- Opowiadanie: NaN - Inicjatorka

Inicjatorka

Opowiadanie w ścieżce A konkursu “Obcość”.

 

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Obcość” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl 

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Otwarte Klatki: https://otwarteklatki.pl 

 

Obcość i “Obcy” –  czy mogą mieć ze sobą coś wspólnego? Aby się dowiedzieć, trzeba przeczytać to opowiadanie. Aha – jest też kot.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Irka_Luz, Finkla

Oceny

Inicjatorka

Niepokój narastał w niej od wielu dni. Na początku był jak ten najmniejszy, ledwie wyczuwalny pyłek pod powieką, jeszcze nie bolesny, ale już irytujący. Albo jak muśnięcie karku przez coś niewidzialnego i bezdźwięcznego – włos, nitkę, natrętną meszkę. Zaczęła podejrzewać, że nie jest w domu sama. Nikt nieproszony nie mógłby bez jej wiedzy dostać się do środka. A jednak… Te drobne anomalie, znaki, POSZLAKI. Zaczęło się od prawie niezauważalnych śladów, pozostawione przez coś (kogoś?) w kurzu na parapecie dawno nierozpalanego kominka. Zastanawiała się, czy mogły pozostawić je buty wesołego pająka chwata, który urządził sobie przytulne mieszkano we wnętrzu zepsutego zegara? Chciałaby tak myśleć. Zostawiła nawet dla hipotetycznego lokatora okruszki, obierki jabłka i trochę miodu na łyżeczce. Zastanawiała się, co właściwie jedzą pająki. Czy rzeczywiście łapią w sieci muchy, czy to tylko bajka, jedna z wielu, które słyszała w dzieciństwie. Znajdowała oczywiście musze truchełka w pajęczych sieciach zasnuwających jej dom, ale to w końcu nie był żaden dowód.

 

Ginące przedmioty. Przez całe popołudnie szukała sadzaka do cebulek. Pamiętała dobrze, że zostawiła go na zewnątrz, razem z innymi narzędziami ogrodniczymi w koszu stojącym zawsze pod pergolą. Wieczorem jednak sadzaka nie było. Poszukiwania prowadzone po zmroku były oczywiście utrudnione, jednak od dawna pracowała przy uprawach tylko w nocy – ze względów bezpieczeństwa rzecz jasna. Lepiej pozostać w ukryciu. Gdy świecił księżyc, mogła wykonać wszystkie prace: opielić grządki, zasadzić nasiona rzodkiewki i kalarepy, okopać ziemniaki. Gdy noc była ciemna, ograniczała się do podlewania roślin po omacku. Nie stanowiło to problemu, bo ogród warzywny nie był duży i wszystkie jego zakamarki znała na pamięć.

 

Hałasy. Z dnia na dzień było gorzej. Znała dobrze język dźwięków swojego domu – skrzypienie starych krokwi, trzaski rozsychających się desek podłogi, postukiwanie nocnych i dziennych owadów w zasnute brudem szyby. Nowe dźwięki były obce. Odgłosy stóp, czy może – STÓPEK? Zastanawiała się, czy nie może słyszeć swoich własnych kroków z dnia poprzedniego, albo jutrzejszego. Doszła jednak do wniosku, że to niemożliwe, rozeszłyby się po domu, wypłynęły przez ganek do warzywnika, rozwiane przez wiatr popłynęłyby w szeroki świat.

 

Człapała po pokojach nasłuchując. Przykładała ucho do ścian, wywietrzników, a nawet do pokrytego futrem boku Benjamina – starego dachowca, który zwykł pojawiać się i znikać według zawiłego, znanego tylko jemu samemu harmonogramu. Po kilku dniach ustaliła, że źródłem ODGŁOSÓW jest od lat nieużywana weranda. Ciepło uciekało przez jej popękane, ledwie trzymające się na porozsychanych szprosach okienka. Właśnie dlatego przechowywała tam wyłącznie stare i nieużywane przedmioty, a drzwi prowadzące na werandę z przedpokoju były zawsze porządnie zamknięte.

 

Zaczęła wiec systematycznie przemieszczać zbierane od lat graty. Wynosiła je i układała na podłodze jadalni w alfabetycznym porządku kolorów: Be – beżowy akordeon, Ce – czarne klasery bez znaczków, Jot – jasnoszary garnitur po dawno zmarłym mężu… W końcu pomieszczenie opustoszało na tyle, że mogła ICH zobaczyć. Wyglądali jak szary, pomięty papier, albo jak stare, odbarwione szmaty. Dobrze się maskowali. Było ich kilku, Benjamin najeżył się i syknął wściekle, a oni szurając i popiskując rozbiegli się po domu. Wyglądali na przestraszonych. Pomyślała, że są za duzi dla Benjamina. Kocur przynosił czasem do domu zabite krety i małe zające. Tym lokatorom nie dałby jednak rady.

 

Dziwne istotki nie wyglądały groźnie. Postanowiła dać im szansę i nie zawiodła się. Już po kilku dniach oddały sadzak do cebulek i kilka innych przedmiotów, które zwędziły. Nie wiedziała jakie mają zamiary, o czym myślą i czy są szczęśliwe w obcym dla nich domu. Nie znała ich języka, więc z tymi oraz innymi ustaleniami postanowiła zaczekać. A potem świat się zawalił.

* * *

 

Biegła. Wypalony wrak samochodu. Sterty kartonowych pudeł i przegniłych materacy. Potknęła się o zardzewiałą puszkę i ciężkie pakunki, którymi była objuczona, zakołysały się niebezpiecznie. Cudem odzyskała równowagę i skulona ruszyła dalej. Jeszcze kilkadziesiąt kroków. Słońce dopiero co wzeszło. Jeśli patrzą w jej kierunku, to powinno świecić im prosto w oczy – to dobrze. Teraz jeszcze suche, sterczące badyle, niska skarpa i drzewa. Udało się? Chyba tak!

 

Mogła odpocząć. Drzewa dawały dobrą osłonę. Patrzyła przerażona, ale i zafascynowana, na wytopiony żarem, połyskujący szkliście krater, znajdujący się w miejscu, gdzie jeszcze przed kilkoma godzinami stał jej dom. Gorące powietrze drżało i falowało, unosząc się nad wypalonym okręgiem. Kilku mężczyzn, dwa samochody. Wiedziała dobrze co oni za jedni. Nie była przecież naiwną prostaczką. To, że żyła sama, nie znaczyło jeszcze, że nie słucha radia, że nie czyta gazet. TROPICIELE. NISZCZYCIELE. Przysyłano ich do takich jak ona. Zaczęło się to kilka… a może kilkanaście lat temu? Dokładnie nie pamiętała. Już po pierwszych komunikatach zaczęła gromadzić zapasy, maskować ścieżki. Zachowała wycinek z gazety, którą znalazła dawno temu na wysypisku:

Inicjatorzy, osoby żyjące na obrzeżach społeczeństwa, samotne i psychicznie zdestabilizowane, odkształcają rzeczywistość. Podobnie jak masa zagina przestrzeń w teorii Einsteina, tak Inicjatorzy tworzą w rzeczywistości zmarszczki – powstaje portal. Obcy są w stanie wniknąć przez takie miejsca do naszego świata.

 

Obserwowała grupkę osób krzątających się wokół pogorzeliska. Mierzyli coś, porównywali zapiski, dyskutowali. W czystym i zimnym powietrzu świtu dotarł do niej urywek zdania wypowiedzianego przez mężczyznę w workowatym garniturze: “znajdziemy i zamkniemy w takim miejscu, w którym będzie miała stałe towarzystwo...“. Jego dalsze słowa poszybowały i zaplątały się w wyschniętych trawach. Weszła w głąb lasu.

* * *

 

Szopa była dużo mniej wygodna od jej starego domu. Jedna izba z alkową, blaszana koza, przeciekający dach. “Domek ciasny, ale własny” – pocieszała się. Były jednak i zalety – nowe schronienie ukryte między wykrotami, gęstymi kolczastymi krzakami jeżyn i tarniny stanowiło świetną kryjówkę. Mogła wychodzić za dnia, a las ofiarował jej wszystko co niezbędne do przeżycia.

 

Nowi przyjaciele (tak ich nazywała) przeprowadzili się wraz z nią. Nie wchodzili sobie wzajemnie w drogę. Zauważyła nawet, że starają się pomóc. Otoczyli nową siedzibę jakąś dziwaczną tkaniną. Nie mogła jej dotknąć, ale rozpostarta miedzy drzewami siateczka, choć półprzeźroczysta, tak doskonale maskowała szopę, która stała się praktycznie niewidoczna nawet z odległości kilku kroków.

 

Co najważniejsze, nieufny Benjamin, którego udało się jej uratować przed katastrofą, zaczął tolerować nowych przyjaciół. W każdym razie nie fukał i nie najeżał się już na ich widok. Ostatnio zaczął przynosić im z lasu upolowane ryjówki. Była zadowolona, że podrzuca je przy skrzynce na drewno, w której mieszkali, a nie jak zazwyczaj – na progu.

Koniec

Komentarze

Science w tym szorcie (poniżej dziesięciu tysięcy znaków to szort, nie opowiadanie; bądź uprzejma zmienić szyldzik) tyle, ile plazmy, która posłużyła do zniszczenia domu i ogródka. No, ale jest, śladowo, ale jest.

Nie wiem, czy to przyjazny żart, czy przeciwnie, pewnego rodzaju napiętnowanie wierzących w psychotronikę i podobne “magizmy”, lecz spodobało mi się powiązanie pojawiania się Obcych w portalach, tworzonych przez takich ludzi. Poza tym sami Obcy też dosyć sympatyczni, przede wszystkim dlatego, że nie szkodzą, a w maskowaniu nowej siedziby pomogli. We własnym interesie, ale tak naprawdę nie musieli.

Osobna pochwała za kota. Nie tylko jest, ale zmądrzał. :-)

Językowo chyba w porządku (chyba, bo błędów nie szukałem, a same jakoś w oczy nie kłuły, więc można przyjmować, że albo ich brak, albo są, jeśli są, drobiazgami). Styl też, jak dla mnie, niezły i sympatyczny, jeśli mogę tak określić.

Pozdrawiam

Było fajnie (nawet bardzo) do gwiazdek. Potem przyszła potężna paczka danych zrzucona na czytelnika niczym odważnik 10 ton na postać z kreskówki. Magia poszła się czochrać. Tak nie można, autorze! 

Powiem tak, bo już z Twoim tekstem miałem do czynienia; masz bardzo dobrą frazę, pięknie budujesz opowieść, ale chyba jeszcze nie wiesz, jak ją poskromić. Szkoda. Czekam, w każdym razie, na kolejna próbę.

Witaj.

Mnie się podobało. Sielanka głównej bohaterki została zakłócona i przerwana najpierw przez niepokojące odgłosy, a potem przez potworny atak, lecz mamy happy end, kobieta uratowała się, jest fantastyka, życie wraca do normy. :) Wprawdzie gdzieś tam moim zdaniem wisi nad bohaterką zagrożenie, ale to tylko moje wyobrażanie sobie przyszłości. Ilustracja bardzo ładna i dodająca uroku tekstowi.

Osobne brawa za kota. :) Przynoszenie na próg kocich, czasem jeszcze biegających „zdobyczy”, przerabiałam wiele lat w dzieciństwie oraz młodości. ;)

 

Z technicznych – sugestie – do przemyślenia:

Znajdowała oczywiście musze truchełka w pajęczych sieciach zasnuwający jej dom, ale to w końcu nie był żaden dowód.– literówki

Gdy świecił księżyc, mogła wykonać wszystkie prace: opleć grządki, zasadzić nasiona rzodkiewki i kalarepy, okopać ziemniaki. – tu mam pytanie – jak rozumiem, to synonim „opielić”?

… Jot – jasnoszary garnitur po dawno zmarłym mężu, … – zbędny przecinek?

Kocur przynosiła czasem do domu zabite krety i małe zające. – literówka

Dziwne istotki nie wyglądały groźnie. Postanowiła dać im szansę i nie zawiodła się. Już po kilku dniach oddali sadzak do cebulek i kilka innych przedmiotów, które zwędzili. – „istotki”, czyli „one” (rodzaj żeński)

 

Pozdrawiam, powodzenia, klik. :)

Pecunia non olet

Bruce – dzięki za uwagi oraz korektę. Poprawnie odczytałaś “co autor miał na myśli” – tutaj wcale nie jest jasne czy zagrożenie jest, czy go nie ma, chciałem oznaczyć to nawet jako horror, ale mogło by to budzić protesty, więc zostawiłem SF.

 

AdamKB – dziękuję za ciepłe słowa, short (poprawiłem z “opowiadania) z założenia jest wieloznaczny w swoim przesłaniu odnośnie “paranauki”, każdy może sobie zinterpretować po swojemu.

 

Michał Pe – rozumiem zastrzeżenia, ale skoro dostałeś “10 kg odważnikiem” to bardzo dobrze (bo sobie zasłużyłeś winkwinkwink) bo taka jest tu narracyjna intencja autora. Zgadzam się częściowo co do wad infodumpa w środkowej częsci, ale: mamy tu limit 1000 słów i nie umiałem tego zrobić inaczej przy takim ograniczeniu. No i dzieki za w sumie w miarę pozytywną opinię.

 

Tekst poprawiony.

 

 

 

W komentarzach robię literówki.

 

Hej, 

 

Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale Twoje opowiadanie ma w sobie taki słodki wydźwięk. Może to przez słowo “istotki”? Albo kota? W moim odczuciu jest również mocno weirdowe, a takie historie lubię najbardziej, więc totalnie trafiłaś w mój gust. heart

 

Szalenie spodobało mi się też określenie niepokoju, że był jak:

“ledwie wyczuwalny pyłek pod powieką (…) Albo jak muśnięcie karku przez coś niewidzialnego i bezdźwięcznego – włos, nitkę, natrętną meszkę.” 

 

Bardzo płynnie wchodzi się w historię, choć wątek z mężczyznami nieco wytrącił mnie z rytmu. Za to bardzo przyjemnie było wrócić do późniejszych losów bohaterki i jej współtowarzyszy. Nie mam pojęcia czy są w tym tekście błędy, ale chyba znalazłam jeden z nich:

 

Czy nie powinno być “że ta” zamiast “która”?

“Nie mogła jej dotknąć, ale rozpostarta miedzy drzewami siateczka, choć półprzeźroczysta, tak doskonale maskowała szopę, która stała się praktycznie niewidoczna nawet z odległości kilku kroków.”

 

No i plusik za grafikę! 

Leci piąteczka i trzymam kciuki za dostanie się “Inicjatorki” do antologii. yes

Dziękuję również. :) Mam skłonności do widzenia horroru prawie wszędzie, zatem i tu dostrzegłam jego elementy, oczywiście. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Początek świetny, weirdowo-niepokojący przez te tajemnicze ślady i odgłosy. Nie wiedziałam czego się spodziewać, a niedomówienia pięknie robiły klimat. Ale potem przyszło załamanie w postaci podanego wprost wyjaśnienia zagadki i opowiadanie gdzieś zagubiło atmosferę dziwności i niepokoju.

W dodatku podajesz to wyjaśnienie w formie – moim zdaniem – łopatologicznego, pozbawionego finezji infodumpu:

– Swoją drogą to naprawdę niebywałe, że właśnie takie samotne dziwolągi, lekko szurnięci indywidualiści, wytwarzają mimowolnie to całe pole energetyczne, które ściąga Obcych! Do dziś nie pojmuję, jak to właściwie działa. Nigdy nie wierzyłem w teleportację, energię “psi” i tym podobne bzdety.

– Nasi jajogłowi twierdzą, że działanie ich portali, zasady fizyczne… No, wiesz co mam na myśli, nie mają nic wspólnego z tym, co nazywaliśmy “parapsychologią”. Inicjatorzy, czyli te samotne świry wszelkiej maści, odkształcają rzeczywistość, podobnie jak masa zagina przestrzeń w teorii Einsteina. Obcy w jakiś sposób są w stanie wniknąć przez takie miejsca do naszego świata. Rozumiesz coś z tego?

Taa, dokładnie tak rozmawiają specjaliści, dzieląc się informacjami, które doskonale znają, a które dziwnym zbiegiem okoliczności są potrzebne, żeby czytelnik zrozumiał, o co chodziło.

A szkoda, bo pierwsza połowa była naprawdę świetna.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Wynosiła je i układała na podłodze jadalni w alfabetycznym porządku kolorów: Be – beżowy akordeon, Ce – czarne klasery bez znaczków, Jot – jasnoszary garnitur po dawno zmarłym mężu…

To zdanie to jest złoto. W stylu: jak powiedzieć, że ktoś jest szalony, nie mówiąc wprost, że jest szalony :)

 

Dobra robota i powodzenia z kolejnymi opowiadaniami!

bo taka jest tu narracyjna intencja autora (…) i nie umiałem tego zrobić inaczej

Ech i właśnie o to mam największy żal. Że nie spróbowałeś. To znaczy ze struktury tekstu jasno wynika, jakie przyjąłeś założenia i założenia te sprawnie zrealizowałeś, tylko że to były założenia minimum, nie przystające do tego jak fajnie budujesz nastrój opowieści itd. No przyznaj sam, jak takie podejście do sprawy ma zadowolić wyrobionego czytelnika? Zaczyna się smakowicie, a potem droga na skróty.

No trudno. Swoją drogą przeczytałem kilka naprawdę dobrych szortów, w ramach tego konkursu, polecam więc zajrzeć choćby do tekstu SaryWinter albo mr.marasa żeby zobaczyć jak fajnie napisać krótka formę.

Pozdrawiam.

Plus za ilustrację z dalle :) Opowiadanie podobało mi się, ale za pierwszym razem nie zrozumiałem wszystkiego. Musiałem wrócić do środkowej części i jeszcze raz na spokojnie przeczytać. Natomiast co do kategorii to rzeczywiście nie wiem na ile to jest sf, a na ile fantastyka

Podobało mi się :) Jestem dość odporna na infodumpy, Twojego szczerze mówiąc nawet bym nie zauważyła, gdyby nie komentarze ;) Fakt, że klimacik z początku w końcówce idzie się paść, ale za to jest mięsko. Poza tym mnie się podobają takie zestawienia, nagłe zmiany klimatu.

Stworek na obrazku wygląda jak origami ;)

 

Edytka: No, i jest kot :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Michał Pe, Gravel – posłuchałem. Tzw. “major edit” w środkowej części. (Czy to jest legalne?). Jeśli macie czas i ochotę to będę bardzo wdzięczny za opinię.

 

Tekst został poprawiony – wymiana środkowej części między “***”

W komentarzach robię literówki.

PS przepraszam wszystkich czytelników za zamieszanie spowodowane tak duża zmianą. Nie wpływa ona w zasadzie na fabułę, ani na przesłanie, niemniej jakieś 25% tekstu zostało przeflancowane.

W komentarzach robię literówki.

Kapitalny tekst, piękny stylistycznie, o oryginalnej koncepcji fabularnej, króciutki a po wręby wypełniony interesującą, niebanalną treścią. Super! 

 

W każdym razie nie fukał i nie najeżał się już na ich widok.

 

Jakby lekko aliteracją trąci. Można byłoby pozbyć się „najeżania”. W zamian albo „jeżył”, choć wtedy z dodatkiem „już” w zdaniu zaczyna się „jużjeżyć”, albo – lepiej – „nie stroszył się już na ich widok”. Luźna propozycja.

Razi mnie – to też subiektywne, oczywiście – alkowa w szopie. Nawet by do chaty słabo przystawała, co dopiero do szopy. Nie lepiej byłoby pozostać przy opisowej nazwie tego domowego zakamarka – „Jedna izba z wnęką na łóżko (…)”?

Hej ;)

Szort mi się podobał, jest momentami słodki i dziwaczny, opisy i przejścia bardzo przyjemne w odbiorze. Początek budował coś innego niż druga połowa tekstu, co trochę przeszkadza.

Wielki plus za kota ;)

Pozdrawiam

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Cześć!

 

Przyjemny tekst, choć jak na tak krótką formę, początek rozwijał się powoli i trochę trzeba było czekać na pojawienie się obcych. Za to w końcówce wszystko przyspieszyło i miałem wrażenie pogoni, co jednak szło w parze ze zmianą położenia bohaterki. Wstawki o zdobyczach przynoszonych przez kota jakoś wybijały z rytmu, albo może nie przemówiła do mnie kociość w tym tekście?

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Już po kilku dniach oddali sadzak do cebulek i kilka innych przedmiotów, które zwędziły.

 

Ładne. Podoba mi się. Powodzenia. :)

 

 

 

~Koala75 – to oczywiście świadome nawiązanie do klasyki: “stąd żółwie wyszli” laugh

Dzięki za opinię, a baboł poprawiony.

W komentarzach robię literówki.

Dobrze, że bohaterowie przeżyli, to czyni tekst sympatycznym.

Znielubiłam facetów w środkowej części. Bo oczywiście, że najprostszym sposobem zwalczania samotności jest pozbywanie się osób samotnych i niszczenie im domów… W takich warunkach trudno nie kibicować bohaterce, nawet jeśli stwarza zagrożenie dla innych.

Babska logika rządzi!

Dziwne istotki nie wyglądały groźnie. Postanowiła dać im szansę i nie zawiodła się. Już po kilku dniach oddały sadzak do cebulek i kilka innych przedmiotów, które zwędziły. Nie wiedziała jakie mają zamiary, o czym myślą i czy są szczęśliwi w obcym dla nich domu. Na razie nie znała ich języka, więc z tymi oraz innymi ustaleniami postanowiła zaczekać. A potem świat się zawalił.

Podmiot się troszkę pogubił :) Choć z tego, co widzę po poprzednich komentarzach, w tym akapicie nie był to jedyny raz :)

Wydaje mi się też, że to “na razie” jest niepotrzebne – daje podpowiedź, że może bohaterka zacznie się później jakoś dogadywać z przybyszami, a ostatecznie zostawia nas z niczym.

 

Inicjatorzy, osoby żyjące na obrzeżach społeczeństwa, samotne, psychicznie zdestabilizowane, odkształcają rzeczywistość. Podobnie jak masa zagina przestrzeń w teorii Einsteina, tak ani tworzą w rzeczywistości zmarszczki, powstaje portal. Obcy są w stanie wniknąć przez takie miejsca do naszego świata.

Taki trochę mało gazetowy ten fragment, ale niech mu będzie.

W każdym razie w zaznaczonym zdaniu – jest porównanie do teorii, ale później już idzie wyliczanka: oni (literówka) tworzą, portal powstaje – brakło mi tu zaakcentowania jakiegoś ciągu przyczynowo-skutkowego. Nawet zwykłe “i” przed ostatnią częścią zdania zadziałałoby lepiej.

 

Ale ogólnie jest nieźle. Może na razie bez szału, ale mimo wszystko całkiem sprawnie piszesz. Pozostaje popracować jeszcze nad takimi pomniejszymi błędami i będzie cacy :)

A pomysł całkiem ciekawy.

 

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka