- Opowiadanie: Szymszylmon - Stalowa róża

Stalowa róża

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Stalowa róża

How can I have feeling when I don't know if it's a feeling?

How can I feel something if I just don't know how to feel?

 

I

Rozbrzmiał huk zrzucanych przez wielką maszynę śmieci, które zaczęły spadać lawiną z pokaźnej górki. Tony plastiku, metalu i szkła spadły na osiadłe odpady. Potem urządzenie, będące samodzielnie poruszającym się kontenerem, wzniosło się w powietrze i ruszyło ku cyklopicznej, szklanej kuli unoszącej się nad ziemią, która swoją sterylnością tak bardzo kontrastowała z otoczeniem będącym jednym, wielkim wysypiskiem śmieci rozciągającym się na horyzoncie. Niebo zasnute burą chmurą wydawało się pożółkłym papierem, a nie nieboskłonem. Chwilę później, niczym wrony, drony przyleciały na te miejsce, dokładnie skanując okolicę.

Brzmiał cichy szum ich śmigieł, gdy nagle rozległ się głośny zgrzyt. Jeden z bezzałogowców spadł na zgliszcza przebity harpunem, gruchocąc się doszczętnie. Wszystkie maszyny odwróciły się w stronę poległego sprzymierzeńca, wysuwając karabiny maszynowe. Z ukrycia wyszły ludzkie postacie, które zaatakowały metalowych przybyszy. Jedna z nich, gdyż były to kobiety, podbiegła to rozwalonego drona, wyjęła z niego broń i cisnęła w kolejny aparat latający. Tamten także spadł z gruchotem. Ta nierówna walka ludzi z maszynami trwała kilka minut, a zakończyła się całkowitą porażką drugiej z sił. Kobiety zaczęły rozbierać drony na części pierwsze.

– Czyste żelazo – wymamrotała jedna z nich, oglądając pręty, które niegdyś zapewne przenosiły prąd w maszynie. – Przetopi się na kolejne dzidy – dodała z zadowoleniem.

– Ej, Hagar – któraś z nich odezwała się do niej. – Widzę, że dzisiaj miałaś swój dzień. Strąciłaś połowę dronów!

– A następnym razem pójdzie mi lepiej.

– Nie przesadzaj. W końcu te drony mogą cię trafić.

– Bez przesady. Sama widzisz, jakiej są marnej konstrukcji. Długo musiałyby się natrudzić, żeby trafić nawet w nieruchomy punkt.

– Dawajcie tu ten wózek! Nie będziemy tego targać.

Wyjąwszy ze zgliszczy wszystkie przydatne części, poszły do swojej wioski, która składała się z kilkunastu betonowych budynków, z daleka przypominających szare, prostopadłościenne kloce. Metal był najważniejszym z surowców, dlatego już zobaczenie ich na horyzoncie powodowało wielkie poruszenie.

– Roże wracają! – ktoś zawołał.

Gdy doszły, ludzie się zebrali i zaczęli oglądać zdobycze. Każdy brał to, co wydało mu się potrzebne. W trudnych czasach wszystkim musiano się dzielić.

– Córuniu, tak się martwiłam. – Starsza kobieta podeszła do Hagar.

– Co miałoby mi się stać, matko? – spytała dziewczyna, a w jej głosie nie było emocji.

– Boję się, że pewnego dnia wrócisz na tarczy.

– To niemożliwe – odpowiedziała krótko.

Pochyliła się, żeby staruszka mogła pocałować ją w czoło. Nie rozumiała tego zwyczaju, ale nie miała powodu, by jej tego zabraniać. Spojrzała na nim tym samym co zawsze wzrokiem bez wyrazu.

– Wy wszystkie jesteście takie same…

II

W nocy, gdy wszyscy już ucichli, bojąc się nocnych patroli, Hagar spała płytko. Czuła pewien niepokój, który okazał się słuszny, ponieważ w środku nocy usłyszała dziwny szmer. Odgłosy wydane przez jakieś zwinne zwierzę od razu by rozpoznała, a to nie było zwierzę, lecz człowiek. Na pewno nie mieszkał we wiosce, bo żaden mieszkaniec nie miałby powodu się w niej skradać po zmroku. Hagar postanowiła to sprawdzić. Wstała więc, wyjmując spod poduszki nóż. Nie należał do najlepiej wyważonych, lecz wykuła go własnymi rękami i dzierżąc go czuła się pewnie.

W przeciwieństwie do nieproszonego gościa dziewczyna poruszała się bezszelestnie. Bose nogi lekko stąpały po podłożu. Trudno byłoby ją dostrzec w ciemności. Szmer dochodził zza sąsiedniego budynku, u podnóża górki z tworzyw sztucznych. Hagar ostrożnie podeszła tam i zobaczyła, że rzeczywiście powodem jej niepokoju jest człowiek. W ciemności widziała jego białe ubrania i torbę na ramieniu. Kucał, szukając czegoś w ziemi. Dziewczyna mało myśląc zakradła się do niego, po czym złapała, przykładając ostrze noża do jego szyi. Od razu zastygł jak spetryfikowany.

– Nie ruszaj się – warknęła.

Tamten słysząc, że ma do czynienia z kobietą, szarpnął się stając na równych nogach, lecz ona trzymała go mocno i nie dała wyjść z uścisku, powodując u niego zadziwienie. Przycisnęła mocniej ostrze, przebijając jego skórę.

– Zostaw mnie! – jęknął. – Co ci takiego zrobiłem?

– Czego węszysz tu jak jakiś szpieg, szczurze?

– Co tu się dzieje? – Hagar spojrzała na kobietę, która wyszła zza winkla.

– Saro, mamy tu szpiega!

– Jakiego szpiega?! Dajcie mi wszystko wytłumaczyć!

– Niech ci będzie – powiedziała, wypuszczając go. – Ale pamiętaj, że mam dobrego cela. – Wymierzyła w niego swoją bronią.

– Nie jestem żadnym szpiegiem. Nie jestem stąd – wydusił z siebie, ciesząc się swobodą i masując zranioną szyję.

– A więc co tu robisz? – spytała Sara. Kobiety otoczyły go z obu stron.

– Co? To chyba oczywiste, że szukam pożywienia. Na tym pustkowiu można tylko popatrzeć na opróżnione opakowania.

– Więc po co na nie wychodziłeś?

– Wysłano mnie na misję i sądzę, że właśnie tutaj miałem trafić. O mały włos byłbym ominął tę wioskę.

III

Gdy zbliżył się ranek, przybyszowi dano się posilić specjałem, jakim było gołębie mięso. Ugoszczono go w środku wioski, aby każdy mógł wysłuchać jego zeznań. Jedząc nie zwracał większej uwagi na to, że otoczyły go kobiety. Naprzeciwko niego siedziała najważniejsza z nich, Silla. Przybysz odpowiadał na pytania.

– A więc mówisz, Davidzie, że przybywasz z misją? – spytała jedna z nich.

– Wysłano mnie, abym zaprowadził ład w życiu moich pobratymców. Podobno miałem spotkać sprzymierzeńców po drodze – odpowiedział między kolejnymi kęsami.

– Czyżbyś był Srebrnym? – odezwała się Hagar, a on spojrzał na nią pytającym wzrokiem.

– Srebrnym? Co to znaczy?

– Nie jesteś stamtąd? – Wskazała na gigantyczną, szklaną kulę w oddali.

– Nie. Jestem z daleka, z namiotu wspartego na prętach. A co jest w tej kuli?

– Tam mieszkają Srebrni. Z naszego miejsca zamieszkania robią sobie wysypisko śmieci, a ponadto ich drony nie oszczędzają nikogo z naszych. Za wielu już poległo…

– Dlaczego wysłano akurat ciebie? – spytała Silla.

– Bo jestem Wybrańcem. Takich podobno nie spotyka się w każdym pokoleniu – odpowiedział, a kobiety zaczęły szeptać między sobą.

– Dlaczego jesteś Wybrańcem? Po prostu cię nim wybrano, czy posiadasz jakieś wyjątkowe zdolności?

– Jestem silniejszy niż wszyscy inni – odpowiedział, a kobiety spojrzały na niego z niebywałym zdziwieniem.

– Doprawdy? W nocy przytrzymałam cię bez problemu – przypomniała Hagar.

– Nie wyrwałem się, bo uznałem, że tak silnej osoby nie spotyka się na co dzień. Z takiego uścisku mógłbym wyrwać się nawet dwa razy większemu mężczyźnie. Poza tym trzymałaś mi nóż na gardle. Dałem się głupio zajść od tyłu.

– W takim razie udowodnij nam swoją siłę, Davidzie. Do tej pory tylko my, Stalowe Róże, posiadaliśmy moc podobną do tej opisywanej przez ciebie.

On akurat wylizywał już talerz. Siedząc tak, jak wcześniej, wygrzebał jakiś pręt z ziemi, po czym wygiął go, nie napinając mięśni. Hagar, nie wierząc w to, co zobaczyła, wzięła od niego ten kawałek metalu.

– Nie ma wątpliwości, że to stal – powiedziała, naprostowując sworzeń.

– To nie przypadek, że was spotkałem – stwierdził David. – Jak już wspominałem, moim celem jest przyniesienie szczęścia ludziom z moich stron. Cóż możemy uczynić, abym dopełnił moją misję?

– Jedyną przyczyną nieszczęścia mogą być Srebrni. Jedyne, co robią, to zakłócają nasz spokój. – Hagar zacisnęła pięści ze złości.

– Więc dlaczego jeszcze nic z tym nie zrobiłyście? Przystosowanie bynajmniej nie jest celem. Trzeba działać.

– Ale co możemy zrobić? – spytała Sara. – Może i drony skanujące okolicę nie są godnym przeciwnikiem, ale nie wiemy, co mają w zanadrzu Srebrni. Równie dobrze mogą nas zmieść z powierzchni ziemi tuż po zbliżeniu się do tej ich kuli.

– Nie powiecie chyba, że się boicie? – zdziwił się David. – Raczej nie wyglądacie na osoby odczuwające głębsze emocje.

– Może i tak, ale to nie znaczy, że zaraz nie możemy cię wgnieść w gruz za wytykanie nam tego. – Hagar już miała w zamiarze się na niego rzucić.

– Hagar, spokojnie – warknęła najważniejsza ze Stalowych Róż. – Mamy wspólnego wroga i nie czas na waśnie.

– A ja i tak mu dalej nie ufam, Sillo – wymamrotała dziewczyna.

– Nie chcę słuchać twoich narzekań. Nie zachowuj się jak dziecko. – Zachowanie Hagar wyraźnie ją zirytowało.

IV

Hagar siedziała nad jeziorem, mocząc bose nogi w brudnej wodzie i próbując puszczać kaczki płaskimi kawałkami metalu, za każdym razem z niezamierzonym skutkiem. Patrzyła na kulę Srebrnych z obrzydzeniem. Wydawało jej się, że jest naprawdę blisko, lecz to tylko iluzja. Tak naprawdę szklana kula była o wiele większa, niż mogła to sobie wyobrazić.

Usłyszała, że ktoś idzie i nie musiała się odwracać, żeby przekonać się, że to David. Usiadł on obok niej.

– Rozchmurz się. Nie czas na to – powiedział.

– Nie rozumiem, dlaczego mam tam iść tylko z tobą – mruknęła.

– To wielkie wyróżnienie. Silla ceni twoje umiejętności. Tak samo jak ty chce dobra wioski.

– A ty? Ty chcesz dobra wioski?

– Chcę dobra swoich rodzinnych stron. Powierzono mi tą misję i chcę ją zakończyć sukcesem. Nie masz powodu, by mi nie ufać.

– Mów, co chcesz, ale i tak będę ci patrzyła na ręce.

– Kazali mi powiedzieć, żebyś poszła i zabrała się za kucie czegoś. Jutro z rana wyruszamy i przed zmierzchem musimy się przygotować.

V

Zgodnie z planem wyruszyli z rana. Hagar wydawało się, że w ogóle nie zbliżają się do kuli. Dużo czasu musiało minąć, żeby zauważyła jakikolwiek progres ich wyprawy. Nie napotykali na swojej drodze ani ludzi, ani zwierząt, nie licząc gołębi, które niezmiennie latały wszędzie. Oboje nie musieli robić częstych przerw, bo nie doskwierał im ból spowodowany ciągłym marszem po nierównej powierzchni. Ona miała przy sobie swój niezawodny nóż i włócznię. Była zmuszona do wykonania dla Davida jakiejś broni, więc miał on przy sobie nóż przypominający maczetę. Bardzo sobie chwalił jego wyważenie i to, jak leżał w dłoni, lecz jego słowa w żaden sposób nie poruszyły kamiennego serca Hagar.

– Dlaczego jesteś taka? – spytał ją, gdy przystanęli na chwilę, żeby zjeść trochę suszonego mięsa, które wzięli ze sobą.

– Jaka? – Nie rozumiała, o co mu chodzi.

– No taka twarda. W ogóle nie pokazujesz emocji.

– Stalowe Róże tak mają… – mruknęła. – Nie rozumiemy tych wszystkich rzeczy. Patrzymy na całującą się parę ze zdziwieniem, w ogóle nie rozumiemy, dlaczego chcą ze sobą spędzać czas. Moja matka zawsze całuje mnie w czoło, kiedy wracamy do wioski. Pozwalam jej na to, ale nie widzę w tym większego sensu.

– Naprawdę? – zdziwił się David.

– Myślałam, że będziesz miał podobnie, posiadając podobne umiejętności – powiedziała.

– Nie chciałaś nigdy tego wszystkiego zrozumieć?

– Nie wiem. Nie chciałabym czuć emocji, jeżeli bolą. Czy one bolą?

– Czasami – mruknął David, po czym wstał. – Najwyższy czas, chodźmy.

VI

Im bardziej zbliżali się do kuli, tym więcej znajdywali śladów ludzkiego bytowania, pomijając wszędobylskie śmieci. Zdawało się, że gołębie powoli zastępowane są przez drony, które już stanowiły zagrożenie. Hagar i David omijali je, żeby nie tracić sił i nie zwracać na siebie uwagi, bowiem uznali, że Srebrni już mogą zacząć ich obserwować. Droga stała się bardziej siermiężna, gdyż nie mogli już po prostu maszerować, tylko lawirowali pomiędzy dronami, próbując nie zostać przez nie wychwyconymi. Zatrzymali się w opuszczonym domu.

– Jesteśmy już blisko – stwierdził David, siedząc z Hazar przy ścianie.

– Jak wejdziemy do środka?

– Musi być jakieś przejście – powiedział.

Nagle usłyszeli znajomy Hazar dźwięk.

– To dron – wyszeptała. – Mógł nas wykryć.

Wzięła w obie dłonie włócznię, po czym przygotowała się na zaatakowanie maszyny. Tuż obok było okno, a dron się zbliżał. Lada chwila i wleciałby do środka, lecz ona wstała, błyskawicznie wycelowała i rzuciła w niego, lecz metalowy wróg nie spadł na ziemię, tylko stanął w miejscu poruszony przez dzidę. Dziewczyna ledwie odskoczyła, gdy wysunęły się jego działka. Gdyby nie jej refleks, nie wiedziałaby nawet, co ją zabiło. Dron wleciał do budynku, po czym odwrócił się w jej stronę, a gdy już myślała, że to koniec, usłyszała gruchotanie jego wnętrza. Padł na ziemię z wbitą maczetą, a obok stał David.

– To nie są byle drony z okolic wioski – wymamrotała, będąc jeszcze w szoku. Do tej pory nie wierzyła, że maszyna może jej zagrozić. – Przez ten cholerny pancerz nie da się ich powalić jednym celnym rzutem.

– Musimy się spieszyć. Może przylecieć ich więcej.

Nie zwlekając wyszli z budynku, po czym ruszyli dalej. Kula zasłaniała już połowę nieba. Byli w jej cieniu, gdy doszli do wody.

– Nie wiedziałam, że kula Srebrnych wisi nad jeziorem – powiedziała. – Będzie trudno dopłynąć do tamtego miejsca. – Na samym dnie kuli znajdowała się kanciasta dobudówka. Wydawało się, że da się przez nią wejść do środka. – Mam nadzieję, że potrafisz pływać.

– Nie muszę. Patrz. – David wskazał na metalową łódkę sterczącą nieopodal.

Podeszli do niej.

– Są i wiosła. Możemy jej użyć – rzekł, po czym popchnęli ją na taflę i weszli do niej. – Ciekawe, kto ją tutaj zostawił. Może jeden z tych Srebrnych, jak to mówicie, wyszedł z kuli? – zastanawiał się mężczyzna.

Bez problemu wypłynęli i już dość żwawo płynęli w stronę szklanej kuli.

– Jeżeli tak, to miał szczęście, że go nie spotkaliśmy, bo bym go zabiła.

– Nie znasz miłości, a tak nienawidzisz Srebrnych – zauważył David.

– Nienawidzę niesprawiedliwości, której są winni. Czyli tak, można powiedzieć, że nienawidzę ich.

– W takim razie chyba czujesz coś do swojej wioski, jeżeli tak bardzo chcesz dla niej dobrze – stwierdził.

– Możliwe – mruknęła Hagar, nie patrząc na niego.

Nad taflą jeziora nie latały drony, dlatego ich rejs trwał bez przeszkód. Gdy w końcu dotarli do prostopadłościanu przy dnie kuli, udało im się wejść na platformę. Jak się okazało był to bezokienny budynek otoczony balkonem pozwalającym bez problemu wejść nań z wody. Otworzyli jedyne drzwi, po czym zobaczyli białe ściany oraz postacie kształtem przypominające ludzi tego samego koloru. Miały w rękach wymierzone w nich pistolety.

– Nie ruszać się – powiedziała jedna z postaci.

Hagar i David po przyjrzeniu się zauważyli, że są to ludzie w kombinezonach. Wyglądali, jakby już na nich czekali.

VII

Hagar stała nago z podniesionymi rękami w oślepiająco białej sali, a ludzie w kombinezonach opryskiwali ją środkiem wyjaławiającym i wodą. Przestali, gdy jej włosy na tyle zmokły, żeby ją zirytować. Nie wiedziała, co się dzieje. Miała niezmierną ochotę na zaatakowanie tych ludzi, lecz wiedziała, że skończyłoby się to jej natychmiastową pacyfikacją, w końcu była całkowicie bezbronna. Zastanawiała się, gdzie jest David. Zaczęła podejrzewać, że rzeczywiście mógł być Srebrnym i oszukiwał je od samego początku, tak jak podejrzewała.

Ubrano ją w całkiem nowe, białe ubrania, lecz swojego ekwipunku już nie zobaczyła, pomimo tego, że się o niego nie raz upominała. Przenieśli ją do pomieszczenia, podobnie białego jak pozostałe, w którym stał stół, a za nim siedział łysy mężczyzna. Hagar kazano usiąść naprzeciwko niego. Stwierdziła, że po drugiej stronie stołu siedzi Srebrny, nie mogło być inaczej. Biel jego ubrań i czystość jego skóry wręcz oślepiała, a jego spojrzenie mówiło jedno – miał ją za podczłowieka, barbarzyńcę żyjącego w brudzie, dziwadło. Ona odpowiadała wzrokiem pełnym groźby. Przez dłuższy czas tak siedzieli tylko patrząc na siebie.

– Prawie się wam udało. Gdyby nie ten jeden dron, który was wykrył, w ogóle nie moglibyśmy się przygotować na przywitanie was – odezwał się w końcu – W twoim organizmie wykryliśmy zaskakująco niski poziom promieniowania – dodał, lecz zdawało się, że raczej mówi do siebie, niż do niej.

– A czego się spodziewałeś? Ludzie już zapomnieli o radioaktywności jakieś sto lat temu, a wy zachowujecie się, jakby wróciły stare, dobre czasy.

Mężczyzna uśmiechnął się, słuchając jej słów.

– I co z tego?

– A to, że powinniście nam pomóc, a nie próbować zrównać z ziemią. Od tylu lat żyjemy jak plemiona sprzed biblijnego Potopu, mając za wroga tylko was. Przebyłam wiele kilometrów, aby to zakończyć.

– A więc mówisz, że chcesz, abyśmy wam pomogli? – spytał.

Ona pokiwała głową, powodując jego chichot.

– Masz mnie za głupca? Nie zrobimy tego.

– Ale dlaczego? Jesteśmy takimi samymi ludźmi. Zasługujemy na szczęście tak samo jak wy.

– Od pokoleń wmawiamy ludziom, że jesteście troglodytami bez umiejętności abstrakcyjnego myślenia, nie potrafiącymi kontrolować zwierzęcych instynktów. Jak by na nas patrzyli, gdyby to wszystko okazało się fikcją? Poza tym, nawet jeśliby przełknęli to, powiedzielibyście ludziom o tym, co przeżywaliście przez wszystkie te lata, a tego już by nam nie wybaczyli. Reasumując, nie jesteście dla nas wygodni i musicie się z tym pogodzić. Nie ma dla was miejsca w cywilizacji.

– Działacie tylko i wyłącznie na własne dobro. Czy to nazywacie cywilizacją?

– Dość tego. Zabrać ją, tak samo jak tamtego.

– Gardzę tobą. Gardzę wami wszystkimi – mówiła, gdy ochroniarze już ją podnosili z krzesła.

– Żeby gardzić, trzeba coś sobą reprezentować – stwierdził, a Hagar odpowiedziała splunięciem w jego stronę.

Zaprowadzono ją korytarzami i przewieziono windą na samą górę szklanej kuli, gdzie wrzucono ją do wnętrza czegoś, co przypominało przyczepę. Po zamknięciu cienkie neony dawały mizerne światło.

– Myślałem, że cię oszczędzą – usłyszała znajomy głos i dopiero wtedy zauważyła, że ktoś siedzi w kącie. Nie widziała dokładnie w półciemnościach.

– David? Już myślałam, że nas oszukałeś.

– Też bym pewnie tak myślał – mruknął – Nie sądziłem, że nas wykryją. Przy nich wszyscy są bezbronni.

– Dokąd nas wiozą?

– Na pewno nie do domu – powiedział, a jego głos pozbawiony był nadziei. – Gdyby mieli nas zabić, zrobiliby to na miejscu. Możemy spodziewać wszystkiego innego.

Resztę swojej podróży spędzili w milczeniu.

VIII

Drzwi otworzyły się długo potem na jakimś pustkowiu. Zmuszono ich do wyjścia i zaprowadzono do wyjścia i zaprowadzono do wielkiego baraku, gdzie przebywało wiele osób ubranych jak oni, lecz biel ich koszul skalana już była brudem. Pozostawiono ich tam bez słowa wytłumaczenia sytuacji, w jakiej są. Ludzie z baraku też nie kwapili się do tłumaczenia, lecz ich twarze mówiły tyle, że nie spotkają tam niczego dobrego.

Siedzieli wśród tłumu dłuższą chwilę.

– Dopiero w tej chwili, kiedy już zapewne nie wrócę do domu, czuję – powiedziała Hagar, a z jej oczu wypływały łzy – Czuję, że brakuje mi mojej wioski, mojej matki, wszystkiego tego, co właśnie straciłam bezpowrotnie.

David nie potrafił jej odpowiedzieć. Otulił ją jedynie ramieniem, bo tyle mógł zrobić. Ona go nie odepchnęła.

Przyszli ludzie w kombinezonach i kazali im wszystkim wyjść z budynku. Potem szli jeden za drugim ku wielkiej górze jakieś dwieście metrów dalej, a gdy doszli już do jej podnóża, gdzie mieściło się wejście go jej serca, każdemu wręczono kilof.

– Mamy kopać? – spytała człowieka w kombinezonie.

– Zgadza się – odpowiedział strażnik, po czym zajął się resztą kolonii.

Nie zmieściła się w cywilizacji, więc będzie dla niej pracować – Taki jej los zgotowano. Hagar ścisnęła mocniej trzon kilofa, patrząc na odwróconego do niej plecami Srebrnego.

 

Kraków, 13 II 2023 r.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Z technicznych – powstałe podczas czytania wątpliwości oraz sugestie – do przemyślenia:

Niebo zasnute burą chmurą wydawało się pożółkłym papierem, a nie nieboskłonem. – powtórzenie/styl

Chwilę później, niczym wrony, drony przyleciały na te miejsce, dokładnie skanując okolicę. – styl

Chwilę później, niczym wrony, drony przyleciały na te miejsce, dokładnie skanując okolicę. – gramatyczny

Spojrzała na nim tym samym co zawsze wzrokiem bez wyrazu. – literówka lub brak części zdania

Spojrzała na nim tym samym co zawsze wzrokiem bez wyrazu. – Wy wszystkie jesteście takie same… – powtórzenie

W nocy, gdy wszyscy już ucichli, bojąc się nocnych patroli, Hagar spała płytko. Czuła pewien niepokój, który okazał się słuszny, ponieważ w środku nocy usłyszała dziwny szmer. – powtórzenia

Odgłosy wydane przez jakieś zwinne zwierzę od razu by rozpoznała, a to nie było zwierzę, lecz człowiek. – powtórzenie

Na pewno nie mieszkał we wiosce, bo żaden mieszkaniec nie miałby powodu się w niej skradać po zmroku. – literówka/styl

Dziewczyna mało myśląc zakradła się do niego, po czym złapała, przykładając ostrze noża do jego szyi. – powtórzenie

Tam mieszkają Srebrni. Z naszego miejsca zamieszkania robią sobie wysypisko śmieci, a ponadto ich drony nie oszczędzają nikogo z naszych. – powtórzenia

Do tej pory tylko my, Stalowe Róże, posiadaliśmy moc podobną do tej opisywanej przez ciebie. – czemu rodzaj męski?

Potem szli jeden za drugim ku wielkiej górze jakieś dwieście metrów dalej, a gdy doszli już do jej podnóża, gdzie mieściło się wejście go jej serca, każdemu wręczono kilof. – powtórzenie

 

A zatem co do spraw technicznych, warto sprawdzić całość i popoprawiać usterki, ja już innych nie wypisuję.

Interesujący pomysł na świat fantastyczny, jego opisy, charakterystykę samych bohaterów i podziały między nimi, emocje oraz nazwy własne. Zakończenie moim zdaniem można jeszcze nieco rozbudować i zaakcentować.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Zapachniało WALL-E. W zasadzie to nic złego, zawsze można się czymś zainspirować, czy to dziełem literackim, czy filmem. Poza tym ekologia jednym z topowych tematów…

Świat przedstawiony wystarczająco, przyczyna podziału ludzkości na dwa odłamy tylko wspomniana, ale więcej nie potrzeba. Dziwi, że wioska zaludniona wyłącznie kobietami, druga – w domyśle – tylko mężczyznami, ale niech będzie i tak. Wyprawa do Kuli niespecjalnie mnie przekonuje, skoro od lat nie ma kontaktu, co miało skłonić mieszkańców Kuli do jego nawiązywania z dwojgiem wędrowców. Ale powiedzmy sobie, że nadzieję trzeba mieć. Za to dla finału nie znajduję uzasadnienia. Kilofy i do roboty… A gdzie, przy tak wysokiej technice, automaty? Szybciej, sprawniej…

Per saldo jednak nie jest źle. Potknięcia językowe są do poprawienia, fabuła jest – jeśli Autor zechce – do skorygowania w kierunku większego prawdopodobieństwa.

Dzięki za komentarze. :)

Szczerze mówiąc o WALL-E w ogóle nie myślałem. :p

Nienawidzę przyznawać, że moi wrogowie mają rację.

Szymszylmonie, mając uzasadnione obawy, że Stalowa róża niebawem zniknie i w ten sposób podzieli los wszystkich Twoich wcześniej opublikowanych opowiadań, postanowiłam darować sobie tę lekturę. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka