umieramy. Jeszcze nikomu nie udało się zatrzymać tego procesu, choć wielu próbowało.

Kazuo urodził się dwa razy. Tak przynajmniej twierdził, choć od zawsze tkwił jedną nogą w świecie fantazji. Opowiadał, że po raz pierwszy przyszedł na świat w zupełnie innym miejscu, na zewnątrz, gdzie można zobaczyć niekończące się łąki, lasy i rzeki. Pamiętał swoich prawdziwych rodziców, a potem go zabrano i narodził się po raz drugi, tam gdzie my, w Uniwersytecie.

– To dowód na reinkarnację – powiedziałem do Misaki, mojej żony. Pokręciła głową, a jej twarz przybrała smutny odcień. Biedny Kazuo postradał zmysły po tym, jak zagubił się w podziemiach i przez kilka dni próbował się z nich wydostać. Wyobraziłem sobie, że musiało tam być naprawdę okropnie, zimno, ciemno i strasznie. Przekonywał nas, żebyśmy poszli za nim. Zapewniał, że tym razem się nie zgubi, bo cały czas znaczył drogę i dotarł do wrót, które prowadziły na powierzchnię. Spotkał tam ludzi mieszkających w ogromnych budynkach z betonu, ale nie chcieli z nim rozmawiać. 

– Narzekali, że muszą na nas pracować, a my nawet nie opuszczamy murów uczelni, tylko cały czas studiujemy. Mówią, że jesteśmy darmozjadami.

– Mylisz się, na zewnątrz jest tylko Wirujący Wszechświat – wyjaśniłem. – Tam nie ma życia. 

Przychodziły jednak takie momenty, kiedy zastanawiałem się, czy to faktycznie prawda. Czy Uniwersytet to wszystko, co istnieje, a poza jego murami rozciąga się tylko bezgraniczna pustka? Przecież skoro Wirujący Wszechświat nie ma końca, to gdzieś tam musi tlić się jakieś życie, podobne do naszego. Być może identyczny Uniwersytet, w którym ludzie rodzą się, żyją i umierają. Zapewne Kazuo nigdy nie dotarł do wyjścia, po prostu znalazł się w innej części uczelni, a głuptas pomyślał, że to jakiś nowy świat. Nigdy nie zapuszczałem się do odległych wydziałów, więc nie wiedziałem, co tam się dzieje, być może rzeczy niezwykłe, ale wystarczało mi to, co miałem tutaj. Żona, dzieci, rodzina, miłość. Po co szukać czegoś więcej, skoro ma się wszystko? 

Misaki była w kolejnej ciąży. Twierdziła, że tym razem to będzie chłopiec. Mieliśmy już sporą gromadkę dzieci. Większość z nich studiowała eugenikę jak mama, a część filologię, tak jak ja. Nie chciałem, by Kazuo mieszał im w głowach swoim głupim gadaniem.

 – Nie chcą nam pokazać prawdziwego świata na zewnątrz – mówił. – Ciągle mamią kłamstwami. 

– Przestań wreszcie zmyślać. Pogódź się z tym, że to tylko twoje urojenia i nie ma nic poza Wirującym Wszechświatem.

– Wiecie tylko to, co wyczytacie w książkach, napisanych przez waszych poprzedników, ale ja urodziłem się dwa razy i znam prawdę. Wyjdę na zewnątrz i już nie wrócę. Zobaczycie. Znajdę swoich prawdziwych rodziców, a wy siedźcie sobie po wieczność w tych murach. 

Zszedł do podziemi i tak jak zapowiedział więcej go nie widzieliśmy. Kiedy mijały kolejne dni jego nieobecności, zastanawiałem się, czy wciąż krąży po tunelach, zmęczony, zziębnięty i głodny. A może dotarł już do swojej ziemi obiecanej albo po prostu umarł. 

Pewnego razu w bibliotece znalazłem książkę, która opisywała fikcyjny świat na zewnątrz. Wspominano tam o ogromnych betonowych budynkach oraz niekończących się lasach i łąkach. Wtedy zrozumiałem, skąd wzięła się ta obsesja Kazuo. Musiał to przeczytać, a potem wyobraził sobie, że to prawda. Zdałem sobie sprawę, że szalona wizja autora mogła być niebezpieczna dla młodych umysłów. Nie chciałem, żeby moje dzieci zapuszczały się do tunelów w poszukiwaniu nieistniejących mitycznych krain. Zaniosłem książkę do rektoratu. Chciałem, żeby się jej pozbyli. Tam popatrzono na mnie ze zdziwieniem. 

– A więc pański kolega twierdził, że znalazł się poza Uniwersytetem i spotkał tam innych ludzi? Przecież to brednie. Czy pan mu uwierzył?

– Oczywiście, że nie. On oszalał, po tym jak zszedł do podziemi i przez kilka dni błąkał się, szukając wyjścia.

– Powiedział o tym komuś więcej?

– Moja żona przy tym była. 

– Proszę ją przyprowadzić.

Zabrali mnie i Misaki do podziemi. Nie widzieliśmy nic poza tym, co można było dostrzec w nikłym świetle latarki prowadzącego nas mężczyzny. Szliśmy wąskimi korytarzami, które co jakiś czas się rozdzielały, ale nasz przewodnik dobrze wiedział, w którą stronę się kierować. Czułem chłód i słyszałem szmery dochodzące zza ścian. W końcu dotarliśmy do zamkniętych wrót. 

– Pokażę państwu, jak wygląda świat na zewnątrz, o którym tak ochoczo opowiadał wasz kolega. 

Pociągnął za stalowy uchwyt i wrota się uchyliły. Wyjrzałem i oniemiałem. Przede mną rozciągał się Wirujący Wszechświat. Nie było tam nic z tego, o czym opowiadał Kazuo, a jedynie odległe gwiazdy i planety.

– Gdzie w takim razie podziewa się mój znajomy? – zapytałem.

– Pewnie wciąż błąka się po tych tunelach i szuka innego wyjścia, gdyż nie chce uwierzyć w prawdę.

***

Oglądaliśmy telewizję. Pokazywano nagranie z olimpiady, w której niedawno brali udział studenci. Potem krótki rzut okiem na nowe gatunki zwierząt i roślin wyhodowane przez genetyków i eugeników oraz wymyślne maszyny stworzone przez inżynierów. Zapraszano też na taneczne zabawy, które miały wkrótce się odbyć. W pewnym momencie obraz zaczął zanikać i śnieżyć, a z odbiornika wydobywały się tylko szumy i trzaski. 

A my oglądaliśmy dalej.

***

Siedzieliśmy na ławkach w parku naprzeciwko siebie. Liście z drzew już dawno pospadały, a ziemię pokrywał śnieg. Wodę w jeziorku ściął lód. Dzieciaki biegały dookoła nas i cieszyły białym puchem. Przyjrzałem się żonie. Jej brzuch mocno napęczniał. 

– Nie powinnaś już urodzić? 

– Jutro. Jutro będziesz miał syna.

Nie wiem, jak to robiła, ale zawsze potrafiła wszystko dokładnie przewidzieć. Następnego dnia przyszedł na świat nasz syn. Nadałem mu imię Kazuo.

– Niech będzie, ale następnym razem to ja wybieram – powiedziała Misaki i się uśmiechnęła.

***

Nadszedł czas, kiedy znów się zbliżyliśmy. Śniegu w parku już nie było, a drzewa zaczynały wypuszczać pierwsze pąki. 

– Tym razem będzie dziewczynka – stwierdziła stanowczo. 

– Skąd możesz wiedzieć?

– Słyszę szepty naszych nienarodzonych dzieci. Tym razem to cieniutki dziewczęcy głosik. Mówi: Już do ciebie idę, mamusiu, ale droga jest daleka. Nie wypatruj mnie dziś, ani jutro. Powiem ci kiedy.

***

– Pamiętasz Kazuo? – zapytałem, kiedy ponownie siedzieliśmy w parku, a drzewa kwitły.

– Masz na myśli naszego syna?

– Nie, mężczyznę, który opowiadał o świecie poza Uniwersytetem. Nie przypominasz go sobie?

– Nie znam nikogo o imieniu Kazuo. Pewnie wyczytałeś o nim w jednej z tych fikcyjnych książek, które przeglądasz w bibliotece i wyobraziłeś sobie, że ktoś taki istniał.

– Nie, pamiętam, że z nim rozmawiałem.

– To gdzie teraz jest?

– Nie wiem. Pewnie umarł.

Udałem się do biblioteki i zacząłem wertować książki. W pewnym momencie natrafiłem na tę opowiadającą o świecie na zewnątrz, o ogromnych łąkach i niekończących się lasach, a jej bohater miał na imię Kazuo. Moja żona miała rację. Nikt taki nie istniał.

Być może nawet ja opisałem kiedyś tę historię i o tym zapomniałem.

***

Rodzimy się, żyjemy i umieramy, a jedyne, co po nas pozostaje to stosy wypracowań, notatek, artykułów naukowych i książek, które w przyszłości będą czytać nasze dzieci, wnuki i prawnuki.

 

Koniec

Komentarze

Dzień dobry!

 

Przeczytałem tekst. Wciągnęła mnie kwestia uniwersytetu i życia poza nim. Sądziłem, że to rodzaj fantastycznego komentarza na rzeczywistość. Literatura uniwersytecka, ale ujęta w gatunku fantastyki. Dalsza lektura wskazała, że jest to bardziej wyjście z izolacji, jak w z bunkra w post apo, choć w kosmicznym lub nawet metafizycznym wydaniu.

 

Całość jest intrygująca, zahacza ciekawe tematy, ale moim zdaniem ich nie rozwija (bardziej zaznacza). Jest jakiś świat enklawy i coś na zewnątrz, co nie istnieje (choć nie wiadomo jak jest do końca). Okazuje się jeszcze, ze iluzji ulegają wszyscy. Opowiadanie nie ujmuje jednak zbyt jasno sposobu funkcjonowania rzeczywistości tej wewnątrz jak i na zewnątrz. Jako czytelnik wierzę w jakiś ogrom opisanej sprawy, ale sam muszę sobie dopowiadać. Nagle też pojawiają się kolejne wątki (dziecko, powtarzalność wrażeń), które nie zbliżają do rozwiązania, a wprowadzają kolejne pytania u mnie. Jedni uznają to za walor inni za wadę. Zakończenie wydaje się czymś w rodzaju puenty, jednak przedstawia dość ogólną prawdę nie stanowiącą trafnej i koniecznej pieczęci.

 

Czyta się dobrze, ale potrzebny jest duży udział czytelnika, któremu do głowy mogą przyjść rozwiązania niekoniecznie założone przez autora. Pytanie czy taki był zamysł.

 

Nie skupiam się zwykle na usterkach, ale kilka wyłapałem:

 

Szliśmy wąskimi korytarzami, które co jakiś czas się rozdzielały, ale nas przewodnik dobrze wiedział, w którą stronę się kierować. -> literówka, powinno być nasz.

 

Przyjrzałem się żonie. Jej brzuch mocno napęczniał. 

– Nie powinnaś już urodzić? 

– Jutro. Jutro będziesz miał syna.

Między tymi dwoma wypowiedziami chyba czegoś brakuje. Kto mówi „Jutro. Jutro będziesz miał syna.”? Dalszy ciąg tekstu zostawia ten dialog bez komentarza.

 

Nadszedł czas, kiedy znów się do siebie zbliżyliśmy

Wydaje mi się, że „się do siebie” brzmi słabo.

Bardzo ciekawe, Fanthomasie. Szybko sprawdziłem sobie, czy czytałem coś jeszcze z Twoich opowiadań i widzę, że dwa inne utwory, na które trafiłem, też mi się podobały. Masz dobre pomysły, przełamujesz granice, oczywiste rzeczy potrafisz pokazać w nieoczywisty sposób. Cała ta alegoria z Uniwersytetem przedstawiona świetnie, nadajesz mu iście naturalny i zwyczajny charakter, jak gdyby ten świat był oczywisty. Bohaterów drugoplanowych opisujesz w wysublimowany sposób, nadając im charakter, ale jednocześnie nie przytłaczając nimi głównego bohatera. Umiesz pisać o emocjach, choć o ironio losu, mogłoby się wydawać, że prawie ich tu nie ma. Nic bardziej mylnego. 

Podobało mi się. Piszesz w sposób, jaki lubię.

Pozdrawiam.

 

Dzięki, Darcon. Bardzo mnie cieszy tak pozytywny odbiór tekstu i to, że udało mi się wpasować w twój gust. Vacter również dziękuję za komentarz. Zależało mi na przedstawieniu nieoczywistej historii, tak, by zakończenie nie rozjaśniało wszystkiego i pozostawiało pole do własnej interpretacji całości.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Nostalgiczne i przesiąknięte mocno filozoficznymi przemyśleniami opowiadanie. :) 

Ja oczywiście wierzę, że przyjaciel żył naprawdę i teraz jest w innym świecie, gdzie odnalazł swoich rodziców, jak to planował. Bardzo fajny klimat stworzyłeś w tej opowieści. :)

Fantastyka – taka wszechobecna, chociaż – mająca również wiele rozmaitych wymiarów. 

Nie wiem, czemu, ale spodziewałam się zabicia/wyrzucenia w nicość obojga małżonków podczas prowadzenia ich tunelami. :) Najwidoczniej horrory rozbudziły moją wyobraźnię. :)

Pozdrawiam, klik. :)

Pecunia non olet

Z technicznych spraw: musisz popracować nad ilością zaimków. 

 

Przychodziły jednak takie momenty, kiedy zastanawiałem się, czy to faktycznie prawda. Czy Uniwersytet to wszystko, co istnieje, a poza jego murami rozciąga się tylko bezgraniczna pustka? Przecież skoro Wirujący Wszechświat nie ma końca, to gdzieś tam musi tlić się jakieś życie, podobne do naszego. Być może identyczny Uniwersytet, w którym ludzie rodzą się, żyją i umierają. Zapewne Kazuo nigdy nie dotarł do wyjścia, po prostu znalazł się w innej części uczelni, a głuptas pomyślał, że to jakiś nowy świat. Nigdy nie zapuszczałem się do odległych wydziałów, więc nie wiedziałem, co tam się dzieje, być może rzeczy niezwykłe, ale wystarczało mi to, co miałem tutaj.

Ogólnie nie czepiam się powtórzeń o ile zdania z nimi mają swój “rytm” i dobrze z nimi brzmią. Ale tutaj jednak trochę tego za dużo. Później jest lepiej, ale też są momenty z zaimkozą.

 

Co do wrażeń czysto czytelniczych, to tekst mi się podobał. Bardzo ciekawy pomysł. Zmusza do refleksji. Zgadzam się z @Darcon, że szort jest bardzo emocjonalny. Dobrze wiem, że nie łatwo wzbudzić je u czytelnika, dlatego tu ukłon ode mnie. 

 

Całość jest intrygująca, zahacza ciekawe tematy, ale moim zdaniem ich nie rozwija (bardziej zaznacza).

@Vacter ma rację. Chciałoby się jakiegoś dłuższego tekstu w tym uniwersum.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Mam wrażenie, że bywa tak, iż świat, w którym przyszło nam żyć, staje się naszym światem – spokojnym i bezpiecznym, i niechętnie przyjmujemy do wiadomości istnienie światów innych, choćby tych znajdujących się po sąsiedzku, za ścianą.

 

Po­cią­gnął za sta­lo­wy uchwyt i wrota się uchy­li­ły. → Po­cią­gnął sta­lo­wy uchwyt i wrota się uchy­li­ły.

 

Potem krót­ki rzut okiem na nowe ga­tun­ki zwie­rząt→ Potem krót­ki rzut oka na nowe ga­tun­ki zwie­rząt

Rzut oka to związek frazeologiczny, czyli forma ustabilizowana, utrwalona zwyczajowo, której nie korygujemy, nie dostosowujemy do współczesnych norm językowych ani nie adaptujemy do aktualnych potrzeb piszącego/ mówiącego.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Intrygujące z przesłaniem, które jest znane, ale warto je przypominać.

 – Nie chcą nam pokazać prawdziwego świata na zewnątrz – mówił. – Ciągle mamią kłamstwami. 

– Przestań wreszcie zmyślać. Pogódź się z tym, że to tylko twoje urojenia i nie ma nic poza Wirującym Wszechświatem.

– Wiecie tylko to, co wyczytacie w książkach, napisanych przez waszych poprzedników

Nieco nienaturalny dialog.

Nie widzieliśmy nic poza tym, co można było dostrzec w nikłym świetle latarki prowadzącego nas mężczyzny.

Nieco niezgrabne zdanie.

– Nie powinnaś już urodzić?

Mój poziom nieogarniania rodzicielstwa. Trochę niezamierzony komizm wyszedł.

Nie wiem, jak to robiła, ale zawsze potrafiła wszystko dokładnie przewidzieć.

To dziwne, że tacy eugenicy traktują to jako coś zaskakującego…

Nadszedł czas, kiedy znów się zbliżyliśmy.

Że znowu się przespali? Dziwnie to brzmi, bo potem nagle zdanie o parku…

 

Ciekawy mind twist z tą postacią książkową.

– Masz na myśli naszego syna?

– Nie, mężczyznę, który opowiadał o świecie poza Uniwersytetem. Nie przypominasz go sobie?

– Nie znam nikogo o imieniu Kazuo. Pewnie wyczytałeś o nim w jednej z tych fikcyjnych książek, które przeglądasz w bibliotece i wyobraziłeś sobie, że ktoś taki istniał.

– Nie, pamiętam, że z nim rozmawiałem.

– To gdzie teraz jest?

– Nie wiem. Pewnie umarł.

Zwracam uwagę na bloki dialogowe bez didaskaliów, takoż przy rozmowie z rektorem.

 

Ciekawe, pomysłowe :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Hej, hej,

 

fajne to.

 

Ja, podobnie jak Bruce, myślałem, że bohaterowie zostaną zabicie w podziemiach. Ale rozumiem, że to mogłoby np. zrobić z nich męczenników. Lepiej, żeby uwierzyli, lepiej pokazać im “prawdę”.

Niby nic nowego, ale jednak jest tutaj jakaś świeżość, napięcie, emocje, nie wyrażone wprost, ale krążące gdzieś na peryferiach i po nałożeniu perspektywy współczesnego świata – przynajmniej w moim przypadku – dochodzące do głosu.

W dzisiejszych czasach setek, czy może tysięcy teorii spiskowych, ale również natłoku informacji, niezliczonych jej źródeł – coraz trudniej o prawdę, tak jak z covidem czy wojną na Ukrainie. Z drugiej strony pewnie są ludzie, którzy, jak Cypher w Matrixie, dadzą się zabić za powrót do bezpiecznego, zorganizowanego snu.

Dałem kliczka.

Pozdrawiam!

 

 

Che mi sento di morir

Interesujący pomysł, chociaż nie jestem pewna, jak interpretować treść. Widzę tu odklejenie naukowców do świata, ale mogę się mylić. IMO wypadło dość smutno.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka