- Opowiadanie: Zdzislav - Dom

Dom

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Obcość” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Otwarte Klatki: https://otwarteklatki.pl

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Dom

– Zobaczycie… – zawyrokował tata, odrywając pełen irytacji wzrok od ulubionego tygodnika. – Ci wariaci wpakują nas w kłopoty! To się dobrze nie skończy, wspomnicie moje słowa. Kto, do licha, w ogóle na nich głosuje?!

– Staszku… – Mama odwróciła się od kuchenki i uśmiechając się szelmowsko, puściła do mnie oko. – Może nie są tacy źli? Chcą dobrze, tylko ktoś im ciągle przeszkadza…

Tata poczerwieniał. Mama zakryła dłonią usta, żeby powstrzymać chichot, a ja uśmiechnąłem się dyskretnie, nie chcąc otwarcie drażnić ojczulka i tak już kipiącego, niczym budzący się wulkan.

– Danka! – warknął. – Ja cię proszę…

W tym momencie na stole tuż przed tatą wylądował latający talerz (sterowany rękami pani domu) wypełniony po brzegi gęstą pomidorówką – ulubioną zupą staruszka. Aromatyczne fale zmysłowo, z gracją arabskich tancerek, owinęły się wokół złapanych w pułapkę nozdrzy taty. Zresztą moje też oszalały. Co zrobić? – geny.

Wkrótce wszyscy nieprzyzwoicie mlaskaliśmy, błogosławiąc w myślach kulinarne umiejętności mamy. Tak, przypuszczam, że nawet ona znała swoją wartość.

I było tak, jakby dobra wróżka rzuciła na nas czar. Ulubiona gazeta taty pofrunęła zaprzyjaźnić się z krawędzią stołu, a polityka krajowa i związane z nią frustracje zabrały się za wycieranie kurzu na podłodze.

Gdy podniosłem wzrok znad talerza, ujrzałem siwiejące głowy rodziców. Tak bardzo chciałem powiedzieć, że ich kocham. Mama spojrzała na mnie.

– Dlaczego płaczesz, synku?

Przymknąłem oczy i otarłem niewygodny dowód męskiej słabości.

Gdy je otworzyłem, siedziałem w fotelu pasażera kapsuły ratunkowej wyplutej w pustkę kosmosu przez eksplodujący ślizgacz tunelowy „Wagabunda”, jakieś dwie, trzy, a może sto godzin temu. Zamknąłem i zacisnąłem powieki, ale wizja – może sen – nie wróciła. Przez iluminatory wlewała się czerń kosmosu, która coraz szczelniej wypełniała kabinę i moje serce.

Oczy wciąż były wilgotne. Gdzieś tam zostawiłem dom, tutaj byłem wyłącznie intruzem.

Koniec

Komentarze

Jest zaskoczenie. Tylko ten pług bym wywaliła, bo pasuje jak ratrak do składu porcelany;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, mówisz, że pług nie za bardzo… Hmm, no może racja – wywalam! Dzięki za komentarz :) 

Witaj.

Dziś rejestracja i od razu tak ambitny debiut, w dodatku konkursowy, którego gratuluję. :)

Witamy na Portalu. :)

Tekst zaskakująco krótki, choć sądzę, że treść, jaką chciałeś nim przekazać, zmieściła się idealnie. :) Rodzinna, dobra, ciepła treść, która niestety może okazać się tylko wspomnianą “wizją, a może snem” bohatera. 

Każdy dałby wiele za ciągłą, domową sielankę, ale życie jest inne. :)

Pozdrawiam, powodzenia. ;)

Pecunia non olet

bruce, dziękuję za miłe przyjęcie i trafny komentarz. Pozdrawiam serdecznie! :) 

Cała przyjemność po mojej stronie. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Skoro jesteś nowy, to pewnie jeszcze nie wiesz, że bardzo lubię krótkie formy, zwłaszcza, gdy są dobre. Podoba mi się Twój tekst. Gratuluję debiutu na portalu.

 

Koala75, bardzo się cieszę, że tekst – choć krótki – przypadł do gustu. Dziękuję za dobre słowo. Pozdrawiam serdecznie :) 

Gdy je otworzyłem, siedziałem w fotelu pasażera kapsuły ratunkowej wyplutej w pustkę kosmosu przez eksplodujący ślizgacz tunelowy – Czy to znaczy, że podczas ucieczki z Ziemi (?) statek ratunkowy wybuchł?

Pomysł na tekst fajny. Wspomnieniowa migawka zestawiona z ucieczką buduje dramaturgię i pozwala nakreślić trochę szerszy kontekst.

 

Nie do końca przekonuje mnie przedstawiony w tekście świat – z jednej strony zaawansowana technologia (choć przypomina bardziej magię – przynajmniej w części domowej) z drugiej scenka trochę jak z lat 90-tych. Poszczególne elementy nie tworzą spójnego obrazu.

 

 

It's ok not to.

dogsdumpling, dzięki za odwiedziny i komentarz. Absurdalnie krótka forma, jaką sobie narzuciłem jest w zasadzie tylko nakreśleniem pewnej idei (pustki, tęsknoty, obcości), niż jej pełnym zobrazowaniem z uwzględnieniem kontekstu, i z konieczności zawiera niedopowiedzenia (które zresztą lubię). Niemniej postaram się odpowiedzieć, na Twoje wątpliwości. 

 

“Czy to znaczy, że podczas ucieczki z Ziemi (?) statek ratunkowy wybuchł?”

 

Miejsce akcji, poza tym, że jest do głęboki kosmos, nie ma tutaj aż tak wielkiego znaczenia. Istotne jest to, że bohater się tu znalazł. Eksplodowała jednostka macierzysta, nie kapsuła ratunkowa. Jako jednostkę macierzystą wyobraziłem sobie ślizgacz tunelowy, którego zadaniem jest przemieszczanie się wewnątrz czegoś w rodzaju wormhole’ów. I taki ślizgacz gdzieś tam w pustce kosmosu eksplodował, mniejsza o to, gdzie dokładnie. Bohater w kapsule ratunkowej znalazł się sam, z dala od wszystkiego co kochał – to jest clou tej historyjki.

 

“Nie do końca przekonuje mnie przedstawiony w tekście świat – z jednej strony zaawansowana technologia (choć przypomina bardziej magię – przynajmniej w części domowej) z drugiej scenka trochę jak z lat 90-tych. Poszczególne elementy nie tworzą spójnego obrazu.”

 

A kto z nas może przewidzieć, czy w epoce supercywilizacji technicznej (w która być może kiedyś wejdziemy) zaniknie instytucja tradycyjnego obiadu rodzinnego? Być może zmieni się otoczenie (np. wyposażenie kuchni), ale niekoniecznie sama idea. Zauważ też, że nie zagłębiam się tutaj w opis wystroju kuchni, w której rozgrywa się akcja wizji / snu bohatera. To przecież może być supernowoczesna kuchnia… Jednak opis osiągnięć cywilizacji w zakresie wyposażenia kuchni zupełnie nie był przedmiotem mojego zainteresowania w przypadku tego szorta. Tutaj chodziło mi o coś zupełnie innego.

Zresztą, przyznaję, że mnie nie przeszkadzają takie zestawienia, o których piszesz – to w sumie wyłącznie kwestia wyobraźni. Na szybko wpadają mi do głowy obrazy, głównie z filmów, w których takie miksy mają miejsce, np. serial, stanowiący ekranizację “Dzienników gwiazdowych Lema” (choć on jest akurat zrobiony na wesoło) lub “Diuna” w reżyserii Lyncha – tam z jednej strony mamy do czynienia z super nowoczesnymi technologiami, a z drugiej aż kipi od archaizmów (scenografie, ubiory).

 

Niezależnie od tego, co napisałem rozumiem, że opowiadanie mogło nie trafić. Postrzegam to jako osobistą porażkę – moją i mojego warsztatu literackiego. To dla mnie lekcja na przyszłość – lekcja, którą przyjmuję z pokorą. 

 

Bardzo dziękuję za uwagi i pozdrawiam serdecznie!

 

 

 

 

Bardzo udany debiut portalowy. Szorcik mi się podobał – trochę nostalgicznie uśmiechnął, trochę zasmucił, trochę dał do myślenia.

Z początku, tak jak dogsdumpling, trochę nie przyjmowałem tej sytuacji rodzinnego obiadu jako prawdopodobnej, później jednak sobie pomyślałem – przecież skoro dziś tak popularne stają się tagi #tradwife (to współcześni faceci chyba się bardziej tego boją), a niektóre dziewczyny coraz odważniej się deklarują jako antyfeministki (widziałem to nawet na tym forum, już nie pamiętam u kogo: cokolwiek to oznacza, bo skoro feminizm jest dziś zespołem prądów płynących we wszystkich możliwych kierunkach, tak antyfeminizm w sumie musi być też feminizmem ;-) ) to kto wie, może w jakiejś dalekiej przyszłości, któreś tam pokolenie feministek będzie walczyć o powrót do tradycyjnych rodzinnych wartości i obiadków serwowanych przez tradycyjną panią domu rodzinie (przypomina mi się obrazek z Jetsonów, gdy Jane Jetson skarżyła się przyjaciółce, jak męczą jej palce te wszystkie prace domowe – tu kliknąć by robot zrobił pranie, tu wyklikać obiad i tak dalej). Więc – mimo, że pierwotnie wydało mi się to nierealistyczne, po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że może w erze podróży po Galaktyce, potrzeba stworzenia takiego ciepłego domu, takiej przyjaznej jaskini do której wszyscy mogą wrócić – może być silniejsza niż teraz, gdy kładziemy nacisk na samorealizację, sukces, współzawodnictwo.

Końcowy twist – kupuję – choć zwykle nie lubię takich zabiegów, że się komuś coś przyśniło / przywidziało.

Gratuluję udanego startu i życzę powodzenia w konkursie.

 

pozdrawiam,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Jim, przeca “Żony ze Stepford” nie tracą na aktualności i atrakcyjności. Co kto lubi i co kto czego oczekuje od życia. To, że kury domowe są mniej medialne i mniej poprawne politycznie… Cóż.

 

Mentalność przedstawiona w tekście, wciąż żywa i ma się dobrze, przypuszczam, że jeszcze przez długi czas będzie funkcjonować, jak nie do końca wszechświata.

Wg mnie to świetny tekst ku przestrodze, że najważniejsza jest rodzina. I dobra zupa pomidorowa.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Zdzislavie,

 

A kto z nas może przewidzieć, czy w epoce supercywilizacji technicznej (w która być może kiedyś wejdziemy) zaniknie instytucja tradycyjnego obiadu rodzinnego?

 

Ja nigdzie nie piszę, że zaniknie ;) Nie mam też problemu z tym, że przedstawiłeś akurat scenę rodzinnego obiadu. Nic nie poradzę na to, że sposób, w jaki ją przestawiłeś uruchamia mi w głowie obraz kuchni z meblościanką. Pewnie to zestawienie gazety, gadania o polityce i pomidorowej wywołało taki efekt ;D I tak jak napisałam wcześniej, to w jaki sposób się to odbywa – że mama machnie ręką i zupa ląduje na stole, latające strony gazety ścierające kurz – przywodzi mi na myśl magię (podobnie wyglądało to np. w Harrym Potterze w domu Weasleyów), a nie zaawansowaną technologię. Stąd zgrzyt.

 

 

It's ok not to.

Jim, bardzo dziękuję za ciekawy komentarz. Cieszę się, że nie wyszło tak źle. Pozdrawiam serdecznie!

Inanna, zupa pomidorowa zawsze na propsie :) Bardzo dziękuję za komentarz. Pozdrawiam serdecznie!

dogsdumpling, no, co zrobić – obiad rodzinny to magia :) Pozdrawiam serdecznie!

Cześć!

 

Pomysłowe i pełne emocji, choć zakończenie spada trochę jak bóg z maszyny i szarpie nieco inne struny niż pierwsza część tekstu. Zabrakło zapowiedzi, wspólnego mianownika (końcowa refleksja to imho trochę zbyt mało), emocje są jedynym mostem spajającym kawałki. Ale czytało się nieźle.

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

krar85, no tak , zakończenie to taki twist ekstremalny, wymuszony ekstremalnie krótką formą ;) Dzięki za przeczytanie i komentarz. Pozdrawiam serdecznie!

Heh, fajne, krótkie i sprawnie napisane :)

Spodziewaj się niespodziewanego

NaNa, dziękuję :) Mam nadzieję, że następnym razem wyjdzie mi coś dłuższego i też nada się do w miarę bezbolesnego czytania. Pozdrawiam serdecznie!

Cześć :)

W krótkim tekście zawarłeś całkiem sporo i Ci się to udało :) Szort mnie zaskoczył; nie spodziewałam się takiego zakończenia. I ledwo zauważalnego przejścia między scenami.

Stereotypowy obraz “tradycyjnej” rodziny może podsuwać czytelnikowi czasy, w jakich wychował się bohater. Może to wspomnienie/sen, który jest marzeniem o powrocie do tamtych czasów w historii lub zwyczajnie życia bohatera na Ziemi? Tęsknotą, która dodaje mu otuchy, gdy znajduje się w kapsule ratunkowej?

PS. Też bym tęskniła za pomidorową :o

Pozdrawiam i gratuluję debiutu :)

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Ermirie, fajnie, że udało mi się uzyskać efekt zaskoczenia i wywołać związane z tym emocje. W tej prostej historii tęsknota jest czymś, co – jak zauważyłaś – dodaje otuchy, ale z drugiej strony – paradoksalnie wzmaga poczucie wyobcowania. Dzięki za przeczytanie i komentarz. Pozdrawiam serdecznie! 

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Anet, dziękuję. Pozdrawiam serdecznie!

Hmmm. Zaskoczenie jest, ale dla mnie zbyt nagłe – ten twist z niczego nie wynika. I podejrzanie przypomina zakończenie z serii “to był tylko sen”, tyle że w drugą stronę – bohater budzi się w SF, a nie w obyczajówce.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka