- Opowiadanie: fmsduval - Noc na Ziemi

Noc na Ziemi

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Obcość” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Otwarte Klatki: https://otwarteklatki.pl

 

Szort zawdzięcza tytuł i (częściowo) koncept filmowi J. Jarmuscha z 1991 roku.

 

W tekście występują wulgaryzmy i jeden edgy żarcik.

 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Noc na Ziemi

Marek wytoczył się z nocnego na mróz, szeleszcząc foliową siatką. Przycupnął za winklem, rozebrał małpeczkę z reklamówki i wychylił kilka łyków. Ponoć wódka nie powinna smakować, a gdy zaczyna, dzieje się z człowiekiem źle. Miał to głęboko w dupie. Pił za zmiany, które nie nadeszły, a przynajmniej jego ominęły szerokim łukiem.

Zakręcił butelkę, wrzucił ją do siatki i podszedł do zaparkowanego na chodniku poloneza. Już miał nacisnąć klamkę, gdy nagle odskoczył z krzykiem, upuszczając reklamówkę. W jego starym, poczciwym poldku siedział jakiś obcy facet.

Płacząc w duchu nad rozbitą flaszką, Marek obejrzał samochód od lewa do prawa. No jego. Zmarszczył groźnie brew, wypiął klatę i szarpnął klamkę. Drzwi zaskrzypiały.

– Spierdalaj mi stąd – warknął do intruza, który leżał rozwalony na siedzeniu pasażera.

Ten spojrzał na Marka z uśmiechem i poklepał fotel kierowcy.

– Wsiadaj pan – rzekł. – Przejedziemy się.

W oczach mężczyzny była jakaś pustka, którą Marek zauważył pomimo ciemności.

– Spierdalaj mi stąd, mówię. Psy mam wezwać?

Mężczyzna westchnął.

– Przecież nie będę panu grozić bronią. Ja nie Chyra, pan nie Gonera.

– Co?

– „Długu” żeś pan nie oglądał? – Facet uniósł brwi ze zdziwieniem.

– Nie.

– To słaby z pana kinoman.

– Akurat uważam się za konesera. Co sobota jestem w kinie.

– To co, Krauzego pan nie lubisz?

– Lubię, żadnego filmu nie przepuściłem.

– A „Dług” żeś pan przepuścił.

– Jaki znowu „Dług”?! – wrzasnął Marek i już chciał obejść poldka, by obić intruza, gdy przypomniał sobie gadkę o broni.

– Ach, może mi się daty popieprzyły. – Facet wzruszył ramionami. – No, wsiadaj pan. Jesteś pan w końcu taryfiarz, nie? I po fajrancie, skoro małpeczkę pan stłukłeś.

Marek, chcąc nie chcąc, wsiadł do samochodu z myślą, że jak będzie dalej pyskować, to facet go w końcu odstrzeli.

– Gdzie jedziemy? – zapytał, spoconymi dłońmi odpalając auto.

– Bez nerwów, panie taryfiarz. Bez nerwów. Pojeździmy sobie tam i siam, pogadamy, jak na kumpli przystało.

– Lubię wiedzieć, dokąd jadę. Co, będziesz mnie prowadził za rączkę? Tu w lewo, tam w prawo?

– Prosto pojedziemy – rzekł intruz, więc Marek ruszył. – A taksometr?

– A zapłacisz?

– Oczywiście. Jak zawsze.

– To co to za porwanie? – Marek prychnął, ale taksometr włączył.

– Jakie znowu porwanie? Pan taksówkarz, ja pasażer. Będzie przejazd, będzie zapłata – odpowiedział ze śmiechem tamten, po czym zza pazuchy wyjął ramę partagasów. Wsunął jednego w usta, Marek dostrzegł, że facet ma iście hollywoodzkie uzębienie. – Smolisz pan?

– Smolę, ale nie, jak jadę.

– Winona Ryder to z pana nie będzie – zakpił tamten, ale Marek znów nie zrozumiał aluzji.

Był zbyt zdenerwowany, by łączyć tak odległe kropki. Wolał się skupić na jeździe, by przypadkiem nie roztrzaskać poldka. Nie miał pojęcia, do czego pasażer mógłby się wtedy posunąć. W blisko trzydziestoletniej karierze taksówkarza nieraz trafiały mu się dziwne typki, ten jednak był nadzwyczaj osobliwy. I niepokojący. Marek rozpaczliwie błądził wzrokiem po Alei Mickiewicza, ale policji oczywiście nigdzie nie było.

– Do kina to z panną chodzisz? – zagadnął po chwili intruz, płynnie przechodząc na „ty”.

– Sam.

– Czemuż to?

– A na co mi panna w kinie? Żeby ją za kolanko łapać? Szkoda kasy.

– Samotny wilk z ciebie, co?

– Po prostu lubię w pojedynkę, rozumiesz, podelektować się. Tak samo mam z jazdą. Taksówkarzę, bo jakoś zarobić trzeba, ale rzygać się chce od takiej roboty. Ludzie gadają, mordy na minutę nie zamkną, no słuchaj tego ścieku całymi dniami. Nockami sam jeżdżę. Dla siebie, rozumiesz.

– Jak nikt. – Facet uśmiechnął się szeroko, wydmuchując dym przez otwarte okno.

– A ty? Chodzisz do kina? – zapytał, dziwiąc się własnej odwadze.

– No jasne.

– Z pannami pewnie, co? Jedno wyjście, jedna baba?

– Gdzie tam. Głównie z takimi dziadami jak ty – odparł ze śmiechem.

Akurat, pomyślał Marek. Nagle naszło go, że trza było iść do milicji. Byłoby mieszkanie, byłaby kasa, panienki, rodzina może nawet. A nie zardzewiały poldas, zapierdziały dres i powyciągany swetr. Nie byłoby tego gówna codziennego, ciułania grosza do grosza, byle starczyło, byle to się jakoś żyło. Żałował też, może bardziej nawet, że nie został gangsterem. Ci to dopiero sobie radzili, jak na załączonym obrazku. Ściskało go w gardle, gdy łypał na ćmiącego partagasa intruza. Włosy na brylantynce, pachnący Fahrenheitem aż miło, skórzana kurtka, spodnie w kant, buciory jakieś espadryle chyba, na łapie sikor z taką bransoletą, że mucha nie siada. W jednym poldku przegryw i zwycięzca. W jednym poldku uczciwy i chuj.

Oderwał wzrok od mężczyzny, wbił zazdrosny wzrok w ulicę. Prosto miał jechać, to jechał, po co się rozglądać. Nie dostrzegł, jak po bokach migają mu perspektywy, jak przemyka poldkiem przez ulice Londynu, Paryża, Berlina i Zurychu. Zawsze już miał być Markiem, jebanym krakoskim taryfiarzem w poplamionych gaciach.

– Smolisz? – zapytał obcy, gdy cisnął peta za okno i zaraz wyjął drugiego.

– Smolę, ale nie, jak jadę. Mówiłem przecież.

– Zawsze jest pora na zmianę nawyków.

Zajechali pod Jubilat. Marek pomyślał, że kroi się napad na dom handlowy, ale nie, facet kazał mu stanąć po drugiej stronie, zaraz przy Moście Dębnickim.

– Pały będą jechać, to mi mandat wlepią – zaprotestował taksówkarz.

Mężczyzna przewrócił oczami, zza pazuchy wyjął rulon banknotów i położył na desce rozdzielczej.

– Starczy? – Wyszczerzył zęby i klepnął Marka w policzek. – Koraliki sobie na fotel kup, bo ten biały miś to wieś straszna i ciuchy obiera.

Wysiadł z auta i podszedł do bagażnika, otworzył go ze zgrzytem.

– Co tam masz? Co schowałeś?!

– Przecież nie Popiełuszkę – zażartował. – Oj, czyżby za ostro? – prychnął, widząc minę Marka.

Zamknął bagażnik i ruszył ku schodom prowadzącym na bulwary. W ręce niósł mały, jutowy worek.

– Hej, co tam niesiesz?! – krzyknął za facetem Marek.

Ten odwrócił się, spojrzał na taksówkarza, wydmuchał dym nosem.

– Twoje życie, plany i marzenia – odparł i zszedł na dół.

Marek zerwał się z fotela, trzasnął drzwiami poldka, otworzył tylne i podniósł z podłogi małą saperkę. Była zima, a jego polduś lubił się czasem zakopać w śniegu.

Zakasawszy rękawy, Marek ruszył śladem mężczyzny. Zszedł po schodach na bulwar, w nikłym świetle lamp dostrzegł gangstera nad brzegiem Wisły. Patrzył na Wawel, a jutowy worek leżał obok. Niewiele myśląc, Marek ruszył prosto ku mężczyźnie.

– Co jest? – zapytał tamten bez cienia strachu, nawet się nie odwracając. – Żal ci jednak?

Marek nie pojął aluzji.

– Może… może lepiej zakopać? – spytał tylko, wskazując worek saperką.

Koniec

Komentarze

Hej 

Winona Ryder, taksówka i tak już od razu tytuł Noc na Ziemi :) Czytało się dobrze, jednak końcówka, jasne zaskakuje, ale nic nie tłumaczy takiego rozwoju akcji. Czegoś mi brakuje by opowiadanie nazywało się Noc na Ziemi tak samo jak brakuje mi czegoś by końcówka miała logiczny sens z całą historią. Ale może czegoś nie złapałem :). Zobaczę może inni użytkownicy w komentarzach zwrócą uwagę na coś co mi uciekło :) 

 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witaj.

Sporo dobrze przemyślanego przemieszania czasów, policja z milicją, omawiany film (wraz z aktorami) z lat po PRL-u, ale i wiele cech typowo PRL-owskich, ze słynnym polonezem na czele… ;) I to metaforyczne przemykanie podczas jazdy autem przez popularne, bogate miasta Europy (w tym Londyn). “Zakopać marzenia” – baaardzo dosadne zakończenie. Groza mocno spotęgowana, długo zastanawiałam się, co czeka taksówkarza ze strony nietypowego pasażera. Smutna wymowa. Kto tu w sumie jest bardziej obcym? 

Pozdrawiam, klik. :)

Pecunia non olet

Krakowskie jak bajgiel, bardzo klimatyczne. Nie zrozumiałam zakończenia, ale i tak mi się;)

Lożanka bezprenumeratowa

Łooooł, chwila. Zabrałem się za czytanie, ale tu jedna istotna rzecz wymaga sprostowania. Małpka to sto mililitrów. Z takiego gabarytu nie wychyla się kilku łyków, tylko bierze na raz, ewentualnie dwa, jeśli ktoś, jak ja, niespecjalnie wprawiony, a na pewno nic na potem nie może w środku zostać żeby żałować jeśli się stłucze. Kurde, panie, pan mi tu świat próbujesz na głowie postawić!

Też muszę poczekać na inne komentarze, bo nie zrozumiałem.

To ja szeptam po cichutku: transformacja ustrojowa… mentalność…

Więcej nic nie powiem!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

W jednym poldku przegryw i zwycięzca. W jednym poldku uczciwy i chuj.

 

Bardzo to zdanie podoba mi się. :D Nie to, że jakoś przepadam za wulgaryzmami, po prostu ono idealnie pasuje i jest takie, że w mordę strzelił. :D Dobreeee!

PRLu nie pamiętam, bo pamiętać nie mogę, więc trudno mi ocenić, czy oddałeś ducha tamtych czasów, w każdym razie klimat mi się podobał, zrobiłeś to niezwykle obrazowo. Postacie też są przesympatyczne, nieprzerysowane, ale też niepłaskie. Błędy techniczne, jeśli jakieś są, to mi umknęły. Dialogi naturalne, dobrze poprowadzone. A i zakończenie bardzo mi się. Przesłanka jest, ładne zagranie.

Ogólnie udane opowiadanie. Zgłaszam do biblioteki.

Powodzenia w konkursie! :)

Cześć,

Wydaje się życiowe jak diabli. Stety, niestety. Czyta się z ciekawością, bo i treść wzbudziła zainteresowanie, co też temu naszemu taksówkarzowi-przegrywowi przydarzy się tej nocy. Niestety, kończę lekturę w poczuciu, że pewnie nie wyłapałam wszystkich aluzji (i to pomimo życia na przełomie epoki królewia/bezkrólewia milicyjno-policyjnego ;)

Mamy tu element związany z “Obcość”, ale z tyłu głowy zrodziło się pytanko: gdzie element fantastyki?

Pozdrawiam,

 

BardzieAmbushvrchamps – wyżej podrzuciłem hasełka, może pomogą. Wolałbym na razie nie wyjaśniać wprost, bo to trochę taki tekst-zagadeczka-eksperymencik i byłoby mi szkoda wyłożyć kawę na ławę ot tak :P Dzięki za lekturę, w każdym razie.

 

bruce,

 

bardzo dziękuję za klika, cieszę się, że wywarłem na Tobie takie wrażenia, jakie chciałem. Dobrze odczytałaś moje niecne zakusy :)

 

Michale Pe,

 

wiesz, faktycznie rozważałem, czy tam pełnoprawnej flachy nie wsadzić, ale te małpeczki i reklamóweczki tak mi się podobały, że zrezygnowałem. A że małpka to takie od 100 do 200 ml, to powiedzmy, że jednak mu coś niecoś zostało. W końcu jest tag “absurd”, nie? :P

 

Saro,

Nie to, że jakoś przepadam za wulgaryzmami, po prostu ono idealnie pasuje i jest takie, że w mordę strzelił. :D

Ja też nie przepadam, chyba że są soczyste i dobrze wplecione, a nie dla samego bluzgania. Starałem się, żeby tutaj brzmiały równie pięknie, jak w ustach Bogusława Lindy albo Janusza Gajosa :)

Ogromnie się cieszę, że podobał Ci się klimat, bohaterowie, no i dialogi. Wydaje mi się, że rozmowy wyszły mi tu jakoś wyjątkowo charakterne :P

No i ulga wielka, że zakończenie zagrało. Dzięki za klikacza!

 

Basiu,

 

Niestety, kończę lekturę w poczuciu, że pewnie nie wyłapałam wszystkich aluzji 

To zupełnie jak nasz biedny Marek!

 

Za komplementy oczywiście dziękuję, za dostrzeżenie obcości również, zaś co do fantastyki – wiesz, by wystąpiła, nie trzeba w tekście krasnoludów i elfów. Wystarczy, moim zdaniem, dziwny facet z dziwnym workiem, co topić chce rzeczy całkiem odmienne od szczeniaczków i dłużników :) 

Dzięki za lekturę!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Super, i ja się cieszę, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

– Spierdalaj mi stąd – warknął do intruza, który leżał rozwalony na siedzeniu pasażera.

Spojrzał na Marka z uśmiechem i poklepał fotel kierowcy.

– Wsiadaj pan – rzekł. – Przejedziemy się. – W oczach mężczyzny była jakaś pustka, którą Marek zauważył mimo panujących ciemności.

Masz tu takie fragmenty, w których gubił mi się podmiot, moim zdaniem zbyt słabo zaznaczony przy przejściach w narracji – ten podkreślony powyżej fragment to jeden z takich momentów. Pogrubiłem z kolei jedn z dwóch fragmentów w tekście, gdzie zapis jest mało czytelny z powodu natłoku “-“. Żeby temu zaradzić możesz to, co zaczyna się “W oczach mężczyzny…” przenieść niżej, jako osobne zdanie.

 

A tak poza ty, to bardzo ładnie napisane opowiadanie. Szczegóły z PRLu to nie moja bajka, nie pamiętam za wiele, ale klimat się czuje dzięki filmom z tamtych lat, ten poldek jak u Borewicza, ale zawód taksiarza jak w “Zmiennikach”, to się spina w jedną konsekwentną całość. Nie wiem jak rozumieć zakończenie, kim jest intruz, który w pewnym momencie przyznaje, że może daty mu się popieprzyły – podróżnik w czasie? W worku są plany i marzenia Marka – też nie wiem czy rozumieć to metaforycznie, czy czegoś nie dostrzegłem wcześniej i nie zrozumiałem. To jest dobrze napisane, ale ja nie wiem gdzie się kierować, żeby dojść do jakiejś w miarę konkretnej ścieżki, która by mnie poprowadziła do jakiejkolwiek interpretacji. A przecież jakiś sens to mieć musi… Nowakowski “Raport o stanie wojennym” ma z tym coś wspólnego? Z kolei tytuł nawiązuje do “Nocy na ziemi” Jarmusha, czyli złożonego z pięciu nowel filmu o taksówkarzach z różnych części świata, tak?

Known some call is air am

Ałtta,

 

Masz tu takie fragmenty, w których gubił mi się podmiot

Przyjrzę się (tak jakbym się nie przyglądał już 10 razy przed publikacją :P). Jestem autentycznie zły, bo wydawało mi się, że już jest git.

 

A tak poza ty, to bardzo ładnie napisane opowiadanie. Szczegóły z PRLu to nie moja bajka, nie pamiętam za wiele, ale klimat się czuje dzięki filmom z tamtych lat, ten poldek jak u Borewicza, ale zawód taksiarza jak w “Zmiennikach”, to się spina w jedną konsekwentną całość.

Dzięki, cieszę się!

 

 

 

 

SPOILERS AHEAD, SPOILERS AHEAD

 

 

 

Co do reszty, to powiem tak – kluczem interpretacyjnym jest transformacja ustrojowa i rozczarowanie, że nic się dla Marka zasadniczo nie zmieniło, choć na to liczył. Drugim kluczem jest przedstawiona mentalność Marka, który postrzega świat dychotomicznie – albo klepiesz biedę, albo musisz się sprzedać – tu pojawiają się dwie figury: milicjant i gangster. I przez to Marek nie dostrzega perspektyw, co mu migają, gdy śmiga ulicami. Nie dostrzega, że mknie, a raczej mknąc mógłby ulicami Londynu, Paryża albo Zurychu (tu nawiązanie do otwarcia granic w kontrze do raczej wąskich możliwości podróżowania w okresie PRL).

Samochodowy intruz to taki niewiadomokto, ale jest też jedną z figur, które Marek wiąże z sukcesem (a może i dwiema figurami w jednej – wzmianka o Popiełuszce to taki wink-wink, że przed gangsterzeniem może był esbekiem). A że podług mentalności Marka to tylko nakraść można i uczciwie się nie da, ten ów pasażer zabiera mu marzenia, plany, życie i idzie nad Wisłę, by je spuścić na dno. Na to Marek bierze saperkę, biegnie za gangsterem – myślisz, może facet weźmie i walnie bandziora? – nope, Marek po prostu widzi alternatywny sposób “egzekucji”. To też w sumie zabawne, że widzi wybór, ale tylko w tym, jak się pogrążyć.

Do tego dorzuciłem ten rzucony pogardliwie rulon banknotów, tekst o wywaleniu białego misia z siedzeń, ale też tekst o tym, że zawsze jest pora na zmianę nawyków. Niby o papierosach były to słowa, ale odnoszą się do całości szorta.

Co do “Nocy na Ziemi” – tak, wymyśliłem sobie, że ten szorciak będzie jakby taką dodatkową nowelką do tych paru, które były w filmie. Smaczkiem jest wzmianka o Winonie Ryder, która gra jedną z taksówkarek w tymże filmie (i ciągle pali :P).

 

 

END OF SPOILERS

 

 

A, jakby co – nie mam problemu z tym, że te elementy (albo nie wszystkie) są nie do rozgryzienia. Miałem straszną ochotę strzelić sobie takie dziwadełko i zobaczyć, co się z nim stanie. Tak o :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Drugim kluczem jest przedstawiona mentalność Marka, który postrzega świat dychotomicznie – albo klepiesz biedę, albo musisz się sprzedać – tu pojawiają się dwie figury: milicjant i gangster.

No właśnie tego nie wyłapałem, dopiero po Twoim komentarzu załapałem :)

 

wzmianka o Popiełuszce to taki wink-wink, że przed gangsterzeniem może był esbekiem

A ja myślałem, że to po prostu dobry żart, który może bulwersować, ale pasuje do klimatu.

 

Winonę wyłapałem, choć dla mnie najbardziej charakterystyczny był Robrto Benigni i jego opowieść o dyni, owieczce i majtkach szwagierki :D:D

Known some call is air am

No właśnie tego nie wyłapałem, dopiero po Twoim komentarzu załapałem :)

Got ya!

 

A ja myślałem, że to po prostu dobry żart, który może bulwersować, ale pasuje do klimatu.

No dobra, tu akurat o żart chodziło, bo mnie strasznie bawił :D Tzn. można z tego coś tam wysnuć w kierunku, który wskazałem w poprzednim komentarzu, ale w trakcie pisania temu fragmentowi jakiegoś super znaczenia nie przypisywałem.

 

Winonę wyłapałem, choć dla mnie najbardziej charakterystyczny był Robrto Benigni i jego opowieść o dyni, owieczce i majtkach szwagierki :D:D

Na nowelce z Benignim uśmiałem się przednio :D Najsłabiej chyba wyszła ta w Helsinkach. Ledwo ją pamiętam, a to już źle świadczy.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Hej ;)

Po pierwszym czytaniu niewiele wyłapałam z tekstu i zakończenie mnie zastanawiało (zwyczajnie go nie zrozumiałam). Po Twoich wyjaśnieniach i poprzednich komentarzach zobaczyłam niektóre rzeczy jaśniej. Najdokładniej odbiorca zrozumie tekst, jeżeli będzie się w tych nawiązaniach orientował.

Dla mnie stanowił wyśmienitą zabawę, bo zmusza czytelnika do poszukiwań – tych mniej lub bardziej udanych. Czułam, że szort jest zagadką i kopalnią nawiązań – świetna robota :) Uwielbiam takie teksty :D

Poprzez genialne dialogi wprowadziłeś w bohaterów duszę; stali się na chwilę żywymi postaciami.

Bardzo mi się podobało :)

Pozdrawiam ;)

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Nie zrozumiałem, komentarzy nie czytałem.

Cześć!

 

Obcości sporo, fantastyki nie brakuje. Ciekawy i klimatyczny tekst, choć po pierwszym czytaniu nie do końca rozumiem, kim jest intruz. Obraz wilka lat dziewięćdziesiątych wypadł zacnie, aż mi się “bohaterowi” z podstawówki przypomnieli. Świetnie natomiast wypada zakończenie, kiedy to bohater rusza do boju by zaproponować… zakopanie. Ładne domknięcie postaci, która wkraczała na scenę z małpką w ręku.

Niezły i nie-do-końca optymistyczny tekst.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ermirie,

 

bardzo się cieszę, że trafiłem do Ciebie enigmatycznością tego szorta. Nie ukrywam, że sam lubię niekiedy przeczytać (albo oglądnąć) coś, czego tak prosto z mostu nie skumam, nad czym muszę się trochę pobiedzić, zanim to i owo wskoczy na właściwe miejsce. Miło Cię widzieć w tym samym gronie :P Dzięki za wizytę i komentarz.

 

Koalo,

 

nie powiem, żebym był zaskoczony. Szort jest dalece specyficzny i zdecydowanie nie na każdy gust. Dzięki za wizytę i komentarz, do następnego!

 

krar,

 

Obcości sporo, fantastyki nie brakuje.

Odhaczone, można się rozejść :P

 

Ciekawy i klimatyczny tekst, choć po pierwszym czytaniu nie do końca rozumiem, kim jest intruz.

A bo on miał być takim rozmytym ktosiem, o którym wiesz tyle samo na początku i końcu szorta. Wiesz, Czarna Wołga w ludzkiej skórze :P W odpowiedzi do komentarza Outty trochę go szerzej omówiłem, a raczej jego funkcję w szorcie. Jakbyś był ciekaw – obczaj.

 

Świetnie natomiast wypada zakończenie, kiedy to bohater rusza do boju by zaproponować… zakopanie. Ładne domknięcie postaci, która wkraczała na scenę z małpką w ręku.

Też tak myślę. Dobrze, że to nie tylko mój pogląd :D

 

Niezły i nie-do-końca optymistyczny tekst.

Nawet bardzo-mało-optymistyczny :)

 

Dzięki za wizytę, komentarz i klikacza!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Hejka :)

 

 

Marek wytoczył się z nocnego na mróz, szeleszcząc foliową siatką. Przycupnął za winklem, rozebrał małpeczkę z reklamówki i wychylił kilka łyków. Ponoć wódka nie powinna smakować, a gdy zaczyna, dzieje się z człowiekiem źle. Miał to głęboko w dupie. Pił za zmiany, które nie nadeszły, a przynajmniej jego ominęły szerokim łukiem.

Małpeczka jest mała, a tutaj mamy wytrawnego gracza. Zamiast kilku drobnych łyczków, stawiałabym na to, że jednym opróżnił z pół butelki. 

 

EDIT po przeczytaniu dalszej części: w sumie mógł się stopować, w końcu później prowadził :P

 

No jego. Zmarszczył groźnie brew, wypiął klatę i szarpnął klamkę. Drzwi zaskrzypiały.

– Spierdalaj mi stąd – warknął do intruza, który leżał rozwalony na siedzeniu pasażera.

Spojrzał na Marka z uśmiechem i poklepał fotel kierowcy.

Ten przeskok ciut mi zgrzytnął. Dałabym jednak jakieś “mężczyzna” lub “obcy”. Wgl w dialogach mam problem z podmiotem, coś mi zgrzyta.

 

– Gdzie tam. Głównie z takimi dziadami, jak ty – odparł ze śmiechem.

 

Bez przecinka.

 

Hmm, z jednej strony podobał mi się język, oddanie klimatu czasów, w których osadziłeś opowiadanie, kreacja całości. Z drugiej musiałam podążać za komentarzami, aby całość stała się dla mnie ciut jaśniejsza, bo przy pierwszym czytaniu zakończenie wydało mi się całkowicie oderwane. No może nie całkowicie, ale nie czułam tego połączenia.

 

Mimo wszystko bardzo fajny tekst, polecałabym w Bibliotece, ale szybkie sprawdzanko mówi, że już nie muszę :)

OG,

 

EDIT po przeczytaniu dalszej części: w sumie mógł się stopować, w końcu później prowadził :P

Bądźmy wyrozumiali dla Marka, chciał tylko zmoczyć usta przed jazdą :P

 

Ten przeskok ciut mi zgrzytnął. Dałabym jednak jakieś “mężczyzna” lub “obcy”. Wgl w dialogach mam problem z podmiotem, coś mi zgrzyta.

Tak, muszę podziałać z podmiotem. Miało być już wszystko dobrze, ale oczywiście nie jest XD Tylko to trzeba usiąść na spokojnie, żebym nie naprawił podmiotu kosztem limitu znaków :)))

 

Z drugiej musiałam podążać za komentarzami, aby całość stała się dla mnie ciut jaśniejsza, bo przy pierwszym czytaniu zakończenie wydało mi się całkowicie oderwane. No może nie całkowicie, ale nie czułam tego połączenia.

Spodziewałem się, że tak będzie, przynajmniej u niektórych czytelników. Stwierdziłem jednak, że warto zaryzykować, bo pisało mi się niesamowicie przyjemnie. Zwyczajnie chyba miałem ochotę na takie dziwactwo.

 

Mimo wszystko bardzo fajny tekst, polecałabym w Bibliotece, ale szybkie sprawdzanko mówi, że już nie muszę :)

O, nawet nie wiedziałem!

 

Dzięki za wizytę i komentarz. Z wyłapanymi błędami rozprawię się ASAP.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Hej!

 

Super się czytało! Bardzo swobodnie napisane i rzeczywiście, sporo nawiązań do klasyków z lat 80tych.

Fragment co Sarawinter wyłapała też mnie chlasnął w twarz (w pozytywnym sensie).

Końcówkę zrozumiałem tak, że taksówkarz mimo, że psioczy na los, to jednak swoich marzeń i planów tak do końca nie chce zaprzepaścić. A co konkretnie w tym worku jest? Ktoś bliski? A może to nieważne?

 

Z drugiej strony ostatnie słowa o zakopaniu worka przeczą mojej interpretacji.

 

Pozdro!

kronosie,

 

Super się czytało! Bardzo swobodnie napisane i rzeczywiście, sporo nawiązań do klasyków z lat 80tych.

Bardzo się cieszę. Rzeczywiście poszedłem tu w zupełnie inną, swobodną stronę, jeśli chodzi o styl, język i w ogóle sam sposób prowadzenia historii (więcej dialogu, opisu tylko tyle, co konieczne). Fajnie, że się udało :)

 

Fragment co Sarawinter wyłapała też mnie chlasnął w twarz (w pozytywnym sensie).

Też go lubię :)

 

Końcówkę zrozumiałem tak, że taksówkarz mimo, że psioczy na los, to jednak swoich marzeń i planów tak do końca nie chce zaprzepaścić. A co konkretnie w tym worku jest? Ktoś bliski? A może to nieważne?

 

Z drugiej strony ostatnie słowa o zakopaniu worka przeczą mojej interpretacji.

Moja dziewczyna zinterpretowała to w ten sposób, że Marek wolał zakopać niż zatopić, bo łatwiej jest owe plany i marzenia potem wykopać. A tak to osiądą na dnie, popłyną z nurtem i weź tu ich szukaj :P Czyli według niej na końcu jest jakaś iskierka nadziei, że może jeszcze przyjdzie jakaś szansa dla Marka na lepsze życie, że w Marku jeszcze nie wszystko zgasło.

Ja w moim zamyśle byłem mniej optymistyczny i widziałem raczej zgodę Marka na to, że go nic nie czeka, a jedyną alternatywę dostrzega na poziomie tego, jak się może pogrążyć (tu wybór między zakopaniem a zatopieniem).

 

Dzięki za lekturę i komentarz. Mam nadzieję, że też coś niedługo skrobniesz :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

smiley

Jeden mały problemik…

zza pazuchy wyjął ramę partagasów.

Rama (ramka), wagon, sztanga – to 10 paczek papierosów, pakowanych firmowo. Trudno to

zmieścić za pazuchą. Partagas to nazwa własna, więc duża litera.

 

 

 Michał Pe

Niezupełnie tak. W owych czasach najmniejszą pojemnością było 375ml, i to nazywano “małpką”.

Obecnie w sprzedaży są 200ml i 100ml – obie pojemności jako “małpki”…

dum spiro spero

Fascynatorze,

 

bynajmniej. Rama to 1 paczka i zawsze tak było. Partagas to nazwa własna, lecz w tym wypadku prawidłowy zapis będzie małą literą, bo nie o markę chodzi, lecz przedmiot “pospolity”.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Paczka papierosów to biksa cigaret :D Tylko, że po śląsku.

Known some call is air am

Paczka papierosów to biksa cigaret :D Tylko, że po śląsku.

Tego nie znałem :P Do zanotowania.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

wiesz, faktycznie rozważałem, czy tam pełnoprawnej flachy nie wsadzić, ale te małpeczki i reklamóweczki tak mi się podobały, że zrezygnowałem.

Tak to czasem jest, że człowiekowi coś się przyklei i musi zostać w tekście. W którymś opowiadaniu zostawiłem zdanie gwałcące gramatykę, bo tak mi się podobało:)

 

A że małpka to takie od 100 do 200 ml, to powiedzmy, że jednak mu coś niecoś zostało. W końcu jest tag “absurd”, nie? :P

Zamykając temat alkoholowych pojemności to jeśli krążymy w okolicach transformacji, to mogła by się tu znaleźć klasyczna ćwiarteczka. Zdaje się że unia odebrała nam ten element dziedzictwa narodowego, zastępując ponurą dwusetką (a rasowe zero siedemdziesiąt pięć podłym zero siedem), ale to tak na marginesie.

 

A przechodząc do rzeczy. Przez większość czasu lektury miałem ochotę napisać, że trochę za bardzo przefajniona ta Twoja fraza. Trochę jak z sitcomami, gdzie każde zachowanie, każdy tekst wypowiadany przez bohatera to osobny żart, tak że bez przyjęcia odpowiedniego nawiasu nie sposób czegoś takiego oglądać – choć to nie najlepsze porównanie, ale ten efekt “za bardzo” jakoś mnie tu uwierał. Potem przeżarło się i popłynąłem. I siadło jak cholera. Bardzo dobry tekst. Przemyślany, podany lekko i z przekąsem. Jest tu to Jarmushowe gadanie o dupie marynie, w którym nagle więcej prawdy o życiu, niż w uczonych księgach. Końcówka miód. Bardzo dobre pisanie.

 

Jeszcze raz się zedytuję… 

 

Choć jeśli miałbym zgadywać, na konkurs pod jakim hasłem to napisałeś, to na “obcość” bym nie wpadł;)

 

Niezupełnie tak. W owych czasach najmniejszą pojemnością było 375ml, i to nazywano “małpką”.

Obecnie w sprzedaży są 200ml i 100ml – obie pojemności jako “małpki”…

Fascynatorze, faktycznie mogło tak być.

 

Ale teraz “małpka” na 200? Co kraj to obyczaj;)

Ten short ma swój klimat. Noc, wódka i nieznajomy mężczyzna w aucie. No cóż – groza jak fantastyka. Średnio zrozumiałam końcówkę, ale mam w pamięci pierwszy akapit. Całościowo dobry tekst.

Hmmm. Nie zrozumiałam. Radośnie zrzucam to na karb licznych nawiązań do filmów, o których w życiu nie słyszałam.

Babska logika rządzi!

Dopiero po przeczytaniu komentarzy trochę się rozjaśniło. W każdym razie sprawnie napisane i świetnie czuć klimat, uśmiechnęłam się parę razy mimo nie-do-końca-zrozumienia całości :) Fajne :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Michale Pe,

 

W którymś opowiadaniu zostawiłem zdanie gwałcące gramatykę, bo tak mi się podobało:)

No to witam w klubie, też tak raz zrobiłem :D

 

Zamykając temat alkoholowych pojemności to jeśli krążymy w okolicach transformacji, to mogła by się tu znaleźć klasyczna ćwiarteczka. Zdaje się że unia odebrała nam ten element dziedzictwa narodowego, zastępując ponurą dwusetką (a rasowe zero siedemdziesiąt pięć podłym zero siedem), ale to tak na marginesie.

Masz rację, słówko “ćwiara” by tu też pięknie pasowało klimatem.

 

Przez większość czasu lektury miałem ochotę napisać, że trochę za bardzo przefajniona ta Twoja fraza.

To zdecydowanie najdziwniejszy zarzut, jaki dostałem :D Ale rozumiem, o co Ci chodzi. Być może trzeba było zabrać jeden gadżecik albo dwa. Cóż, wczuł żem się i nic poradzić nie mogłem :)

 

Potem przeżarło się i popłynąłem. I siadło jak cholera. Bardzo dobry tekst. Przemyślany, podany lekko i z przekąsem. Jest tu to Jarmushowe gadanie o dupie marynie, w którym nagle więcej prawdy o życiu, niż w uczonych księgach. Końcówka miód. Bardzo dobre pisanie.

Bardzo się cieszę, chyba zwłaszcza z tego udanego “jarmuschyzmu”. Wielką żeś mi Pan radość sprawił tym komentarzem ślicznym.

 

Choć jeśli miałbym zgadywać, na konkurs pod jakim hasłem to napisałeś, to na “obcość” bym nie wpadł;)

Wypluj te słowa! A tak na poważnie, to w mojej głowie reprezentacja obcości w szorcie miała iść dwutorowo – raz, że obcy facet w aucie, dwa – obcość mentalu Marka na tle przemiany ustrojowej, jego niedopasowanie. Wiesz, strasznie nie chciałem pisać o kosmitach. Musiałem coś innego wymyślić :P

 

Dzięki za wizytę i komentarz, już kołuję nad Twoim szortem :)

 

AmyBlack

 

wielkie dzięki :) Fajnie, jak tekst ma do zaoferowania coś nawet wtedy, gdy nie wszystko jest doskonale zrozumiałe. Bardzo mnie to cieszy.

 

Finklo,

 

możesz nawet zrzucić na karb głupiego autora, się nie obrażę wcale :P A jak “Długu” nie oglądałaś, to trzeba nadrobić! “Noc na Ziemi” zresztą też fajna, choć nie bez mankamentów.

 

NaNa,

 

miałem świadomość, że to jest tekst z kategorii “zaskoczy od razu albo wcale”, więc częściowy brak zrozumienia mnie tu nie boli. Co więcej, on nawet jest trochę intencjonalny, stąd ta absurdalna podszewka, że tak to nazwę obrazowo. Tak czy owak – super, że Cię parę razy uśmiechnęło, świetnie, że było czuć klimat. Dzięki!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się, Anet! :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Nowa Fantastyka