- Opowiadanie: sy - Biała Królowa

Biała Królowa

Opo­wia­da­nie uczest­ni­czy w kon­kur­sie „Ob­cość” pro­jek­tu Za­po­mnia­ne Sny:

https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli po­do­ba Ci się ta ini­cja­ty­wa, roz­waż da­ro­wi­znę na sto­wa­rzy­sze­nie Otwar­te Klat­ki:

https://otwarteklatki.pl

 

Bar­dzo bar­dzo za­chę­cam do wpłat na rzecz sto­wa­rzy­sze­nia. ♡

 

Za świe­że spoj­rze­nie dzię­ku­ję Sa­rze­Win­ter, za lepę w po­ty­li­cę i po­mysł ze szpil­kami dzię­ku­ję Wik­to­ro­wi Or­łow­skie­mu. Do­brze tu wró­cić. ♡

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Biała Królowa

– Graj.

Twoje słowo, pani, od­bi­ja się echem od wy­so­kich skle­pień kom­nat – niski ton, który przyj­mu­ję z naj­więk­szą po­ko­rą. Nie ma w nim otu­chy, po­cie­sze­nia, chęci po­zna­nia ta­len­tu. Nie ma w nim na­dziei, że mam dokąd pójść, że mogę uczy­nić coś, co mnie ura­tu­je.

Sala jest kry­sta­licz­nie biała: równy rząd ko­lumn, ścia­ny i po­sadz­ki błysz­czą mar­mu­rem. Po­środ­ku jest mój in­stru­ment i ja, ma­leń­ka, wy­cze­ku­ją­ca, nieco dalej na tro­nie zaś ty, kró­lo­wa, gó­ru­ją­ca, su­ro­wa. Wbi­jasz we mnie spoj­rze­nie; je­stem je­dy­nie mar­twym mo­ty­lem roz­pię­tym na szpil­kach two­ich źre­nic, twoim naj­lep­szym oka­zem.

– Graj – po­wta­rzasz, pani.

Nie po­win­nam, ale zanim za­cznę kon­cert, spo­glą­dam jesz­cze na twoje ob­li­cze. Upu­dro­wa­na twarz i czer­wo­na linia za­miast ust. Suk­nia o go­łę­bim ko­lo­rze sze­lesz­czą­ca w znie­cier­pli­wie­niu.

– Graj!

Po­ła­ma­ne palce bez udzia­łu mojej woli od­naj­du­ją kla­wi­sze, umysł na­tra­fia na od­po­wied­nią me­lo­dię. Więc gram, wedle roz­ka­zu, pani, gram i mam grać jesz­cze dłu­gie go­dzi­ny. Ciało swę­dzi nie­zno­śnie, ale już za późno, mu­zy­ka roz­brzmie­wa w kom­na­cie, bo­le­śnie ude­rza w uszy. Nie za­wsze tak było, ta kom­na­ta nie za­wsze tak wy­glą­da­ła i nie za­wsze mu­sia­łam pa­trzeć jak ta, którą ko­cha­łam, od­wra­ca się i od­cho­dzi, za nic mając moje łzy.

 

 

Pa­mię­tam dzie­ciń­stwo, ty i ja, go­łę­bia oraz kar­mi­no­wa su­kie­necz­ka, pa­su­ją­ce bu­ci­ki, ko­kar­dy we wło­sach. Biała Kró­lo­wa, Czer­wo­na Kró­lo­wa, tak się na­zy­wa­ły­śmy. Przed lek­cją for­te­pia­nu po­zwo­li­li nam urzą­dzić pik­nik w ogro­dach pa­ła­co­wych, taki praw­dzi­wy, z za­sta­wą na her­ba­tę i cia­stecz­ka­mi.

– Ko­cham cię – po­wie­dzia­łaś mi, cze­sząc por­ce­la­no­wą lalkę.

– Ja cie­bie też, za­wsze będę.

Dałam ci ca­łu­sa, a twój po­li­czek był jesz­cze wtedy przy­jem­nie cie­pły.

Biała i Czer­wo­na Kró­lo­wa, choć osta­tecz­nie tylko jedna z nas miała zo­stać tą praw­dzi­wą.

 

 

Po­wie­dzia­no mi, że nasza matka mu­sia­ła z tobą pil­nie wy­je­chać. Znik­nę­ły­ście w nocy, bez po­że­gna­nia. Ka­za­łam zo­sta­wić rze­czy w kom­na­tach nie­na­ru­szo­ne na wy­pa­dek wa­sze­go po­wro­tu. Nie wolno mi było za­da­wać pytań. Nie z wła­snej woli zo­sta­łam wcią­gnię­ta w ła­ma­nie zasad wobec cie­bie, pani, i nie mia­łam po­ję­cia, jak prze­bie­ga ta wiel­ka gra. Jakże na­iw­ne zdaje mi się teraz to tłu­ma­cze­nie. Oj­ciec ko­cha­ny pro­sił, żeby grać, mu­zy­ka miała wy­peł­nić pusty pałac, więc nie­świa­do­ma ni­cze­go gra­łam mu we­so­łe me­lo­die.

Całe lata uczy­łam się – nawet pod­czas ma­ja­ków na­wie­dza­ją­cych mnie w bez­sen­ne noce – nie roz­my­ślać o tym, dla­cze­go tak nagle znik­nę­łaś z mo­je­go życia. Całe lata przy­go­to­wy­wa­łam się też do roli, która nigdy nie miała mi przy­paść. Prze­cież to ty byłaś star­sza, ja mia­łam wyjść za mąż i być mu ozdo­bą, ni­czym na­krę­ca­na po­zy­tyw­ka. Mimo to po­czu­łam cię­żar ko­ro­ny.

Kom­na­ty ozdo­bio­no czer­wo­ny­mi ró­ża­mi, a ja mia­łam na sobie szkar­łat­ną suk­nię, taką jak za­wsze, jakby nic nie miało się zmie­nić. Skóra swę­dzia­ła mnie już wtedy bez­u­stan­nie. Pod pięk­ną taftą cho­wa­łam ra­mio­na, ko­la­na i nad­garst­ki po­kry­te krwa­wy­mi wy­kwi­ta­mi.

 

 

Zja­wi­łaś się w dzień ko­ro­na­cji – inna, ol­brzy­mia i groź­na. Kom­na­ta wy­peł­ni­ła się twoim je­ste­stwem, ryk odbił się od ścian, dło­nie w za­po­wie­dzi ze­msty kru­szy­ły skle­pie­nie. Wró­ci­łaś, pani, z za­po­mnia­ne­go przez Boga miej­sca, żeby być tutaj ze mną w tak waż­nej chwi­li! Jesz­cze nie wie­dzia­łam, co to zna­czy, my­śla­łam tylko o tym, żeby uści­skać dawno nie­wi­dzia­ną sio­strę.

Lecz za tym do­ty­kiem miało kryć się pie­kło, jawna, upo­ka­rza­ją­ca znie­wa­ga. Skóra, nie­gdyś jasna jak mleko, teraz po pro­stu upu­dro­wa­na, ude­rzy­ła chło­dem. Szyb­ko zre­zy­gno­wa­łam z za­mia­ru, co nie uszło two­jej uwa­dze. Wiel­ka jak góra kibić zni­ży­ła się nieco, uśmiech od­sło­nił groź­ną czer­wień dzią­seł, od­dech szarp­nął zgro­ma­dzo­ny­mi.

– Moja mała, słod­ka ma­rio­net­ko.

Po tylu la­tach je­dy­nie to. A póź­niej do­da­łaś: – Graj.

 

 

Nic in­ne­go nigdy już od cie­bie nie usły­sza­łam, pani. To słowo bę­dzie od­bi­jać się czy­stym echem jesz­cze długo po tym, jak wszyst­ko inne prze­mi­nie. Wę­dro­wać bę­dzie pu­sty­mi ko­ry­ta­rza­mi i kom­na­ta­mi, jak nie­gdyś my wę­dro­wa­ły­śmy nimi w bia­łych oraz kar­mi­no­wych su­kie­necz­kach.

– Graj.

Wska­za­łaś for­te­pian, a ja po­słusz­nie do niego za­sia­dłam. Po ko­ro­na­cji oso­bi­ście chcia­łam dać kon­cert: miało być to uwień­cze­nie wie­czo­ru, po­cząt­ku zbyt pięk­ne­go, są­dzi­łam wów­czas, żeby dało się go znisz­czyć. Wtedy jesz­cze trwa­ło we mnie na­iw­ne uczu­cie, że wciąż je­steś mi sio­strą.

– Graj.

Człon­ki się pod­da­ły, bo­le­śnie zła­ma­ły. Mu­zy­ka, któ­rej nie zna­łam, po­pły­nę­ła mimo woli.

– Graj.

Pa­trzy­łam na nuty –  mimo że wy­brzmie­wa­ją­ca me­lo­dia była zu­peł­nie inna – je­dy­nie po to, żeby nie wi­dzieć ni­cze­go wię­cej. Cier­pie­nie, tak wiele cier­pie­nia, żywot ludz­ki zga­szo­ny, zgnie­cio­ny mię­dzy ol­brzy­mi­mi pal­ca­mi ni­czym knot świe­cy. Nie wiem, ile to trwa­ło, ciało mia­łam wy­czer­pa­ne do cna, a jed­nak dło­nie wciąż się po­ru­sza­ły. Po­ła­ma­ne pa­znok­cie wryły się w palce, zo­sta­wia­jąc przy do­tknię­ciach kla­wi­szy krwa­wy ślad. Gra­łam, żeby za­głu­szyć w gło­wie krzy­ki tych, któ­rzy śmieli bła­gać o li­tość.

Szczę­ściem na mojej pięk­nej, kar­mi­no­wej sukni pięt­no zbrod­ni zo­sta­ło nie­wi­docz­ne, pani, na two­jej zaś ow­szem. Nie prze­rwa­łam kon­cer­tu, nawet gdy wy­szłaś z kom­na­ty, żeby obmyć ręce. Gra­łam i gra­łam jesz­cze długo po tym, jak już zo­sta­łaś kró­lo­wą pro­chów i szcząt­ków.

 

 

– Graj.

Nie ma w tym sło­wie otu­chy, po­cie­sze­nia, chęci po­zna­nia ta­len­tu. Je­stem… je­steś na skra­ju wy­trzy­ma­ło­ści. Dra­piesz prze­gu­by, kost­ki, ko­la­na. Sznur­ki draż­nią skórę jak nigdy, na­pi­na­ją się, na­da­ją kształt woli, a przy­naj­mniej taką masz na­iw­ną na­dzie­ję. Że jesz­cze ja­ka­kol­wiek w tobie żyje.

Kwia­ty dawno ob­ró­ci­ły się w pył, a kar­mi­no­wą suk­nię trawi ro­bac­two. Pa­mię­tasz, jak kie­dyś uwiel­bia­łaś grać? Teraz to dla cie­bie je­dy­nie przy­kry obo­wią­zek.

– Graj.

Nie ma ja, je­steś już tylko wy­łącz­nie ty, pani. Pa­trzysz na krzy­żak za­wie­szo­ny nad głową i na samą sie­bie. Upu­dro­wa­na twarz i czer­wo­na linia za­miast ust. Po­cią­gnię­cie sznur­ka, ruch.

Sia­dasz do for­te­pia­nu, od­naj­du­jesz moimi po­ła­ma­ny­mi pal­ca­mi kla­wi­sze, umysł na­tra­fia na od­po­wied­nią me­lo­dię. Więc gram, grasz, wedle roz­ka­zu, pani, gram.

Koniec

Komentarze

Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam końcówkę, ale podobało mi się to odwrócenie perspektywy, bo przecież nie ról. Rola jest jedna – grana przez obie królowe, współzależne i związane ze sobą bez perspektywy przerwania błędnego koła. Ładne, metaforyczne opowiadanie.

 

krystalicznie biała – tu miałam lekki zgrzyt, bo słowo krystalicznie kojarzy się z przezroczystością nie bielą, chodziło o to, że biel jest błyszcząca?

 

dłonie w zapowiedzi zemsty kruszyły sklepienie. – tego nie zrozumiałam; to ma być rozumiane dosłownie czy jest metaforą czegoś?

 

Wielka jak góra kibić zniżyła się nieco, – kibić to jest talia, w jaki sposób może być wielka jak góra?

 

Członki się poddały, boleśnie złamały – rym jest zamierzony?

 

wyczerpane z sił do cna – raczej samo: wyczerpane do cna; ewentualnie wyzute z sił; teraz zgrzyta nadmiarem ;)

 

Kliku klik :)

It's ok not to.

Hej, dogs! Bardzo miło mi, że tu wpadłaś i że opowiadanie ci się podoba. ♡ Ładnie zrozumiałaś opowiadanie, siostry faktycznie są złączone losem, a dominacja Białej Królowej jest wyeksponowana w zakończeniu, stąd zmiana narracji. Więc git, mission completed.

 

krystalicznie biała – tu miałam lekki zgrzyt, bo słowo krystalicznie kojarzy się z przezroczystością nie bielą, chodziło o to, że biel jest błyszcząca?

Krystalicznie ma też znaczenie czysty, znaczy, że bez skazy.

 

dłonie w zapowiedzi zemsty kruszyły sklepienie. – tego nie zrozumiałam; to ma być rozumiane dosłownie czy jest metaforą czegoś?

Dosłownie, Biała Królowa zrobiła rozpiernicz po powrocie z wygnania :D

 

Wielka jak góra kibić zniżyła się nieco, – kibić to jest talia, w jaki sposób może być wielka jak góra?

Część ciała jak część ciała, może być wielka. :)

 

Członki się poddały, boleśnie złamały – rym jest zamierzony?

O, totalnie nie, ale niech se już będzie.

 

wyczerpane z sił do cna – raczej samo: wyczerpane do cna; ewentualnie wyzute z sił; teraz zgrzyta nadmiarem ;)

O, dzięki, coś faktycznie tu pokombinuję. 

 

Kliku klik :)

Wdzięcznam. ♡

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Witaj.

Tajemnicze opowiadanie o bardzo smutnym wydźwięku. Niepokojące cytaty o zbrodniach, prochach i szczątkach, o winie, krwawych śladach, pyle i robactwie itp. dodają klimatowi opowiadania dodatkowej grozy. Krzyżak oraz wygląd postaci tytułowej wskazują na to, że i ona jest marionetką. Narratorka dość oszczędnie próbuje wyjaśnić żal, który ma do siostry, choć odnoszę wrażenie, że nadal ją kocha, brak jej wspólnych, dawnych zabaw, czułości i rozmów. Zastanawia mnie tak śladowe napomknięcie o matce – w końcu najważniejszej osobie w życiu każdego dziecka. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, że doszło do rozwodu i matka wyjeżdżając zabrała ze sobą straszą córkę, zaś młodsza pozostała w rodzinnym domu z ojcem. Pewne fragmenty wskazują mi na to, że teraz obie siostry należą już od dawna do świata zmarłych. 

Postacie obu królowych o tak konkretnych nazwach skojarzyłam nade wszystko z “Alicją…”, chociaż występują często w literaturze i być może tu też jest jakieś nawiązanie. 

Obcość odczytuję tu dwojako – i wracająca, upudrowana królowa jest obcą, i jej młodsza siostra, czująca się nieswojo i źle. Nawet życie/nie życie, w jakim teraz obie tkwią, ów dziwny byt, nie jest swojski, domowy, rodzinny, lecz – obcy właśnie, niepokojący, duszący, niczym więzienie. 

 

Z technicznych – sugestie do przemyślenia:

Grałam, żeby zagłuszyć w głowie krzyki tych, którzy śmiali błagać o litość. – śmieli?

Teraz to to dla ciebie jedynie przykry obowiązek. – powtórzenie

 

Pozdrawiam, powodzenia, klik. 

Pecunia non olet

Wracam z komentarzem pobetowym. :>

Zaserwowałaś nam osobliwą opowieść o dwóch siostrach, które łączyły nie tylko więzy krwi i siostrzana miłość, ale później inny, z jednej strony dosłowny, a z drugiej metaforyczny rodzaj więzi. Opowiadanie jest niezwykle klimatyczne, aż coś kłuje w sercu; nie sposób nie współczuć Czerwonej Królowej. Sposób narracji i język są plastyczne, poniekąd literackie, ale nie przytłaczają. Można się zanurzyć w słowach, ale nie tonie się w nich; wyrazisty obraz wciąż staje przed oczami.

Zakończenie smutne.

Solidne opowiadanie.

Zgłaszam do biblioteki.

Powodzenia w konkursie. <3

Cześć, bruce! 

 

Dzię­ku­ję za ładną in­ter­pe­ta­cję, cie­szę się, że zła­pa­łaś kli­mat opo­wia­da­nia. Miało być tro­chę grozy, więc chyba się udało.

 

Nie wiem, czy do­brze zro­zu­mia­łam, że do­szło do roz­wo­du i matka wy­jeż­dża­jąc za­bra­ła ze sobą stra­szą córkę, zaś młod­sza po­zo­sta­ła w ro­dzin­nym domu z ojcem.

W ro­dzi­nach kró­lew­skich rzad­ko kiedy do­cho­dzi do roz­wo­du, po pro­stu je wa­gna­no bez żad­nej ukry­tej pu­łap­ki. :D

 

Ob­cość od­czy­tu­ję tu dwo­ja­ko – i wra­ca­ją­ca, upu­dro­wa­na kró­lo­wa jest obcą, i jej młod­sza sio­stra, czu­ją­ca się nie­swo­jo i źle. Nawet życie/nie życie, w jakim teraz obie tkwią, ów dziw­ny byt, nie jest swoj­ski, do­mo­wy, ro­dzin­ny, lecz – obcy wła­śnie, nie­po­ko­ją­cy, du­szą­cy, ni­czym wię­zie­nie. 

O, dzię­ku­ję, tak, ob­cość miała ob­ja­wiać się w sio­strze, która wró­ci­ła od­mie­nio­na i w Czer­wo­nej Kró­lo­wej, która stra­ci­ła pa­no­wa­nie do­słow­nie nad swoim cia­łem.

 

Za tech­nicz­ne uwagi dzię­ku­ję, po­pra­wiw­szy, jedno to za­wie­ru­szo­na i nie­pod­kre­ślo­na przez worda li­te­rów­ka, a dru­gie to brzyd­ka po­zo­sta­łość po sło­wie, które gdzieś tam było xd

 

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny. ♡

 

 

Sa­ro­Win­ter, ty moja kro­pecz­ko! ♡ Yay, dzię­ku­ję ci za tyle cie­plut­kich słów.

 

aż coś kłuje w sercu; nie spo­sób nie współ­czuć Czer­wo­nej Kró­lo­wej

Cel osią­gnię­ty, faj­nie, że się udało!

 

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie. <3

Tobie też, trzy­mam za cie­bie kciu­ki!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Cześć,

na początek drobiazg:

 

“Połamane paznokcie wryły się palce, zostawiając przy dotknięciach klawiszy krwawy ślad.” – wryły się w palce (?)

 

Bardzo fajny flow – opowieść metaforyczna o dwóch bratnich (zdawałoby się, przynajmniej na początku) duszach. Później coś się zadziało w duszy/sercu jednej z sióstr i czar pryska. Wyczuwam tu pewne metafory, ale za słabo mnie “dotknęła” ta opowieść.

Czyta się płynnie i bez zacięć, aczkolwiek mam wrażenie, że lektura wymaga nieco innego niż mój poziomu wrażliwości potrzebnego do właściwego odbioru i zrozumienia treści ;))

Pozdrawiam serdecznie,

Narracja drugoosobowa zawsze jest ryzykiem (chyba, że to paragrafówka – tam to raczej ryzykiem jest narracja niedrugoosobowa).

Jednak sprytnie omijasz to ryzyko. Wbrew tytułowi, to nie Biała Królowa, nie królowa prochów i szczątków, nie pociągająca za sznurki – jest główną bohaterką, a ta agalmata nevrospasta, narratorka – zwana niegdyś Czerwoną Królową. Narracja drugoosobowa miesza się z pierwszą i już nie wiadomo, kto jest kim, kto tu pociąga za sznurki, a kto jest pociągany – Królowa, czy jej "najlepszy okaz".

Choroby, chyba jakieś choroby krwi, toczą obie siostry – jest jakaś chłodna, mroczna nieuchronność w tych gnębiących je chorobach. Może białaczka? Mononukleoza? Skrajna postać anemii? Szkarlatyna? O tym mogłyby świadczyć krwawe wykwity u jednej, nienaturalna bladość u drugiej.

A może jakiś rodzaj skazy krwotocznej? Choroba von Willebranda? Hemofilia? To by jeszcze mocniej umocowywało wszystko w nieuchronności śmierci i zegarze – biologicznym – odmierzającym ku niej (w chwili pierwszej menstruacji) – ale to już sobie dośpiewuję, bo by takie coś się zdarzyło, matka musiałaby być nosicielką, a ojciec – musiałby być chory.

Jako całość można opowiadanie rozumieć na paru poziomach – nawet wbrew autorce, która twierdzi, że zniszczenie sklepienia żadną metaforą nie było, a faktem całkiem dosłownym. Arogancko i butnie napiszę, że ważniejsze co czytelnik zrozumiał, lub co sobie dośpiewał ;-)

A można zrozumieć – zarazem dosłownie jak i metaforycznie. Bo może rzeczywiście były dwie siostry, bardzo bliskie sobie. Może jedna z nich umarła – już dawno. Ale nie ta, co wydaje się oczywiste – Biała Królowa. A Królowa Czerwona – podobnie jak ojciec – od dawna są w krainie zmarłych? I blada, upudrowana Biała Królowa jest nową zmarłą w tym królestwie upiorów? Wprowadza swoje porządki, bo przecież jest pierworodna. Bo jej się należy władza – nawet nad upiorami, nawet nad tą krainą prochów. I to nic, że ciało młodej siostry już dawno się rozpada. Każe jej grać – bo tyle jeszcze potrafi.

To czyni tragedię odwróconą niejako…

Ale może – jeszcze inna interpretacja – może wcale nie było dwóch sióstr, a od początku jedynie dziewczynka i marionetka? Która tak naprawdę była dziewczynką, a która marionetką? Czy ojciec po śmierci żony i córki zostawił sobie marionetkę bo całkiem zwariował z rozpaczy? Figura ta stoi w cieniu, a może to w jego głowie rozgrywa się ten cały teatr?

A może – jednak inaczej – może były z początku dwie siostry i gdy jedna z nich umarła, druga dostała marionetkę, w którą wcieliła się dusza siostry?

Takie – i pięćdziesiąt innych – interpretacji mi się w głowie mnożą po lekturze.

To chyba dobrze.

Opowiadnie jest niejasne i niepokojące. Skoro miało być horrorem, skoro miało być grozą – to się udało.

Jeśli mi coś jeszcze przyjdzie do głowy (ale nie, nie kolejna interpretacja – bo jak wspomniałem – mam ich we łbie kilkadziesiąt, jak choćby to, że całość odbywa się, tak jak bruce pisała – w jakiejś krainie nigdy nigdy), to wrócę jeszcze z jakimś komentarzem. Głównie dlatego – że czegoś mi w tym opowiadaniu zabrakło, czegoś by – tak jak to Baska.Szczepanowska określiła – mnie to dotknęło w pełni. Owszem – wyczuwam tam dużo więcej, niż wyczytałem, ale może jestem po prostu Jimem o zbyt małym rozumku i zbyt płaskiej wrażliwości, by do tego dotrzeć.

 

pozdrawiam,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Dziękuję, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Świetne porównanie do motyla w drugim akapicie, za to ta "suknia szeleszcząca w zniecierpliwieniu" mi nieco zgrzytnęła. Reszta bez zarzutu. Opko niełatwe w odbiorze, fabuła smutna i nieoczywista, co się ceni, sam tekst napisany bardzo ładnym, poetyckim językiem. Przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Klik.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ładnie napisane, a nawet powiedziałabym: namalowane opowiadanie. Świetne opisy zarówno świata, jak i emocji, bo tych emocji pozornie nie ma tu wiele, a jednak mocno się je odczuwa przy czytaniu. Tekst bardzo mi się skojarzył z Krainą Lodu, zwłaszcza to zniknięcie siostry :) W końcówce się zastanawiałam, czy to zmiana perspektywy czy odwrócenie ról ale ostatecznie załapałam, że to pierwsze. Ogółem tekścik mi się podobał, bardzo ładny!

Cześć, Basiu, fajnie, że wpadłaś!

 

 

“Połamane paznokcie wryły się palce, zostawiając przy dotknięciach klawiszy krwawy ślad.” – wryły się w palce (?)

XD Tak to jest jak człowiek czyta sto razy jedno zdanie i jego mózg zaczyna omijać małe duperele. Dzięki!

 

Wrażliwości masz na tyle, że wyłapałaś najważniejsze rzeczy, co mnie bardzo cieszy. Pozdrawiam cię serdecznie. ♡

 

 

Witam cię, Jimie. Koncertowo rozgryzłeś opowiadanie. :) Co do choroby krwi, bardzo mnie to fascynuje, bo Sara, która betowała to opowiadanie też miała skojarzenia z białaczką. Zawsze się cieszę jak moje opowiadania żyją w świadomości czytelnika swoim życiem, nie inaczej jest tutaj. Wykwity u Czerwonej Królowej raczej są od pociągania sznurków, bo pojawiały się głównie na nadgarstkach i wszelakich zgięciach, ale naprawdę fajnie, że sięgnąłeś tak głęboko w interpetację. ♡

 

Arogancko i butnie napiszę, że ważniejsze co czytelnik zrozumiał, lub co sobie dośpiewał ;-)

O właśnie to to to! Niech opowiadanie sobie będzie takie jakie czytelnik chce, amen, święte słowa. ♡

 

Każda z twoja interpretacji jest ciekawa, bardzo miło mi, że potraktowałeś to jak zagadkę.

 

może jestem po prostu Jimem o zbyt małym rozumku i zbyt płaskiej wrażliwości, by do tego dotrzeć.

Absolutnie nie, człowiek z tyloma rozwiązaniami tego, co “autor miał na myśli”, czujący klimat opowiadania i tragedię jego bohaterek, nie może być człowiekiem o małej wrażliwości. :)

 

Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za odwiedziny tutaj i za długaśny, merytoryczny komentarz. ♡

 

 

Cześć, fmsduvalu!

 

O widzisz, a taka byłam dumna z tej “szeleszczącej sukni”. :D Dziękuję za odwiedziny i cieplutkie słowa, cieszę się, że lektura, nie licząc szeleszczącej sukni, była udana. Zainteresowanie było, to najważniejsze. ♡

Pozdrawiam!

 

 

Sonatko, kochana, cześć!

 

Chyba muszę wreszcie obejrzeć tę nieszczęsną Krainę Lodu. XD Tyle pochwał to miód na moje dawnonicniepiszące serduszko, dziękuję i ściskam. ♡

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Ładnie napisane, jednak fabularnie jakoś mnie nie urzekło. To znaczy: relacja czerwonej, opowiadającej o swoim nieszczęściu i o tym, w co zamieniła się jej siostra, jest zajmująca, ale te kilka niedopowiedzeń, które wplotłaś w tekst nie pozawalają mi się do końca cieszyć lekturą. Powód i miejsce wygnania białej, o których nic nie ma w opowiadaniu, uważam za istotne dla zrozumienia fabuły i pełniejszego zinterpretowania tekstu i to mnie chyba najbardziej uwiera w Twoim tekście – chciałbym dostać szerszy kontekst, dzięki któremu dowiedziałbym się jaki był powód przemiany białej w potwora.

Pomimo narzekań, kliknę, bo to, że nie zrozumiałem, nie odbiera Twojemu tekstowi nic z poetyckości, która wyróżni szorta na tle innych, konkursowych, dzieł.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za odwiedziny tutaj i za długaśny, merytoryczny komentarz. ♡

 

Wiem przecież, że lubisz długaśne komentarze i uwielbiasz na nie odpisywać ;)

entropia nigdy nie maleje

Tym razem przeczytałem komentarze i nie mam nic więcej do dodania. Niepokojący szort.

Zaintrygował mnie, a nawet spodobał ten szort. Choć formą to zupełnie nie moja bajka, to podczas czytania nie zgrzytało.

Nie wiem co poeta miał na myśli (i co przy tworzeniu brał, jak mawialiśmy w LO), ale dla mnie, jest to typowy obraz rozdwojenia jaźni, schizofrenii, czy inszej borderline. Ciekawe ujęcie z tej perspektywy.

Gdyby w tej formie miałoby to być pełnowymiarowe opowiadanie, to bym po pierwszym akapicie odpuściła. Ale szorta przeczytałam ze szczerym zaciekawieniem. Tekst skłonił mnie do refleksji, że nawet my, niby-normalni, prezentujemy światu tyle różnych twarzy, że każdy ma prawo się w tym pogubić.

Jak zwykle w kwestii ortograficzno-techniczno-polonistycznej nie zabieram głosu, bo cienka wciąż w tym jestem.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Zmiana perspektywy w końcówce trochę mało wyeksponowana. Musiałam ze dwa razy przeczytać, zanim ją dostrzegłam. Poza tym bardzo ładne, nastrojowe opko. Z gatunku tych, które dla każdego mogą mieć inne znaczenie, w zależności od życiowych doświadczeń i generalnie tego, co tam komu w duszy gra. I żeby nie było – to nie jest wada ;)

Jak dla mnie to opowieść o tym, do czego może prowadzić rozpamiętywanie przeszłości, dawnych krzywd. Jedna z sióstr, najwyraźniej wygnana, powraca i mści się. Zemsta nie przynosi jej ukojenia, wręcz przeciwnie, sama cierpi. Krzyżak i sznurki sugerują marionetki, biała pociąga za sznurki, by pastwić się nad siostrą, ale sama jest marionetką własnego poczucia krzywdy. Smutne.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, sy! Drobne uwagi na początek:

Po koronacji osobiście chciałam dać koncert

Osobiście chciała czy osobiście dać? ;)

Zmieniłabym szyk.

 

Członki się poddały, boleśnie złamały.

A przy tym rymowały.

 

Wielka jak góra kibić zniżyła się nieco,

To też mi trochę zgrzyta, ponieważ czytając, że coś jest wielkie jak góra automatycznie widzę w wyobraźni coś, co pnie się w górę, jest wysokie itd. Tymczasem do kibici bardziej, imho, pasowałoby porównanie np. do pnia drzewa: Szeroka jak pień drzewa kibić…

 

Rzeczywiście bardzo nastrojowy, poetycki szort, a przy tym na tyle enigmatyczny w wymowie, że interpretować można na wiele sposobów. Moje myśli cały czas krążyły gdzieś w okolicach Krainy Czarów i trudno było się od tych skojarzeń uwolnić.

Spodobało mi się to, jak budujesz klimat i mimochodem przemycasz drobne wycinki informacji o świecie i przeszłości Królowych, chociaż jednocześnie mam wrażenie, że akurat w tym aspekcie zostawiłaś mnie z niedosytem. I piszę to nie jako krytykę, lecz sygnał, że szort mi się i chciałabym dowiedzieć się więcej ;) No i oczywiście jeśli chodzi o styl, to nie ma się czego czepiać, bardzo sprawnie napisany tekst, działające na wyobraźnię opisy i nuta nostalgii/żalu/smutku przenikająca niemal każde zdanie. Pod tym względem świetnie.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Bez wątpienia ładnie napisane. Panujesz nad słowami, piszesz z dużym wyczuciem. A przy okazji tworzysz takie opowiadanie, które bardziej celuje w pewnie nastrój, trochę mniej w samą historię czy fabułę. I w tej swojej kategorii ono wypada bardzo dobrze i pewnie w jakiś sposób wyróżnia się na tle innych (pewnie, bo za dużo tej obcości poczytać nie miałem czasu).

Umiejętności oddania nastroju można pozazdrościć. Bardzo fajnie też niejako dobrałaś “okazję” do sięgnięcia po taką, a nie inną narrację, bo o ile na przestrzeni tych kilku tysięcy znaków sprawdza się świetnie (bo tworzy dobre opowiadanie w określonym gatunku, a zarazem – co bardzo istotne – w żaden sposób nie da się poczuć, żeby historia cierpiała w tym średnio litościwym limicie słów), o tyle w dłuższej formie mogłoby już pojawić się znużenie ową narracją.

Słowem: bardzo ładnie napisane opowiadanie, dobre w swoim gatunku. Jego enigmatyczność (Gravel ładnie to ujęła, więc jej to gwizdnę bez silenia się na jakąkolwiek własną kreatywność ;)) to pewnie nie do końca moja bajka (mnie się takie rzeczy przyjemnie próbuje pisać, ale z odbiorem już nieco gorzej, bo lubię mieć wyłożone łopatą pod nos ;)), ale to wynika wyłącznie z preferencji czytelniczych, nie z jakichś felerów tekstu.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Przez tekst przepłynęłam, gładko wprowadził mnie w nastrój i ożywił wyobraźnię – ale pozostawił wiele niedopowiedzeń. Też mam kilka możliwych interpretacji w głowie, ale wszystko jest tak pogmatwane, że nie wiadomo, czemu ufać :) Lektura komentarzy troszkę rozjaśniła, ale finalnie niewiele pomogła.

Biała i Czerwona Królowa naturalnie kojarzą mi się z Alicją. Tym bardziej jest to dla mnie ciekawy motyw – takie odwrócenie ról, tego, kto jest dobry, a kto zły.

Co już było wspomniane wyżej, końcowa zmiana perspektywy też daje ciekawy efekt, ale jest niewystarczająco zaakcentowana – czytelnik (tzn. ja) gubi się i czyta kilkukrotnie, żeby się odnaleźć.

Niemniej jest to ładny, smutny i bardzo nastrojowy tekst. Nie wciągnęłam się szczególnie przez brak głębszego zrozumienia, ale przeczytałam z przyjemnością, bo napisałaś go bardzo sprawnie :)

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Wężu piszący weird!

 

Dorzuciłaś do pieca konkursowego, no ładnie. Płomień naboru buchnął i zostawił wszystkich z wieloma interpretacjami, zdziwieniem i nabrzmiałym mózgiem od gromadzących się myśli.

Ale to dobrze. :3

Poetyckie mocno, a ja czasem takie lubię. Niektórzy narzekają na taką, hm, podniosłość, ale da się ją dobrze wkomponować w przekaz. I tutaj wyszło! 

Ja tutaj widziałem też różne choroby szlacheckie, zawiść, odrzucenie i manipulację. Dajesz szerokie pole do przemyśleń.

Fajen.

Na podsumowanie w głowie zaczął lecieć mi utwór King zespołu TesseracT.

Pozderki!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Cześć :)

Tekst mi się podobał i zadziwił, szczególnie pod koniec. Interesująco przedstawiłaś temat obcości.

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie :)

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Hej,

Bardzo ładny i smutny szort. Podobała mi się jego melancholia i minimalizm.

Pozdrawiam :)

 

Hmmm. Nie zrozumiałam. Hipotezy miałam różne. Najpierw próbowałam interpretować dosłownie, potem szukałam jakichś metafor czy innych kamfor… Alicja, Hipoteza Czerwonej Królowej, heroina, krew, Wojna Dwóch Róż, jeźdźcy apokalipsy w babskiej wersji, cukier i sól… Zagubiłam się w labiryncie możliwości, bo żadna z opcji nie ma widocznej przewagi.

Babska logika rządzi!

niski ton, który przyjmuję z największą pokorą

Mmm, przyjmuje – ton?

mogę uczynić coś, co mnie uratuje

Hmmm.

 jestem jedynie

Aliteracja.

 Suknia o gołębim kolorze

Suknia w kolorze, albo suknia koloru.

 Powiedziano mi, że nasza matka musiała z tobą pilnie wyjechać

Trochę niezręczne zdanie.

Kazałam zostawić rzeczy w komnatach nienaruszone

Hmm.

 łamanie zasad wobec ciebie

Hmmm?

 miałam wyjść za mąż i być mu ozdobą

Komu?

 za tym dotykiem miało kryć się piekło

Hmmm?

 Szybko zrezygnowałam z zamiaru

Zamiar potrzebuje dookreślenia.

 Wielka jak góra kibić zniżyła się nieco

https://sjp.pwn.pl/szukaj/kibi%C4%87.html ?

 Po koronacji osobiście chciałam dać koncert

Osobiście chciałam, czy osobiście dać?

Mmmm… impresjonistyczne. Zdecydowanie nastrojowe, chociaż nie bardzo wiem, o co chodzi. Realistyczny przewrót, metafora, nie wiem. Atmosfera duszna i niepokojąca, tekst stoi emocjonalnym zabarwieniem, ale nie wydaje mi się, żebym go zrozumiała.

 Część ciała jak część ciała, może być wielka. :)

A jak ma się zniżyć?

Wykwity u Czerwonej Królowej raczej są od pociągania sznurków, bo pojawiały się głównie na nadgarstkach i wszelakich zgięciach

Ale były już przed zasznurkowaniem? Zresztą przy atopowym zapaleniu skóry zmiany pojawiają się na zgięciach, tak, że…

 dla mnie, jest to typowy obraz rozdwojenia jaźni, schizofrenii, czy inszej borderline

A może… naprawdę nie wiem. Weird.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka