- Opowiadanie: SaraWinter - Ślady

Ślady

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Ślady

Ślad po gnijącym przez tygodnie ciele wciąż był widoczny. Muchy lepiły się do pozostałości tkanek i zakrzepłej krwi. Nie mogłem znieść tego obrazu ani myśli, że babcia umarła w samotności. Rodzice mówili, bym wracał do miasta, że moja obecność nie przywróci życia w tym starym domu. Ale żal nie pozwalał mi odejść. Podłogę w kuchni szorowałem codziennie, lecz śladu niczym nie mogłem wywabić i ciągle musiałem odganiać te przeklęte muchy. W końcu zamknąłem wszystkie okna i siebie w domu, zdany na dostawcę mleka. Chyba miał wyrzuty sumienia, że nie wszedł do środka i nie sprawdził, czy ze starszą panią wszystko w porządku.

Spałem w babcinym łóżku, pościel wciąż pachniała starym człowiekiem. Wiecie, jak pachną starzy ludzie? Wydzielają taki specyficzny zapach, trochę duszny, trochę tłustawy. Pewnej nocy, wpatrzony w ciemne niebo za oknem, usłyszałem dźwięk przypominający trzepot owadzich skrzydeł. Pomyślałem, że to duch babci wrócił z zaświatów, więc wyszedłem z łóżka, by z nim porozmawiać. Udałem się na strych, wabiony szmerem. Drewniane schody skrzypiały pod moim ciężarem, czułem stęchliznę, słyszałem żerujące w deskach korniki. Bzyczenie owadów nasilało się z każdym krokiem. Nagle poczułem strach, ale przecież wiedziałem, że babcia na pewno nie zrobiłaby mi krzywdy.

 Uchyliłem drzwiczki od tak zwanej rupieciarni i na palcach wszedłem do środka. Drobinki kurzu unosiły się w powietrzu, w świetle księżyca wpadającym przez dachowe okno widziałem cienie rodzinnych pamiątek, starych mebli i babcinych rajtuz zwisających ze sznurka. Babci nie było, ale na pewno nie byłem tam sam.

Pod kredensem siedział jakiś stwór. Nie od razu mnie zauważył, tak był pochłonięty wyjadaniem much ze słoika. Otwierał wieczko, wypuszczał kilka owadów, łapał je w locie, a potem wsadzał łapczywie do wielkich ust. Zapaliłem światło, by lepiej przyjrzeć się stworzeniu. Oślepiony chochlik wypuścił naczynie i zakrył oczy nieproporcjonalnie wielkimi dłońmi.

– Co tu robisz, mały? – zapytałem, kucnąwszy kilka stóp od niego.

Opuścił ręce, jego wzrok powoli przyzwyczajał się do jasności. Najpierw spojrzał na mnie, potem na rozbity słoik. W jego czarnych oczach pojawiły się łzy.

– Moje muchy! – Zapłakał. – Badu głodny! Nie ma już siły łapać! 

Zrobiło mi się go żal. Nie wyglądał na złego chochlika. Ściągnąłem ze sznurka rajstopy po babci, zbliżyłem się do malca i otarłem mu wilgotną mordkę.

– Jak chcesz, złapię ci więcej much.

Badu spojrzał na mnie zdziwiony.

– Ludzie nie robią takich rzeczy dla chochlików. Ludzie nie łapią much dla chochlików – powtarzał jak najęty. – Tylko Bunia je dla mnie łapała, ale Bunia nie żyje.

– Widziałeś jej śmierć? – spytałem. To nie tak, że chciałem go oskarżyć, bo pozwolił jej umrzeć.

– Badu stąd nigdy nie wychodzi. Badu nie mógł widzieć.

– To skąd wiesz, że umarła?

– Badu czuje.

Uwierzyłem mu. Naprawdę nie wydawał się złym chochlikiem.

 

Od następnego dnia co rano łapałem muchy i zamykałem je w słoikach. Kiedy zachodziło słońce, wspinałem się po schodach na strych. Jedna deska za drugą w końcu pękały, więc musiałem przeskakiwać po kilka stopni. Korniki na chwilę cichły. Ale Badu zawsze był zadowolony. Poprosił mnie, bym wypuszczał muchy, bo samo jedzenie nie sprawiało mu przyjemności. Lubił polować. Chciałem zostawić otwarte okno, by skuszone zapachem stęchlizny świeże muchy wleciały do środka, ale Badu bał się słońca.

Mijały duszne dni w domu babci. Ślad na podłodze w kuchni trochę zbladł, schody na strych coraz bardziej się kruszyły, korniki skrobały coraz głośniej. Badu polował i jadł.

Po tym jak spadł pierwszy śnieg, dostawca mleka już nie przyjechał; być może jego żal minął, a telefony od rodziców ustały. Z głodu zacząłem jeść owady. Spokojnie, latem zrobiłem zapasy na zimę dla chochlika. Półki w spiżarni uginały się od słoików z muchami, pszczołami, świerszczami i innymi. Badu był zadowolony. Ja też nie narzekałem.

Ostatni stopień schodów skruszył się w Wigilię, więc postanowiłem rozpalić ogień w kominku i upiec chrząszcze. Podałem je Badu w wiaderku na szczotce, a później chochlik wciągnął mnie na górę. Zjedliśmy z uśmiechem na ustach, tyle że nie było już schodów, po których mogłem zejść. Tamtego wieczora nie wróciłem do sypialni babci; zostałem na strychu z moim przyjacielem chochlikiem. Rozmawialiśmy o muchach i o tym, jak pyszne były pieczone chrząszcze. Opłacało się spalić schody. Tylko jakoś cicho było bez korników.

W bożonarodzeniowy poranek obudziło mnie burczenie w brzuchu. Śnieg przykrył okno, tak że w pomieszczeniu panował półmrok. Badu jeszcze spał. Wyszedłem ze strychu i stanąłem na skraju podłogi, gdzie kiedyś zaczynały się kręte schody. Z góry zobaczyłem wżarty w podłogę nowy ślad po zwłokach. Był mniejszy niż ten po babci, może nawet dziecięcy. Bałem się zeskoczyć, ale żołądek dopominał się o porcję much, a nie chciałem budzić Badu i prosić go, by mnie opuścił. Skoczyłem więc i wylądowałem na zgniłej podłodze. Położyłem się na niej i dopasowałem do śladu. Moje ręce nagle wydały się duże i ciężkie, skóra gruba i twarda, język spiczasty.

Wstałem i pobiegłem do łazienki, by przejrzeć się w pękniętym lustrze. To już nie byłem ja. I nawet nie wiem, kiedy stałem się śladem na podłodze.

Koniec

Komentarze

Hej

Super pomysł na opowiadanie, klimatycznie opisany babciny dom zrobił świetny klimat (nieco senny i mglisty ,lekko niepokojący). Nie wiem czy chochlik powinien być chochlikiem chyb mi by się bardziej podobało gdyby był bardziej zagadkową postacią. I zabrakło mi motywacji bohatera – czemu zainteresował się stworem? czemu nie miał żadnych podejrzeń? No i czemu postanowił go dokarmiać ? Jak ja bym spotkał coś takiego na strychu to bym to zabił a nie dokarmiał :) . 

 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć! Pierdołki na dobry początek dnia:

W końcu zamknąłem wszystkie okna i siebie w domu, zdany na dostawcę mleka.

Coś mi zgrzyta w tym zdaniu, chociaż nie bardzo wiem, co.

 

– Ludzie nie robią takich rzeczy dla chochlików. Dla ludzi jesteśmy obcy. Ludzie nie łapią much dla chochlików – powtarzał jak najęty.

A to zdanie albo bym zmodyfikowała, albo wywaliła całkiem. Tekst jest raczej subtelny, a tutaj pojawia się zgrzyt, walisz prosto w twarz.

 

Osobliwe to opowiadanie i chyba nie do końca je zrozumiałam. Podobał mi się dziwaczny, niepokojący klimat i sposób, w jaki prezentujesz tę dziwność: jako coś normalnego, a nie budzącego zdziwienie. I to w sumie jest ciekawe podejście, bo przecież obcość i dziwność nie zawsze musi być czymś złym i stanowiącym zagrożenie.

Ogólnie ciekawy tekst, chociaż końcówka mi się interpretacyjnie wymyka. Mam silne podejrzenia, co do obecnego stanu ontologicznego narratora, ale pewne rzeczy pozostają niejasne, jak na przykład dopasowywanie się do śladu na podłodze.

Lektura ciekawą była, a klimat uwiódł, więc łapaj klika.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć, Bardjaskier!

Dziękuję za wizytę i komentarz. Stawiałam na klimat, więc cieszę się, że zwróciłeś na niego uwagę.

 

Jak ja bym spotkał coś takiego na strychu to bym to zabił a nie dokarmiał :) .

 

No wiesz, takie niewinne stworzonko? ;) :D

 

gravel heart

Bałam się Twoich odwiedzin, ale miło, że znalazłaś w tym opowiadaniu coś fajnego i za kliczka pięknie dziękuję. :>

 

Coś mi zgrzyta w tym zdaniu, chociaż nie bardzo wiem, co.

 

O, a jedna z betujących uznała je za sympatyczne. :D

 

A to zdanie albo bym zmodyfikowała, albo wywaliła całkiem. Tekst jest raczej subtelny, a tutaj pojawia się zgrzyt, walisz prosto w twarz.

 

Słuszna uwaga.

 

Osobliwe to opowiadanie i chyba nie do końca je zrozumiałam. Podobał mi się dziwaczny, niepokojący klimat i sposób, w jaki prezentujesz tę dziwność: jako coś normalnego, a nie budzącego zdziwienie. I to w sumie jest ciekawe podejście, bo przecież obcość i dziwność nie zawsze musi być czymś złym i stanowiącym zagrożenie.

O to mi chodziło. :>

Jeszcze raz dziękuję za odwiedziny i opinię. 

Pozdrawiam. :)

Wow! Świeże, nie wiem co to jest, ale mi się podoba. :)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

AstridLundgren, cieszy mnie to. Dziękuję. :)

Cześć!

Rzeczywiście osobliwe opowiadanie. Niepokojące, to właściwie horror ;) Podobało mi się, klimatyczne. Dla mnie to po prostu popadanie w obłęd po śmierci bliskiej osoby. Klikam.

Pozdrawiam!

Witaj.

Bardzo smutne… :( A już ta historia z babcią i jej śmiercią, to totalnie… crying

Niezwykłe zakończenie, mocno zaskakujące.

Pozdrawiam, powodzenia, klik. :)

Pecunia non olet

avei, bruce,

dzięki, dziewczyny, za wizyty i komentarze. :)

heart

Pecunia non olet

Superowo

Dziwne i smutne. Nie umiem inaczej określić. Powodzenia.

Kazik12, dzięki. :)

 

Koala, misiu, miało być dziwnie. ;)

 

Bravu, co nie? :P

Ciekawe te Ślady (koniecznie w liczbie mnogiej)… Końcówka jest dla mnie trochę niejasna – ale to pewnie zamierzone (nie do końca wiem, co właściwie się stało – ale może właśnie nie powinienem wiedzieć, może to takie zakończenie Schrodingera, wręcz superpozycja zakończeń – można iść jedną ścieżką interpretacyjną, drugą, trzecią, dwiema na raz, wszystkimi po trochu… umysł ma pożywne jedzonko jak Badoo muchy… a może Badu? Czy babcia używała portali randkowych? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi…)

entropia nigdy nie maleje

Klimacik z horroru czuć bardzo mocno. Faktycznie zaniepokoiłaś i postraszyłaś. Ciekawie wpleciony chochlik, jako coś normalnego, nie budzącego zdziwienia.

Zatracenie się w żałobie? Tak przynajmniej odbieram tekst. Może z dodatkiem poczucia winy, bo babcia zmarła samotnie. Czy on tam też umarł, żywiąc się jedynie muszkami pewnie tak. Dopasowywał się do śladu własnego ciała? Też zapomniany?

Intrygujące, niepokojące, ciekawe.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Jim!

Ciekawe te Ślady (koniecznie w liczbie mnogiej)

Inaczej być nie mogło, bo wiesz… :D

 

Końcówka jest dla mnie trochę niejasna – ale to pewnie zamierzone

Owszem. :)

Dzięki za wizytę i komentarz.

 

Irko, miło Cię tutaj widzieć.

Klimacik z horroru czuć bardzo mocno. Faktycznie zaniepokoiłaś i postraszyłaś. Ciekawie wpleciony chochlik, jako coś normalnego, nie budzącego zdziwienia.

Hmm… w sumie to miało być bardziej dziwnie niż strasznie, ale straszyć też lubię, więc skoro taki jest odbiór, to nie mam nic przeciwko.

Dziękuję za odwiedziny, opinię i klika. :>

 

Inaczej być nie mogło, bo wiesz… :D

 

Wiem :D

entropia nigdy nie maleje

Saro Mróz!

 

Wracam po becie. :3

Imo to dobrze funkcjonuje jako tekst w obecnej formie. Trochę tajemniczy, trochę nie, wprowadza trochę taką psychozę. Ma się wrażenie, że bohater jest obok swojego umysłu, że trochę się odkleja od rzeczywistości i to już się zaczęło w momencie śmierci babci, a potem to się pogłębia coraz bardziej aż sam się staje chochlikiem. I teraz kwestia tego pierwotnego chochlika. On tam był z jakiegoś powodu, czy po prostu tak se o? A może to była babcia?

Na te pytania czytelnik może sam sobie odpowiedzieć, bo właśnie zakończenie jest przyjemnie otwarte – nie za bardzo, dzięki czemu można sobie samemu zinterpretować. Dobrze się czytało!

Leci kliczek z daleka, na nikogo nie czeka. ^^

Pozdro!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Hej ;)

Bardzo ciekawy tekst z zakończeniem, które pozwala czytelnikowi snuć domysły na temat tak naprawdę całości. Opowiadanie wyszło Ci bardzo klimatyczne, z nutą mrocznej tajemnicy i refleksyjne w kontekście żałoby bohatera. W tekście czuć powiew grozy, ale ułagodzony przez postać sympatycznego chochlika.

Pozdrawiam i powodzenia :)

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Zbudowałaś fajny klimat, a nawet może kilka. Bo zaczyna się sentymentalnie, potem robi się trochę strasznie, ale zaraz mamisz nas, nieco obrzydliwą sielanką. I kiedy już wydaje się, że chrupiąc korniki dojdziemy do happyendu, jednak pojawia się horror;)

Lożanka bezprenumeratowa

helo Sara.

Nie rozumiem tutaj horrorowych nastrojów czytelników. Dla mnie klimat wręcz bajkowy, razem z Badu i blaskiem księżyca wpadającym przez szczeliny w deskach. Niestety końcówka nie porwała, a wręcz jestem na ciebie zły. To opowiadanie jest trochę jak wodospad, woda się piętrzy, uderza w skały przyspiesza i nagle po prostu wszystko spada w dół, a ja nie wiem co tam na dole się dzieje. Rozumiem, gdybyś miała 7 tys. znaków, ale masz 5 i wydaje się, że mogłabyś poświęcić więcej czasu udekorowanie tortu słodką wisienką. Stało się, jak się stało. Chciałbym wiedzieć o co chodziło z tymi śladami. Są one w tytule, a większość z nas trochę tego nie rozumie. Jesteś winna nam wytłumaczenia:D

Pozdrawiam:)

Dobre. Ostatni akapit zbędny, bo wszystko już wiadomo, ale i takbardzo dobry tekst. Przeczytałem z dużą przyjemnością. Pozdrawiam.

Barbarianie!

Jeszcze raz dzięki za dobre słowo. :)

 

Ermirie, cześć!

Dziękuję za odwiedzimy i opinię. Też lubię tego małego chochlika. ;)

 

Hej, Ambush,

fajny miks klimatów znalazłaś. Dzięki. :)

 

Helo, vrchamps,

Niestety końcówka nie porwała, a wręcz jestem na ciebie zły. 

O, kurczę. :D Ale w sumie cieszę się, że wywołałam jakieś emocje. Trochę szkoda, że negatywne, ale muszę z tym żyć. ;)

Pozdrawiam. :)

 

Michał Pe, hejo!

Miło, że tu zajrzałeś. I za komentarz dziękuję i za kliczka też. :>

Przybyłem ponownie, by przyjrzeć się jeszcze raz opowiadaniu i nadal uczucia mam wstrząśnięte, nie mieszane – końcówka mi nie do końca “leży” ale całość swym klimatem, swym slajdem za slajdem – plastycznym, dookreślonym (w kontraście do niedookreślonego zakończenia) – podoba mi się konstrukcyjnie. Wychodzimy od znanego – do nieznanego, od jasnego i poukładanego – do niejasnego i chaotycznego, od realności, przez surrealizm do anty-realizmu.

 

entropia nigdy nie maleje

Ładnie napisane, fabularnie nieoczywiste, o kwestiach trudnych i mało przyjemnych, dla mnie zaś (na pewno nie tylko) bliskich. Zdecydowanie mi się podobało. Chłonąłem pustkę tego domu, śmierć była subtelna, acz przytłaczająca.

Klik.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

O, a jedna z betujących uznała je za sympatyczne. :D

To ja i wciąż podtrzymuję. :3

 

Wracam po becie, Sarcio, bardzo dobre opowiadanko!

Przez to, że akcja dzieje się w jednym miejscu właściwie z jednym bohaterem, atmosfera staje się duszna i tajemnicza. Widzę tutaj dosłowne rozumienie chochlika i historii z nim związanej, ale też ładną metaforę o radzeniu sobie ze śmiercią bliskiej osoby i wyrzutach sumienia, bo w końcu babcia umarła w niezbyt ładnych okolicznościach. Ładny plot twist na końcu zostawia pole na domysły.

Zadowolon z lektury, powodzenia w konkursie. ♥

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

O, Jim, dzięki za ponowne odwiedzimy i że chciało Ci się myśleć o tym opowiadaniu. :D

 

Cześć, fmsduval. :)

Dziękuję za miłe słowa i za klika. :)

 

Droga sy,

jeszcze raz dziękuję za betę i za podzielenie się opinią o tekście.

Pozdrawiam. heart

 

 

Wiecie, jak pachną starzy ludzie? Wydzielają taki specyficzny zapach.

Brakuje mi tu przynajmniej zdania rozwinięcia. Jaki to zapach.

 

A tak poza tym klimatyczne i jak to ty potrafisz, bardzo plastycznie. Snujesz sobie gładko taką historie przez lekkie opary po części absurdu, po części horroru i nie wiadomo gdzie ona człowieka zaprowadzi.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Hej, Zalth,

 

Brakuje mi tu przynajmniej zdania rozwinięcia. Jaki to zapach.

Ok, dodałam dwa słowa. :) I jeszcze linka dorzucę, jako ciekawostkę: https://nauka.rocks/nonenal/

Japończycy mają nawet na to nazwę. xD

 

Dziękuję za komentarz i ostatniego kliczka. <3

Czołem

 

W końcu zamknąłem wszystkie okna i siebie w domu, zdany na dostawcę mleka.

Mi także to zdanie zgrzytnęło, bo znienacka wskoczył ten dostawca mleka. Jak Filip z konopii, jak jakiś Beryl z miasta z wielkim portem morskim i lotniskiem międzynarodowym;-) Musiałem przeczytać że dwa razy, by zrozumieć, że dostawca mleka to nie pomyłka i on tam jest, ba, pozwala się na siebie zdawać. Wydzieliłbym dygresję o nim od nowego zdania.

 

Mogą być spoilery, pozor!

 

Bardzo plastycznie opisujesz niezwykłość, której się nie dziwię – klimat wiejskiej chałupy gdzie tajemnice i zapachy starych ludzi otwierają drzwi do nieco innej percepcji świata, udał się nadzwyczajnie. Również nie jestem pewien jak interpretować końcówkę. Dużą część szorta byłem przekonany że patrzę na metamorfozę i zastępowanie chochlika przez protagonistę, ale to przymierzanie ciała do obrysu wybiło mnie nieco – wyjszł z własnego ciała czy też chochlisia w wigilię nieświadomie ubił? A może chochliś to że strychu spadł, objedzony pieczonymi świerszczami tak, że się sturlał jak kuleczka? Lubię otwarte zakończenia, ale tutaj jest tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi…

 

Fabularnie ładnie zmieściłaś krótką, niepokojącą opowieść w małej liczbie znaków. Biblioteczka lubi to.

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Cześć!

 

Wszystko płynie. Ciekawie to pokazałaś w tym opku (wolę taką interpretację od sugerowanego obłędu ;-)). Czuć obcość, fantastyki nie brakuje, nieco baśniowa niepewność przywodzi na myśl świat dziecięcych fantazji… Choć jedzenie much wydaje się – może tylko mi – nieco osobliwe…

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Podobały mi się opisy chochlika zjadającego muchy i stopniowa przemiana bohatera, która się udała nawet w tak małej liczbie znaków. A te ślady po zwłokach – brr, ciekawy pomysł na horror i pokazanie radzenia sobie ze stratą. Natomiast sama postać chochlika, choć bardzo plastyczna, trochę mi nie pasowała do tego rodzaju tekstu. Poza tym myślę, że udany szorciak, klikałabym :)

Wrócę tu jeszcze z kilkoma słowami, bo ostatnio pisałem z telefonu, a to potworna udręka.

 

Chyba nie znam Twoich poprzednich tekstów, ale kojarzę, że eksploatujesz tę japońską dziwaczność i tutaj to fajnie zagrało, bo już na początku lektury odniosłem wrażenie, że wchodzę na dobrze przygotowany grunt, że zabierasz mnie gdzieś z premedytacją. Rasowo prowadzisz narrację, fajnie grasz kilkoma elementami (ślad, muchy, schody) pokazując nam “przemianę” bohatera (jego przejście od do).

 

W końcu zamknąłem wszystkie okna i siebie w domu, zdany na dostawcę mleka.

Mi także to zdanie zgrzytnęło, bo znienacka wskoczył ten dostawca mleka.

Moim zdaniem właśnie takie zagrania robią w tym tekście robotę, decydują o jakości narracji.

 

Ogólnie, jak już pisałem, bardzo satysfakcjonująca lektura.

 

Pozdrawiam!

 

Heloł, Panie Rybo. :D

Musiałem przeczytać że dwa razy, by zrozumieć, że dostawca mleka to nie pomyłka i on tam jest, ba, pozwala się na siebie zdawać. Wydzieliłbym dygresję o nim od nowego zdania.

A ja tego nie zmienię, bo sy się podoba, MichałowiPe się podoba i to jest taka zagrywka. :P

Dziękuję za wizytę i komcia. <3

 

Hej, krar!

Fajnie, że zajrzałeś i zostawiłeś ślad.

Choć jedzenie much wydaje się – może tylko mi – nieco osobliwe…

 

Wiesz, ostatnio chyba jest jakaś nowa moda na produkty z owadów. O.o Może i muchy będziemy zjadać. xD

 

O, Sonatka. :>

Natomiast sama postać chochlika, choć bardzo plastyczna, trochę mi nie pasowała do tego rodzaju tekstu

A jakie stworzonko bardziej by pasowało? 

 

MichałPe, witam ponownie,

bardzo mi miło, że chciało Ci się tu zajrzeć ponownie i zostawić kilka dodatkowych słów, w dodatku same dobre rzeczy. :)

Moim zdaniem właśnie takie zagrania robią w tym tekście robotę, decydują o jakości narracji.

O to, to. 

Dziękuję. <3

 

Przeczytałam z wielką uwagą! 

 

Opowiadanie świetnie napisane pod względem słownictwa oraz rytmu. Gdzieniegdzie się potknęłam, ale w ogólnym rozrachunku czytało się płynnie. Podobało mi się zarysowanie tła (domu babci) tej historii oraz sposób przedstawienia rozwijającej się relacji między bohaterem a chochlikiem. <3

 

Podobnie jak w komentarzach wyżej, też muszę przyznać, że końcówka nie była dla mnie dostatecznie jasna.

Czy to źle?

Niekoniecznie, każdy ma inne preferencje. Osobiście uwielbiam plot twisty (zwłaszcza te zawarte w dosłownie ostatnim zdaniu!), ale nie umiem wyobrazić sobie, by Twoje opowiadanie mogło zakończyć się inaczej. Więc… :)

 

Znalazłam również pewną niekonsekwencję, ale niżej zaznaczę, że to chyba kwestia mojej interpretacji. Zostawiam do przemyślenia, bo decyzja o ewentualnej zmianie jest oczywiście w Twoich rękach. :)

 

W dialogu, gdy bohater zapala światło, a słoik zostaje rozbity chochlik skarży się:

 

“– Moje muchy! – Zapłakał. – Badu głodny! Nie ma już siły łapać!

 

Z kolei potem pojawia się informacja o tym, że:

 

”Poprosił mnie, bym wypuszczał muchy, bo samo jedzenie nie sprawiało mu przyjemności. Lubił polować.”

 

Wyobrażam sobie (dopowiadam), że w założeniu minęło kilka dni, a chochlik jest już najedzony i silniejszy, stąd też znalazł siły na polowanie. Mimo to, za pierwszym razem odebrałam to jako wzajemnie wykluczające się informacje. 

 

Po za tym fajny weirdowy nieco bajkowy (jak zauważył vrchamps) klimat oraz dobre warsztatowo wykonanie. 

 

Trzymam kciuki i pozdrawiam serdecznie!

 

P.S Gdybym była bogata, z pewnością dołożyłabym się do Ruchomego zamku Hauru z obwoźnym laboratorium. <3

 

 

 

Cześć, Moon. :)

Wyobrażam sobie (dopowiadam), że w założeniu minęło kilka dni, a chochlik jest już najedzony i silniejszy, stąd też znalazł siły na polowanie. Mimo to, za pierwszym razem odebrałam to jako wzajemnie wykluczające się informacje. 

Tak właśnie było. :)

 

 

P.S Gdybym była bogata, z pewnością dołożyłabym się do Ruchomego zamku Hauru z obwoźnym laboratorium. <3

O, jak miło, dziękuję. <3 Gdybym była bogata, dałabym Ci się takim zamkiem przejechać. :D

 

Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa.

Pozdrawiam! :)

 

A jakie stworzonko bardziej by pasowało? 

Coś bardziej “mrocznego” :P

Coś bardziej “mrocznego” :P

To by było za grube. xD

Poza tym ja mam uraz do chochlików, goblinów itp. One są najmroczniejsze. I ohydne i wstrętne. Fujka.

Doskonale skonstruowana historia, poprowadzona subtelnie, ale konsekwentnie. Nie powiem, żeby zakończenie mnie zaskoczyło, zresztą całość w mojej interpretacji prowadzi właśnie do takiego a nie innego finału. Wciągnęło mnie bardzo i podobało mi się :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

NaNa, miło, że tu zajrzałaś.

Cieszę się, że opowiadanie Ci się podobało. :)

Pozdrawiam!

Bardzo, bardzo dobry tekst.

Masz niebanalny pomysł na fabułę, niby prosty, ale oryginalny, spójny i idealnie mieszczący się w naprawdę ciężkim limicie. Do tego pomysłu doskonale dobrałaś styl i narrację, co z kolei pomogło ci wykreować spójny i wszechogarniający nastrój: trochę jak z dziwacznego baśniowego horroru, trochę jak z weirda. Przeczytałam z zachwytem.

ninedin.home.blog

ninedin, nie bardzo wiem, co odpisać. Uśmiechnął mnie Twój komentarz, zwłaszcza ostatnie zdanie. Bardzo się cieszę. I bardzo dziękuję. <3

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet, to fajnie. :D

Hej,

Bardzo fajne opowiadanie podobał mi się jego klimat, mglisty i niepokojący.

Dziękuję, borku. :)

Ciekawa wizja stworka na strychu i całego klimatu po śmierci babci. Acz ta pościel wciąż pachnąca babcią wydała mi się obrzydliwa.

Ja też zgubiłam się w końcówce.

Babska logika rządzi!

 po gnijącym przez tygodnie

Gnijącym tygodniami.

 moja obecność nie przywróci życia w tym starym domu

Hmm. Nie przywróci życia temu staremu domowi?

 Podłogę w kuchni szorowałem codziennie, lecz śladu niczym nie mogłem wywabić

Dziwny szyk.

 zamknąłem wszystkie okna i siebie w domu

Zeugma. Ma być? Bohater wyraźnie niestabilny psychicznie, więc może ma, ale zaznaczam.

 Wydzielają taki specyficzny zapach, trochę duszny, trochę tłustawy.

Hmm, czy ja wiem, czy tłustawy.

 trzepot owadzich skrzydeł

Trzepoczą raczej większe skrzydła, ptasie, nietoperze. Owadzie są małe i szybko się poruszają, więc brzęczą.

 Udałem się na strych, wabiony szmerem.

Hmm.

 Bzyczenie owadów nasilało się z każdym krokiem.

Hmmmm.

 drzwiczki od tak zwanej rupieciarni

Drzwiczki tak zwanej rupieciarni.

 nie byłem tam sam

Anglicyzm. Nie byłem sam.

 by lepiej przyjrzeć się stworzeniu

Hmm.

 To nie tak, że chciałem go oskarżyć, bo pozwolił jej umrzeć.

Dziwne zdanie. Może: Nie próbowałem go o nic oskarżyć.

Jedna deska za drugą w końcu pękały, więc musiałem przeskakiwać po kilka stopni.

Hmm.

 Po tym jak spadł pierwszy śnieg

Po tym, jak spadł pierwszy śnieg.

 być może jego żal minął, a telefony od rodziców ustały.

Angielskawy początek, zeugma.

 Zjedliśmy z uśmiechem na ustach

Hmm.

 po których mogłem zejść

Po których mógłbym zejść. Tryb przypuszczający, bo schodów już nie ma i zejść nie można.

 o tym, jak pyszne były pieczone chrząszcze

Jakie pyszne.

 Opłacało się spalić schody.

Mmm? To te chrząszcze – to były korniki? Coś mi umknęło.

 Był mniejszy niż ten po babci, może nawet dziecięcy.

Dziecięcy ślad?

Brrrrrr. Mocne. Brrrr… Końcówka zaskakująca, ale logiczna (i nie wali łopatą). Ciekawe, co chochlik miał wspólnego ze śmiercią babci…

 O, a jedna z betujących uznała je za sympatyczne. :D

Zeugma jest pełnoprawnym środkiem stylistycznym. Dla mnie ta konkretna wskazuje na rozchwianie narratorskiego umysłu, ale nie wiem, czy o to Ci szło.

 sposób, w jaki prezentujesz tę dziwność: jako coś normalnego

Normalnego dla bohatera, co właśnie wzmacnia wrażenie dziwności u czytelnika. Bo, jak Barbarian zauważył, bohater odkleja się od rzeczywistości – i to jest straszne.

 Moim zdaniem właśnie takie zagrania robią w tym tekście robotę, decydują o jakości narracji.

Mmm, dostawca jest znienacka, ale ma tam swoje miejsce.

 Mimo to, za pierwszym razem odebrałam to jako wzajemnie wykluczające się informacje.

Mnie to zaniepokoiło, bo coś kłamie ten chochlik.

 Do tego pomysłu doskonale dobrałaś styl i narrację, co z kolei pomogło ci wykreować spójny i wszechogarniający nastrój: trochę jak z dziwacznego baśniowego horroru, trochę jak z weirda.

Yup.

 Acz ta pościel wciąż pachnąca babcią wydała mi się obrzydliwa.

Ale pasuje! I do tęsknoty bohatera za babcią (ważne) i do ogólnego horrorku z muchami (też ważne).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka